PAŹDZIERNIK 2023
-
WIADOMOŚĆ
-
Dziewczyny, zapomniałam wczoraj zrobić aktualizację wizyt. Już nadrobiłam! 😊 Czy tylko elforia wizytuje w tym tygodniu?
galadriela, niestety nawet po wadze dziecka z usg nie do końca da się przewidzieć rozmiar na początek. Mój miał 3900g, czyli sporo lżejszy niż dzieci Sary, a jednak w 56 nie wszedł. Chyba tylko dwie sztuki body w tym rozmiarze na niego pasowały, dlatego polecam do szpitala zabrać nie tylko pakiecik 56 ale i 62, jeśli dziecko zapowiada się duże. No i ja jednak jestem fanką kupowania po 5 szt. bo nigdy nie wiadomo co dzidkowi będzie pasowało i Wam. U nas przez pierwsze dwa miesiące w ciągłym użyciu były body kopertowe i nic więcej. Jakbym miała po 10szt. tych wszystkich śpiochów, półśpiochów, rampersów, spodenek, kaftaników itd i to jeszcze w dwóch rozmiarach, to bym się w tym chyba zakopała. 😅 Niedrapki też nam się kompletnie nie sprawdziły, zresztą obecnie chyba już położne raczej mówią, żeby nie używać.
O matko, Ania! Ale dzień! 🫣 Ja też ostatnio z rozrzewnieniem wspominam pierwszą ciążę. Na szczęście nie mam teraz żadnych dolegliwości, ale mój mały zaczął ostatnio biegać po ścianach i ma teraz fazę na „traktuk”- każe się wsadzać do ciągnika co pół godziny. Już mnie połamało, a to pewnie dopiero początek! 🤣Wiadomość wyedytowana przez autora: 3 lipca 2023, 14:53
-
Ja jutro mam wizytę! Całkowicie zapomniałam się wpisać na listę. I dowiem się w końcu co z moim cukrem..
U nas też body kopertowe tylko w grę wchodziły, ale któraś tutaj wiem że pisała, że u niej się nie sprawdzały. Ja chyba ide w body krotkie rękaw i długi. Spodenki czyli pół spiochy, i jakaś bluza. Ewentualnie kilka śpiochów i kilka pajacyków. Ale ogółem na chłodno ubieranie, bo na czas porodu i tych pierwszych miesięcy prawdopodobnie będziemy w bardzoooo ciepłym mieszkanii mieszkać ze wzgledu na remont (jeśli wkoncu się doczekamy). A ja jestem z tych co nie przegrzewają dziecka 😉 więc na prawdę będzie cienko ubrana. -
Hej,
Melduje się po wczorajszej wizycie - młoda pięknie rośnie wg usg ma już Ok 1kg ☺️ zielone światło na ruch mam dalej 😁 lekarz na początku tylko przeraził się, że waga po miesiącu taka sama, ale mała rośnie wiec widocznie taka moja uroda w tej ciąży ☺️ w pierwszej przytyłam za wszystkie 3 ciąże 🤭🤦🏼♀️
Ania współczuje przejść i przygód… u nas panuje jakiś wirus, który kończy się zapaleniem płuc… dużo osób w necie na relacjach krzyczy, że są chorzy, albo ich dzieci z różnych części PL… u mnie krwotoki jak anemia się zaczyna i stres (i tez tylko w tej ciąży)
Powiem Wam, że moja córka skończyła chorować jak miała około 5 lat i syn też… teraz już im się raczej nie zdarza od tylu lat… przeraża mnie powrót do tego wszystkiego z maluszkiem. Mój syn córce przynosił wszystko z przedszkola, wiec jak byli mali (2,5 roku różnicy) to zawsze miałam kombo xD najgorsza była ospa, bo zabrała nam 2 miesiące z życia prawie 🫣
Praskovia ja teraz 20.07 mam usg III trymestru
Kropka ja też z tych co zimny chów stosuje - najlepsze co może być dla mnie ♥️ moja siostra ciepły i jej syn w każdym sezonie choruje po 2-3 razy 🤷🏼♀️ jest równolatkiem z moją córką -
Ja mam hemoglobinę 11.5. To chyba już taka graniczna. Zacznę pić zakwas z buraka. Muszę nastawić, nie zaszkodzi. A i z zaparciami nie ma dzięki temu problemów.
Z laktatorem nie pomogę, miałam zwykły elektryczny, teraz został mi ręczny i musi wystarczyć. Po dwójce dzieci zakładam,że nie będzie potrzebny, ale to według mnie najważniejszy element wyprawki. -
Ja też jestem za zimnym chowem. Za to u mnie w przedszkolu przegrzewają, dopominają się o czapki itd. Ale to już duże dziecko. A teraz noworodek, październik. Nie wiem jak to ogarnąć, bo moje majowe. Ledwie brzuch opuściły, to na zewnątrz upal. Body na ramiączkach lub koszulka. Albo na golaska. A tu teraz się trochę komplikuje. Myślałam,że polspiochy będą ok, ale chyba kupię też i spodenki i skarpetki. Albo po prostu same pajace na początek i powoli zobaczę. Moje obie zupełnie inne. Jedna mogłaby chodzić w jednym pajacu kilka dni, bo ani nie ulewała, ani kupa na plecy nie szła, dopiero później się wylewało. Ale młodsza ulewała z 10 razy dziennie i te upały były dla mnie zbawienne. Wszystko szybko schło Albo jak dziecko w samym pampie to w ogóle beż problemu.
Ten październik mnie przeraża. Córki 2 i 4 lata. Starsza placowkowa, młodsza będzie że mną w domu. Ale październik to akurat sezon chorobowy. My właśnie tak zaczynamy gila i do marca nieprzerwanie cos. Boję się tego przy maluszku. Albo że przyjdzie mi rodzic chorej. Czasem żałuję,że nie zaczęłam się starać później,żeby wstrzelić się w wiosnę. Ale nie zakładałam,że się tak szybko uda. -
u mnie starsza typowo zimowa, bo początek stycznia, czyli tak naprawdę wtedy dopiero zaczynała się zima. Ubieranie warstwowe, kombinezony, nic mi chyba już nie straszne 🤣🤣🤣 Pamiętam pierwsze wyjście na spacer, śnieg dookoła, a na chodnikach błoto pośniegowe 🙈 i dziękowałam Bogu, że mój wózek to czołg i można iść 🤣
tutaj będzie 3 miesiące wcześniej, także jeszcze ładniejszej pogody złapiemy na spacerach, październik to słoneczko, nawet listopad też się zdarza ciepły, coś się te pory roku poprzesuwały
tylko tych chorób też się trochę boję, wprawdzie Misia bardzo rzadko już choruje, ale na jesień zawsze coś jednego nam wskakuje i standardowo później w kwietniu zapalenie oskrzeli/płuc 🙈 no jak w zegarkuale córa jest astmatyczką, także to takie w miarę przewidywalne od kiedy mamy już ustawione leczenie, diagnozę. Zwiększamy dawki i szybko wygrzebuje się z choroby. A z maluszkiem zobaczymy jak będzie. Gil wiadomo, że będzie, bo to nieodłączny element przedszkola
i jak u starszej nie robi on większego spustoszenia, tydzień i mija, tak z noworodkiem gorzej
Ospa nas ominęła, starsza była szczepiona 2 lata temu, całe szczęście, bo w tym roku plaga w przedszkolu, z grupy uchowała się tylko ona i jeden kolega 🤷🏼♀️ -
U nas ospa była w kwietniu. Ja się nie zaraziłam. Miałam w dzieciństwie.
Teraz chciałam młodego zostawić we wrześniu w domu. A przypuszczam że będzie siedział już od teraz... W nocy dalej gorączka 😒
Hemoglobina spadła u mnie dopiero na ostatnich wynikach. Zaczynałam z 14. Mam już 10. Piję Feroplex i za tydzień wyniki. Zobaczę czy coś pomoże teraz, bo przed ciążą podziałała jako jedyna.
Ja się decyduję na dwa laktatory. Po traumie z pierwszego kp chcę inaczej zacząć teraz. Do szpitala na pewno wezmę. Poprzednio ten szpitalny był ciągle zajęty. Nie mam zamiaru czekać i się prosić. I na pewno podstawowa sprawa u mnie to mobilność! Potrafiłam spędzić 1h-1,5h na odciąganiu i nie było efektów. Strasznie mnie to dobijało, bo tylko siedziałam i się doiłam...
Najpierw wybrałam Neno Camino. Podwójny. Ale stwierdziłam że nie dla mnie te rurki wszystkie.
Teraz planuję kupić najtańszy Neno pojedynczy z guziczkami na górze (nie z panelem dotykowym - wszyscy na nie narzekają) i do tego prawdopodobnie Momcozy muszlowy podwójny o ile znajdę. Jak nie, to skończy się na Aliexpress - mam już upatrzone podwójne muszlowe w cenie pojedynczego Babyono którego nie polecają. -
ja też miałam laktator w szpitalu i była to bardzo dobra decyzja. Tzn był wcześniej kupiony i zapakowany w samochodzie w osobnej torbie "w razie w" i przydał się. Rodziłam w innym mieście, mąż nocował wtedy u mojego brata przez kilka dni, który mieszka niedaleko szpitala, żeby być na miejscu, bo do domu 90 km, także samochód był pod ręką.
W drugiej dobie okazało się, że córce bardzo mocno i szybko wzrasta bilirubina, także musiała trafić do inkubatora na naświetlania. I była w nim ponad tydzień czasu, bo nie była to standardowa żółtaczka, tylko związana z konfliktem grup głównych krwi i nie mogli jej zbić. Co wydawało się, że jest lepiej i Misia wracała do mnie do sali z matą do naświetlań, to po chwili znów pogorszenie i inkubator bez możliwości wyjmowania dziecka...
Wtedy swój laktator na miejscu był zbawieniem, bo musiałam rozhulać laktację bez dziecka, no i chciałam, żeby dostała jak najwięcej siary i ogólnie, żeby była karmiona moim mlekiem. Pierwsza doba w inkubatorze była z karmieniem mieszanym, ale później już ruszyło i udało się zejść tylko na mój pokarm. Nie wyobrażam sobie czekania w kolejce do laktatora szpitalnego, albo chodzenia do laktarium ściągać pokarm, bo to byłoby co chwilę, w środku nocy po kilka razy itp.
Miałam laktator podwójny z Lansinoh i sprawdził się bardzo dobrze, pokarm odciągałam +\- 20 minut, później czyszczenie, sterylizacja i koniec. Cała operacja z przygotowaniem laktatora, ściągnięciem pokarmu, wyczyszczeniem i zaniesieniem dla córki to było ok 45 minut, więc była jeszcze chwila na odpoczynek/sen, na posiedzenie przy inkubatorze, zjedzenie czegoś i dopiero witanie się kolejny raz z laktatorem. Ściągałam co około 3 godziny, więc jak sama czynność miałaby trwać 1,5 godziny, to nie wystarczyłoby czasu na wszystko, gdzie jedzenie, jakikolwiek sen, żeby organizm się zregenerował, a co dopiero czas na zajęcie się dzieckiem. I do tego ewentualna kolejka do laktatora szpitalnego 😱 to nie na moją psychikę, depresja murowana. Mnie i tak było bardzo ciężko na początku pogodzić się z tym, że akurat w taki sposób rozpoczęła się nasza wspólna droga, że nie mogę mieć dziecka przy sobie, tylko ciągle za szybą inkubatora, że zamiast przytulać się i poznawać, to wiszę na laktatorze, gdzie i tak trwało to stosunkowo krótko itp...
Wiadomo, że moja sytuacja była dość nietypowa i u niewielu osób się powtórzy, ale tym razem też wolę być przygotowana na każdą ewentualność ☺️ -
A w ogóle, Sara gratulacje udanej Konferencji, bo jakoś zostało w gąszczu wiadomości, to pominięte 😉
Ja nawet o laktatorze nie myślałam, bo mi nie był potrzebny, a kp do ponad 1.5 roku córki. U mnie mała będzie chodzić do żłobka dalej na ile zdrowie będzie dopisywać. Ogólnie raczej mało chorobliwa jest. Teraz tylko co ją dopadło,. ale ostatnią w żłobku. I w sumie przeszła łagodnie, to mnie rozłożyło na łopatki i dalej doskwiera zapchany nos i jakies pokaslywanie.
Ale wiadomo, to że ten rok jakoś obyło się bez większego chorowania nie oznacza, że teraz tak będzie. W dodatku, że jeśli remont ruszy, będziemy musieli sue wyprowadzić dalej, i już gorzej z dojazdem. A to ciągać niemowlę, żeby ją zawieść itp. tutaj to cyk myk i w żłobku. Pieszo 5 minut a samochodem. Prawie tyle samo, bo wystawić samochód,brama, światła czerwone na jedynym skrzyżowaniu.
U mnie teściowa to az palpitacji serca dostawała jak widziała małą ubraną 🤪 albo nie mogła pojąć jaak w zime do fotelika samochodowego bez kurtki wkładamy. Tylko jakies otulacze. No jak to! Ubierzcie ją ! W domu skarpetek nie ma? Przecież jest zima . A w domu prawie 24 stopnie. -
Agnuka u mnie było podobnie. Urodziłam w sobotę, wyszliśmy dopiero w czwartek i to z wielkim bólem, bo chcieli nas zatrzymać.
Najpierw ja się nie zgadzałam na transfuzję. Hemo mi spadła do 6 🫣 Jak zagrozili że mnie zostawią a dziecko wypiszą, to się zgodziłam.
Za dużo się działo wtedy przed i po porodzie. Depresja ciężka itd.
Do transfuzji we wtorek nie byłam w stanie wstać z łóżka.
Po czym ja się podniosłam, to młody trafił na naświetlania do inkubatora i psychika mi siadła. Nie pozwalali wyjmować, miał zaklejone oczy... Widok okropny. Ciągle płakał. Co go ukradłam to był opieprz, że ciągle wyjmuję i będziemy siedzieć kolejny tydzień w szpitalu.
Przeżyłam koszmar. Gdyby nie M koczujący w szpitalu 11-23 to nie wiem jak by było.
Teraz jestem lepiej przygotowana na bycie 'po'. Laktator był ostatnią rzeczą o którą miałam siłę wtedy walczyć. Starałam się przystawiać ale ciągle na mnie krzyczały... -
Ale przykro się czyta te wpisy, że te wszystkie depresje, niepowodzenia załamania nerwowe, wywołują ludzie, którzy niosą pomoc.. bo akurat w tym nie potrafią pomóc, tylko jeszcze dokopuja..
-
Gdyby nie dwie babeczki w sali - były to ich drugie dzieciaczki, to położnych nie widziałam praktycznie wcale. Podpatrywałam co one robią i starałam się dorównać. A między tym, zjebki za wyjmowanie dziecka z inkubatora, za to że leży ze mną w łóżku!!! Gdzie ja nie byłam w stanie ruszyć ręką a chciałam nakarmić. Odżyłam po powrocie do domu, ale nie pamiętam pierwszych trzech miesięcy wcale. M przejął totalnie opiekę a mi tylko podawał do karmienia - co i tak wywoływało u mnie płacz, bo nie byłam w stanie naprodukować mleka i ciągle tylko laktator i przynoszenie do cycka. Kończyło się ostatecznie butelką mm...
-
Kropka, no niestety. To straszne. Ludzie, którzy pracują w szpitalach powinni być bardziej empatyczni. A tylko dobijają.
Ja po porodzie trafiłam dobrze. Były młode dziewczyny, jeszcze im się chciało, były bardzo miłe. Przy drugim nie miałam tyle szczęścia, ale nie potrzebowałam położnych wcale. Czuły moja pewność siebie i się nie odzywały. A na sali że mną dziewczyna, która nie miała 18 lat, to po niej jechały ostro.
Z pierwsza córka jak miała 8 dni trafiłyśmy do szpitala z rotawirusem. Teraz wiem,ze panikowałam, ale wtedy myślałam,że mi dziecko umrze. Po traumatycznym porodzie, cala obolala, bo mi sie wszystko goilo grubo ponad miesiac, praktycznie nie spałam, bo moje dziecko od początku wymagające bardzo o każdej porze dnia i nocy, a pielęgniarki tylko mnie dobijały. Czego płacze, itp teksty. Że nic się nie dzieje. A ja miałam że starym w domu uczyć się życia w trójkę, a nie na oddziale z dzieckiem całym poklutym z kroplówka w głowce. No po prostu koszmar. Tacy ludzie że zwierzętami nie powinni pracować nawet. -
Ania ale bym chciała przytulić Ciebie w tamtym czasie, to wszystko musiało być bardzo trudne. Zero pomocy ze strony położonych, presja i obarczanie Ciebie poczuciem winy, że będziecie dłużej w szpitalu przez wyjmowanie dziecka 😱
U mnie przynajmniej na opiekę nie mogę narzekać, położne raczej do rany przyłóż. W szpitalu byłyśmy 12 dni i owszem przez ten czas zdarzyło się kilka bardziej obojętnych położnych, ale na pewno żadnej niemiłej. Tzn 12 dni była Misia, mnie po 7 dniach wypisalii przez kolejne 5 dni koczowałam u brata przyjeżdżając do szpitala po kilka razy dziennie do Misi, dowożąc jej mleko i w międzyczasie siedząc też jeszcze w laktarium, bo pora odciągania 🫣 Misia przez tą żółtaczkę wpadła jeszcze w anemię, dlatego tak ważne było to ściąganie pokarmu i karmienie. Jeszcze przez ponad miesiąc po wyjściu ze szpitala jeździłyśmy do kontroli co tydzień, bo jak się pogorszy, to szpital 🤦🏼♀️
Ale położne tutaj były naprawdę ok, pamiętam mój początek z laktatorem jak zabrali Małą do inkubatora. Byłam bardzo zagubiona w tym wszystkim i przerażona, że dziecko jest na innym piętrze w sali intensywnej opieki, wszędzie te kable, pikające maszyny itp, okropne. Położne pytały czy mam swój laktator, czy potrzebuję szpitalny i powiedziały, że teraz muszą dokarmić Małą mm, żeby wypłukiwać tę bilirubinę, a jak tylko uda mi się odciągnąć pokarm, to żebym im przyniosła i tym będą karmić. Dały mi strzykawkę, taką grubą, na odciągnięte mleko, więc poszłam zmotywowana do sali i czar prysł, za pierwszym razem odciągnęłam zawrotne 2 ml... było mi tak strasznie wstyd, nigdy tego uczucia nie zapomnę, ale poszłam z tymi wypocinami na dnie strzykawki, bo niby każda kropla siary ważna. I tam właśnie położna uradowana, że super, że już mam pokarm, że zaraz nakarmią Misię, że będzie dobrze, ja w totalnym szoku, ale dokładnie tego potrzebowałam, podbudowało mnie to i z każdym ociąganiem było już coraz lepiej, 10 ml, 20 ml, a później to już hurtem po 90 i zapasy robione, bo Misia nie była w stanie przejeść.
Później np kolejna sytuacja z położnymi z intensywnej opieki, bo Misia rano i wieczorem miała pobieraną krew, żeby oznaczać stężenie bilirubiny i to były takie najbardziej emocjonujące momenty w ciągu dnia, czy jest dobrze czy źle. I pamiętam też taką jedną sytuację z wieczornych badań kiedy przychodzę na intensywną zapytać czy są już wyniki badań i okazuje się, że znów jest gorzej i kolejne dni w inkubatorze przed nami i chyba musiałam mieć bardzo nietęgą minę, bo taka młodziutka położna chciała mnie przytulić, pocieszyć, że jeszcze trochę i będzie poprawa, a ja nagle mur, odepchnęłam ją i zapłakana wyszłam z sali. Kilka minut później jak już ochłonęłam, to było mi głupio za swoją reakcję, ale to jest wtedy taki rollercoaster emocjonalny, że w nigdy wcześniej ani później aż tak nie miałam 🤷🏼♀️
Także u mnie położne naprawdę były ok, raczej pomocne, sympatyczne, a ja i tak miałam takie zjazdy, że nie życzę tego nikomu... Nie chcę sobie wyobrażać Ania co Ty musiałaś czuć.
Dlatego teraz też tak schizuję z wagą Młodej, czy rośnie czy nie, bo u dzieci z niską masą urodzeniową jest gorzej z tą żółtaczką, z jedzeniem, a nie chcę powtórki z rozrywki, przynajmniej nie w takim stopniu
Morał z tych moich wypocin może być taki, że każde 2 ml pokarmu jest na wagę złota, to sukces, a nie porażka i nie dajcie sobie wmówić, ze jest inaczejczymś pozytywnym to może zakończmy
-
Ja jestem teraz pozytywnie nastawiona. Wiem jak było a teraz to będzie już taka loteria na którą nie będę miała wpływu. Jak się skończy cała ciąża, to już nie zależy ode mnie. Liczę na CC ze strachu, mimo że CC boję się strasznie. Sam poród to był miód.
Psychicznie przed ciążą byłam gotowa na to wszystko. Torba na pobyt w szpitalu już stoi od 6 tygodni i oby się dalej nie przydała. Mam komfort, że jestem gotowa w razie czego i nie będzie trzeba prosić rodziców o przywiezienie rzeczy. Raz na tydzień może by mnie ktoś odwiedził.
Wtedy karteka zabrała mnie tak jak stałam... I tylko pytania co chcę do szpitala, co kupić. Byłam tak naćpana lekami zatrzymującymi poród, że nie pamiętam pobytu w szpitalu tym pierwszym...
Za to po porodzie wiem, żeby podejść bardziej na luzie do kp. Jak się uda, to się uda. Dla mnie samo karmienie jest nieprzyjemne. Wolałam odciągać. Teraz sobie nie wyobrażam karmienia dwójki. Dlatego noł stres mimo że już na mnie wywierają presję kp.
Za to sam pobyt w szpitalu to niewiadoma. Liczę tylko na szybkie wyjście w komplecie. Bez dojeżdżania codziennie 50km żeby dowieźć mleko. -
No i po wizycie, Misia ma 1003g. Wszystko wporządku. Ładnie pozowała do zdjęć nawet ziewała sobię 😛
Ja mam cukrzycę, ale nie za dużo przekroczone normy. Mam sie zgłosić do poradni przyszpitalnej diabetologicznej w Warszawie,bo u nas czegoś takiego nie ma. I tam podobno spędza sie cały dzień z dietetykiem, diabetologiem. Badania robia. Uczyć obslugi glukometru. Dobierają dietę itp. Tak przynajmniej tłumaczył mi lekarz. Na razie nic nie wpływa na małą bo rośnie adekwatnie do wieku ciąży. Ogólnie uspokoiła mnie ta wizyta.Ania_1003, Agnuka, Mala_syrenka, Praskovia lubią tę wiadomość
-
Agunka, Ania, ja właśnie byłam przygotowana psychicznie przez moją przyjaciółke, która urodziła 4 miesiące wcześniej, że kp to nie takie hop siup. Bo niestety wszędzie, to były tylko ohy i ahy, jakie to super dla dziecka, jaka więź z matką i te wszystkie slogany.. ale nikt nie mówił o wędzidełkach, o tym że laktacja się czasowo rozkręca, że to potrzeba czasu spokoju itp. wiec ona mnie nastawiał, że hola hola to nie tak różowo i już miałam podejscie, że jak się nie uda, trudno mm to nie tragedia, kobiety często z wyboru tak karmią i nic nie umniejsza, to w byciu dobrą mamą i super opiece nad dzieckiem. Na szczęście mi się udało. I obyło sie bez łez, ale moja przyjaciółka, miała duże problemy o których właśnie nikt wcześniej jej nie powiedział i przyzyla wiele chwil załamania, i teraz twierdzi, że ona więcej dzieci nie chce mieć. Bo to co przeszla przez pierwsze miejsce były piekłem.
Ja w szpitalu czy na porodówce czy po porodzie nie odczułam żadnych złych rzeczy od personelu, ale po wyjściu ze szpitala już gorzej. Położna nie chciała przyjechać. Chociaż było podejrzenie żółtaczki. Problem z pępkiem. Problem z termoregulacja, bo wypuścili nas wcześniej o dobę, bo szpital zamkneli na covidowy, a że na krawędzi wcześniactwa się urodziła, nikt mi nie powiedział, że tak będzie wyglądać problem z termoregulacja. Że ona w ogóle ma problem. Jak szukalam pomocy, to usłyszałam od jednej lekarki że zagłodziłam pewnie córkę, ze mózg jej umiera. Bo takie objawy tylko przy tym się odbywają. Ledwo torbe wypakowalam spowrotem pakowac w panice zaczęłam. Nikt nie powiedział, że szczepienia do wieku korygowaneg trzeba ustalać terminy jak poszłam zapisać dziecko. Dla mnie to drżenie o życie tej bezbronnej istoty było lekkim koszmarem przez pierwsze 3 /4 tygodnie. A że wcześniak, to w nocy przez pierwszy tydzień z mężem robiliśmy warty czy oddycha, później dostaliśmy monitor oddechu. a do tego dochodziła teściowa, która za wszelką cene chciała zobaczyć wnuczkę, choć pandemia (notabene akurat my z tych co lekko podchodzili do tematu, dopóki córka nie przyszła na świat, wtedy nas ogarnęła panika, że jednak ten wirus może istnieje i jest groźny). A ona na siłę chciała odwiedzić. Bo sobie nie damy rady, że opieka nad dzieckiem to taka ciężka sprawa, że my nic nie umiemy. Że za jej czasów to takich fanaberii nie było o jakich ja mówię.. no kosmos..