Pazdziernikowe mamusie 2014
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualny
-
Scęście wrote:U mnie noc tez kiepska bo maluszkowi zaszkodzilam bigosem i nie moze zrobic kupki a mocno chce
i prezyl sie w nocy i kwilil... bidaczek moj
Zazdroszcze że możecie jeść wszystko...
Ja już nie iwem co mam jeść...
Wzasadzie jem tylko kanapki i jakieś zupki na wodzie...i pierś gotowaną...
A mała i tak jakichś paskudnych krost na brodzie i na piersiach dostała... -
nick nieaktualnytheagnes87 wrote:Zazdroszcze że możecie jeść wszystko...
Ja już nie iwem co mam jeść...
Wzasadzie jem tylko kanapki i jakieś zupki na wodzie...i pierś gotowaną...
A mała i tak jakichś paskudnych krost na brodzie i na piersiach dostała... -
Witam się po dłuższej nieobecności, ale jak każda z Was na początku musiałam się odnaleźć w nowej roli.
Jak pisałam nasza Zosieńka przyszła na świat 4 listopada o 19:24 (mniej więcej pół godziny przed tym jak urodził się mój brat 28 lat temu), przez cesarskie cięcie.
W szpitalu przez pierwsze dni lekarze nie chcieli wywoływać porodu, bo twierdzili, że na pewno sam się zacznie (szyjka w pełnym przygotowaniu – 4 cm rozwarcia, na każdym ktg wychodziły skurcze, których ja praktycznie nie czułam). W poniedziałek na badaniu podjęli decyzję, że nie ma co czekać, bo był to już 41 t 6d ciąży. Wieczorem miałam zrobioną lewatywę, a we wtorek rano miała zacząć się prowokacja porodu. Niesamowicie się stresowałam tym wszystkim.
We wtorek jak już trafiłam na porodówkę, to jakoś odetchnęłam, bo okazało się, że trafiłam na dyżur mojej wymarzonej położnej. Po 20 minutach od podłączenia mnie pod kroplówkę zaczęły się skurcze porodowe. O 9 rano już było wiadomo, że zostaję na porodówce i bez Zosi na pewno już z niej nie wyjdę. Byłam wtedy już bardzo spokojna, bo wiedziałam, że jestem w dobrych rękach i personel medyczny zrobi wszystko, żeby ten poród był pozytywnym wspomnieniem.
Jak odpięto mnie od ktg, zostałam przeniesiona do bardzo fajnej sali, gdzie mogłam się poczuć bardzo intymnie. Przyjechał mój mąż, z którym poszłam pod prysznic, spacerowaliśmy po korytarzu, bujaliśmy się na piłce i wszystko szło w coraz lepszym kierunku. Zaczęły się skurcze co około 1,5 minuty, które były już cięższe do zniesienia – z położnymi zdecydowałyśmy, że to odpowiedni moment na znieczulenie (było wtedy jakieś 5-6 cm rozwarcia). Znieczulenie przeniosło mnie w inny świat – niesamowity, ból stał się wręcz przyjemny, mogłam normalnie rozmawiać, śmiać się i przede wszystkim dalej aktywnie spędzać czas, tyle, że na odległość kabelków od ktg i pompy. Mąż cały czas był przy mnie, co działało niesamowicie pozytywnie na mnie. Po 16 skurcze robiły się znowu coraz bardziej odczuwalne. Do mojej sali przyszedł lekarz i mnie olśniło – akurat mój lekarz prowadzący przejął dyżurMówił, że poród idzie rewelacyjnie i jak dobrze pójdzie, to na Panoramę mała będzie z nami. Pamiętam, jak powiedziałam, że jak poród następny poród miałby wyglądać tak, jak ten, to mogę rodzić nawet jutro.
Niestety zaczęliśmy się za szybko cieszyć – o 17 oficjalnie zaczęła się II faza porodu. Cały czas stałam oparta o łóżko i razem z mężem kołysaliśmy biodrami – było mi tak lepiej znosić skurcze i miało to pomóc w przechodzeniu małej przez kanał. Do 18 niestety parte się nie pojawiały – położne i lekarz zaczęli się niepokoić, nie wiedziałam wtedy o co chodzi. Pamiętam, że około 2-3 razy w czasie badania położna prosiła o parcie. Okazało się, że mała mimo, że główką była wstawiona w kanał rodny, na każdym skurczu napierała na kanał, ale po cofała się z powrotem. Skurcze były wtedy nie do zniesienia. Położne już nie kazały przeć, mój lekarz zaczął coraz bardziej się denerwować. Mówił, że akcja musi zaraz ruszyć. Zrobił jeszcze jedno badanie, przy którym pęknął pęcherz. Wtedy lekarz podjął ostatecznie decyzję o cięciu, bo było już wiadomo, że mała przez kanał nie przejdzie i nie ma innej możliwości. Ja do tego czasu jakoś potrafiłam sobie radzić z bólem, przy każdym skurczu koncentrowałam się na oddechu, czasem pojękiwałam sobie cicho i czekałam, aż minie – myślałam, że im bardziej boli, tym mam bliżej do zobaczenia Zosi. Niestety od tego momentu wszystko się zmieniło – położne już nie przychodziły pomagać przeć, wręcz przeciwnie, prosiły, żeby się powstrzymywać (żeby się nie okazało na cesarce, że dziecko będzie za nisko). Skurcze wtedy były ponad moje siły, już nie potrafiłam sobie z nimi radzić w żaden sposób. Zamykałam się w jakimś innym, strasznym świecie, czekając aż w końcu ktoś mi ulży, stracę przytomność, albo stanie się cokolwiek i to wszystko się skończy. Przy każdym darłam się w niebogłosy (nie wiedziałam, że tak głośno potrafię krzyczeć). Co chwilę, czemu mnie nie zabierają na blok – położna mówiła, że lekarze już się przygotowują i zaraz mnie przewiozą. To zaraz było wiecznością – pamiętam, że powiedziałam, żeby szybko coś zrobili, albo mnie zabili, byleby się to wszystko skończyło. Mąż cały czas był ze mną, odchodził od zmysłów. Nie wiedział jak mi pomóc.
W końcu przyszli po mnie, przenieśli z łóżka porodowego, przewieźli na salę zabiegową. Ja cały czas modliłam się, żeby przeżyć zdążyli mnie znieczulić zanim przyjdzie następny skurcz. Bałam się, że nie wytrzymam. Pamiętam wkłucie w kręgosłup – wtedy mój koszmar się skończył. Po chwili usłyszałam cichutki płacz – pierwsze co pomyślała, że brzmi jak kot. Jakoś nie mogło do mnie dotrzeć, że to moje dziecko. Po chwili przynieśli mi ją pokazać, córka cała i zdrowa – 10 pkt, 3100g, 54 cm. Pamiętam, że policzkiem dotknęłam jej stópki, była bardzo delikatna.
Jak wyjechałam już z sali, na korytarzu czekał mój Krzyś – wtedy się popłakałam, chociaż czułam się szczęśliwa, że mam już to za sobą i że ani mi, ani Zosi nic się nie stało.
Tego dnia moja babcia miała robiony zabieg na sercu - angioplastykę. Zabieg przebiegł pomyślnie, bez komplikacji. Okazało się, że w tym czasie, kiedy u nas pojawiły się schody, ona miała zapaść – miała krwotok z tętnicy, lekarze złapali ją jak miała ciśnienie 50/20. Z zasady nie wierzę w żadne przesądy, ale…
Idę nakarmić głodomorka. Później napiszę jeszcze jak sobie radzimy
Elaborat wielki wyszedł, ale musiałam to wszystko wyrzucić z siebie.
Nelly, lubek, Anoolka, ao12., Kajaoli lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
widze ze nie tylko moj nie chce spac
Kurcze ma jakas wysypke na twarzy jakies krostki wiec pewnie bedzie sie trzeba przejsc do pediatry- pojdziemy tym razem prywatnie bo podobno jest taki lekarz ktory bada dziecko calosciowo lacznie z usg a nie pokoi mnie to ze maly nie sypia, ciagle placze, prezy sie i caly czas je- pewnie dlugo bedziemy musiec czekac na ta wizyte ale w miedzy czasie pojdziemy na nfz -
sylwia, moja mała też ma krostki - na brodzie na szyi i na piersi, ale lekarka powidziała że to na cos uczulenie i teraz musimy po kolei coś eliminować...
Mnie martwi fakt, że pojawiają się jej nowe odparzenia...
Krochmal pomógł na pachwinki, ale teraz ma odparzoną pupkę...
Nadal będę ją "krochmalić" i smarować mąką ziemniaczaną i zobaczymy...
Moze to dla tego ze dziś robi luźne kupki...
A dziennie kupek mamy od 7-9...wasze dzieci też tyle robią?
A jeszcze pytanie o tą masć Tormentiol...Nie bałyście się nia smarować noworodków??
Bo przecież w składzie jest Borax...A on jest szkodliwy i wnika szybko przez skórę... -
nick nieaktualnyTormentiol jest najlepszy,moze i niewolno ale po nim super schodzi, ja dawalam i mi fajniutko wszystko zeszlo, a dawalam nawet na starty naskórek wiec juz na rane i 2 dni i po wszystkim,
Kazdy zrobi jak chce ale akurat u mnie sudokrem niedzialal i inne masci tez.
Dziewczyny a moze wyeliminujcie mleczne produkty, ja od pt nie jem mleka,serow itd i lepiej jest, hania spokojniejsza, mam zalecone niejesc przez 2 tyg,wiec zobaczymy co bedzie dalej. -
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyMOI wrote:Anita też nie kumam tych zamieszek. O co im kuzwa chodzi?
Obrazilam sie troche na meza,oczywiscie o pierdołe i poszlam sobie juz lezec, kurcze tylko hania zasnela nam o 17 i pewnie zaraz bedzie sie budzic na cycusia wiec niepośpie dlugo. Oczywiscie cyce puste wiec będzie mm. -
nick nieaktualnyBoże co za noc,hania budzila sie co godzine bo ją gazy meczyly, kurcze ale sie niewyspalam,juz dawno tak niebylo zeby hania w nocy tak miala, zawsze to dzien byl straszny a tu nagle taka zmiana.
Mialam isc na krzywą cukrową to oczy mi sie same zamykają,jeszcze bym tam gdzies zaslabla. -
My też dzisiaj ważenie
Obstawiam, że dobił już do 6kg
Geny męża - u nich się rodzą dzieci 4-5kg, nie mniej :p
A w ogóle to ubranka już 68, no niektóre 62 jeszcze dobreWiadomość wyedytowana przez autora: 12 listopada 2014, 07:18
MOI, ao12., Kajaoli lubią tę wiadomość
💙 2014
❤️ 2016
Czekamy na dziewczynkę...
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyAniqa wrote:Boże co za noc,hania budzila sie co godzine bo ją gazy meczyly, kurcze ale sie niewyspalam,juz dawno tak niebylo zeby hania w nocy tak miala, zawsze to dzien byl straszny a tu nagle taka zmiana.
Mialam isc na krzywą cukrową to oczy mi sie same zamykają,jeszcze bym tam gdzies zaslabla.Na szczęście maluch teraz śpi to mogę sobie chociaż śniadanie zjeść...
Jeśli chodzi o rozmiary to mama kupiła Filipowi śpiochy 62 i okazało się że trochę za małe a waży niecałe 5 kgMOI lubi tę wiadomość