Październikowe mamy 2017
-
WIADOMOŚĆ
-
Nieśmiała wrote:Hej hej
U mnie jutro wizyta, ciekawe czy jakieś rozwarcie sie zrobilo... Tak ogólnie to nic nie zapowiada u mnie porodu...
A chcialam Was zapytac, jaki krem do twarzy macie dla maluszkow? Chodzi mi o taki, zeby na spacery buzie smarowacponad 3 lata starań...
01.17 IVF- 10 dpt- beta 80, 13 dpt- beta 394, 15 dpt beta 763.
11.01.16 1 IUI , 28.04.16 2 IUI
-
Nieśmiała wrote:Wiecie co dziewczyny, z jednej strony juz bym chciala urodzic i przytulic malutką ale z drugiej strony to sie tak cholernie boje porodu ze masakra..ponad 3 lata starań...
01.17 IVF- 10 dpt- beta 80, 13 dpt- beta 394, 15 dpt beta 763.
11.01.16 1 IUI , 28.04.16 2 IUI
-
zuzanna wrote:Ja czuję dokładnie to samo. A jestem straszna panikara i napewno będę płakać z bólu bo zawsze płacze.
-
Mamusie czekające na Wielki Dzień
Pola
Mala Mi
KasiaHaBe
Mika2009
Zielona Koniczynka
Zuzanna
Kiti
Nieśmiała
Krisi
Aaniluap
Anuśka19
Anulka87
Zuzia201
Pampcia
Dziubuś
Veira
Almaanies
Wiadomość wyedytowana przez autora: 12 października 2017, 22:08
-
Nieśmiała, Zuzanna, jak będziecie już po, to z zaskoczeniem odkryjecie jakie te wasze obawy są bez znaczenia. Owszem, będzie bolec, możliwe że będziecie płakać (ja płakałam, darłam się, krzyczałam że już nie dam rady itp), ale jak już przytulicie dzidzię to tak naprawdę to wszystko przestanie się liczyć. W tym momencie nie jestem w stanie przypomnieć sobie bólu, wiem że bolało jak diabli, ale konkretnego uczucia już nie pamiętam. Głowy do góry! W drugą stronę już się nie da, urodzić musicie i dacie radę, bo babki są silne!
Nieśmiała, MałaMi88, patulla, Cabank84 lubią tę wiadomość
-
Ja tez jestem panikara na sali przed operacją płakałam że aż się dusić zaczęłam. Dobrze że mąż był ze mną i świetna położna. A pani anestezjolog to po prostu złota kobieta, przez cały zabieg glaskala mnie po głowie i opowiadała jakieś bzdury o bransoletkach Lilou cały czas mi mówiła co doktorzy robią i co się będzie dalej działo. Dzięki niej dałam radę i jeszcze od razu zleciła pompę z morfina żeby nie musiała się prosić.
My wczoraj wróciliśmy do domu, pierwsza noc spokojna ale już mi się zaczyna nawal mleczny bo cycki rozrywa. A dla Antusia cycek to spanie więc karmienie trwa sto lat bo non stop muszę Go smyrac po stopach żeby jadł. Dziś mąż biegnie po laktator bo nie dam rady.
Gratuluję wszystkim nowym mamusiom i trzymam kciuki za jeszcze zapakowane prezenty -
BurzaHormonów wrote:Nieśmiała, Zuzanna, jak będziecie już po, to z zaskoczeniem odkryjecie jakie te wasze obawy są bez znaczenia. Owszem, będzie bolec, możliwe że będziecie płakać (ja płakałam, darłam się, krzyczałam że już nie dam rady itp), ale jak już przytulicie dzidzię to tak naprawdę to wszystko przestanie się liczyć. W tym momencie nie jestem w stanie przypomnieć sobie bólu, wiem że bolało jak diabli, ale konkretnego uczucia już nie pamiętam. Głowy do góry! W drugą stronę już się nie da, urodzić musicie i dacie radę, bo babki są silne!
BurzaHormonów lubi tę wiadomość
ponad 3 lata starań...
01.17 IVF- 10 dpt- beta 80, 13 dpt- beta 394, 15 dpt beta 763.
11.01.16 1 IUI , 28.04.16 2 IUI
-
Nieśmiała wrote:Tak na wtorek wg OM. A z usg wychodzi na niedziele teraz...ponad 3 lata starań...
01.17 IVF- 10 dpt- beta 80, 13 dpt- beta 394, 15 dpt beta 763.
11.01.16 1 IUI , 28.04.16 2 IUI
-
Cześć dziewczyny, z góry przepraszam za to ociągniecie kilkudniowe z relacją z porodu pochwaleniem się synkiem...
Udało mi się nadrobić w końcu dziś wszystkie posty i dziękuje za gratulacje, które już były
Mika2009 pytałaś o psa, mój to się przytulał do brzucha i ogolnie do mnie więcej, teraz mój troche na dystans, a jak chce polizac małego to robi to tak delikatnie, że w szoku jestem, czesto podchodzi do kołyski i wącha, ogólnie jest zainteresowanie, ale zachowania nie zmienił, jak goście przychodzą to dalej wariat, zero opanowania
Dobra do sedna, poród dla mnie niestety koszmar, nie tak sobie to wyobrażałam... przede wszystkim miałam mieć swoją położną i byłam spokojna dzięki temu, ale okazało się ona dostała rwy kulszowej i podobno dała znać na porodówce, ale ja akurat nie urodziłam wtedy, bo ten poród trwał prawie 24h... i potem na zmianie trafiłam jak trafiłam... 7.10. w nocy zaczelam odczuwać już dość silne, bolesne skurcze, takkoło 2-3 w nocy, silny ból brzucha... no i już nie spałam... od 4:30 już czynna akcja skurczowa co 10 minut, bez żadnych przerw, ból mocny, zginało mnie czasem w pół, ale jeszcze dałam rade sie wykapać, ogolić... zastanawiałam się czy to już to i opóźniałam szpital, mąż ciągle chciał mnie już wieźć, dojechalismy do szpitala koło 11, tam zbadał mnie lekarz i stwierdził, ze rozwarcie nic nie ruszyło, dalej 2cm, tak jak było na ostatniej wizycie u ginekologa 22.09, troche mnie to zmartwiło, bo bóle były mocne... papierologia i te sprawy, trafiłam na oddział, bóle dalej takie same, od 14 zaczelam miec juz skurcze co 6 minut, od 17 już nie dawałam rady bez chodzenia po podłodze na czworaka, drugi raz badal mnie lekarz, rozwarcie dalej nic, no załamka... żadnych wspomogaczy, ani nic mi nie dali, nie wiem co się stosuje na rozwieranie szyjki, ale powinni to zrobić, pytałam, prosiłam, położna mi dała do zrozumienia, że nic mi nie poradzi, że jest za małe rozwarcie mężowi też powiedziała, że porodu raczej szybko nie bedzie... więc wysłałam go do domu, bo nie chciałam żeby patrzył jak chodze po podłodze i ścianie... no i niestety później było coraz gorzej, skurcze co 4-5 minut, wymiotowałam, mdlałam, nie mogłam oddychac, polożna mi kazała iść spać, bo nie bede miała siły rodzić, rozwarcie dalej nic, no kurwa... załamana byłam dalej... połózyła mnie na sali obok kobiety, która spała i jeszcze mnie ochrzaniła, że jestem za głośno i ją budze... dalej załamka, przeniosła mnie jeszcze gdzies indziej... a bóle się nasilały i nasilały... i tak to trwało... o 2:30 w nocy dopiero rozwarcie się ruszyło na 5cm... wszystko samoistnie się działo, wtedy jakos ledwo przytomna przywołałam męża na poród, bez niego bym nie dała rady, ale teraz mam problem psychiczny, ze to wszystko widział, a nie był do końca chetny do bycia przy porodzie i póki co dalej mi nie przeszło... od tej 2:30 już dalej ledwo kontaktowałam, nawet nie miałam sił otworzyć oczu... no i na sam koniec przyszedł lekarz oprawca, rozcial mnie bez skurczu z dwoch stron do samego tyłka, wszystko czułam... miałam problem z wypchnieciem synka, waskie biodra i juz całkiem brak sił po tylu h męćzarni bólami... potem już mały był na świecie, 4:43, 8.10.2017, po rozcięciu 1 party i już był z nami, ogromna szczęście, niesamowite, a z drugiej strony w mojej głowie, dalej mysli, ze zawiodłam tym porodem, ze to moja wina, ze nie postepowało tak jak powinno i dalej mysle w kwestii, ze mogłam coś zrobic, zeby go wypchnac normalnie, bez tej teksańskiej masakry... Synek jest przecudny, uczmy się nawzajem, choć nie jest łatwo, w szpitalu nikt do mnie potem nie przyszedl, nie powiedział jak przystawić do piersi, jak pielegnowac... Jednym słowem wszyscy tam mają każdego w dupie...
Trzymam kciuki za Wasze porody i życze żeby ten poród był dla Was cudem i szczęściem, dla mnie jest dalej traumą... jak myślę to płacze, nie moge psychicznie dojsc do ładu i składu, bo ciagle sobie wmawiam, że zawiodłam, nie wiem z czego mi się to zrobiło...
Powodzenia i miłego dnia, teraz spróbuje być bardziej na bieżąco!Wiadomość wyedytowana przez autora: 13 października 2017, 09:43