X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki z pamiętnika (nie takiej już) młodej mężatki- przygoda z IVF
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››
WSTĘP
z pamiętnika (nie takiej już) młodej mężatki- przygoda z IVF
O mnie: 31 lat, cudowny mąż, wymagająca ale satysfakcjonująca praca, przytulne mieszkanko i kochany psiak
Czas starania się o dziecko: tak realnie? od kwietnia 2013 roku. 14.08.14 zostaliśmy zakwalifikowani do rządowego programu IVF
Moja historia: Do zeszłego Bożego Narodzenia żyłam szczęśliwie totalnie bez instynktu macierzyńskiego aż coś się poprzestawiało i oboje zamarzyliśmy o małym człowieczku. Staramy się już 7 miesiąc i jak na razie nam się nie udaje
Moje emocje: Z mojej strony złość, bo jestem niecierpliwa, mąż spokojny, pełen optymizmu

26 września 2013, 17:01

Przed zaczęciem starań zrobiłam pełen komplet badań (tak wiem, co powiedział by Freud ale taka jestem) i wszystkie były oki. W zeszłym tygodniu powtórzyłam i ooo TSH 2,66 (przy obwdowych prawidłowych) i padła sugestia zrobienia p/ciał aTPO bo uwaga to może być Hashimoto. Hmmm jutro idę do nowej ginki ciekawe co ona na to powie. Dziś 10 dc, humor i chęci- są, objawy okołoowulacyjne- są, plany na wieczór- są, butelka wina- jest. Oficjalnie rozpoczynam 10 dniowy urlop.

27 września 2013, 20:47

I już po wizycie u nowej p. doktor. Odczucia pozytywne. Obejrzała badania, pozaglądała gdzie trzeba i kazała działać. Dowiedziałam się również że wytyczne Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego mówią, że TSH powinno być poniżej 2,5. Mam suplementować jod a dla spokoju ducha zrobić aTPO ale ona nie sądzi, żebym miała Hashimoto. W 10 dpo mam zrobić progesteron i PRL. A jeżeli się w tym cyklu nie uda, to pod koniec października monitoring owulacji, no i oczywiście badania męża.

28 września 2013, 12:06

Dziś wesele mojego brata ciotecznego. Mam nadzieję, że będziemy się z TŻtem dobrze bawić i chociaż na chwilkę uda mi się wrzucić na luz i zająć głowę czymś innym.

29 września 2013, 13:32

Wesele odespane. Było przepięknie. Śliczna Panna Młoda i mój brat jakiś taki poważny.
Nawet pogoda sprzyjała Młodym, w trakcie mszy strasznie lało a kiedy wychodzili z Kościoła zaświeciło słońce.
Przypomniał mi się mój ślub sprzed czterech lat. Pamiętam, że byłam spokojna (na co dzień jestem morzem emocji), nawet moja mama się dziwiła, że nie panikuję. Tak sobie pomyślałam, że to cudownie mieć kogoś z kim idzie się przez życie. Kogoś kto wieczorem kładzie się obok, kto przyniesie herbatę i chusteczki jak masz katar, kto pocieszy jak masz gorszy dzień......

30 września 2013, 12:22

Jakoś mi tak dziś jesiennie..... liściasto i cynamonowo

Zdecydowanie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dziś ovu :) a już się bałam, że przez wirusa z początku cyklu coś się pomota totalnie. Już chyba czuję ten wzrost progesteronu bo mnie ciągnie do kuchni i gotowania. Mięknę emocjonalnie, ukobiecam się. Zupka się gotuje, ziemniaczki na placki obrane i coś czuję, że jeszcze szarlotkę wstawię. Jakoś mi tak w marzeniach pachnie jabłkami z cynamonem. Z przyziemnych rzeczy-odliczam do 10 dpo- wtedy mam zbadać progesteron i PRL :).

1 października 2013, 09:35

ovufriend wyznaczył mi ovu na sobotę. Hmmm.... no cóż to tylko narzędzie, które zlicza dane. Ja dam sobie rękę uciąć że ovu była niedziela/poniedziałek. Na szczęście od kilku dni jest bardzo serduszkowo więc nie mam się co martwić. Dziś jadę do Rodziców. Zostawiam TŻta samego na 3 dni. W planie mam spacery i grzyby o ile oczywiście pogoda pozwoli :). Mieliśmy od wczoraj być na Mazurach (ja urlop klepnęłam już w lipcu) ale w ostatniej chwili TŻtowi odwołali no bo firma, no bo nowy produkt itp. itd. a w weekend spotkanie firmowe nad morzem. Taki los żony męża karierowicza :P. Przynajmniej mój wielki państwowy moloch szanuje czas wolny pracowników.
Z innej beczki... chyba jestem jedną z niewielu osób, które lubią jesień, nawet wtedy kiedy pada i jest trochę ponuro. Uwielbiam jesień za zapachy: warzyw, owoców, liści, mokrej ziemi, pierwszych przymrozków. Za kolory, za możliwość dotknięcia mgły, za wrześniowe niebo i za miłość. Bo właśnie jesienią 8 lat temu poznałam mojego TŻta

2 października 2013, 10:06

Dwu i pół godzinny spacer po zamglonym, pachnącym grzybami lesie. Prawie żadnych ludzi, tylko ptaki, dwie zaskoczone sarny, przemykający lis i cisza. Cisza od zgiełku miasta, klaksonów, krzyków, budowy na przeciwko mojego bloku. Zanurzyłam się w nią cała. Moje wszystkie zmysły były atakowane: zapachami ziemi, zwierząt, liści, mokrego mchu, dotykiem mgły na skórze, kolorami liści, rudością wiewiórki na drzewie,czerwienią muchomorów ukrytych pod drzewami..... magia odczuwania, doznania jakże inne niż smród miasta. Las podzielił się ze mną grzybami i powoli przymierzam się do wekowania i suszenia. Ale będzie pachniało..... orgazm w głowie :)
Z przyziemnych rzeczy zagrałam na nosie wykresowi na ovufriend. Przesunął ovu na niedzielę i chciałam mu powiedzieć no i kto miał rację ale w sumie to tylko program i myślę, że dyskusja byłaby jałowa :P. Wyciszam się i luzuję emocje.... tego mi było trzeba resetu systemu. Refleksji.... nad sobą i swoim życiem. Odpowiedzi na pytanie czy jak nie będę miała dziecka to czy będę gorsza/inna/napiętnowana (odpowiednie podkreśl). Czy wykładnikiem mojej kobiecości jest macierzyństwo? I tak i nie. Punkt widzenia nierzadko zależy od punktu siedzenia a o tym decyduję ja. Spełniam się w wielu dziedzinach życia, odnoszę pewne sukcesy (mniejsze, większe) ale to mnie satysfakcjonuje i daje radość.... hmmm znalazłam niedawno swój pamiętnik, który pisałam w wieku 16 lat. Plan był taki studia->ślub->dobra praca-> dziecko koło 30-tki. No i studia- są, mąż-jest, fajna praca-jest to według planu powinno być dziecko. Ale czy moje życie to plan? Schemat? Rozkład jazdy? A jak któryś punkt nie wypali to co? I tu się pojawia problem- dylemat bo ja tak kocham planować, spontaniczność- jest dobra przy wyborze deseru ale ścieżki życia. O nie, nie, nie byłabym sobą gdybym puściła ster. I nad tym MUSZĘ popracować. Wbić do blond łepetyny, że nie DA SIĘ WSZYSTKIEGO zaplanować, bo życie to SPONTAN i już :)

3 października 2013, 11:53

zawsze się śmiałam z takiej choćby Kleopatry, kąpiele w mleku, kremy, kremiki, paciaje na gębę, inny specyfik do rąk inny do stóp a jeszcze inny do tyłka. Jako pragmatyczka miałam zawsze w łazience podstawowe kosmetyki (no dobra puder i tusz do rzęs miałam). Jak koleżanka pokazała mi zalotkę to myślałam, że to narzędzie tortur. Tak mnie nauczyła Mama, nie malowała się na co dzień, paznokci też nie malowała, nie układała włosów za pomocą dziwnych ustrojstw, nie miałam gdzie podpatrzeć co się robi z tymi wszystkimi rzeczami. Przez studia byłam czarna i mroczna, wystarczył eyeliner i tusz. Odkąd cztery lata temu trafiłam do obecnej pracy i zobaczyła w czym się chodzi i jak się wygląda zaczęłam się trochę tym interesować. Kupiłam kilka cieni do powiek, błyszczyk, nauczyłam się (chwała internetowi) robić delikatny makijaż do pracy. Pierwszy profesjonalny miałam z okazji ślubu.
Ale dziś nastąpił przełom- totalne odkrycie poszłam do salonu urody (ale to brzmi :)). Zostałam wzięta w obroty- włosy, brwi, paznokcie i uwaga uwaga sprawiło mi to olbrzymią przyjemność. Na prawie trzy godziny zapomniałam o Bożym Świecie, siedziałam jak królowa, dając się dopieszczać jak Kleo. W życiu nie usłyszałam tylu miłych rzeczy o swoim wyglądzie (oki nawet jeśli to było przez grzeczność, to i tak trafiło). Wyszłam dopieszczona, wypachniona, z ogromnie podbudowanym ego. Jaki z tego wniosek? NFZ powinien refundować wizyty w salonach urody. Wizyty u psychologa bywają darmowe bywają, leczy się światłem, wodą, prądem, ziołami? To można też wprowadzić URODOTERAPIĘ!!!!

3 października 2013, 16:17

No wiecie co? Tak to jeszcze nie było. Dziś 17 dc a tu raptem ból jajnika-prawego (lewy bolał w ovu 13 dc potwierdzona wszelkimi sposobami- no dobra bez USG) i książkowy śluz rozciągliwy, żeby tam wodnisty czy inny. Nie książkowy płodny. I jak ja mam to rozumieć? Nie lubię takich żartów. Drugie jajko będzie? Czas fermę kurzą zakładać. 10,9,8,7,6,5,4,3,2,1 kwiat lotosu, woda w jeziorze, liść na wietrze no i już jestem spokojna :)

4 października 2013, 07:51

TŻ pojechał w delegację, wraca w niedzielę a ja mam czas dla siebie, domu i przemyśleń. Wczoraj wieczorem zrobiłam test ovu- był dodatni. Hmmm zagadka na miarę Kurta Wallandera i CSI Miami. Kto jest sprawcą? Od 15 lat znam swoje ciało i jakoś nigdy nie robiło mi psikusa. Choroba/wyjazd/stres a wszystko było jak w zegarku. A teraz ovufriend poprzestawiał wszystko(bo mu wczoraj w 17 dc wpisałam śluz płodny i dodatni test ovu). Przesunął ovu na wtorek 15 dc (what?) i wydłużył cykl do 30 dni (paranoja- nigdy, nigdy tak nie było- tzn. raz! pierwszy cykl po odstawieniu anty był 32-33 dniowy). Ehh o ile człowiek był szczęśliwszy bez tego mierzenia, oglądania śluzu, sikania na testy a teraz coś się przesunie i szukam prywatnego detektywa, żeby wykrył przyczynę. Chociaż mam wrażenie, że sprawca się znalazł przypadkiem, nie dał mi spać całą noc, bo się kluł podstępnie dziad jeden Rotawirus :)

5 października 2013, 10:00

Leniwy słoneczny sobotni poranek. Obudziłam się przed budzikiem, słońce świeciło mi prosto w oczy a w policzek wbijały mi się słodko małe psie łapki. Pewnie Maluch tęskni za TŻtem, w sumie to jego pies, ja jestem od karmienia, strzyżenia i strofowania jak coś zmajstruje. Z racji tego, że TŻta nie ma Młody przylazł w nocy do mnie do łóżka i tak słodko przespał do rana. Ja się relaksuję, objawy wirusa powoli mijają, także chyba skuszę się na wyjście z domu gdzieś dalej.

7 października 2013, 13:34

o wczorajszym dniu chciałabym zapomnieć, tyle nerwów ehhh
jestem w Krakowie na szkoleniu i korzystam z tego jak mogę. Nie wiem dlaczego ale darzę to miasto miłością ogromną, uwielbiam ciasne uliczki, stare kamienice, zieleń, malutkie knajpki pochowane w podwórkach. Mam w Krakowie swoją ukochaną knajpkę (ja wiem będzie reklama) Cafe Zakątek. Nieduża, przytulna, ukryta w podwórku niedaleko rynku. Nic wielkiego, parę stoliczków w środku i na zewnątrz. Za to klimat niepowtarzalny, trochę jak w babcinym salonie, serwetki na stolikach, na ścianach ryciny z roślinkami, stary zegar z wahadłem, półmrok, wieczorem światło świec. No i herbata (mój narkotyk, jeden jedyny nałóg), niesamowity wybór różnych kompozycji smakowych i zapachowych dostosowany do pór roku. Byłam w Cafe Zakątek zimą, wiosną i teraz jesienią i herbaty się zmieniają dostosowując swój smak do pory roku. I tu wracamy do tego, że ja na prawdę uwielbiam jesień. Taką jaka jest teraz w Krakowie- słoneczną, ciepłą, liściastą, kolorową i pachnącą

8 października 2013, 18:39

Kraków coraz bardziej mnie wciąga.... dziś rano szłam na zajęcia przez zamglone, magiczne Stare Miasto. Bez turystów, wrzasków, tłumów, tandetnych pamiątek, różnej maści muzykantów. Mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów, ukrywała za sobą reklamy i szyldy na budynkach. Poczułam się trochę tak jakbym była w innej epoce. Aż mnie dreszcz przeszedł :). Popołudniu zwiedzałam Kazimierz. W sumie byłam już tam ze dwa razy, oglądałam Synagogę i kamienice. Ale dziś trafiłam w pewne wyjątkowe miejsce. Mały sklepik, w którym właścicielka sprzedaje wykonane przez siebie zabawki pluszowe, biżuterię, torebki, fartuszki itd. Opowiadała mi to z taką pasją, była bardzo miła i łatwo nawiązałyśmy kontakt. Kupiłam u niej ślicznego, różowego misia z polaru z uśmiechnięta mordką i zielonym brzuszkiem. Miś dostał imię Stefan i będzie grzecznie czekał na nasze Maleństwo, żeby zostać jego najlepszym przyjacielem. Dla siebie kupiłam niesamowity wisior z kotkiem. Z właścicielką sklepu rozmawiałyśmy długo (chyba z pół godziny) o zabawkach dla dzieci. Dziś często, to co można kupić w sklepach (nawet markowych) to nic innego jak chińskie badziewie. Może jestem dziwna ale ja mam sentyment do starych zabawek, drewnianych, szmacianych, szytych ręcznie, czasami krzywych i zezowatych ale praktycznych, nie naszpikowanych toksycznym szajsem. Stąd też zakup Stefka. Jutro wracam tam po zabawkę dla córy mojej przyjaciółki- Kala chce króliczka i jakiegoś na pewno jej znajdę. Na koniec dnia zrobiłam przyjemność ciału i poszłam na naprawdę przepyszne pierogi z barszczykiem. Teraz leżę i trawię :)

9 października 2013, 18:29

Dziś króciutko: badania odebrane progesteron 57,8 w normie, PRL 697 norma do 637 czyli za dużo. Badana w 3 dc 20 czyli w normie. Wczorajsze po przeliczeniu na te same jednostki 34,8. Skąd u licha skok z 20 do 35? czytałam, że przy PRL 35 występują zaburzenia cyklu, skąpe miesiączki, brak owulacji. Ja mam cykle 27-29 dni, owulacje potwierdzoną testami, śluzem, temperaturą itp, miesiączki wcale nie skąpe. Więc o co chodzi????

10 października 2013, 16:07

Padam, po prostu na twarz, wszędzie, na zajęciach, w kolejce po kawę, na śniadaniu z TŻtem. Padam, ziewam jak smok wawelski, w głowie mi się kręci i moją ulubioną od kilku dni jest pozycja horyzontalna. W dzień podeśpię 30-45 minut a w nocy? Przewalanie z boku na bok. Liczenie owiec, każdy najdrobniejszy stuk a ja oczy jak 5 złotych. To fakt, jestem więcej na dworze, na zajęcia chodzę piechotą 25 minut w jedną stronę, zwiedzam Stare Miasto, spaceruje po Plantach ale żeby aż tak. Jest coś takiego jak jesienne przesilenie? Kupię 10 kg marchwi i będę piła sok. Decyzja zapadła w sobotę rano ruszamy na 2 dni do Czerwonego Klasztoru. Niech żyją góry :)

10 października 2013, 18:58

5 km piechotą po Plantach zrobione. Pies dał radę i ja też :-). Fotki pod Wawelem zrobione, lans na całego. Pora na kolację.

12 października 2013, 19:17

Z Krakowa do Nowego Targu trzy godziny w korkach, gorącu i z wiercącym się na kolanach psem.... warto było :). Od kilku godzin jesteśmy na Słowacji a tu piękna, ciepła, złota jesień (a może babie lato?). 18 stopni, słoneczko, kolory porażające wzrok, cisza i wreszcie my dwoje (no i piesiec) tylko dla siebie. Zwiedziliśmy Czerwony Klasztor, pospacerowaliśmy nad brzegiem Dunajca, zjadłam największy na świecie placek ziemniaczany z gulaszem i wypiłam słowackie piwo. Teraz wtulam się w TŻta, bo mimo wszystko humor nie najlepszy. Temperatura w dół, plecy pobolewają, dół brzucha też..... wszyscy wiemy co to znaczy :(

14 października 2013, 09:11

Koniec wojaży :(. czas powrotu do brutalnej rzeczywistości. Od jutra do pracy. Dziś 13 dpo (powinna być @, bo nie zgadzam się z ovu, że owulacja była 1.10 tylko dzień wcześniej). Na razie cisza. Nie wytrzymałam i zrobiłam test (pomimo oczywistych zwiastunów @) ale wyszedł ujemny. No cóż padłabym z wrażenia gdyby był pozytywny. Dziś urodziny TŻta- byłby fajny prezent :). Pogoda w moim mieście okropna, lepko, mgliście, co za skojarzenia ale tak cmentarnie- chociaż ma to swój jakiś urok (sprawdzić, czy doszukiwanie się wszędzie pozytywnych rzeczy nie jest chorobą psychiczną). Pewnie od dziś/jutra zacznę kolejny cykl starań- 8? Kurczę, jak ten czas leci. W tym cyklu powtórka z badań w 21 dc (PRL i progesteron) i pierwszy w życiu monitoring ovu. Czas pokaże co to da :)

15 października 2013, 13:04

8 cs dzień 1. Wyliczone jak w Szwajcarskim zegarku. Ten cykl wspomagam olejem z wiesiołka, zobaczymy? W życiu nie łykałam tylu suplementów co teraz: wit D+wapń+magnez+B6+kw. foliowy+wiesiołek= śniadanie astronauty. Hehe :-)

16 października 2013, 09:16

mglisto i wilgotno ale... urokliwie :-). Dostałam wczoraj wieczorem zamówione przeze mnie rameczki i aniołki ze szkła witrażowego. Stoją na oknie i czekają na słońce, które je podświetli i tchnie w nie blask. Wczoraj wieczorem siedząc w pracy miałam mnóstwo czasu na przemyślenia. W tym cyklu zwalniam, będę mierzyć temperaturę i obserwować się ale nie będę robić nic na siłę. Zakładam, że ten cykl jest dla nas. Dla <3 kiedy mamy ochotę nie ważne plusiki/minusiki/skoki/spadki. Będzie cykl jesiennej miłości :-).
Dziś TŻ ma badanie nasienia. Chyba ja się denerwuję bardziej niż on.
1 2 3 4 5 ››