InviMed Wroclaw
-
WIADOMOŚĆ
-
35latka wrote:Dziękuję Ci za pozytywne słowa, zawsze można tu liczyć na dobre słowo. Tak sobie powtarzam, że efekt jest najważniejszy, a wystarczy do sukcesu mieć jeden zarodeczek. Postarałam się wczoraj wyciszyć. Pani Dr wczoraj też mnie pocieszyła, więc tyle pozytywnych słów mnie uspokoiło. Dziś już jest zdecydowanie lepiej. 🌺💞🌺💞🌺🌈. Byłam na randce z mężem i wypiłam za Wasze powodzenie dziewczyny. 💞
Miałam to samo z 12 ocytów 3 zarodki czułam rozczarowanie, nawet czułam się oszukana bo dziwnym zbiegiem okoliczności 3zarodki dokładnie tyle ile mieliśmy gwarantowane w umowie. Jeden się nie przyjął, zostały dwa mam nadzieję że te będę te które się przyjmą tak samo jak u Ciebie. Czytając fora to dużo dziewczyn nie ma tyle szczęście co my nie mają wcale.
Co prawda moje jeszcze sobie trochę poczekają na mnie bo ciągle coś wychodzi jak całe życie wszystkie choroby czepiają się mnie.
2004 urodziła się moja córka
2011 torbiel na jajniku, usunięty jajnik z przydatkami, endometrioza
04.2016 rozpoczęcie starań o dziecko
12.2016 ciąża biochemiczna
2017 naturalne starania
2018 badanie amh 0.01
2018 pierwsza wizyta w invimed zapisanie w kolejkę kd
2019 amh 0,02
11.2019 pierwszy transfer niestety nieudany
Zostały 2 śnieżynki
Wysoka homocysteina
01.06.2020 transfer -
35latka ja po leczeniu miałam 12 oocytów, zapłodniło się bodajże 4, a w dniu transferu dowiedzieliśmy się, że mamy tylko jednego rokującego zarodka plus jedną mozaikę, która nie przetrwała. Nasz jedyny zarodeczek zaraz będzie miał 6 miesięcy
Nasty, Faith_86, Mania12, Umka lubią tę wiadomość
Azoospermia, u mnie wszystko (niby) ok.
8 x AID bez skutku
20.11.2018 start in vitro
06.12.2018 szczęśliwy transfer, brak mrozaków -
nick nieaktualnyFaith_86 wrote:Ja brałam clo przed 1 IUI, ale w drugiej fazie z duphastonem i jak nic nie wyszło po odstawieniu duphastonu @ przyszła następnego dnia. A Tu coś lykalas w fazie lutealnej?
Nie dostałam duphastonu ani luteiny. Nie mam problemu z progesteronem. Poczekam do poniedziałku i powtórzę test, ale bardziej wierzę że zrobiła mi się jakaś torbiel z niepęknietego pęcherzyka i przez to spóźnia się okres.
No albo rzeczywiście owulacja mi się przesunęła o 2-3 dni i @ przyjdzie w poniedziałek.
-
Anonimek wrote:35latka ja po leczeniu miałam 12 oocytów, zapłodniło się bodajże 4, a w dniu transferu dowiedzieliśmy się, że mamy tylko jednego rokującego zarodka plus jedną mozaikę, która nie przetrwała. Nasz jedyny zarodeczek zaraz będzie miał 6 miesięcy
2004 urodziła się moja córka
2011 torbiel na jajniku, usunięty jajnik z przydatkami, endometrioza
04.2016 rozpoczęcie starań o dziecko
12.2016 ciąża biochemiczna
2017 naturalne starania
2018 badanie amh 0.01
2018 pierwsza wizyta w invimed zapisanie w kolejkę kd
2019 amh 0,02
11.2019 pierwszy transfer niestety nieudany
Zostały 2 śnieżynki
Wysoka homocysteina
01.06.2020 transfer -
nick nieaktualnyNasty wrote:Kurcze wszystko u mnie szaleje
Przed punkcja robiłam TSh miałam coś niecałe 2.1, endokrynolog zwiększyła mi dawkę z 88 do 100.
Powtórzyłam dzisiaj TSH i mam 3,56...
Mi się wydaje że trzeba dać chwilę org wrócić na odpowiednie tory. Jednak hormony mogą nam troszkę namieszać... Ciekawe jak u mnie... Dowiem się w poniedziałek. Ale czuję nadchodzący okres.Nasty lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyAnonimek wrote:35latka ja po leczeniu miałam 12 oocytów, zapłodniło się bodajże 4, a w dniu transferu dowiedzieliśmy się, że mamy tylko jednego rokującego zarodka plus jedną mozaikę, która nie przetrwała. Nasz jedyny zarodeczek zaraz będzie miał 6 miesięcy
Ta historia daje nadzieję 💞✊🙏Anonimek lubi tę wiadomość
-
Anonimek wrote:35latka ja po leczeniu miałam 12 oocytów, zapłodniło się bodajże 4, a w dniu transferu dowiedzieliśmy się, że mamy tylko jednego rokującego zarodka plus jedną mozaikę, która nie przetrwała. Nasz jedyny zarodeczek zaraz będzie miał 6 miesięcy
Jak miło się czyta takie historie, serce rośnie ❤️❤️❤️
32l
Amh 1,18
Niedoczynnosc tarczycy, opanowana
Ureoplasma parvum- wyleczona w pierwszym podejściu
Kariotyp OK
Czynnik męski: żylaki powrózka nasiennego, usunięte, brak poprawy
Plemniki prawidłowe 0%
17/01.2020 rozpoczęcie stymulacja, protokół krótki z antagonista
29/01.2020 Punkcją - pobranych 6 dojrzałych komórek. Transfer odroczony, progesteron 1,82
Mamy 4 ❄️❄️❄️❄️!!!
Kolejny transfer odroczony- torbiele krwotoczne po stymulacji
23/03 FET 3dniowca
7dpt jest cień HCG 20
29dpt jest -
nick nieaktualny
-
Dziewczyny. Magnez norma 1.1 A ja mam 1.24
Mam brać dalej magnez czy nie?
2004 urodziła się moja córka
2011 torbiel na jajniku, usunięty jajnik z przydatkami, endometrioza
04.2016 rozpoczęcie starań o dziecko
12.2016 ciąża biochemiczna
2017 naturalne starania
2018 badanie amh 0.01
2018 pierwsza wizyta w invimed zapisanie w kolejkę kd
2019 amh 0,02
11.2019 pierwszy transfer niestety nieudany
Zostały 2 śnieżynki
Wysoka homocysteina
01.06.2020 transfer -
Aguś19 wrote:Dziewczyny. Magnez norma 1.1 A ja mam 1.24
Mam brać dalej magnez czy nie?
Ja bym chyba brała. Nie sprawdzałam u siebie poziomu, ale na ostatniej wizycie dr G zalecił mi 6 tabletek magne b6 dziennie. Takze napewno niedobór nie jest wskazany.Umka lubi tę wiadomość
-
Gdy czytam Wasze historie, troski i niepokoje postanowiłam opisać swoją sytuację.
STARANIA PRZED: trwały ponad trzy lata. Kolejni ginekolodzy zapewniający, że wszystko jest dobrze, że trzeba wyjechać na wakacje, dać głowie odpocząć i na pewno się uda. Po czym wracałam z weekendów, urlopów z kolejną miesiączką. Namówiłam jednego by dał mi skierowanie na badanie drożności jajowodów (wszystko drożne) – a samo badanie przeżyłam okropnie, zemdlałam z bólu i zapewniłam personelowi szpitala same atrakcje ze mną. Mąż wykonywał kolejne badania nasienia i pomimo dobrych wyników suplementował się FertilMenem. Ostatecznie trafiliśmy do Opola do poradni Leczenie Niepłodności, gdzie lekarz sprawniejszym okiem wypatrzył początek endometriozy w jednym jajniku. Liczne badania nadal wskazywały normę (hormony, rezerwa itp. OK) a ja zaczęłam być stymulowana przez pół roku w początkowych dniach cyklu (2-7 dc) Lamettą oraz gdy komórka się ukazała to zastrzykiem Ovitrelle. Przebieg stymulacja nie układał się pomyślnie dla lekarza i powiedział mi, że szkoda czasu (raz komórka była, raz nie, raz za mała). Zaproponował by udać się do specjalistów z InVitro, bo to co dla niego w wypatrzonej endometriozie na jajniku nadawało by się już do usunięcia laparoskopowego dla innych specjalistów może dawać jeszcze czas na próby zachodzenia w ciąże.
InVimed: Po ostatnim USG lekarza z Opola zadzwoniłam do InVimedu Wrocław (z opinii nawet nie było dyskusji, wiadomo było że będzie to InViMed wrocław a nie Invicta). Kwestią był tylko lekarz prowadzący. Dzwoniąc we wrześniu infolinia poinformowała mnie, że do Dr. G. termin na grudzień / no nie…./poprosiłam w takim razie o pierwszy wolny termin do kogokolwiek – chociaż na pierwszą konsultacje. Trafiliśmy do kobiety – Dr. A. Z. Już po pierwszej konsultacji wiedziałam, że zostanie MOIM lekarzem. Standardowo zlecony zestaw badań, dobieranie krwi na kariotyp, moja grupa ORH – oraz konieczność robienia badań określających miano przeciwciał co do konfliktu serologicznego. Na USG wiadomo było, że endometrioza zaczyna być obecna i na drugim jajniku. A biorąc pod uwagę mój wiek (34 lata) nie było na co czekać. Przez miesiąc (w trakcie gdy czekaliśmy na wyniki kariotypu – inne badania zarówno u mnie, jak i u męża wyszły w normie) mieliśmy podejść do jednej jedynej inseminacji. Ale w związku z tym, że ponownie jajnik w połowie cyklu na podglądzie nie zareagował na Lamette odpuściliśmy inseminacje. Od następnego cyklu byłam już na krótkim protokole stymulacji.
STYMULACJA/PUNKCJA: Standardowo ja mdlejąca na każdy widok igły sama podawałam sobie Gonal i Cetrodite. Okazuje się, że wszystko jest do przejścia. Między czasie by nie złapać infekcji byłam już na tygodniowym zwolnieniu lekarskim. A pod koniec listopada trafiłam do InviMedu na Punkcje. Mój pierwszy zabieg, pierwszy raz w narkozie i w szpitalnej zielonej spódniczce/ najgorszym przeżyciem okazało się zakładanie wenflonu/wszystkim patrzyłam na ręce/. Na samej Sali przywitałam się jeszcze z p. Doktor i odpłynęłam w narkozie…. Wiem, że przechodząc na inne łózko musieli mnie wybudzić i w tym czasie opowiadałam straszne głupoty. Na Sali „poczekalni” bardzo szybko doszłam do siebie i rozmawiałam z innymi pacjentkami co do leków zastosowanych do stymulacji. Wówczas olśniło mnie, że każdy lekarz inaczej prowadzi swoje pacjentki, inne dawki leków. Po wyjściu z zabiegówki jeszcze wizyta z oczekującym na mnie mężem w gabinecie p. Doktor i informacja, że udało się pobrać 21 komórek. Wiadomo było, że zbyt wysoki progesteron odroczył transfer żywych zarodków na za miesiąc. Przeszłam taką hiperstymulację jajników, że jeszcze 1,5 miesiąca po punkcji tworzyły się w nich kolejne jajeczka. Po rozmowie z doktor, licznych przeczytanych artykułach zdecydowaliśmy się (ze względy na wiek i endometrioze) zapłodnić wszystkie komórki i hodować je do 5 doby by w stadium blastocysty czekały aż hiperstymulacja się uspokoi (trwało to jeden cykl). Kolejne zwolnienie lekarskie i tydzień oczekiwania na czas, gdy mogę napisać do lekarza ilu zarodkom po tych 7 dniach udało się dotrwać. Liczyliśmy z mężem, że no 6 czy 7 to pewniak. Na tyle finansowo też nas było stać by wracać po nie, do skutku aż się uda. Aż tu w pewien poniedziałek dostaje sms, że mamy 3 blastki. Jakbym dostała w twarz. Jak to 3 ? z 21 (jakiś żart). Włączyło mi się czarnowidztwo, że w takim razie teraz się nie uda a ja z refundacją leków mogę podejść do kolejnych punkcji jeszcze tylko 3 razy. Lekarka w zwrotnym sms uspokajała, że to najlepszej klasy bastocysty i to standardowy wyniki procentowy. Wszystko idzie pomyślnie. Akurat…. / Potem jeszcze obserwowałam w gabinecie table z rozwojem zarodków. Do 3 doby odpowiednio dzieliło się 16, a do 5 doby dotrwało tylko 3, wyobrażacie sobie jakby przeżywałabym zawód gdyby w kolejnych transferach podawano mi te zarodki z 3 doby, które przestawały się dzielić.
KRIOTRANSER – z początkiem stycznia, kolejne badania grubości endo (8mm) oraz progesteronu (poniżej 1) dające zielone światło. Tuż po sylwestrze transfer z możliwością oglądania wszystkiego na monitorze. Myślałam, że będzie to bardziej podniosła chwila, a na czarnym ekranie nic nie widziała. Na Sali „poczekalni” leżałam już sama, a czas 20 minut odpoczynku strasznie się dłużył. Choć to i tak nic – dłuższe okazało się oczekiwanie by zrobić pierwszy test. Na 6 dzień po transferze odczuwałam bolesne skurcze, na które wzięłam nospe. Nie wspomnę, że już byłam od transferu wspomagana dużymi dawkami leków Medrol, Luteina, Duphaston, Acard, Estrofem + femibion 1). Przyjmowałam tam jakieś wydumane głupty jak dwa plasterki ananasa – ale myślę, że przy takich lekach to ananas z puszki nie miał na nic wpływu. Pomimo, iż lekarz kazał inaczej - w 9 dniu po transferze popołudniu zrobiłam test z moczu. Już ukazały się dwie blade kreski. Mąż pobiegł do apteki po kolejne testy, tym razem różnych firm. Już książkowo robiłam je w kolejnych dniach z rana. Kreski coraz bardziej wyraźne.
WYNIKI – w 11 dniu po transferze wynik Bety HCG – 496,0 mIU/ml, w 13 dniu powtórzone wyniosło: 1 278,0 mIU/ml. Więc kontakt z Panią Doktor, że oh i ah. Ta jednak studziła entuzjazm, że póki co gratuluje, ale wieleeee jeszcze przede mną. Nie myliła się. Bo przecież jeszcze trzeba czekać by w ok 6 tygodniu przyjachać na USG. Dla nas koniec stycznia okazał się być szczęśliwy – podczas tej wizyty widać było już 3 mm zarodek, któremu serce biło 90 razy na minute. Tym samym zakończyliśmy współpracę z InVimedem i wiadomo, że teraz opiekę należy szukać u lekarza prowadzącego ciąże. W InVimedzie pozostały jeszcze 2 dobrej klasy zarodki, o których teraz nie myślę. Żyłam sobie spokojnie, informując najbliższych w rodzinie oraz w pracy, że udało się. Pracodawca cały czas mnie wspierał, kazał wybierać urlopu, brać L4 – odpoczywać, nie narażać się na czynniki chorobotwórcze. Pełne wsparcie od wszystkich. Tydzień temu (początek lutego) przez weekend pomimo przyjmowania Luteiny zaczęłam plamić. Pojedyncze brązowe plamienia. Nie dawało mi to spokoju a wizyta u lekarza prowadzącego dopiero za tydzień. Pojechałam z mężem na Izbę Przyjęć. Po informacji, że to metoda InVitro zostawili mnie na 4 doby doglądając czy wszystko w porządku z zarodkiem. Ostatecznie wyszłam ze szpitala w bardzo dobrym stanie. Zarodek rośnie. Ma już ponad 2 cm, a serce bije 170 razy na min. Rozpiska i konieczność przyjmowania leków (tylko troszkę zmniejszane dawki) pozostanie ze mną jeszcze do kwietnia, ja w głowie odpuszczam sprawy związane z pracą. Chyba (jak lekarz się przychyli) to skorzystam z L4 bo najprawdopodobniej to moje pierwsze i ostatnie długoooo wyczekiwane dziecko i przestałam się spinać koniecznością zbawiania świata. Jak sobie pomyślę o tym, że pod koniec września spotkałam się na konsultacji z Panią Doktor a w chwili obecnej jestem w 9 tygodniu ciąży z pierwszego – podanego mi zarodka i nie mogę w to wierzyć. Trzymam za Was kciuki.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 lutego 2020, 18:01
35latka, Faith_86, Umka, Kejtusia lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnysatrapa wrote:Gdy czytam Wasze historie, troski i niepokoje postanowiłam opisać swoją sytuację.
STARANIA PRZED: trwały ponad trzy lata. Kolejni ginekolodzy zapewniający, że wszystko jest dobrze, że trzeba wyjechać na wakacje, dać głowie odpocząć i na pewno się uda. Po czym wracałam z weekendów, urlopów z kolejną miesiączką. Namówiłam jednego by dał mi skierowanie na badanie drożności jajowodów (wszystko drożne) – a samo badanie przeżyłam okropnie, zemdlałam z bólu i zapewniłam personelowi szpitala same atrakcje ze mną. Mąż wykonywał kolejne badania nasienia i pomimo dobrych wyników suplementował się FertilMenem. Ostatecznie trafiliśmy do Opola do poradni Leczenie Niepłodności, gdzie lekarz sprawniejszym okiem wypatrzył początek endometriozy w jednym jajniku. Liczne badania nadal wskazywały normę (hormony, rezerwa itp. OK) a ja zaczęłam być stymulowana przez pół roku w początkowych dniach cyklu (2-7 dc) Lamettą oraz gdy komórka się ukazała to zastrzykiem Ovitrelle. Przebieg stymulacja nie układał się pomyślnie dla lekarza i powiedział mi, że szkoda czasu (raz komórka była, raz nie, raz za mała). Zaproponował by udać się do specjalistów z InVitro, bo to co dla niego w wypatrzonej endometriozie na jajniku nadawało by się już do usunięcia laparoskopowego dla innych specjalistów może dawać jeszcze czas na próby zachodzenia w ciąże.
InVimed: Po ostatnim USG lekarza z Opola zadzwoniłam do InVimedu (z opinii nawet nie było dyskusji, że będzie to InviMeda a nie Invicta). Kwestią był tylko lekarz prowadzący. Dzwoniąc we wrześniu infolinia poinformowała mnie, że do Dr. G. termin na grudzień / no nie…./poprosiłam w takim razie o pierwszy wolny termin do kogokolwiek – chociaż na pierwszą konsultacje. Trafiliśmy do kobiety – Dr. A. Z. Już po pierwszej konsultacji wiedziałam, że zostanie MOIM lekarzem. Standardowo zlecony zestaw badań, dobieranie krwi na kariotyp, moja grupa ORH – oraz konieczność robienia badań określających miano przeciwciał co do konfliktu serologicznego. Na USG wiadomo było, że endometrioza zaczyna być obecna i na drugim jajniku. A biorąc pod uwagę mój wiek (34 lata) nie było na co czekać. Przez miesiąc (w trakcie gdy czekaliśmy na wyniki kariotypu – inne badania zarówno u mnie, jak i u męża wyszły w normie) mieliśmy podejść do jednej jedynej inseminacji. Ale w związku z tym, że ponownie jajnik w połowie cyklu na podglądzie nie zareagował na Lamette odpuściliśmy inseminacje. Od następnego cyklu byłam już na krótkim protokole stymulacji.
STYMULACJA/PUNKCJA: Standardowo ja mdlejąca na każdy widok igły sama podawałam sobie Gonal i Cetrodite. Okazuje się, że wszystko jest do przejścia. Między czasie by nie złapać infekcji byłam już na tygodniowym zwolnieniu lekarskim. A pod koniec listopada trafiłam do InviMedu na Punkcje. Mój pierwszy zabieg, pierwszy raz w narkozie i w szpitalnej zielonej spódniczce/ najgorszym przeżyciem okazało się zakładanie wenflonu/wszystkim patrzyłam na ręce/. Na samej Sali przywitałam się jeszcze z p. Doktor i odpłynęłam w narkozie…. Wiem, że przechodząc na inne łózko musieli mnie wybudzić i w tym czasie opowiadałam straszne głupoty. Na Sali „poczekalni” bardzo szybko doszłam do siebie i rozmawiałam z innymi pacjentkami co do leków zastosowanych do stymulacji. Wówczas olśniło mnie, że każdy lekarz inaczej prowadzi swoje pacjentki, inne dawki leków. Po wyjściu z zabiegówki jeszcze wizyta z oczekującym na mnie mężem w gabinecie p. Doktor i informacja, że udało się pobrać 21 komórek. Wiadomo było, że zbyt wysoki progesteron odroczył transfer żywych zarodków na za miesiąc. Przeszłam taką hiperstymulację jajników, że jeszcze 1,5 miesiąca po punkcji tworzyły się w nich kolejne jajeczka. Po rozmowie z doktor, licznych przeczytanych artykułach zdecydowaliśmy się (ze względy na wiek i endometrioze) zapłodnić wszystkie komórki i hodować je do 5 doby by w stadium blastocysty czekały aż hiperstymulacja się uspokoi (trwało to jeden cykl). Kolejne zwolnienie lekarskie i tydzień oczekiwania na czas, gdy mogę napisać do lekarza ilu zarodkom po tych 7 dniach udało się dotrwać. Liczyliśmy z mężem, że no 6 czy 7 to pewniak. Na tyle finansowo też nas było stać by wracać po nie, do skutku aż się uda. Aż tu w pewien poniedziałek dostaje sms, że mamy 3 blastki. Jakbym dostała w twarz. Jak to 3 ? z 21 (jakiś żart). Włączyło mi się czarnowidztwo, że w takim razie teraz się nie uda a ja z refundacją leków mogę podejść do kolejnych punkcji jeszcze tylko 3 razy. Lekarka w zwrotnym sms uspokajała, że to najlepszej klasy bastocysty i to standardowy wyniki procentowy. Wszystko idzie pomyślnie. Akurat…. / Potem jeszcze obserwowałam w gabinecie table z rozwojem zarodków. Do 3 doby odpowiednio dzieliło się 16, a do 5 doby dotrwało tylko 3, wyobrażacie sobie jakby przeżywałabym zawód gdyby w kolejnych transferach podawano mi te zarodki z 3 doby, które przestawały się dzielić.
KRIOTRANSER – z początkiem stycznia, kolejne badania grubości endo (8mm) oraz progesteronu (poniżej 1) dające zielone światło. Tuż po sylwestrze transfer z możliwością oglądania wszystkiego na monitorze. Myślałam, że będzie to bardziej podniosła chwila, a na czarnym ekranie nic nie widziała. Na Sali „poczekalni” leżałam już sama, a czas 20 minut odpoczynku strasznie się dłużył. Choć to i tak nic – dłuższe okazało się oczekiwanie by zrobić pierwszy test. Na 6 dzień po transferze odczuwałam bolesne skurcze, na które wzięłam nospe. Nie wspomnę, że już byłam od transferu wspomagana dużymi dawkami leków Medrol, Luteina, Duphaston, Acard, Estrofem + femibion 1). Przyjmowałam tam jakieś wydumane głupty jak dwa plasterki ananasa – ale myślę, że przy takich lekach to ananas z puszki nie miał na nic wpływu. Pomimo, iż lekarz kazał inaczej - w 9 dniu po transferze popołudniu zrobiłam test z moczu. Już ukazały się dwie blade kreski. Mąż pobiegł do apteki po kolejne testy, tym razem różnych firm. Już książkowo robiłam je w kolejnych dniach z rana. Kreski coraz bardziej wyraźne.
WYNIKI – w 11 dniu po transferze wynik Bety HCG – 496,0 mIU/ml, w 13 dniu powtórzone wyniosło: 1 278,0 mIU/ml. Więc kontakt z Panią Doktor, że oh i ah. Ta jednak studziła entuzjazm, że póki co gratuluje, ale wieleeee jeszcze przede mną. Nie myliła się. Bo przecież jeszcze trzeba czekać by w ok 6 tygodniu przyjachać na USG. Dla nas koniec stycznia okazał się być szczęśliwy – podczas tej wizyty widać było już 3 mm zarodek, któremu serce biło 90 razy na minute. Tym samym zakończyliśmy współpracę z InVimedem i wiadomo, że teraz opiekę należy szukać u lekarza prowadzącego ciąże. W InVimedzie pozostały jeszcze 2 dobrej klasy zarodki, o których teraz nie myślę. Żyłam sobie spokojnie, informując najbliższych w rodzinie oraz w pracy, że udało się. Pracodawca cały czas mnie wspierał, kazał wybierać urlopu, brać L4 – odpoczywać, nie narażać się na czynniki chorobotwórcze. Pełne wsparcie od wszystkich. Tydzień temu (początek lutego) przez weekend pomimo przyjmowania Luteiny zaczęłam plamić. Pojedyncze brązowe plamienia. Nie dawało mi to spokoju a wizyta u lekarza prowadzącego dopiero za tydzień. Pojechałam z mężem na Izbę Przyjęć. Po informacji, że to metoda InVitro zostawili mnie na 4 doby doglądając czy wszystko w porządku z zarodkiem. Ostatecznie wyszłam ze szpitala w bardzo dobrym stanie. Zarodek rośnie. Ma już ponad 2 cm, a serce bije 170 razy na min. Rozpiska i konieczność przyjmowania leków (tylko troszkę zmniejszane dawki) pozostanie ze mną jeszcze do kwietnia, ja w głowie odpuszczam sprawy związane z pracą. Chyba (jak lekarz się przychyli) to skorzystam z L4 bo najprawdopodobniej to moje pierwsze i ostatnie długoooo wyczekiwane dziecko i przestałam się spinać koniecznością zbawiania świata. Jak sobie pomyślę o tym, że pod koniec września spotkałam się na konsultacji z Panią Doktor a w chwili obecnej jestem w 9 tygodniu ciąży z pierwszego – podanego mi zarodka i nie mogę w to wierzyć. Trzymam za Was kciuki.
Gratuluję muszka i baaaardzo się cieszw✊
Leczysz się w invimed wrocław?Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 lutego 2020, 17:35
-
nick nieaktualnyDziewczyny jak się czujecie? ja jutro do lekarza rano, zobaczymy co Pani Doktor powie. Dziś ostatni dzień biorę progesteron, ale czuję, że zbliża mi się okres i już czuję, że będzie mega bolesny. Jutro też mam akupunkturę, zabieram męża, mąż podekcytowany, niech idzie i niech mi pomoże na te biedna morflologie 🙏✊🍀
-
satrapa wrote:Gdy czytam Wasze historie, troski i niepokoje postanowiłam opisać swoją sytuację.
STARANIA PRZED: trwały ponad trzy lata. Kolejni ginekolodzy zapewniający, że wszystko jest dobrze, że trzeba wyjechać na wakacje, dać głowie odpocząć i na pewno się uda. Po czym wracałam z weekendów, urlopów z kolejną miesiączką. Namówiłam jednego by dał mi skierowanie na badanie drożności jajowodów (wszystko drożne) – a samo badanie przeżyłam okropnie, zemdlałam z bólu i zapewniłam personelowi szpitala same atrakcje ze mną. Mąż wykonywał kolejne badania nasienia i pomimo dobrych wyników suplementował się FertilMenem. Ostatecznie trafiliśmy do Opola do poradni Leczenie Niepłodności, gdzie lekarz sprawniejszym okiem wypatrzył początek endometriozy w jednym jajniku. Liczne badania nadal wskazywały normę (hormony, rezerwa itp. OK) a ja zaczęłam być stymulowana przez pół roku w początkowych dniach cyklu (2-7 dc) Lamettą oraz gdy komórka się ukazała to zastrzykiem Ovitrelle. Przebieg stymulacja nie układał się pomyślnie dla lekarza i powiedział mi, że szkoda czasu (raz komórka była, raz nie, raz za mała). Zaproponował by udać się do specjalistów z InVitro, bo to co dla niego w wypatrzonej endometriozie na jajniku nadawało by się już do usunięcia laparoskopowego dla innych specjalistów może dawać jeszcze czas na próby zachodzenia w ciąże.
InVimed: Po ostatnim USG lekarza z Opola zadzwoniłam do InVimedu (z opinii nawet nie było dyskusji, że będzie to InviMeda a nie Invicta). Kwestią był tylko lekarz prowadzący. Dzwoniąc we wrześniu infolinia poinformowała mnie, że do Dr. G. termin na grudzień / no nie…./poprosiłam w takim razie o pierwszy wolny termin do kogokolwiek – chociaż na pierwszą konsultacje. Trafiliśmy do kobiety – Dr. A. Z. Już po pierwszej konsultacji wiedziałam, że zostanie MOIM lekarzem. Standardowo zlecony zestaw badań, dobieranie krwi na kariotyp, moja grupa ORH – oraz konieczność robienia badań określających miano przeciwciał co do konfliktu serologicznego. Na USG wiadomo było, że endometrioza zaczyna być obecna i na drugim jajniku. A biorąc pod uwagę mój wiek (34 lata) nie było na co czekać. Przez miesiąc (w trakcie gdy czekaliśmy na wyniki kariotypu – inne badania zarówno u mnie, jak i u męża wyszły w normie) mieliśmy podejść do jednej jedynej inseminacji. Ale w związku z tym, że ponownie jajnik w połowie cyklu na podglądzie nie zareagował na Lamette odpuściliśmy inseminacje. Od następnego cyklu byłam już na krótkim protokole stymulacji.
STYMULACJA/PUNKCJA: Standardowo ja mdlejąca na każdy widok igły sama podawałam sobie Gonal i Cetrodite. Okazuje się, że wszystko jest do przejścia. Między czasie by nie złapać infekcji byłam już na tygodniowym zwolnieniu lekarskim. A pod koniec listopada trafiłam do InviMedu na Punkcje. Mój pierwszy zabieg, pierwszy raz w narkozie i w szpitalnej zielonej spódniczce/ najgorszym przeżyciem okazało się zakładanie wenflonu/wszystkim patrzyłam na ręce/. Na samej Sali przywitałam się jeszcze z p. Doktor i odpłynęłam w narkozie…. Wiem, że przechodząc na inne łózko musieli mnie wybudzić i w tym czasie opowiadałam straszne głupoty. Na Sali „poczekalni” bardzo szybko doszłam do siebie i rozmawiałam z innymi pacjentkami co do leków zastosowanych do stymulacji. Wówczas olśniło mnie, że każdy lekarz inaczej prowadzi swoje pacjentki, inne dawki leków. Po wyjściu z zabiegówki jeszcze wizyta z oczekującym na mnie mężem w gabinecie p. Doktor i informacja, że udało się pobrać 21 komórek. Wiadomo było, że zbyt wysoki progesteron odroczył transfer żywych zarodków na za miesiąc. Przeszłam taką hiperstymulację jajników, że jeszcze 1,5 miesiąca po punkcji tworzyły się w nich kolejne jajeczka. Po rozmowie z doktor, licznych przeczytanych artykułach zdecydowaliśmy się (ze względy na wiek i endometrioze) zapłodnić wszystkie komórki i hodować je do 5 doby by w stadium blastocysty czekały aż hiperstymulacja się uspokoi (trwało to jeden cykl). Kolejne zwolnienie lekarskie i tydzień oczekiwania na czas, gdy mogę napisać do lekarza ilu zarodkom po tych 7 dniach udało się dotrwać. Liczyliśmy z mężem, że no 6 czy 7 to pewniak. Na tyle finansowo też nas było stać by wracać po nie, do skutku aż się uda. Aż tu w pewien poniedziałek dostaje sms, że mamy 3 blastki. Jakbym dostała w twarz. Jak to 3 ? z 21 (jakiś żart). Włączyło mi się czarnowidztwo, że w takim razie teraz się nie uda a ja z refundacją leków mogę podejść do kolejnych punkcji jeszcze tylko 3 razy. Lekarka w zwrotnym sms uspokajała, że to najlepszej klasy bastocysty i to standardowy wyniki procentowy. Wszystko idzie pomyślnie. Akurat…. / Potem jeszcze obserwowałam w gabinecie table z rozwojem zarodków. Do 3 doby odpowiednio dzieliło się 16, a do 5 doby dotrwało tylko 3, wyobrażacie sobie jakby przeżywałabym zawód gdyby w kolejnych transferach podawano mi te zarodki z 3 doby, które przestawały się dzielić.
KRIOTRANSER – z początkiem stycznia, kolejne badania grubości endo (8mm) oraz progesteronu (poniżej 1) dające zielone światło. Tuż po sylwestrze transfer z możliwością oglądania wszystkiego na monitorze. Myślałam, że będzie to bardziej podniosła chwila, a na czarnym ekranie nic nie widziała. Na Sali „poczekalni” leżałam już sama, a czas 20 minut odpoczynku strasznie się dłużył. Choć to i tak nic – dłuższe okazało się oczekiwanie by zrobić pierwszy test. Na 6 dzień po transferze odczuwałam bolesne skurcze, na które wzięłam nospe. Nie wspomnę, że już byłam od transferu wspomagana dużymi dawkami leków Medrol, Luteina, Duphaston, Acard, Estrofem + femibion 1). Przyjmowałam tam jakieś wydumane głupty jak dwa plasterki ananasa – ale myślę, że przy takich lekach to ananas z puszki nie miał na nic wpływu. Pomimo, iż lekarz kazał inaczej - w 9 dniu po transferze popołudniu zrobiłam test z moczu. Już ukazały się dwie blade kreski. Mąż pobiegł do apteki po kolejne testy, tym razem różnych firm. Już książkowo robiłam je w kolejnych dniach z rana. Kreski coraz bardziej wyraźne.
WYNIKI – w 11 dniu po transferze wynik Bety HCG – 496,0 mIU/ml, w 13 dniu powtórzone wyniosło: 1 278,0 mIU/ml. Więc kontakt z Panią Doktor, że oh i ah. Ta jednak studziła entuzjazm, że póki co gratuluje, ale wieleeee jeszcze przede mną. Nie myliła się. Bo przecież jeszcze trzeba czekać by w ok 6 tygodniu przyjachać na USG. Dla nas koniec stycznia okazał się być szczęśliwy – podczas tej wizyty widać było już 3 mm zarodek, któremu serce biło 90 razy na minute. Tym samym zakończyliśmy współpracę z InVimedem i wiadomo, że teraz opiekę należy szukać u lekarza prowadzącego ciąże. W InVimedzie pozostały jeszcze 2 dobrej klasy zarodki, o których teraz nie myślę. Żyłam sobie spokojnie, informując najbliższych w rodzinie oraz w pracy, że udało się. Pracodawca cały czas mnie wspierał, kazał wybierać urlopu, brać L4 – odpoczywać, nie narażać się na czynniki chorobotwórcze. Pełne wsparcie od wszystkich. Tydzień temu (początek lutego) przez weekend pomimo przyjmowania Luteiny zaczęłam plamić. Pojedyncze brązowe plamienia. Nie dawało mi to spokoju a wizyta u lekarza prowadzącego dopiero za tydzień. Pojechałam z mężem na Izbę Przyjęć. Po informacji, że to metoda InVitro zostawili mnie na 4 doby doglądając czy wszystko w porządku z zarodkiem. Ostatecznie wyszłam ze szpitala w bardzo dobrym stanie. Zarodek rośnie. Ma już ponad 2 cm, a serce bije 170 razy na min. Rozpiska i konieczność przyjmowania leków (tylko troszkę zmniejszane dawki) pozostanie ze mną jeszcze do kwietnia, ja w głowie odpuszczam sprawy związane z pracą. Chyba (jak lekarz się przychyli) to skorzystam z L4 bo najprawdopodobniej to moje pierwsze i ostatnie długoooo wyczekiwane dziecko i przestałam się spinać koniecznością zbawiania świata. Jak sobie pomyślę o tym, że pod koniec września spotkałam się na konsultacji z Panią Doktor a w chwili obecnej jestem w 9 tygodniu ciąży z pierwszego – podanego mi zarodka i nie mogę w to wierzyć. Trzymam za Was kciuki.
Serdeczne gratulacje:)))) oby jak najwięcej takich historii ze szczęśliwym happy endem pojawiało się tutaj!! tego nam Dziewczyny serdecznie życzę: )Umka lubi tę wiadomość
-
35latka wrote:Dziewczyny jak się czujecie? ja jutro do lekarza rano, zobaczymy co Pani Doktor powie. Dziś ostatni dzień biorę progesteron, ale czuję, że zbliża mi się okres i już czuję, że będzie mega bolesny. Jutro też mam akupunkturę, zabieram męża, mąż podekcytowany, niech idzie i niech mi pomoże na te biedna morflologie 🙏✊🍀
Trzymam kciuki żeby wszystko bylo dobrze i wizyta Cię uspokoila ✊✊ ja po każdej stymulacji miałam bardziej bolesne@ a po stymulacji do IVF to podejrzewam że tym bardziej.. Może aku przyniesie ulge:) super że mąż jest w tym wszystkim z Tobą.. Ja tez mam jutro wizytę Ale w weekend coś nam się stało z autem i jesl i jutro rano go nie naprawia to z aku nici😥😥 bo jestem spod Wro i nie chce się tłuc autobusem...😥 -
Faith_86 miałaś transfer świeży czy z mrozaczków, i jakie to były zarodki?Dzieli nas tylko czas...
40 l.
09.2012 - córcia ❤️
01.2018 - początek starań o rodzeństwo
09.2018 -synuś -nasz aniołek (17tc*)
10.2019 - Invimed Wrocław, AMH 1,69, 2x IUI
02.2020 - I IVF - ❄️❄️ 3dniowe:
1 Transfer ET- 17.02.2020 💔 7/8 tc
2 Transfer FET- 24.07.2020 ❄️- córcia❤️ ️ur.08.04.2021
...niespodzianka od matki natury: 28.12.2022 - pozytywny test, 19.01.2023 - 7 tc - 1cm człowieka❤️, 09.02.2023 - 10 tc - 3 cm, 27.02.2023 - 13 tc - 7 cm, 27.04.2023 - 21 tc -456 g, 26.05.2023 - 25t - 987 g, 38 tc - 3300g, ...❤️synek ur. CC 02.09.2023, 3kg, 50 cm -
Anonimek wrote:35latka ja po leczeniu miałam 12 oocytów, zapłodniło się bodajże 4, a w dniu transferu dowiedzieliśmy się, że mamy tylko jednego rokującego zarodka plus jedną mozaikę, która nie przetrwała. Nasz jedyny zarodeczek zaraz będzie miał 6 miesięcyDzieli nas tylko czas...
40 l.
09.2012 - córcia ❤️
01.2018 - początek starań o rodzeństwo
09.2018 -synuś -nasz aniołek (17tc*)
10.2019 - Invimed Wrocław, AMH 1,69, 2x IUI
02.2020 - I IVF - ❄️❄️ 3dniowe:
1 Transfer ET- 17.02.2020 💔 7/8 tc
2 Transfer FET- 24.07.2020 ❄️- córcia❤️ ️ur.08.04.2021
...niespodzianka od matki natury: 28.12.2022 - pozytywny test, 19.01.2023 - 7 tc - 1cm człowieka❤️, 09.02.2023 - 10 tc - 3 cm, 27.02.2023 - 13 tc - 7 cm, 27.04.2023 - 21 tc -456 g, 26.05.2023 - 25t - 987 g, 38 tc - 3300g, ...❤️synek ur. CC 02.09.2023, 3kg, 50 cm -
Mania12 wrote:Cudowna historia, oby i u mnie to był złoty strzał 🍀🤞🍀🤞🍀 teraz modlę🙏🙏🙏🙏🙏🙏się tylko, żeby nie było telefonu z kliniki, bo to będzie oznaczało,że nie ma co transferować 😩😭😫
Cały czas trzymam za Ciebie kciuki!Mania12 lubi tę wiadomość
-
Faith_86 wrote:Transfer świeży, 2 zarodki 3 dniowe Ale tak naprawdę nie wiem jakiej klasy, nie pytałam o to dr wolałam nie wiedzieć. A Ty masz już jakieś wieści z kliniki?
Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 lutego 2020, 20:00
Dzieli nas tylko czas...
40 l.
09.2012 - córcia ❤️
01.2018 - początek starań o rodzeństwo
09.2018 -synuś -nasz aniołek (17tc*)
10.2019 - Invimed Wrocław, AMH 1,69, 2x IUI
02.2020 - I IVF - ❄️❄️ 3dniowe:
1 Transfer ET- 17.02.2020 💔 7/8 tc
2 Transfer FET- 24.07.2020 ❄️- córcia❤️ ️ur.08.04.2021
...niespodzianka od matki natury: 28.12.2022 - pozytywny test, 19.01.2023 - 7 tc - 1cm człowieka❤️, 09.02.2023 - 10 tc - 3 cm, 27.02.2023 - 13 tc - 7 cm, 27.04.2023 - 21 tc -456 g, 26.05.2023 - 25t - 987 g, 38 tc - 3300g, ...❤️synek ur. CC 02.09.2023, 3kg, 50 cm