Sierpniowe mamy 2024
-
WIADOMOŚĆ
-
Enpe z synkiem jeszcze nie miałam tego bo nie byliśmy nigdzie w rodzinie a jak do nas przyjeżdzają to max dwie osoby i jest zachowana cisza. Natomiast wiem z doświadczenia ze córka bardzo bardzo odreagowywala takie atrakcje. I tak ma do dzisiaj. Zburzona rutyna często kończyła się usypianiem z płaczem.
enpe lubi tę wiadomość
-
@enpe, u mnie wtedy w wyniku wyszła hipoprolaktynemia, a ona sama w sobie jest praktycznie niespotykanym zaburzeniem i jak poszłam najpierw do gin-endo w jednej poradni przyszpitalnej, to wytrzeszczyl oczy i powiedział, że nie wie co zrobić. Endo olała, choć w innych tematach jest mega. Tu stwierdziła "proszę karmić tyle ile ma pani mleka i tyle, czasami tak jest że brakuje". Także dla mnie to też żadna mądra rada nie była. Moja znajoma, która jest CDL w Poznaniu i z którą o tym gadałam już dużo później, powiedziała najpierw, że nic nie ma, a później, że była świeżo na jakiejś konferencji i ma wejść jakiś lek. Nie wiem na czym to stanęło. W drugą stronę byłoby łatwo 😉 Ja trzeciego synka koniec koncow karmiłam 1,5 roku, ale czas pomiędzy 2 a ok 7 miesiącem był trudny - słabe przyrosty, zaczął odbijać mocniej dopiero przy rozszerzaniu diety i wtedy stopniowo zaczęłam czuc, że nie jest już za mało. Tylko, że to nie jest taka czarno biała sprawa u mnie.
Po tym 3 porodzie, w wyniku komplikacji, a konkretniej - w wyniku ogromnego błędu położnej, miałam rozwalony moczowod, mówiąc bardzo prosto. Długo trwało nim specjaliści doszli do tego. Konsultowali mnie w Trójmieście w różnych miejscach, w Kościerzynie, w Toruniu, w Bydgoszczy, w Warszawie, aż w końcu w Krakowie, zajmował się tam mną konsultant krajowy. Moje 10 miesięcy po porodzie wyglądało tak, że byłam dosłownie cały czas na antybiotykach, baaardzo czesto też lekach przeciwbólowych, rozkurczowych, czasami na morfinie, nie było to sporadyczne. Zaczęło się pozornie łatwo - dostałam antybiotyki dwa po dobie od porodu, morfina, fentanyl, spędziłam tydzień dłużej w szpitalu. Wydawało się, że jestem już wyleczona, dostałam antybiotyk doustny do domu jeszcze i... Dwa dni po odstawieniu wrócił ropomocz, olbrzymia kilka nerkowa. I od tego momentu, co schodziłam z antybiotyku to za każdym jednym razem tak się działo po ok 2-3 dniach. Za każdym jednym. Nie było mizliwe, żebym w nieskończoność była co chwilę w szpitalu, więc byłam w domu z wenflonem, podawałam sobie antybiotyk dożylny 2 lub 3 razy dziennie i taka historia się ciągle powtarzała. To był rok pełen cierpienia. Myślę, że takie warunki nie sprzyjają laktacji, a gdzie tu mówić o dodatkowych problemach typu prolaktyna czy tarczyca.
Ten rok macierzyństwa zakończyłam usunięciem nerki, z komplikacja w pistacji perforacji jelita - miałam 2 ciężkie operacje w kilka dni. Z wycinków z nerki wyszło, że przez ciągle odmiedniczkowe zapalenie została już zakażona "nieuleczalnie".
Na pewno wiele osób by porzuciło kp dużo wcześniej, ale dla mnie to było ogromnie ważne. Ogromnie. Nie chodziło o mleko, a te niezastąpiona bliskość, której ja przy butli nie czuje (byłam mamą karmiąca też mm) oraz o to, że czułam, iż muszę mieć chociaż te jedna rzecz ,która będzie zależna ode mnie - jej zakończenie będzie wtedy, gdy ja tego zechce, a nie gdy zmusi mnie sytuacja. Dlatego często zaciskam zeby i karmilam, byle nie wziąć więcej leków niż moge przy kp. Jak brałam morfine, to wszystko miała wyliczone - kiedy osiąga maksymalny poziom w krwi, kiedy spada itd. żeby minimalizować ryzyko dla dziecka. Konsultowałam się z Laktaceutą w sprawie roznych leków z konkretnymi dawkami "szpitalnymi" pode mnie i jednocześnie przy wyliczeniu wagi oraz wieku dziecka. I tak dalej. A jak byłam w szpitalu to przez 3 tygodnie (tyle spędziłam łącznie w szpitalach w wyniku tych operacji -zaliczyłam dwa pod rząd, z przerwą dwudniowa)sciagalam, rzygalam, ściągałam, rzygalam. Przetaczali mi krew wtedy. Jak nie byłam na lekach, to dawałam swoje mleko, jak byłam już po operacji, to po 1 operacji mogłam dawać, ale później właśnie wyszłam i wróciłam do innego szpitala po 2 dniach, bo wyszła perforacja, wtedy mój stan był tragiczny i nie mogłam dawać swojego mleka, leki były zbyt ciężkie i był ich ogrom. Jednak jak tylko dałam radę, to odstawiliśmy/zamienialiśmy tak żebym mogła już karmić. Nie wiem czy kojarzycie, ale na IG jest taki lekarz @chirurgpawel. On mi pomógł załatwić ustronne miejsce przy wejściu do oddziału, żebym mogła karmić małego chociaż te 2 razy dziennie, kiedy już mogłam chodzić, a nadal musiałam być w szpitalu. Chodziło o sam kontakt z piersią. Jak mi z kolei usuwali przed tym nerkę w Krk, to mąż do dnia mojej operacji (chwilę to zajęło nim się zebrali) przychodził codziennie z dziećmi na dół szpitala i tak karmiłam małego też 2-3 razy.
Jak wróciłam do domu, to wiadomo, był ciężej, dziecko jednak miało te butle długo, a cycka mało, ale po paru dniach walki wrocila miłość do cycka i pełen spokój przy jedzeniu. Ogromnie się cieszyłam, że mi się udało. Dalszy przebieg kp był bezproblemowy i trwało to jeszcze długo
Przy średniaku miałam 2 operacje i kilka zabiegów w czasie kp, więc też może być tak, że ten stres dla organizmu źle wpływal + ta tarczyca. Z tym, że tu była taka historia, że synek miał przez pewien czas zapalenie jelit i po mm miał ogromne bóle, krew w kupie. Wtedy wspomagaliśmy się przez pewien czas dokarmiając go mlekiem jego mamy chrzestnej, która miała nadprodukcję. Później jak już ogarniał stałe pokarmy to nie było takiej konieczności.
Zobaczymy jak to będzie tym razem. Jednak mam w sobie większy luz, nie stresuja mnie od razu jakieś spowolnienia przybierania. No i na tę chwilę jestem w stanie dawać jej więcej. Ona z butli też tak drobi te jedzenie tzn chciałaby częściej, ale po mniejsze porcje. Potrafi 40 ml pić w nieskończoność i wyglądac przy tym jakby miała pęknąć 😅 Ostatnio zostawiłam mamie 60 ml mleka awaryjnie, jak u nas była i miałam wyjść ze starszymi. Wracam a ona mi mówi, że to jest najtrudniejsze dziecko do karmienia, jakie miała w rękach 😅 powiedziała to pediatra 😆 do tej pory moja mama miała magiczne ręce - każde dziecko potrafiła położyć spać szybko i bez problemu, od razu wiedziała co które chce po głosie czy minach, butlą karmiła też nie raz i nigdy nie było kłopotu, to od niej moje dzieci brały smoczek a ode mnie nie 😜 i tak dalej.
Na tę chwilę mama mówi, że mała wygląda dobrze, rozwojowo jest też super, nawet próbę trakcji ma dodatnia, więc jak to stwierdziła "medycznie nie czepiam sie, nie mam czego".
A mała na razie przybiera, tylko, że znacznie mniej niż wcześniej i od 3 tygodni jest to poniżej normy dla wieku. Mieliśmy szczepienie na rota 2 tygodnie temu, więc może też oni miało wplyw. Zobaczymy za kolejne 2 tygodnie. Humor na dobry, jest ruchliwa, chętnie gada, wręcz bardzo dużo, uśmiecha sie, pięknie trzyma główkę, więc nie ma się czego przyczepić na tę chwilę.Wiadomość wyedytowana przez autora: 12 października, 21:14
-
Emzet92 wrote:Polubiłam za brak jelitowki. Choć silny kaszel ten nie brzmi wspaniale. Ale wolę to niż sranko i wymiotowanko non stop 🤣
Mam nadzieję, że u Ciebie ciągle rzeka mleka 💪 oby neurologopeda coś znalazła i zaradzila. Dziś mój zuch wciągnął 140ml z butli, bo matka na wychodnym u lekarza 🤣 ale dziś mam jeszcze jedno wychodne, tym razem z przyjaciółką. Stary ogląda mecz, pies będzie spał na kanapie. Jezusie 😃😃 życie jak w Madrycie 🤣🤣
Oj tak, lepszy kaszel 😅 no i u niego to standard 🙄
Oooo to niezły ma spust!! Tak, u mnie też starszak i mąż oglądają mecz. A w dzień mąż był na kursie trenerskim. Jutro zresztą też jedzie.
Ja dziś zrobiłam pierwsze w życiu grzyby w occie 🤪 sama nie jem grzybów, ale ładnie wyglądają na stole 🤣🤣 mąż zje
@enpe, co do przebodzcowania, to czasami mam takie wrażenie - jak chłopcy biegają, krzyczą itd. Wtedy ona nie może się skupić na jedzeniu, odrywa się, marszczy, krzywi, czerwona się robi, a jak przestaje ja karmić to jest niezadowolona. Działa wyjście z nią do osobnego pokoju, nakarmienie najpierw na siedząco, a jak już tylko ciumka, to się kładę i zasypia. Lubi tak.Wiadomość wyedytowana przez autora: 12 października, 21:16
-
U nas ciężko. O ile zdaje się, że lepiej pod względem ulewania , pierdów i brzuszka. O tyle problem z karmieniem. Tj je bardzo często , dużo. Je i odbija mu się w trakcie. Leję się już bokiem. I tak to trwa 30 minut , godzinę. Zabieram pierś. I on płacze. I tak zmieniam pierś po 4, 6 razy. Zależy. Aż uzna że ma dość. Nie wiem już co robić. Naprawdę.
-
Mąż dzisiaj był w Warszawie i pojechał do najtańszej apteki i najlepiej wyposażonej jaka jest. Kupił spirale kyleena od ręki za 530 zł (u manie w aptece na zamówienie 790…)
Także za tydzień idę na założenie.
Śmieszne bo wielkość opakowania mnie przerazila 🤣 aż sprawdzałam w internecie jakiej to jest wielkości bo opakowanie jest ogromne. I mino dwóch porodów SN jakoś nnie to przeraziło 😱 -
Mamma-mia wrote:@enpe, u mnie wtedy w wyniku wyszła hipoprolaktynemia, a ona sama w sobie jest praktycznie niespotykanym zaburzeniem i jak poszłam najpierw do gin-endo w jednej poradni przyszpitalnej, to wytrzeszczyl oczy i powiedział, że nie wie co zrobić. Endo olała, choć w innych tematach jest mega. Tu stwierdziła "proszę karmić tyle ile ma pani mleka i tyle, czasami tak jest że brakuje". Także dla mnie to też żadna mądra rada nie była. Moja znajoma, która jest CDL w Poznaniu i z którą o tym gadałam już dużo później, powiedziała najpierw, że nic nie ma, a później, że była świeżo na jakiejś konferencji i ma wejść jakiś lek. Nie wiem na czym to stanęło. W drugą stronę byłoby łatwo 😉 Ja trzeciego synka koniec koncow karmiłam 1,5 roku, ale czas pomiędzy 2 a ok 7 miesiącem był trudny - słabe przyrosty, zaczął odbijać mocniej dopiero przy rozszerzaniu diety i wtedy stopniowo zaczęłam czuc, że nie jest już za mało. Tylko, że to nie jest taka czarno biała sprawa u mnie.
Po tym 3 porodzie, w wyniku komplikacji, a konkretniej - w wyniku ogromnego błędu położnej, miałam rozwalony moczowod, mówiąc bardzo prosto. Długo trwało nim specjaliści doszli do tego. Konsultowali mnie w Trójmieście w różnych miejscach, w Kościerzynie, w Toruniu, w Bydgoszczy, w Warszawie, aż w końcu w Krakowie, zajmował się tam mną konsultant krajowy. Moje 10 miesięcy po porodzie wyglądało tak, że byłam dosłownie cały czas na antybiotykach, baaardzo czesto też lekach przeciwbólowych, rozkurczowych, czasami na morfinie, nie było to sporadyczne. Zaczęło się pozornie łatwo - dostałam antybiotyki dwa po dobie od porodu, morfina, fentanyl, spędziłam tydzień dłużej w szpitalu. Wydawało się, że jestem już wyleczona, dostałam antybiotyk doustny do domu jeszcze i... Dwa dni po odstawieniu wrócił ropomocz, olbrzymia kilka nerkowa. I od tego momentu, co schodziłam z antybiotyku to za każdym jednym razem tak się działo po ok 2-3 dniach. Za każdym jednym. Nie było mizliwe, żebym w nieskończoność była co chwilę w szpitalu, więc byłam w domu z wenflonem, podawałam sobie antybiotyk dożylny 2 lub 3 razy dziennie i taka historia się ciągle powtarzała. To był rok pełen cierpienia. Myślę, że takie warunki nie sprzyjają laktacji, a gdzie tu mówić o dodatkowych problemach typu prolaktyna czy tarczyca.
Ten rok macierzyństwa zakończyłam usunięciem nerki, z komplikacja w pistacji perforacji jelita - miałam 2 ciężkie operacje w kilka dni. Z wycinków z nerki wyszło, że przez ciągle odmiedniczkowe zapalenie została już zakażona "nieuleczalnie".
Na pewno wiele osób by porzuciło kp dużo wcześniej, ale dla mnie to było ogromnie ważne. Ogromnie. Nie chodziło o mleko, a te niezastąpiona bliskość, której ja przy butli nie czuje (byłam mamą karmiąca też mm) oraz o to, że czułam, iż muszę mieć chociaż te jedna rzecz ,która będzie zależna ode mnie - jej zakończenie będzie wtedy, gdy ja tego zechce, a nie gdy zmusi mnie sytuacja. Dlatego często zaciskam zeby i karmilam, byle nie wziąć więcej leków niż moge przy kp. Jak brałam morfine, to wszystko miała wyliczone - kiedy osiąga maksymalny poziom w krwi, kiedy spada itd. żeby minimalizować ryzyko dla dziecka. Konsultowałam się z Laktaceutą w sprawie roznych leków z konkretnymi dawkami "szpitalnymi" pode mnie i jednocześnie przy wyliczeniu wagi oraz wieku dziecka. I tak dalej. A jak byłam w szpitalu to przez 3 tygodnie (tyle spędziłam łącznie w szpitalach w wyniku tych operacji -zaliczyłam dwa pod rząd, z przerwą dwudniowa)sciagalam, rzygalam, ściągałam, rzygalam. Przetaczali mi krew wtedy. Jak nie byłam na lekach, to dawałam swoje mleko, jak byłam już po operacji, to po 1 operacji mogłam dawać, ale później właśnie wyszłam i wróciłam do innego szpitala po 2 dniach, bo wyszła perforacja, wtedy mój stan był tragiczny i nie mogłam dawać swojego mleka, leki były zbyt ciężkie i był ich ogrom. Jednak jak tylko dałam radę, to odstawiliśmy/zamienialiśmy tak żebym mogła już karmić. Nie wiem czy kojarzycie, ale na IG jest taki lekarz @chirurgpawel. On mi pomógł załatwić ustronne miejsce przy wejściu do oddziału, żebym mogła karmić małego chociaż te 2 razy dziennie, kiedy już mogłam chodzić, a nadal musiałam być w szpitalu. Chodziło o sam kontakt z piersią. Jak mi z kolei usuwali przed tym nerkę w Krk, to mąż do dnia mojej operacji (chwilę to zajęło nim się zebrali) przychodził codziennie z dziećmi na dół szpitala i tak karmiłam małego też 2-3 razy.
Jak wróciłam do domu, to wiadomo, był ciężej, dziecko jednak miało te butle długo, a cycka mało, ale po paru dniach walki wrocila miłość do cycka i pełen spokój przy jedzeniu. Ogromnie się cieszyłam, że mi się udało. Dalszy przebieg kp był bezproblemowy i trwało to jeszcze długo
Przy średniaku miałam 2 operacje i kilka zabiegów w czasie kp, więc też może być tak, że ten stres dla organizmu źle wpływal + ta tarczyca. Z tym, że tu była taka historia, że synek miał przez pewien czas zapalenie jelit i po mm miał ogromne bóle, krew w kupie. Wtedy wspomagaliśmy się przez pewien czas dokarmiając go mlekiem jego mamy chrzestnej, która miała nadprodukcję. Później jak już ogarniał stałe pokarmy to nie było takiej konieczności.
Zobaczymy jak to będzie tym razem. Jednak mam w sobie większy luz, nie stresuja mnie od razu jakieś spowolnienia przybierania. No i na tę chwilę jestem w stanie dawać jej więcej. Ona z butli też tak drobi te jedzenie tzn chciałaby częściej, ale po mniejsze porcje. Potrafi 40 ml pić w nieskończoność i wyglądac przy tym jakby miała pęknąć 😅 Ostatnio zostawiłam mamie 60 ml mleka awaryjnie, jak u nas była i miałam wyjść ze starszymi. Wracam a ona mi mówi, że to jest najtrudniejsze dziecko do karmienia, jakie miała w rękach 😅 powiedziała to pediatra 😆 do tej pory moja mama miała magiczne ręce - każde dziecko potrafiła położyć spać szybko i bez problemu, od razu wiedziała co które chce po głosie czy minach, butlą karmiła też nie raz i nigdy nie było kłopotu, to od niej moje dzieci brały smoczek a ode mnie nie 😜 i tak dalej.
Na tę chwilę mama mówi, że mała wygląda dobrze, rozwojowo jest też super, nawet próbę trakcji ma dodatnia, więc jak to stwierdziła "medycznie nie czepiam sie, nie mam czego".
A mała na razie przybiera, tylko, że znacznie mniej niż wcześniej i od 3 tygodni jest to poniżej normy dla wieku. Mieliśmy szczepienie na rota 2 tygodnie temu, więc może też oni miało wplyw. Zobaczymy za kolejne 2 tygodnie. Humor na dobry, jest ruchliwa, chętnie gada, wręcz bardzo dużo, uśmiecha sie, pięknie trzyma główkę, więc nie ma się czego przyczepić na tę chwilę.
Jejku, podziwiam. Ciężka historia i szacun, że dałaś radę. Bardzo silna babka jesteś 💪🏻. Dużo wysiłku cię to kosztowało.ONA:
PCOS, insulinooporność, drożne jajowody
💊 metformina + inozytol (Fertistim), 3-7 dc NAC, oleje: do owulacji z wiesiołka, po owulacji lniany
ON:
teratozoospermia, fragmentacja: 14%, USG ok
💊 Profertil, Fertistim, NAC, L-karnityna, wit. D 4000 j., koenzym Q10, wit. A + E
11.12.2023 ⏸️
08.2024 mała A. 👸🏻 🩷
-
MumAgain wrote:U nas ciężko. O ile zdaje się, że lepiej pod względem ulewania , pierdów i brzuszka. O tyle problem z karmieniem. Tj je bardzo często , dużo. Je i odbija mu się w trakcie. Leję się już bokiem. I tak to trwa 30 minut , godzinę. Zabieram pierś. I on płacze. I tak zmieniam pierś po 4, 6 razy. Zależy. Aż uzna że ma dość. Nie wiem już co robić. Naprawdę.
A smoczka mu dajesz? Moze on potrzebuje bliskosci a nie jedzenia11.12 ⏸️
03.06 Synek na świecie 🥰 (28+5) -
Mamma-mia wrote:@enpe, u mnie wtedy w wyniku wyszła hipoprolaktynemia, a ona sama w sobie jest praktycznie niespotykanym zaburzeniem i jak poszłam najpierw do gin-endo w jednej poradni przyszpitalnej, to wytrzeszczyl oczy i powiedział, że nie wie co zrobić. Endo olała, choć w innych tematach jest mega. Tu stwierdziła "proszę karmić tyle ile ma pani mleka i tyle, czasami tak jest że brakuje". Także dla mnie to też żadna mądra rada nie była. Moja znajoma, która jest CDL w Poznaniu i z którą o tym gadałam już dużo później, powiedziała najpierw, że nic nie ma, a później, że była świeżo na jakiejś konferencji i ma wejść jakiś lek. Nie wiem na czym to stanęło. W drugą stronę byłoby łatwo 😉 Ja trzeciego synka koniec koncow karmiłam 1,5 roku, ale czas pomiędzy 2 a ok 7 miesiącem był trudny - słabe przyrosty, zaczął odbijać mocniej dopiero przy rozszerzaniu diety i wtedy stopniowo zaczęłam czuc, że nie jest już za mało. Tylko, że to nie jest taka czarno biała sprawa u mnie.
Po tym 3 porodzie, w wyniku komplikacji, a konkretniej - w wyniku ogromnego błędu położnej, miałam rozwalony moczowod, mówiąc bardzo prosto. Długo trwało nim specjaliści doszli do tego. Konsultowali mnie w Trójmieście w różnych miejscach, w Kościerzynie, w Toruniu, w Bydgoszczy, w Warszawie, aż w końcu w Krakowie, zajmował się tam mną konsultant krajowy. Moje 10 miesięcy po porodzie wyglądało tak, że byłam dosłownie cały czas na antybiotykach, baaardzo czesto też lekach przeciwbólowych, rozkurczowych, czasami na morfinie, nie było to sporadyczne. Zaczęło się pozornie łatwo - dostałam antybiotyki dwa po dobie od porodu, morfina, fentanyl, spędziłam tydzień dłużej w szpitalu. Wydawało się, że jestem już wyleczona, dostałam antybiotyk doustny do domu jeszcze i... Dwa dni po odstawieniu wrócił ropomocz, olbrzymia kilka nerkowa. I od tego momentu, co schodziłam z antybiotyku to za każdym jednym razem tak się działo po ok 2-3 dniach. Za każdym jednym. Nie było mizliwe, żebym w nieskończoność była co chwilę w szpitalu, więc byłam w domu z wenflonem, podawałam sobie antybiotyk dożylny 2 lub 3 razy dziennie i taka historia się ciągle powtarzała. To był rok pełen cierpienia. Myślę, że takie warunki nie sprzyjają laktacji, a gdzie tu mówić o dodatkowych problemach typu prolaktyna czy tarczyca.
Ten rok macierzyństwa zakończyłam usunięciem nerki, z komplikacja w pistacji perforacji jelita - miałam 2 ciężkie operacje w kilka dni. Z wycinków z nerki wyszło, że przez ciągle odmiedniczkowe zapalenie została już zakażona "nieuleczalnie".
Na pewno wiele osób by porzuciło kp dużo wcześniej, ale dla mnie to było ogromnie ważne. Ogromnie. Nie chodziło o mleko, a te niezastąpiona bliskość, której ja przy butli nie czuje (byłam mamą karmiąca też mm) oraz o to, że czułam, iż muszę mieć chociaż te jedna rzecz ,która będzie zależna ode mnie - jej zakończenie będzie wtedy, gdy ja tego zechce, a nie gdy zmusi mnie sytuacja. Dlatego często zaciskam zeby i karmilam, byle nie wziąć więcej leków niż moge przy kp. Jak brałam morfine, to wszystko miała wyliczone - kiedy osiąga maksymalny poziom w krwi, kiedy spada itd. żeby minimalizować ryzyko dla dziecka. Konsultowałam się z Laktaceutą w sprawie roznych leków z konkretnymi dawkami "szpitalnymi" pode mnie i jednocześnie przy wyliczeniu wagi oraz wieku dziecka. I tak dalej. A jak byłam w szpitalu to przez 3 tygodnie (tyle spędziłam łącznie w szpitalach w wyniku tych operacji -zaliczyłam dwa pod rząd, z przerwą dwudniowa)sciagalam, rzygalam, ściągałam, rzygalam. Przetaczali mi krew wtedy. Jak nie byłam na lekach, to dawałam swoje mleko, jak byłam już po operacji, to po 1 operacji mogłam dawać, ale później właśnie wyszłam i wróciłam do innego szpitala po 2 dniach, bo wyszła perforacja, wtedy mój stan był tragiczny i nie mogłam dawać swojego mleka, leki były zbyt ciężkie i był ich ogrom. Jednak jak tylko dałam radę, to odstawiliśmy/zamienialiśmy tak żebym mogła już karmić. Nie wiem czy kojarzycie, ale na IG jest taki lekarz @chirurgpawel. On mi pomógł załatwić ustronne miejsce przy wejściu do oddziału, żebym mogła karmić małego chociaż te 2 razy dziennie, kiedy już mogłam chodzić, a nadal musiałam być w szpitalu. Chodziło o sam kontakt z piersią. Jak mi z kolei usuwali przed tym nerkę w Krk, to mąż do dnia mojej operacji (chwilę to zajęło nim się zebrali) przychodził codziennie z dziećmi na dół szpitala i tak karmiłam małego też 2-3 razy.
Jak wróciłam do domu, to wiadomo, był ciężej, dziecko jednak miało te butle długo, a cycka mało, ale po paru dniach walki wrocila miłość do cycka i pełen spokój przy jedzeniu. Ogromnie się cieszyłam, że mi się udało. Dalszy przebieg kp był bezproblemowy i trwało to jeszcze długo
Przy średniaku miałam 2 operacje i kilka zabiegów w czasie kp, więc też może być tak, że ten stres dla organizmu źle wpływal + ta tarczyca. Z tym, że tu była taka historia, że synek miał przez pewien czas zapalenie jelit i po mm miał ogromne bóle, krew w kupie. Wtedy wspomagaliśmy się przez pewien czas dokarmiając go mlekiem jego mamy chrzestnej, która miała nadprodukcję. Później jak już ogarniał stałe pokarmy to nie było takiej konieczności.
Zobaczymy jak to będzie tym razem. Jednak mam w sobie większy luz, nie stresuja mnie od razu jakieś spowolnienia przybierania. No i na tę chwilę jestem w stanie dawać jej więcej. Ona z butli też tak drobi te jedzenie tzn chciałaby częściej, ale po mniejsze porcje. Potrafi 40 ml pić w nieskończoność i wyglądac przy tym jakby miała pęknąć 😅 Ostatnio zostawiłam mamie 60 ml mleka awaryjnie, jak u nas była i miałam wyjść ze starszymi. Wracam a ona mi mówi, że to jest najtrudniejsze dziecko do karmienia, jakie miała w rękach 😅 powiedziała to pediatra 😆 do tej pory moja mama miała magiczne ręce - każde dziecko potrafiła położyć spać szybko i bez problemu, od razu wiedziała co które chce po głosie czy minach, butlą karmiła też nie raz i nigdy nie było kłopotu, to od niej moje dzieci brały smoczek a ode mnie nie 😜 i tak dalej.
Na tę chwilę mama mówi, że mała wygląda dobrze, rozwojowo jest też super, nawet próbę trakcji ma dodatnia, więc jak to stwierdziła "medycznie nie czepiam sie, nie mam czego".
A mała na razie przybiera, tylko, że znacznie mniej niż wcześniej i od 3 tygodni jest to poniżej normy dla wieku. Mieliśmy szczepienie na rota 2 tygodnie temu, więc może też oni miało wplyw. Zobaczymy za kolejne 2 tygodnie. Humor na dobry, jest ruchliwa, chętnie gada, wręcz bardzo dużo, uśmiecha sie, pięknie trzyma główkę, więc nie ma się czego przyczepić na tę chwilę.
Matko ile Ty przeszłaś, mega silna babka jesteś!! Podziwiam, że tak sobie dobrze ze wszystkim radzisz.
Mnie właśnie martwi proba trakcji, u nas niestety ujemną, no ale jesteśmy pod opieką fizjo. -
Papapatka wrote:Mąż dzisiaj był w Warszawie i pojechał do najtańszej apteki i najlepiej wyposażonej jaka jest. Kupił spirale kyleena od ręki za 530 zł (u manie w aptece na zamówienie 790…)
Także za tydzień idę na założenie.
Śmieszne bo wielkość opakowania mnie przerazila 🤣 aż sprawdzałam w internecie jakiej to jest wielkości bo opakowanie jest ogromne. I mino dwóch porodów SN jakoś nnie to przeraziło 😱Trudna droga IVF
01.2021 ❄❄
03.2021 FET 2BC 9tc z. Turnera
08.2021 FET
11.2021 ❄❄❄
11.2021 ET
01.2022 FET 3BB,1BB🎉
09.22 - bliźniaczki, A. 1600g, S. 2200g
11. 2023 - SZOK, naturalny cud
07.2024 Sz. 3885g
-
@Mamma mia, masz strasznie trudne doświadczenia. Bardzo, bardzo Ci współczuję. Obyś miała to wszystko już za sobą.Trudna droga IVF
01.2021 ❄❄
03.2021 FET 2BC 9tc z. Turnera
08.2021 FET
11.2021 ❄❄❄
11.2021 ET
01.2022 FET 3BB,1BB🎉
09.22 - bliźniaczki, A. 1600g, S. 2200g
11. 2023 - SZOK, naturalny cud
07.2024 Sz. 3885g
-
Dzięki, dziewczyny 😘 druga podjęła ładnie pracę i pomijając kostki problem z kamicą, wszystko jest tam ok 😊 Wtedy marzyłam o tym, żeby móc po prostu wyjść z dziećmi na spacer, bez ciągłego bólu, także teraz takie rzeczy bardzo cieszą.
@Suprive, Twoja córeczka jest jednak urodzona dłużej przed czasem, więc myślę, że może być tak, że potrzebuje więcej czasu, żeby do tego dojść. Jak chodzicie do fizjo, to na pewno ma na to oko.
U nas Łeba trakcji wyszla dodatnia już 2 tygodnie temu u fizjo, ale generalnie moje dzieci, pomijając pierwszego, który musiał przejść intensywna rehabilitację, były bardzo szybkie w tym rozwoju fizycznym. Może też dlatego później wychodzi im nadpobudliwość 🤷🏻♀️ Jakby tak małą do pewnych rzeczy doszła kilka miesięcy później niż bracia, to nawet bym się cieszyła, szczerze mówiąc.
Jeszcze się naganiamy za tymi maluchami, zobaczysz 😀😀 -
Emzet92 wrote:To apteka niedaleko Ronda Starzyńskiego? Czy jakaś inna? Możecie mi powiedzieć na jak długo zakłada się spirale i jak ona działa? Jestem przed rozmową na ten temat z ginem, więc się chętnie dowiem. Bo jeszcze wkładki są?
Co do tych spiral też się poważnie zastanawiam, ale sama nie wiem czy po latach bezdzietności jeszcze taki złoty strzał mi się przytrafi 🤣Bettti03 lubi tę wiadomość
04.2020 synek 💙
08.2024 córeczka 🩷 -
MumAgain musisz mieć smaczny pokarm, że Oluś nie może się oderwać 😁 A moze skok jakiś i to minie za parę dni. Mój teraz ma różnie, czasem je bardzo krótko, a czasem wisi na piersi.
Mamma-mia dużo przeżyłaś, współczuję. Masz mocny charakter, że nie poddałaś się z karmieniem, szacunek 🙂Mamma-mia lubi tę wiadomość
-
Lolcia37 wrote:Też jestem ciekawa co to za apteka 😃
Co do tych spiral też się poważnie zastanawiam, ale sama nie wiem czy po latach bezdzietności jeszcze taki złoty strzał mi się przytrafi 🤣Lolcia37 lubi tę wiadomość
Trudna droga IVF
01.2021 ❄❄
03.2021 FET 2BC 9tc z. Turnera
08.2021 FET
11.2021 ❄❄❄
11.2021 ET
01.2022 FET 3BB,1BB🎉
09.22 - bliźniaczki, A. 1600g, S. 2200g
11. 2023 - SZOK, naturalny cud
07.2024 Sz. 3885g
-
Emzet92 wrote:Nie no słuchaj już nie jeden Bożydar i Bogumiła byli na tym forum 🤣🤣 ja już nie podejmuję ryzyka 🤣🤣 KONIEC
Emzet92, Asiasia1 lubią tę wiadomość
04.2020 synek 💙
08.2024 córeczka 🩷 -
Lolcia37 wrote:Wiem, nie ma co kusić losu 🤣😂 zwłaszcza, że dzisiaj starszak poklepał mnie po brzuchu i zapytał czy tu jest dzidziuś ? 😱😱😱
Lolcia37 lubi tę wiadomość
Trudna droga IVF
01.2021 ❄❄
03.2021 FET 2BC 9tc z. Turnera
08.2021 FET
11.2021 ❄❄❄
11.2021 ET
01.2022 FET 3BB,1BB🎉
09.22 - bliźniaczki, A. 1600g, S. 2200g
11. 2023 - SZOK, naturalny cud
07.2024 Sz. 3885g
-
MumAgain wrote:U nas ciężko. O ile zdaje się, że lepiej pod względem ulewania , pierdów i brzuszka. O tyle problem z karmieniem. Tj je bardzo często , dużo. Je i odbija mu się w trakcie. Leję się już bokiem. I tak to trwa 30 minut , godzinę. Zabieram pierś. I on płacze. I tak zmieniam pierś po 4, 6 razy. Zależy. Aż uzna że ma dość. Nie wiem już co robić. Naprawdę.
Może skok i próbuje sobie napordukowac więcej mleka, a brzuszek nie wyrabia? -
Emzet92 wrote:To apteka niedaleko Ronda Starzyńskiego? Czy jakaś inna? Możecie mi powiedzieć na jak długo zakłada się spirale i jak ona działa? Jestem przed rozmową na ten temat z ginem, więc się chętnie dowiem. Bo jeszcze wkładki są?
Tak, dokładniej na ul. Namyslowskiej, kawałek przed rondem zaba po prawej stronie.
Spirale zakłada się na 5 lat.
Różne są działania. Działanie systemu Kyleena polega na zagęszczaniu śluzu w szyjce macicy, który hamuje przedostanie się plemników przez kanał szyjki. Zapobiega to kontaktowi plemnika z komórką jajową i tym samym nie dopuszcza do zapłodnienia. Kyleena powoduje również zmniejszenie comiesięcznego przyrostu grubości wyściółki macicyLolcia37, Emzet92 lubią tę wiadomość