In vitro start styczeń 2018
-
WIADOMOŚĆ
-
MagNolia55 wrote:To wszystko to jakaś paranoja...
To aż śmiesznie brzmi...bo przeciez statystyki sa niemilosierne...przy zapładnianiu jednej komórki szanse są niemal zerowe...
My tez niestety bez wsparcia finansowego...
Taka równość w tym kraju!
Za równość w kraju podziękuj wyborcom. Zauważ, że nieliczne miasta mają dofinansowanie miejskie - i to tylko tam, gdzie prezydent miasta jest z PO.
Dojrzała komórka daje estradiol około 200 jednostek, niedojrzała znacznie mniej. Do punkcji jeszcze trochę czasu, więc napewno estradiol Ci jeszcze sporo podskoczy.
My mieliśmy IMSI.
Co do kosztów - niektórzy nawet biorą kredyt byleby mieć szansę. Dla nas też to jest problem finansowy. To nasza druga próba, nie wiem czy uzbieramy na trzecią i zarazem ostatnią
Najgorsze jest to, że patologia ma dzieci na pęczki, a pary mogące dać ciepły kochający dom zmagają się z problemami poczęciaInsulinooporność. Problem męski (kryptozoospermia)
01.2013 początek starań. 01.2017 usunięcie ŻPN. 08.2017 klinika. 12.01.18 punkcja (19 oocytów, 15 dojrzałych). 16.03.18 crio (1) 24.04.18 transfer (2) -
MalaMiss wrote:Za równość w kraju podziękuj wyborcom. Zauważ, że nieliczne miasta mają dofinansowanie miejskie - i to tylko tam, gdzie prezydent miasta jest z PO.
Dojrzała komórka daje estradiol około 200 jednostek, niedojrzała znacznie mniej. Do punkcji jeszcze trochę czasu, więc napewno estradiol Ci jeszcze sporo podskoczy.
My mieliśmy IMSI.
Co do kosztów - niektórzy nawet biorą kredyt byleby mieć szansę. Dla nas też to jest problem finansowy. To nasza druga próba, nie wiem czy uzbieramy na trzecią i zarazem ostatnią
Najgorsze jest to, że patologia ma dzieci na pęczki, a pary mogące dać ciepły kochający dom zmagają się z problemami poczęcia
Przykre jest to, że dużą przeszkodą w tym wszystkim j sa wlasnie kwestie finansowe...
Czyli z tego estradiolu chyba bedzie mniej komorek....ostatnio mialam ponad 1900...ale nie ma co gdybac...uzbrajam sie w cierpliwosc i nadzieje...
Rowniez chcialabym dac sobie szanse na ImSi, tylko niestety w naszej klinice tego nie ma Niewiem, jeśli ta procedura znowu się nie powiedzie i jeśli m. się zgodzi będziemy rozważać inną klinikę, w której oferują tą metodę. Póki co dajemy sobie 3 szanse, dalej nie będziemy próbować...Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 maja 2018, 11:34
-
morganaa wrote:chyba w każdej z nas jest pewna złość, ja się ostatnio wkur... na nowy pomysł rządu - darmowe leki dla kobiet w ciąży - super, tylko szkoda, że nikt nie myśli o parach z problemami z niepłodnością. Jeszcze z ciekawości obejrzałam filmik przygotowany dla szkół o problemach z płodnością i tam na 1h30min godzinę mówili o napro a raptem 30 minut o in vitro oczywiście z naciskiem na wady metody Ludzie, którzy tworzą takie rzeczy powinni choć raz iść do kliniki i spojrzeć ile tam jest nadziei i jednocześnie strachu
Niestety my nie mamy żadnego miejskiego programu wsparcia, jak był rządowy to żeśmy się nie łapali, bo za krótko, a zaraz potem zlikwidowali dofinansowanie. Mam nadzieję, że nie zaczną gmerać przy ustawie o in vitro, bo swego czasu były pomysły, żeby pozwalać na zapłodnienie tylko jednej komórki...♥️♥️ 08.2012 - bliźniaki,
-
KasiaLe wrote:Też mnie to wkurza. Jeszcze ostatnio na grupie insulinoopornosc w ciąży na fb, dziewczyna pytała o radę w sprawie in vitro, po czym ktoś jej odpisał, że jej odradza invitro i z całego serca poleca naprotechnologie, bo to skuteczne i daje pewność, że będą zdrowe dzieci. Wyobrażacie sobie? Bo mi sie cisnienie od razu podniosło.
o skuteczności naprotechnologii mówią ludzie, którzy bez problemu mają dzieci często. Mnie na bezczelnego kiedyś koleżanka przesłała linka - szlak człowieka trafia
Przecież to oczywiste, że każda z nas wolałaby naturalnie zajść w ciąże, a nie biegać po klinikach, kłuć się i czekać w tak wielkiej niepewności i jeszcze tyle za to płacić. Mój mąż to nawet nie potrafi patrzeć jak od miesiąca praktycznie co dzień się kłujęMagNolia55, Paulcia28, Niezapominajka5 lubią tę wiadomość
-
KasiaLe wrote:Też mnie to wkurza. Jeszcze ostatnio na grupie insulinoopornosc w ciąży na fb, dziewczyna pytała o radę w sprawie in vitro, po czym ktoś jej odpisał, że jej odradza invitro i z całego serca poleca naprotechnologie, bo to skuteczne i daje pewność, że będą zdrowe dzieci. Wyobrażacie sobie? Bo mi sie cisnienie od razu podniosło.
co za bzdury!
Żadna metoda tak naprawdę nie gwarantuje zdrowia naszych dzieci...
ani naturalna, ani in vitro ani naprotechnologia...
W rzeczywistości to jest czyta "natura"
Kwestia tylko i wyłącznie genów i "szczęścia"...
Wiadome jest to jednak, że organizm sam "wie" co robi i jeśli już szczęśliwie dojdzie do ciąży to w większości rodzą się zdrowe dzieciaczki...
Więc nie ma co dyskutować i podważać jakiejkolwiek z metod!
Wszystkie dzieci jakie znam z in vitro są zdrowe, niczym się nie różnią od dzieci poczętych innymi metodami...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 maja 2018, 11:47
KasiaLe lubi tę wiadomość
-
morganaa wrote:o skuteczności naprotechnologii mówią ludzie, którzy bez problemu mają dzieci często. Mnie na bezczelnego kiedyś koleżanka przesłała linka - szlak człowieka trafia
Przecież to oczywiste, że każda z nas wolałaby naturalnie zajść w ciąże, a nie biegać po klinikach, kłuć się i czekać w tak wielkiej niepewności i jeszcze tyle za to płacić. Mój mąż to nawet nie potrafi patrzeć jak od miesiąca praktycznie co dzień się kłuję
Ludzie chyba myślą, że latamy do kliniki by lekarze za nas "sex odbębnili", bo nam się nie chce lub się brzydzimy! No masakra jakaś!
A niezrozumienie problemu jest wręcz plagą. Mój kierownik powtarza (nota bene przy mnie), że tylko nieudacznicy nie mają dzieci. I mi czasami mówi, że my sobie zaraz dziecko zmajstrujemy... Kuźwa! Dlatego wolę nikomu nie mówić, bo mam dość txtów w stylu "trzeba wyluzować a się uda". Szlag mnie trafiał odrazu.
Brat cioteczny też walnął txt przy mnie i siostrze (jest samotna), że oni chcieli mieć dziecko to mają, a jak ktoś nie chce to nie ma. Aż miałam ochotę wstać i krzyknąć, że to nie takie proste - chcę i mam! że wiele osób ma z tym problemy, w tym także my! Ale ugryzłam się w język i odliczałam sekundy do wyjścia... Od tamtego czasu nienawidzę spotkań z ich udziałem. Staram się bie patrzeć na to dziecko, bo sam widok mnie rani, ale moja mama tego nie rozumie (bo i nie wie) i mnie gani za to, że odwracam wzrok i siedzę naburmuszona. Po tym jak mnie zruga coś odburknę i wypłaczę się w domu. Nie wiem jak Wy sobie radzić z problemem, ale mi już na psychikę pada, stałam się zombie, unikam spotkań z dzieciatymi znajomymi, ogólnie przygasłamKasiaLe, Niezapominajka5 lubią tę wiadomość
Insulinooporność. Problem męski (kryptozoospermia)
01.2013 początek starań. 01.2017 usunięcie ŻPN. 08.2017 klinika. 12.01.18 punkcja (19 oocytów, 15 dojrzałych). 16.03.18 crio (1) 24.04.18 transfer (2) -
MagNolia55 wrote:Żadna metoda nie gwarantuje zdrowia naszych dzieci...
ani naturalna, ani in vitro ani naprotechnologia...
co za bzdury!
To jest czyta "natura"
Kwestia tylko i wyłącznie genów i "szczęścia"...
Wiadome jest to jednak, że organizm sam "wie" co robi i jeśli już szczęśliwie dojdzie do ciąży to w większości rodzą się zdrowe dzieciaczki...
Więc nie ma co dyskutować i podważać jakiejkolwiek z metod!
Wszystkie dzieci jakie znam z in vitro są zdrowe, niczym się nie różnią od dzieci poczętych innymi metodami...
My to wiemy, ich rodzice to widzą, ale niestety w społeczeństwie często ideologia bierze górę i stąd takie a nie inne poglądy o dzieciach z in vitro - chore, z bruzdami, niszczy się zarodki, handluje nimi itd.
W pełni rozumiem względy religijne, że ktoś nie podchodzi do in vitro, ale niestety w sporej większości ludzie wygadują takie głupoty a nawet nie wiedzą czym ta procedura jest.
Nigdy nie zapomnę jak teściowa powiedziała, że ona nie jest za in vitro bo dzieci chore się rodzą. Mąż się jej zapytał czy zna jakieś dziecko z in vitro w ogóle.
powiedziała, że nie zna, ale tak mówią (słucha Radia M...). Raz mi nawet przed wyborami podsunęła gazetę, żebym wiedziała jak partie głosowały w sprawie aborcji i invitro...
Także niestety spora część społeczeństwa tak właśnie myśli...
dla nas to bez różnicy, nasze dziecko jest wyczekane, chciane i kochane nawet jak go jeszcze nie ma przed transferem pokazali mi na ekranie nasz zarodek - dziwne uczucie, ale aż się ciepło na sercu zrobiłoMalaMiss, Bao, MagNolia55, Paulcia28, KasiaLe, Niezapominajka5 lubią tę wiadomość
-
MagNolia55 wrote:co za bzdury!
Żadna metoda tak naprawdę nie gwarantuje zdrowia naszych dzieci...
ani naturalna, ani in vitro ani naprotechnologia...
W rzeczywistości to jest czyta "natura"
Kwestia tylko i wyłącznie genów i "szczęścia"...
Wiadome jest to jednak, że organizm sam "wie" co robi i jeśli już szczęśliwie dojdzie do ciąży to w większości rodzą się zdrowe dzieciaczki...
Więc nie ma co dyskutować i podważać jakiejkolwiek z metod!
Wszystkie dzieci jakie znam z in vitro są zdrowe, niczym się nie różnią od dzieci poczętych innymi metodami...
Zgadzam się. Szansa na chore dziecko jak przy naturalu. A takie durnoty wypisują typowi polscy amenowcy, co w kościele leżą krzyżem a w domu napierdalają się nawzajem i robią burdy, obgadują bliźnieją i mu złożyczą... Ehh... Co ksiądź powie to prawda - zero myśleniaMagNolia55, Paulcia28, KasiaLe lubią tę wiadomość
Insulinooporność. Problem męski (kryptozoospermia)
01.2013 początek starań. 01.2017 usunięcie ŻPN. 08.2017 klinika. 12.01.18 punkcja (19 oocytów, 15 dojrzałych). 16.03.18 crio (1) 24.04.18 transfer (2) -
MalaMiss wrote:Ludzie chyba myślą, że latamy do kliniki by lekarze za nas "sex odbębnili", bo nam się nie chce lub się brzydzimy! No masakra jakaś!
A niezrozumienie problemu jest wręcz plagą. Mój kierownik powtarza (nota bene przy mnie), że tylko nieudacznicy nie mają dzieci. I mi czasami mówi, że my sobie zaraz dziecko zmajstrujemy... Kuźwa! Dlatego wolę nikomu nie mówić, bo mam dość txtów w stylu "trzeba wyluzować a się uda". Szlag mnie trafiał odrazu.
Brat cioteczny też walnął txt przy mnie i siostrze (jest samotna), że oni chcieli mieć dziecko to mają, a jak ktoś nie chce to nie ma. Aż miałam ochotę wstać i krzyknąć, że to nie takie proste - chcę i mam! że wiele osób ma z tym problemy, w tym także my! Ale ugryzłam się w język i odliczałam sekundy do wyjścia... Od tamtego czasu nienawidzę spotkań z ich udziałem. Staram się bie patrzeć na to dziecko, bo sam widok mnie rani, ale moja mama tego nie rozumie (bo i nie wie) i mnie gani za to, że odwracam wzrok i siedzę naburmuszona. Po tym jak mnie zruga coś odburknę i wypłaczę się w domu. Nie wiem jak Wy sobie radzić z problemem, ale mi już na psychikę pada, stałam się zombie, unikam spotkań z dzieciatymi znajomymi, ogólnie przygasłam
u nas cała moja rodzina wie, wspierają nas we wszystkim. Rodzina męża wie ale nie akceptuje, dla nich lepiej żebyśmy dzieci nie mieli. Znajomi wiedzą, że mamy problemy - nie jest to temat ciągle wałkowany, ale wiedzą i raz nawet znajoma się popłakała, że mamy takie problemy. Wszyscy dokoła mają dzieci, ale nie unikam kontaktów - rozczulam się tylko jak widzę męża z innymi dziećmi i myślę sobie jaki będzie tatą. Na szczęście nikt w mojej obecności takich tekstów nie puszcza. Chyba bym zabiła, chociaż u mnie moja mama pewnie by zareagowała zanim ja bym zdążyła
Ja przez prawie 2 lata nie potrafiłam normalnie funkcjonować z problemem, tak jak mówisz zombie, teraz już jest lepiej, ale tylko trochę.
-
MalaMiss wrote:Ludzie chyba myślą, że latamy do kliniki by lekarze za nas "sex odbębnili", bo nam się nie chce lub się brzydzimy! No masakra jakaś!
A niezrozumienie problemu jest wręcz plagą. Mój kierownik powtarza (nota bene przy mnie), że tylko nieudacznicy nie mają dzieci. I mi czasami mówi, że my sobie zaraz dziecko zmajstrujemy... Kuźwa! Dlatego wolę nikomu nie mówić, bo mam dość txtów w stylu "trzeba wyluzować a się uda". Szlag mnie trafiał odrazu.
Brat cioteczny też walnął txt przy mnie i siostrze (jest samotna), że oni chcieli mieć dziecko to mają, a jak ktoś nie chce to nie ma. Aż miałam ochotę wstać i krzyknąć, że to nie takie proste - chcę i mam! że wiele osób ma z tym problemy, w tym także my! Ale ugryzłam się w język i odliczałam sekundy do wyjścia... Od tamtego czasu nienawidzę spotkań z ich udziałem. Staram się bie patrzeć na to dziecko, bo sam widok mnie rani, ale moja mama tego nie rozumie (bo i nie wie) i mnie gani za to, że odwracam wzrok i siedzę naburmuszona. Po tym jak mnie zruga coś odburknę i wypłaczę się w domu. Nie wiem jak Wy sobie radzić z problemem, ale mi już na psychikę pada, stałam się zombie, unikam spotkań z dzieciatymi znajomymi, ogólnie przygasłam
Ja troszkę w innym kierunku patrzę...
Właśnie mówię o tym...może nie wprost, nie otwarcie, ale daję do zrozumienia, że to nie takie proste...
Na pytania "nie staracie się o drugie?" albo "moglibyście pomyśleć o drugim", odpowiadam: "chcieć...a móc..." - temat ucinam Niech sobie odpowiadają sami...
A mam grupę znajomych, przyjaciół którzy wiedzą o naszej walce i nie wstydze się tego...
Ludzie powinni mieć świadomość, że ten problem istnieje, powinni się uczyć współcierpienia i rozumienia tych osób...dlatego o tym mówię i przyznaję się do tego.
Bo faktycznie póki nie wiedzą, może i myślą, że to poprostu z wygody...
a ja nie chcę żeby tak o nas myślano.
Więc może MalaMiss spróbuj zaufać rodzinie ( o ile mają w sobie tyle empatii, by to zrozumieć ) i bliskim znajomym i otwórz się na nich, zmieni to i Twoje myślenie i ich, być może pojawią się głosy wsparcia i zrozumienia...:*
Ja wiem, że każda z nas ma na to inne spojrzenie, niczego nie narzucam, a tylko proponuję...
Tulam z całych sił MalaMiss :*
Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 maja 2018, 12:05
-
morganaa wrote:My to wiemy, ich rodzice to widzą, ale niestety w społeczeństwie często ideologia bierze górę i stąd takie a nie inne poglądy o dzieciach z in vitro - chore, z bruzdami, niszczy się zarodki, handluje nimi itd.
W pełni rozumiem względy religijne, że ktoś nie podchodzi do in vitro, ale niestety w sporej większości ludzie wygadują takie głupoty a nawet nie wiedzą czym ta procedura jest.
Nigdy nie zapomnę jak teściowa powiedziała, że ona nie jest za in vitro bo dzieci chore się rodzą. Mąż się jej zapytał czy zna jakieś dziecko z in vitro w ogóle.
powiedziała, że nie zna, ale tak mówią (słucha Radia M...). Raz mi nawet przed wyborami podsunęła gazetę, żebym wiedziała jak partie głosowały w sprawie aborcji i invitro...
Także niestety spora część społeczeństwa tak właśnie myśli...
dla nas to bez różnicy, nasze dziecko jest wyczekane, chciane i kochane nawet jak go jeszcze nie ma przed transferem pokazali mi na ekranie nasz zarodek - dziwne uczucie, ale aż się ciepło na sercu zrobiło
Podpisuję się pod Twoim postem obydwiema rękami!
Nie rozumiem ludzi, którzy tylko i wyłącznie powtarzają nieznane kwestie....
Dla mnie to właśnie jest grzechem! a nie in vitro!
Jak można powtarzać coś, o czym nie ma się zielonego pojęcia!
I to samo jest z antyszepionkowcami i innymi....którzy nie znają się na tym, nie mają dowodów naukowych, faktów a powtarzają coś, co gdzieś usłyszą...
Jak tak można?
Odnośnie "naszych zarodków" - to one są najbardziej wyczekiwanymi dziećmi na świecie, z pewnością! Zgadam się z Twoim "dziwnym uczuciem"...
Mi już na samą wiadomość, że chociaż "były" zarodki - troszkę cieplej na sercu...to, że "były" -nasze "maluchy"...
To tak jak dotknąć czegoś...nienamacalnego, czegoś poza naszym zasięgiem...
Dlatego warto poddać się dla in vitro, chociaż i dla takich chwil...Paulcia28, tolerancyjna, Niezapominajka5 lubią tę wiadomość
-
Kurczę ale poruszyłyście tematy... ciężkie za ciężkie jak na majowy piękny weekend. Nie no oczywiście żartuje. Ja też nie mówiłam rodzica rodzinie i zdarzają się przykre komentarze ale ja właśnie nie chce tego ich współczucia. Nie wutrztmalabym pocieszenia w stylu kiedyś się uda, doczekacie się i Wy...
Ja staram się walczyć z naszą bezdziwtnoacia. Walcze ja i walczy mąż ale nie unikamy już kontaktu z dziećmi z naszych rodzin. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy albo chcemy być najwspanialszymi jakimi tylko umiemy rodzicami chrzestnymi (A mamy sporo dzieciaczkow). Rozpieszczamy i wychowujemy.
Ale dojrzelismy do tego po pół roku od diagnozy i jesteśmy w trakcie walki z ogromnymi pokladami nadziei. -
Jvm wrote:Hej dziewczyny, jestem po pierwszym transferze, nieudanym. Kiedy podchodzilyscie do kolejnego transferu po nieudanym i czy robilyscie jakieś dodatkowe badania, bralydcie przed transferem inne leki? My mamy przebadane chyba wszystko oprócz immunologi
Jeśli masz mrozaczki to możesz mieć crio w kolejnym cyklu i zacząć przygotowania od @ (jeśli na cyklu sztucznym) lub po @ (jeśli na naturalnym). Gdybyś musiała zacząć procedurę od nowa to przeważnie zalecają 2 mies.przerwyInsulinooporność. Problem męski (kryptozoospermia)
01.2013 początek starań. 01.2017 usunięcie ŻPN. 08.2017 klinika. 12.01.18 punkcja (19 oocytów, 15 dojrzałych). 16.03.18 crio (1) 24.04.18 transfer (2) -
MagNolia55 wrote:Ja troszkę w innym kierunku patrzę...
Właśnie mówię o tym...może nie wprost, nie otwarcie, ale daję do zrozumienia, że to nie takie proste...
Na pytania "nie staracie się o drugie?" albo "moglibyście pomyśleć o drugim", odpowiadam: "chcieć...a móc..." - temat ucinam Niech sobie odpowiadają sami...
A mam grupę znajomych, przyjaciół którzy wiedzą o naszej walce i nie wstydze się tego...
Ludzie powinni mieć świadomość, że ten problem istnieje, powinni się uczyć współcierpienia i rozumienia tych osób...dlatego o tym mówię i przyznaję się do tego.
Bo faktycznie póki nie wiedzą, może i myślą, że to poprostu z wygody...
a ja nie chcę żeby tak o nas myślano.
Więc może MalaMiss spróbuj zaufać rodzinie ( o ile mają w sobie tyle empatii, by to zrozumieć ) i bliskim znajomym i otwórz się na nich, zmieni to i Twoje myślenie i ich, być może pojawią się głosy wsparcia i zrozumienia...:*
Ja wiem, że każda z nas ma na to inne spojrzenie, niczego nie narzucam, a tylko proponuję...
Tulam z całych sił MalaMiss :*
Szczerze to trochę się boję ujawnić. Kilka osób wie o naszym problemie i tylko jedna z nich mnie wspiera ciepłym słowem. Kierownik wie, że mamy problem, a i tak się zachowuje jak napisałam. Kilka osób doradzało wyluzowanie, albo wręcz dawało szpilę, że jak to można mieć z tym problem itp. Kiedyś jak na pytanie w stylu a wy kiedy odpowiedziałam "to nie takie proste" to patrzyli na mnie jak na ufo i pomiędzy sobą i od razu komentarze, że "łatwiej zrobić trudniej wychować" - to by było tyle zrozumienia... Mamie boję się trochę powiedzieć, by nie zaczęła wiercić tematu "kto jest winien" i jeszcze by zaczęła może mówić o rozwodzie... Ale przyznam, że już kilka razy miałam ochotę przy stole, wśrod docinek zdradzić nasz "sekret", ale jednak w miarę utrzymywałam język za zębami, co najwyżej padały sugestie z mojej strony. Nie wiem czy kolejnym razem wytrzymam to napięcieNiezapominajka5 lubi tę wiadomość
Insulinooporność. Problem męski (kryptozoospermia)
01.2013 początek starań. 01.2017 usunięcie ŻPN. 08.2017 klinika. 12.01.18 punkcja (19 oocytów, 15 dojrzałych). 16.03.18 crio (1) 24.04.18 transfer (2) -
MagNolia55 wrote:Jesli nurtuje Cie to pytanie, to sprobuj zadzwonic do swojego lekarza i zapytac jesli jest taka mozliwosc. A dal Wam jakas odpowiedz dlaczego tak slabo sie zapladnialy?
Kiedy masz punkcje i podglad?
W sobotę mam pierwszy podgląd, więc zobaczymy czy coś tam urosło. Dawki mam końskie, więc boję się troszkę hiperki, bo ostatnio przy mniejszych dawkach bardzo bolał mnie brzuch 3-4 dni po punkcji.
Punkcja pewnie pod koniec przyszłego tygodnia.
Na pewno będę podpytywać, czy moglibyśmy zapłodnić więcej, jeśli będą komórki nadliczbowe, ale niestety w sobotę nie będzie mojego lekarza.Tyle przeszliśmy, że wciąż nie wierzę, że Was mam..
Nigdy się nie poddawaj, bo warto walczyć.
Naturalsik ❤️
Po latach walki 💝 -
MagNolia55 wrote:
Odnośnie "naszych zarodków" - to one są najbardziej wyczekiwanymi dziećmi na świecie, z pewnością! Zgadam się z Twoim "dziwnym uczuciem"...
Mi już na samą wiadomość, że chociaż "były" zarodki - troszkę cieplej na sercu...to, że "były" -nasze "maluchy"...
To tak jak dotknąć czegoś...nienamacalnego, czegoś poza naszym zasięgiem...
Dlatego warto poddać się dla in vitro, chociaż i dla takich chwil...
Pięknie to napisałaś, Magnolia.
O moim problemie wiedzą wszyscy. Nie znaczy to, że wszyscy rozumieją, bo kto nie przeżył, ten do końca nie zrozumie, więc czuję się samotna w tłumie. Na szczęście większość moich znajomych nie ma dzieci, więc przynajmniej to jest ulga, no ale kompletnie nie zrozumie ten, kto dzieci nawet nie chce mieć, jest sam itp. Ale pewnie łatwiej jest obcować z nimi niż z rodzinami z małymi dziećmi.
Moja mama nie wyobraża sobie życia bez dzieci i w ten sposób wywiera na mnie jakiś rodzaj presji, ciągła presja myślenia pozytywnie, wbrew statystykom i chyba ją przeraża że małżeństwo może zostać bezdzietne, podczas gdy ja próbuję się z tą wizją mierzyć dla własnego zdrowia psychicznego. Urodziła mnie, swoje pierwsze dziecko, będąc młodsza od aktualnej mnie o 12 lat, więc była mamą od bardzo młodych lat, chyba sobie życia bez dzieci nawet nie chce wyobrazić. Teściowa, wręcz przeciwnie, in vitro ją w jakiś sposób przeraża i uważa, że nie ma nic złego w byciu bezdzietnym i nie należy próbować na siłę (=in vitro), jeśli natura chce inaczej, trzyma kciuki, ale raczej unika tematu, jakby go nie było. Tak, że niby wiedzą, niby wspierają, ale nic nie jest proste..
Taki nasz, Niepłodnych, trudny los..
tolerancyjna, Paulcia28 lubią tę wiadomość
Ur.1985: endometrioza jajnikowa i otrzewnowa III st, adenomioza, zatykające się jajowody, AMH 1,4 (2016)->1,19 (2017)->0,85 (2019), FSH - 11 (2019), komórki słabej jakości - repetitive immature oocyte syndrome (IOS) w IVF. Mąż OK.
wiosna 2018 - długi protokół ->
7 komórek:
3 niedojrzałe (2 GV, 1 MI),
2 zdegenerowane (Liza),
2 dojrzałe (MII)
(IMSI)->1 zarodek (transfer moruli M.1 w 3 dobie)
jesień 2018 - krótki protokół ->
6 komórek:
4 niedojrzałe (MI),
1 zdegenerowana (Liza),
1 dojrzała (MII)
-> nie zapłodniła się -> 0 zarodków
IVF KD?