W karnawale po imprezce dwie kreski na teście - czyli styczniowe testowanie :D
-
WIADOMOŚĆ
-
Malinaa90, MonikA_89! lubią tę wiadomość
-
Iwona28 wrote:Dziewczyny gratuluje pieknych bet😊
Niech mi ktos wyjasni co to jest mediana w wyniku AMH
Drugie pytanie do tych co biora dong quai. W jakich porach go bierzecie? Rano wieczorem? Jak wplywa na libido i inne sprawy
Chodzi Ci o średnią wartość AMH w określonym przedziale wiekowym?
-
Sasanka55. wrote:Ty finalnie rodzilas na Inflanckiej? Chyba zdecyduje sie na Karowa albo Zelazna... albo w ogole na Medicover na Wilanowie prywatnie (chyba ze wczesniej wydam oszczednosci na invitro ), bo koszmarnie boje sie porodu po tylu roznych historiach... Sciskam Cie bardzo mocno :*
-
Szonka a co to za badania w kierunku aps?
Edit juz doczytalam. Tak wlasnie myslalam ze chodzi o zespol antyfosfolipidowy. Wyniki nasz super, nie ma sie czym nartwic w takim wypadku ✊🏻❤️Wiadomość wyedytowana przez autora: 17 stycznia 2020, 19:20
szona lubi tę wiadomość
13.10.2021 10:25 nasz cud pojawił się na świecie 💙
40+1, 56cm, 3300g, 10/10 🐻 I
14.08.2023 5:44 największa niespodzianka życia wkroczyła w nasze życie 🩵
40+5, 55 cm, 3500g, 10/10 🧸 F
6.12.2022 - najwieksza niespodzianka i kolejny cud 🤰🏻
Starania od 07.2019
11.2019 - cp, usunięty lewy jajowód 💔
07.2020 - sonoHSG - jajowód drożny; cb 💔
11.2020 - histeroskopia: liczne mikropolipy - leczenie
01.2021 - IVF start - IMSI
29.01.2021 - transfer 5BB ✊🏻💚
4.03 - 1,3 cm maluszka, FHR 159💚
8.04 - prenatalne; chłopczyk 💙
8 ❄️ oocytów
Brak ❄️ zarodków
MTHFR hetero i PAI homo ❌
Nasienie morfologia 2% ❌ fragmentacja 21% ❌ -
nick nieaktualny
-
Mlodamezatka wrote:Szonka a co to za badania w kierunku aps?
Po poronieniu - skierował mnie hematolog. Zespół antyfosfolipidowy. Dla mnie trochę czarna magia w sumie -
Misiaa, przy mnie już smialo można postawić kielich - @ przyszła punktualnie.
Teraz tylko zastanawiam się, jak tu sobie pomóc na te ostatnie cykle starań, bo widzę, że fazę lutealna mam dość krótka znowu.
Gratuluję wszystkich pięknych bet!!! Teraz będziemy czekać na serduszka❤️2013
❤️2015
❤️2018
❤️2020 -
Frez czy moge na slowko na priv???58cs szczęśliwy ❤
Córcia👨👩👧
32 lata👫
03.2019-pierwsza wizyta-Kriobank Białystok
04.2019- start I procedura - 4❄
04.2019 - ET 4/5AA cb 👎
06.2019- FET (N) 2BB 👎
09.2019- FET (S) 4AA i 4BB 👍
21.09 - 6dpt - II kreski❤
8dpt - beta 99,56😍; 10dpt 286,03😍; 14dpt 1584,58😍; 18dpt 6879,10😍; 28dpt 52066,17😍; 29dpt mamy❤
11.2022 start II procedura 👎
04.2023 start III procedura - 6❄
05.2023 start IV procedura - 11❄
Badanie genetyczne PGT-M pod kątem choroby jednogenowej.
12 zdrowych Słoneczek🌞
09.2023 - FET (S) 5.1.1
22.10.2023 - 8tc 👼👼
12.2023 - FET (S) 5.2.2 👎
01.2024 - FET (S) 6.2.3 👎
04.2024 - FET (S) 6.2.2 👍
“In vitro nie jest drogą prostą. Wiadomo jaki jest cel podróży, ale nie wiadomo, dokąd prowadzi droga”. -
nick nieaktualny
-
Irvine90 wrote:Tak, na Inflanckiej... I więcej dzieci nie planuję po tym doświadczeniu.
Przy drugim byłam mądrzejsza w doświadczenie i wiedziałam że mój poród że Zosia musi się skończyć cesarka od razu . Dlatego walczyłam o to .
Życzę ci byś po pewnym czasie doszła do tego samego co ja . Żebyś jeszcze raz mogła tulić takie małe maleństwo 😘Staś 22.06.2017(4 150 g i 59 cm)
Zosia 09.08.2019(3 300g i 54 cm) -
nick nieaktualny
-
Fiore wrote:Judit- Cieszę się, ze już jesteś po. Wiem jakI pobyt w szpitalu może być trudny i człowiek czuje się zdehumanizowany i odarty z intymności. 2, 5 roku temu miałam poważna operacje i jak wróciłam do domu to dostałam histerii- jak się tam jest to trzeba zacisnąć zeby i przetrwać po prostu. Dobrze, ze zrobili ci drożność- moj doktor mówił, ze niestety przy endometriozie jest tak, ze jajowody jednego miesiąca mogą być drożne, a za kolejne dwa już nie. Zobaczysz, teraz będzie tylko lepiej ✊🏻
O matko nie wiedziałam,że to aż tak szybko może się stać-z tą niedrożnością.
Najbardziej boje się,że teraz endometrioza się rozchula. Musimy szybko działać z kliniką bo mkże teraz są największe szanse. Operator mówił,że wygląda to na sam początek choroby, jest tylko kilka niewielkich ognisk. No i szok z tą torbiela.Cały rok co miesiąc miałam usg i była mowa o jajniku a to jednak zatoka douglasa.Z tego co wiem to jeśli zatoka douglasa jest w zrostach lub z torbielą to ciąża w ogóle nie jest możliwa naturalnie. Był w niej też jakiś brązowy płyn,który odessali. Szkoda,że od razu nie zrobili histeroskopii.ultra długi protokół:
8dojrzałych komórek
7 się zapłodniło
❄4AA na pokładzie-jest z nami na świecie 👣
została ❄ 4AA
13.02 kriotransfer ❄️4AA
14.03 jest serduszko❤️
endometrioza 2/3st,hashimoto, kir aa, ANA 1,2 -
Piękne bety dziewczyny! Gratulacje!
Irvine , przejdzie Ci (może?) ... ja też niestety nie mam dobrych wspomnień z pierwszego porodu, był straszny, więc gdy zobaczyłam II po raz drugi to płakałam że strachu... 2x było dużo lepiej choć nie bez komplikacji . Dla porównania pierwszy poród ok.30 H, drugi 4 H.
PS. Pierwszy poród był w UK- Irlandia północna, niby za granicą to jest tak super , ahy i ochy, guzik prawda. Rodząc drugą w Polsce stwierdzam że mamy 1000x lepszą opiekę ciężarnych. Tam Do 12 tyg uważają że wszystko jest możliwe i nie ratują ciąży. Usg pierwsze w ok.12 tyg, potem polowkowe i ok.30 tyg ciąży. Żadnych badań moczu, o krwi i obciążeniu glukoza nie wspomnę. Jak i potem noworodków . Wiecie że tam nie robią usg bioderek tylko przeswielenie?
Ja dzieki temu że byłam z kliniki leczenia niepłodności, miałam 2 usg więcej. Poza tym rozmiar dziecka szacowano po mierzeniu miarką brzucha 🙄 A do moczu dostałam paski podobne do lakmusowych.
Ale się rozpisałam... -
Agape* wrote:To dobrze, czyli wystarczy jak mąż weźmie 2 dni urlopu 🤔
_____________________
Kwiecień '21 jestem mamą!!! ♥️
Wrzesień '20 transfer dwóch maluchów 10dpt 422,85 😍 13dpt 1570 ♥️ 19dpt dwa pęcherzyki w macicy😍 25dpt mamy serduszka!
Marzec '20 - AZ blastusia 😭
Luty '20 - IVF z KD nowa dawczyni = nowa nadzieja
😭
Styczeń '20 - IVF z KD! Nie rozmroziły się komórki...
Grudzień '19 - IMSI - brak zarodków 😭
Październik '19 - IMSI - brak zarodków 😭
Maj '19 - criotransfer ❄️, cb 😭
Kwiecień '19 - IMSI, transfer bliźniaków nieudany 😭
Wrzesień '18 - nadzieja w naprotechnologii
Maj '18 - IVF -Poronienie zatrzymane Synek 13tc [*] 😭
Sierpień '17- rozpoczęcie leczenia w Invimed
Przeciwciała p/otoczce komórki jajowej, aTPO i aTG, 120mln plemników, 50% ruch postępowy, morfologia 1%, SCD 21%, MTHFR hetero, PAI homo, AMH : mar18- 1.5, gru18- 0.99, sie19-1.8, lis19- 2.2 , kir AA, NK 18%, CD4/CD8 1,62 -
nick nieaktualnyMonikA_89! wrote:Myślę, że wystarczy. Ja miałam tak, że stawiłam się godz 8-9 w szpitalu, ale zanim mnie przyjęli i podali tabletki to była 12. Kolejna dawka tabletek po 3-4h i mieliśmy czekać na krwawienie, co oznaczało otwartą szyjkę i łatwiejszy dostęp podczas zabiegu. Ja musiałam go mieć, bo zaczęłam 13tc i sama bym się nie oczyściła. Praktycznie do 21 nie miałam nawet plamienia, a przez cały ten czas nie mogłam nic jeść i pić, bo w każdej chwili mogłam mieć narkozę. Wybłagałam USG, stwierdzili, że szyjka się otworzyła i dadzą radę. O 23 jechałam na salę zabiegowa, a po 15 min już wracałam z powrotem. Nie bój się prosić o dodatkowe USG czy leki przeciwbólowe. Wydaje mi się, że w takich ciężkich chwilach szpital stara się iść pacjentkom na rękę i jak widzą, że ktoś się męczy to pomagają. Mnie przerażała świadomość, że zobaczę ciałko, więc cieszyłam się, że będzie zabieg. Jeśli natomiast ty wolisz go uniknąć, to otwarcie o tym mów podczas badania. Zawsze przecież można zwiększyć dawkę leków. Bardzo mi przykro, że musisz przez to przechodzić 😢
U mnie dziecko to maleństwo, na USG tydzień temu miało zaledwie 4 mm. Dlatego cały czas żyję w nadziei, że obejdzie się bez zabiegu. W szpitalu mam się pojawić na czczo do godziny 8.30.
Dr mówiła, że być może uda się po samych lekach. Oby. Nie chcę sobie wyobrażać siebie po narkozie, przeraża mnie to.
A czy w szpitalu dostałaś zwolnienie lekarskie? Jeśli tak, to na jak długo? Zastanawiam się, kiedy będę mogła wrócić do pracy... -
Dziękuję za wsparcie, dziewczyny :*
Mój poród trwał 29 godzin. W samym szpitalu 23 godziny. Trafiłam na porodowkę o 6 rano w Wigilię z regularną akcją skurczową- skurcze co 4 minuty. Podłączyli mnie pod ktg i co jakiś czas przychodzili sprawdzać postęp, postępu jednak nie było. Przez pierwszych kilka godzin po prostu cierpliwie czekałam, ale po 6, 8, 10 godzinach skurczy co 4 minuty zaczęłam się niecierpliwić. Byłam bardzo zmęczona. Około 17.00 przyszła lekarka i oznajmiła, że tu to chyba nie ma porodu, bo szyjka nadal zamknięta (a ja już byłam od wielu godzin bez snu i jedzenia, bo zabronili mi jeść). Przynieśli mi czopki rozkurczowe, żeby zatrzymać akcję i przenieść mnie na patologię... czopki nie zadziałały, skurcze trwały. Oznajmili mi, że o 20 przychodzi nowa zmiana, więc zostawią mnie dla nich, bo teraz trwa dużo porodów i nie ma czasu się zastanowić nad moim przypadkiem.
Czekałam z tymi skurczami do 20, trwały już wtedy 20 godzin, nie spałam, nie jadłam. Po 20 przyszła nowa zmiana i decyzja- przebijamy pęcherz, bo wielowodzie hamuje skurcze macicy i samo się nie rozkręci. Oczywiście przebicie pęcherza jest bardzo ryzykowne, bo może wypaść pępowina przy wielowodziu... musimy być gotowi na naglą cesarkę. zgodziłam się, przebili. Popłynął basen. Byłam już wtedy wykończona, a dopiero wtedy zaczęły się baaardzo mocne skurcze. Trwające godzinę, dwie, trzy... postępu porodu BRAK. Szyjka zamknięta. Skurcze coraz mocniejsze. Nigdy się o to nie podejrzewałam, a zaczęłam wyć z bólu. Płakałam do męża, że już nie daję rady. Szyjka po kilku godzinach rozwarła się na 2 cm. Podali mi znieczulenie. Zadziałało na pół ciała. Przysypiałam na kilka minut i budziłam się na skurcz w jednej części brzucha. Podłączyli oksytocynę. Rozwarcie nadal 2 cm i ani trochę więcej. Zwiększyli oksytocynę kilka razy. Rozwarcie 2 cm, ja przestawalam kontaktować z bólu. Blagalam o drugą dawkę znieczulenia. Nie byli chętni, bo to miało jeszcze spowolnić akcję, która właściwie i tak nie postępowała. Wybłagałam jednak te drugą dawkę, bo darlam się już na cały szpital z bólu. Podali, ale nie zadziałało. Mąż zaczął sam płakać patrząc na mnie. Chodził do położnych i prosił o cesarkę. Powiedzieli, żebym wytrzymała jeszcze godzinę, ale ze raczej będzie cięcie, bo szyjka się nie rozwiera. Przynieśli mi gaz rozweselający, nie umiałam go nawet wdychać. Tak mnie bolało, że nie umiałam nawet zwyczajnie oddychać, zaczęłam się dusić. Kiedy w końcu przyszli decydować o cesarce, okazało się, że jest nagle 8 cm rozwarcia i "szkoda Cię ciąć teraz". Mnie już było wszystko jedno. Przestałam odpowiadać na pytania, nie umiałam nawet odpowiedzieć, czy chce wody. Nie pamiętam jakichś 2-3 godzin z tego czasu. Ponad 2 godziny partych w milionie pozycji i nic. Tak krzyczalam z bólu, ze kolejnego dnia nie mogłam mówić. Byłam pewna, że umieram. Po ponad 2 godzinach zdecydowali, że wyciągają małego próżnociągiem. Wydawalo mi się, że instalacja tego we mnie trwa wieczność... Nigdy w życiu nic tak mnie nie bolało i jestem pewna, że nic gorszego nigdy już mnie nie spotka.
Po porodzie przyszli przenieść nas na oddział. Nie umiałam nawet usiąść na łóżku. Spróbowali po godzinie znów- nadal ciemno w oczach i szum w głowie. Dali mi śniadanie, ale nie mogłam go zjeść, bo było mi niedobrze. Nie wstałam w końcu, wiezli mnie na oddział na wózku. Nikt się nie zainteresował tym, że tak źle się czuję, dopiero po awanturze męża 2 dni później zrobili mi morfologię i okazało się, że jest tragiczna, bo straciłam za dużo krwi.
Nie mogłam chodzić, nie miałam siły zajmować się dzieckiem, nie miałam pokarmu, potwornie bolały mnie nacięcia po proznociagu, nogi spuchly mi tak, ze zaczely dretwiec i przestawalam je czuc i nie miescily sie w zadne klapki i nie trzymalam moczu. Czulam sie jak totalny wrak. Ciagle plakalam.
Jak maz w domu spał do 10 zamiast przyjsc do nas, a ja po kolejnej bezsennej nocy z małym, ktorym nie umialam sie zajac, nie mialam sily probowac, nie potrafilam go nakarmic piersia bo nie mialam czym, w koncu zaczelam miec mysli, ze cos sobie zrobie, bo nie wytrzymam tak dluzej. Straszny opierdol dostalam za to od meza.
Mysle, że miałam po prostu pecha, bo inne dziewczyny nie wyglądały aż tak źle. Jedna polozna powiedziala mi, ze opowiadaly sobie miedzy soba w dyzurce "o tej dziewczynie, ktora tak wymeczyli". I Ze to nie powinno tak wygladac. Ze przeciagneli mnie o dlugo za dlugo.
W każdym razie ja sobie więcej tego nie zafunduję.
-
nick nieaktualnyAgape moja bratowa poroniła na podobnym etapie. Zgłosiła się do szpitala, ale nie chciała zabiegu, więc dali jej większą dawkę leków i zadziałało bardzo szybko. Potem dostała też leki na uspokojenie, bo o nie poprosiła. Po kilku h obserwacji wyszła do domu. Zaraz w pierwszym cyklu po poronieniu zaszła w ciążę, a tak na prawdę to była wpadka! Bo mięli odczekać żeby się oboje pozbierać psychicznie. A że o pierwszą ciążę starali się ponad dwa lata, to nawet nie pomyśleli, że mogą ot tak zaskoczyć.
-
nick nieaktualnyfrezyjciada wrote:Agape moja bratowa poroniła na podobnym etapie. Zgłosiła się do szpitala, ale nie chciała zabiegu, więc dali jej większą dawkę leków i zadziałało bardzo szybko. Potem dostała też leki na uspokojenie, bo o nie poprosiła. Po kilku h obserwacji wyszła do domu. Zaraz w pierwszym cyklu po poronieniu zaszła w ciążę, a tak na prawdę to była wpadka! Bo mięli odczekać żeby się oboje pozbierać psychicznie. A że o pierwszą ciążę starali się ponad dwa lata, to nawet nie pomyśleli, że mogą ot tak zaskoczyć.
Ale jednak z zajściem w ciążę chciałabym zaczekać 😉 -
Irvine90 wrote:Dziękuję za wsparcie, dziewczyny :*
Mój poród trwał 29 godzin. W samym szpitalu 23 godziny. Trafiłam na porodowkę o 6 rano w Wigilię z regularną akcją skurczową- skurcze co 4 minuty. Podłączyli mnie pod ktg i co jakiś czas przychodzili sprawdzać postęp, postępu jednak nie było. Przez pierwszych kilka godzin po prostu cierpliwie czekałam, ale po 6, 8, 10 godzinach skurczy co 4 minuty zaczęłam się niecierpliwić. Byłam bardzo zmęczona. Około 17.00 przyszła lekarka i oznajmiła, że tu to chyba nie ma porodu, bo szyjka nadal zamknięta (a ja już byłam od wielu godzin bez snu i jedzenia, bo zabronili mi jeść). Przynieśli mi czopki rozkurczowe, żeby zatrzymać akcję i przenieść mnie na patologię... czopki nie zadziałały, skurcze trwały. Oznajmili mi, że o 20 przychodzi nowa zmiana, więc zostawią mnie dla nich, bo teraz trwa dużo porodów i nie ma czasu się zastanowić nad moim przypadkiem.
Czekałam z tymi skurczami do 20, trwały już wtedy 20 godzin, nie spałam, nie jadłam. Po 20 przyszła nowa zmiana i decyzja- przebijamy pęcherz, bo wielowodzie hamuje skurcze macicy i samo się nie rozkręci. Oczywiście przebicie pęcherza jest bardzo ryzykowne, bo może wypaść pępowina przy wielowodziu... musimy być gotowi na naglą cesarkę. zgodziłam się, przebili. Popłynął basen. Byłam już wtedy wykończona, a dopiero wtedy zaczęły się baaardzo mocne skurcze. Trwające godzinę, dwie, trzy... postępu porodu BRAK. Szyjka zamknięta. Skurcze coraz mocniejsze. Nigdy się o to nie podejrzewałam, a zaczęłam wyć z bólu. Płakałam do męża, że już nie daję rady. Szyjka po kilku godzinach rozwarła się na 2 cm. Podali mi znieczulenie. Zadziałało na pół ciała. Przysypiałam na kilka minut i budziłam się na skurcz w jednej części brzucha. Podłączyli oksytocynę. Rozwarcie nadal 2 cm i ani trochę więcej. Zwiększyli oksytocynę kilka razy. Rozwarcie 2 cm, ja przestawalam kontaktować z bólu. Blagalam o drugą dawkę znieczulenia. Nie byli chętni, bo to miało jeszcze spowolnić akcję, która właściwie i tak nie postępowała. Wybłagałam jednak te drugą dawkę, bo darlam się już na cały szpital z bólu. Podali, ale nie zadziałało. Mąż zaczął sam płakać patrząc na mnie. Chodził do położnych i prosił o cesarkę. Powiedzieli, żebym wytrzymała jeszcze godzinę, ale ze raczej będzie cięcie, bo szyjka się nie rozwiera. Przynieśli mi gaz rozweselający, nie umiałam go nawet wdychać. Tak mnie bolało, że nie umiałam nawet zwyczajnie oddychać, zaczęłam się dusić. Kiedy w końcu przyszli decydować o cesarce, okazało się, że jest nagle 8 cm rozwarcia i "szkoda Cię ciąć teraz". Mnie już było wszystko jedno. Przestałam odpowiadać na pytania, nie umiałam nawet odpowiedzieć, czy chce wody. Nie pamiętam jakichś 2-3 godzin z tego czasu. Ponad 2 godziny partych w milionie pozycji i nic. Tak krzyczalam z bólu, ze kolejnego dnia nie mogłam mówić. Byłam pewna, że umieram. Po ponad 2 godzinach zdecydowali, że wyciągają małego próżnociągiem. Wydawalo mi się, że instalacja tego we mnie trwa wieczność... Nigdy w życiu nic tak mnie nie bolało i jestem pewna, że nic gorszego nigdy już mnie nie spotka.
Po porodzie przyszli przenieść nas na oddział. Nie umiałam nawet usiąść na łóżku. Spróbowali po godzinie znów- nadal ciemno w oczach i szum w głowie. Dali mi śniadanie, ale nie mogłam go zjeść, bo było mi niedobrze. Nie wstałam w końcu, wiezli mnie na oddział na wózku. Nikt się nie zainteresował tym, że tak źle się czuję, dopiero po awanturze męża 2 dni później zrobili mi morfologię i okazało się, że jest tragiczna, bo straciłam za dużo krwi.
Nie mogłam chodzić, nie miałam siły zajmować się dzieckiem, nie miałam pokarmu, potwornie bolały mnie nacięcia po proznociagu, nogi spuchly mi tak, ze zaczely dretwiec i przestawalam je czuc i nie miescily sie w zadne klapki i nie trzymalam moczu. Czulam sie jak totalny wrak. Ciagle plakalam.
Jak maz w domu spał do 10 zamiast przyjsc do nas, a ja po kolejnej bezsennej nocy z małym, ktorym nie umialam sie zajac, nie mialam sily probowac, nie potrafilam go nakarmic piersia bo nie mialam czym, w koncu zaczelam miec mysli, ze cos sobie zrobie, bo nie wytrzymam tak dluzej. Straszny opierdol dostalam za to od meza.
Mysle, że miałam po prostu pecha, bo inne dziewczyny nie wyglądały aż tak źle. Jedna polozna powiedziala mi, ze opowiadaly sobie miedzy soba w dyzurce "o tej dziewczynie, ktora tak wymeczyli". I Ze to nie powinno tak wygladac. Ze przeciagneli mnie o dlugo za dlugo.
W każdym razie ja sobie więcej tego nie zafunduję.
U mnie niestety wyglądało to prawie tak samo jak u Ciebie .
Córka urodziła się sina nie oddychała, a ja nawet nie mogłam głowy podnieść żeby ją zobaczyć. Straszne jest to że lekarze widząc że poród nie idzie na siłę próbują. W 80 % nie pamiętam tego co się działo i wolę zapomnieć...
Przytulam Cię mocno .
Irvine90 lubi tę wiadomość