METODA NAPROTECHNOLOGI
-
WIADOMOŚĆ
-
Kamuś głowa do góry, będzie pięknie nie ma co się nakręcać Jedna z dziewczyn miała na monitoringu potwierdzoną owulację na niskiej temperaturze, a sama tempka wzrosła na 5 dzień dopiero - więc nie ma reguły w niczym, nie przejmuj się!
Gianna - na betę zdecydowanie za wcześnie do zagnieżdżenia może dojść o wiele później.
Macierzanka - witaj i dziel się z nami wiedzą pozdrawiam!
Kita - też słyszałam, że z mężczyznami radzą sobie naprotechnologowie.Macierzanka:), kita lubią tę wiadomość
"Śpiesz się powoli" // www.MojeEndoLife.pl -
No to się podzielę
My właśnie jesteśmy przypadkiem, gdzie i mężczyzna jest leczony.
Kita, kobieta się obserwuje, żeby na podstawie jej cyklu zobaczyć po pierwsze kiedy jest najlepszy moment żeby się starać i nie tracić energii w dniach do tego nieprzeznaczonych a po drugie żeby dojrzeć nieprawidłowości, które widać prowadząc obserwacje.
Zaczynając przygodę z naprotechnologią wiedzieliśmy już, że i u męża jest problem.
Zdiagnozował go urolog, zajmujący sie również niepłodnością mężczyzn.
U nas jest taka sytuacja, że mąż ma słabe parametry nasienia, ze względu na pewne nieprawidłowości odkryte w jądrach.
Tak czy inaczej najważniejsze jest, aby cykl kobiety był optymalny, potem podkręca się mężczynę i nawet przy obniżownych parametrach nasienia jest możliwe poczęcieWiadomość wyedytowana przez autora: 21 lipca 2016, 13:00
kita, KMK lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyMacierzanka:) wrote:No to się podzielę
My właśnie jesteśmy przypadkiem, gdzie i mężczyzna jest leczony.
Kita, kobieta się obserwuje, żeby na podstawie jej cyklu zobaczyć po pierwsze kiedy jest najlepszy moment żeby się starać i nie tracić energii w dniach do tego nieprzeznaczonych a po drugie żeby dojrzeć nieprawidłowości, które widać prowadząc obserwacje.
Zaczynając przygodę z naprotechnologią wiedzieliśmy już, że i u męża jest problem.
Zdiagnozował go urolog, zajmujący sie również niepłodnością mężczyzn.
U nas jest taka sytuacja, że mąż ma słabe parametry nasienia, ze względu na pewne nieprawidłowości odkryte w jądrach, bakterie, które są dość oporne na leczenie oraz wysoka prolaktyna, którą podobnie jak ja zbija bromergonem.
Cały czas jest pod opieką tego urologa, ale nasz lekarz naprotechnolog, który ma specjalizację z andrologii (zresztą, nie jestem pewna, ale chyba wszyscy już się w tym specjalzują) już zdążył wykryć kilka dodatkowych rzeczy.
Tak czy inaczej najważniejsze jest, aby cykl kobiety był optymalny, potem podkręca się mężczynę i nawet przy obniżownych parametrach nasienia jest możliwe poczęcie
Dzięki, u nas w mieście jest taka specjalistyczna przychodnia.. tylko zastanawiam się jak to jest.. bo teraz leczę się normalnie i zaczynam clostilbegyt od 5dc. Czy jeślibyśmy poszli na tą naprotechnologię i zaczęłabym obserwację, a mąż swoje, jakkolwiek by to nie wyglądało w jego przypadku, to czy mogę jednocześnie przyjmować leki od mojego ginekologa (clo i duphaston na 2 fazę), czy już trzeba by było zrezygnować bo to zaciemniłoby diagnostykę w naprotechnologii? A może w tych obserwacjach można uwzględnić, że w cyklu są zażywane leki?
Chodzę już trochę do swojego gina i szykuję się na HSG.. wiem, że HSG jest dość ważnym badaniem i mogłoby wnieść wartościowe wyniki, bo jeśli jest niedrożność...
Jak byście zrobiły na moim miejscu?? -
Kita w napro normalnie bierze sie leki i prowadzi obserwację. Czy nadal mogłabyś brać clo itd. Nie wiem bo po pierwsze z tego co wiem w napro do stymulacji stosuja letrozol bo podobno jest o wiele lepszy więc nie wykluczone że by Ci zmienili po drugie duphaston jest z tego co wiem syntetycznym lekiem a luteina naturalnym więc w tym przypadku na pewno miałabyś zmienione. Z tego co wiem duphaston nie jest zbyt dobry.
Co do hsg to jedno mnie zastanawia... dlaczego Cię lekarz stymuluje przed hsg? jak jest niedrożność to to nie mam sensu i najpierw powinno się zrobić HSG.
kita wrote:
Jak byście zrobiły na moim miejscu??
Może być też tak (ale nie znaczy że tak będzie) że lekarz najpierw zleci Ci jakieś badania a potem będzie stymulował itd. U mnie już na początku wyszło kilka przyczyn które najprawdopodobniej doprowadziłyby do poronienia więc najpierw zajęliśmy się wyeliminowaniem tych problemów a potem dopiero jest w planach stymulacja.
Jeżeli zdecydujesz sie na napro a okaże się ze lekarz najpierw pozleca jakieś badania a potem będzie chciał stymulować to nie zrażaj sie bo to nie dlatego że nie chce pomóc lub olewa tylko chce zmaksymalizować szanse na urodzenie zdrowego dziecka. W napro nie liczy się statystyk ile jest dzieki tej metodzie ciąż (jak np w ivf) tylko ile jest urodzonych dzieci więc leczenie jest ukierunkowane tak żeby jak już dojdzie do ciąży była ja największa szansa urodzenia zdrowego dziecka. M.in. dlatego jest na wstepie badanie wit D3 i suplementacja (w naszym klimacie wszyscy mają niedobory) bo niedobór u matki powoduje niedobór u dziecka i tym samym dziecko jest narażone na różne schorzenia.
kita, KMK, Macierzanka:) lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyvanessa wrote:Kita w napro normalnie bierze sie leki i prowadzi obserwację. Czy nadal mogłabyś brać clo itd. Nie wiem bo po pierwsze z tego co wiem w napro do stymulacji stosuja letrozol bo podobno jest o wiele lepszy więc nie wykluczone że by Ci zmienili po drugie duphaston jest z tego co wiem syntetycznym lekiem a luteina naturalnym więc w tym przypadku na pewno miałabyś zmienione. Z tego co wiem duphaston nie jest zbyt dobry.
Co do hsg to jedno mnie zastanawia... dlaczego Cię lekarz stymuluje przed hsg? jak jest niedrożność to to nie mam sensu i najpierw powinno się zrobić HSG.
Ja jak bym była w takiej sytuacji mając doświadczenie z lekarzen napro i zwykłymi lekarzami bez zastanowienia zmieniłabym na naprolekarza. Poszłabym z dotychczasowymi wynikami i powiedziała co biorę.
Może być też tak (ale nie znaczy że tak będzie) że lekarz najpierw zleci Ci jakieś badania a potem będzie stymulował itd. U mnie już na początku wyszło kilka przyczyn które najprawdopodobniej doprowadziłyby do poronienia więc najpierw zajęliśmy się wyeliminowaniem tych problemów a potem dopiero jest w planach stymulacja.
Jeżeli zdecydujesz sie na napro a okaże się ze lekarz najpierw pozleca jakieś badania a potem będzie chciał stymulować to nie zrażaj sie bo to nie dlatego że nie chce pomóc lub olewa tylko chce zmaksymalizować szanse na urodzenie zdrowego dziecka. W napro nie liczy się statystyk ile jest dzieki tej metodzie ciąż (jak np w ivf) tylko ile jest urodzonych dzieci więc leczenie jest ukierunkowane tak żeby jak już dojdzie do ciąży była ja największa szansa urodzenia zdrowego dziecka. M.in. dlatego jest na wstepie badanie wit D3 i suplementacja (w naszym klimacie wszyscy mają niedobory) bo niedobór u matki powoduje niedobór u dziecka i tym samym dziecko jest narażone na różne schorzenia.
Clo zaczynam bez HSG dlatego, że akurat ze względów osobistych nie bardzo mogę teraz iść na HSG. Nie chcieliśmy z mężem stracić kolejnego cyklu (często go niema), który okazałby się podejrzanym bezowulacyjnym jak wcześniejszy.. Więc umówiłam się z lekarzem, że próbujemy 2 cykle z clo, żeby nie tracić tych cykli. A potem HSG.
Widzisz z luteiną właśnie miałam problem.. miałam ją na początku przypisaną i źle się czułam. Bardzo nasiliły mi się objawy przed miesiączką.. jadłam non stop, przytyłam, było mi ciągle niedobrze, a samopoczucie psychiczne zakrawało o depresję, nie znam się na tym, ale przy duphastonie tego nie mam. Na in vitro i tak się nigdy nie zdecyduję, nie ze względów etycznych, tylko po prostu uważam, że mało komu wychodzi za 1 razem.. ludzie zadłużają się wydają po kilkadziesiąt tysięcy.. szpikują hormonami, które nie są obojętne dla całego późniejszego życia.. jak dla mnie to nie tym kosztem.. jak nam nie wyjdzie naturalnie to adoptujemy dziecko. A wiadomo że w tv pokazują akurat ten raz, kiedy się udało Nie krytykuję osób, które decydują się na in vitro.. każdy ma prawo wybrać dla siebie to co uważa za słuszne.. na tym polega wolna wola.
A tak najbardziej podobają mi się testy na tolerancję pokarmową.. bo u mnie hormony wychodzą wszystkie w normach.. nie miałam żadnego wyniku poza normą jak do tej pory. Ale niestety od dłuższego czasu borykam się różnymi problemami gastrologicznymi, może nie są one poważne, ale są. Takie testy sobie pewnie zrobię i tak.
-
kita wrote:Widzisz z luteiną właśnie miałam problem.. miałam ją na początku przypisaną i źle się czułam. Bardzo nasiliły mi się objawy przed miesiączką..
-
Kita, ja też bym zmieniła na naprolekarza. A tak naprawdę zaczęłabym od znalezienia instruktora modelu creighton... bo lekarz leczy na podstawie wyników badań, ale i wykresu.
A co do straconych cykli, to uważam, że wszystkie cykle, które miałam zanim zdecydowałam się na naprotechnologię (czyli jakieś 30) są stracone...
a naprolekarz też jak trzeba to sprawdzi drożnośćvanessa, KMK lubią tę wiadomość
-
Macierzanka:) wrote:Kita, ja też bym zmieniła na naprolekarza. A tak naprawdę zaczęłabym od znalezienia instruktora modelu creighton... bo lekarz leczy na podstawie wyników badań, ale i wykresu.
A co do straconych cykli, to uważam, że wszystkie cykle, które miałam zanim zdecydowałam się na naprotechnologię (czyli jakieś 30) są stracone...
a naprolekarz też jak trzeba to sprawdzi drożnośćMacierzanka:) lubi tę wiadomość
-
No dokładnie Vanessa! Ja byłam leczona odrobinkę na początku, ale wszystko tylko dlatego, że sama zrobiłam badania i zaniosłam je lekarzowi... na ich podstawie dostałam leki. Historia oczywiście jak wielu z Was tutaj jest długa, ale wiele leków potem dostawałam na podstawie: "bo inne kobiety po tym zaszły w ciążę"
Teraz mnie przynajmniej ktoś diagnozuje i dopiero leczy!kita lubi tę wiadomość
-
Mnie nie leczyli bo wg. nich wszystko było ok i nie mieli co poprawiać. A po wizycie u napro był cykl że miałam w sumie na dzień 30 tabletek do łyknięcia oczywiście w tym było 6 kapsułek wiesiołka+ jakieś witaminy no i leki, bo jedanak okazało się że u mnie jest wiele do leczenia! i dlatego ciąży nie było nie a malec nie miał szans sie nawet zagnieżdzić przez stan zapalny jeżeli do poczęcia w ogóle doszło bo nie zawsze mam owulacje czego wczesniej nikt nie widział. Nie wiem jak to możliwe takiego banału nie znaleźć!?
kita lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
kita wrote:A jak długo już się ogólnie staracie? Bo my z przerwami od czerwca..
Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 lutego 2015, 15:35
-
KMK wrote:Gianna znam to. Ja też po takiej becie zawsze miałam nadzieję... I pewnie trzeba ją mieć do końca ale nie pozostaje nic innego jak czekanie
Tymczasem, tak jak zapowiadałam, przybywam tu dziś, kochane naprostaraczki, ze złym humorem. Miałam taki ładny wykres a tu od kilku dni spadek:( Nigdy wcześniej nie miałam tak silnego wybicia tempki w 7dpo. Oczywiście wkręciłam sobie, że to pewnie Kropek próbował się zainstalować ale się nie udało stąd teraz ta nurkująca temperatura. To już naprawdę max na co mnie stać. Więcej leków brać nie mogę bo kilkanaście to już i tak dużo.
Skąd brać siłę?? (Tylko proszę nie piszcie, że z Góry, bo Góra raczej o mnie zapomniała, albo wręcz przeciwnie - robi sobie ze mnie żarty)
W tym tygodniu moje dwie znajome będą rodzić (termin już minął). To będą dla mnie bardzo ciężkie dni. Nie zazdroszczę im ale czuję takie straszliwe poczucie niesprawiedliwości. Absolutnie nie umiem cieszyć się Ich szczęściem. To ich szczęście mnie rani.
Przepraszam za spam. Nie miałam gdzie się wygadać
PS Witam wszystkie nowe naprostaraczki. Im nas więcej tym lepiej :*
KMK!
Bardzo dobrze rozumiem co czujesz i o czym pisałaś. Rok temu, jak straciłam synka, 3 moje znajome miały daty porodów okoliczne (- miesiąc, - 2 tygodnie, +2 tygodnie) do planowanej mojej daty porodu. Więc jak Mały zmarł, to one za chwilę zaczęły rodzić. A ja... ryczałam z bólu i tęsknoty i modliłam się, żebym potrafiła cieszyć się ich szczęściem. Bo przecież, to nie ich wina, ani tych dzieci, że ja cierpiałam. Bolało, ale brałam na ręce i błogosławiłam Boga za dzieci... aż wbrew sobie momentami.
Ale to dało mi siłę. Wiarę. I taką łaskę lekkości kontaktu z nimi. I widzę w tych dzieciach błogosławieństwo też i dla mnie. To niesamowite. Ale to z perspektywy roku i nadziei, że moje trzecie maleństwo jest już blisko nas.
Tak chciałam się z Tobą tym podzielić. Nie namawiam Cię, żebyś robiła podobnie. Każdy ma swoją drogę. Ja doświadczyłam tego, że coś co odczuwam jako przekleństwo może stać się dla mnie błogosławieństwem... ale to była długa i trudna droga...
Przytulam Cię mocno!"Zamienię pustynię na pojezierze,
a wyschniętą ziemię na wodotryski." Iz 41,18
-
nick nieaktualnyEch Gianna dziękuję za te słowa. Przede mną długa droga. Na widok dzieci odwracam wzrok. To jest strasznie niezależne ode mnie. Łzy same płyną do oczu - nie ważne czy jestem w pracy, na mieście czy u rodziny. Reakcja zawsze taka sama. Zaciska mi się gardło i robi mi się lodowato fizycznie i psychicznie. Uciekam by nie płakać przy ludziach. To mnie niszczy... Tylko dzieci urodzone "przed naszymi staraniami" są dla mnie ogromną radością. Boję się strasznie, że w ciążę zajdzie bratowa i garstka "jeszcze niedzieciatych" znajomych bo wtedy chyba zamknę się na wieki w swoim pokoju.
Mój mąż zaczął mówić "jeżeli będziemy mieć dziecko to..." zamiast "kiedy będziemy mieć dziecko to..." i co ciekawe - uspokoiło mnie to. Może potrzebowałam wiedzieć, że On jest już z tym wszystkim pogodzony.
Cieszy mnie też to, że mój lekarz już tyle naprawił i że endometrioza chwilowo nie daje się we znaki. I cieszę się za każdym razem jak któraś z Was pisze, że coś u Niej znaleziono i rozpoczęto leczenie.
Swoją drogą to strasznie przykre, że właściwie każda z nas (jak czytam wcześniejsze wpisy w naszym temacie) ma spore problemy z psychiką - a to z przeszłością a to z teraźniejszością... Nigdy nie sądziłam, że bezpłodność jest tak wyniszczająca.
Dziewczyny, czy któraś z Was chodziła na jakąś terapię dla kobiet z problemem bezpłodności? Ciekawa jestem czy radzicie sobie same czy szukacie pomocy u innych?
-
KMK wrote:Dziewczyny, czy któraś z Was chodziła na jakąś terapię dla kobiet z problemem bezpłodności? Ciekawa jestem czy radzicie sobie same czy szukacie pomocy u innych?
Od kąt pamiętam to ZAWSZE spotykałam sie z brakiem zrozumienia bez wzgledu na to jaki miałam problem więc zycie nauczyło mnie że nie warto rozmawiać o problemach, bo brak zrozumienia totalnie mnie dobija.
Jestem totalnie zamknięta i nie dam rady i nie chce o tym mówić nawet na forum pisze o tym co czuję bardzo mało więc niektórzy myslą że jestem silna itp. a tak nie jest więc wolę sie nie zwierzać, bo momentalnie "zapala mi się lampka" że znowu spotkam sie z brakiem zrozumienia...
Instruktorka proponowała i namawiała mnie na psychologa ale nie skorzystałam bo to są dodatkowe koszta a po za tym nie chcę i nie dam rady o tym rozmawiać bo wiem że jeżeli ta Pani Psycholog nie ma takiego problemu to nie mam ochoty z nią rozmawiać bo NIC o tym nie wie. Może jedynie zna teorię przezywania niepłodności ale ta teoria bardzo często mija sie z prawdą i jest to tylko sucha wiedzą...
Ja totalnie przez te lata zamknęłam się w sobie i juz z nikim się nie widuję i nie kontaktuje bo nawet nie wiem i nie mam o czym rozmawiać z innymi. Wiele osób z reszta się ode mnie odwróciło (jeszcze zanim dowiedziałam się że jestem niepłodna) jak już nie byłam im potrzebna. Obecnie nie mam żadnych przyjaciół ani jednej koleżanki z którą raz za jakiś czas mogłabym spędzic chociaż chwilkę wolnego czas. Jedyny kontakt z ludźmi mam tutaj ale ten portal nie działa na mnie dobrze... więc ograniczam nawet wchodzenie tutaj. Najlepiej by było gdybym tutaj nie wchodziła ale ze zwykłej nudy i samotności otwieram ta stronkę chociaż wiem że nie powinnam. -
kita wrote:A jak długo już się ogólnie staracie? Bo my z przerwami od czerwca..
My trzeci rok... sześciu ginelkologów, jeden endokrynolog, jeden urolog i teraz lekarz naprotechnolog, z przerwami na załamania nerwowe, kilka kryzysów małżeńśkich i żałobę, ale mam wrażenie, że jestem silniejsza niż kiedyś!
KMK wrote:... Przede mną długa droga. Na widok dzieci odwracam wzrok...
...Dziewczyny, czy któraś z Was chodziła na jakąś terapię dla kobiet z problemem bezpłodności? Ciekawa jestem czy radzicie sobie same czy szukacie pomocy u innych?
KMK, współczuję i czywiście dokładnie wiem, jak się czujesz! Miałam dokładnie to samo, widok dzieci powodował, że miałam ochotę skończyć ze sobą, było naprawdę źle
Natomiast nie wiem czy los tak na opak, czy to takie celowe działanie jak to powiedziałaś GÓRY, ale w okresie moich starań wszystkie najlepsze koleżanki, z którymi nieustannie się zachodzę urodziły drugie swoje dziecko (jedna nawet rok po roku i już ma trójkę), oraz przybyło mi trzech uroczych chrześniaków...
to tak jakbym dostała w twarz... ale potem uświadomiłam sobie i przypomniałam, że ponoć nie dostaje się takiego krzyża, którego nie można udźwignąć.
(a chrześniaków uwielbiam i decydowałam się na to z pełną odpowiedzialnością )
Kilkakrotnie myśleliśmy o wizycie u psychoterapeuty, nawet nadal o tym rozmawiamy, bo jest dzisiaj dużo lepiej i spokojniej, ale raz na czas zdarza się lekki dołek... ja mam take wahania, raz czuję że mogę wszystko i wierzę, że mi się uda, a bywa tak, że czuję, że i tak mi to nie jest pisane...
Czy szukam pomocy? Nie wiem czy można tak to nazwać. Przestaliśmy robić z tego temat tabu. W rodzinie wiedzą dosłownie wszyscy, począwszy od rodziców i rodzeństwa, na kuzynach i ciotkach wszelakich skończywszy (oczywiście bez szczegółów) i teraz nikt się nas nie czepia. Moi znajomi też wiedzą, w pracy parę osób też. I mam to gdzieś. Zachowuję się normalnie i żyję normalnie... jedyne co mnie wkurza, to osoby, które właśnie nie wiedzą i uważają, że jako osoba bezdzietna mogę być dla wszystkich 24h.
Moja przyjaciółka na bieżąco pyta jak wyniki, co powiedział lekarz, a ja jej opowiadam bez problemu i jak się wygadam to mi zawsze lepiej.
Natomiast doszliśmy do wniosku, że dziecko TAK, ale NIE za wszelką cenę...dajemy sobie jeszcze cztery lata...
Natomiast nie wykluczone, że i tak się zdecyduję kiedyś na jakiegoś psychologa, bo kobieta zmienną jest...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 lutego 2015, 22:18
-
Witajcie,
My po śmierci Małego byliśmy na rekolekcjach dla rodziców po stracie dziecka, a teraz chodzimy na grupę wsparcia.
A poza tym dużo rozmawiamy we dwoje. Ja z mężem. Właściwie wszystkie trudności, bóle, lęki niesiemy razem.
Tak więc korzystaliśmy z pomocy i wiele dobra ona przyniosła. Przede wszystkim pomodło to przyznać się, że jesteśmy słabi, że cierpimy i że potrzebujemy wsparcia od innych. I wiele dobra i wsparcia dostaliśmy i nadal dostajemy.Macierzanka:) lubi tę wiadomość
"Zamienię pustynię na pojezierze,
a wyschniętą ziemię na wodotryski." Iz 41,18
-
nick nieaktualnyGianna wrote:Witajcie,
My po śmierci Małego byliśmy na rekolekcjach dla rodziców po stracie dziecka, a teraz chodzimy na grupę wsparcia.
A poza tym dużo rozmawiamy we dwoje. Ja z mężem. Właściwie wszystkie trudności, bóle, lęki niesiemy razem.
Tak więc korzystaliśmy z pomocy i wiele dobra ona przyniosła. Przede wszystkim pomodło to przyznać się, że jesteśmy słabi, że cierpimy i że potrzebujemy wsparcia od innych. I wiele dobra i wsparcia dostaliśmy i nadal dostajemy.