Styczniowe Mamusie 2018
-
WIADOMOŚĆ
-
Melevis wrote:Jeżeli o mnie chodzi to tak, zawsze odkładałam dziecko w bezpieczne miejsce, tj. kołyska, łóżeczko albo mata na podłodze. W łóżeczku nie było zadnych maskotek. W szpitalu byłam w sali jednoosobowej i zostawiałam młodego w tej wanience na kółkach. Ale nie mnie to oceniać, nikt nie powinien a ja napisałam tylko o swoich odczuciach, ze rozne sa sytuacje i możliwości. I nie odniosłam sie tylko do pozostawienia dziecka, ale tez o tym, ze zachowanie położnej było karygodne.
Melevis i dZiecka samego też nigdy nie zostawilas w łóżeczku? Bo idąc tym tokiem myslenia, w każdym łóżku czy łóżeczku dziecko może się przekręcić i udusić. A pisałaś, ze nie do pomyślenia jest zostawienie dziecka w łóżku obojętnie jak bardzo zabePieczonego. Więc jednak wkladalas dziecko do wanienki i wychodzilas A też mogło się coss stać. Żadne łóżko, lozeczko czy wanienka nie dają Ci gwarancji ze dziecko się nie przekreci. Jak zatem funkcjonować? Nikt tu nie pisał o zestawieniu dZiecka bez zabezpieczenia, bo taka sytuacja nie miała miejsca.
Znam zatem same nieodpowiedzialne mamy, które pozwalają swoim maleńkim dzieciom spać we własnym łóżku i nawet wyjdą zrobić sobie śniadanie do kuchni. Znam wiele nieodpowiedzialnych mam, które zostawiają swoje dziecko na sofie zabePiecOnej poduszkami tak ze nie ma opcji żeby coś się stało i wieszają pranie. Znam mamy, które wychodzą wziąć prysznic, gdy dziecko śpi w łóŻeczku z misiem i poduszka a tez widocznie nie powinny.
-
Kasiarzyna ja też rodziłam w Rydygierze i już więcej nie będę. Sam poród ok(choć myślę, że przez wykupioną położną) ale warunki po, opieka położnych na noworodkach,doradcy laktacyjni, neonatolodzy i warunki lokalowe to masakra. Nie mam wygórowanych wymagań bo wiem, że szpital to nie hotel ale jeśli na salach dwuosobowych leżą 4 osoby(drzwi ani okna się nie domykają), gdzie nie ma łazienki, trzeba iść do pokoju obok, jedynki i prosić czy można skorzystać lub czekać na korytarzu razem z 5-cioma innymi dziewczynami gdzie po porodzie naturalnym czasem ciężko jest wytrzymać, i jeszcze prosić się o papier którego nigdy nie ma to trochę kiepsko. Dodatkowo w łazience jest zimno nawet przy 30 st upale i trzeba uważać by nie przewiało Cię bo podłoga to goły beton a prysznic to kawałek zasłonki. Nie ma gdzie powiesić ręcznika ani zostawić ciuchów i często dziewczyny wracają z zapaleniem piersi lub gardła więc trochę kiepsko
Rodziłam też w Koperniku w 21 tyg więc to trochę inny poród ale porównując do Rydygiera to niebo i ziemia. Żeromski jest specyficzny. Raczej na znieczulenie nie ma co liczyć, a położne na szkole rodzenia porównują kobietę do krowy i wmawiają, że jak się rodzi ze znieczuleniem to nie jest się prawdziwą matką itd. Koleżanki opowiadały, więc też skreśliłam. Dla mnie wybór jest pomiędzy Ujastkiem a Kopernikiem. Ujastek mówią, że taśmowo, ale jak ma być jak to jest szpital tylko ginekologiczno-położniczy jako jedyny i mnóstwo kobiet wybiera go do porodu, więc trochę taśmowo musi być. Coś za coś. Ale się rozpisałam, ehh -
Melevis wrote:Tak tak, dlatego zaznaczyłam, że cesarka. Chociaz znajoma w innym mieście tez miała cc i nawet chciała, zeby mała położne zabrały ale nie było opcji, w sumie nie wiem dlaczego.
-
Ja zastanawiam się nad inflancką (znam,rodzilam i przynajmniej bede wiedziała co mnie czeka jeśli chodzi oczywiście o warunki i standardy traktowania) albo Starynkiewicza (slyszalam ze mimo niezbyt fajnych standardow lokalowych maja dobry personel medyczny). Co do inflanckiej to mimo samego wspomnienia porodu warunki do rodzenia były naprawdę fajne: Zzo na żądanie, sale narodzin świetnie wyposazone, trakt przedporodowy tez znośnie, jedzenie jak na szpital naprawdę ok no i dobre warunki poporodowe(dwuosobowe sale z łazienka, wszystko nowe,maz mógłby przebywać cały dzień gdyby chciał nie robią problemu z wyjątkiem obchodow oczywiście) a personel jest rozny jak wszędzie, ale to mój drugi poród wiec może bede bardziej przygotowana
Edit:kumpela rodzila w bielańskim i sobie chwaliła personel i sam przebieg porodu, ale warunki podobniez trudne. Cala nadzieja w tym remoncie, oby zdążyli do styczniaWiadomość wyedytowana przez autora: 20 sierpnia 2017, 20:40
-
Ja rodzilam na Zelaznej i tam też planuję rodzic 2 raz. Nie miałam prywatnej poloznej. Tam koszt to 2000 zł. Ale my się nie zdecydowaliśmy i bylam zadowolona z tej którą nam się trafila, spisała się na medal i tak jedna przypada na jedna osobę a nawet w pewnym momencie były dwie przy mnie. Czasami nawet chcialam żeby zostawiła mnie sama z mezem,a wiec nie wiem co ta którą by dostala kasę mogłaby zrobić więcej...
-
Z tego co wiem to remont trwa nadal. Dziewczyny na grudniówkach piszą, że niby ma się skończyć do grudnia ale wiadomo, różnie bywa. Bratowa ze strony męża rodziła tam w lutym i bardzo sobie chwaliła ale głównie z powodu położnej na którą trafiła. Wcześniej rodziła na Inflanckiej i ona i jej siostra i raczej odradzały. Jeśli jakoś bardziej interesują Cię Bielany to mogę się dowiedzieć jak to aktualnie wygląda (pracuję tam tylko teraz z racji l4 nie jestem na bieżąco). A co do Madalińskiego słyszałam o nim raczej dobre opinie więc powinnaś być spokojna
I wtrącę się na chwilę do rozmowy odnośnie zostawiania dziecka samego na łóżku. Uważam, że w domu niech każdy robi sobie jak chce, jego dziecko, sumienie i odpowiedzialność ale skoro w szpitalu jest do tego wanienka to tam należy odłożyć dziecko jak się zostawia je samo i według mnie jest ona bezpieczniejsza niż szpitalne łóżko. Poza tym w szpitalu za pacjenta jest odpowiedzialny personel i mogą wymagać niektórych rzeczy do których po prostu należy się dostosować.[/url]
-
nick nieaktualny
-
Karmelova wrote:Z tego co wiem to remont trwa nadal. Dziewczyny na grudniówkach piszą, że niby ma się skończyć do grudnia ale wiadomo, różnie bywa. Bratowa ze strony męża rodziła tam w lutym i bardzo sobie chwaliła ale głównie z powodu położnej na którą trafiła. Wcześniej rodziła na Inflanckiej i ona i jej siostra i raczej odradzały. Jeśli jakoś bardziej interesują Cię Bielany to mogę się dowiedzieć jak to aktualnie wygląda (pracuję tam tylko teraz z racji l4 nie jestem na bieżąco). A co do Madalińskiego słyszałam o nim raczej dobre opinie więc powinnaś być spokojna
I wtrącę się na chwilę do rozmowy odnośnie zostawiania dziecka samego na łóżku. Uważam, że w domu niech każdy robi sobie jak chce, jego dziecko, sumienie i odpowiedzialność ale skoro w szpitalu jest do tego wanienka to tam należy odłożyć dziecko jak się zostawia je samo i według mnie jest ona bezpieczniejsza niż szpitalne łóżko. Poza tym w szpitalu za pacjenta jest odpowiedzialny personel i mogą wymagać niektórych rzeczy do których po prostu należy się dostosować.
Karmelova to nie chodzi o zasady których przestrzegasz w sZpitalu A w domu Ci się odwidzi, co jest i tak dziwne. zeby chociaz lekarze przestrzegalibtych zasad na porodowkach i nie tylko..nJeżeli ktoś pisze ze nie zostawilbyy dziecka samego w łóżku bo sie przekreci i udusi to jakim cudem wanienka czy łóżeczko przed tym uchronia? W żaden, chyba ze coś mnie ominęło.
-
Witam dziewczyny. Przepraszam za off topic ale być może któraś z Was będzie zainteresowana
Jeśli myślicie o jeździe z dzieckiem samochodem polecam przyciemnianie szyb. Auto się mniej nagrzewa i jest zachowane trochę więcej dyskretności i więcej komfortu dla dziecka w samochodzie. Przyszłe i obecne mamy z Warszawy i okolic zapraszam do Nas na tego typu usługi. Promocyjne ceny
Pracujemy na najwyższej jakości certyfikowanych materiałach marki 3M, Avery , LLumar i mamy wszelkie uprawnienia
Zapraszamy na facebook.com/adriko.change.design/
25.11.2013 [*] 8tc zaśniad częściowy
23.11.2014 [*] 9tc puste jajo płodowe
31.10.2015 [*] Ula 22tc niewydolność szyjki
19.11.2017 nasz największy skarb Norbert -
Dziewczyny koniec tego tematu
każdy będzie zajmował się dzieckiem jak chce.
My dzisiaj żegnamy 21 tydzień a od jutra 22, nie wierzę
Jak ostatnio się zloscilam na synka że nie kopie tak od dwóch dni daje tak czasu że aż miłoprzeważnie od 20 wieczorkiem, Ale w dzień też mu się zdaża mnie zaskoczyć
czekałam na te chwilę i mam nadzieję że tak już zostanie cały czas
Didi_85, Andzia87, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
Bo w wanience nie ma po bokach poduszek, kołder itp. rzeczy. Nie wiem czy wiesz ale osłonki na szczebelki też powodowały uduszenie się dzieci. Polecam poczytać trochę o SIDS i jego przyczynach. Ale tak jak pisze Marzycielka, rób jak uważasz. Twoje dziecko, Twoja sprawa tylko w szpitalu należy się dostosować do niektórych wymogów i tyle.
Ja zaczęłam dzisiaj 20 tydzień i jutro mamy usg a po usg zaczynamy urlop i najpierw jedziemy na jeden dzień do rodziny pod Kutno a we wtorek ruszamy nad morze[/url]
-
Karmelova wrote:Bo w wanience nie ma po bokach poduszek, kołder itp. rzeczy. Nie wiem czy wiesz ale osłonki na szczebelki też powodowały uduszenie się dzieci. Polecam poczytać trochę o SIDS i jego przyczynach. Ale tak jak pisze Marzycielka, rób jak uważasz. Twoje dziecko, Twoja sprawa tylko w szpitalu należy się dostosować do niektórych wymogów i tyle.
Ja zaczęłam dzisiaj 20 tydzień i jutro mamy usg a po usg zaczynamy urlop i najpierw jedziemy na jeden dzień do rodziny pod Kutno a we wtorek ruszamy nad morze
Ja też jutro idę na usgwreszcie doczekałam się wizyty po 8 tygodniach i się upewnimy w 100% kto tam w środku sobie mieszka
Karmelova lubi tę wiadomość
Wg USG ciąża 3 dni starsza. Dziewczyneczka Juleczka
-
Też wrzucę opis swojego łagodnego, dobrego porodu, by pocieszyć pierowródki
---
PORÓD
Na początku powiem, ze opis należy do tych pozytywnych porodów.
Przeżyłam go i dzięki niemu wcale już nie boję sie rodzić w przyszłości, a
dodatkowo na pewno wybiorę ten sam szpital. Poród, szpital, personel,
pomoc mojego mężczyzny - wszystko było takie, jak mogłam sobie
wymarzyć.
Ostatnie dni przed porodem starałam się dokończyć wszystkie sprawy, na
które po porodzie mogę nie znaleźć czasu. Zaczęłam szybko kończyć
malowany akrylami obraz, zostało mi niewiele do końca... nie zdążyłam, do
dziś leży i czeka na dokończenie. Za to 17 września kilka godzin przed
porodem zdążyłam zrealizować punkty w programie MyBenefit i zamówiłam
Arturkowi pościel i kilka zabawek. Położyłam się spać pewna, że tej nocy nie
urodzę, a rano dojedziemy do ginekologa na ostatnie usg z ważeniem i
mierzeniem maluszka.
O godz. 1.25 obudził mnie silniejszy skurcz, po którym zmieniłam pozycję
ciała. Poczułam lekką wilgoć i kilka kropelek na pościeli. Skurcz bolał, więc
pomyślałam, że pewni popuściłam nieco moczu z bólu. Poszłam do łazienki
zrobić siusiu i tam zaczęły odchodzić wody. Gdy zrozumiałam, co się dzieje,
pomyślałam, że żal mi teraz budzić P., ale chyba nie mam wyjścia...
Zastanawiałam się, czy go budzić, czy czekać na rozwój jakiejś akcji, ale
wody szły już tak, iż upewniłam się, że najlepiej go budzić. Cóż, pospaliśmy
zaledwie 3,5 h, ale zawsze coś.
Zanim się wykąpałam, dopakowaliśmy do reszty torbę, to o 2.30 wyjechaliśmy
z domu i o 3.00 byliśmy w szpitalu. Po drodze liczyłam skurcze, które były co
7 minut, ale były odczuwalne jedynie jako bóle miesiączkowe, więc nic
wielkiego.
Na izbie przyjęć przez długi czas wypełnialiśmy dokumenty, żartowaliśmy z
położną, było dość spokojnie, a skurcze się nie nasilały. Tylko co jakiś czas
wymieniałam kawałki ligniny, które mi dali do wkładania do majtek, bo wody
ciągle leciały. Dziwiłam się, że tych wód jest tak dużo. Miednicomierzem
sprawdzili mi miednicę i okazało się, że jest niczego sobie, spokojnie mogę
rodzić naturalnie. Miła pani ginekolog zbadała mnie ginekologicznie i zrobiła
usg, po którym nie dowierzała, że mam termin na 3 października, bo
dzieciątko jest wielkością na 34 tydzień. Rzuciła podejrzenie hipotrofii, więc
moje obawy z czasu ciąży spełniły się dopiero teraz. Szacowana waga:
2300g. Gdybym dziś nie rodziła i trafiła rano na wizytę do swojego
ginekologa, i tak wysłałby mnie do szpitala (co potwierdziłam sobie z nim,
rozmawiając 10 dni po porodzie). Dobrze, że Artur postanowił już przyjść na
świat i oszczędził nam więcej stresu. Tymczasem każde badanie
powodowało, że tryskało ze mnie więcej wód.
Około godz.5.00 trafiliśmy na porodówkę. Dużo czasu minęło? Nie nudziło
nam się, było co robić, tyle dokumentacji i tak dalej. Skurcze nie nasilały się
jakoś za bardzo, więc już zaczęłam pytać położne, kiedy to wreszcie się
rozbuja. Wykonaliśmy telefon do mamy P., a mojej mamie postanowiłam
oszczędzić emocji o tak wczesnej porze i odezwać się, jak urodzę. Okazało
się, że mama P. miała dziwne przeczucia, że coś się stanie tego dnia i
dlatego do 1.00 w nocy nie spała.
Kryzys senności mi minął, P. powalała senność, ale dzielnie dawał radę.
Popiłam trochę wody, unikałam jedzenia, myśląc: a co jeśli zechcą zrobić
pilną cesarkę. Nie byłam zresztą głodna, miałam sporo sił. Poszłam na
lewatywę, która w sumie nie boli ani nie jest w żaden sposób nieprzyjemna, a
dała mi wielką ulgę - do ubikacji pozbyłam się dużo kału, po którym akcja
ruszyła jak burza - wreszcie konkretniejsze, odczuwalne skurcze. Tu też taka
moja przygoda, że toaleta się zapchała, bo dlai taki sztywny papier toaletowy,
który się nie spłukiwał
Wylądowałam pod ktg, na którym było mi niezbyt przyjemnie leżeć w jednej
pozycji, spowodowało to wzmożony ból, pomimo że skurcze się nie pisały. Ja
je czułam jako silne bóle miesiączkowe co 5 minut, ale nic się nie pisało.
Pewnie były słabe, tylko moje czucie wzmożone poprzez zniewolenie
pasami. Ucieszyłam się, gdy wreszcie mogłam wstać i pochodzić.
Następne 30 minut spędziłam stojąc pod prysznicem, P. polewał mi krzyż
wodą. Miałam już bóle krzyża, ud i brzucha tak, że trzymałam się metalowej
raczki i zginałam w pół, ale dzięki polewaniu ciepłą wodą, bóle krzyża i ud
zostały zniwelowane, a czułam tylko brzuch jak silną miesiączkę chyba już co
2-3 minuty. Pod tym prysznicem rozwarcie poszło jak szalone, bo w 30 minut
z 1 cm zrobiło się 4-5 cm.
Potem znów chodzenie po sali, ktg, nie pamiętam, czy znów prysznic, ale
chyba tak... no i tak stanęło, skurcze pisały się na ktg, ale zbyt krótkie, aby
akcja się rozwijała. Rozwarcie nie chciało iść dalej. Przyszedł lekarz, zbadał
mnie, ocenił sytuację, padło pytanie o zgodę na kroplówkę z oksytocyną.
Skoro akcja znów nie szła do przodu, to się zgodziłam. Nie bałam się
żadnego bólu, byle Artur przyszedł bezpiecznie na świat i nie męczył się do
wieczora...
Przy kroplówce skurcze były coraz częstsze i dłuższe, ale mogę powiedzieć:
nie taki diabeł straszny, jak go malują. Każdy poród jest inny, lecz ja swój
wspominam pozytywnie. Przydała się nauka oddychania na szkole rodzenia i
ćwiczenia oddychania w domu, bo na porodówce robiłam to już instynktownie
i wiedziałam, co, kiedy, jak robić. Oddychanie bardzo niwelowało ból. Poza
tym pomiędzy skurczami nie było bólu, wręcz przeciwnie: błogie rozluźnienie.
No i ból wcale nie taki straszny, kiedy oddychałam, ze spokojem do
zniesienia. gdybym następnego dnia znów miała rodzić, powiedziałabym:
"nie ma problemu". Także pozytywnie to wspominam. Oczywiście jednak nie
mogłam się doczekać pełnego rozwarcia i skurczy partych, abyśmy mogli z
Arturkiem odpoczywać i tulić się, bo to jednak ból, zmęczenie. Nie
przysypiałam jednak. Byłam już trochę głodna, ale przy skurczach co minutę
nie było czasu jeść.
Położna wyjaśniła mi bardzo dobrze, jak odczuwa się skurcze parte: jako
kupę z tyłu i siku z przodu. Dzięki niej mogłam je dobrze rozpoznać. Ogólnie
świetny personel, położne zmieniły się w trakcie porodu, ale obie były spoko.
Ta druga konkretnie zaciągała po śląskuP. często pytał, cyz mi nie
przeszkadza, ale nie przeszkadzał, tylko bardzo mocno pomagał samą
obecnością chociażby. Na każdym skurczu chwytałam go za rękę i
ściskałam, co dawało mi niesamowite wsparcie psychiczne, że mam z kim
podzielić ten ból i to, co czuję. poza tym wołał położną, gdy tylko coś
chciałam, a sama nie dałabym rady jej wołać, bo skurcz szedł, to musiałam
tylko oddychać, nie mogłam mówić.
W końcu nadeszły parte, więc pomogli mi usiąść. Rodziłam w pozycji
półsiedzącej. Na początku nie było jeszcze pełnego rozwarcia, a moja
rozmowa z położna wyglądała tak:
"Nie przyj, jeszcze nie ma rozwarcia."
"Nie mogę nie przeć!"
"Nie pomagaj, dziecko samo idzie, ale ty nie pomagaj."
To było trudne, ale się starałam. Krzyczałam nie z bólu, ale ze złości, że nie
mogę przeć, a chcę to robić. P. też się starał mi pomóc, podawał gaz,
powtarzał polecenia położnej. Wdychanie gazu też jakoś pomagało zapierać
się woli parcia, chociaż średnio skutecznie... Czy gaz działał? Może czułam
się bardziej rozluźniona, może to tylko kwestia psychiki? Nie wiem, ale
dobrze, że był, przynajmniej na psychikę działałW ogóle to skurcze parte
już wcale nie bolały, przechodzenie dziecka przez kanał rodny wcale nie
bolało, chciałam mu pomóc i byłam bardzo szczęśliwa. Żadnego kryzysu 7-
ego centymetra też nie pamiętam, więc na prawdę mój poród nalezy do tych
pozytywnychNa pewno dzięki świetnej pomocy personelu i przyszłego taty
W pewnym momencie położna powiedziała, ze małemu widać główkę i ma
niewiele włosków, jej słowa zmotywowały mnie i zaskoczyłam się, że
wszystko tak szybko idzie. Zabawne było, kiedy położna powiedziała P. że on
przeć nie musiOdpowiedział jej, że się wczuł
Czułam też uszczypnięcie, gdy mnie nacinali. Urodziłam na 5tym partym.
Nadal wyraźnie pamiętam, jaki Arturo był cieplutki, mięciutki, aksamitny, jaki
miał kolor skóry, gdy go na mnie położyli. Jego główka wylądowała między
moimi piersiami, a kiedy usłyszał mój głos, to przestał płakać. Mam nadzieję,
że do końca życia nie zapomnę tej wyjątkowej chwili. Pomyślałam, że
rzeczywiście jak na usg w ciąży, ma duże stopy po mamusi. Oboje mamy
długie palce u rąk i u stóp. Wtedy nie umiałam jeszcze ocenić, do kogo jest
podobny, ale teraz wiem i wszyscy mówią: wykapany tatuś. Usłyszałam, że
jest ładny i dostanie 10/10 apgar. Po jakimś czasie go wzięli, bo wciąż
krwawiłam.
Okazało się, że rodziłam go z ręką przy główce, przez co bardzo mnie
porozrywał, ale ja wcale nie czułam bólu ani tego rozrywania. Urodziłam
łożysko z zaciekawieniem przyglądając się, jak ono wygląda. Kiedy mnie
szyli, Arturo był u taty na rękach kilka metrów dalej, widziałam ich. Szycie
trwało niemal godzinę, szyjący mnie lekarz wciąż zagadywał, żartował i
uprzedzał mnie, kiedy poczuję jakieś uszczypnięcie. Zastanawiałam się, czy
to nie dlatego, że w planie porodu zaznaczyłam, że chcę, aby mnie
uprzedzać przed nadchodzącymi zdarzeniami, że jestem wrażliwa. W ogóle
to nie dałabym położnym planu porodu, uznając, ze w sumie najważniejsze,
by Artur przyszedł na świat bezpiecznie - ale same poprosiły.
Dalszy pobyt w szpitalu wspominam też bardzo pozytywnie, na pewno
wybrałabym go ponownie..aś., Morwa, Karmelova, Szmaragdowa, kasha86, Andzia87, Mama-Ali, inessa, Eklerka13579 lubią tę wiadomość
-
Ja planuje rodzic na Żelaznej lub Solcu z uwagi na duży odsetek vbac. Jeśli okaże się, że czeka mnie druga cc lub lekarz prowadzący będzie wspierał w próbie SN to po raz drugi wybiorę brodnowski. Za pierwszym razem byłam średnio zadowolona głównie przez warunki, ale we wrześniu ma się skończyć remont i liczę na full wypas xdMaj - lipiec: szykowanie 🤰dla maluszka
1) schudnąć 10kg:
94🎉 (3.05)
93? 92? 91? 90? 89? 88? 87? 86? 85?
2) przyjmować suple
3) otrzymać 3x zielone światło na zajście w ciążę
1 wizyta: 5.05 ✅ blizna ciągła - 5 mm 🎉
2 wizyta: ?
3 wizyta: ?
---
Późne owulacje
Karmienie piersią
PCOS -
FreshMm no kurde jak czytam o takich porodach to wręcz się nie mogę doczekać
hehe dzieki
Moja teściowa dzis mi opowiadała o tym jak ona rodziła i ze to nie takie straszne, ale ta kobieta ma zupełnie inny próg bólu i psychiki niż ja. Ja do gastroskopii przygotowywałam się jak na wojnę po czym przeżywałam jaka byla straszna przez dwa lata a ona poszła na gastro tak o, rutynowonie ogarniam tej kobiety
FreshMm, kasha86, Krokodylica lubią tę wiadomość
Jagna24.01.2018
-
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/ad99bd1b00c7.jpg
Dziewczyny przyszłam się pochwalić.aś., Mama-Ali, Marzycielka111192, Andzia87, BlackCatNorL, kate88:), Aenu, Nadin, Didi_85, inessa, FreshMm, ana167, Lovilovi, Agness12, Paula_29, Polaj, kasha86, Angela*, natki89, Vilu, Helka891, Krokodylica, Myszk@, helagazela, Morwa, jova, Pooziomka lubią tę wiadomość
2004 - Agnieszka
2010 - Filip moje skarby
15 Aniołków w tym 4 cb i 3 cbz
NEVER GIVE UP
Mutacje v Leiden, PAI, ANA, AMH 4,18