Wrzesień będzie NASZ ! wzreśniowe II kreski
-
WIADOMOŚĆ
-
Niezapominajka2 wrote:Dziewczyny w 2 fazie cyklu - trzymam kciuki! Mam nadzieję, że te wasze odczucia coś przepowiadają
Słuchajcie, są tutaj chyba wszystkie rodzaje staraczek a ja mam taką rozkminę - czy starając się o drugie/trzecie dziecko macie takie same emocje jak podczas starań o pierwsze? Bo mi się wydaje, że jak już jedno będę miała, to tym następnym staraniom będzie towarzyszył wewnętrzny spokój - bo skoro z jednym się udało to czemu miałoby się nie udać z drugim. A nawet jeśli to i tak nie jest źle - w końcu jedno szczęście już jest.
Bo najbardziej boję się nieposiadania dziecka w ogóle...
Kiedys, całkiem niedawno był poruszany temat.
To nie działa tak że 2,3 itd jest łatwiej. Każde jest tak samo wyczekiwane.
Ja obu chłopaków mam z tzw. 1 strzalu. Dosłownie nierealne, że zaszłam. 1 sex w ciągu 2 miesięcy!.
Teraz tym bardziej frustrujące jest że się nie udaje.
Tamte ciążę były tak dawno temu że wydają się nierealne. Chłopcy za chwile z domu pójdą .
Chyba łatwiej z tego względu że się już ma dziecko. Ale to naprawdę słabe pocieszenie.przedszkolanka:), Nona lubią tę wiadomość
Isaura l.37, 9 CS o 3 dziecko
HSG - drożne jajowody
Niedomoga lutealna
Zioła ojca sroki nr 3 -
Mnie tez o druga ciąże idzie znacznie gorzej. O pierwsze dziecko staraliśmy się trzy miesiace. Byłam wtedy tutaj na forum, ale nie stosowałam żadnych wspomagaczy. Wierzyłam, ze będzie dobrze, nie myślałam o złych rzeczach. Teraz jest znacznie gorzej niestety:(
Naturalny Cud - 2015 rok ❤
Starania o rodzeństwo
Słabe nasienie
AMH 1,24
Kir AA
W planach in vitro - lipiec/sierpień 2021 - tylko dwie komórki, obie nie przetrwały doby.
Decyzja o AZ💚
Transfer 21 sierpnia: 5dpt 32hcg, 7dpt 92hcg, 9dpt 192hcg, 12 dpt 820hcg🍀
Wierzę, że będzie dobrze...
Każdy dzień przybliża nas do spełnienia marzenia. -
Przy staraniach o pierwszą ciążę niczego nie analizowałam, nie zależało mi na tym aby było na już. A teraz mi zależy, żeby było tu i teraz. Jestem zdecydowanie mniej cierpliwa
do tego się schizuję, że po ciąży coś się poprzestawiało i będzie tylko gorzej, albo, że nie uda się wcale.
ale odganiam te myśliWiadomość wyedytowana przez autora: 28 sierpnia 2018, 17:01
33 lata, 13cs - w końcu się doczekaliśmy! ❤️
-
nick nieaktualnyMi jest bardzo trudno. 1 i 2 dziecko to 1 cykl starań z zerową świadomością własnego organizmu i cyklu. Przed pierwszym zrobiłam tylko mężowi badanie na bakterie, bo coś łapałam od niego, przeleczyliśmy, odrobaczyłam się i sru. Poszło. W drugą ciążę zaszłam 2 tygodnie od decyzji, a że myslałam, że będę miała cykl długi jak przed ciążami (40-50 dni) to sobie w błogiej nieświadomości dotrwałam do 7 tygodnia.
A teraz jest kicha. Jestem stara i mam fizyczne wręcz pragnienie bycia w ciąży i maluszka... Wtedy nie miałam. Tak mam, że zaglądam do cudzych wózków...
przedszkolanka:) wrote:Sung a wykresu nie prowadzisz?
Prowadzę. W tym cyklu mam jeszcze niższe temperatury niż normalnie... dziś 35,7...Nona lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 lutego 2020, 19:33
“I believe in being strong when everything seems to be going wrong. I believe that happy girls are the prettiest girls. I believe that tomorrow is another day and I believe in miracles.” -
Mi o drugie jest łatwiej pod względem samego działania cyklu - mam owu normalnie, cykle max 30 dniowe. Jak poprzednim razem zaczęliśmy starania była masakra - bity rok chodzenia po lekarzach, stymulacji, monitoringów, sterydów, zastrzyków ... ile ja łez wylałam, kiedy kolejny cykl był „do śmietnika”. Teraz się tylko boje, ze coś się znowu zepsuje i chce zajść dopóki wszystko działa ...
Ja za to bardzo boje się drugiej ciąży. Jasiek jest wcześniakiem i hipotrofikiem. Nie przeżyłam porodu tak jak chciałam, nie mogłam go przytulić gdy się urodził, karmić piersią. Jasiek został mi dosłownie wydarty z brzucha, bo masakrycznie leciało mu tętno. Pierwsze tygodnie życia spędził w szpitalu, wszystko było tak jak być nie powinno
Nie chce tego przezywać drugi raz .
12.07 miałam wizytę u lekarza - mały przybiera, wszystko jest ok, ale mam się wybrać do szpitala na patologie ciąży, żeby mnie obejrzał jakiś tam lekarz (znajomy prowadzącego) i upewnił się, ze na pewno wszystko ok. Wstałam się 14.07 i na luzie pojechałam do tego szpitala z Damianem ... pamietam ze siedziałam w poczekalni, piłam któraś butelkę wody i chciałam już wrócić do domu. Podłączyli mnie do ktg, które non stop wyło - pytałam o co chodzi, usłyszałam ze parametry są ustawione na za wysokie i mam się nie przejmować. Lekarz zrobić mi usg - prawdopodobnie hipotrofia, ale nie dzieje się nic niepokojącego, mam się zgłosić na patologie w tym samym szpitalu, żeby tam tez prowadził mnie lekarz - pewnie będę miała usg co kilka dni i ktg. Poszłam wiec tam, Damian narzekał ze cały dzień w szpitalu, ja tez miałam już dość bo był masakryczny upał. Przyjął mnie kolejny lekarz - chuj jakich mało. Na wstępie powiedział mi ze widać, ze z ciąża jest co nie tak bo mam za mały brzuch, ze pewnie pale i jestem nieodpowiedzialna, bo przyszłam dopiero teraz (a byłam przecież pod stała opieka lekarz prowadzącego). Zrobił usg, wypisał skierowanie do szpitala. Wyszłam z tego szpitala wkurwiona i smutna. Pojechaliśmy z Damianem do galerii coś zjeść i kupić mi piżamę, klapki i tego typu głupoty, bo nic nie miałam. Potem wrocilismy do domu, żebym się mogła spakować. Pamietam ze przepakowalam swoją torbę przygotowana do szpitala i zostawiłam Damianowi dwie inne torby, nakleiła karteczki, ze to do porodu, ze to po prorodzie ... mówię mu ze w razie gdybym już nie wyszła, a on patrzył się na mnie jak na kosmitke. Do szpitala przyjęli mnie jakoś wieczorem - kolejne usg, poszłam na sale i czekałam na ktg. W międzyczasie Damian przyniósł mi gołąbki z bufetu, a ja poznałam dziewczynę w sali. Zjadłam, przyjechała pielęgniarka z ktg a Damian zwinął się do domu. Koło 22 chciałam iść spać i pamietam jak wam narzekałam, ze dziewczynka obok chrapie jak ciągnik ... . Jak zaczęłam zasypiać przyjęli kolejna dziewczynę - a ja byłam wkurwiona, bo już późno, bo byłam wykończona, bo rano mieli mnie przecież budzić na kolejne ktg.. Koło 24 zrobiło się cicho , na chwile. Potem wyjechała pielęgniarka z ktg do mnie ... powiedziała ze lekarzowi coś na poprzednim się nie podobało i trzeba powtórzyć. Podpiela mnie pod nie, a ja już nie miałam soczewek, wiec nagrywałam je telefonem, żeby widzieć co się dzieje ... no i dziwnie po pielęgniarkę, ze zle mnie podpiela, bo czyta moje tętno, a nie tetno dziecka. Przyszła, zbladła, pobiegła po inna pielęgniarkę ... druga tez zbladła i wyszły po lekarza.
Wtedy zaczęłam panikować, ale ciagle sobie powtarzam, ze to niemożliwe żeby działo die akurat coś w noc przyjęcia do szpitala ... ze tego dnia widziało mnie 4 lekarzy i wszystko było super. Przyszedł lekarz, spojrzał na ktg, powiedział ze nie ma sensu i idziemy robić usg. Na usg tętno trochę lepsze, przepływy się pierdola, mam wyrazić zgodę na ciecie. Rozpłakałam się wtedy, zapytałam lekarza jakie dziecko ma szanse, powiedział ze nic mi nie zagwarantuje ... poprosiłam o chwile żeby to przemyśleć, wyszłam zaryczana na korytarz i zadzwoniłam do damiana. On był w szoku, powiedział ze mam na niego poczekać, na nic się nie godzić, ze to niemożliwe ze akurat dzisiaj coś się dzieje ... i wtedy stały koło mnie już dwie pielęgniarki z wózkiem i lekarz i zaczęli mnie pospieszyć ... to był ten moment, w którym ugięły się pod mna nogi, w którym zaczęłam płakać tak ze nie mogłam oddychać ... zawiozły mnie gdzieś na tym wózku, podsuwali milion papierów do podpisania, a ja tylko płakałam, nie dało się mnie uspokoić ... na sali operacyjnej anestezjolog nie mógł zrobić zastrzyku, pamietam jak przez mgle jak się na mnie darł ... pielęgniarka była mega miła, pytała jak mam na imię, ile mam lat, zwracała się do mnie per „serduszko”... a ja tylko wyłam i wyłam i uspokoiłam się dopiero, gdy zaczęli mnie ciąć. Czułam pustkę. Nie bałam się się już. Nie byłam smutna. Nie byłam szczesliwa. Odcięłam się od emocji tak jak chyba jeszcze nigdy. Pamietam ze gdy go wyjęli tak strasznie płakał a mi pękało serce, ze nie mogę go przytulić. Czułam się jak najgorsza matka świata, czułam ze ponosioslam największa porażkę w swoim życiu, bo moje dziecko mnie potrzebuje, a ja jedyne co zrobiłam to dałam mu buziaka w czoło. Zszyli mnie, zawieźli na sale pooperacyjna. Już nie płakałam. Leżałam tak i dusiłam się dosłownie - od płaczu miałam zawalony nos, gardło, przez znieczulenie nie mogłam nic z tym zrobić i ledwo łapałam oddech. Co chwile wymiotowałam i leżałam w tym jebanym łóżku nie rozumiejąc co wlansie się stało. Ale nikt mnie już nie kopał, nikt nie miał czkawki, nie było nic. Znieczulenie schodziło, ja drapalam się do krwi i czekałam na jakiekolwiek wieści na temat Jasia .. chociaż strachu nie czułam. Emocjonalnie byłam tak samo znieczulona jak fizycznie. Napisał do mnie Damian, wysłał zdjęcie Jasia, napisał ze jest silny i cudowny tylko malusieńki ... chwile potem przyszła pielęgniarka, powiedziała jaki jest stan dziecka a ja czekałam mie wiem na co. Damian pojechał mi do domu po rzeczy, wrócił chwile po tym jak przenieśli mnie już do normalnej sali. Tak zaczęło schodzić zniczulenie z blizny - tak dużego bólu w życiu nie czułam, ale w sumie się tym nie przejmowałam, stwierdziłam ze zasłużyłam .. obok mnie leżała babka po cc. Z dzieckiem. Chciałam stamtąd po prostu zniknąć. Obudzić się w łóżku, dotknąć brzucha, poczuć kopnięcie i wiedzieć, ze był to po prostu straszny koszmar. Nie obudziłam się. Damian przywiózł mi rzeczy, powiedział ze jestem dzielna i ze mi dziękuje. Wygonilam go do domu spać a sama leżałam i patrzyłam w sufit zastanawiając się, czy ktoś mi da kiedyś coś przeciwbólowego. Pamietam ze następnego dnia na nogi wstawałam dużo za szybko, ktoś mnie opierdolil za to, a ja kłamałam ze nic mnie nie boli, ze wszystko jest super, bo chciałam już do Jasia ... Zmienilsmy pokój i chwile później pojechaliśmy tam gdzie był Jasiu. Byłam naćpana morfina, nic nie ogarniałam.. jak zobaczyłam małego nie poczułam wielkiej miłości, nie czułam się szczesliwa .. jedyne co miałam w głowie to wielki żal. Żal do siebie. Ze spierdolilam, ze jestem najgorsza matka na świecie, bo on powinien być nadal w moim brzuchu, a nie leżeć tam samotny z milionem rurek .. wyłam tak, ze nie dało się mnie uspokoić. Przez długi czas się mnie to trzymało. Wszystko co związane z ciąża doprowadzało mnie do łez .. pierwsza rzeczą która zrobiłam po powrocie do domu było schowanie głęboko wszelkich kremów, suplementów, leków, poduszki ciążowej ... nie mogłam na to patrzeć. Emocjonalnej było później tylko gorzej. Dużo czasu potrzebowałam, zanim pokochałam Jasia .. to nie były tygodnie .. to były miesiące. Są to wspomnienia do których nie wracam. Nie potrafiłam ich przepracować, ani zintegrować w żaden sposób. Nadal czuje wielki zal. Nadal zastanawiam się czy ta cesarka wtedy była konieczna ... nadal nie pogodziłam się z tym wszystkim .. i chyba dlatego tez pragnę tak bardzo kolejenego dziecka .. chciałabym to wszystko przeżyć, wspominać ze wzruszeniem, łzami radości ... a nie z wielkim bólem chować to gdzieś głęboko w podświadomości.02.2020 - immunologia ok, trochę za wysokie nk.
5.02 próba udrożnienia jajowodów - shsg Lublin (dr. Pyra) - udało się uzyskać obustronną drożność!
1.11 - Krótki protokół start, 16 zapłodnionych komórek, 2 zarodki
17.12 - Transfer 3.2.2
14.01.2020 - Transfer 8.3
10.2019 - Histeroskopia ok
Fragmentacja poprawiona z 32% na 16% / morfologia z 2% na 5%.
3.07.2019 - Długi protokół IVF start , 10 prawidłowych komórek, 6 zapłodnionych, brak bałwanków.
19.07.2019 - Transfer 12.1
2.04.2019 - Krótki protokół IVF start, 8 komórek, 3 prawidłowe, brak zarodków.
Niedrożność jajowodów - laparoskopia nie pomogła.
-
Menka888 wrote:mi o drugie znacznie trudniej jest sie starać, pewnie dlatego, że z corcią udało się w pierwszym cyklu kiedy postanowiliśmy, że to już czas. Więc żadnych wielkich starań nie miałam. Teraz jest znacznie gorzej, i jeszcze ta myśl, że czas ucieka nie ubłagalnie a ja już po 30 , marzę jeszcze o co najmniej dwójce dzieci ale z takim tempem to abym z jednym wyrobić sie do 40!
Mi tak samo z pierwszym zaszłam w pierwszym cyklu teraz ponad rok -
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 lutego 2020, 19:33
“I believe in being strong when everything seems to be going wrong. I believe that happy girls are the prettiest girls. I believe that tomorrow is another day and I believe in miracles.” -
Tęczova zgadzam się z Tobą.
Najmłodsza, Twoja historia jest wręcz nie do ogarnięcia. Nie wydaje mi się, żeby którakolwiek kobieta potrafiła to sama dobrze przerobić, po takim porodzie rozmowa z psychologiem "na swieżo" powinna być standardem. Nie jesteśmy robocopami przecież. .. -
Isaura81 wrote:Kiedys, całkiem niedawno był poruszany temat.
To nie działa tak że 2,3 itd jest łatwiej. Każde jest tak samo wyczekiwane.
Ja obu chłopaków mam z tzw. 1 strzalu. Dosłownie nierealne, że zaszłam. 1 sex w ciągu 2 miesięcy!.
Teraz tym bardziej frustrujące jest że się nie udaje.
Tamte ciążę były tak dawno temu że wydają się nierealne. Chłopcy za chwile z domu pójdą .
Chyba łatwiej z tego względu że się już ma dziecko. Ale to naprawdę słabe pocieszenie.
U mnie to samo dwoje dzieci , jedno prawie 18 drugie 3 lata młodsze i bezproblemowo wszystko, a po tylu latach teraz same problemy z zajściem. -
Najmlodsza_staraczka, na pewno niczym nie zawiniłaś, ale ta myśl zawsze będzie towarzyszyć. Każde uczucia jakie towarzyszą nam w tak ciężkich chwilach są zrozumiałe. A kolejna ciąża musi być udana i nudna !
W moim przypadku ciągle zastanawiam się i nie wiem co zrobiłam źle, że poprzednią ciążę straciłam, choć lekarze mówili, że to się zdarza, że ja nie miałam na nic wpływu, bo jestem zdrowa i takie rzeczy się dzieją, ale ciągle w głowie gdzieś siedzi pytanie, a co jeśli to ja? Przy pierwszej ciąży nie było problemów, pierwszy cykl i się udało.
Byłam pewna, że jak tylko dostanę zielone światło to raz dwa i zajdę w ciążę, ale jak po pierwszym cyklu się nie udało to czarne myśli się kotłują, czy kiedykolwiek się uda, czy może ze mną jest coś nie tak, a co jeśli znów koszmar się powtórzy. Staram się myśleć pozytywnie i próbować spełnić swoje marzenie, a złe myśli odganiać.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 28 sierpnia 2018, 18:35
-
nick nieaktualny
-
Ja zawsze miałam 34 dniowe cykle, teraz troszkę inaczej, bo raz 32 a raz 36. Kiedyś bardzo mi to odpowiadało, że są takie "długie", a teraz chciałabym żeby termin @ przypadał nieco szybciej żeby wcześniej zatestować Nie wiem jak ja wytrzymam ponad 2 tygodnie
przedszkolanka:), aktap lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyprzedszkolanka:) wrote:Iwwk lekarz ma racje, sporo kobiet nawet nie wie,że było w ciąży a kończy się biochemiczną ale w końcu sie uda!
Aktap moje cykle to 42 dni więc mi tu proszę nie narzekac! 29dc owulka!
OMG... Ok, już nie narzekam!przedszkolanka:) lubi tę wiadomość
-
Dziewczyny, jak Wy sobie radzicie z tym, żeby nie testować wcześniej? Jeju mnie już kusi, a gdzie tam do soboty....
Naturalny Cud - 2015 rok ❤
Starania o rodzeństwo
Słabe nasienie
AMH 1,24
Kir AA
W planach in vitro - lipiec/sierpień 2021 - tylko dwie komórki, obie nie przetrwały doby.
Decyzja o AZ💚
Transfer 21 sierpnia: 5dpt 32hcg, 7dpt 92hcg, 9dpt 192hcg, 12 dpt 820hcg🍀
Wierzę, że będzie dobrze...
Każdy dzień przybliża nas do spełnienia marzenia.