- osoby z IO i niedoczynnością zawsze mają niedobry wit. D i u nich nawet dawkę 4000 się stosuje, ja mam zacząć od 2000 ze wzgl. na nerki,
- organizmowi z obniżoną odpornością witamina C jest niezbędna, nawet w dawce 2000, zacząć od 1000 uważając na nerki,
olej z czarnuszki doskonale oczyszcza i regeneruje od wewnątrz, przez pierwszy tydzień stosowania można czuć się i wyglądać gorzej,
- probiotyki najlepsze są w wersji rozpuszczalnej do picia, bo ich działanie rozpoczyna się już w jamie ustnej (do głowy by mi nie przyszło),
- nie należy się forsować, 20 -30 min. spaceru szybkim krokiem wystarczy,
- na początek będzie to dieta niskowęglowodanowa, wysokotłuszczowa bez nabiału i owoców
- nie powinno się pić kawy, czarnej herbaty i palić fajek ( a ja jestem fanką e-palenia)
Dzisiejszy test owulacyjny mega pozytywny. Mam tylko wątpliwość czy to przez to, że długi czas nic nie piłam i materiał był nierozcieńczony, czy rzeczywiście już nadszedł czas owulacyjny? Zawsze OF wskazywał owulację około 20 dc, ale czuję jajniki i to bardzo. Byliśmy dziś na spontanicznej wycieczce, aż zgięłam się w pół tak mnie prawy jajcor atakował, kłuł i pikał, a ja jak głupia rżałam z radości. Dodatkowo od rana nawet na tyłku usiąść nie mogłam tak było mi dziwnie. Pracujemy z mężulem dzielnie na dziecko, za kilkanaście dni poznamy efekty
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2016, 16:45
EDIT: jutro na 8 rano zapisałam się do gina, niech obejrzy jajory, bo na tyłku nie usiedzę o co tam na dole chodzi Jeszcze tylko coś dla szefa muszę wymyślić... dlaczego się spóźnię. Coś u Młodego w przedszkolu mi wypadnie
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 października 2016, 11:51
Testy owulacyjne cały czas negatywne, oprócz jakiegoś wybryku w 12 dc, gdzie nawet pęcherzyk jeszcze nie dojrzewał. Cycki bolą, że dotknąć się nie mogę. Dziś zaczęłam brać dupka, na ślepo, najwyżej odłożę po czwartkowej wizycie, zobaczymy co lekarka powie. PMS bardzo wcześnie i pełną gębą, jak ja przez 10 dni wytrzymam sama ze sobą?
Nie wiem czy miałam owulację, jajniki pracowały, bo je czułam, był pęcherzyk 17mmm ale testy owu cały czas negatywne. Jak w czwartek będzie torbiel, to znaczy, że pęcherze sobie rosną i potem sobie zostają, bo akurat tak u mnie lubią robić i nie pękać.
22dc i co? Rano plamienie, zaraz po wstaniu z łóżka. Czekałam do 8 rano czy się rozkręci, nie rozkręciło się i wzięłam duphaston. Ale @ w 22dc? Coś nie halo. U mnie zawsze takie plamienie oznacza zbliżającą się wredotę. A wredota przychodzi w 26-30dc. Trudno, kolejny raz trzeba przełknąć gorzką pigułkę, otrzepać się i iść dalej.
Twardszego tyłka niż kobiety starające się bez powodzenia o dziecko to nikt chyba nie ma.
napisze to kolejny raz: NIE ZNOSZĘ FAZY LUTEALNEJ I JEJ WPŁYWU NA MOJĄ GŁOWĘ!
Jestem bardzo zadowolona z opieki lekarskiej, ta kobieta bardzo pozytywnie na mnie wpływa. Nie schizuję się nawet tą rzekomą implantacją, co ma być to będzie, niczego teraz już nie zmienię
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 października 2016, 08:02
Mąż zrobił dziś i odebrał wyniki nasienia - wszystko w porządku na pierwszy rzut oka, po święcie wyślę scan do lekarki, zobaczymy jak w szczegółach armia wygląda.
Po dwóch dniach przerwy znowu plamię. Czy możliwe jest, że mogę dostać okres biorąc 2 x dziennie duphaston i wieczorem dowcipnie luteinę 100?
Czy coś się ze mną złego dzieje? Skąd te plamienia? Jak miesiączkuje tyle lat, to zdarza się to pierwszy raz.
Chyba nadszedł moment, żeby zrobić test i spojrzeć prawdzie w oczy. Wiem, że jest wcześnie i może nie wyjść, ale bety nie ma dziś, ani jutro gdzie zrobić. A po święcie muszę iść do pracy, zatem jak?
W ogóle nie czuję nadchodzącej wredoty. Nic mnie nie boli, nawet piersi, nie jestem opuchnięta, kompletnie nic, tylko w brzuchu jakoś dziwnie coś bąbli i się przelewa, jakby właśnie @ miała nadejść.
Potem plamienia, których nigdy nie miałam. Pierwsza myśl - zagnieżdżenie. Plamienia sobie były raz mocniejsze, raz słabsze pomimo brania leków.
Wczoraj zrobiłam test - biel vizira. Odstawiłam duphaston i luteinę. Coś tam zaczęło się rozkręcać.
Dziś rano mierzę temperaturę - podskoczyła znacznie. Biegnę robić test, nadzieje kołacze w serce. Test nie wychodzi, jakiś uszkodzony, pole w ogóle się nie wybarwia. Sięgam po ostatni test otrzymany wraz z ileśdziesięcioma testami owulacyjnymi (które owulacji nie pokazują), test negatywny.
Plamienia dalej, @ się nie rozkręca, temperatura wariuje.
Jeśli do jutra nie dostanę normalnego okresu i temperatura nadal będzie wysoko zrobię betę. Najgorsze, że leki z progesteronem odstawione. Oczywiście laboratoria są tak czynne, kiedy 95% społeczeństwa jest w pracy, będę musiała coś wymyślać. Od tych ciągłych kombinacji, już głowa boli. Przyjeżdżam wcześniej, zostaję dłużej, żeby:
- iść z dzieckiem do logopedy (bo trzeba było usunąć logopedę z przedszkoli, a logopeda przyjmuje głównie rano, jak 95% społeczeństwa pracuje, terminy popołudniowe za pół roku),
- zrobić badania różnego rodzaju,
- z urlopu zostało niewiele, bo jak ma się dziecko w wieku przedszkolnym, a opieka płatna w wysokości 80%, to głównie bierze się urlop jak dziecko chore.
Co najśmieszniejsze? Mam laboratorium pod nosem, we własnej firmie. Ale na litość boską, nie zrobię w nim bety, bo tu się niczego nie da ukryć. Po 15 minutach od pobrania krwi już miałabym rozmowę z dyrektorem....
Może Ci na górze prędzej wysłuchają dziecięcej prośby i modlitwy
2dc 15cs, cykl dający nadzieję, bawiący się ze mną w kotka i myszkę zakończył się wczoraj z wielką pompą.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 listopada 2016, 07:45
- wyniki prolaktyny super 9,79ng/ml wart.ref.: 1,3-25,0;
- lekarka odpisała, że wyniki nasienia męża są bardzo dobre,
- dzisiejsze badanie ogólne moczu super, na wyniki posiewu czekamy z drżeniem serca,
- wizyta u ginekologa umówiona na wtorek.
Zrobiłam wczoraj z ciekawości allegrowy test owulacyjny - cały czas druga kreska o tym samym wybarwieniu, zatem te testy nie są dla mnie.
Urwałam się z pracy na badanie biocenozy pochwy - pocałowałam klamkę, bo zamknięte, kurka - dzwoniłam w piątek, to mogli powiedzieć, że przedłużają sobie weekend, a tak zmarnowałam ciężko wygospodarowane nadgodziny....
Małż chory, konkretnie go rozłożyło, próbował walczyć od kilku dni, ale skończyło się antybiotykiem, zatem nie wiadomo czy plemniki w ogóle będą się do czegoś w tym cyklu nadawały.
Na wtorkowej wizycie u gina zamierzam go zmolestować o laparoskopię z pominięciem hsg. Przecież chyba podczas laparoskopii można sprawdzić drożność i usunąć ewentualne zrosty. Skoro już 6 lat temu lewy jajowód podczas hsg wcale nie przepuścił kontrastu, a prawy ledwie, to czy jest sens męczyć mnie, bo wiadomo, że po hsg i tak czekają 3 miesiące czy uda się zajść w ciążę, no chyba że jest całkowita niedrożność. Szkoda mi czasu na półśrodki, mam nadzieję, że będzie miał to samo zdanie co ja Po takiej ilości zapaleń nie sądzę, żeby prawy jajowód był drożny choć trochę.... Chcę oszczędzić sobie bezsensownego stresu i robić złudnych nadziei na kolejne kilka cykli.
Zapowiada się kolejny zaskakujący cykl. Jak przejrzałam cykle odkąd prowadzę je w OF, żaden nie był podobny do siebie, trwały różnie, faza lutealna raz krótka, raz prawidłowa, a ostatni cykl to już przeszedł sam siebie z plamieniami.
Teraz też organizm postanowił mnie zaskoczyć. Od trzech dni śluz meeeega płodny, bóle jajników, które aż w plecy idą, pobudzenie i lekkie mdłości. W ostatnim czasie owulacja pojawiała się około 18-20 dc. Wczorajszy test owulacyjny bardzo pozytywny, druga krecha aż ciemniejsza od kontrolnej. A zrobiłam tak z ciekawości i aż oczy wybałuszyłam. Na teście z Rossmanna piękna krecha i na tym z Allegro również. Coś się dzieje. Ale co, to dowiemy się na jutrzejszej wizycie u ginekologa. Już nie mogę się doczekać, bo wiele w niej pokładam nadziei na dalszą diagnostykę. Czekam nadal na wyniki posiewu moczu, bo jeśli znów tam coś wyhodowali, to wymięknę. Wówczas trzeba będzie odwołać wizytę i znów zmienić plany. Jeśli mocz będzie ok, to spieszymy się z diagnostyką póki jestem zdrowa. Poczytałam trochę o chlamydii, bo przypuszczam cichutko, że to ona mogła u mnie siedzieć i antybiotyk dożylny podany w szpitalu teoretyczne powinien ją przegonić. Mąż winien nie jest moim zapaleniom, bo w badaniu nasienia nie wyszły leukocyty, zatem u niego infekcji nie ma. Dobra, wszystko zależy od tego jednego, jedynego wyniku. Boże błagam, żeby był jałowy, tak bardzo Cię proszę.
Jakiś czas temu zamówiłam pasek św Dominika, trochę go nosiłam, potem schowałam do szuflady. Jakoś ostatnio poczułam, że dopiero teraz nastał czas, żeby go założyć. Mam go na sobie, modlę się.
Musi być dobrze.
Księżyc w nocy dziś tak bardzo świecił, obudziłam się przed budzikiem i tak sobie patrzyłam na tą wspaniałą, świetlistą kulę. Ponoć pełnia sprzyja płodności Najważniejszy jest ten spokój, jakoś wyluzowaliśmy bardzo. Wiem już, że bez badania drożności, którego tak się boję, się nie obędzie i bez tego nie zajdę w ciążę, może stąd to wyciszenie i odpuszczenie, sex smakuje lepiej
Dziękuję Ci Boże Najdroższy, tak bardzo Ci dziękuję.
Jestem zdrowa.
Czas zajść w ciążę.
Panie ginekologu - na dzisiejszej wizycie musimy mieć wspólne, jedno zdanie - działamy i to szybko, póki jestem zdrowa, umawiamy się na sprawdzanie drożności
Niestety owulacji brak, jakieś dziwne małe coś na lewym jajniku, ale za małe żeby w tym cyklu mogła być owulacja. Doktor obejrzał wykresy, wyniki, pomruczał, pomarudził. Pocieszył też, że będzie dobrze, ale cykle są zbyt nieregularne i faza lutealna tańczy jak chce. Widać, po ostatnim cyklu, że organizm walczy i mimo plamień ciągnął fazę lutealną z pomocą duphastonu. Ale tak nie może być, bo czasu nie mamy za dużo, żeby bawić się w półśrodki.
Po pierwsze - regulujemy cykl. Od następnego miesiąca wchodzimy z clo. Mam brać 2 razy dziennie po pół tabletki od 4dc przez 5 dni, potem od 16 dc wkracza duphaston i tak przez 3 miesiące. Jak nie zaskoczy i nie będzie efektu w postaci ciąży robimy laparoskopię ze sprawdzaniem drożności. Tu mi ulżyło, że omijamy HSG. Jak wspomniał o HSG, zrobiłam oczy jak spodki i zaczęłam kręcić głową. Uśmiechnął się pod wąsem i zgodził się na laparoskopię bez problemu.
Zawsze myślałam, ze clo daje się tylko na stymulację jajeczkowania. Zapytałam o to, wyjaśnił mi, że dawka terapeutyczna jaką dostałam służy wyregulowaniu cyklu. Organizm ma się nauczyć, że owulacja ma nastąpić w określonych dniach, a duphaston ma nauczyć organizm, że faza lutealna ma trwać określona ilość dni. Chodzi o to, żeby ustawić mnie przed laparoskopią, bo po niej i udrożnieniu jest wielka szansa na ciążę, a nie, że przez następne pół roku raz będzie owulacja, raz nie, raz faza lutealna będzie taka, raz śmiaka.
Zatem poczekam sobie na ciążę ponad 3 miesiące, bo już nie wierzę, że uda się bez udrożnienia jajowodów.
Ufam moim lekarzom, mają duże doświadczenie i nie pieszczą się ze mną. Teraz sama sobie po bezsennej i przepłakanej nocy muszę wytłumaczyć, że tak musi być,że musimy poczekać.
Odebrałam wczoraj wynik biocenozy pochwy.... tragedia. Rozmawiałam z lekarzem z zakładu mikrobiologii, gdzie robiłam badanie, bo takie fatalne wyniki wydaje lekarz. Pomimo diety bez słodyczy, pieczywa, produktów z białej mąki, pomimo picia ohydnego oleju z czarnuszki, łykania i wpychania w wiadome miejsce probiotyków, organizm nie dał rady. Po ostrej antybiotykoterapii i wcześniejszym łykaniu antybiotyków przez półtorej roku jest bardzo duża candida, ne wyhodowali ani jednej pałeczki kwasu mlekowego, do tego jeszcze są bakterie. Pani doradziła, żeby przeleczyć grzybicę, po dwóch tygodniach pobrać wymazy na ureaplasma, mycoplasma i chlamydia,posiew z pochwy, nie brać żadnych antybiotyków na razie, bo sprawę pogorszę. Koszt ogromny badań, ale najgorsze, że przed badaniem nie wolno sikać 4 godziny.... jak dla mnie niewykonalne... Szybko wysłałam wyniki do mojej lekarki z pytaniem czy mam iść do ginekologa. Kazała pilnie dziś przyjechać do swojego gabinetu, że poradzi sobie z tym....zatem jadę dziś. Objawów, upławów, pieczenia,swędzenia nie mam i nie miałam.
Miało być tak pięknie, stymulacja i laparoskopia,a będzie dalsze szukanie bakterii i leczenie... jestem na granicy depresji.
Uświadomiłam sobie, że jałowy posiew moczu to sprawa przejściowa i za chwilę znów byłaby infekcja....
Idziemy z diagnostyka w dobrym kierunku, Boże dziękuję, że spotkałam tą lekarkę, która chce znaleźć przyczynę chorób,szuka i celuje precyzyjnie. Nie mam 20 lat, nie mam lat na leczenie i czekanie na dziecko. Jestem bliska poddania się, ale jeśli to zrobię, to stracę szansę na dziecko już na zawsze, to jest ostatni dzwonek i dzwoni już od dwóch lat.
Skojarzyłam weekendowy wypad sprzed ponad dwóch lat ze znajomymi i basen na ośrodku, gdzie nocowaliśmy, taki mały, prywatny basenik.... od tego czasu się zaczęło. Znajoma lada moment rodzi dziecko, ale ciąża ciężka, niewydolność szyjki i wypadanie macicy. Przypadek?... Wszystko składa się do kupy. To tam coś złapałam.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 listopada 2016, 07:30
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 listopada 2016, 17:10
Ostatni dzień duphaston i czekamy na okres. Cykl bardzo ładny, faza lutealna trwa już 12 dzień i wreszcie organizm zaskoczył na duphaston. Sukces
Nowy cykl będzie bez starań, przeganiamy paskudztwo z mojego organizmu i robimy wymazy, skupię się na świętach, rodzinie, odpocznę. Mam nadzieję, że od stycznia ruszę z clo.
tak sobie kombinuję, że jak nie będzie bakterii i zapaleń, to przecież ginekolog nie musi wiedzieć, że tylko dwa cykle brałam clo Chodzi mi o przyspieszenie laparoskopii, przecież i tak w ciążę nie zajdę, bo moje jajowody są pozlepiane jak taśma klejąca po zapaleniach i tym co ostatnio wyszło w biocenozie. Cuda w takim przypadku się nie zdarzają, a liczę na cud po laparoskopii.Jakoś tak wewnętrznie czuję, ze dopiero po udrożnieniu zajdę w ciążę.
Tak trochę cieszę się na ten cykl bez starań, głowa odsapnie od napięcia, będziemy cieszyć się rodzinną atmosferą, tym co już mamy
Co tam u Was kochane ciężaróweczki i staraczki? Ostatnio jakaś cisza we wpisach pamiętnikowych nastała ?
EDIT: wróciłam z Netto, mają cały regał żywności dla diabetyków i bezglutenowców. Mają czekoladę słodzoną stewią i herbatniki z mąki razowej bez cukru. Taki rarytas raz na jakiś czas.... Czekolada nawet niezła w smaku. Dziewczyny z IO, szturmem na Netto! Mała, brązowa kosteczka, a ile radości, zbawienie na PMS.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 listopada 2016, 08:48
Macie jakieś sposoby na obolałą wątrobę po lekach i w trakcie brania?
Biorę już essentiale, może macie w zanadrzu coś lepszego?
Ten pamiętnik powoli zaczyna być pamiętnikiem walki z chorobami, bo starać się o dziecko na poważnie kurna, to ja nie mogę zacząć. Jak wspominałam wcześniej, w grudniu się nie staramy, bo bierzemy oboje leki, które mają wybić candidę.
Bardzo chciałabym zrobić już wymazy na patogeny: ureaplasmę, mykoplazmę i chlamydię,ale kurna muszę czekać. Ciągle tylko czekać, czekać, czekać i czekać, do porzygu już z tym czekaniem. Teraz akurat czekam, bo skończyłam wczoraj brać leki i musi upłynąć 2 tygodnie. Przed świętami nie zdążę, potem dostanę okres, zatem to cholerne czekanie znów się wydłuży. Moja cierpliwość jest na granicy, bo chciałabym już wiedzieć czy mam któregoś z tych parszywców czy nie.
Od wczoraj podbrzusze pali mnie niemal żywym ogniem, jajniki, macica, pochwa, cewka moczowa, najchętniej wyciągnęłabym to na wierzch i przewietrzyła, bo oszaleję. Czy leczenie nie przynosi efektu? Czy to słynny efekt herx? Czy ja zdrowieję i wydalam toksyny z bakterii i grzybów, czy nażarłam się leków nadaremno?
Qrwa nie wiem, idę we wtorek do lekarki, zobaczymy co powie, ale niech mi coś da na psychę, bo ta też powoli siada.
Zatem znów czekam.....
Nadal czekam w kolejce po dziecko, ba - czekam w kolejce do poczekalni rozpoczęcia poważnych starań.
Najlepszym hitem jest to, że jestem więcej niż pewna, że gdybyśmy nie zaczęli myśleć o drugim dziecku, to ja bym nie chorowała.
Przez ten ostatni czas tyyyyle chorób się znalazło (niedoczynność już od dawna, insulinooporność, bakterie, grzyby, zaburzona faza lutealna, czasem brak owulacji, na 99% niedrożne jajowody). Łykam te wszystkie kolorowe, śliczne drażetki, rozpuszczalne saszetki, restrykcyjnie stosuję dietę, schudłam już 10 kg (jakiś pozytyw) Odmawiam sobie wszystkiego: pizzy, czekoladki, kromki białego pieczywa, owoców,serów, jogurtów, mleka żeby tylko te sakramenckie mikroby nie miały co żreć. Pochłaniam kiszonki, śmierdzę czosnkiem, bo podnosi odporność, piję olej z czarnuszki, który w smaku i zapachu jest jak paliwo do samochodu....
Do cholery chcę już być zdrowa, zacząć żyć, a nie wegetować, bo mam już dość, serdecznie dość, powyżej pióra.
Gorszy dzień, czy co?
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2016, 13:31
No to wiedzę kochana, że i u Ciebie nastawienie na zajście gotowe:)tak trzymaj, ten skrzyp wypijesz sobie tylko w tym cyklu, bo nie będzie Ci później potrzebny, a co to za ćwiczenia wykonujesz?też bym porozluźniała swoje mięśnie żeby przygotować macicę na ciążę:) będziemy gotowe z każdej strony, aaa ja też kupiłam dziś te testy, chyba te same 50 owu plus 3 ciążowe, będziemy miały na jeden cykl:)najwyżej owu się komuś odda,a ciążowe to wyrobię w jeden dzień:)
trzeba by nam jeszcze wynaleźć ćwiczenia na lepsze wpływy i przepływy plemnika i szybsze łączenie się z komórką:) szukaj, jak ja znajdę to dam Ci znać:)