Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
100krotka dziękuje :*
U nas ciąża też była wystarana, wyczekana, wymodlona. Udało się w 9 cyklu. Udało się kiedy dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę nie ma prawa się udać. U męża morfologia plemników na poziomie 0%. 0% prawidłowych plemników.
Zostało tyle pytań bez odpowiedzi: Czy nie udało się dlatego, że właśnie plemnik był wadliwy? Czy jednak zapłodnił jakiś super zdrowy, wyjątkowy plemnik, a nie udało się zupełnie z innego powodu? Czy nie udało się dlatego, że to była ciąża bliźniacza? Czy to może po prostu przy podziale komórki zaszedł jakiś błąd (bliźniaki jednojajowe)? Czy jeżeli byłaby to pojedyncza ciąża, to wszystko mogłoby się dobrze potoczyć?
No i najważniejsze pytanie bez odpowiedzi: Czy taki cud jeszcze kiedykolwiek nam się przydarzy? A jeżeli tak, to czy z powodu wyników męża, zakończy się tak samo? Nie zniosę tego drugi raz
Tyle pytań bez odpowiedzi i wielka pustka w sercu Modliliśmy się o te dwie kreski, ja wierzyłam na przekór wszystkiemu, choć mąż powtarzał, że nie zostaniemy rodzicami (po tych wynikach). Pamiętam jego łzy, gdy pokazałam mu test. 30 czerwca. Od początku czułam przeogromny strach, ale wciąż powtarzałam sobie, że skoro już wydarzył się cud, to nie wydarzył się po nic. Skoro się przydarzył to z nami zostanie. Pokochaliśmy to maleństwo (maleństwa) od dnia tego testu. Mąż mówił, jak to teraz nic więcej już mu nie trzeba do szczęścia, jak to teraz ma wszystko. Zdążyliśmy kupić pierwsze przytulanki i kocyk. Ja się bałam, ale mąż szukał po całym sklepie słoni "na szczęście!". Mówiliśmy codziennie do brzucha, mąż całował, mówiliśmy nawet po imieniu, choć przecież nie wiedzieliśmy, kto tam mieszka. Ja wciąż się bałam, ale wciąż próbowałam to w sobie pokonać. Po stronie męża była czysta, największa na świecie radość. Wszystko prysło
I znów becze, jak to pisze -
admiralka - wiem dokładnie o teraz czujecie,my czuliśmy dokładnie to samo.
Pamiętam kiedy siedzieliśmy na ławce przed szpitalem i czekaliśmy kiedy zacznie się krwawienie. Było ciepło, słońce rozpromieniało wszystko wokoło, ptaki śpiewały, ludzie wchodzili i wychodzili ze szpitala, wszystko się toczyło swoim życiem...a ja siedząc na tej ławce pytałam w myślach Boga,dlaczego Świat się nie zatrzymał, jak ja mam żyć dalej,chodzić normalnie do pracy? robić zakupy? gotować? sprzątać? Miałam wrażenie, że nie dam rady.
Później, gdy mój mąż musiał wrócić do pracy,a ja zostawałam sama w domu,podjęłam decyzję, że wracam do pracy. Bałam się tego bardzo,zwłaszcza że pracuję z dziećmi,ale wiedziałam że powrót do "normalnego trybu" zrobi mi lepiej niż siedzenie w domu i rozmyślanie.
Myślę cały czas,o tym się nie da zapomnieć, jednak mogę pocieszyć z perspektywy dwóch miesięcy,że czas leczy rany(choć nigdy do końca nie zaleczy). Dla mnie nadal bolesny jest widok kobiet w ciąży, zawsze wtedy czuję strasznie bolesne ukłucie prosto w serce, bo wiem że gdyby moje Dziecko od nas nie odeszło, ja też mogłabym się już cieszyć widocznym brzuszkiem, na co tak bardzo czekałam.
Jedyne co mi pozostało to modlitwa o to by dane mi było zostać ziemską Mamą.
Ważne żebyś w całości przeżyła czas żałoby, kiedy będziesz miała ochotę to o tym mów, jak będziesz miała chęć płakać to płacz.Niczego w sobie nie możesz tłumić. To pozwoli szybciej przejść przez ten czas.
Ja służę swoją osobą,zawsze chętnie wysłucham.
admiralka lubi tę wiadomość
Nasze Dzieciątko 11t6d [*] -
Admiralka, stokrotka, Wasze uczucia tak bardzo sa mi bliskie. Pytań jest milion, odpowiedzi mało. Stokrotko, też pracuje z dziećmi. Jednak podjęłam inna decyzję niż Ty, poszłam na skrocony macierzyński, a potem jeszcze miesiąc l4 od psychiatry. Dzisiaj byłam pierwszy raz w pracy. Bolało, ale - mimo wszystko - nie było aż tak zle. Ale...dzieci mówiące "mamusiu", bo "ciociu" jeszcze nie potrafią. Zawsze je poprawiałam "mamusia jest w pracy kochanie, ja jestem Twoją ciocią".
Za chwilę byłabym mamą, strasznie to boli, ale...jakkolwiek beznadziejnie to brzmi - czas leczy rany, albo nie tyle leczy, ile znieczula, pozwala nam oderwac się od rzeczywistości, zakłamanie pomyśleć "może to nie dotyczyło mnie"...
Wiem, że kiedyś ktoś do nas powie - mamusiu.
Nasze aniołki...
21.09.14 (*) N.
10.05.17 (*) O. -
Fatalita - ja najbardziej bałam się spotkań z Rodzicami moich podopiecznych,bo wiedziałam że część z nich wiedziała że jestem w ciąży. Na szczęście tylko jedna mama nawiązała do tematu, gratulując mi ciąży. Odpowiedziałam tylko, że już nie ma czego gratulować i oczywiście łzy się pokulały.
Pozostali nie poruszali tej sprawy,pewnie domyślili się co się wydarzyło.
Dla mnie najbardziej bolesny jest fakt, że jedna z mam zaszła w ciążę praktycznie w tym samym czasie co ja i teraz codziennie mam okazję obserwować jak rośnie Jej brzuch.
Poza tym jednym faktem, praca mi pomogła zająć myśli i ogarnąć się.
Nasze Dzieciątko 11t6d [*] -
Ja nienawidziłam siebie przez te dni , poszłam do pracy i za każdym razem w ubikacji płakałam gdy widziałam to co się dzieje próbowałam nie myśleć i brać na siebie coraz więcej obowiązków ale fizycznie już ne dawałąm rady i tak po tygodniu pracy i krwawych łez usnęłam w piątek po pracy i obudziłam się w sobotę wieczór spałam 24h . Teraz boję się ze mój organizm już nie da mi szansy .
-
Biedne dziewczynki, wiem, co czujecie. Mam to samo... Widok małych dzieci lub kobiet w ciąży mnie przytłacza. I to poczucie, że ktoś wie, że nie wyszło...
Kiedyś na chrzcinach kolegi syna tak się popłakałam, że pojechaliśmy do domu. Jaka żenada... U mnie na przykład Teściowa kompletnie nie umie zrozumieć, że nie mam ochoty bawić się lub opiekować siostrzeńcem mojego męża(jeden roczek). Robią ze mnie bezduszną dziwaczkę... Ale nie przejmuję się tym. Wolę unikać w ogóle takich sytuacji. A gdy się nie da... no to trzeba jakoś przetrwać. -
VR ludzie nie rozumieją. Mi teściowa napisała, ze mam się nie przejmować aż tak bardzo. , że trzeba trochę poczekać, może za jakiś czas nie zawsze jest tak jakby się chciała. Nosz kurde. Ja nie miałam negatywnego testu ciążowego ale straciłam ciążę a w zasadzie ją tracę bo ciągle we mnie ona jest chociaż wiem, że moje maleństwo się nie rozwija. Co z tego, że za jakiś czas będę w ciąży, nie będę już w tej ciąży.
Ojciec mnie olał totalnie nie zadzwonił nawet gdy mu napisałam. Brat to samo tylko bratowa przekazała wyrazy współczucia. Matka nie omieszkała mnie krytykować jak się pokłciłam dzień wcześniej z ojcem. Nawet w takiej chwili nie potrafiła powstrzymać się od uwag.
Mąż... szkoda gadać... jak ja smiem tworzyć wokół siebie negatywną atmosferę, jak ja smiem go atakować. Wczoraj przez godzine płakałam przyszedł po godzinie to prosiłam , zeby sobie darował.
Jestem zła na sytuację i swoich bliskich, że nie mogę na nich liczyć a najbardziej na mężą. Mogę mieć przed nim żal ale muszę pamiętać, że nie mogę przekroczyć granicy jego wrażliwości... w nosie to mam... chociaż raz jeden mam w nosie cały Świat.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 17 sierpnia 2017, 11:36
-
JaKa wrote:Mori tak strasznie mi przykro współczuję ogromnie straty dziecka. A do tego jeszcze miałaś wywoływany poród, nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak wielki to musiał być ból, zwłaszcza psychiczny Nie umiem nic więcej napisać, wspieram i życzę Ci dużo siły do przeżycia tej żałoby i żebyś podniosła się i zaczęła znowu walczyć w odpowiedniej dla Ciebie chwili...
Dziękuję za słowa otuchy, dzięki nim jest mi łatwiejGabrielek [*] 21 tc - 15.06.2017
Dymitr 31.01.2020 -
100krotka wrote:Ja o zatrzymaniu akcji serca dowiedziałam się podczas pierwszych badań prenatalnych, 13.06. Daty naszych tragedii praktycznie się pokrywają, bo ja zabieg miałam 16.06.
Staraliśmy się z mężem 7 miesięcy, zaszłam w ciążę w 8 cyklu. Dziecko było wyczekane, wymodlone...
Jak się czujesz po 2 miesiącach? Wracasz powoli do życia?
Czuję się już lepiej, czasem jeszcze zdarzają się momenty kryzysu, ale coraz rzadziej
Moja gin powiedziała, że jeszcze miesiąc i możemy się znowu starać
Nie chcę się poddawać i pokusiłam się w międzyczasie na kilka badań
Wstępnie wiem po badaniach, że jestem nosicielką mutacji MTHFR C677T homozygotycznej i PAI-1 4G/5G heterozygotycznej
Dzisiaj mam rozmowę z genetykiem, może dowiem się coś więcejGabrielek [*] 21 tc - 15.06.2017
Dymitr 31.01.2020 -
Ja w mężu mam największe wsparcie na świecie, sama nie wiem czy mnie, czy jego bardziej ta cała sytuacja boli. Ale prawdą jest też, że ktoś kto tego nie przeżył, nie jest w stanie tak naprawdę zrozumieć. Na mnie słowa, że będzie dobrze działają bardzo drażniąco i najczęściej odpowiadam, że doskonale wiem, że będzie dobrze, ale teraz nie jest. I tyle.
-
Sarrra, to są trudne chwile. Za pierwszym razem też to przeżywałam bardzo mocno i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć. Bo to takie dziwne, że tak szybko człowiek poczuł, że za nic w świecie nie chce stracić maleństwa. Nawet, jeśli to tylko chemia w mózgu, tak się to niestety odczuwa. I do tego poczucie winy i w pewnym sensie wstyd, że nie wyszło. Bo innym wychodzi przecież, to czemu nie mi? Tylko wiesz, za drugim razem, gdy się tak stało, nie pozwoliłam sobie na taką żałobę. I dzisiaj czuję się już dużo lepiej.
Szkoda, że twój mąż ma takie podejście. Ale pewnie on to przeżywa tak samo mocno, tylko nie chce tego okazać. On pewnie nawet bardziej nie może sobie z tym poradzić. Bo wiesz, faceci mają dumę swoją itd... Mój akurat jest dość wrażliwy, nauczyłam go tego. Ale wobec niego muszę mieć dwa razy więcej wyrozumiałości niż wobec siebie Z facetem jak z jajkiem, mimo, że niby tacy samce alfa czasami, hehe
Sarrra, patrz pozytywnie. Skup się na sobie. Potrzebujesz się teraz wyciszyć i zrelaksować. A jeśli inni tego nie rozumieją, to ich sprawa. -
Och Sara rozumiem aż za dobrze! Mąż zupełnie nie wiedział jak się zachować i zbytnio mam wrażenie go to nie obeszło... zaraz po powiedział "nie przejmuj się, przecież uda się następnym razem" co wywołało we mnie fale łez. Nie czuł tego, nie miał objawów fizycznych i myślę że nawet sobie nie wyobraził że to miał być człowieczek, dziecko... Jego dziecko...! I taaak komentarze rodziny i osób które nie wiedzą, unikam od poronienia imprez rodzinnych. Ostatnio jak musieliśmy iść na urodziny teściowej nie chciałam pić to zaraz komentarze że na pewno w ciąży jestem! A mnie aż góla ścisnęła i wyszłam tylko do innego pokoju...
-
Moja teściowa do mnie zadzwoniła ze słowami "a miała być taka śliczna dzidzia, ale nie martw się, nie tylko Ty cierpisz"... No ok.
Mąż za to popłakał się raz, a potem już nigdy nie powiedział, że cierpi.
Nasze aniołki...
21.09.14 (*) N.
10.05.17 (*) O. -
Oh Jaka. Na razie jestem na etapie czekań. Odłożył wszystkie leki i czekam
Na razie nie ma krwawienia. W pon mam usg i chyba będą dawać mi tabletki. Jak ię czujesz? Uczucie noszenia w sobie martwego płodu jest straszne a rodzina bagatelizuja.Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 sierpnia 2017, 07:57
-
Dziś mamy kolejną wizytę u androloga. To pierwszy krok po stracie, w stronę lepszego jutra. Trochę jeszcze minie czasu zanim wrócimy do starań, ale cieszę się, że nie stoimy w miejscu.
Nigdy nie przestanę wierzyć, że może się udać. W nosie mam tą naszą morfologie 0%. Raz już się udało, wbrew jakiejkolwiek logice. Ehh...