Dobre porody
-
WIADOMOŚĆ
-
Część dziewczyny, podbijam wątek.
Czy ktoś się pochwali swoim porodem?
Ja termin z miesiączki mam na jutro. Od 3 dni w nocy straszne bóle, skurcze, ale nieregularne. W dzień wszystko przechodzi.
I czekam na podobną historię. -
Tak jak wspominałam w ostatnim moim poście, że jak urodzę to napiszę o porodzie...
No więc 29 kwiecień pierwsze KTG na którym lekarz postraszył, że jak będę czuła nieregularne skurcze to mam przyjechać odrazu do szpitala, chyba że chcę urodzić w domu. A ja choć je czułam przez cały weekend majowy to nie ruszłam się z domu i tak zaczekałam do poniedziałku.
W poniedziałek kolejne KTG i odwiedziny Pani doktor. Zostaję, dziecko ma za wysokie tętno prawie 180 na min. Potem po badaniu i przyjęciu wszystko się uspokoiło. Czekamy na rozwój sytuacji. Po kolejnych KTG było już wszystko w normie i pojawiały się skurcze nie regularne. Decyzja zakładamy balonik we wtorek. A że nie wiedziałam co to jest to ok.
Wtorek rano po wizycie, zakładanie balonika, rozwarcie na 3 palce. Zalecenia lekarza chodzić chodzić i chodzić. Mąż który był przy mnie to taktował jak psa ( w dobrym tego znaczeniu) i chodziliśmy i chodziliśmy aż sił brak w nogach.
Kolejne KTG a było ich każdego dnia po 3 razy. I to ostatnie zadecydowało że coś jednak będzie się działo. Sukrcze co 10 min. regularne. Ale kto by mi wierzył.
Badnie przed lekarza nie należało do najlepszych, gdyż nie miał czucia w rękach. Bolało jak choler* dlaczego? Wyjmowała mi balonik. Nie życzę nikomu. Po co? A żeby sprawdzić czy skurcze są takie same. Decyzja. Sala porodowa. Dzwonię do męża bo mogę urodzić. Na sali jak na sali podpieli mnie pod KTG, które sugerowało 0 skurczów a ja je czułam coraz to mocniej i częściej.
Dezycja to kroplówka przyspieszająca i chodzenie. Skurcze pojawiły się co 3 minuty regularnie. Kazali położyć się na łóżku porodowym w celu sprawdzenia rozwarcia. I masaż szyjki i przebicie wód płodowych. Wstawanie i siedzenie na piłce. po niecałych 5-6 skurczach parcie nie na stolec ale na poród. Więc na łóżko znowu, parcie 2 razy i córecza na świecie.i po bólu.
Poród choć krótki bo tylko 3 h i 40 min. To ostatnie dwa skurcze w I fazie bardzo bolesne mimo podania gazu rozweselającego, po którym czułam się jakbym wypiła flaszkę wódki.
Córka przyszła na świat z krótką pępowiną 54 cm i 3600 g. o godzinie 23.40 5 maja br. Dzięki mężowi który był przy mnie poród nie był dla mnie traumatyczny i dzięki niemu przeszłam go zdecydowanie lepiej niż poprzedni.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 10 maja 2015, 18:04
-
Opiszę tutaj swój poród, dopóki jeszcze go dobrze pamiętam, a Mały grzecznie śpi w kołysce
W sobotę 25 kwietnia wybraliśmy się z Mężem na Kopiec Krakusa, chcieliśmy wywołać Małego na świat na spacerze już czułam, że coś się święci... co jakiś czas miałam skurcze przepowiadające, miałam je też na kilka tygodni przed porodem, ale te zaczynały być regularniejsze i częstsze, podobne do silnych bólów miesiączkowych... Po powrocie ze spaceru umyłam podłogi w mieszkaniu, a M wymienił opony w samochodzie na letnie (wcześniej mówiąc do brzuszka, że po wymianie opon Mały będzie mógł już bezpiecznie opuszczać teren) wieczorem jeszcze zaszaleliśmy z M, ostatni sex przed przymusową połogową wstrzemięźliwością, podobno przyspiesza poród, u mnie prawdopodobnie pomógł
Nie mogłam spać. O północy zaczęły się regularne skurcze, jak w zegarku - co 10 minut. Wzięłam jeszcze prysznic, jak radzili nam na szkole rodzenia, skurcze się nie wyciszyły, dlatego pomyślałam, że się ZACZĘŁO. Dopakowałam kosmetyczkę, sprawdziłam dokumenty, M się jeszcze zdrzemnął. Skurcze był coraz częstsze - co 9, 8, 6 minut... O 3:30 wyjechaliśmy do szpitala, w aucie skurcze były już co 5 minut, praktycznie co do sekundy
W ambulatorium nikomu się nie spieszyło wypełnianie dokumentacji (chociaż miałam wcześniej założoną tam kartę pacjenta i przeprowadzony cały wywiad kilka dni wcześniej) i badanie zajęło z godzinę... Miałam wrażenie, że wyrwałam lekarkę i położną ze spokojnego snu o tej 4 rano ze stresu skurcze stały się rzadsze, ale rozpoznano rozpoczynający się poród i zostałam przyjęta na oddział. Jeszcze w ambulatorium musiałam przebrać się w koszulę porodową, szlafrok i kapcie i tak z M ruszyliśmy z położną na oddział.
Na trakcie porodowym czekała na mnie kolejna papierologia, na szczęście wypełnianie szpitalnego planu porodu mnie ominęło, bo miałam go już ze sobą (ze strony rodzić po ludzku) i w tym momencie muszę przyznać, że cały poród i po porodzie wszyscy pracownicy trzymali się go skrupulatnie. Polecam mieć taki dokument - oczywiście podpisany przez Was - ze sobą!
W końcu koło 5:30 położna poprowadziła mnie do sali porodowej, omówiła ze mną szczegółowo plan porodu i zbadała ("o matko! szyjka jeszcze nie zgładzona, rozwarcie na 2 cm - czyli tyle, co 2 dni wcześniej u lekarza, a ja od ponad 5 godzin mam regularne skurcze! będę rodzić 2 dni!"), skurcze były już co 3 minuty, trwały około minuty, ale postępu porodu nie było widać...
Skurcze były coraz bardziej bolesne i zaczynały boleć mnie również plecy, ale widocznie nie było ze mną tak źle, skoro między 6 rano a 12 oglądaliśmy z M seriale na porodówce dobrze, że na szkole rodzenia dawali nam takie przydatne rady, bo zanudzilibyśmy się na śmierć chyba...
Po 12 skurcze były już ciężkie do zniesienia, najgorsze było to, że położna nie widziała specjalnego postępu, najboleśniejsze skurcze się w ogóle nie pisały na KTG (chyba jestem jakimś dziwnym przypadkiem) i już proponowała mi oksytocynę, na którą na szczęście się nie zgodziłam. Szyjka dopiero się zgładziła a rozwarcie osiągnęło 3 cm. Modliłam się o 4cm i możliwość wzięcia ZZO, jednocześnie przeklinając mój niski próg bólowy. Gaz rozweselający nie dawał mi zupełnie nic, ale M po przetestowaniu zakręciło się w głowie ;P Jedynie skakanie na piłce podczas skurczu i nieoceniona dłoń mojego M silnie dociskająca mój odcinek lędźwiowy jako tako dawały mi ulgę. Podpisałam zgodę na ZZO, podpięto mnie pod KTG, żeby sprawdzić tętno dziecka, ja pamiętam tyle, że zwijałam się z bólu, najgorsze były bóle krzyżowe. Skurcze nadal się nie pisały
Przed 15 położna sprawdziła rozwarcie, w myślach powtarzałam, żeby było już to upragnione 4cm, wydawało mi się, że nie dam rady... Położna coś tam pogmerała i nagle zaskoczona mówi: "Niesamowite... Jest 9cm! Będziemy zaraz rodzić!". W tym momencie poczułam ulgę, wiedziałam, że nie dostanę znieczulenia, ale że koniec jest blisko
Dosłownie POBIEGŁA po lekarkę i drugą położną, bo ja chwilę po tym miałam już skurcze parte, ledwo zdążyły sobie wszystko przygotować, rozłożyć łóżko i rozpakować zestaw do pobrania krwi pępowinowej, który ze sobą mieliśmy przez chwilę musiałam powstrzymywać parcie, to było dość ciężkie, ale jak położna pozwoliła mi przeć, nic mnie nie bolało! To faktycznie jest dokładnie takie uczucie, jak parcie na stolec Czułam jedynie lekkie napięcie krocza jak główka już się wyłaniała...
Dosłownie po 3 skurczach partych maluszek był już na świecie, bez znieczulenia, bez oksytocyny i bez nacięcia krocza (udało się je uchronić dzięki położnej, ćwiczeniom mięśni Kegla i masażom krocza) 26,04 o 15:40 urodził się mały Marek.
Poród to najpiękniejszy moment w moim życiu i pomimo bólu, nic innego poza dzieckiem się nie liczyło! Tylko ten mały cud i mimo takiego opisu (który może przerażać przyszłe mamy w niektórych momentach), uważam, że miałam piękny poród, naturalny, bez niepotrzebnych ingerencji medycznych. Mały był 2 godziny na mojej piersi w sali porodowej, tak jak życzyłam sobie w planie, ssał pięknie pierś, urodzony ssak Mąż już mówi o następnym maluszku a ja nie mam nic przeciwko, oczywiście nie od razu
Hermiona, Lanusia93, Pokahontaz lubią tę wiadomość
-
Prawie dwa lata temu opisywalam tutaj swój pierwszy poród i teraz przyszedł czas na drugą relację. Zastanawiałam czy czy nadaje się on do tego wątku, bo jest tak inny od mojego pierwszego porodu ale skoro nie mam po nim traumy i Lubie go wspominać to jest to chyba dobry poród
W tej ciąży ciągle coś mi wyskakiwalo w badaniach, zwłaszcza pod koniec. Ale uparcie powtarzałam sobie, że wszystko będzie dobrze, synek urodzi się zdrowy, będzie większy od siostry, żadnych problemów z cukrem i po dwóch dobach wyjdziemy do domu...
sobotę miałam bardzo intensywną (w sumie jak prawie każdy dzień od dwóch tygodni). Córka poszła spać o 20:30 i z mężem mieliśmy wreszcie czas odpocząć. O 22 poszłam pod prysznic i zanim weszłam do wanny poczułam, że coś się ze mnie leje... mięśnie nie trzymają mi moczu? Wykapalam się, zrobiłam całą wieczorna toaletę i znowu się leje. Ubieram podpaske lekko zaniepokojona. To 36tc według om, a 35wg owulacji. Mąż idzie pod prysznic, a ja spać Ale przy każdym ruchu czuje wypływające ze mnie ciecz. Podpaska cala ciężka i dociera wreszcie do mnie, że to nie mocz... Szybkie dopakowanue torby, mąż pomaga mi się ogarnąć, wielokrotnie próbuje się przebrać ale wody leją się struzkami po moich nogach i zbierają w kałuże. W końcu jestem gotowa, taksówką wezwana, mąż zostaje z córką w domu (mieszkamy sami).
Na izbie jestem przed północą, mówię jaka jest sprawa. Podpisanie dokumentów, czekam na położną. Bolesne badanie szyjki - rozwarcie na dwa palce. Jadę na porodowke juz przebrana, po drodze opowiadam przebieg pierwszej ciąży i co się działo teraz. Na porodowce wywiad do książeczki zdrowia dziecka, oficjalnie zostaje przyjęta na oddział i dociera do mnie, że już nie wrócę do domu w pojedynkę... na ktg skurcze, znów sprawdzanie rozwarcia. Budzą lekarke, ta robi usg- wody się sączą ale jest ich jeszcze wystarczajaco duzo, synek będzie malutki. Dostane sterydy na rozwój plus, kroplowke na wstrzymanie akcji I mooooooooze przeczekać chociaż te 24h do drugiej dawki sterydow. Osobiście w to wątpię ale nie mowie tego na głos. Wenflon, pobranie krwi na badania, kroplowka i przewiezienie na patologie ciazy gdzie mam się przespać lub wzywać pielęgniarkę i wracam rodzic. Na patologii sterydy i zostaje na sali. kolo 2 w nocy skurcze robią się coraz bardziej bolesne. Najpierw są co 5 minut, potem co 3. Chce juz wezwać kogoś ale przed trzecią zaczynam przysypiac I skurcze mijają. Ostatecznie nie zasypiam i tylko czułam.
O 6 zmiana kroplowki, skurcze nieśmiało wracają ale nieregularne lub bezbolesne. O 7 ktg. Patrzę na zapis i widzę rysując się tam skurcze, które robią się bolesne. Czekamy na obchod, idę do łazienki i jest po 8 rano. Stwierdzam, że nie ma się co okazywać - porodu juz się nie zatrzyma. Wracam na łóżko i mówię do dziewczyn z pokoju, że skurcze mam 3 trzy minuty i krzyżowe. Wzywają pielęgniarkę, szybko na badanie - rozwarcie na cztery palce. Niemal biegiem przewoza mnie na porodowke, jest 9 rano. Kładę się na łóżku porodowke, podlaczaja ktg, odlaczaja kroplowke i od razu skurcze szaleją na dobre - są potwornie bolesne i krzyżowe i czuje juz chęć parcia. Położna sprawdza rozwarcie i zaskoczona mówi, że główkę juz widać ale nie wolno mi przeć bo rozwarcie nie jest pełne. Przy kazdym skurczu ręką przytrzymuje i odsuwa główkę, masuje mi rozwarcie, przypomina o oddychaniu I nie parciu. Pomiędzy skurczami biega wołając wszystkich lekarzy i przygotowując sale. Udaje mi się zadzwonić do męża, że to długo nie potrwa i tym razem nie będzie go przy porodzie. Rozlaczam się I położna mowie, ze jeszcze tylko dwa skurcze. Pierwszy - ból jest POTWORNY. Drugi skurcz - jest pełne rozwarcie! Mogę przeć! Chociaż już przez to przechodzilam to teraz jest o wiele gorzej ale zbieram się w sobie, bo już nie ma odwrotu i chce to mieć za sobą. Prę i jest! Ledwie 9:25 i juz koniec! Synek wychodzi i pięknie krzyczy! Malutki, 2050g ale zdrowy! Dostaje go dosłownie na moment do przytulania i decyzja o zabraniu do inkubatora żeby się nagrzał I odpoczal.
uprzataja sale, jeszcze na moment pielęgniarka daje mi synka do potulenia i zostaje sama...Lanusia93 lubi tę wiadomość
-
Papcia!!
Moje wielkie gratulacje! Spisałaś się bardzo dzielnie!!! A nagroda za to jest pewnie gdzieś koło Ciebie
Teraz niech Maluszek rośnie Wam zdrowo i niech nie daje za bardzo w tyłek
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i daj wielkiego buziaka Markowi ode mnieWiadomość wyedytowana przez autora: 14 maja 2015, 09:36
-
nick nieaktualnyWitam.
Ja swój poród wspominam bardzo dobrze. Ból bólem wiadomo musi boleć Ale w chwili gdy syn wyskoczył i płacz męża nade mną mój płacz oczywiście ze wzruszenia i synek na brzuchu wynagrodzi wszystkie godziny bólu A trwało u mnie to 13 godzin ponad.
To co się czuje w chwili po porodzie to może powiedzieć tylko kobieta co przeżyła poród naturalny. Bardzo mi zależało aby rodzić naturalnie i z mężem u boku. I nie zdecydowała bym sio nigdy na cesarskie no chyba że była by taka konieczność.
Po porodzie taki spokój we mnie zapanował ze to jest nie do opisania.
A żeby poród szedł dobrze najważniejsze to słuchać położnej i lekarza który jest przy porodzie.
No i oczywiście trzeba trafić na dobrą położna która zna się na rzeczy i na Żartach
Ja osobiście pojechałam sama za kierownicą do szpitala i po porodzie wróciłam z dzieckiem sama bo auto stało pod szpitalem. Mąż jechał ze mną Ale jako pasażer bo nie ma prawo jazdy.
Wszystkim polecam poród naturalny i nie ma co się bać . Ból jest okropny Ale po boli i minie A nagroda jest cudowna.Nieukowa, Hermiona lubią tę wiadomość
-
AGA 30 gratuluje. Fajnie by było gdyby takich porodów i nastawień do nich był pozytywny. Wiele kobiet jest nastawionych źle stąd decydują się na cesarkę. A tłumaczenie to jest jedno bo boli (chodzi o cesarki na życzenie). Niestety boli i przy naturalnym i nie zawsze po cesarce. Ale prawda jest taka że mieć dziecko zaraz po urodzeniu i potem na 2 godziny to piękne chwile.
-
nick nieaktualnypakima wrote:AGA 30 gratuluje. Fajnie by było gdyby takich porodów i nastawień do nich był pozytywny. Wiele kobiet jest nastawionych źle stąd decydują się na cesarkę. A tłumaczenie to jest jedno bo boli (chodzi o cesarki na życzenie). Niestety boli i przy naturalnym i nie zawsze po cesarce. Ale prawda jest taka że mieć dziecko zaraz po urodzeniu i potem na 2 godziny to piękne chwile.
Po cesarskim boli bardziej chyba niż ten poród.
A moim zdaniem jak ktoś się nastawi na ciecie to nawet nie myśli o tym co po będzie. Zanim brzuch się wy goi i w ogóle. Fakt krocze też boli trochę po porodzie Ale taki ból to nie ból moim zdaniem. Ja miałam kiedyś laparo A to zaledwie trzy małe dziury w brzuchu A bolało jak diabli bo zabiegu.
Pozytywne nastawienie to podstawa. Ból minie porodowy więc nie ma się czego aż tak bać.
Na następny rok planujemy kolejne dziecko jak mam los pozwoli i też mam nadzieję że uda mi się urodzić normalnie. Byle kręgosłup mi pozwolił A nie zdecyduje się na cesarskie na pewno. -
Ja też miałam dobry poród.
Zaczęło się od pęknięcia wód o poranku. Mieliśmy instalatorów w domu tego dnia, postanowiłam jechać do szpitala jak panowie skończą pracę, więc poczekałam 4h. Skurczy nie było.
Na IP ze względu na pęknięty pęcherz płodowy zostałam potraktowana priorytetowo. Porodówka ładna, położne uprzejme, do tego studentki położnictwa na praktykach umilały mi i mężowi czas. A ten się wlókł- zero akcji porodowej, zero rozwarcia... i tak od 12:00 aż do 22:00. Skakałam na piłce, próbowałam rozchodzić i rozkręcić akcję... nic się nie działo.
O 22:00 położne dały mi kolację, stwierdziły że mam wypocząć, bo rano dostanę oxy by indukować akcję porodową. Męża wysłały do domu a mi kazały się przespać i podpięły do ktg na noc. O 0:00 zażądałam odłączenia od ktg bo miałam skurcze. Nic się nie pisało na aparacie, położne nie uwierzyły że zaczęło się coś ostro dziać, a działo się oj działo... O 1:00 zadzwoniłam po mężą, żeby wracał pomóc mi w bólu, sama nie wierzyłam że urodzę w nocy ze względu na opinię personelu. Skurcze były bardzo bolesne, ale nie paraliżująco. O 2:00 zawołałam położne, żeby zrobiły badanie rozwarcia. Widząc że nawet nie krzyczę i nic się na ktg nie pisze pani Ania zrobiła to ze sceptycyzmem, po czym zawołała przerażona, bym pilnie dzwoniła po mężą, może zdąży na parcie- wg niej było 9cm rozwarcia!
Zaraz potem wpadł mąż i lekarz, praktykantki przyniosły gaz rozweselający bo tylko to mogły mi zaoferować.
Jako że nie zgodziłam się na nacięcie krocza lekarz razem z położną profesjonalnie chronili moje krocze, każąc oddychać na skurczach i nie przeć (mega trudne!). Urodziłabym powoli i bez szwanku dla krocza, gdyby mały nie dostał deceleracji. Potem sie okazało że pępowina zaciskała się na szyi... Zapadła decyzja, że muszę rodzić natychmiast i przeć maksymalnie, ochronę krocza diabli wzięli ale życie maluszka było zagrożone.
Urodziłam na 2 partych, pękłam jedynie na 3 szwy...
Gdy podali mi mojego syna, to był mega odlot. Szok i szczęście, bo od razu zapłakał, był różowiutki i dostał 10 punktów, mimo dramatycznej końcówki.
Wszelkie zabiegi po porodzie minęły w ciągu 1 sekundy- rodzenie łożyska, szycie, opróżnianie macicy itd.
Małego musieli zabrać na obserwację z racji tych komplikacji na końcu, ale dostałam go zaraz po przewiezieniu na oddział położniczy.
Synek jest najpiękniejszy na świecie. Warto było go urodzić naturalnieHermiona, Misi@ lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyA ja na pocieszenie napisze że urodziłam w niecałe 3 godziny od momentu dotarcia do szpitala i w niecałe 4 godziny od momentu gdy obudziłam się w środku nocy i poczułam pierwszy skurcz. To był mój pierwszy poród a synek ważył trochę ponad 3,5kg. Nie będę ukrywać że bolało bo miałam właściwie tylko skurcze krzyżowe a na znieczulenie nie było szans bo akcja rozwijała się za szybko. Ale jestem żywym dowodem że nawet pierworódka może urodzić szybko.
polkosia, Hermiona, Lanusia93 lubią tę wiadomość
-
Ja mam bardzo miłe wspomnienia, porodu. Może też dlatego, że wszystko poszło szybko i nie bolało aż tak bardzo. To juz 8 miesięcy minęło od tego pięknego dnia.
Wszystko zaczeło się 27 października. Jest godzina 0.30 jak zwykle idę do toalety na siku, wracam kładę się do łóżka i coś czuje, kurde popuszczam mocz (już chyba źle ze mną) ale idę jeszcze raz do toalety i w tedy pociekło znów po nogach a do mnie dotarło że właśnie rozpoczął się poród. Budzę męża mówię "Arek wstawaj bo się zaczęło" a mąż podnosi głowę i mówi "Liwka (tak ma na imię nasza córka) daj jeszcze pospać" heheh.
Z odejściem wód płodowych zaczęły sie regularne skurcze co 2 minuty ale mówię do męża nie jedzmy jeszcze bo mnie nie boli a i tak sie tam wysiedze na porodówce więc wole w domu. Wziełam jeszcze prysznic i gdy wód poleciało już naprawde dużo zapadła decyzja jedziemy jednak. Do szpitala pojechaliśmy o 2.30 tam pod ktg leżałam prawie godzine bo tyle zeszło z papierkową robotą, na porodówkę wchodzę coś przed 4 i tam badanie rozwarcie 8 cm ja oczy wystawiłam, że już tyle bo skurcze nadal były znośne. Problem był tylko ze skurczami partymi bo były rzadkie i bardzo krótkie i zeszło pół godziny i o 4.40 wkońcu się udało przywitałam moją śliczną córeczke Liwię. Ważyła 3.300 i 57 cm dostała 10 punktów. Najgorsze dla mnie było szycie krocza poród nie był tak bolesny jak to szycie miałam ochote skopać tą lekarke. Do tej pory mam nie miłe wspomnienia po tym szyciu. Gdy już zakończyli (wkońcu!!) szycie i córke zabrali na badania ja płakałam za nią okropnie sama nie wiem czy ze szczęścia czy ze smutku, że już za nią tęskniłam.
Także istnieją naprawdę dobre porody.Niech z Naszej Miłości zrodzi się Nowe Życie:) -
Ja miałam opisać swój poród bo uwielbiałam czytać w ciąży ten wątek.
Nasz poród zaczął się od kilkudniowego pobytu na patologii ciąży. Skopiuje to co opisałam w swoim pamiętniku
A w sumie to w pamietniku tez mam opisany i rowniez jak nojaniewiem wspominam bardzo dobrze i zycze wszystkim takich cudownych porodow. Moj trwał niecałe 7 h i II faza trwala 25 min na drugi dzień już mogłam rodzić kolejneWiadomość wyedytowana przez autora: 16 lipca 2015, 21:11
Lilianka 1.05.2015
Oliwierek 17.08 2016
Kornel 23.06.2018 -
Ja jak zasiądę na laptopa to tez opiszę, albo zapraszam na mój pamiętnik, tam jest opisany . Póki co jestem na telefonie a tu się ciężko pisze epopeje .
Napiszę tylko, że mój pierwszy poród trwał ponad 3 godziny i był masakrą , natomiast drugi niecałe 2 godziny -40 minut po przyjeździe do szpitala, w tym faza parcia 10 minut i był to cudowny, wymarzony poród, jaki życzę kazdej z was!!!
Oczywiście, że bolało, ale ten ból miał sens, bo pomagałam przyjść na świat mojej cudownej córeczce , poza tym miałam super położną dzięki której nie popękałam ani nie zostalam nacięta. Wyszłam nówka nieśmigana !!Hermiona lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Znalazlam ten wątek, do ktorego rowniez mogę się przylączyc. 18.01 urodziłam moj skarb. Delikatne bóle mialam całą noc, ale poniewaz byłam 4 dni przed terminem, a wszyscy wkolo mowili, ze urodzę po terminie, to myślalam, ze to skurcze przepowiadające. O 5 rano poszlam do toalety i zauwazylam, ze zaczął odchodzic mi czop. Skurcze byly nieregularne, raz co 7, raz co 15 minut. Siedzialam i zapisywalam. Ok 11 zadzwonilam do połoznej, ktora miala byc przy porodzie i ta polecila mi dlugą, gorącą kąpiel, zeby się przekonac, czy to porod. Z wanny wyszlam ok 13 i wtedy skurcze, tylko krzyzowe, mialam juz rowno, co 5 minut. Umowilam się z polozną, ze podjadę do szpitala i mnie zbada i oceni, czy wracam do domu, czy zostaję rodzic. O 16 bylismy w szpitalu, polozna mnie bada i tylko mowi tak, ale torbę macie ze sobą? Okazalo się, ze mam 5 cm rozwarcia. Rozpoczęła się cala papierologia.Jak pół godziny pozniej badala mnie lekarka na IP to stwierdzila, ze mam 7-8 cm rozwarcia. Na porodowce bylam o 16:30, akcja wtedy potoczyla sie juz blyskawicznie. Skrcz jeden za drugim, przy badaniu odeszly mi wody plodowe i nagle slyszę, jak polozna wola do porodu. Nie wiem ile mialam skurczy partych, w ksiazeczce wpisano, ze ta faza trwala 10 minut(mi się wydawalo dluzej) slysze tylko, jak polozna mowi, podniesc koszule i za chwilę kladzie mi synusia na piersi. Kazda z nas wie, jakie to cudowne uczucie ulgi i szczescia. Urodzilam o 18:29 bez naciecia krocza, chociaz to byl moj pierwszy porod. Po godzinie wstalam, wzielam prysznic i czulam sie tak dobrze, ze moglabym wziac synka i isc do domu:) Mam nadzieje, ze bedzie mi dane jeszcze raz przezyc te chwile:)
I jeszcze jedno do dziewczyn, ktore są przed porodem, mi bardzo pomogla mysl, ze kazdy skurcz zbliza mnie do upragnionego dziecka. I dobra rada jest taka, zeby sluchac poloznej, chociaz czasem trudno wypelnic te polecenia, staralam sie robic, co mi kaze i moze dzieki temu wszystko poszlo tak szybko.A nagroda za nasz wysilek jest bezcenna:)belladonna, Zireael, Kaj, zakocona, Hermiona, AGA 30, Lanusia93, Pokahontaz, Nieukowa lubią tę wiadomość
-
hmmm...poród bolał. Bardzo bolał. Nigdy tak nic nie bolało. Kilka koleżanek powiedziało mi jednak że jest to coś niesamowitego, nawet usłyszałam że to moment 'mistyczny'. Mąż się potem śmiał, że on nie wie co w tym takiego mistycznego (był na sali i widział wszystko, zdecydowanie więcej widział niż ja sama). Coś jest jednak w nim magicznego. Mimo tego strasznego bólu. Przez cały czas ma się świadomość, że ten ból minie, ze musi minąć a na koniec zobaczymy nasze upragnione, wyczekane maleństwo. To chyba jedyny taki moment w życiu kiedy ten ból ma prawdziwy, najprawdziwszy sens! Wtedy - podczas porodu, miałam momenty zwątpienia. Chciałam, żeby ktoś (kto?) to w końcu zakończył Ale teraz kiedy myślę o porodzie z perspektywy czasu to jestem z siebie po prostu BARDZO DUMNA:) Oczywiście ważne żeby podkreślić, że miałam to szczęście, że mój poród przebiegł raczej książkowo, bez komplikacji a wiem, ze nie zawsze tak jest. Tego jednak nigdy nie będzie wiadomo dopóki się nie spróbuje.
Ancia77, AGA 30, Pokahontaz lubią tę wiadomość
-
Mój poród był bardzo przyjemny.
Do szpitala trafiłam 30.04, byłam wtedy w 36 tc, miałam regularne skurcze co 10 min, jednak byłam ciągle przekonana, że to nie może być już. Położyli mnie na porodówce i podłączyli kroplówkę z magnezem na powstrzymanie. Akurat obok przywieźli rodzącą, krzyczącą kobietę, byłam przerażona tym co słyszałam, jej poród trwał 30 min, bo już wjeżdżając parła, jednak można powiedzieć, że zdobyłam już jakieś doświadczenie (przynajmniej zobaczyłam podejście położnych i jak to przebiega).
Na szczęście moja akcja wyhamowała, a ja rano przeszłam na patologie ciąży. Pod kroplówkami leżałam do 4.05, skurcze całkowicie ustały, rano z lekarzami zadecydowaliśmy, że odłączamy kroplówkę i zobaczymy co się będzie działo. O ile parę dni wcześniej, ani myślałam rodzić, to w tym dniu nastawiłam się psychicznie, że w sumie już bym chciała. DO wieczora miałam parę nieregularnych skurczy.
W nocy na spaniu czułam takie ćmiące okresowe pobolewania. Przebudziłam się dopiero o 3 w nocy, gdy chciałam się przewrócić na bok i poczułam coś ciepłego na nogach.. poszłam do wc i coś chlupnęło, nie miałam wątpliwości, że to były wody razem z czopem. Poszłam do pielęgniarki, która nie do końca mi wierzyła, że odeszły mi wody, powiedziała, że idzie po lekarza, żebym usiadła i poczekała..i wtedy chlupła kolejna porcja wody, więc już bez wątpliwości zaprowadziła mnie na porodówkę.
Skurcze miałam regularne co 10 min, rozwarcie 1-2 palce.
Skurcze były coraz częstsze 5min, później już 3min rozwarcie szybko postępowało, co wynagradzało mi ból, który nie był jakiś nie do zniesienia, cały czas byłam nastawiona, że jeszcze będzie gorzej, ale nie było, bo przed 5 zaczęła się faza parcia. To co mnie zdziwiło, to było drętwienie całego ciała, zaczęło się od twarzy, już myślałam, że jakiś paraliż, czy coś, ale położna powiedziała, że to dobry objaw.
Najgorszy dla mnie był moment, w którym kazali mi nie przeć, bo mała ułożyła się po prawej stronie i musieli nakierować jej główkę. Położyłam się na lewym boku, a położna trzymała rękę na moim prawym boku.. i to było straszne, bo nie potrafiłam nie przeć. Trwało to 2 skurcze, a później jak już mi pozwolili to czułam ogromną ulgę, parcie było całkiem przyjemne. Urodziłam moją kruszynkę ok 5.30. Przez cały poród nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, no poza kilkoma pytaniami do położnej. Położyli mi ją tylko na chwilę na brzuchu i to tak, że nie widziałam buźki i zabrali do inkubatora, bo to był 36+6 tc, więc uznana była za wcześniaka.
A mąż przyjechał tuż przed 5, czyli akurat na początek parcia, trzymał mnie za rękę i podtrzymywał głowę, co było dla mnie ogromnym wsparciem. Od razu po porodzie poszedł do córci, a ja miałam założone szwy. Musieli mnie naciąć, bo córka ułożona była z rączką przodującą... nawet tego nie czułam..
Poród wspominam bardzo dobrze, wszystko potoczyło się bardzo szybko, a zarazem na spokojnie. Cały czas byłam świadoma tego co się dzieje i miałam wszystko (nawet ból i parcie) pod kontrola. O 8 przeszłam już na salę poporodową i miałam w sobie tyle energii, że mogłabym kolejne dzieciątko urodzić. I dla mnie gorszym bólem od całego porodu jest ten po, jak tak delikatnie coś ćmi, niby okresowo, ale cały czas.. no i jak znieczulenie po szyciu przestaje działać.
To był piękny dzień, no i najważniejsze, że nasza córcia urodziła się zdrowa.Wiadomość wyedytowana przez autora: 19 sierpnia 2015, 10:56
zakocona, AGA 30, Zireael lubią tę wiadomość