Kochane zaglądam i czytam, co u Was, ale przyznam,że do dziś z ogromną nieśmiałością i milionem obaw

Dziękuję każdej z Was, za pamięć i słówko o mnie. Cieszę się,że mnie wspominacie

Po dzisiejszym dniu musiałam do Was napisać.
Najpierw gratuluję każdej z Was z osobna dobrych wieści z wizyt!!! Na prawdę jestem tu z Wami, choć nie piszę ostatnio
U mnie w pewnym momencie był mega dół. Położna moja na długim urlopie i mimo wszystkich obaw, bez karty ciąży nie miałam do kogo iść po pomoc. Zadzwoniłam jednak do szpitala, opowiedziałam wszystko i jak się okazuje, ktoś się tym przejął.
Od początku.
W miniony poniedziałek zadzwoniła do mnie jakaś położna,żebym przyszła do niej, zanim moja wróci z urlopu. Poszłam tam bez większych nadziei, tym bardziej,że przez telefon wydała mi się nie miła. Wchodzę tam i szok! To była babeczka, co przychodziła do mnie do domu po stracie Kaji i ona mi wtedy bardzo dużo pomogła (bo miałam problemy z dostaniem się do lekarzy). Pamiętała mnie skubana

Powiedziałam jej tym wirusie i obawach, a ona od razu telefony do szpitala, karta ciąży i obietnica,że umówi mi wizytę najszybciej jak może. Powiedziała, że we wtorek zadzwoni i że mam być tego pewna, bo ona mnie tak nie zostawi.
Jak obiecała, tak zrobiła. Wczoraj po południu zadzwoniła, że wizyta dziś o 11, a jeszcze mi sama wieczorem kartę ciąży do domu przywiozła. Tak więc mam za sobą pierwszą wizytę w szpitalu.
Wirusy przyszły ujemne, ale nie mam też na nie odporności, więc póki co nie cieszymy się. Za 3 tygodnie powtarzamy badanie z krwi i obserwujemy cały czas dziecko. Ponieważ miałam objawy przedrzucawkowe w poprzedniej ciąży, dostałam aspirynę, aby zapobiec wszelkim tego typu komplikacjom. Ta moja lekarz od razu mnie wysłała na usg, żebym uspokoiła się. Dzidziuś ma 3.94cm i wyprzedza termin z owulacji o 6 dni (wiem dokładnie, kiedy była). Serduszko ślicznie bije. Termin na 12 lutego i ten już zostanie
Za dwa tygodnie 05.08 mam rano wizytę znowu z nią. Potem usg genetyczne. Potem konsultacja z drugim lekarzem (tym co wykrył chorobę Kaji i skierował mnie do tego specjalisty w Cardiff). On ma też ponownie mnie zreferować do Cardiff, bo tamten lekarz w sumie jako jedyny wie dokładnie co działo się ze mną i Kają od momentu wykrycia jej choroby. Także 5 sierpnia będzie dla mnie mega męczący, ale mam nadzieję,że przyniosę dobre wieści. Oczywiście pani doktor pełna nadziei, że tym razem wszystko będzie dobrze i wszelkie nieszczęście nas ominą. Obiecała,że na każdym kroku zrobią wszystko, bym była pewna,że dzidziuś ma się dobrze Udało mi się tez dostać fotkę (u nas nie dają na każdym usg). Co prawda maluszek spał i ciężko go było uchwycić, ale mi to wystarczy, by zerkać na to zdjęcie z radością
Nelly 10.2008, Nicol 05.2010,
Marcel 01.2013, Kaya 09.2014 29tc [*]
