Nawet pogoda sprzyjała Młodym, w trakcie mszy strasznie lało a kiedy wychodzili z Kościoła zaświeciło słońce.
Przypomniał mi się mój ślub sprzed czterech lat. Pamiętam, że byłam spokojna (na co dzień jestem morzem emocji), nawet moja mama się dziwiła, że nie panikuję. Tak sobie pomyślałam, że to cudownie mieć kogoś z kim idzie się przez życie. Kogoś kto wieczorem kładzie się obok, kto przyniesie herbatę i chusteczki jak masz katar, kto pocieszy jak masz gorszy dzień......
Zdecydowanie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dziś ovu
a już się bałam, że przez wirusa z początku cyklu coś się pomota totalnie. Już chyba czuję ten wzrost progesteronu bo mnie ciągnie do kuchni i gotowania. Mięknę emocjonalnie, ukobiecam się. Zupka się gotuje, ziemniaczki na placki obrane i coś czuję, że jeszcze szarlotkę wstawię. Jakoś mi tak w marzeniach pachnie jabłkami z cynamonem. Z przyziemnych rzeczy-odliczam do 10 dpo- wtedy mam zbadać progesteron i PRL
.
. Mieliśmy od wczoraj być na Mazurach (ja urlop klepnęłam już w lipcu) ale w ostatniej chwili TŻtowi odwołali no bo firma, no bo nowy produkt itp. itd. a w weekend spotkanie firmowe nad morzem. Taki los żony męża karierowicza
. Przynajmniej mój wielki państwowy moloch szanuje czas wolny pracowników.Z innej beczki... chyba jestem jedną z niewielu osób, które lubią jesień, nawet wtedy kiedy pada i jest trochę ponuro. Uwielbiam jesień za zapachy: warzyw, owoców, liści, mokrej ziemi, pierwszych przymrozków. Za kolory, za możliwość dotknięcia mgły, za wrześniowe niebo i za miłość. Bo właśnie jesienią 8 lat temu poznałam mojego TŻta

Z przyziemnych rzeczy zagrałam na nosie wykresowi na ovufriend. Przesunął ovu na niedzielę i chciałam mu powiedzieć no i kto miał rację ale w sumie to tylko program i myślę, że dyskusja byłaby jałowa
. Wyciszam się i luzuję emocje.... tego mi było trzeba resetu systemu. Refleksji.... nad sobą i swoim życiem. Odpowiedzi na pytanie czy jak nie będę miała dziecka to czy będę gorsza/inna/napiętnowana (odpowiednie podkreśl). Czy wykładnikiem mojej kobiecości jest macierzyństwo? I tak i nie. Punkt widzenia nierzadko zależy od punktu siedzenia a o tym decyduję ja. Spełniam się w wielu dziedzinach życia, odnoszę pewne sukcesy (mniejsze, większe) ale to mnie satysfakcjonuje i daje radość.... hmmm znalazłam niedawno swój pamiętnik, który pisałam w wieku 16 lat. Plan był taki studia->ślub->dobra praca-> dziecko koło 30-tki. No i studia- są, mąż-jest, fajna praca-jest to według planu powinno być dziecko. Ale czy moje życie to plan? Schemat? Rozkład jazdy? A jak któryś punkt nie wypali to co? I tu się pojawia problem- dylemat bo ja tak kocham planować, spontaniczność- jest dobra przy wyborze deseru ale ścieżki życia. O nie, nie, nie byłabym sobą gdybym puściła ster. I nad tym MUSZĘ popracować. Wbić do blond łepetyny, że nie DA SIĘ WSZYSTKIEGO zaplanować, bo życie to SPONTAN i już
Ale dziś nastąpił przełom- totalne odkrycie poszłam do salonu urody (ale to brzmi
). Zostałam wzięta w obroty- włosy, brwi, paznokcie i uwaga uwaga sprawiło mi to olbrzymią przyjemność. Na prawie trzy godziny zapomniałam o Bożym Świecie, siedziałam jak królowa, dając się dopieszczać jak Kleo. W życiu nie usłyszałam tylu miłych rzeczy o swoim wyglądzie (oki nawet jeśli to było przez grzeczność, to i tak trafiło). Wyszłam dopieszczona, wypachniona, z ogromnie podbudowanym ego. Jaki z tego wniosek? NFZ powinien refundować wizyty w salonach urody. Wizyty u psychologa bywają darmowe bywają, leczy się światłem, wodą, prądem, ziołami? To można też wprowadzić URODOTERAPIĘ!!!!
jestem w Krakowie na szkoleniu i korzystam z tego jak mogę. Nie wiem dlaczego ale darzę to miasto miłością ogromną, uwielbiam ciasne uliczki, stare kamienice, zieleń, malutkie knajpki pochowane w podwórkach. Mam w Krakowie swoją ukochaną knajpkę (ja wiem będzie reklama) Cafe Zakątek. Nieduża, przytulna, ukryta w podwórku niedaleko rynku. Nic wielkiego, parę stoliczków w środku i na zewnątrz. Za to klimat niepowtarzalny, trochę jak w babcinym salonie, serwetki na stolikach, na ścianach ryciny z roślinkami, stary zegar z wahadłem, półmrok, wieczorem światło świec. No i herbata (mój narkotyk, jeden jedyny nałóg), niesamowity wybór różnych kompozycji smakowych i zapachowych dostosowany do pór roku. Byłam w Cafe Zakątek zimą, wiosną i teraz jesienią i herbaty się zmieniają dostosowując swój smak do pory roku. I tu wracamy do tego, że ja na prawdę uwielbiam jesień. Taką jaka jest teraz w Krakowie- słoneczną, ciepłą, liściastą, kolorową i pachnącą
. Popołudniu zwiedzałam Kazimierz. W sumie byłam już tam ze dwa razy, oglądałam Synagogę i kamienice. Ale dziś trafiłam w pewne wyjątkowe miejsce. Mały sklepik, w którym właścicielka sprzedaje wykonane przez siebie zabawki pluszowe, biżuterię, torebki, fartuszki itd. Opowiadała mi to z taką pasją, była bardzo miła i łatwo nawiązałyśmy kontakt. Kupiłam u niej ślicznego, różowego misia z polaru z uśmiechnięta mordką i zielonym brzuszkiem. Miś dostał imię Stefan i będzie grzecznie czekał na nasze Maleństwo, żeby zostać jego najlepszym przyjacielem. Dla siebie kupiłam niesamowity wisior z kotkiem. Z właścicielką sklepu rozmawiałyśmy długo (chyba z pół godziny) o zabawkach dla dzieci. Dziś często, to co można kupić w sklepach (nawet markowych) to nic innego jak chińskie badziewie. Może jestem dziwna ale ja mam sentyment do starych zabawek, drewnianych, szmacianych, szytych ręcznie, czasami krzywych i zezowatych ale praktycznych, nie naszpikowanych toksycznym szajsem. Stąd też zakup Stefka. Jutro wracam tam po zabawkę dla córy mojej przyjaciółki- Kala chce króliczka i jakiegoś na pewno jej znajdę. Na koniec dnia zrobiłam przyjemność ciału i poszłam na naprawdę przepyszne pierogi z barszczykiem. Teraz leżę i trawię
. Fotki pod Wawelem zrobione, lans na całego. Pora na kolację.
. Od kilku godzin jesteśmy na Słowacji a tu piękna, ciepła, złota jesień (a może babie lato?). 18 stopni, słoneczko, kolory porażające wzrok, cisza i wreszcie my dwoje (no i piesiec) tylko dla siebie. Zwiedziliśmy Czerwony Klasztor, pospacerowaliśmy nad brzegiem Dunajca, zjadłam największy na świecie placek ziemniaczany z gulaszem i wypiłam słowackie piwo. Teraz wtulam się w TŻta, bo mimo wszystko humor nie najlepszy. Temperatura w dół, plecy pobolewają, dół brzucha też..... wszyscy wiemy co to znaczy
. czas powrotu do brutalnej rzeczywistości. Od jutra do pracy. Dziś 13 dpo (powinna być @, bo nie zgadzam się z ovu, że owulacja była 1.10 tylko dzień wcześniej). Na razie cisza. Nie wytrzymałam i zrobiłam test (pomimo oczywistych zwiastunów @) ale wyszedł ujemny. No cóż padłabym z wrażenia gdyby był pozytywny. Dziś urodziny TŻta- byłby fajny prezent
. Pogoda w moim mieście okropna, lepko, mgliście, co za skojarzenia ale tak cmentarnie- chociaż ma to swój jakiś urok (sprawdzić, czy doszukiwanie się wszędzie pozytywnych rzeczy nie jest chorobą psychiczną). Pewnie od dziś/jutra zacznę kolejny cykl starań- 8? Kurczę, jak ten czas leci. W tym cyklu powtórka z badań w 21 dc (PRL i progesteron) i pierwszy w życiu monitoring ovu. Czas pokaże co to da
. Dostałam wczoraj wieczorem zamówione przeze mnie rameczki i aniołki ze szkła witrażowego. Stoją na oknie i czekają na słońce, które je podświetli i tchnie w nie blask. Wczoraj wieczorem siedząc w pracy miałam mnóstwo czasu na przemyślenia. W tym cyklu zwalniam, będę mierzyć temperaturę i obserwować się ale nie będę robić nic na siłę. Zakładam, że ten cykl jest dla nas. Dla
kiedy mamy ochotę nie ważne plusiki/minusiki/skoki/spadki. Będzie cykl jesiennej miłości
.Dziś TŻ ma badanie nasienia. Chyba ja się denerwuję bardziej niż on.


powodzenia w serduszkach :)
powodzenia!!!!
przy taki tsh atpo powinno być ok, u mnie pow 3 atpo wyszło ok, ale i tak masz tsh za wysokie jak na starania. kciukam :)
Wracaj z urlopu już z gosciem :)
3mam kciuki :)
Dzięki Dziewczyny
Powodzenia :) Przesyłam wiruski :)
Też zaczęliśmy od kwietnia 2013r. Buziaki i powodzenia.