Zaczynamy znowu starania
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyO, Annak! Ale FAAAAJNIE macie
Chłoń wrażenia i odpoczywaj, aktywniej bądź mniej, zależy, jak Ci Ava pozwoli.
MonaLiza, ja słyszałam o dwóch przypadkach, kiedy udało się adoptować bardzo malutkie dziecko. Koleżanka z pracy mojej osławionej szwagierki dostała w pracy telefon, że ma pojechać do szpitala po noworodka (!). Szok, nie? Niczego w domu dla maluszka nie mieli, wszystko na wariackich papierach, ale dziewuszka została z nimi, będzie miała już z 7 lat...
Natomiast mój dobry kolega z LO adoptował z żoną niespełna półroczną dziewczynkę. Wiem, że dłuugo się starali i w końcu tą drogą zostali rodzicami. Są szczęśliwą rodziną.
A z innych ciekawostek przyrodniczych wspomnę o przypadku, kiedy mama ciężarnej dziewczyny tak mocno przeżywała, że urodzi się wnuk/wnuczka, że po porodzie córki babcia dostała laktacji. -
Mój elaborat z zaległościami chciałam rozpocząć od uwagi, że bardzo, bardzo się cieszę, że wątek tak żyje mimo nieco ospałego okresu i że tak uaktywniły się nowe dziewczyny.
Zawsze jest mi przykro, kiedy nowe osoby muszą się tutaj pojawić... Ale cieszę się, jak odnajdują w tym miejscu wsparcie i dobry klimat, który mi pozwolił przetrwać najtrudniejsze chwile.
Witajcie,
Yoselyn, Elwira,
Nie będę Wam już reklamować tego wątku, bo czytając go na bieżąco przez ostatnie dni, mogłyście się zorientować, jak tutaj jest. To kopalnia mocy i wsparcia. Umiemy sobie tutaj razem popłakać i pośmiać się.
Życzę Wam i nam wszystkim, żeby jak najszybciej pojawiło się jak najwięcej powodów do (u)śmiechu.
i Yoselyn, nigdy nie myśl, że zasmucasz wątek! On po to jest, żeby wylać tutaj emocje. Wszystkie ich rodzaje.
* * *
Przykro mi, że dla części z Was te święta były smutne i przepłakane...
MonaLiza, MamaOkruszka
Ale rozumiem to doskonale. Dokładnie 2 lata temu, 29.12, straciłam po raz pierwszy ciążę. Nie muszę Wam mówić, jak wyglądał mój Sylwester i Nowy Rok i jakimi uczuciami były te dni naszpikowane.
Tamto wspomnienie, połączone z tym, co czuję dzisiaj, to dla mnie jednak najlepszy dowód na to, że w życiu wszystko może obrócić się o 180 stopniu. Głęboko wierzę, że i u Was tak będzie.
MonaLiza,
Nie martw się tym, co rodzina pomyśli o psychologu albo Twoich uczuciach. Masz prawo przejść przez swój smutek w taki sposób, jakiego Ty sama potrzebujesz. Wiem coś o tym. To, ile będzie trwał ten czas żałoby, wynika wyłącznie z Twojej wewnętrznej potrzeby. Pamiętaj, że masz prawo myśleć o sobie, być dla siebie dobra. I masz też prawo prosić innych o pomoc i wymagać od nich zrozumienia.
Jeśli kiedykolwiek zabraknie Ci go tam, w realu, znajdziesz go tutaj, wśród nas
* * *
Kilka razy rozmawiałyśmy już tutaj o odczuwaniu zazdrości wobec innych kobiet, które są w ciąży. Tak jak być może pamiętacie (przynajmniej część z Was), mnie te uczucia ominęły. Nigdy ich nie zaznałam. Ale zawsze wiedziałam, że jestem w mniejszości i że większość kobiet tracących lub walczących o dziecko, będzie się tak właśnie czuć. I uważam, że jest to normalne. I nie należy się tego wstydzić. To naturalne i ludzkie.
Z tego względu i mnie czasem jest trudno dzielić się ze światem informacją o mojej ciąży.
Moja najbliższa przyjaciółka ok. rok temu dowiedziała się, że właśnie przeszła przedwczesną menopauzę (miała wtedy 36 lat). To bardzo ogranicza jej możliwości zostania mamą. To znaczy nigdy nie będzie mogła być genetyczną mamą swojego dziecka. Nie wiem, czy inne opcje bierze pod uwagę, jeszcze o tym nie rozmawiałyśmy.
Mam jeszcze inną przyjaciółkę. Po latach starań o dziecko i po licznych próbach in vitro, w końcu im się udało. Ale ich synek odszedł...
Trudno mi rozmawiać z tymi przyjaciółkami o mojej ciąży. Wiem, że życzą mi jak najlepiej, ale wiem też, że sukces innych może wywoływać u nich ból. Staram się jakoś w tym odnaleźć. Nie jest to łatwe... A wiem, że dla nich dopiero może być trudne.
* * *
A propos tego, o czym pisałyście - wykorzystanie faceta przez kobietę singielkę, żeby tylko zrobić sobie dziecko i bye bye, to bardzo mi się to nie podoba. I chyba mniej mi w tym chodzi o to, że na końcu dziecko będzie się wychowywać tylko z matką (bo takich sytuacji na świecie jest mnóstwo i nieraz świetnie się sprawdzają + czasami po prostu nie ma wyjścia). Ale nie mieści mi się w głowie ta sytuacja w sensie moralnym i międzyludzkim. Takie traktowanie drugiego człowieka jak zapładniacza. A co z prawem do tego by wiedzieć? A co z prawem do dysponowania swoim materiałem genetycznym? Kurczę, podpisujemy zgody na to, co będzie się działo z nami, z naszymi organami po śmierci. Nawet w takich okolicznościach, gdy już nie ma nas na tym świecie, nikt nie ma prawa zarządzać częścią nas tak, jak sobie zechce. A tu co? Żywy człowiek i zabieramy mu coś na własne potrzeby? Nie, nie... Nie podoba mi się to.
Monika1357,
Jak się czujesz? Co u Ciebie?
ale mi internet zamula w tym hotelumam nadzieję, że dam radę napisać i wysłać to, co mam do wysłania
Jagusiu,
Ja się obiema rękami podpisuję pod Twoim postem o mężach i tym, że są ważni!
Już nieraz pisałam o tym, że - według mnie - nie ma dziecka i nie ma walki o dziecko w pojedynkę. Dziecko powstaje z dwóch osób. I nie da się tworzyć życia tej trzeciej, jeśli życie wcześniejszej dwójki stoi na gruzach.
Ja zawsze uważałam, że na pierwszym miejscu jest i będzie dla mnie mąż, dopiero potem dziecko, o które walczymy (mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli). Chodzi mi o to, że bez mojego męża, nie ma tego dziecka. A co będzie potem i dla kogo bardziej stracę głowę... to się okaże, jak Ava będzie już na świecie
* * *
Kochane,
Nie komentuję kwestii i pytań medycznych, które pojawiły się w ostatnich dniach, bo - po pierwsze - już ktoś je skomentował, a po drugie - trochę mi wiedzy brakuje i wolę nie namieszać.
Elaria,
Pytałaś o refundację na Clexane. Ja nie mam.
Mam na koncie 3 poronienia, 2 mutacje homozygotyczne i coś tam pochrzanione z białkiem C (a, już wiem, za wysokie). Hashi, PCO i rzekomej IO nie liczę, bo to inna bajka. Ale nikt na tej podstawie nie przyznał mi refundacji. Nie mam zespołu antyfosfo ani żadnej innej jawnej i widocznej wersji problemów z krzepliwością. Dlatego zastrzyki kupuję pełnopłatne.
Raz mi jeden lekarz powiedział: "proszę iść do hematologa, wypisze pani tę refundację, łaski nie robi", ale zdaję sobie sprawę, że decyzja zależałaby tylko o dobrej woli / widzimisię lekarza, bo formalnie to ja podstaw nie mam. I zrezygnowałam z tej walki.
Zresztą pomyślałam sobie, że może jak taki lekarz wypisze mi refundację na wyrost, to potem dla wyrównania nie da komuś, kto bardziej jej potrzebuje. Więc niech dostanie lepiej ktoś inny, bo ja sobie jakoś poradzę
c.d.n.
muszę dzielić moje elaboraty na raty (hehe, co za rym), bo się boję, że nikt nie przeczytaWiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 17:56
Yoselyn82, MonaLiza, Magda0048 lubią tę wiadomość
-
Magda0048 wrote:Super jestes bardzo odwazna. Ja powoem ze mysle daleko w przyszlosc i mie wykluczam adopcji gdybym juz nie mogla zajsc. Ale z moim mezem bedzie gorzej. Choc w sumie kiedys jak rozmawialam z nim na temat IUI i IVF to nie chcial slyszec bo meska duma a teraz juz sam rozwaza takie cos w razie gdyby nawet juz w przyszłym roku bo tez go przeraza mysl o 6 letnich staraniach jak to bylo poprzednio. Oby Ci sie wszystko powiodlo jak chcesz kochana ;*
Mam obawy, boje sie, mam 1000 mysli na minute jak to bedzie, czy sobie poradze, czy pokocham to dziecko oraz czy moj tez da rade zaakceptowac obce dziecko..ale nie wyobrazam sobie zebym nie miala maluszka, zebym byla bez dziecka. To jest silniejsze ode mnie. Moj tez bardzo chce miec dziecko, jego brat ma 2 a my...jest jak jest i trzeba cos z tym zrobic. Co nie znaczy ze przestalam sie starac bo nie, moze zdazy sie cud i uda sie w koncu zaciazyc i donosic ciaze...
Mój pierwszy cud - kochany Michałek ❤️❤️❤️
Mój drugi cud - kochany Juluś♥️♥️♥️
Nigdy się nie poddawaj chociaż byłoby to trudne! - Kiedy śmieje się dziecko - śmieje się cały świat
❤️❤️❤️ -
annak wrote:Mój elaborat z zaległościami chciałam rozpocząć od uwagi, że bardzo, bardzo się cieszę, że wątek tak żyje mimo nieco ospałego okresu i że tak uaktywniły się nowe dziewczyny.
Zawsze jest mi przykro, kiedy nowe osoby muszą się tutaj pojawić... Ale cieszę się, jak odnajdują w tym miejscu wsparcie i dobry klimat, który mi pozwolił przetrwać najtrudniejsze chwile.
Witajcie,
Yoselyn, Elwira,
Nie będę Wam już reklamować tego wątku, bo czytając go na bieżąco przez ostatnie dni, mogłyście się zorientować, jak tutaj jest. To kopalnia mocy i wsparcia. Umiemy sobie tutaj razem popłakać i pośmiać się.
Życzę Wam i nam wszystkim, żeby jak najszybciej pojawiło się jak najwięcej powodów do (u)śmiechu.
i Yoselyn, nigdy nie myśl, że zasmucasz wątek! On po to jest, żeby wylać tutaj emocje. Wszystkie ich rodzaje.
* * *
Przykro mi, że dla części z Was te święta były smutne i przepłakane...
MonaLiza, MamaOkruszka
Ale rozumiem to doskonale. Dokładnie 2 lata temu, 29.12, straciłam po raz pierwszy ciążę. Nie muszę Wam mówić, jak wyglądał mój Sylwester i Nowy Rok i jakimi uczuciami były te dni naszpikowane.
Tamto wspomnienie, połączone z tym, co czuję dzisiaj, to dla mnie jednak najlepszy dowód na to, że w życiu wszystko może obrócić się o 180 stopniu. Głęboko wierzę, że i u Was tak będzie.
MonaLiza,
Nie martw się tym, co rodzina pomyśli o psychologu albo Twoich uczuciach. Masz prawo przejść przez swój smutek w taki sposób, jakiego Ty sama potrzebujesz. Wiem coś o tym. To, ile będzie trwał ten czas żałoby, wynika wyłącznie z Twojej wewnętrznej potrzeby. Pamiętaj, że masz prawo myśleć o sobie, być dla siebie dobra. I masz też prawo prosić innych o pomoc i wymagać od nich zrozumienia.
Jeśli kiedykolwiek zabraknie Ci go tam, w realu, znajdziesz go tutaj, wśród nas
* * *
Kilka razy rozmawiałyśmy już tutaj o odczuwaniu zazdrości wobec innych kobiet, które są w ciąży. Tak jak być może pamiętacie (przynajmniej część z Was), mnie te uczucia ominęły. Nigdy ich nie zaznałam. Ale zawsze wiedziałam, że jestem w mniejszości i że większość kobiet tracących lub walczących o dziecko, będzie się tak właśnie czuć. I uważam, że jest to normalne. I nie należy się tego wstydzić. To naturalne i ludzkie.
Z tego względu i mnie czasem jest trudno dzielić się ze światem informacją o mojej ciąży.
Moja najbliższa przyjaciółka ok. rok temu dowiedziała się, że właśnie przeszła przedwczesną menopauzę (miała wtedy 36 lat). To bardzo ogranicza jej możliwości zostania mamą. To znaczy nigdy nie będzie mogła być genetyczną mamą swojego dziecka. Nie wiem, czy inne opcje bierze pod uwagę, jeszcze o tym nie rozmawiałyśmy.
Mam jeszcze inną przyjaciółkę. Po latach starań o dziecko i po licznych próbach in vitro, w końcu im się udało. Ale ich synek odszedł...
Trudno mi rozmawiać z tymi przyjaciółkami o mojej ciąży. Wiem, że życzą mi jak najlepiej, ale wiem też, że sukces innych może wywoływać u nich ból. Staram się jakoś w tym odnaleźć. Nie jest to łatwe... A wiem, że dla nich dopiero może być trudne.
* * *
A propos tego, o czym pisałyście - wykorzystanie faceta przez kobietę singielkę, żeby tylko zrobić sobie dziecko i bye bye, to bardzo mi się to nie podoba. I chyba mniej mi w tym chodzi o to, że na końcu dziecko będzie się wychowywać tylko z matką (bo takich sytuacji na świecie jest mnóstwo i nieraz świetnie się sprawdzają + czasami po prostu nie ma wyjścia). Ale nie mieści mi się w głowie ta sytuacja w sensie moralnym i międzyludzkim. Takie traktowanie drugiego człowieka jak zapładniacza. A co z prawem do tego by wiedzieć? A co z prawem do dysponowania swoim materiałem genetycznym? Kurczę, podpisujemy zgody na to, co będzie się działo z nami, z naszymi organami po śmierci. Nawet w takich okolicznościach, gdy już nie ma nas na tym świecie, nikt nie ma prawa zarządzać częścią nas tak, jak sobie zechce. A tu co? Żywy człowiek i zabieramy mu coś na własne potrzeby? Nie, nie... Nie podoba mi się to.
Monika1357,
Jak się czujesz? Co u Ciebie?
i]ale mi internet zamula w tym hotelu :/ mam nadzieję, że dam radę napisać i wysłać to, co mam do wysłania[/i
Jagusiu,
Ja się obiema rękami podpisuję pod Twoim postem o mężach i tym, że są ważni!
Już nieraz pisałam o tym, że - według mnie - nie ma dziecka i nie ma walki o dziecko w pojedynkę. Dziecko powstaje z dwóch osób. I nie da się tworzyć życia tej trzeciej, jeśli życie wcześniejszej dwójki stoi na gruzach.
Ja zawsze uważałam, że na pierwszym miejscu jest i będzie dla mnie mąż, dopiero potem dziecko, o które walczymy (mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli). Chodzi mi o to, że bez mojego męża, nie ma tego dziecka. A co będzie potem i dla kogo bardziej stracę głowę... to się okaże, jak Ava będzie już na świecie
* * *
Kochane,
Nie komentuję kwestii i pytań medycznych, które pojawiły się w ostatnich dniach, bo - po pierwsze - już ktoś je skomentował, a po drugie - trochę mi wiedzy brakuje i wolę nie namieszać.
Elaria,
Pytałaś o refundację na Clexane. Ja nie mam.
Mam na koncie 3 poronienia, 2 mutacje hetero i coś tam pochrzanione z białkiem C (a, już wiem, za wysokie). Hashi, PCO i rzekomej IO nie liczę, bo to inna bajka. Ale nikt na tej podstawie nie przyznał mi refundacji. Nie mam zespołu antyfosfo ani żadnej innej jawnej i widocznej wersji problemów z krzepliwością. Dlatego zastrzyki kupuję pełnopłatne.
Raz mi jeden lekarz powiedział: "proszę iść do hematologa, wypisze pani tę refundację, łaski nie robi", ale zdaję sobie sprawę, że decyzja zależałaby tylko o dobrej woli / widzimisię lekarza, bo formalnie to ja podstaw nie mam. I zrezygnowałam z tej walki.
Zresztą pomyślałam sobie, że może jak taki lekarz wypisze mi refundację na wyrost, to potem dla wyrównania nie da komuś, kto bardziej jej potrzebuje. Więc niech dostanie lepiej ktoś inny, bo ja sobie jakoś poradzę
c.d.n.
i]muszę dzielić moje elaboraty na raty (hehe, co za rym), bo się boję, że nikt nie przeczyta :-P[/i
Kochana dzieki za mile slowa, dalas mi wiele utuchyzauwazylam ze fajna atmosfera i dziewczyny na prawde 1 klasa..! czasem na prawde od bliskiej rodziny czy kolezanek nie ma tyle wsparcia co tutaj od osob ktoeych sie nie zna osobiscie..
jest to super
MonaLiza lubi tę wiadomość
Mój pierwszy cud - kochany Michałek ❤️❤️❤️
Mój drugi cud - kochany Juluś♥️♥️♥️
Nigdy się nie poddawaj chociaż byłoby to trudne! - Kiedy śmieje się dziecko - śmieje się cały świat
❤️❤️❤️ -
sylvuś wrote:Twoje wiadomości zawsze mają fajną energię w sobie:)
Ja też ściskam, wróciliśmy wczoraj w nocy z "wyprawy po święta w góry"
Było nadzwyczajnie, magia Świąt w pełnym wydaniu:)
Polecam!!!! nabrałam siły i chęci walki- 2017 będzie the best!
Wszystkim Wam tego życzę
Sylvuś,
Twój post to miód na moje serce!!
Bo:
a. Czuć w nim energię!!
b. Zarażasz nią!
c. Jeszcze tak miło mi napisałaś... dziękuję
Jaka aktualnie sytuacja po tych Twoich szczepieniach, to znaczy kiedy coś będzie wiadomo?
A propos energii, to Ty ją zbieraj też na 14.01!sylvuś lubi tę wiadomość
-
Elaria wrote:O, Annak! Ale FAAAAJNIE macie
Chłoń wrażenia i odpoczywaj, aktywniej bądź mniej, zależy, jak Ci Ava pozwoli.
MonaLiza, ja słyszałam o dwóch przypadkach, kiedy udało się adoptować bardzo malutkie dziecko. Koleżanka z pracy mojej osławionej szwagierki dostała w pracy telefon, że ma pojechać do szpitala po noworodka (!). Szok, nie? Niczego w domu dla maluszka nie mieli, wszystko na wariackich papierach, ale dziewuszka została z nimi, będzie miała już z 7 lat...
Natomiast mój dobry kolega z LO adoptował z żoną niespełna półroczną dziewczynkę. Wiem, że dłuugo się starali i w końcu tą drogą zostali rodzicami. Są szczęśliwą rodziną.
A z innych ciekawostek przyrodniczych wspomnę o przypadku, kiedy mama ciężarnej dziewczyny tak mocno przeżywała, że urodzi się wnuk/wnuczka, że po porodzie córki babcia dostała laktacji.
Ja mam refundacje na clexane , mam mutacje jedna hetero i lekarka mi mowila z kliniki ze mi wypisze i placilam grosze za zastrzyki, do tego femibion natal i holistic b12Mój pierwszy cud - kochany Michałek ❤️❤️❤️
Mój drugi cud - kochany Juluś♥️♥️♥️
Nigdy się nie poddawaj chociaż byłoby to trudne! - Kiedy śmieje się dziecko - śmieje się cały świat
❤️❤️❤️ -
Annak super ze jestes w miejscu gdzie sa skoki, tez fajna sprawa zobaczyc na zywo, tak jak mecz barcelona w barcelonie
odpoczywaj sobie i nabieraj sil
gratuluje maluszka, kogo nosisz pod sercem?
Mój pierwszy cud - kochany Michałek ❤️❤️❤️
Mój drugi cud - kochany Juluś♥️♥️♥️
Nigdy się nie poddawaj chociaż byłoby to trudne! - Kiedy śmieje się dziecko - śmieje się cały świat
❤️❤️❤️ -
Genshirin, Gaduaaa,
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi... ale super, że Was muli i mdli!
Genshirin,
Podoba mi się ksywka Żelek
W ogóle, jakbyśmy tu zebrały wszystkie sposoby, jakimi określamy naszą dzieciarnię, to zebrałaby się niezła encyklopedia
Dostrzegam sporo spożywczych odniesień: Żelek, Chrupka, Fasolka. No ale co się dziwić. Dzieciaczki na ogół są idealne do... schrupania!
Ulli,
Rozumiem Twój strach. Rany, rozumiem tak doskonale, że nawet nie masz pojęcia...
O paradoksie tego strachu opowiem Wam jeszcze później w osobnym poście.
Ale pamiętaj, nie dzieje się nic, co by wskazywało, że cokolwiek jest nie tak! Trzeba zęby zagryźć i czekać cierpliwie. Nic innego nie pozostaje... Jednak jeśli będziesz czuła obawy, to wiesz, że tu jesteśmy.
O rany! Właśnie sobie uświadomiłam, że dzisiaj masz / miałaś wizytę. I co?!
Czekamy na wieści!!
Yoselyn,
Teraz doczytałam, że i Ty miałaś święta we łzach...
Przykro mi. Ale rozumiem. Bardzo bardzo
Czytałam o Waszym zapisie do OA. Już kiedyś komentowałam podobną decyzję u Justy. Uważam, że to jest coś... nieskończenie wspaniałego. Aż brak mi słów. Rozpoczęliście właśnie drogę, dzięki której możecie uszczęśliwić co najmniej trójkę ludzi na tym świecie. A w tym jedno dziecko, które bez Was być może nie miałoby szansy na takie szczęście. To jest coś niesamowitego. Podziwiam Ciebie, Twojego męża, Justę i jej męża oraz wszystkie inne osoby, które się na to decydują.
Po stratach ciąży wiele razy poszukiwałam sensu tego, co się stało. Potrzebowałam go znaleźć, aby jakoś to wszystko przeżyć. I zawsze mi się udawało.
Być może w Waszym przypadku te trudności i strata były właśnie po to, żebyście mogli uszczęśliwić jakieś dziecko, które już jest na świecie...? Kto wie...
A w przyrodzie nic nie ginie. Dobro rodzi dobro. Nie zdziwiłabym się, gdyby i w tym przypadku było podobnie i coś, a właściwie ktoś by się z tego urodziłWierzę w to.
Wichrowe Wzgórza, Dorola,
Są jakieś takie nagrody na świecie za najbardziej durną śmierć, czy jakoś tak.
Powinni przyznawać podobne nagrody za najbardziej durną i pozbawioną empatii wypowiedź. Wasze koleżanki zapewne byłyby nominowane jako pierwsze.
Justa,
Pęcherzyk spod choinki...Hmm, hmm... Mam nadzieję, że coś magicznego z niego urośnie!
Niebieskaa
Nasiadówka rządzi!
Wiecie, w sumie skoro można zrobić z kumpelami piżama-party, to czemu by nie zrobić nasiadówka-party
Evitka,
To a propos Twojego choróbska.
Jak nie urok to sr****. Znam to.
Pamiętam, jak po 3. poronieniu przechodziłam wszystkie badania i diagnozy. Trwało to od sierpnia 2015 do lutego 2016. W lutym pani prof. J. powiedziała mi, że mamy zielonego światło i możemy działać. A tu jeb! Infekcja. I wszystko szlag trafił. Miesiąc stracony. Myślałam, że mnie krew zaleje. No i zalała oczywiście, wraz z @. Strasznie byłam zła, rozgoryczona i zawiedziona. tak więc rozumiem Twoje uczucia.
Życzę, żeby choróbsko przeszło szybko i żeby można było normalnie... żyć! I tak dalej.
MamoOkruszka,
Dziewczyny już Ci pisały, ale dodam od siebie - tą owulką 25.12 to się nie martw. Po pierwsze - te obliczenia nie zawsze są w 100% precyzyjne. A po drugie - jeśli były seksy wcześniej, to jesteście w domu(to znaczy towar jest w domu, na swoim miejscu, w odpowiednim czasie)
Jagna,
Aaaa!!! Ale DJ już wygląda!!
Nie mogę! A ta noga!!Ale czad! Takiej pozycji na USG na tym etapie to ja jeszcze nie widziałam.
I mówisz, że coś tam było widać, że w sensie, że niby, że może...?
Czyżby moja płciowa-przepowiednia miała się sprawdzić?!
Gratulacje!
Promyczku,
Ty dzielna kobieto... Taką siłę w sobie na święta znalazłaś.
Wiedziałam, że Ty masz w sobie siłę giganta.
Jacq,
Kciuki za wyniki!
Coś dawno kolorowanek nie oglądałyśmy
Święta świętami, ale czy można się tak obijać?!
OliZet,
Kciki za wizytę u lekarza, ale betę masz suuuuper!
Byłabym optymistką
Gaduaaa,
A próbowałaś tych wszystkich magicznych sposobów na zaparcia?
Śliwki, siemię lniane, wody z cytryną... Co tam jeszcze było?
Nie mam tego problemu, ale nasze kwietniówki sporo o tym pisały.
Roma,
Czekamy na ostateczne wyniki, ale mam dobre przeczucia po tym komentarzu lekarzaWiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 18:40
Yoselyn82, promyczek 39, OliZet, Genshirin, Jacqueline, Gaduaaa lubią tę wiadomość
-
Yoselyn82 wrote:Annak super ze jestes w miejscu gdzie sa skoki, tez fajna sprawa zobaczyc na zywo, tak jak mecz barcelona w barcelonie
odpoczywaj sobie i nabieraj sil
gratuluje maluszka, kogo nosisz pod sercem?
Kochana, paradoks jest taki, że my jesteśmy w GaPa, ale na skoki się nie wybieramy
Ja bym się bała obecnie brać udział w takich niekontrolowanych zgromadzeniach. Raz byłam na skokach w Zakopcu i na razie nie powtarzam. Ja na sport na żywo to najchętniej na Formułę 1. To jest przeżycie!
Przyjechaliśmy tu, bo mąż bardzo chciał na narty. I wybraliśmy to miejsce, bo było względnie blisko, z gwarantowaną pogodą i śniegiem. A potem sobie zdaliśmy sprawę, że tu jest w tym czasie ten turniej
Niby według planu mąż ma jeździć w dzień, a popołudnia i wieczory mamy wspólne. Efekt jest taki, że dzisiaj pierwszy dzień jeżdżenia, a on ma problem, żeby z góry wrócić do miasta
Ale dzięki temu ja mam czas dla Was
Dziękuję za gratulacje!
Mój maluszek to maluszka. Czekam na córkęWiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 18:36
-
Gaduaaa,
Właśnie kobitki na kwietniówkach polecały sobie coś na zaparcia.
Na przykład takie oto sposoby:
na problemy z zaparciami u mnie sprawdza się pyłek pszczeli, soki warzywne, siemie lniane w ziarenkach do przegryzania. No i jeszcze na czczo ciepła woda z cytryną lub 2-3 kiwi.
Może Ci się to przyda.Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 18:42
-
Bianka4 wrote:Witam wszystkie forumowe staraczki i brzuchatki
Dawno Nas nie było ale mała pochłania każdą chwilę
Mam nadzieję że mnie jeszcze ktoś tu pamięta bo dużo nowych dziewczyn widzę
Znajdziecie Tu wsparcie i wszystkie doczekacie się upragnionego cudu . Jutro minie rok od mojej nieudanej próby Invitro byłoby ciężko gdyby nie mój cud który pojawił się niespodziewanie . Ściskam Was wszystkie i każdą z osobna .
Bianka!
Czy Cię pamiętamy?!
No jakżeż mogłoby być inaczej?!
Cudownie czytać, że u Was wszystko dobrze.
Wcale się nie dziwię, że córka pożarła Cię wraz z Twoim czasem w całości.
Wytarmoś ją tam od nas!
I wszystkiego dobrego dla Was
Hmm, patrzę na godzinę Twojego posta. 2:19. Typowa godzina młodej mamy, hehe. Już rozumiem, co mnie czeka -
Ja własnie wyszłam z zabiegu kosmetycznego na twarz, prezent od męża, tak sie zrelaksowalam, ze kilka razy miałam sny na jawie. Marianka fikala i pewnie dlatego nie zasnęłam:). Teraz w drodze do psiapsioly, potem gin. Jutro znow "nasiadówka" i kino. Tyle wrażeń w czasie tego pobytu, ze w No potrzebuje zwolnienia i odpoczynku;)
Ale co ja tyle o sobie... nadrobiłam posty i ... szacun Ania, ze Ty tak ogarniasz forum... padłam patrząc na długość elaboratu.sylvuś lubi tę wiadomość
Nasze szczescie juz z nami: kwiecien 2017
-
Anis w końcu jest co czytać
fAjna TA wASZA miejscówka na narty
Jak Ty coś napiszesz to od razu sie zachciewa zyć
Niebieskaaa szalejesza razem z Toba Marianka
Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 18:56
Niebieskaa lubi tę wiadomość
2017r-IVF-wrzesień-nieudane
2018r-naturalny Cud♥
-
Dziewczyny,
Jak widzicie, wpadłam w trans pisania do Was. Muszę jakoś odreagować te kilka dni nieodzywania się. Byłam już na autentycznym forumowym głodzie. Powoli go zaspokajam (no właśnie, nowe koleżanki, czy ktoś ostrzegł Was przed tym, że ten wątek uzależnia?!).
Ale mimo tego zasypania Was milionem postów, chciałam podzielić się z Wami jeszcze jednym przeżyciem.
Być może część z Was kojarzy, że w swojej historii leczenia miałam taką stałą lekarkę ginkę oraz lekarza od niepłodności, który zajął się moim przypadkiem w 2014 roku, po kilku miesiącach niepowodzeń. Wówczas, po jakimś czasie, dzięki jego terapii, zaszłam w pierwszą ciążę. Tuż po tym, jak w nią zaszłam, wróciłam do mojej stałej lekarki. Niestety ciąża szybko się zakończyła. I pech poinformowania mnie o tym przypadł właśnie owej lekarce. Wizyta, na której ona już nie usłyszała serca, odbyła się między świętami a Nowym Rokiem. 29 grudnia 2014 roku. Równo 2 lata temu. Nigdy nie zapomnę tej daty. Dzisiaj nawet jak spoglądam na komórkę i widzę tę datę na ekranie, to mam dreszcze.
Potem moje historie współpracy z lekarzami były różne. Ale w obecnej ciąży przez wszystkie miesiące opiekował się mną ten mój lekarz od niepłodności. Niedawno stwierdziłam, że (z różnych względów) chyba jednak wrócę na końcówkę ciąży do tej mojej stałej ginekolog. Byłam u niej już dwa razy. Kolejna wizyta wypadała mi przedwczoraj - 27 grudnia.
Już kilka dni wcześniej zaczęłam czuć jakieś dziwne napięcie i stres. Nie do końca wiedziałam, skąd się on bierze, choć miałam pewne przypuszczenia, do których... chyba po prostu nie miałam odwagi się przyznać.
Przed samą wizytą byłam rozbita i niepewna. Było to o tyle dziwne, że cały czas czuję ruchy córki, mam od niej znaki. Wszystko w mojej ciąży przebiega dobrze. A zapowiadana wizyta nie miała być jakaś zaawansowana, tzn. nie obejmowała jakichś super podglądów na USG, które mogłyby wykazać nieprawidłowości.
Mimo to, zaczęłam czuć, że denerwuję się przed tą wizytą.
Wszystko migało mi przed oczami. Powrót do starej lekarki. Tak jak WTEDY. Wizyta między świętami a Nowym Rokiem. Tak jak WTEDY. Gabinety ginekologiczne na ulicy X. Tak jak WTEDY. Nawet miałam takie skojarzenia, że WTEDY też jeden czy dwa dni przed wizytą siedzieliśmy w święta do nocy z dziećmi mojego męża, jak teraz. Wszystko wracało.
Mąż mnie uspokajał i mówił, że nie mam się czegoś bać, bo wszystko jest dobrze.
Ale ja się bałam. Bardzo.
W gabinecie wszystko przebiegało dobrze, w zasadzie same dobre wieści. Moja kochana córka była bardzo grzeczna (czytaj: rozrabiała w brzuchu cały czas).
W pewnym momencie pani ginekolog mówi: "to zapraszam na fotel, zbadamy się". Poszłam. Wszystko w badaniu ok.
Potem powiedziała: "to teraz posłuchamy serduszka, to będzie na pewno taki przyjemny moment".
Od razu przed oczami stanęła mi TAMTA wizyta. Nawet zapach w powietrzu był ten sam. Wtedy, 2 lata temu, ona powiedziała: "to teraz popatrzymy sobie na USG, to będzie takie przyjemne, będzie zdjęcie na pamiątkę".
Dziewczyny... leżałam (przedwczoraj) na tym fotelu i serce mi waliło.
W momencie kiedy lekarka przykładała mi to urządzenie do brzucha (nie USG, tylko taką słuchawkę z pudełeczkiem nagłaśniającym) czułam, że chyba zemdleję ze strachu. Moja córka się ruszała. Miałam więc 100% pewności, że tam jest, że żyje, że wszystko z nią dobrze. Ale gdy lekarka przyłożyła mi ten aparat, poczułam jak łzy płyną mi do oczu. Ze strachu.
To wspomnienie tamtego dnia 29 grudnia 2014 jest tak silne, że nawet wiedząc i czując, że moje dziecko ma się dobrze, prawie popłakałam się ze strachu.
Oczywiście wynik pomiaru super. Tętno idealne. Głośne, miarowe.
Dlaczego o tym wszystkim piszę (poza tym, że po prostu muszę podzielić się tym z kimś, kto mnie zrozumie)? Żeby nawiązać do tego, co często piszemy o strachu. On jest niewymierny, nie ma końca. Po pewnych doświadczeniach rysa w naszej głowie i w naszym sercu pozostaje wieczna, nie do zasypania. Doświadczyłam tego przedwczoraj w ekstremalnym wydaniu. Moje kochane dziecko z całych sił dawało mi znać, że wszystko jest dobrze, a ja i tak umierałam ze strachu o nią. Dziś nie mam wątpliwości, że tak będzie zawsze.
Powiedziałam sobie, że jeśli wszystko będzie dobrze na tej wizycie, to na zawsze odczaruję w swojej głowie czerń tego czasu między świętami a Nowym Rokiem, tak jak kiedyś odczarowałam motyla.
Wiem już dzisiaj, że to tylko symbole i skojarzenia. Nic więcej. Ale nawet jeśli one są nierealne albo niepotrzebne, to ten strach pozostaje realny. A rana (choć teoretycznie już wyleczona) boli na zawsze.
Jeśli ten strach wraca do nas "niepotrzebnie", nie wyrzucajmy sobie, że on jest. To część nas. Chciałabym, żeby było inaczej, ale myślę, że nic tego nie zmieni.
Cieszę się, że mogłam to komuś napisać.Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 19:12
-
Annak tych dat nie da sie juz wymazac,one są z nami w tych dobrych i zlych chwilach,co roku ten 29 bedzie widnial w kalendarzu,bedzie trzeba go przezyc i ten strach nigdy nie bedzie mniejszy w tym czasie,kazda z nas ma takie daty,wiele z nas nawet kilka i kazdą z tych utraconych ciaz pamieta doskonale.Antoś IVF,Julisia natural
-
Gaduaaa,
Kwietniówkowych porad zaparciowych ciąg dalszy:
mi pomaga kawa inka z zimnym niegotowanym mlekiem, siemię jem codziennie, na gorsze przypadki zalewam suszone jabłka, śliwki i gruszki (taki mix w opakowaniu) wypijam wodę i zjadam owoce, skutkuje 100%
na zaparcia, polecam szklanke wody z miodem na czczoWiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2016, 19:48
Gaduaaa lubi tę wiadomość
-
Jagna 75 wrote:Annak tych dat nie da sie juz wymazac,one są z nami w tych dobrych i zlych chwilach,co roku ten 29 bedzie widnial w kalendarzu,bedzie trzeba go przezyc i ten strach nigdy nie bedzie mniejszy w tym czasie,kazda z nas ma takie daty,wiele z nas nawet kilka i kazdą z tych utraconych ciaz pamieta doskonale.
To prawda...
U mnie jeszcze dokłada się to, że ja jestem mistrzem kalendarzowym, to znaczy zapamiętuję wszystkie daty, rocznice, pielęgnuję je, przeżywam, dodaję znaczeń. To wszystko potęguje.
I ten 29. dzień miesiąca jakoś tak mnie prześladuje na tej drodze starań o dziecko.
29.07.2015 - termin mojego porodu w pierwszej straconej ciąży
29.12.2014 - strata pierwszej ciąży
29.03.2016 - termin porodu w drugiej
29.07.2016 - pozytywny test ciążowy(wartość bety 29,5)
Dlatego czasem sobie myślę, że Ava nie doczeka do 9/11.04.2017, tylko wyskoczy ze mnie 29.03 -
Ehhh ja rok temu 22.12 poronilam pierwsza ciaze.W tym roku bedac w kosciele na spowiedzi prawie poryczalam sie..caly dzien w myslach mialam ze teraz moje dziecko mialoby pol roku.Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze od ciemności jakie panują w naszych sercach...3 aniołki.
CORCIA 06.09.17r.