Wróżenie z wykresów- czarownice w oparach absurdu
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualny
-
Saxa sama pisałaś że po poronieniu nie nadawaliście na tych samych falach - może go to jednak bardziej przytłoczyło niż się Tobie wydawało ... Wy nie jesteście po ślubie prawda?
IG: dinozaur_nieplodnosci
you tube: ciazooporna
PCOS, insulinooporność, hiperinsulinemia poposiłkowa, hiperprolaktynemia, niedoczynność tarczycy, hiperandrogenizm (zbyt wysoki DHEAs androstendion), nietolerancja glutenu, mleka krowiego, mutacje: MTHFR 1298ac, Leiden, PAI, DTRR, nieszczelne jelita... -
nick nieaktualny
-
Dzięki za miłe słowa Wiedźmuszki :*
Saxa z tego co piszesz to niech on się już wyprowadzi. Co za nieodpowiedzialny facet. Najpierw chciał z Tobą plodzic dzieci, a potem ni z dupy uznał ze już Cię nie kocha i nie próbuje tego problemu rozwiązać.Blondik lubi tę wiadomość
-
Właśnie Kata też mnie dziwi to zachowanie ... kilka dni temu Pytongowali aż miło popatrzeć na wykres a teraz nie kocha - niech spieprza koluniu...
Jakby się dziecko pojawiło i za długo płakało bo kolki też uciekłby? Dziwna sprawaIG: dinozaur_nieplodnosci
you tube: ciazooporna
PCOS, insulinooporność, hiperinsulinemia poposiłkowa, hiperprolaktynemia, niedoczynność tarczycy, hiperandrogenizm (zbyt wysoki DHEAs androstendion), nietolerancja glutenu, mleka krowiego, mutacje: MTHFR 1298ac, Leiden, PAI, DTRR, nieszczelne jelita... -
nick nieaktualny
-
Saxa nie tłumaczysz tylko starasz się znaleźć wytłumaczenie tej sytuacji ... Szkoda tylko że Pana łaskawego było stać jedynie na "Nie kocham Cię i już" ...IG: dinozaur_nieplodnosci
you tube: ciazooporna
PCOS, insulinooporność, hiperinsulinemia poposiłkowa, hiperprolaktynemia, niedoczynność tarczycy, hiperandrogenizm (zbyt wysoki DHEAs androstendion), nietolerancja glutenu, mleka krowiego, mutacje: MTHFR 1298ac, Leiden, PAI, DTRR, nieszczelne jelita... -
Spójrzmy na to z innej perspektywy. Chcesz się rozstać, nie masz pomysłu dlaczego albo nie chcesz się tłumaczyć z męskich powodów 'nie bo nie'.
Powiedzenie Nie Kocham Cię, jest najłatwiejszym sposobem. Nie trzeba się głowić i kombinować. Ch*j powiem że nie kocham to się laska nie będzie pytała o nic, szukała winnych. Jakie to egoistyczne...Blondik lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyTo nie tak. Duzo rozmawiamy. I wiem ze ma trochę racji. Jestem po prostu skreslona przez to ze czuje wiecej.dlatego mocniej bede cierpiec.
Tez kiedys staralam sie kogos pokochać bo byl wspanialy ale nie da się. I rozstanie jest tylko pozwoleniem na szczęście dla obu stron. Ja to rozumiem. I stalo sie tak ze dotyczy to mnie.
Wiem ze mam szanse znalezc kogos kto bedzie mnie kochal jak ja jego.
I to bedzie dobre. On tez.
Zaslugujemy na milosc tylko moze nie miedzy nami. Jest wspaniałym czlowiekiem ale drugiej osoby nie mozna kochac bo sie chce. To wyzsze uczucie.jasne ze trzeba nad nim pracowac ale ono musi byc.
Moze za szybko sie to potoczylo.moze moze moze...
Wiem ze bede cierpiala bardzo jakis czas, ale czas mija...
Nikt nie wie co sie stanie.
Ufam tylko ze nie bedzie to trwalo zbyt długo.
I nie żałuje ani jednej chwili z nim.
Podobno miłość wyklucza lęk.
Ból chyba też jest po to aby nauczyć sie ja szanować. Albo to mi sie cos pojebalo. -
Nie zgodzę się do końca. Oczywiście, że można się nauczyć kogoś kochać. Ba, nawet trzeba, jeśli ma się z nim żyć wiele lat. Tylko zakochanie - pierwszy, chemiczny etap miłości, przychodzi sam od siebie. A nad całą resztą trzeba popracować.
Miłość to nie tylko emocje. Jak się ślubuje komuś miłość do końca życia, to nie o emocjach się mówi, tylko właśnie o tym, że się chce kogoś kochać, bez względu na wszystko.
Ja to tak rozumiem. Więc Saxa, nie tłumacz go... Chciałby, to by się postaral. Bardzo to nie w porządku.Katarzyna87, Blondik, Emma80, odrobinacheci, lauda., Vesper lubią tę wiadomość
-
Zgadzam się z Zuuu, przecież po prawie 10 latach związku, w którym jestem nie ma już tego co było na początku. Nie pamiętam która z Was, ale było parę zdań o przyjaźni. Mój mąż jest dla mnie Kochankiem i przede wszystkim Przyjacielem, najlepszym na świecie.
Maczek, Vesper lubią tę wiadomość
-
rozumiem Twoje rozumowanie, Saxa, też tak kiedyś myślałam. ale to, że nie można kogoś kochać "bo tak chcę" to jest zakochanie. nie można się w kimś zakochać na życzenie, wywołać tej euforii, tych emocji dlatego że tak chcę, bo byłoby miło.
ale jeśli mówimy o miłości, to nie jest to emocja, tylko decyzja. tak, decyzja.
ślubując miłość przed ołtarzem, mówię mojemu już prawie mężowi, że od teraz oficjalnie chcę już zawsze być z nim, tworzyć z nim jedność, iść razem przez życie nie tylko wtedy, jak będzie łatwo, ale przede wszystkim wtedy, kiedy pojawią się trudności. bo wtedy najbardziej potrzebujemy wyrozumiałości, cierpliwości, wsparcia i siły tej drugiej strony.
łatwo jest kochać, kiedy wszystko idzie gładko. ale dopiero w udręce można naprawdę okazać miłość drugiej osobie. i to nie jest miłość "widzę że masz zły dzień, a ja mam motylki w brzuchu kiedy o Tobie pomyślę więc już się nie martw", tylko "widzę że masz zły dzień, co mogę dla Ciebie zrobić? wysłucham Cię, przytulę, choć mam swoje sprawy, ale Ty jesteś dla mnie na tyle ważny, że chcę z nich zrezygnować dla Ciebie".
a żeby móc taką miłość=decyzję ślubować, wcześniej muszę wiedzieć (rozumem, a nie sercem), że chcę to zrobić i będę to robić z wszystkimi konsekwencjami.
nie wiem, czy jasno się wyraziłam..
uciekam spać, dobranoc :*Maczek, Blondik, Emma80, odrobinacheci, Mona_M, Katarzyna87, Vesper lubią tę wiadomość
Flp 4,6-7 -
Katarzyna87 wrote:przecież po prawie 10 latach związku, w którym jestem nie ma już tego co było na początku. Nie pamiętam która z Was, ale było parę zdań o przyjaźni. Mój mąż jest dla mnie Kochankiem i przede wszystkim Przyjacielem, najlepszym na świecie.
I tak ma być.
Wiele z Was pewnie o tym słyszało, ale dla tych, które nie - krótki wykład z całkiem sensownej teorii miłości Sternberga/Wojciszke.
Miłość ma trzy komponenty - namiętność, intymność i zaangażowanie.
Namiętność to chemia - motyle w brzuchu, pociąg fizyczny, tęsknota, gdy drugiego nie ma, jaranie się samą jego obecnością - cud, miód i orzeszki, ale z racji ciągłego wzbudzenia jest to stan dość męczący dla organizmu. Dużo emocji. Właściwie sama fizjologia i emocjeJeśli jest coś negatywnego, to też ma silne nasycenie emocjonalne i wiąże się z pożądaniem - np. zazdrość.
Intymność - to dokładnie to, co, jak podejrzewam, określacie przyjaźnią z Waszymi chłopami. Czyli bliskość. Rozmowy, dzielenie wspolnych spraw, troszczenie się o siebie, pielęgnowanie relacji, dowiadywanie się, co u drugiego, wspieranie, itd.
Zaangazowanie - to coś w rodzaju przywiązania, tylko takiego z decyzji. Czyli "chcę z tym kimś trwać w związku". Do tego worka można też wrzucić wspólne zobowiązania, trzymające przy drugim człowieku - dzieci, kredyty, przyzwyczajenie, rodzina i znajomi, wspólne rzeczy, itd.
Związki zaś mają etapy, a w różnych etapach dominują różne komponenty.
Pierwsze jest zakochanie. Sama namiętność, chemia i inne bajery. Ludziom jest ze sobą dobrze, bo tak. Samo im to przychodzi. Niewiele o sobie tak naprawdę wiedza, ale strasznie ich do siebie ciągnie i życia sobie bez siebie nie wyobrażają. Stan super-przyjemny, ale z racji, że męczacy (ilez można nie jeść i nie spać z "miłości"?), to raczej krótki. Mija po kilku miesiącach. No, rekordziści podobno ciągną do dwóch lat...
Dalej są tzw. romantyczne poczatki - taka faza, gdzie się buduje intymność. Intymność, w przeciwieństwie do namiętności, nie robi się sama. Trzeba nad nią pracować i nie przynosi natychmiastowej przyjemności - raczej jest to inwestycja na lata, zwracająca się w postaci satysfakcji na dłuższą metę.
Potem, jak idzie dobrze, jest związek kompletny/pełny. Mamy komplet, wszystkie trzy: namiętność, intymność i zaangażowanie. To jest często etap, w którym ludzie biorą ślub.
Dalej jest związek przyjacielski. To już zupełny koniec rożowych okularów. Więcej sie o sobie wie, trochę więcej jest przyzwyczajenia. Namiętność spada, a zostają intymność i zaangazowanie. Intymność tutaj króluje. Jeśli się wkłada wysiłek w jej podtrzymanie, to taki związek może przetrwać lata, w dobrej formie i dając radość obojgu. Oczywiście w planie są i kryzysy, ale dobrze zadbana intymność je ogarnie. A czasem nawet wracają zrywy namiętności
Jest jeszcze tzw. związek pusty, w którym zostaje samo zaangażowanie. Musiałyście spotkać gdzieś takich ludzi, którzy się nie cierpią, ale ze sobą żyją, bo dzieci, dom, cośtam.
Ja jestem zdania, że jak się dobrze zadba o relację, to do tego etapu można w ogóle nie dojść - widywałam już 80-letnich staruszków trzymających się za rączki jak para nastolatków
Uważam, że nasza kultura trochę robi nam krzywdę. Dlaczego? Bo w zdecydowanej większości filmow, książek, bajek, itp., mających rzekomo opowiadać o milości, mówi się tak naprawdę o... zakochaniu. No, czasem jeszcze ktoś pokazuje romantyczne początki. Związek pełny też się trafi, choć rzadziej. A związek przyjacielski? No proszę Was, kto kręci o tym filmy?Toż to nudneeeeeee, takie codzienne robienie komuś kanapek, rozmowa nad talerzem zupy o kolejce w mięsnym i zołzie w pracy, przynoszenie zasmarkanej drugiej połowce herbaty do łóżka i buziak na dobranoc. W pop-kulturze "milość" to babka z facetem, co się spotkali, zaiskrzyli i wylądowali w łóżku (oczywiście od razu mając super-seks), emocje, emocje, emocje, a potem ewentualnie ślub i "żyli dlugo i szczęśliwie, koniec". Gdzie tu miejsce na jakąś nudną i żmudną pracę nad związkiem?
I to jest taka moja teoria na temat tego, dlaczego się niektórym myli zakochanie z miłością. Mają nierealistyczne oczekiwania. Takim przypadkom, jak puści chemia i namiętność wygaśnie, a o związek, o zgrozo, trzeba się postarać i zadbać, wydaje się wlaśnie, że "już nie kochają" i idą szukać kolejnej wielkiej miłości. W ostatecznym rozrachunku kiepsko na tym wychodzą, bo choćby stali na glowie i klaskali stopami, to w każdym związku prędzej lub później wygaśnie namiętność, a zakochanie minie.
Jak juz się zebrałam do elaboratów w temacie, to chętnie Wam polecę super-książkę, o: Gottmann, Siedem zasad udanego małżeństwa. Raduje mnie jej wznowienie, bo była niedostępna, a teraz można ją zdobyć. Dla mnie to istna Biblia dla małżenstw/par chcących ze sobą wytrzymać wiele lat. Napisał ją naukowiec po kilkunastu (aktualnie już chyba kilkudziesięciu) latach badania par i ich komunikacji. Mimo tego jest napisana łatwym językiem, nie jest strasznie długa i dobrze się ją czyta. Super sprawa
Oto ziemniak w rekompensacie za długiego posta:
EDIT: Gdybyście to samo chciały zgrabniejszym językiem, to tutaj ktoś ładnie streścił: http://psychocentrum.pl/artykuly/fazy-rozwoju-zwiazkuWiadomość wyedytowana przez autora: 11 września 2015, 01:27
zwei_kresken, Morwa, Emma80, odrobinacheci, myshka84, saxatilia, Katarzyna87, Blondik, lauda., Vesper lubią tę wiadomość
-
Saxa...
Kilka ostatnich rozstań wśród moich znajomych:
- małżeństwo; on jej nagle mówi, że jest nieszczęśliwy, ona robi wszystko, żeby był, zmienia się, robi dla niego czego sobie tylko zażyczy, podporządkowuje mu całe życie, chodzą na terapię; on przynosi jej papiery rozwodowe, i mówi, że od ponad roku bzyka pewną 18to latkę i postanowili razem zamieszkać; bajobajo 10letni
związek.
- konkubinat; 1,5 roku razem, on jej mówi,że już jej nie kocha; okazuje się, że przez cały ten czas prowadził równolegle dłuższy stażem związek i tamtą laskę notorycznie zdradzał; płacz, stres, testy na HIV.
- małżeństwo; ona trafia do szpitala- diagnoza- guz mózgu; szybka operacja; na sali pooperacyjnej mąż po 15 latach małżeństwa mówi kobiecie na skraju śmierci, że jej nie kocha i wyprowadza się do swojej młodziutkiej kochanki, z którą jest od półtora roku.
Być może jest ta inna, ale na pewno nie powinnaś myśleć Saxa, że jest w tym jakaś Twoja wina, klątwa rodowa czy coś. To były cudowne pary, kobiety czuły się w tych związkach wspaniale, dopóki nie usłyszały, że on jest nieszczęśliwy, albo nie kocha.Vesper lubi tę wiadomość
-
Dziewczyny napisały wszystko, co chciałam powiedzieć, ale nie potrafię tak poskładać myśli w zdania.
Dodam jeszcze od siebie Saxa, że taka ciężka sytuacja tez ma swoje dobre strony. Albo wyjdziecie z kryzysu silniejsi i to wzmocni WAsz związek, bo przeciez chwile zwatpienia mogą każdemu się przytrafić, no albo los pokaże, że facet nie był dla Ciebie i czas ułozyć życie na nowo.
Ostatnio mam problem ze spaniem (OD OK. TYGODNIA)...oczy jak 5zł do 3:30...teraz już się obudziłam i nie umiem zasnąć... I tak kolejny dzień... w ciągu dnia tez nie umiem zasnąć...Jakieś domowe sposoby na zasypianie? Już próbowałam ciepłego mleka, małż mnie drapie po pleckach...Ciepłe kąpiele...przesuwanie pory spania...zasypianie wcześniej...Jestem zombi, śpię po 3-4 godz na dobę
Katarzyna cieszę się, że na IP trafiłaś na dobrych ludzi, no i że z maleństwem wszystko ok. Choć stresu się najadłaś. Nie wiem czy dobrze kojarzę...ze śląska jesteś? Który szpital wybrałaś?
Wiadomość wyedytowana przez autora: 11 września 2015, 07:39
Vesper lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
Blondik spróbuj pić melise dwie herbatki można na dzień wypić. Ja przy Maksie też pod koniec nie moglam spać, meliska trochę pomagała.
Boli mnie gardło, jakieś przeziębienie mnie bierze
Saxa dziewczyny mają rację. Twoja obrona jego osoby jest normalna ale po pewnym czasie sama dojdziesz do wniosku że zachowuje się niedojrzale. Mam nadzieję że szybko uporasz się ze swoimi emocjami i bólemBlondik, Vesper lubią tę wiadomość