Dobre porody
-
WIADOMOŚĆ
-
To i ja wrzucam swój opis Urodziłam 19.02.2013 synka Marcelka, teraz czekam na drugie maleństwo zapewne przełom października listopada się rozpakuję
No więc tak, trochę śmiechu trochę płaczu było... Z rana trafiłam na patologię, tam USG KTG i oczywiście nic... Po badaniu lekarz stwierdzi, że trzeba założyć cewnik na szyjkę i miało coś ruszyć, no i o 13 już wyszłam z gabinetu z owym urządzeniem, przez które przy pierwszej wizycie w wc się obsikałam ,bo tak niefortunnie to wystaje wiadomo skąd i pociekło mi po tym... ;/ i musiałam iść wziąć prysznic, no bo jak inaczej powoli zaczynał mnie boleć brzuch co parę minut, zrobiono o 14 KTG leżałam przez godzinę i ani jednego skurczyka najmniejszego nie wykazało... ;/ no więc ja zawiedziona i zdenerwowana, że będę tam siedzieć nie wiadomo ile i będą musieli wywoływać... No i chodziłam tak z tym balonikiem, co raz to bardziej bolało, jak później się okazało to jeszcze było nic.. koło 0.30 bolało już dość mocno, ale zaciskałam zęby i było w porządku, a i skurcze już były minimalne te porodowe na KTG, no i tak co raz to boleśniejsze i częstsze, o 1.40 wypad balonik poszłam zrobić siusiu no i napięłam się to wypadł balonik były na nim kawałki czopa ciemnokrwistego, poszłam do położnej zbadała mnie i mówi że 2palce/cm i przyjść o 3-4 na następne badanie, wtedy były skurcze co 5 min, a ja zawiedziona ile ja jeszcze pochodzę tak, że już zaczyna boleć dość konkretnie (a ja dosyć odporna na ból jestem, więc to jeszcze do przeżycia było), położyłam się na łóżku no i powiem Wam pare skurczy i nagle o 2.20 słyszę takie pęknięcie i zalały mnie wody no to ja se na łóżku odczekałam usiadłam aż wyleciało heheh cwana byłam, bo nie chciałam znowu mokra cała być, ale i tak jak wstałam popłynęło po nogach Poszłam do dyżurki i mówię położnej że wody odeszły mi, na co ona to lecimy na porodówkę, że mam się przebierać w seksiastą, króciutką i półprzezroczystą koszulke No to ja do pokoju zalana i do koleżanki mówię że odeszły mi wody i lecę na porodówkę, kurde a żebyście wiedziały jakiego banana miałam na twarzy mimo bólu, bo od odejścia wód każdy kolejny skurcz co raz mocniejszy był... Pozbierałam swoje rzeczy i przebrałam się grzecznie w koszulkę, a położna tylko kazała pokazać wkładkę, bo musiała sprawdzić czy czyste wody no i było ok No to na wózku zawieźli mnie na porodówkę, powiem, że to tylko przejechać do końca korytarza i przez położnictwo jeszcze i jak słyszałam te płaczące dzieciaczki to normalnie w serduchu zakuło, że zaraz też to samo usłyszę No i jadąc na tym wózku miałam już tak bolesne te skurcze, że tylko zapierałam się i postękałam chwile.. Weszłam na sale o 2.40 (matko powiem Wam cudna, tego to się nie spodziewałam, haa lepiej wyglądała niż te z angielskiej nowej wersji porodówki ) poszłam się wysikać i wypadł mi czop fujj okropnie wyglądał wielki ciemno-krwisty glut położyli mnie podłączyli ktg pare pytań czy chce znieczulenie na co ja, że tak, bo już dosyć "cierpiałam" w tym momencie, no to zbadała mnie mówi, że 5cm, a ja myśle no to dobrze może mama zdąży dojechać ale nie zdążyłam nawet zadzwonić... no i poszli sobie wszyscy zostałam na chwilke sama wypełnić musiałam ankiete do zzo, no i w bólach nie mogłam się skupić, już tak cholernie mnie bolało, wypełniłam i odłożyłam skurcze już mnie wciskały w łóżko... ;/ gdzieś 2.55 zaczęły mi łzy lecieć z bólu nie mogłam się powstrzymać, próbowałam się uspokoić i głeboko oddychać, ale ból był nie do zniesienia i z każdym skurczem co raz gorszy, no i weszły położne i lekarka co miała zrobić znieczulenie i mówią nie płacz, a ja ledwo wydusiłam z siebie, że już nie wytrzymuje, strasznie mnie dobiła ta chwila samotności, że nie mam w tym momencie nikogo przy sobie i nie potrafiłam się uspokoić... aczęli układać narzędzia do znieczulenia przede mną a mnie już wciskało w łóżko, pytali mnie o takie głupoty wiadomo formalności przed porodem która ciąża, OM, dane moje ojca dziecka, na co odparłam w bólu zapytana czy podam "wyjebane mam w niego, nic nie będę mówić, szybciej, bo nie wytrzymam już..." Teraz się śmieje z tego wszystkiego ale wtedy nawet nie myślałam, co mówię.. W pewnym momencie położna pyta mnie czy czuję parcie już ja mówię, że tak bo już czułam od 3 skurczy i tak się nawet nie zastanawiałam czy to to już, ona mnie zbadała i o 3 mówi, że rodzimy bez znieczulenia, bo pełne rozwarcie już i mam nie przeć, bo muszą narzędzia przygotować (mówię Wam tempo ekspresowe i leżało wszystko przede mną) a mały mi już wychodził sam i normalnie skurcze go same wyciskały ze mnie, a ja płakałam z bólu... Położna stanęła przede mną przy jednym skurczu pokazała jak przeć, przy drugim mały zszedł już całkiem na dół i główkę było widać, położna pytała czy chce dotknąć, a ja nie ja chce całego już (z czego się potem śmiałam sama z siebie co ja wygadywałam), przy trzecim główka wyszła, no i przy nim nie parłam tylko kazała brać głebokie oddechy to mały szybko wyszedł i dzięki temu obyło się bez nacięcia, oni mówią czekaj na skurcz i dalej przyj, a ja nie i wyskoczył od razu za główką już cały o 3.05, no i ciągle mi o oddechu przypominali, bo zapominałam w ogóle oddychać i usłyszałam płacz jego i byłam w szoku uśmiech na twarzy i te słowa ma pani synka, matko zapomniałam o wszystkim, przecięła położna pępowine, a mały obsikał ją, na co druga położna z tekstem no to na wstępie pani synek wszystko olał no i zaczęłam się śmiać, dali mi w tym momencie zastrzyk z oxy na obkurczenie macicy i położyli od razu małego na piersi, on mi popatrzył tak głeboko w oczy, był taki śliczny, że się popłakałam ze szczęścia, no i z malutkim na piersi przy jednym skurczu łożysko poszło, wszystkie sobie poszły położna tylko mnie zszyła, ale najpierw na widok igły zaczęłam ją odpychać wolną ręką i mówić, że nie chce, bo będzie boleć, ona, że nie i czy jestem pewna ze che chodzic taka rozwalona, no a ja że nie i czy na pewno nie boli, powiedziała, że na pewno to ja no to niech pani działa.. i fakt nic nie czułam i tylko byłam wpatrzona w synka wzięli mu założyli branzoletki i owinęli w kokonik i dostałam go z powrotem zawieźli nas od razu na położnictwo i zostawili samym sobie, więc od razu go przystawiłam tak instynktownie do piersi nikt mi nie mówił co mam robić, po prostu szukał cycka i otwierał swój słodki dziubeczek w moją stronę Pokochałam go od razu No więc tak w skrócie to mój pobyt na porodówce 25min heheMiriam, monalisa, Martynika, magdalena, aNiLewe, genoweffa lubią tę wiadomość
Livia
Nela
Marcel
-
To było świeżo po porodzie pisałam to z wielkimi emocjami do tej poryu skacze mi serducho do gardła jak wspominam swój poród, chcę znowu przeżyć to samo, tak jak na pierwszy czekałam z niecierpliwością tak i będę wyczekiwać drugiego, dla mnie zero strachu ale za to wysoka dawka adrenaliny i szczęścia
monalisa lubi tę wiadomość
Livia
Nela
Marcel
-
Modelka tak ciut pękłam, ale lepsze to niż z 10 szwów po sam tyłek, miałam 3 szwy wewnętrzne, bo wzdłuż tak w środku, mały za szybko wyskoczył i dlatego, ale nic nie czułam, bo jak zszedł już na dół to mi na jakiś nerw nacisnął, że nóg nie czułam, po propstu od pasa w dół byłam znieczulona, tak naturalnie heheLivia
Nela
Marcel
-
To może i ja opiszę swój pierwszy poród. A było to 14 lat temu.
Byłam 6 dni przed terminem. Wody zaczęły mi się powolutku sączyć około godz. 16-tej w czasie lepienia pierogów oczywiście nic nikomu nie powiedziałam, bo nie chciałam wywoływać paniki. Nic mnie nie bolało, czułam się bardzo dobrze. Około północy poszłam spać. Po 3-ciej obudził mnie skurcz. Za 15 minut pojawił się drugi, po kolejnych 15 minutach trzeci. Wstałam do toalety i wtedy obudził się mój mąż. Kazałam mu dalej spać. Około 4-tej obudziła się moja mama. Zauważyłam, że pojawiła się krew więc uznałam, że czas do szpitala. Mąż zadzwonił po karetkę. Jak dowiedzieli się że to pierwszy poród to jechali do mnie 40 minut. Widocznie uznali, że to jeszcze potrwa. Do szpitala miałam około 30 km, dojechałam ze skurczami co 1,5 minuty. Na IP nawet się mnie nikt nie zapytał jak się czuję, dokumenty były ważniejsze. Jak w końcu pielęgniarka zauważyła, że coś za często mam te skurcze, to pędem zawiozła mnie na porodówkę. Tam położna podpięła mnie pod KTG i sobie poszła. Leżałam tak ze 20 minut. Przyszła popatrzyła że skurcze spore i w końcu mnie zbadała. No i się zaczęło: "dlaczego pani nie mówi że juz rodzi?" A ja skąd niby mam wiedzieć, że to już W pośpiechu zaczęły przygotowywać salę. Dwa pierwsze skurcze parte zmarnowałam, nie wiedziałam jak trzeba efektywnie przeć. Przy trzecim urodziła się główka, przy czwartym reszta ciałka. Na sali porodowej byłam przez 45 minut do momentu urodzenia synka.
Niestety tak ekspresowy poród przyczynił się do bardzo mocnego popękania szyjki. Zszywanie zajęło doktorce ponad godzinę czasu. Położne nawet się za to nie chciały brać. Czas porodu od pierwszego skurczu to 2 godz. i 50 min.azi, Martynika, monalisa, aNiLewe lubią tę wiadomość
-
Drugi poród prawie 3 lata później.
10 dni po terminie lekarz kazał mi się wieczorem zgłosić do szpitala. Przyjechałam tam około godz. 19-tej. Pani doktor zbadała wody płodowe i stwierdziła, że są czyste więc nie będziemy się jeszcze spieszyć. KTG nie pokazywało skurczy. Około północy zaczęło pobolewać mnie podbrzusze. Poszłam do położnej mówiąc że chyba się coś zaczyna. Zbadała mnie i podpięła pod KTG, które wykazało, że faktycznie skurcze się pojawiły. Stwierdziła, że to jeszcze potrwa i wysłała mnie pod prysznic w celu rozluźnienia się. Doszłam już tylko do toalety, ręką wyczułam że wychodzi główka. Powolutku doszłam na salę, weszłam na łóżko porodowe i położna przebiła mi pęcherz. Pierwsze parcie - mamy główkę, drugie parcie - synek jest już na świecie
Czas porodu od pierwszego skurczu 1 godz. 10 min. Wszystkie położne stwierdziły, że jeszcze tak szybkiego porodu to one nie widziały.
Mam tylko nadzieję, że trzeci synek pójdzie w ślady braci i też nie będzie mamusi długo męczyłazi, NataliaK, Martynika, doris85, excella, Niesmiala, mama_z_groszkiem, monalisa, Delia, aNiLewe, baassiia lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
NataliaK wrote:Evas Ty jak zawsze nastawiasz mnie optymizmem suuuper!
Trzeba przyjąć że idziemy tam szybko urodzić, nie stresować się, nie myśleć o tym że będzie bolało. Czym mniej stresu tym szybszy poród.
Teraz tylko proszę swojego synka, by pozwolił mamie dojechać do szpitala (50km), bo słabo by było rodzić w samochodzie na autostradzieNataliaK, monalisa, Delia lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyevas wrote:Natalia jestem tylko chodzącym dowodem, że nawet pierwszy poród może być szybki. I najważniejsze to się dobrze "zaprogramować". Nie słuchać i nie czytać opowieści o "horrorach" z porodówki.
Trzeba przyjąć że idziemy tam szybko urodzić, nie stresować się, nie myśleć o tym że będzie bolało. Czym mniej stresu tym szybszy poród.
Teraz tylko proszę swojego synka, by pozwolił mamie dojechać do szpitala (50km), bo słabo by było rodzić w samochodzie na autostradzie
No i takie myslenie to podstawa. Obralam taka taktyke od poczatku ciazy i zadne opowiesci mnie nie ruszaja zobaczymy jak bedzie
Hahaha o kurcze to musisz zaciskac nogi,zeby faktycznie dojechac wzor mamuska do nasladowania, superevas lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyChwila ciszy mała śpi już 30min pranie nastawione więc może uda mi się napisać opis porodu...
Pewnie gdybym pisała na żywo relacje z porodówki pewnie byłoby tylko K###&#a pie**##@... Z perspektywy czasu patrze na to inaczej nie było tak źle jak mi się wydawało na początku, nie był to też poród marzeń no ale co się dziwić mój klusek miał prawie 4 kg jednak uważam go za dobry poród
Więc tak bóle skurczo podobne miałam od 3 dni no ale nic się nie działo na KTG wiec grzecznie wracałam do domu w czwartek rano odpadł mi czop po masażu szyjki który cholernie bolał był ogromny (miało go nie być już od dwóch tyg doktorek zrobił mnie w bambuko jak się okazało bym nie panikowała i nie latała co chwile do łazienki go szukać ) pojechaliśmy w czwartek na KTG jak zwykle brak postępu rozwarcie na 1,5 palca i cisza wróciliśmy do domu brzuch bolał coraz częściej i mocniej no ale jakoś nie zwracałam na to uwagi tylko łaziłam po domu i jęczałam że boli... o 23 skurcze były już dosyć silne tak że nie dawały mi spać i przy okazji Czarkowi... Mąż wpadł na pomysł że zacznie mierzyć co ile kazałam mu się puknąć w głowę bo to pewnie i tak nie to jak się okazało były równo co 8 min Czarek chciał od razu jechać na porodówkę ja jednak postanowiłam że to za wcześnie i nas pogonią i bez sensu jechać tyle drogi... Informacje ze szkoły rodzenia nagle wyleciały nam z głowy i Czarek zaczął szukać informacji kiedy do szpitala w internecie ja w tym czasie poszłam poleżeć w wannie mała dostała takiego wściku dupy że szok nigdy w życiu nie widziałam aż tak szalejącego brzucha płakałam żeby przestała ból był ogromny ale jak widać do przeżycia... położyłam się o 3:30 jednak przyznałam racje Czarkowi że to chyba już i trzeba jechać. W połowie drogi do szpitala skurcze były już do 4 min i bolały jak cholera. Gdy dotarliśmy na ip była 4:34 podpięli mnie pod KTG i dostałam opieprz dlaczego tak późno przyjechałam Skurcze regularne co 3 min po badaniu okazało się że rozwarcie na 3 palce i sru mnie na porodówkę ból skurczy coraz gorszy... Na porodówce w praskim są dwa łóżka porodowe oddzielone żaluzjami do godziny 8 byłam sama o 8 przywieźli dziewczynę która urodziła w ciągu 2 h zazdrość dupe mi ściskała że szok ja się tam wiłam z bólu błagalnie prosiłam Czarka żeby mnie zastrzelił mówiłam że mam dość a postępu brak o 7 rano przebili mi pęcherz płodowy okazało się że wody są już zielone kazali chodzić skakać na piłce iść pod prysznic a ja najchętniej leżała bym plackiem bo ból aż mnie wyginał do tyłu i najlepiej siedziało mi się na wc w łazience samej... Czarek był da mnie ogromnym wsparciem widać było że przeżywa to wszystko ze mną że łzy miał w oczach patrząc jak cierpię. Razem z lekarzem i położną namawiali mnie na oxytocyne i zzo a ja jak ten osioł nie i nie i nie tylko nie oxytocyna wkońcu o 10 rano po słowach położnej do lekarza za ścianą "Ona przy takim postępie nie urodzi do wieczora trzeba ją namówić.." godzina 10:05 rozwarcie 4 palce skurcze co 3 minuy zgodziłam się na oxytocyne za chwile również dostałam zzo i to było zbawienne dla mnie o 11 przestało działać znieczulenie dostałam kolejną dawkę 11:30 pełne rozwarcie skurcze parte na które już znieczulenie nie działało ale według mnie mniej bolesne były te bóle niż skurcze kilka godzin wcześniej... godzina 11:40 położna z lekarzem każą przeć czarek wspiera mnie bardzo pomaga mi trzyma za głowę i przyciska gdy mam przeć... Oczywiście byliśmy umówieni że nie zagląda między nogi gdy rodzę stoi z boku lub za plecami ale zajrzał lecz wtedy było mi to naprawdę obojętne myślałam tylko o tym by to już się skończyło nacięli mnie i to sporo lecz lepsze to niż popękać... o 11:55 urodziła się ZOJKA 3900g 54cm najpiękniejsza istota na ziemi gdy mi ją położyli na piersiach cały ból minął nic się nie liczyło tylko ten mój mały fioletowy cud grubiutki jak ludek michlelin spojrzałam na Czarka stał jak zamurowany z rekami założonymi patrzący się na nas z łzami w oczach... I w tym momencie wszystkie inne sprawy przestały dla mnie istnieć Czarek przeciął pępowinę ja tuliłam się do małej nie mogąc uwierzyć że to naprawdę się dzieje... Jak się okazało dostałam w miedzy czasie kolejną dawkę oxytocyny bólu już nie czułam a łożysko wychodziło razem z całą macicą tak było przyklejone musieli zabrać mnie na zabieg zabrali mi małą a ja o niczym innym nie myślałam tylko o niej po ok 2 h przebudziłam się na sali pooperacyjnej było mi niedobrze w głowie się kręciło mdlałam a tak bardzo chciałam zając się małą a nie mogłam nawet chwili usiedzieć Czarek opiekował się Zojką nawet karmił ją moją piersią niestety o 20 musiał iść do domu a moją Księżniczkę zabrali mi na noworodki bo nie byłam nadal wstanie się nią zająć... Przynieśli mi ją o 5 rano i tak kwitnie moja miłość do niej
Podsumowując boli jak cholera nie ma co ukrywać ale ból szybko mija gdy masz już szkraba przy sobie ja inaczej sobie to wyobrażałam raczej taki poród jak z akuszerką ale niestety tak to nie wygląda
Z obserwacji po pobycie w szpitalu to tak
Słuchać się lekarzy i położnych a nie jakiś tak swoich racji jak ja się upierałam przy tej oxytocynie że nie i już bo jeszcze trochę a nie wiadomo jak by się to skończyło...
Jeżeli macie możliwość brać sale jednoosobowa ja uparłam się że chce być z kimś na sali mało co nie zwariowałam bo trafiłam na wariatkę
Na szczęście udało nam się w poniedziałek być już samym do środy wcześniej się nie dało bo jedynki były już zajęte
Majtki poporodowe SIATECZKOWE nie te fizelinowe okropne są
Nie dać się baby blusowi ja prawie złapałam z przemęczenia i słuchania wariatki na sali gdy zstałam sama przeszło moment
NataliaK, kotek27, evas, Martynika, weronikabp, aNiLewe, Ewa1986 lubią tę wiadomość
-
xpatiiix3 wrote:To było świeżo po porodzie pisałam to z wielkimi emocjami do tej poryu skacze mi serducho do gardła jak wspominam swój poród, chcę znowu przeżyć to samo, tak jak na pierwszy czekałam z niecierpliwością tak i będę wyczekiwać drugiego, dla mnie zero strachu ale za to wysoka dawka adrenaliny i szczęścia