. Doktor się ucieszył, że dużo pęcherzyków i że nie doszło do hiperki. Znów dostałam ze 4 recepty (papa 300 PLN w aptece). Dziś o 21 Ovitrelle- jak to doktor podkreślał ani pół minuty wcześniej ani później. Od jutra Unidox (antybiotyk). W poniedziałek o 9:00 ja na znieczulenie i punkcję a K. do pokoju uciech. I od poniedziałku estrofem 3x1, Luteina dowcipnie 100mg 3x2, dostałam również lek p/bólowy (po punkcji), Luteinę podjęzykowo oraz Relanium (do transferu). A transfer moi drodzy w zależności od zaangażowania moich zarodeczków w rozwój. W 3 lub 5 dobie czyli w przyszłym tygodniu. Rety to się dzieje

8:30 rejestracja, 10 minut później pani położna zaprowadziła mnie na Oddział. Sale bardzo komfortowe, 2-osobowe z łazienką. Poproszono mnie żebym się przebrała i hop do łóżka. Przyszła pielęgniarka anestezjologiczna i założyła wenflon, potem pani dr anestezjolog z ankietą. Poleżałam 10 minut i zaproszono mnie do sali zabiegowej. Tam na fotel (śmiesznie bo przypinają ręce i nogi pasami), weryfikacja danych, fentanyl i propofol do żyły, życzenia miłych snów i.... obudziłam się na sali w łóżeczku, było ok 10:00. Potem pozwolili mi usiąść, potem wstać i w końcu wybrać się do domu (pod opieką TŻta). Przyszedł pan doktor, wydał dokumenty, pochwalił, że ładny wynik bo pobrali mi 17 jajeczek gotowych do zapłodnienia . Planowany embriotransfer 27.09 g 14:50 . Pewnie jutro dostanę info o naszych zarodkach
Podbrzusze trochę pobolewa, tak jak po owulacji, nie mogę gwałtownie wstawać i mocniej boli jak kaszlę

Od dziś:
Luteina 50 mg 3x4 tabl
Estrofem 3x1 tabl

Cały czas się zastanawiam jak się mają nasze "maluchy", ile się zapłodniło, jak się rozwijają, jak się dzielą
. Liczyłam, że dostanę jakiś telefon z Kliniki i czegoś się dowiem ale widać muszę cierpliwie czekać
, TŻ próbował się wczoraj dodzwonić do Kliniki i czegoś dowiedzieć ale się nie udało (ciągle było zajęte). Spróbujemy dziś, chociaż cały czas myślę, że brak informacji to dobra informacja 
Zamierzam dziś zabrać aparat i wybrać się do parku, właśnie wychodzi słońce i mam nadzieję, że uda mi się zrobić kilka fajnych fotek
a jest najpierw stres związany z kwalifikacją, tabletki anty i zerowe libido,przytulanki rzadko bo ochoty brak, potem bolesne zastrzyki w brzuch rano, potem i wieczorem, niezbyt przyjemne USG raz w tygodniu, pobieranie krwi, chwila niepewności czy nie ma hiperstymulacji, koszula, łóżko, wenflon, znieczulenie i odjazd, pobranie komórek, nerwy czy się zapłodnią, rozwiną, jakiej będą jakości, leki kolejne i wreszcie transfer, rozkrok na fotelu w towarzystwie bądź co bądź obcych ludzi (lekarz i pielęgniarka) niepewność czy K.będzie mógł być ze mną (no w końcu dołożył 1/2), leżenie 10 minut i sio do domu- to jest życie.... nie narzekam, nie płaczę, zaciskam zęby jak wiele z nas i liczę na CUD nasz CUD
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2014, 18:07
wstała, zjadłam, odwiedziłam babcię, brata, zjadłam sajgonki (były wyjątkowo dobre), napiłam się kawy, poszłam z psem na spacer i spakowałam nas na jutrzejszy wyjazd. Ot zwykła niedziela 
Od jutra Mazury we trójkę, TŻ, ja i piesław. Domek z kominkiem, leżaczek, książki, las, grzyby, zapachy i dużo, mnóstwo odpoczynku i nicnierobienia. Oł je.... to jest plan
. Czekamy z piesławem na K., który zaraz wróci z US dopakuje swoje rzeczy i ruszamy na Mazury. Kurczę jak mi teraz potrzeba takiego spokoju daleko od ludzi, w lesie, nad jeziorem z książką na kolanach. I tak wiem, że nie uwolnię się od myśli czy się udało, ale może chociaż troszkę ją przyklepię jesiennymi widokami i miłym czasem z moimi chłopakami
. Co prawda rano znów obudziłam się ok 4 ale udało się zasnąć, za to dzień jestem nieprzytomna ciągle bym spała. Wczoraj mnie tak ścięło w samochodzie, że TŻ się ze mnie śmiał. Spaceruję, leżę pod kocykiem z książką na hamaku i przed kominkiem otulona w kocyk z pieskiem u boku. Wczoraj miałam dość mocne bóle @ ale dziś przeszły, coś czasem zakłuje ale bez przesady. Przeszłam na Luteinę 100 mg lepiej się aplikuje i lepiej wchłania niż te cholerne 50
. Jako, że zrezygnowałam z dodatkowej (płatnej wizyty weryfikacyjnej) to jutro zamierzam w Szczytnie pobrać sobie progesteron ot tak na wszelki wypadek żeby wiedzieć.Wczoraj siedząc wieczorem na werandzie widziałam rozgwieżdżone niebo i nietoperze
wczoraj mnie odcięło na leżaczku chyba na 2 godziny. Progesteronu nie zbadałam bo rzeczywiście czas oczekiwania na wynik imponujący. Zrobię w domu razem z betką
. chciałabym już wiedzieć, dziś mam jakiś płaczliwy dzień, jak beksa. Nie mogłam rano rozpalić kominka w ryk, kawę rozlałam w ryk, matko i córko jak 3 latka normalnie. Dziś dojadą do nas na 1 dzień rodzice TŻ i jego chrzestny z żoną- oni zostaną do niedzieli a my wyjeżdżamy jutro (TŻ idzie na koncert a ja na kawkę z przyjaciółką). Powoli kończy się urlop z jednej strony stresujący (punkcja, transfer) z drugiej strony leniwy i wypoczynkowy. Ehhhh

Z objawów masakrycznie bolą mnie piersi i mieszczą się tylko w jeden stanik (który musiałam uprać na jutro więc dziś chodzę bez). Bolą mnie całe piersi, sutki, brodawki, pojawiły się widoczne żyłki w sporej ilości. Mam jasną skórę więc u mnie zawsze widać żyłki ale teraz to po prostu maskara (wyglądam jak truposz z horroru). To pewnie przez ten progesteron w dużych dawkach. Jak beta wyjdzie dodatnia to i progesteron zrobię

A na zewnątrz babie lato, w parku jest cudownie, liściasto, szeleszcząco, żółto i czerwono. Piesław się wyhasał i teraz śpi w plamie słońca
Dziś wizyta u mojego dr, szczerze się zmartwił (serio a nie udawanie), nawet rozmawialiśmy o tym jak lekarze radzą sobie z niepowodzeniem (moi pacjenci chorują przewlekle i bardziej skupiamy się na leczeniu objawów). Jego pacjentki przychodzą zapłakane że się nie udało, myślę, że oni też to przeżywają. Ja jako typ skupiony na zadaniu, dostałam nowe cele. Czekamy na @ (błagam przyjdź łajzo jak najszybciej), jeden cykl na poskładanie rozchwianego organizmu- mój TŻ się cieszy bo będzie spontaniczny
, a teraz na tych hormonach to jakaś maskara była. Zgłaszam się na początku następnej naturalnej @ mam nadzieję pierwsza połowa listopada i robimy crio jeśli wszystko będzie dobrze 
Teraz mam zdrowo jeść, wysypiać się, mogę się napić winka z TŻ i mam ochotę zapisać się na jogę- chyba mi to potrzebne
. Wizyta przed criotransferem 22.11 o 12
. Z racji zawodu pojechałam na szkolenie z podstaw terapii rodzin. Jest.... fajnie ale zajęcia dają mi do myślenia. Coraz częściej myślę jaką będę mamą i jakim tatą będzie K. Jesteśmy czasem tak różni jak ogień i woda a czasem tak podobni jak dwie połówki jabłka. Jakie będzie nasze dziecko? Podobne do K czy do mnie? Może do obojga? A może całkiem różne? Jak będziemy je wychowywać? Oboje mamy różne doświadczenia z naszymi rodzinami pochodzenia i ciekawa jestem jaki znajdziemy wspólny system wychowawczy. Jako para docieramy się już ponad 9 lat, jako małżeństwo ponad 5 i nadal zdarzają się wpadki.... to będzie nowa, ekscytująca podróż w nieznane 
Już się nie mogę doczekać wizyty i jakiegoś bliższego określenia terminu spotkania z naszym mrozaczkiem
. No i do 1.12 musimy tą kwestię przedyskutować, zobaczymy czy się uda?? Poza tym po tym podejściu chciałabym ewentualnie zrobić przerwę ok 3 miesiące aż do momentu zdania egzaminu. Potem możemy się starać dalej

Kciukam, żeby wszystko ułożyło się po twojej myśli :) Powodzenia :)
Super że się tak dzieje :)