Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 23 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania czynnik męski/immunologia
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7 ››

15 listopada 2016, 10:16

Moja dobra koleżanka jest w ciąży. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że termin ma na połowę stycznia, a powiedziała mi dopiero jakieś 2 tygodnie temu. Myślałam, że nasza znajomość jest deko poważniejsza, ale okazało, że się nie. Bywa.

Jej mąż wyjaśnił mojemu Mężowi, że nie mówili nam wcześniej, bo "się staramy". Nie bardzo rozumiem, co to za argument. Dlaczego niepłodnych tak źle się ocenia i tak źle się o nich myśli? Czemu myśli się o nas jak o okropnych, zawistnych ludziach, którzy tylko zazdroszczą innym dzieci/ciąży? A ci znajomi tak sobie pomyśleli, a na nasze wyjaśnienia, że nie jesteśmy zawistni i bardzo się cieszymy z ich ciąży, stwierdzili, że rzeczywiście powierzchownie nas ocenili. No kpina! Znam się z K. od podstawówki, a ona tak o mnie myśli :/

Prawdą jest, że czasem sobie myślę, jak wszyscy w podobnej sytuacji, czemu innym się udaje, a nam nie, ale nie nienawidzę ludzi za to, że mają dzieci czy są w ciąży, tylko zwyczajnie też bym chciała. Tak jak chciałabym mieć w garażu wypasionego, nowiutkiego Lincolna Navigatora, a jeżdżę czym jeżdżę.

Dostajemy po łbie od wszystkich - od rodziny, bo "kiedy wy?", od znajomych, bo "oni się starają", od kościoła, bo "in vitro to zło" i od państwa, bo za leczenie trzeba płacić z własnej kieszonki, a przecież jesteśmy chorymi ludźmi. Może trochę zrozumienia do jasnej cholery!!

24 listopada 2016, 08:37

Oddałam krew na b-hcg i progesteron. B-hcg, bo w poniedziałek wizyta startowa do in vitro i chcę mieć pewną pewność, że płacąc setki złotówek za leki do stymulacji nie zrobię głupoty, a progesteron, bo dwa ostatnie cykle pokazały, że mimo PCO mam normalnie owulację, więc chcę potwierdzić, że mimo tego całego PCO funkcjonuję w miarę normalnie. Wszyscy lekarze się dziwią mojemu PCO i insulinooporności. Podobno nie jestem standardowym przypadkiem - za szczupła jestem. Obecnie z przemiłą panią dietetyk walczymy, żeby udało mi się trochę przytyć, bo schudłam już ze dwa kilogramy po wyeliminowaniu cukru, co przy mojej sylwetce licealistki jest wielce niepożądane i raczej też niezdrowe.

25 listopada 2016, 09:20

Dziękuję Dziewczęta! :) z Waszych komentarzy wynika, że wcale nie jestem dziwna, co mnie pociesza ;) oraz, że PCO ma różne oblicza, a lekarzom utarł się jakiś tam obrazek pacjentki z PCO i wszystko co inne jest niestandardowe, a człowiek tego słucha i czuje się "inny" ;)

***

Odebrałam wyniki - progesteron mam piękny, ponad 20 :) A b-hcg, można by rzec, na minusie. Czekam tylko, aż przy kolejnym takim wyniku dopiszą mi "puknij się kobieto w czoło" :D jakiś mam dziś dobry humor mimo tej bety :) Mam takie wrażenie, że przestałam się tak sama ze sobą "szarpać", że trzeba dziecko, że już, że musi się udać. Jakiś czas temu ogarnął mnie spokój i przestałam walczyć. Nadal chcę mieć dziecko, ale nie czuję takiego ciśnienia ze swojej strony. Założyliśmy z Mężem, że jeszcze dwie stymulacje i na razie odpuścimy. Ale w sekrecie powiem, że oglądamy nieśmiało strony OA, bo kto wie...

A w ramach akcji relaksacyjnej, w pogardzie mając co ludzie powiedzą, włączyłam sobie radio świąteczne i odpływam :)

29 listopada 2016, 09:07

Wczorajsza wizyta była hmm...ekspresowa. Pani dr miała opóźnienie, więc nie miała czasu na chit chaty. Pani dr stwierdziła, że naszym problemem nie jest czynnik męski, tylko idiopatyczny. Na ostatniej wizycie twierdziła co innego i sugerowała ivf. Wczoraj czułam się tak, jakbyśmy to my ją do in vitro nakłaniali. Dostałam leki do stymulacji, ale mam złe przeczucia... Takie mam wrażenie, że coś pominęliśmy, nie zrobiliśmy jakiegoś badania, które coś by wyjaśniło. Już nic nie wiem. I do tego jestem przeziębiona i w ogóle nie wiem, czy zaczniemy tą procedurę. Cały mój spokój gdzieś uleciał po wczorajszej wizycie. Mam wątpliwości, czy to in vitro jest potrzebne. W ogóle już nie wiem co robić :(

2 grudnia 2016, 11:11

Po dłuuugiej rozmowie z Małżonkiem zgodziłam się zacząć stymulację. On był i jest na tak, bo jego przeczucie mówi mu, że to albo nic, że inne badania nic nie wniosą i że gdyby była jakakolwiek podstawa w zrobionych dotychczas badaniach do dalszej diagnostyki, to któryś z lekarzy by to wychwycił. Ja byłam na nie, obecnie stwierdziłam, że niech się dzieje wola Męża, popłakałam nad moim nieszczęsnym losem i zobojętniałam. Próbuję odzyskać utracony spokój i przekonanie, że cokolwiek się nie stanie, będzie dobrze. Lekarzom już niestety nie ufam, wszystko co mówią konsultuję z internetami dwa razy - raz na forum (ovufriendowym) i raz w materiałach naukowych, głównie z UK i USA (dzięki Bogu za dr Housa! nauczyłam się z niego mnóstwo słownictwa medycznego :D)

Mam za sobą już dwie dawki gonalu. Pierwszy siniak też już się pojawił. Jak to dobrze, że matka nie pozwoliła mi iść na pielęgniarstwo (a chciałam bardzo), bo z takimi umiejętnościami nikt by mnie nie zatrudnił i zdechłabym z głodu ;)

4 grudnia 2016, 14:12

Oszalałam! Miałam podejść do wszystkiego "na chłodno", miało być bez zbędnych emocji, bo przecież to, czy będę się przejmować czy nie, nic nie zmieni, ale chyba się nie udaje. Gadam ze swoimi jajnikami, zachęcam, żeby ładne jajeczka wyrosły, obiecuję cuda wianki jak już tylko któreś zechce się ładnie zapłodnić i z nami zostać. A to dopiero 4 dzień stymulacji... :D Mąż akceptuje moje dziwactwa, ale powiedział, że ze swoimi plemnikami gadał nie będzie, bo mu głupio :D No jak tam sobie chce ;)


Nadal walczę z przeziębieniem, to już ponad tydzień. Zatoki wyleczyłam, zostało gardło i kaszel. Zastanawiam się, czy może włączyć jakiś antybiotyk, bo to już za długo trwa, ale muszę pogadać z lekarzem, czy mogę. Mam ochotę nakrzyczeć na matkę, która przysłała do mnie na lekcję chore dziecko, bo to od niego się zaraziłam. Czemu ci ludzie są tacy głupi...? :/

8 grudnia 2016, 10:26

Stymulacja idzie chyba nieźle. Aż boję się tak powiedzieć, żeby nie zapeszyć. Dr dała mi małe dawki leków (łacznie 112,5j. menopuru i gonalu), mam jakieś 10-11 rokujących pęcherzyków, estradiol ponad 3tys, więc jest dobrze. Tym razem idziemy na jakość a nie na ilość :) Jak będzie co, to może przetransferujemy coś jeszcze w tym cyklu. Tak bym chciała...

Leki mnie wykańczają. Jestem śpiąca, kręci mi się w głowie i jest mi strasznie niedobrze :/
Do tego nie udało mi się pokonać przeziębienia, zatoki wróciły, więc laryngolog zalecił antybiotyk, a gin się na niego zgodziła. A ja od siebie poprosiłam o taki bezpieczny dla ciężarnych, bo kto wie, jak to może wpłynąć na moje jajka. Może przesadzam, ale nie chcę później mieć do siebie pretensji.

10 grudnia 2016, 22:47

Ovitrelle wzięty, punkcja w poniedziałek. Estradiol niestety ponad granicą przyzwoitości. A tak ładnie wszystko szło. Niby przekroczony niedużo i dr mówiła, że można zaryzykować i zrobić transfer, ale to nasza decyzja. Podejmiemy ją jak przyjdzie na to czas.

Przeziębienie przeszło, ale kaszel został :/ Zanabyłam sobie syropek żeby nie kasłać, bo położna powiedziała żeby po ostatnim zastrzyku oszczędzać brzuch, a mnie od kaszlu już mięśnie bolą. Najchętniej spędziłabym resztę weekendu w łóżku, ale rodzina zapragnęła świętować moje urodziny, więc nie ma odpoczywania. Oni nie wiedzą o tym, że jestesmy w trakcie in vitro, więc należy udawać, że wszystko jest ok i ową rodzinę ugościć.

12 grudnia 2016, 15:15

Dziękuję za kciuki :*

Rozmowy z jajnikami nic nie dały. Z 12 oocytów tylko 4 się nadają do czegokolwiek, może jeszcze jeden dojrzeje. Jestem załamana :(

14 grudnia 2016, 21:00

Transferu nie było. Głównie przez moje zatoki. Od wczoraj nowy zestaw antybiotyków. Absolutnie zakazanych w ciąży. Jakaś oporna bakteria się do mnie przyczepiła :/ I mam też trochę wody w brzuchu. Ale jest ok, nie mam pretensji do nikogo, że tak wyszło. Cieszę się wręcz, że ochroniłam zarodki przed tymi bakteriami. Zarodki nam dziś pokazano i dwa są pięęęękne - po mamie ;) dwa kolejne trochę gorsze, a jeden kiepściutki. Wszystkie zostały dziś zamrożone. Ten ostatni niestety nie rokuje i może się nawet nie rozmrozić :/

A ja po tym wszystkim jestem potwornie zmęczona :( Płakać mi się chce, bo nie mam na nic siły. Zła jestem, bo jak wstaję z łóżka czy kanapy od razu mi się w głowie kręci :/ Muszę jakoś odreagować to napięcie z ostatnich dwóch tygodni i powiedziałam Mężowi, że musi być dzielny i to znieść. Powiedział, że nie takie rzeczy udało nam się już przejść, to i to weźmie na klatę. Dobry Mąż :)

23 grudnia 2016, 04:11

Miałam odpoczywać i się regenerować, a wyszło jak zwykle. Dwa dni po rozpoczęciu antybiotyku okazało się, że wszedł on w niezbyt miłą reakcję z dostinexem, o czym przekonałam się wisząc nad toaletą. Antybiotyk oczywiście odstawiłam, ale wymioty męczyły mnie jeszcze dwa dni. Teraz odstawiłam też dostinex i znowu zajęłam się leczeniem zatok i wydaje się, że jest lepiej.

Brzuch po punkcji jeszcze czuje :/ Boli jak siadam, czy jak podczas leżenia przekręcam się z boku na bok. Po pierwszej punkcji te bóle tyle nie trwały. Wczoraj z nudów trochę sobie poprasowałam i deko ogarnęłam sypialnię - starłam kurze i umyłam okno. Okazuje się, że za wcześnie na takie aktywności - brzuch nie daje mi spać :/ Dramatu nie ma, ale mimo wszystko coś tam jeszcze nie gra. Dziś ostatni dzień leków i czekam na @. Z transferem czekamy do lutego. Już w październiku zaplanowaliśmy zimowy wyjazd w góry i nie chcę z niego rezygnować. Ja wiem, że brzmię jakbym była zblazowana, bo wakacje ważniejsze od dzieci, ale zwyczajnie tego urlopu potrzebuję.

Niech ten cykl już się skończy, bo przez te hormony czuję się jakbym miała depresję. I przez to kiepskie samopoczucie wcale nie zalewa mnie fala miłości czy radości jak sobie o tych naszych zarodkach pomyśle. Poprzednie miały imiona, a na te nawet się czasem złoszczę, bo naprawdę nie czuję się dobrze, a to złoszczenie wpędza mnie w ogromne poczucie winy, bo to przecież nasze przyszłe dzieci... :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2016, 04:09

2 stycznia 2017, 09:51

Przeżyłam święta. A w święta przeżyłam najgorszą @ od kilku lat. Zwijałam się z bólu :/ Leki nie pomagały, ciepłe kąpiele też nie. Wróciły wspomnienia kiedy w czasach studiów traciłam przytomność z powodu bólu brzucha. Lekarz kazał mi wtedy zajść w ciążę, bo "po pierwszym dziecku bóle przejdą". Przeszły i bez tego.

3 stycznia 2017, 07:22

Wczorajsza kontrola u lekarza pokazała bardzo cienkie endometrium i pustkę w jajnikach. Owulacji nie będzie. Mam nadzieję, że w przyszłym cyklu będzie lepiej i uda się zrobić transfer na naturalnym.

16 stycznia 2017, 17:31

Na własną rękę zrobiłam ostatnio badania na trombofilię. Wyszło, że mam mutację MTHFR C677T i PAI-1 4G. Coś tam już poczytałam, ale nadal mało wiem. Nie wiem, czy iść do ginekologa już, czy czekać na ten kolejny cykl, w którym miał być transfer. I czy to cokolwiek zmienia w kwestii transferu właśnie? Zebrałam sobie listę badań, które planuję zrobić. Czuję się głupia, ale tak to jest jak się człowiek samodzielnie diagnozuje.

Przy okazji badań, zrobię jutro insulinkę. Ciekawam, czy już trochę spadła.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2017, 17:26

18 stycznia 2017, 13:43

Insulina spadła! Była ponad 18 teraz jest 10.6, a norma jest do 10, czyli jestem na dobrej drodze :)

27 stycznia 2017, 09:53

Czeka mnie wizyta u hematologa przez te mutacje. A tak mi się marzy zakończyć już to leczenie. Zwłaszcza, że podliczyłam dziś wszystkie faktury za leczenie. Część paragonów za leki niestety zaginęła, ale i tak wyszło sporo. Od marca 2015 oddaliśmy ponad 32 tys. lekarzom i to za nic. Nie złoszczę się, że to tyle kosztuje. Pogodziłam się z tym. Nie mogę pogodzić się z tym, że inne plany zostały odłożone na później. I chyba mnie to już zaczęło męczyć. I to zmęczenie sprawia, że zaczęłam godzić się z tym, że możemy nie mieć dzieci. Mimo, że 5 zarodków czeka i tak naprawdę nic nie jest przesądzone. Ot, taki dołek przy piątku.

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 stycznia 2017, 10:00

2 lutego 2017, 09:10

Zaczynam przygotowania do transferu. Fizycznie jeszcze nie, bo będziemy próbować na cyklu naturalnym, zawłaszcza, że w poprzednim cyklu owulacja jednak się pojawiła. Psychicznie się zaczynam przygotowywać, co wygląda w moim wykonaniu tak, że olałam sprawę zupełnie i zaczynam sobie wmawiać, że życie bez dzieci też będzie spoko. Będą Tatry tyle razy w roku ile dusza zapragnie, bo w końcu nie będziemy utrzymywać stada lekarzy i nic nas nie będzie ograniczać, będzie wycieczka na Mauritius i w końcu będzie mój wymarzony Everest. I będzie nas stać na działkę i na dom. Będę tak zblazowana, jak ludzie myślą, że jestem, bo przecież skoro nie mam dzieci, to jestem zblazowana, prawda? I wygodna. I karierowiczka.
Sąsiedzi już od jakiegoś czasu patrzą na nas wilkiem, bo nie włączamy się w akcje upiększania placu zabaw, czy sadzenia krzaczków pod blokiem. Jeden nawet powiedział mojemu Mężowi, że czemu nie mamy dzieci i że "ma się brać za robotę", bo w jakoś mało dzieci w naszym bloku jest, a w sąsiednim jest dużo. Tak sobie myślę, że jak człowiek ma taką motywację do posiadania dziecka, to chyba powinni mu zrobić przymusową wazektomię. Kipię ze złości, że ludzie pozwalają sobie na takie komentarze.

5 lutego 2017, 09:13

Wczorajsza wizyta w 10dc pokazała 16mm pęcherzyk! Szaleństwo! Ostatnio w 8dc nie było nic. Endometrium 8mm, czyli wg pani dr wszystko ok. Następna wizyta we wtorek, a transfer w pt-sb albo i wcześniej. Lekarka namawiała na transfer dwóch zarodków, ale nie dałam się przekonać. Nasz najlepszy zarodek (6a) bierzemy solo, a później resztę ewentualnie parami.
A teraz, po całym tygodniu ganiania, idę odpoczywać. Miłej niedzieli! :)

8 lutego 2017, 08:53

Wczoraj pęcherzyk miał niecałe 19mm. Lipnie rośnie, albo własnie się rozpukał. Dziś znowu wizyta. Męczące to przygotowanie do transferu.

11 lutego 2017, 15:48

I już po transferze. Zabraliśmy naszego zaroda i jesteśmy w domu. Mąż nie pozwala mi nic robić, nakazał odpoczywać. To odpoczywam tak od pięciu godzin i już mi się nudzi. Zarod ładny, rozmroził się bez problemów i od razu zaczął dzielić. Embriolog opowiedziała o nim rzucając medyczne terminy, co lekarz nam przetłumaczyła, że jest ok i że ma wolę życia. A niech ma! Mąż poprosił o zdjęcie zaroda. Pani dr stwierdziła, że wygląda jak kwiatuszek. Moim zdaniem kwiatka to nie przypomina, ale niech jej będzie ;)
Wisi teraz zdjęcie tego kwiatuszka na lodówce i straszy, tudzież motywuje, jak kto woli ;) Cieszę się, że go zabraliśmy, ale staram się na nic nie nastawiać. I tak już nic nie zrobię ponadto co zrobiłam i co robię - wyhodowałam owulację i ładne endometrium, strzykam się clexanem, pochłaniam tony progesteronu i obiecałam prowadzić kanapowy tryb życia. Tyle mogę, a reszta nie zależy ode mnie.
‹‹ 3 4 5 6 7 ››