Witajcie kochane "Stycznióweczki"!
Najmocniej Was przepraszam za zwłokę i brak odzewu…
Nie sądziłam,że taki mały człowiek może być aż tak absorbujący

Nasz "cud" skończył niedawno 2 miesiące. Od tego momentu mogę w pełni cieszyć się macierzyństwem (wcześniej było bardzo, bardzo ciężko, ale kto jak kto - Wy doskonale wiecie jakie są początki...

).
Hmm…Co Wy na to, aby swoją reaktywację "uczcić" relacją z porodu?
Ostrzegam! Tekst jest długi! Przygotowałam go z myślą o mojej małej córeczce. Wspomniałam już kiedyś, że stworzyłam dla Niej piękny album zawierający opisy, zdjęcia, USG z przebiegu ciąży
zatem do dzieła!
"Planowany dzień porodu (28.01) wydawał się dłużyć w nieskończoność. „Czy to już?” - pytanie zadawane przez tatę, dziadków, przyjaciół, a także samą siebie tysiące razy.
No, ale gdzie tam! Miałaś przecież inne plany…

Kolejne dni oczekiwania były niezwykle interesujące. Każdy, nawet najdrobniejszy symptom stawiał nas wszystkich na nogi.
Jako, że cała ciąża nie należała do łatwych i stale pojawiały się problemy, byliśmy wyczuleni. 2 dni po planowanym terminie (30.01) odczuwałam bóle brzucha, które pozornie wydawały się być czymś całkiem normalnym. Mimo to nie mogliśmy usiedzieć w miejscu…
Pojechaliśmy na Izbę Przyjęć z zamiarem wykonania KTG i USG. Aparat wskazał nieregularne, choć silne skurcze (Na USG było wszystko ok). Profilaktycznie położono mnie na patologię ciąży.
Następnego dnia, o godzinie 5:00 rano obudziły mnie bardzo silne skurcze. Udałam się więc na „dyżurkę”, w celu konsultacji z pielęgniarką. Prosiła, abym poczekała do godziny 6:00, kiedy to wykonają badanie. KTG dowiodło, iż „małymi” krokami zbliża się poród. Małymi?!
Przecież bolało już tak jak cholera!!! Co 6 minut łapałam się za krzyż i wykonywałam masaż pleców. Najwygodniejszą pozycją w I fazie porodu było zgięcie w przód (na stojąco) i trzymanie się za kaloryfer/ramę łóżka

po obchodzie zbadano mi jeszcze szyjkę macicy (rozwarcie na 2 palce), następnie zaś przeniesiono na trakt porodowy.
Zegar wskazywał godzinę 9:00.
Kilka minut później przyjechał tatuś, który okazał się być najlepszym asystentem w czasie akcji porodowej (na każdym skurczu masował mi krzyż ruchami okrężnymi. Gdy tylko ból mijał podawał mi wodę, abym się nie odwodniła).
Tego dnia dyżur na oddziale pełnili dr Ż. i dr P.. Po badaniu stwierdzili, że mam zielone wody płodowe i muszę się wziąć w garść, by urodzić przed obiadem (to powiedzieli już ze śmiechem). Bardzo się martwiłam o Twoje zdrowie, kotku

bolało bardzo, trochę krzyczałam (1 x płakałam), ale starałam się z całych sił przetrwać ten trudny okres. Nie podano mi żadnych wspomagaczy (znieczulenie, oksytocyna, itp) ze względu na zagrożenie i chęć zakończenia ciąży jak najszybciej. Jak już wspomniałam całą 1. fazę porodu stałam w zgięciu. Podłączona pod KTG nie miałam zbyt wielu możliwości załagodzenia bólu. Raz podano mi piłkę, która -jak na początku sądziłam- z pewnością przyniesie ulgę…
Jasne! gdy tylko pojawił się skurcz, ‚wystrzeliłam z niej jak armata’, o mało nie zrywając przewodów od KTG

po jakimś czasie rozwarcie było już większe, pani doktor przebiła też wody płodowe, wkładając rękę i czekając na skurcz. Gdy tylko wypłynęły ze mnie wody, poczułam takie miłe ciepełko na nogach

W pewnym momencie już nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć „błagam! już chcę przeć!!!czuję jakby główka miała się zaraz wydostać”.
Wtem o godzinie 12:50 pojawiła się cała ekipa białych fartuchów: dwóch lekarzy, dwie położne + jedna z oddziału noworodków

i się zaczęła druga faza porodu!
Przygotowano łóżko, położono w pozycji półsiedzącej, rozłożono nogi na maxa (czułam się jakbym robiła szpagat) i poinstruowano „na skurczu 2 x przemy, głęboko oddychamy przeponą aby dotlenić malucha i odpoczywamy”. Tak też zrobiłam

Na szkole rodzenia przygotowano nas do tego zadania idealnie. Zamykałam oczy, przyciskałam szyję do klatki i z całych sil parłam jakbym była w łazience

Nie sądziłam, że potrafię być AŻ tak bardzo SILNA i ZDETERMINOWANA. Wiedziałam, że od tego zależy Twoje zdrowie i życie, a na tym zależało mi najbardziej.
Udało mi się na 4 skurczach.
Słuchając relacji Cioci N., byłam przekonana, że po tym jak Twoja główka się wydostanie, dadzą mi Jej dotknąć ręką, abym miała większą motywację

na 3 skurczach parłam z całych sił, myśląc że jesteśmy jeszcze daleko w polu. Byłam przekonana, że jeszcze długa droga przed nami (w końcu nikt nie mówił o główce!), a tu w pewnym momencie poczułam ulgę, Twój krzyk i wszechogarniającą radość i ciepło gdy położyli mi Ciebie na brzuchu. Popłakałam się z radości, Tata był równie wzruszony…
Tego obrazu nie zapomnę nigdy. Malutka kuleczka leżąca na moim ciele, lekko biaława w mazi płodowej i to słodkie kwilenie…
Pan doktor zaśmiał się „jak takie duże ciałko mogło zmieścić się w takim małym brzuszku”.
Po chwili zabrano nam Ciebie, aby Cię oczyścić, dokonać pomiarów i sprawdzić stan Twojego zdrowia. Zestresowałam się…
To była TA chwila, która dała mi wiele do myślenia. Wiedziałam bowiem, że od tej pory będę zawsze przy Tobie, jak nie fizycznie to sercem i myślami. Będę się zawsze troszczyć o Twoje dobro i martwić się, gdy nie będziesz w zasięgu mojego wzroku. Będziesz „pępkiem” mojego świata."
Zosia / Waga: 3340 g / Wzrost: 52 cm / pkt w skali APGAR: 10