Kwiecień 2020
-
WIADOMOŚĆ
-
aniaem86 gratuluję . Z tego co piszesz super sobie poradziłaś. Początki są trudne więc nie bądź dla siebie zbyt sroga. A ta żółtaczka to faktycznie teraz trudna sytuacja mnie te teleporady wkurzają . Teraz już odpoczywajcie w domku. Zazdroszczę że już po.Ja:endometrioza (laparo 11.2018),
Partner: 4% prawidłowych plemników (dane z 2019r)
Rozpoznanie: niepłodność idiopatyczna
8.07.2019 1 IUI-
29.07.2019- 2 IUI ♥️--> Ur. Małej😍
05.2022- 3 IUI ❤-->ur. Małego 🥰 -
aniaem86 wrote:Dziewczyny, wracam powoli do żywych Serdeczne gratulacje dla wszystkich nowych mamuś, trzymam kciuki, żeby było wszystko dobrze Chyba nie uda mi się nadrobić tych kilkunastu stron, które opuściłam
U mnie o 5 rano odeszły wody, jak się okazało nie za dużo, bo z pół szklanki. Zadzwoniłam do położnej, którą miałam wykupioną i kazała mi koło 12 jechać do szpitala, chyba że pojawią się regularne skurcze. Skurczy nie miałam żadnych, czułam się zupełnie normalnie, jeszcze posprzątałam mieszkanie, poszłam na długi spacer z psem. O 12 byłam w szpitalu, mąż nie mógł wejść, zostawił mnie pod drzwiami, tylko wziął ode mnie kurtkę i buty. Najpierw w rejestracji zrobili ze mną wywiad wirusowy i zmierzyli temperaturę, potem poszłam na izbę, chwilę poczekałam, wzięli mnie na ktg - skurczy brak, potwierdzili, że to wody. Potem zbadał mnie lekarz, rozwarcie na 1 cm, powiedział, że dziś się zacznie, ale jeszcze nie teraz, więc przyjmą mnie na salę przedporodową. O 14 byłam na sali przedporodowej, o 14:30 podpięli mnie znów pod ktg, na którym już pojawiły się skurcze, ale jeszcze ich nie czułam. O 15 poczułam skurcze i myślałam, że umrę Od pierwszego były tak silne, że nie mogłam wytrzymać, robiło mi się słabo, miałam mdłości. Nie byłam w stanie chodzić czy oddychać tak jak kazali na szkole rodzenia, bo byłam na granicy zemdlenia. Co mnie bardzo zdziwiło, to to, że przy każdym skurczu się ze mnie lało... Zużyłam pół paczki wkładek połogowych. Poszłam do położnej i mówię, że masakra, zbadała mnie i już było 4 cm. Nie było sali porodowej wolnej, więc musiałam jeszcze poczekać. Trafiłam na nią chyba jakoś o 16. Już nie bardzo kontaktowałam co się ze mną dzieje. Nie byłam w stanie się ruszyć, bo się bałam, że albo zwymiotuję albo zemdleję. Krzyczałam, że chcę znieczulenie. Ale najpierw trzeba niestety przyjąć 2 kroplówki... Położna zaproponowała gaz, trochę się go bałam przy tych moich mdłościach i zawrotach, ale okazał się strzałem w 10. I jakoś udało mi się dotrwać do znieczulenia, które dostałam gdzieś o 17-18 (dawka taka na 2 godziny), siedząc na piłce i sztachając się gazem Było mi potwornie gorąco, więc się musiałam rozebrać do zera. Jak znieczulenie zaczęło działać dostałam strasznych dreszczy z zimna, ale poczułam błogość, bo już nic nie bolało, nie mdliło i czułam się w miarę normalnie Położna zgasiła światło i kazała mi iść spać, powiedziała, że będzie wpadać do mnie co 15 minut i że to pewnie potrwa jeszcze ze 3-4 godziny i będziemy dodawać znieczulenie jak będzie trzeba. O 20 stwierdziła ze zdziwieniem, że już jest 10 cm i przystępujemy do dzieła. Znieczulenie przestało działać, a ja zaczęłam przeć. Leżałam na boku, jakoś tak mi było najwygodniej, nawet nie próbowałam się pionizować. Parte były spoko, oczywiście na ile ten ból może być spoko Niestety mały robił nam psikusa i się w przerwach między parciami chował. Najgorsze w tym było właściwie zmęczenie i brak sił. Ale o 20:49 pojawił się w końcu na świecie Jasiek, ważył 3480 i miał 53 cm Łożysko to nawet nie wiem, kiedy urodziłam. Krocze całe, ani nie pękło, ani nie było rozcinane. Piłam maliny, jadłam wiesiołka i smarowałam olejkiem migdałowym Założyła mi tylko dwa szwy na wargi, mówiąc, że to tylko tak dla estetyki, żeby mi się ładnie zagoiło Potem kangurowanie 2 godzinki, rozmowa z tatusiem I jakoś przed 24 trafiłam na salę. Szczerze to mąż chyba by mnie wnerwiał przy pierwszej fazie porodu, przy drugiej już mógłby być
Niestety mieliśmy bardzo duży problem z przystawieniem. Mały strasznie się prężył i był mega nerwowy. W związku z tym musiałam się zdecydować na dokarmianie mlekiem sztucznym. Ściągałam swoje palcami do kieliszka i karmiłam strzykawką, a potem butlą sztucznym. Niestety w weekend nie było doradcy laktacyjnego Wszystkie osoby na oddziale przemiłe i bardzo pomocne, mimo tego, że mieli bardzo dużo pracy, bo podobno do tego szpitala zaczęli się zjeżdżać ludzie z całego województwa i zamiast 20 porodów na dzień mieli ponad 30, a personel też okrojony. Niestety brak pomocy męża był dla mnie bardzo odczuwalny. Gdyby chociaż mógł na godzinkę wpaść, to byłoby wybawienie. Wyszliśmy standardowo. Mąż mógł wejść do holu z fotelikiem i moimi rzeczami. Niestety po wyjściu pojawiła się żółtaczka, tzn. żółta skóra, bo jaki poziom jest to nie wiem. I tu problem, bo ciężko uzyskać jakąś pomoc. Dzwoniłam do szpitala, rozmawiałam z pediatrą, rozmawiałam z położną. Oczywiście nigdzie nie ma wizyt tylko teleporady. Każdy mówi obserwować. To obserwuję, ale co mi to daje... Żółty jak był tak jest, a ja przy każdej dłuższej drzemce się stresuję. Muszę jutro na kimś wymusić zbadanie go, bo się denerwuje. Z karmieniem cały czas mamy problem. Ściągam laktatorem elektrycznym i próbuję przystawiać za pomocą nakładek silikonowych, z nimi jakoś daje radę. Z każdym dniem jest coraz lepiej, bo na początku była tragedia. Nie spaliśmy oboje, ja miałam doła, że nie karmię, że jestem zmęczona, że mały ma żółtaczkę. Powoli jakoś zaczynamy opracowywać logistycznie tą sytuację I nawet się trochę przesypiam. Ale niestety czasem sobie popłaczę...
Popłakać trochę nie zaszkodzi. Trzeba mieć w głowie, że hormony szaleją ale to przejdzie.
Mnie wypisali ze szpitala z małym Chińczykiem - był zolciotki w dniu wypisu (łącznie z białkami oczu) i badali jeszcze przed wypisem bilirubinę - było 10,6 a w szpitalu zatrzymywali na naświetlanie przy 12. Od piątku jesteśmy w domu i bardzo powoli schodzi mu ta żółtaczka. Położna była na wizycie patronazowej to mówiła żeby się nie przejmować, że nawet 2-3 tygodnie może schodzić. Ważne żeby pilnować żeby nie miał za długich przerw w karmieniu i w miarę możliwości wystawiać na słoneczko. -
Jak odczuwa się skurcz z krzyża?? Właśnie poszłam do toalety i wstaje z kibelka złapał mnie taki ogromny skurcz po lewej stronie pleców od posladka do nerki, wzdłuż kręgosłupa. Nie mogłam się ruszyć, po 1-2 minucie przeszło. To skurcz porodowy czy coś innego??
-
Aniaem, syn mojej szwagierki dostał też zoltaczki dopiero w domu. Polozna kazała to często karmić, nawet wzbudzać na karmienie co 2-3h i obserwować czy wraca mu normalny kolor. U nich to trwało 2-3 tyg też.
Wszystko będzie dobrze, ale rozumiem Twoje zdenerwowanie w tej sytuacji, gdy nawet nie ma skad pomocy otrzymać -
Dzięki dziewczyny za słowa otuchy, na to liczę. Póki mały jest w miarę aktywny i ma apetyt, to nie wpadam w panikę. Ale stres jakiś jest.
Kalade, ja miałam te skurcze krzyżowe, ale kurcze nie pamiętam tego bólu, zapamiętałam tylko, że był straszny -
My prędko tez nie wyjdziemy mała ciagle pod lampą , ma konfilikt grupy krwi nie wiem jak to sie stalo ja mam 0+, mąż A+ , a mała A-
zdarza sie ponoc no ae tak mi zle , wszystko naraz , moj szew krawi dalej , nawaly mleka mam takie ze az sie plakac chce synek w domu ciagle mnie szuka , no załamka ... -
Mmiśka wrote:My prędko tez nie wyjdziemy mała ciagle pod lampą , ma konfilikt grupy krwi nie wiem jak to sie stalo ja mam 0+, mąż A+ , a mała A-
zdarza sie ponoc no ae tak mi zle , wszystko naraz , moj szew krawi dalej , nawaly mleka mam takie ze az sie plakac chce synek w domu ciagle mnie szuka , no załamka ...
Ojej Mimiśka, współczuję bardzo. Lekarze mają jakieś przewidywania ile czasu może schodzić do bezpiecznego poziomu bilirubiny? Czy w związku z tym konfliktem coś lekarze robią?
No i doskonale rozumiem, że serce pewnie pęka z tęsknoty za synkiem.
Ściskam mocno i trzymam kciuki, żeby jak najszybciej wszystko się poukładało. -
pingwinkowa wrote:Ojej Mimiśka, współczuję bardzo. Lekarze mają jakieś przewidywania ile czasu może schodzić do bezpiecznego poziomu bilirubiny? Czy w związku z tym konfliktem coś lekarze robią?
No i doskonale rozumiem, że serce pewnie pęka z tęsknoty za synkiem.
Ściskam mocno i trzymam kciuki, żeby jak najszybciej wszystko się poukładało. -
Justa ja się chyba zostanę ostatnia . Tak się po jednej wykruszamyJa:endometrioza (laparo 11.2018),
Partner: 4% prawidłowych plemników (dane z 2019r)
Rozpoznanie: niepłodność idiopatyczna
8.07.2019 1 IUI-
29.07.2019- 2 IUI ♥️--> Ur. Małej😍
05.2022- 3 IUI ❤-->ur. Małego 🥰 -
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyAniaem86 i Mmiśka dużo zdrówka dla waszych maluszków.
Dziewczyny kwietniowe rozszalały się z porodami w marcu, a jak nadszedł kwiecień to jakiś zaczarowany, już 3 dni kwietnia, a tu żadnego kwietniowego malucha. U mnie cisza nic się nie dzieje, więc ja na pewno pierwszą kwietniówką nie zostaną. -
U mnie też zero objawów zbliżającego się porodu...termin na 18 kwiecień, chciałabym przed świętami urodzić, żeby z 🐣 być już w domu na święta 😘🙈😋 pomarzyć dobra rzeczStart 2014r ...
Maj 2016- CP
HSG- niedrożny PJ,
❕Klinika Poznań- kwiecień 2019
❕ Kwiecień (16.04.19r ) Histeroskopia macicy- ok
💣Niedoczynność tarczycy
💣PCOS,
💣insulinoopornosc,
💣V Leiden heterozygotyczny,
💣MTHFR C677T homozygotyczny,
💣PAI-1 1 4G homozygotyczny...
Nasienie ok
25.07.19 - Punkcja
30.07.19- Transfer blastki 5.1.1 -
7dpt- 56,
progesteron 20,83 ng/ml
9dpt- 140,
13dpt-1087,
progesteron 27,55ng/ml
15dpt-2566,84
23.08.19... mamy serduszko ❤️ (24dpt)
,, nasza mała wojowniczka ,,
17.04.2020 Marcysia jest już z nami...❤
[link=https://www.suwaczki.com/][/link] -
Mnie właśnie też coś dziś głowa boli. I zero energii od dwóch dni. Wcześniej cały dzień mogłam gotować itd jakaś wszechmoc a dwa dni dętka. Wczoraj miałam ciśnienie 147/122 puls 110 a dziś mam 107/77 puls 122. Może to mnie tak wykończyło. No ale wczoraj to się też zdenerwowałam ta zmiana decyzji mojego lekarza.Ja:endometrioza (laparo 11.2018),
Partner: 4% prawidłowych plemników (dane z 2019r)
Rozpoznanie: niepłodność idiopatyczna
8.07.2019 1 IUI-
29.07.2019- 2 IUI ♥️--> Ur. Małej😍
05.2022- 3 IUI ❤-->ur. Małego 🥰 -
Cześć Dziewczyny, gratulacje dla nowych mamusiek😘
Wypuścili nas w poniedziałek. Mały ma szmery, ale nie znaleźli wady. Za 3 miesiące do kontroli. Nie wiem kto nas przyjmie... na szczęście na bioderka udało nam się zapisać. Też mamy żółtaczkę, widać ja gołym okiem, ale wypuścili nas ze szpitala wiec chyba nie jest złe? Pokarm mam, ale coś słabo przybiera🙁 położna mówi żeby zrezygnować z kapturków, ale to męczarnia dla mnie i małego. Mam nadzieje, ze mąż nam pomoże w weekend.
Mmiśka na chwile obecna chyba lepiej zostać w szpitalu, bo teraz ciężko dostać się gdziekolwiek do specjalisty😞 wiem, że to żadne pocieszenie, ale sama sobie tak mówiłam żeby jakoś wytrzymać.Wiadomość wyedytowana przez autora: 3 kwietnia 2020, 14:49
MrsKiss, ElenaM lubią tę wiadomość
👨🏻35 l. :
2011 Kryptozoospermia
07.2018 Azoospermia
07.2019 0,3 mln ruchliwych plemników (po operacji żpn)
👩🏻32 l. :
niedoczynność tarczycy
07.2019 I ICSI- 9 komórek- 6 zarodków- 2 przestały się rozwijać
18.07.2019 transfer dwudniowego zarodka
11 dpt beta 159,4 prog 154
13 dpt beta 379,2 prog 214
15 dpt beta 744,5
18 dpt beta 2578 prog 215
26 dpt mamy serduszko ❤️
👶 03.2020
Wracamy po rodzeństwo
28.02.22 transfer ❄️ 4.1.2
8 dpt beta <0,1 🥺
26.04.22 transfer dwudniowego zarodka
9 dpt beta <0,1 🥺
10.23 histeroskopia: cd-138, usunięty polip
31.10.23 transfer trzydniowego zarodka
9 dpt beta <0,1 -
U mnie też dziś cisza.
Usiadłam właśnie i zamówiłam wagę niemowlęcą. Skoro położne patronaży nie robią, o bilansach u lekarza można narazie pomarzyć, to sama chce kontrolować sytuację z wagą małej... Tydzień temu patrzyłam to były po 70zł, teraz już po 100zł,więc stwierdziłam, że nie czekam tylko zamawiam nim wszyscy na to wpadną i będzie problem żeby dostać.
Dokładnie 2 lata temu miałam termin porodu ze starszą... No i za 13h już byłam bez wód. :d Ciekawe, czy historia sie powtorzy... Xddd -
Dziewczyny u nas też żółtaczka wyszła. W dniu wypisu niby bilirubina była na poziomie 10 więc nic nie kazali robić. Po pierwszej dobie w domu wydawało mi się że mały zrobił się troszkę bardziej żółty ale teraz już powolutku wszystko schodzi. Mamy też mały problem z kupką, mały ma cały czas gazy ale kupy nie robi.
Niestety wizyt patronazowych U nas nie ma a do położnej dodzwonić się graniczy z cudem.
Z karmieniem też miałam przeboje, nie umielismy rozkręcić laktacji. Teraz laktatorem udaje się ściągnąć jednorazowo jakieś 50ml więc chyba się zaczyna wszystko jakoś bujać