17+0
Od rana mam mnóstwo energii. Byłam w banku, na zakupach, zrobiłam obiad, wstawiłam dwa prania.
Obiadzik pycha!!! Pieczone ziemniaki i łosoś pieczony w folii, a do tego buraczki. Pyszne!!!
Znowu nie mogłam się oprzeć i kupiłam kilka ciuszków.
Teraz teściowa napisała, że są po super wyjeździe. To też napisałam, że już znalazłam to czego potrzebuje... nie wiem czy to gra słów, czy już trochę złośliwość.
A to moje polowania.
Boże, dlaczego...
Chyba mnie pojeb*** już całkiem...
A historia zaczęła się od jednego małego kocyka. Teściowa ze szwagierką zajarane napisały, że coś kupiły, więc zapytałam co? No, że kocyka już nie musimy kupować. Więc ja oczywiście, dosadnie ale też z lekkim żarcikiem zapytałam o kolor bo mam swój typ. Myślałam, że już wtedy coś zakumają... no ale dobra...
Jednego dnia umówiłyśmy się na zakupy. W drodze powrotnej wjechałyśmy do SMYKa. Zaczęły chodzić po sklepie, a ja jak taki matoł ZA nimi, a nie PRZED nimi. Jak sobie pomyślę, to ogarnia mnie wściekłość...
Dorwałam je przy rożkach. No i słyszę: "taki musi być, taki z usztywnieniem też będzie potrzebny, w takim kolorze, może nie, ale ten mi się podoba"... rozmawiały między sobą... a mnie jakby nie było w ogóle.
Podeszłam do tych rożków zaczęłam oglądać, a one dalej w trasę...
Znalazłam je niedaleko, bo przy kocykach i znowu słyszę jak między sobą uzgadniają: "o taki byłby dobry, ale może nie w tym wymiarze, musimy znaleźć mniejszy, o tu jest z tym, a tu z takim, o ten mi się podoba, taki by mógł być"...
Doszłam do kocyków, znalazłam w zwierzątka i mówię, że ten też jest fajny, taki wesoły, ma małe zoo... i co widzę??? Kur** gadam do siebie, a one już gdzieś przy wózkach.
Naprawdę byłam zbędna... jak wróciłam do domu i zorientowałam się co się stało, to powiedziałam mężowi, że zakupy w miarę udane, ale jest mi cholernie przykro... normalnie najzwyczajniej w świecie przykro...
Mało tego, wczoraj po wizycie jak powiedziałam mężowi, że cyba odwołam, bo znowu one będą uzgadniać ze sobą, a ja będę jak ta łajza... to usłyszałam, że w końcu muszę się zacząć odzywać, bo to ja będę matką...
A dzisiaj jak mu napisałam, że się zdenerwowałam to oddzwonił i powiedział (nie pytając o nic), że powinnam się zastanowić co robię i jak się zachowuję, że chyba mi się coś pomyliło i czegoś nie przemyślałam...
Muszę się puknąć w głowę chyba...
Luteina wróciła. Wytrzymałam bez niej tydzień. Bóle brzucha się nasilały. Nie będę ryzykować.
Dzisiaj dzień jeżdżenia po salonach i wybraniu jednego z 5 aut dla naszej rodzinki.
Spadam się szykować...
Autko wybrane. Czekamy do poniedziałku na ofertę i chyba się uda. Moje śliczne małe, żółte cudo będzie woziło moją szanowną...
Jutro spacer po plaży w pięknym słońcu... Nawet jak będzie padać to i tak będzie cudne.
Dzień Kobiet
Wszystkim babkom życzę najlepszego! Dużo radości i miłości!
Dzień zaplanowany. Słoneczko świeci! Ma być dzisiaj 14 stopni!!!!
W nocy ktoś dzwonił na domofon... Tak się przestraszyłam, że żałuję, że nie odebrałam!!! No co za debil!!! Godz. 0:30 i taka pobudka!!! Mam nadzieje, że dzisiaj się to nie powtórzy!
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2015, 22:01
To był piękny dzień kobiet...
Nie pamiętam takiego...
Wczorajszy dzień...
Pobudka na siusiu o 4 i 7 rano. Na śniadanko paróweczki na ciepło z musztardą i herbatka. Ok. 10 wyszliśmy na spacer po parku. Było pięknie. Siedzieliśmy na ławce i ... się opalaliśmy. Było 18 stopni!!!! Ludzi od razu full. Sami, z dziećmi, z pasami, całymi rodzinami... coś pięknego. Plac zabaw był pełen. Dzieci się śmiały i szalały.
O 12 był mecz. Zrobiłam pyszny sok ze świeżych owoców, marchwi i wyciśniętego gejpfruta i pomarańczy.
Taka bomba witaminowa była nam potrzebna.
Przez cały mecz, mała spała jakby przebiegła 100 km.
Pod koniec meczu zjedliśmy obiadzik, krótka siesta i w drogę. Ostatecznie pojechaliśmy do Jastrzębiej Góry a tam... ludzi jak w sezonie letnim!!!!!! 18 stopni!!!! Co się dziwić???!!! Knajpki otwarte. Ludzie chętnie podjadali pizze, rybkę i inne przysmaki. Coś wspaniałego...
Było cudownie. I tak pomyślałam, że niepotrzebne mi kwiaty, czekoladki, prezenty.
Szliśmy plażą, piesa ganiała jak zawsze. M. szedł za mną i trzymał mnie za brzuszek! Klękał, całował, mówił do brzuszka, głaskał. I pomyśleć, że już tak całkiem niedługo będziemy w czwórkę korzystać z promieni słońca, plaży i morza... Czego chcieć więcej?
W drodze powrotnej zapaliła się kontrolka oleju w aucie. Mówiłam M. żeby go sprawdził, ale oczywiście był czas... no i nastał w odpowiednim momencie.
Całe szczęście, że to się stało w weekend, a nie gdzieś w tygodniu, kiedy M. by wracał z pracy albo jechał rano...
To był znak na zakup nowego autka...
Przez zapachy rybki, musieliśmy wjechać do sklepu i kupić ćwiartki ziemniaków i dorsza, którego usmażyłam na patelni. Raz na jakiś czas można zjeść smażoną ...
A dzisiaj? Złe info - ktoś kupił moją żółtą, super brykę... No cóż, miął być model 2014 r. a będzie 2015 r.
i dobrze i źle, cena wyższa w nowszym modelu, ale jak nas tak potraktują, jak przy tym z 2014 r., to będziemy przeszczęśliwi!!!! Rabat nieziemski
Piękny a zarazem smutny dzień się rozpoczął...
przez tomanie nie spałam pół nocy, drugie pół się rzucałam i nie mogłam znaleźć sobie miejsca...
Jeszcze wczoraj wieczorem się dowiedziałam, że moja świadkowa ma jakieś zmiany w płucach i jutro jedzie na wycinki. Jest po złośliwym nowotworze narządu rodnego 2 lata temu... Wygrała tą walkę. Nie wyobrażam sobie, że tym razem może pójść coś nie tak. Wspaniała kobieta. Kochana. Najlepsza psiapsióła... Boję się...
Jak zawsze nie mogłyśmy się spotkać, bo albo ja w pracy albo ona albo inne plany... i dwa lata poleciały...
Tylko ona wie, że jestem w ciąży. Własnej matce nie powiedziałam, ale jej nie mogłam nie poinformować. Cieszy się razem ze mną, bo wie przez co przechodziliśmy. I też nie spałam z tego powodu...
Śniadanie zjedzone, teraz herbatka i idę do parku z małą... tam może się trochę wyciszę, dotlenię, pomyślę i po południu pośpię...
Wczoraj miałam okropnego lenia. Po 16 zjadłam obiad. A po nim odkurzyłam, posprzątałam, zrobiłam prezentację na niedzielę. Dzięki temu dzisiaj mogę sobie pozwolić na lenistwo w łóżeczku.
Tak sobie myślę może wezmę ze sobą książkę i poczytam na świeżym powietrzu?
A może jeszcze za wcześnie na książkę? Nie przepadam za czytaniem...
Wstałam rano z M. później nie wytrzymałam i pospałam jeszcze do 10 prawie.
Na drugie śniadanie zrobiłam sobie bułeczki z jajcem i majonezem.
Pogoda nie była ciekawa, więc pomyślałam, że zostaniemy w domku i pośpimy. Po godz. 14 wyszło słoneczko, szybko poleciałyśmy do parku pobiegać, potem poczta i obiadzik. Okazało się, że M. będzie późno, to poszłam jeszcze pospać.
Moja świadkowa się nie odezwała. napisałam jej eska rano, ale chyba dzisiaj musi sama pobyć ze sobą. Strasznie się martwię. Nie dopuszczam do siebie myśli, że jeśli diagnoza się potwierdzi, to w najlepszym przypadku ma 2 lata...
Kobiety, które znałam i przeszły tą samą chorobę nowotworową, całkowicie wyleczoną, po pewnym czasie miały ogniska w płucach... Tak strasznie się boję !!! To najwspanialsza osoba, jaką znam. Pomagała mi zawsze i wszędzie, była ze mną przed ślubem. Doradzała, uspokajała, czasem ochrzaniła... Była ze mną cały czas...
Ostatni dzień 18 tygodnia...
Dzisiaj rano przysłali kosztorys naprawy mojej Lumii - 550 zł !!! Nową mogłabym kupić na allegro za 620 zł z gwarancją! Skandal!!!
Później wzięłam małą i poszłyśmy na łowy po aptekach. Kupiłam Vita miner prenatal DHA po 17,50, a w mojej najbliższej aptece jest po 32 zł. Kolejny Skandal heheheeheh
Przeszłam się jeszcze na drugi koniec miasta po AbiOfem żel, fakt zapłaciłam 35 zł, ale tak mi się chce i najważniejsze, że już go mam i w kaloszu nie będzie mnie tak tarło jak ostatnio.
Po wędrówce przez miasto kupiłam lasagne na obiad... omniom omniom omniom... pyszna !
No i na koniec obkupiłam się w ciuchy! Mam 3 dodatkowe spodnie ciążowe, 3 bluzeczki i sweterek narzutkę! Jak przymierzałam to wszystko to miałam wrażenie, że mam ze 150 kg! Spuchłam strasznie! Może to te ich lustra... widok straszny.
Czekam teraz na M. Zjem z nim moją część lasagne i pochwalę się zdobyczami.
Jutro 19 tydzień... jak ten czas leci!
Ostatnio zauważyłam, że miałabym ochotę spotkać się z kimś i najzwyczajniej w świecie pogadać, pośmiać się, ponarzekać, a z drugiej strony jak pójdę do parku z małą, ona się wybiega, a ja sobie pomyślę, odpocznę i zrelaksuję, to też jest mi dobrze...
18+0
Kolejny tydzień. Czas leci...
M. odwiózł się do pracy, a ja wracałam autem, bo go potrzebuję na popołudnie. W drodze powrotnej spacerek po parku zaliczony. Plan był na plaży, ale Gdynia zakorkowana cała, do tego zimno jak cholera.
Kompletnie nie mam pomysłu na dzisiejszy obiad... Tym bardziej, że po 15 już muszę wyjechać, a wrócę na kolację... nie wiem, będziemy głodni
Intensywne weekend na zajęciach dał mi w kość...
Dzisiaj dogorywam ...
Za tydzień w czwartek wizyta he he he połówkowa...
Wczoraj warsztaty były ciekawe, ale nie dotrwałam do końca. Jestem bardzo zadowolona. Jak będą jeszcze jakieś to chętnie bym się zapisała.
Po warsztatach koniecznie trzeba było coś zjeść. Kebab w Galerii Bałtyckiej to kosmos!!!!!!! Tyle mięsa jeszcze nigdy nie miałam w picie!
A sos mieszany to szok. Ostry wykręcał mordę na każdą stronę. Ale był pyszny!!!! Raz na jakiś czas można zeżreć coś ostrego. Przynajmniej przełyk się wypalił z bakterii i zarazków hehe hehe hehe hehe
W drodze powrotnej dostałam maila, że moje kiecki są w paczkomacie. Od razu je w domu przymierzyłam - są zajefajne. W miętowej idę na wizytę! I to koniecznie!
Dzisiaj nad ranem złapał mnie skurcz łydki. Jeszcze ją czuję. Ból rozrywający... M. masował ile się dało, ale mimo tego myślałam, że padnę z bólu.
W ciągu dnia miałam nerwoból serca... Miewałam takie i to nie raz, ale w ciąży po raz pierwszy. Umiarowiłam oddech i po 45 min. przeszło.
Pogoda dzisiaj piękna! Poszłyśmy z małą do parku. Łydkę trochę rozchodziłam, ale wróciłyśmy obolałe heheheeh za duży dystans
Na obiadek zrobiłam pieczone talarki z karkówka w folii i surówką. Pycha!!!! A teraz czas na drzemkę!
Zanim M. wróci z pracy to zdążymy się wyspać...
Czas tak szybko leci teraz ... A jeszcze nie tak dawno robiłam test ciążowy...
Ostatni dzień 19 tygodnia...
Za równy tydzień wizyta...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2015, 16:14
19+0
Tzw. półmetek...
Nie wiem kiedy minęły te miesiące...
Za każdym razem, kiedy idę z małą w parku, patrzę na mój brzuszek i zastanawiam się, czy to prawda?! Czy to nie piękny sen, który kiedyś tam za jakiś czas może się spełni...
Jutro pierwszy dzień wiosny. Wiadomo przecież, że pogoda nie będzie piękna i słoneczna. Można się do tego przyzwyczaić. Co roku jest tak samo...zimno, szaro i ponuro... Ale co będzie dalej?
Zrobi się zielono. Będzie więcej ptaszków, więcej kwiatów, więcej życia w każdym z nas... Wiosna jest chyba najpiękniejszą porą roku, kiedy wszystko się budzi, nabiera kolorów, zachęca do spacerów i choć czasem potrafi padać deszcz, to jest ciepły, miły, przyjemny...
Pierwszy dzień wiosny... Śnieg z deszczem i 0 st.
Dzisiaj trochę pospałam hehe hehe do 12:40!!! Kręgosłup mi walnął, więc na krótko poszłam z małą do parku. Zjadłam obiad, ale czuję, że już mnie ssie. Może jak się ułoży, to głód minie.
Fasolka po bretońsku z ziemniaczkami była u pycha. Szkoda, że było jej tak mało...
Przez kręgosłup boli mnie brzuch. Nie wiem dlaczego...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 marca 2015, 16:49
Słoneczko świeci, ale jest chłodno...
mała śpi a ja oglądam seriale. Mały jeszcze się nie odezwał
A tak wyglądamy:
psince chyba się spodobały zakupy ;)