Jej mąż wyjaśnił mojemu Mężowi, że nie mówili nam wcześniej, bo "się staramy". Nie bardzo rozumiem, co to za argument. Dlaczego niepłodnych tak źle się ocenia i tak źle się o nich myśli? Czemu myśli się o nas jak o okropnych, zawistnych ludziach, którzy tylko zazdroszczą innym dzieci/ciąży? A ci znajomi tak sobie pomyśleli, a na nasze wyjaśnienia, że nie jesteśmy zawistni i bardzo się cieszymy z ich ciąży, stwierdzili, że rzeczywiście powierzchownie nas ocenili. No kpina! Znam się z K. od podstawówki, a ona tak o mnie myśli
Prawdą jest, że czasem sobie myślę, jak wszyscy w podobnej sytuacji, czemu innym się udaje, a nam nie, ale nie nienawidzę ludzi za to, że mają dzieci czy są w ciąży, tylko zwyczajnie też bym chciała. Tak jak chciałabym mieć w garażu wypasionego, nowiutkiego Lincolna Navigatora, a jeżdżę czym jeżdżę.
Dostajemy po łbie od wszystkich - od rodziny, bo "kiedy wy?", od znajomych, bo "oni się starają", od kościoła, bo "in vitro to zło" i od państwa, bo za leczenie trzeba płacić z własnej kieszonki, a przecież jesteśmy chorymi ludźmi. Może trochę zrozumienia do jasnej cholery!!
***
Odebrałam wyniki - progesteron mam piękny, ponad 20 A b-hcg, można by rzec, na minusie. Czekam tylko, aż przy kolejnym takim wyniku dopiszą mi "puknij się kobieto w czoło" jakiś mam dziś dobry humor mimo tej bety Mam takie wrażenie, że przestałam się tak sama ze sobą "szarpać", że trzeba dziecko, że już, że musi się udać. Jakiś czas temu ogarnął mnie spokój i przestałam walczyć. Nadal chcę mieć dziecko, ale nie czuję takiego ciśnienia ze swojej strony. Założyliśmy z Mężem, że jeszcze dwie stymulacje i na razie odpuścimy. Ale w sekrecie powiem, że oglądamy nieśmiało strony OA, bo kto wie...
A w ramach akcji relaksacyjnej, w pogardzie mając co ludzie powiedzą, włączyłam sobie radio świąteczne i odpływam
Mam za sobą już dwie dawki gonalu. Pierwszy siniak też już się pojawił. Jak to dobrze, że matka nie pozwoliła mi iść na pielęgniarstwo (a chciałam bardzo), bo z takimi umiejętnościami nikt by mnie nie zatrudnił i zdechłabym z głodu
Nadal walczę z przeziębieniem, to już ponad tydzień. Zatoki wyleczyłam, zostało gardło i kaszel. Zastanawiam się, czy może włączyć jakiś antybiotyk, bo to już za długo trwa, ale muszę pogadać z lekarzem, czy mogę. Mam ochotę nakrzyczeć na matkę, która przysłała do mnie na lekcję chore dziecko, bo to od niego się zaraziłam. Czemu ci ludzie są tacy głupi...?
Leki mnie wykańczają. Jestem śpiąca, kręci mi się w głowie i jest mi strasznie niedobrze
Do tego nie udało mi się pokonać przeziębienia, zatoki wróciły, więc laryngolog zalecił antybiotyk, a gin się na niego zgodziła. A ja od siebie poprosiłam o taki bezpieczny dla ciężarnych, bo kto wie, jak to może wpłynąć na moje jajka. Może przesadzam, ale nie chcę później mieć do siebie pretensji.
Przeziębienie przeszło, ale kaszel został Zanabyłam sobie syropek żeby nie kasłać, bo położna powiedziała żeby po ostatnim zastrzyku oszczędzać brzuch, a mnie od kaszlu już mięśnie bolą. Najchętniej spędziłabym resztę weekendu w łóżku, ale rodzina zapragnęła świętować moje urodziny, więc nie ma odpoczywania. Oni nie wiedzą o tym, że jestesmy w trakcie in vitro, więc należy udawać, że wszystko jest ok i ową rodzinę ugościć.
Rozmowy z jajnikami nic nie dały. Z 12 oocytów tylko 4 się nadają do czegokolwiek, może jeszcze jeden dojrzeje. Jestem załamana
A ja po tym wszystkim jestem potwornie zmęczona Płakać mi się chce, bo nie mam na nic siły. Zła jestem, bo jak wstaję z łóżka czy kanapy od razu mi się w głowie kręci Muszę jakoś odreagować to napięcie z ostatnich dwóch tygodni i powiedziałam Mężowi, że musi być dzielny i to znieść. Powiedział, że nie takie rzeczy udało nam się już przejść, to i to weźmie na klatę. Dobry Mąż
Brzuch po punkcji jeszcze czuje Boli jak siadam, czy jak podczas leżenia przekręcam się z boku na bok. Po pierwszej punkcji te bóle tyle nie trwały. Wczoraj z nudów trochę sobie poprasowałam i deko ogarnęłam sypialnię - starłam kurze i umyłam okno. Okazuje się, że za wcześnie na takie aktywności - brzuch nie daje mi spać Dramatu nie ma, ale mimo wszystko coś tam jeszcze nie gra. Dziś ostatni dzień leków i czekam na @. Z transferem czekamy do lutego. Już w październiku zaplanowaliśmy zimowy wyjazd w góry i nie chcę z niego rezygnować. Ja wiem, że brzmię jakbym była zblazowana, bo wakacje ważniejsze od dzieci, ale zwyczajnie tego urlopu potrzebuję.
Niech ten cykl już się skończy, bo przez te hormony czuję się jakbym miała depresję. I przez to kiepskie samopoczucie wcale nie zalewa mnie fala miłości czy radości jak sobie o tych naszych zarodkach pomyśle. Poprzednie miały imiona, a na te nawet się czasem złoszczę, bo naprawdę nie czuję się dobrze, a to złoszczenie wpędza mnie w ogromne poczucie winy, bo to przecież nasze przyszłe dzieci...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2016, 04:09
Przy okazji badań, zrobię jutro insulinkę. Ciekawam, czy już trochę spadła.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2017, 17:26
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 stycznia 2017, 10:00
Sąsiedzi już od jakiegoś czasu patrzą na nas wilkiem, bo nie włączamy się w akcje upiększania placu zabaw, czy sadzenia krzaczków pod blokiem. Jeden nawet powiedział mojemu Mężowi, że czemu nie mamy dzieci i że "ma się brać za robotę", bo w jakoś mało dzieci w naszym bloku jest, a w sąsiednim jest dużo. Tak sobie myślę, że jak człowiek ma taką motywację do posiadania dziecka, to chyba powinni mu zrobić przymusową wazektomię. Kipię ze złości, że ludzie pozwalają sobie na takie komentarze.
A teraz, po całym tygodniu ganiania, idę odpoczywać. Miłej niedzieli!
Wisi teraz zdjęcie tego kwiatuszka na lodówce i straszy, tudzież motywuje, jak kto woli Cieszę się, że go zabraliśmy, ale staram się na nic nie nastawiać. I tak już nic nie zrobię ponadto co zrobiłam i co robię - wyhodowałam owulację i ładne endometrium, strzykam się clexanem, pochłaniam tony progesteronu i obiecałam prowadzić kanapowy tryb życia. Tyle mogę, a reszta nie zależy ode mnie.
O jak ja Cię doskonale rozumiem... miałam podobną sytuację tyle że ja się dowiedziałam przy okazji jak informowała szefa... też myślałam że zasługuję żeby dowiedzieć się od niej o takiej nowinie a nie w taki sposób, pewnie gdyby nie było mnie akurat wtedy w pokoju to dowiedziałabym się jak już miałaby wielki brzuch :/ i też czuję że na każdym kroku nam się obrywa ze wszystkich stron, tylko dlatego że chcemy mieć dzieci a jesteśmy niepłodni :/ ehhh głupie to wszystko.
Hej. Doskonale Cię rozumiem. Niestety odnoszę wrażenie, że nasi znajomi i rodzina nie za bardzo wiedzą jak do NAS podejść. Staram się ukrywać z naszymi problemami, bo inaczej jak wyznasz prawdę to od razu słyszysz porady, metody i wykłady na temat starania się o dziecko i troski rodzicielstwa. Potem pytania czy już sie udało... Dlatego wolę dusić w sobie prawdę i odpowiadam wymijająco, że dziecko będzie w swoim czasie/że póki co nie planujemy/że nie mamy póki co extra kasy, a świadome rodzicielstwo to wymaga niemałych nakładów finansowych. Bo tak jest mi łatwiej, pytanie zaboli i w domu się zdołuję, wypłaczę w rękaw , ale to dla mnie mniejsze zło niż wysluchiwanie porad i ciągłych pytań. Zresztą wiele osób jest przy tym bardzo nietaktownych. Moja przyjaciółka opowiada jak mi zazdrości, że możemy sie cieszyć sobą, bo Ona ślub brała pod koniec rozwiazania, drugie dziecko poczeli niecały rok od porodu. Karze mi cieszyć się wolnością... ale ja tej wolności i pustki w domu mam już aż za nadto. Chciałabym mieć wreszcie dziecko, choć bardzo się boję, że nie podolamy wyzwaniu... A rodzina... co chwilę przytyki, że chcą wnuka/prawnuka... Aż naprawdę odechciewa mi się chodzić na rodzinne spotkania. Nie mają pojecia, że pod plaszczykiem klamstwa bardzo cierpie... Przecież gdybysmy nie mieli problemu z poczeciem to będąc ponad 3 lata po ślubie mielibyśmy juz brzdąca a tak... mamy tylko psa. Kolezanka z pracy, ktora jest matka 4 letniego synka, zaśmiała się, że jak kupiliśmy szczeniaka to mamy psie dziecko - nawet nie ma pojęcia jak bardzo mnie tym zranila. Szef też uważa, że zajść w ciążę nie jest trudno (rozmowa a propo polityki). Łatwo mu mówić, skoro nie poznał tego problemu... Pozostaje jedynie uczucie osamotnienia z problemem... a każdy następny miesiąc załamuje coraz bardziej...