Dobre porody
-
WIADOMOŚĆ
-
To może i ja się wypowiem o swoim porodzie
Urodziłam synka 31 maja 2014 o godz 2:40. Była to najpiękniejsza chwila mojego życia !
Do szpitala trafiłam po terminie. Tego samego dnia byłam 3 razy podłączana do ktg, wszystko było ok. Na drugi dzień z rana ktg wyszło średnio, podłączyli mi kroplówkę oxy no i.... nic... Na następny dzień chcieli mi robić cc, ale powiedziałam że jeśli nie ma konieczności to chciałabym urodzić naturalnie. Na następny dzień znów podłączyli mi kroplówkę oxy, sporo większa dawka .. No i zaczęło się.
Skurcze zaczęły się parę min po 11 , tak bolesne, że traciłam świadomość i urywał mi się film. Koło godz 14 kazano mi wziąć gorącą kąpiel... Skurcze ustały Po godzinie zaczęły się leciutkie i znów podłączyli mi kroplówkę, dostałam info że jak nie urodzę to na nast dzień cc... To chodziłam po korytarzu, kucałam, robiłam co tylko się da Dostałam info że położna chce mnie zbadać i mam iść na porodówkę, to się zdziwiłam, bo skurze były a nie dawały postępu. Ona patrzy, a tam 5 cm rozwarcia ! Przebiła pęcherz płodowy ( ojj chlusnęło ), no i pyta czy chcę znieczulenie, to wzięłam. I całe szczęście ! W końcu mogłam trochę odpocząć od bólu.
Był ze mną mąż, posiedziałam sobie na piłce niemalże nie czując nóg Ale postępu nadal nie było. ZNów podłączyli mi kroplówkę, no i się zaczęło
Zapytałam położnej czy musi mi nacinać krocze, powiedziała że pewnie będzie musiała ale możemy spróbować bez.No i udało się urodzić bez nacięcia i żadnych pęknięć Synek zaczął wychodzić, parcie nie całe 10 min, no i usłyszałam płacz mojego maleństwa !
Łzy leciały mi jak grochy, nie mogłam się nadziwić jaki on maleńki, piękny, cieplutki... mały cud...
Leżeliśmy sobie ponad godzinkę, męża mina po całej akcji bezcenna, był tak ze mnie dumny, no i z synka. Przeciął pępowinę chociaż zarzekał się prędzej że tego nie zrobi
Ja z łózka porodowego zeskoczyłam jakbym nie rodziła Oby drugi był chociaż taki sam, będę mega szczęśliwaWiadomość wyedytowana przez autora: 11 października 2015, 16:03
Misi@, dddodiii, zokeia lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Tylko chyba takich pięknych porodów jest mało
Chociaż mi się wydaje że szybciej mój będzie panikował niż ja i tego się boję że nie da rady w takiej sytuacji wiec pierwsze co to chyba zadzwonię po mamęWiadomość wyedytowana przez autora: 12 października 2015, 13:42
Paula222 lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyAga23 wrote:Tylko chyba takich pięknych porodów jest mało
Chociaż mi się wydaje że szybciej mój będzie panikował niż ja i tego się boję że nie da rady w takiej sytuacji wiec pierwsze co to chyba zadzwonię po mamę
Zawsze Malo mowi sie o tym co dobre...wiecej mowi sie o tym co zle..no nie?zokeia lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyto i ja opiszę swoje, bo myślę, że były to dobre i szybkie porody
Synek to już się pchał na świat po 33tc, zaczęły się skurcze, rozwarcie.. w 35tc trafiłam do szpitala, gdzie rozwarcie miałam już na 2 cm i bardzo częste skurcze, dawali mi fenoterol, ale on na mnie działał odwrotnie jak powinien więc oni mi więcej, ja więcej skurczy, w 36 tc odstawili mi leki i trafiłam z oddziału prosto na porodówkę, rozwarcie doszło do 4 cm iii skurcze całkowicie! ucichły, wypisałam się na żądanie do domu i tak oto nagle bez leków, bez niczego chodziłam sobie 4 tyg z tym 4 cm rozwarciem dzień przed planowanym terminem zaczęły się bezbolesne, ale regularne skurcze, wieczorem mój mąż już nie wytrzymał i zawiózł mnie do szpitala, tam dalej 4 cm rozwarcia, skurcze za słabe, na patologie.. w nocy nawet pospałam, bo skurcze nie bolały, rano do badania, a tam 6 cm, ja dalej rześka, nic nie boli no to na porodówkę i o 9 podłączyli mi oksytocynę, oczywiście nic nie dała więc o 10 przebili pęcherz płodowy i dopiero wtedy dostałam właściwych skurczy które trwały 50 min (a wydawało mi się, że z 3, fotel chciałam gryźć, przez okno wyskoczyć ) później 10 min partych i młody już był z nami z mniej miłych niestety mnie nacięły no i połóg miałam kosmiczny, no ale poród sam w sobie super
Przy córce to już się bałam porodu, do tego stopnia, że jak w 36 tc w nocy skurczy dostałam to tak się wystraszyłam, że aż trząść się cała zaczęłam i mi przeszło haha. Ostatecznie złapało mnie 2 dni po terminie, podejrzewam, że pierwszy skurcz nastąpił coś po 6 rano, przypuszczam, bo olałam i spałam tzn próbowałam bo się przebudzałam, ale byłam pewna, że się może czymś strułam i mnie czyścić będzie po 8 w końcu zebrałam się do toalety, swoje zrobiłam, ale skurcze dalej! dopiero zaświtała mi myśl, że to chyba to zaczęłam je mierzyć, poszłam pod prysznic, dalej były, regularne co 7-10 min, mężowi zakomunikowałam przed 10, że trzeba chyba jechać bo to już (nie wierzył mi swoją drogą bo dobrze znosiłam skurcze ) zanim się zabraliśmy, zanim dojechaliśmy było po 10, na ip kolejka, bo przyjmowane były panie planowe, akurat jedna weszła jak przyjechaliśmy, ja już się wyginam na krześle a ona siedzi tam 10 min, 20, 30 w końcu mąż nie wytrzymał, zapukał i do położnej czy długo jeszcze bo zaraz na korytarzu urodze położna oczywiście myślała, że panikarze przyjechali, ale za chwile mnie wzięła, bada, pytam ile rozwarcia a ona tylko "dużo" nic więcej powiedzieć nie chciała, była godzina 10.45 jak weszłam na porodówkę, usłyszałam kątem ucha, jak położna z ip mówi do tej z porodówki, że jest 10 cm rozwarcia, ja oczy jak 5 zł i szok, podłączyli ktg, zapisało 2 skurcze i przebiły mi pęcherz i rzekły "proszę sobie trochę poprzeć" i poszły do drugiej rodzącej.. nie minęło 15 sekund, a mimowolnie bez parcia czuję, że główka wyłazi, dre się za nimi, ona przychodzą i jak zobaczyłam ich minę jak na moje krocze spojrzały, to mało zawału nie dostałam tak szybko zaczęły biegać, ubierać się, łóżko rozkładać, lekarza wołać, że myślałam, że się pozabijają! bodajże na 3 partym mała już była u mnie na brzuchu, urodzona o 11 co lepsze, obyło się bez nacięcia, nie pękłam i po porodzie czułam się jakbym w życiu nie rodziła najlepsze jak do męża zadzwoniłam i do mnie wypalił "co ucichło, mam wracać?" to tylko powiedziałam "tak masz wracać, dziecko zobaczyć"
teraz czekam na trzeci poród i wszyscy się nabijają, że do szpitala nie dojadeWiadomość wyedytowana przez autora: 12 października 2015, 16:59
uska31, dddodiii, nanu, Mama-julka, Falon, baassiia, Jujka, Nieukowa lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyHahaha:-) nasmialam sie trochę jak te położne spojrzały na Twój kroczek Wyobrazilam to sobie jak zaczely latać spanikowane Świetne pprody:-) no trzeci to już chyba tylko dmuchniesz dzidzia na świecie będzie tak to możemy rodzic
anulka557 lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnydddodiii wrote:Hahaha:-) nasmialam sie trochę jak te położne spojrzały na Twój kroczek Wyobrazilam to sobie jak zaczely latać spanikowane Świetne pprody:-) no trzeci to już chyba tylko dmuchniesz dzidzia na świecie będzie tak to możemy rodzic
Wiadomość wyedytowana przez autora: 12 października 2015, 20:16
-
nick nieaktualny
-
Dziewczyny, ode mnie relacja porodu w Warszawie w szpitalu św. Zofii.
13.10 obudziłam się o 4 i nie mogłam zasnąć. O 5 wstałam na siku i... Poleciało ze mnie trochę wody. Nie byłam pewna czy to może nie mocz, bo już mocno popuszczałam w ciąży, więc wróciłam do łóżka i na spokojnie czekałam. Nagle obudził się mąż i z przerażeniem zapytał czemu nie śpię - odpowiedziałam, że czekam.
- Na co?
- Chyba mi wody odchodzą, ale nie chcę panikować, muszę się upewnić.
- Jak to czujesz?
- No normalnie, wkładki mi przeciekają!
10 sekund potem już chrapał Chyba niezbyt był świadomy jeszcze tego, co się zaraz miało wydarzyć. Bardzo mnie to rozbawiło, dzięki czemu trochę się uspokoiłam.
Około 6 wyciek już był spory i potwierdzony paskiem lakmusowym. W tym momencie uderzyła adrenalina. Zaczęło mną telepać ze stresu i strachu, a jednocześnie ogromnie się cieszyłam. Zaczęłam się krzątać po kuchni i szykować do wyjazdu, kiedy obudził się Marcin i na spokojnie zebraliśmy się do auta. Wody nadal lekko się sączyły i zdecydowanie nie był to widok tak spektakularny, jak na filmach
W trochę ponad 40 minut dojechaliśmy do szpitala. Całą drogę rozmawialiśmy o Klementysi, która już niedługo miała być z nami. Czas szybko zleciał i... Jesteśmy na miejscu! Wchodzimy na IP - pusto. Uradowana widokiem byłam pewna, że znajdzie się dla nas to jedno, malutkie miejsce. Najlepiej w Domu Narodzin. Niestety. Położna poinformowała nas, że jest tragicznie, ale na razie mnie zbadają i zobaczymy co dalej. Z tego wszystkiego ciśnienie skoczyło mi do 160/100 i spaść nie chciało. Natychmiast przybiegła lekarka i podała mi coś na obniżenie. Nikt mi nie wierzył, że to syndrom białego fartucha czy lęk przed nieznanym Niestety tak wysokie ciśnienie od razu zdyskwalifikowało mnie do porodu w DN, co mnie już mocno zmartwiło. "Następnym razem tam urodzę!" - pomyślałam i położyłam się pod zapis KTG. Jak na złość - ani jednego skurczu przez bitą godzinę. Jednak problemów nie było końca. Lekarka wróciła, zbadała mnie i oznajmiła, że szyjka nadal ma 1 cm, ale skoro wody odchodzą i to ciśnienie jest tak wysokie, to musi mnie przyjąć pomimo braku miejsc. Ze względów bezpieczeństwa. Jedyny warunek - czekamy na IP zanim się coś zwolni. Było to około godziny 9. Wypełniliśmy dokumenty, pobrali mi krew do badań i założyli wenflon. O 9:30 już czekała na nas położna, poszło ekspresowo. W windzie oznajmiła, że jest zlecona oksytocyna, a ja o mało się nie rozpłakałam, kiedy to usłyszałam. Ogarnął mnie strach. Tyle się nasłuchałam i naczytałam o bardziej bolesnych skurczach przy indukcji, że nie mogłam powstrzymać łez.
Trafiliśmy do sali morelowej, gdzie się przebrałam i niedługo potem ruszyliśmy z oxy. Pierwsza godzina nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Oczami wyobraźni widziałam już siebie w sali operacyjnej na cc, ale nagle wpadła położna i kazała położyć się do badania, podczas którego usłyszałam, że jest SUPER - już 2 cm rozwarcia i chwilę potem pęknięcie pęcherza. Tym razem wody wylały się pełnym strumieniem. Męża zatkało A ja poczułam ogromny ból w podbrzuszu. Momentalnie zaczęły się ogromne skurcze, trwały około 1 minutę i powtarzały się co 2-3 minuty. Byłam skołowana. Co tak szybko?! Miały być co 10,7,5 minut, a są od razu co 2-3?! Zapierałam się o rurki łóżka i starałam się oddychać. Skurcze były przeraźliwie bolesne, więc położna zaproponowała kąpiel w wannie. Niewiele to pomogło, a ja po 1h zaczęłam mieć potrzebę parcia. Okazało się, że mamy już 6 cm rozwarcia! Dostałam powera, ale tylko na chwilę. 20 minut potem było nadal 6, a skurcze mnie wykańczały. Zaczęłam jęczeć i przez zęby syczałam: "Dlaczego to tak boli?!". Marcin ciągle polewał mnie wodą i masował kręgosłup. Bardzo mi tym pomógł. Nie minęło 15 minut, jak potrzeba parcia była tak wielka, że zaczęłam się martwić czy czegoś sobie nie uszkodzę, więc znów zawołałam położną, która nie chciała za bardzo ponawiać badania, żeby mnie nie dołować, że dalej postęp jest niewielki, ale nalegałam. Chyba sama była w szoku, że mamy już 9 cm. Biegiem wyszłam z wanny, wysikałam się i na fotel. Próbowałam różnych pozycji do parcia, ale skończyło się tradycyjnie - na leżąco z podciągniętymi do piersi nogami. Po 15 minutach parcia opadłam z sił i krzyczałam, że nie dam rady, a wtedy położna nakierowała mnie ręką na główkę małej. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że ona jest jeszcze gdzieś tam głęboko i nie zdołam jej wypchnąć. Oczy mi się zaszkliły, a siły wróciły błyskawicznie, bo niecały kwadrans później Klementysia leżała już na moim brzuszku, opatulona w ciepłe od ciała Marcina pieluszki. Byłam w wielkim szoku i chyba 100x dziękowałam położnej. Usłyszałam tylko: "10 na 10!" Córcia była cudowna, od razu krzyknęła po wyjściu, a potem się tylko przyglądała tatusiowi Przez chwilę czułam się, jak we śnie. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć! Niestety, kiedy urodziłam łożysko, dostałam krwotoku. Natychmiast mnie uśpili, bo trzeba było wyłyżeczkować macicę. W tym czasie spałam, a Marcin w sali obok kangurował córcię. Dzięki wspaniałej położnej, która masowała mi cały czas krocze, udało się uniknąć nacięcia, chociaż trochę mnie pozszywali w środku (miałam jakieś obtarcie), ale akurat większość, kiedy spałam. Po zabiegu leżałam jeszcze ponad 3h z małą przy piersi. Potem ważenie, mierzenie i wróciła do nas. Nie płakała nic a nic, nawet przez chwilę! A ja cały czas wpatrywałam się w nią, na przemian w męża i głos mi drżał, ze szczęścia, że już jest z nami... Marcin ciągle do niej mówił i opowiadał, jak bardzo na nią czekał, a ona jak zaczarowana go słuchała... Życzę wszystkim takiego cudownego porodu! O bólu już zapomniałam, naprawdę! I dziękuję Pani Justynie, położnej, dzięki której ten poród zostanie naprawdę cudownym wspomnieniem.Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 października 2015, 10:04
Misi@, belladonna, dddodiii, Falon, FasUla, Paula222, Werix lubią tę wiadomość
Klementysia 2015 psn
Matylda 2016 cc
Jaśmina 2018 psn
Aurora 2021 psn -
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyJa mam chwilkę więc napiszę o swoim porodzie...
Pomijając ból na który się nastawiłam i myślałam że mam duży próg bólu ( heh i się myliłam) napiszę jak mi szybko poszło Dodam, że to mój pierwszy poród.
Rano 38t5d zobaczyłam że moja wkładka jest brudna coś jak na koniec okresu, nie krew raczej kolor brązowy (wcześniej zero objawów porodu - bóli w krzyżu na miesiączkę zero dosłownie) dzwonie do ginekologa on mówi żebym jechała na IP żeby mnie zbadali. Po godz 10 byłam na izbie przyjęć rozwarcie 2-3 cm, postanowili mnie zostawić. Mówię do męża wracaj do pracy jeszcze rodzić nie będę. Ok 12 pierwsze ktg nic, o 15 kolejne ktg też nic. Po 16 jakieś lekkie skurcze więc zaczęłam liczyć i od 16.30 były już co 3-4 min i trwały po 30-35s. Przyjechał mąż (hehe miał wyczucie wszedł akurat jak miałam skurcz aż się popłakałam), mówię położnej że chyba coś się zaczyna dziać, szybkie badanie i 8 cm rozwarcia aż wołała drugą babkę bo nie mogła uwierzyć. Ja sobie myślę zaraz zaraz a gdzie prysznic, skakanie na piłce i inne rzeczy...
I faza porodu trwała 1 godz 15 min, II faza 45 min. o godzinie 19 w 38t5d ciąży przyszedł na świat nasz największy skarb, 3500g, 54 cm
Choć ponoć urodziłam ekspresowo jak na pierwsze dziecko dla mnie to była wieczność.
Mąż cudowna sprawa przy porodzie, ogromne wsparcie chociaż miałam wrażenie że jest bardziej po stronie położnych tzn mówi im na partych " no ale przecież ona nie łapie nawet powietrza:P" w pewnym momencie zaczęłam gryźć swoją rękę na co on mówi masz gryź moją, mimo iż paznokcie już miał nieźle powbijane:)ale wsparcie ogromne nie wyobrażam sobie porodu beż niego, pępowinę przeciął a ja byłam dumna z niego. Zaraz dostałam maluszka na piersi,uczucie nie do opisania, radość z pierwszego krzyku później zostaliśmy 2 godziny we trójkę, cudownie mąż mówi zobacz zobacz jak mnie za palca chwyta.
Co do bólu dziewczyny wiecie że zupełnie go nie pamiętam, wiem że bolało i tyle i mimo iż po porodzie stwierdziłam że na razie nie chce mieć dzieci tak teraz zmieniam zdanie
Maż zajmuje się małym,śmieje się że jakby miał piersi z mlekiem w ogóle nie byłabym potrzebna, kąpie, przebiera, lula, śpiewa, usypia wczoraj nie było mnie w domu ponad 4 godz jak wychodziłam mąż z telefonem w ręku nucił małemu kołysanki wyszłam szybko bo łzy mi w oczach stanęły
No i na opiekę nie mogłam narzekać cierpliwe położne, wszystko na spokojnie, bez nerwów życzę każdej z Was takiej opieki i wsparcia przy porodzie
Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 października 2015, 16:02
-
nick nieaktualny
Uważam, że każdy facet powinien być przy porodzie pomijając to żeby zobaczył że urodzenie dziecka to nie taka prosta sprawa ale przeogromna wieź jest między ojcem dzieckiem a mamą wtedy coś niesamowitego Mimo, że mówiłam żeby nie patrzył "tam" to i tak to zrobił nie mógł doczekać się aż zobaczy synka hehe tak mi tłumaczył.
Dziewczyny nie miejcie żadnych obaw brać czy nie brać faceta na salę porodową odpowiedź jest jedna BRAĆ!!!Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 października 2015, 16:06
-
Hej , ja rowniez opisze Wam moj porod ( bez owijania w bawelne )
W ciazy nabawilam sie cukrzycy ciezarnych wiec przez wiekszosc ciazy bylam pod opieka patologii ciazy , tydzien przed terminem porodu przyjeto mnie do szpitala - tu juz zaczelam sie denerwowac bo w uszach mialam tylko opowiesci moich kolezanek ze : " porod to najwiekszy bol jaki czuly w zyciu" ,"nigdy wiecej" i tym podobne opowiesci.
W terminie porodu z racji tej cukrzycy zaczeto u mnie wywolywac porod ( tu juz chodzilam ze strachu po scianach bo kolejne opowiesci ze to juz w ogole bol nie z tej ziemi) w rzeczywistosci wygladalo to tak:
o 19:00 podano mi zel do macicy - samej aplikacji praktycznie nie czulam , zakladanie tampona jest bardziej uciazliwe i mialam czekac , po godzinie zbadano mi rozwarcie podlaczono pod KTG .. ja nic nie czulam poza bolem kregoslupa ( zaczely sie bole krzyzowe) ok , troche mnie to bolalo - ale bardziej czulam sie jakbym sie przeciazyla, nie moglam znalesc sobie pozycji ukojenie przynosilo mi chodzenie ,wiec tak sobie tuptalam wokol sali. Po godzinie bole ustaly i zapadla decyzja o baloniku , inaczej cewnikowanie - sama aplikacja cewnika bezbolesna i czulam dyskomfort jak podawali mi sol fizjologiczna zeby balonik napelnic. Skurczy nadal brak , KTG czyste , byla godzina 21:40 wiec poszlam spac pare minut pozniej uslyszalam cos w stylu pekniecia balona ale znacznie ciszej i "bul bul bul" tu juz wiedzialam co sie dzieje bo wody zaczely cieknac ze mnie okropnie , cale lozko przemoczylam i przy kazdym ruchu nadal lecialy.Przewieziono mnie na porodowke , wtedy dostalam znow boli z kregoslupa , miedzy skurczami wypelnialam dokumentacje odnoscnie porodu . Poprosilam o znieczulenie ZZO , na sale wpadl anastezjolog z jeszcze jedna osoba , zartowaly i rozsmieszaly mnie - pomiedzy skurczami autentycznie sie smialam :)wod lalo sie ze mnie jak z filmu , polozna sie smiala ze chyba z 7 litrow trzymalam w sobie anastezjolog zazartowala ze z ZZo bede miala "zajebis**" porod.a Po podaniu znieczulenia wpuscili mojego meza , usiadl kolo mnie i zaproponowal zebym sie przespala , stwierdzilam ze to dobry pomysl - ze zregeneruje sie zanim naprawde sie zacznie, gdy juz zamykalam oczy - polozna wpadla na sale zbadala mnie i oznajmila "10 cm - rodzimy" myslalam ze zartuje o 00:40 urodzilam corke , 3 godziny po odejsciu wod - po podaniu ZZO nie czulam zadnego bolu , jedynie skurcze parte( jakbyscie na kibelku siedzialy ) po porodzie corka zostala ze mna 2 godziny na tulenie , karmienie.
Dziewczyny urodzilam w sumie w 2 godziny a byl to moj 1 porod.
Wiecie co anastezjolog miala racje - to byl zajebisty porod.
Nie sluchajcie zyczliwych kolezanek , nie jest zle bardziej boli ciagly bol zebaPaula222 lubi tę wiadomość