Pogłębię jeszcze w tym cyklu diagnostykę. Zrobię progesteron, prolaktynę i pakiet na tarczycę koło 21 dc.
Mąż mój jest w bardzo złym stanie psychicznym. Bardzo się podłamał. Cały czas powtarza, że to wszystko przez niego, że to się nigdy nie uda, że nie będziemy mieć dzieci. Nie wiem już, jak Go pocieszyć. Powtarzam tylko, że bardzo go kocham i zawsze z Nim będę. Nie wiem, co mogę więcej zrobić.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 września 2015, 14:05
Androloga interesowały tylko dwie rzeczy. Przeglądnął wszystkie seminogramy i wypytał jakie były zarodki podczas dwóch naszych ICSI. Oczywiście zbadał też Męża i nic złego nie zaobserwował. Nie interesowało go, jakie Mąż ma hormony, jak chromatyna, nic z tych rzeczy. To właśnie było dziwne. Pytał też, czy u mnie coś nie wykryto. Stwierdził, że zarodki się źle rozwijały podczas naszych IVF i trzeba szukać przyczyny. Na pierwszy ogień idzie genetyka, bo dla niego to, co mamy już w genetyce zbadane, jest niewystarczające. Polecił nam gabinet w Krakowie. Okazało się, że to ten, w którym robiliśmy kariotypy. Jak genetyka wyjdzie ok, to mam zająć się swoją immunologią.
Przemyślałam potem sprawę. Już chyba wiem, dlaczego androlog nie pytał o hormony. Miał przed oczami świeże wyniki seminogramu, zrobione u nich, więc wiedział, że nasienie jest i nie ma co zagłębiać się w hormony. Tak to sobie tłumaczę.
Plan mamy taki, że idziemy za cztery dni na wizytę do genetyka i robimy potrzebne badania. Następnie znów mamy się umówić na wizytę do androloga z wynikami. Pójdziemy do niego niezależnie od wyników genetyki. Jeśli będzie zła, to pozostaje dawca, a jeśli dobra, to i tak pójdziemy na konsultację. Będę chciała Go wypytać, jaki protokół zapłodnienia rekomenduje, jakie dodatki wziąć i takie tam.
Mąż chce zrobić tak, jak powiedział androlog. Nie chce podchodzić do in vitro, dopóki ta genetyka nie będzie wyjaśniona. Muszę to uszanować. Poza tym, zgadzam się z andrologiem, że nasze zarodki były kiepskie. Mam tylko nadzieję, że to była wina przepracowania Męża, no ale wiadomo, że równie dobrze może być to coś innego.
Czyli zaczyna się szukanie przysłowiowej igły w stogu. Trochę mnie to wkurzyło. Najgorsze jest to, że znów wszystko się przesunie. Mam nadzieje, że nie dłużej, niż o miesiąc. Boję się podchodzić do kolejnego in vitro bez rozszerzonej genetyki.
Jedyna dobra informacja była taka, że morfologia nasienia w końcu nie była na poziomie 0% tylko 1%.
Jeśli to badanie wyjdzie dobrze, to genetyczka nie widzi potrzeby dalszych badań. Mówi, że taniej będzie zrobić in vitro z PGD. Jeśli będą wady, ale jakieś "niewielkie", to wtedy też PGD. Jeśli wady będą duże, to wtedy dawca. Generalnie, wszystko zależy od wyniku.
A gdy już wyszliśmy z wizyty, to mój książę kochany pyta mnie, co to jest to PGD Siedział godzinę na wizycie i nie wiedział o czym mowa. Bosko. Wytłumaczyłam mu, przedstawiłam koszty, a On stwierdził, że to chce. Niezależnie, czy nasienie będzie jego, czy dawcy, Mąż nagle chce PGD!!! Tylko w Novum nie ma tego. Musiałabym przenieść się do innej kliniki.
Mąż jest nieugięty. Nie zgodzi się na jakiekolwiek działania bez wyników genetyki. Znów pozostaje mi czekać. Wyniki z oceną genetyczną całej naszej sytuacji powinny być do 3-4 tygodni.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 września 2015, 09:00
Moja Mama nie pyta o te rzeczy. Myślę, że się domyśla w czym problem, i że się leczymy, więc cierpliwie czeka. Jeśli zapytałaby, to powiedziałabym jej bez wahania, że są problemy. Ale takim ciotkom, które widzę dwa razy w roku, nic do tego. Nie rozpowiadamy po rodzinie nie tylko o problemach z dzidziolem, ale ogólnie o niczym. O tym, że Mąż nie pracuje musiał się wygadać mój Ojciec.
Mój Mąż nie chce dawcy nasienia. Mówi, że jak nie będzie innego wyjścia to chce, ale ja widzę, że się tego boi. Ja też. A czy ja chcę? Hmmm. Chcę dziecka, ale dawca w tym momencie wykracza poza moje wyobrażenia. Wiele rzeczy było kiedyś poza moimi wyobrażeniami, a stały się. Jak człowiek nie ma innego wyjścia, to wszystko się przewartościowuje.
Wiem, że będę kochać dziecko nad życie niezależnie, czy będzie dawca, czy nie. Mąż też się zakocha, ale będzie miał z tyłu głowy świadomość dawcy. Zawsze.
Skoro Dzieciak nie chce przyjść, to chociaż ładnie mieszkajmy. Mąż chodzi załamany, bo wymyśliłam błękit do sypialni. Ale to taki ładny, stalowy błękit, ładnie komponujący się z ciepłym odcieniem mebli. Zasada kontrastu. Facet tego nie rozumie.
Plan jest taki, że w poniedziałek będziemy u androloga w novum. Nie chcemy rezygnować z tej wizyty, ponieważ nie jesteśmy na razie zdecydowani na PGD. Jeśli bylibyśmy zdecydowani, to wizyta u androloga nie miałaby sensu, ponieważ w novum PGD nie jest wykonywane. Zobaczymy, co androlog powie na rekomendacje od genetyczki, jak się będzie gimnastykował, żeby nas do PGD zniechęcić.
Ja nie jestem do PGD przekonana z jednego głównego powodu. Nie ma u nas wyraźnych przesłanek, do wykonania tego badania. Nie zostały u nas wykryte żadne mutacje w genach.
Generalnie wszelkie decyzje zapadną w poniedziałek, po wizycie. Prawdopodobnie skończy się na IMSI w Novum.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 października 2015, 11:48
Ja nie wiem czego chcę. Mąż zadecydował, ze zostajemy w Novum na jedną próbę. Jeśli się ona nie powiedzie, to przenosimy się do Invicta Wrocław na to PGD. No i dobrze, niech tak będzie. Ruszamy z koksem, koniec marazmu, trzeba iść z tym grajdołkiem do przodu!!!
W przyszłym tygodniu dostanę okres, po okresie histeroskopia. Koło 21-22 listopada zaczynam zastrzyki na wyciszenie, bo będzie protokół długi. Ewentualny transfer zapewne będzie zaraz przed Wigilią.
Ale generalni wyjazd do Warszawy udany. Przede wszystkim dlatego, że zjadłam standardowo pyszny tajski obiadek, składający się z kalmarów w mango, zielonego curry z krewetkami, a na deser tapiokę w mleczku kokosowym Mniam.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 października 2015, 13:54
Mam również umówioną wizytę u lekarki na 19 listopada, aby rozpocząć wyciszanie jajników. Mam ogromną nadzieję, że do tej pory akredytacja będzie i nie odeśle mnie z kwitkiem, czyli receptą na kolejne opakowanie antykoncepcji, aby przesunąć wszystko o kolejny miesiąc. Cóż, jestem na taką ewentualność przygotowana psychicznie.
Moja histeroskopia diagnostyczna zmieniła się w zabiegową. Lekarz wyciął mi przegrodę, wcale nie jakąś bardzo małą. Podobno z nią o naturalną ciążę byłoby ciężko, nawet bez problemów ze strony męża. Zawsze słyszałam, że mam bardzo małą macicę. Teraz już wiadomo dlaczego taka mała była.
Jestem wystraszona, załamana, strasznie wkurzona. Mam ogromną nadzieję, że wszystko ładnie się zagoi, nie będzie znów zrostów i takie tam. Nie wiem, jak to wpłynie na nasze plany ivf. Może się znów wszystko przedłużyć. Dowiem się może za 2 tyg.
Na konsultację po wycięciu przegrody byłam umówiona w południe w szpitalu. Wiedziałam, że będę miała USG 3D, aby oglądnąć, czy nie ma zrostów. Było mało czasu, bo na 13.40 byłam umówiona na wizytę w novum, a szpital był na drugim końcu Warszawy. W dodatku w Warszawie panowała fatalna pogoda, burze, grad, silny wiatr, ogólna masakra. Jak to w szpitalu, wszystko działa z opóźnieniem. Cały czas patrzyłam na zegarek. Stwierdziłam, że najpóźniej o 13.00 muszę stamtąd wyjść i tak wyjdę, czy będzie po usg, czy nie.
Na usg zawołano mnie o 12.45 dopiero. Wszystko okazało się być w porządku, macica ładnie się zagoiła. Pozostała kwestia dojechania do novum, a więc szybko do samochodu i jazda. Byliśmy z Mężem cali mokrzy, ponieważ właśnie rozszalała się kolejna nawałnica i zanim dobiegłam do samochodu te 50 metrów, to jeansy można było wyciskać. Jak się można było spodziewać, w połowie drogi do kliniki na naszej drodze stanął dość poważny wypadek. Stanęliśmy w korku na estakadzie, więc nie było jak uciekać. Dno totalne. Zadzwoniłam do kliniki z pytaniem, do której Pani doktor dziś przyjmuje. Oczywiście okazało się, ze jestem ostatnią pacjentką tego dnia i Pani doktor długo nie poczeka. Nie wiem jakim cudem, ale udało nam się wydostać z tego miejsca i pod kliniką byliśmy równo 13.40, a na ziemi dookoła kliniki leżały kulki gradu około 1 cm.
Ponieważ nieszczęścia chodzą parami, to to nie mógł być koniec. Pani doktor, gdy się dowiedziała w jakiej sprawie jest ta wizyta, to oświadczyła, że podczas rejestracji powinnam była uprzedzić panią recepcjonistkę, że jest to "wizyta startowa" do in vitro i wtedy na taką wizytę rezerwuje się dwa razy więcej czasu. Teraz ona ma tylko 20 min, a potrzebuje 40, że ona nie zdąży, że jedzie zaraz na weekend i pociąg na nią nie będzie czekał. Zatkało mnie całkowicie. Myślę sobie "co ta baba gada". Przejechałam właśnie pół Polski żeby się z nią spotkać, gimnastykowaliśmy się żeby zdążyć, chcemy tu wydać kupę kasy na ivf komercyjne i nagle słyszę, że komplikuję Pani doktor plany weekendowe swoim przybyciem. Jak można umawiać się na wyjazd na styk, gdy przecież wiadomo, że praca lekarza jest specyficzna i lepiej zostawić sobie margines czasowy???
Mąż cały się napiął, wściekł się strasznie, ale nie odezwał się. Na szczęście Pani doktor wyciągnęła telefon i zadzwoniła chyba do męża, że przyjedzie prosto na dworzec, wyciągnęła papiery, poprosiła o nasze badania, które mieliśmy przywieźć i zaczęła to wszystko ogarniać. Generalni skończyło się wypisaniem recepty na zastrzyki wyciszające i steryd, więc zgodnie z planem. Papiery nie zostały do końca wypełnione, ale przecież można to zrobić na kolejnej wizycie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 listopada 2015, 09:07
Takie posiewy ważne są 30 dni. I tak sobie teraz policzyłam, że o ile punkcja powinna być przed 23 grudnia, to transfer już niekoniecznie. Fuck. Trzeba będzie zapewne jeszcze raz badać.
Posiewy wyszły dobrze. Posiew z nasienia też ok.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 grudnia 2015, 11:59
Rozmawiałam też z lekarką, czy jest szansa, że wyrobię się z transferem przed wigilią. Jest na to duża szansa, ale oczywiście wiele zależy tu od moich jajników.
Z mniej przyjemnych rzeczy. Dziwna zrobiła się sytuacja, gdy lekarka zaczęła ustalać dawkę leku do stymulacji. Na wstępie zapisała mi tylko gonal 150j. Bardzo mi to nie pasowało, ponieważ byłam już stymulowana gonalem podczas pierwszego mojego in vitro. Miałam wtedy protokół krótki, gonal brałam 200j. i jajek było w sam raz - 11, w tym 9 dojrzałych. W drugiej procedurze długim protokołem brałam 200/225j. puregonu i jajek było tylko 7. Zasada jest też taka, że każda kolejna stymulacja może przebiegać bardziej opornie i u mnie tak było. Obecnie idę protokołem długim, zostałam mocno wyciszona, a tu lekarka przepisuje mi jedynie 150j gonalu???? Od razu zapaliła mi się czerwona lampka i zaczęłam interweniować. Mówię lekarce, żebyśmy może jeszcze raz spojrzały w papiery. Lekarka popatrzyła na moje wyniki z hormonów. Stwierdziła, że AMH mam dość wysokie, bo 3,6. Ja jej na to odpowiedziałam, że to AMH było badane przed moim pierwszym in vitro, w między czasie przeszłam już dwie pełne procedury. Zaczęła się w końcu przyglądać, jak byłam stymulowana w poprzedniej klinice i stwierdziła, że dorzuci mi 75j menopuru. Teraz jestem spokojniejsza, ale zła jestem, że od początku lekarka tak nie wypisała. Cały czas trzeba trzymać samemu rękę na pulsie.
Pierwsze podglądanie po 7 dniach. Uważam, że jakoś tak późno, ale skoro mają w novum takie zasady, to niech będzie.
Mój mąż przed ostatnim in vitro miał nieliczne plemniki nieprawidłowej budowy... Była opcja biopsji jeśli w dniu punkcje wyniki ani trochę nie będą lepsze, ale na szczęście nie była potrzebna mimo, że liczba z pewnością nie była większa niż 1mln/ml a morfologia tez 0%. Męża długo próbowaliśmy leczyć, miał operację, kilka kuracji różnymi lekami, nic nie pomogło. W 3 in vitro udało się zaplodnic wszystkie komórki, i mieliśmy jeszcze 3 mrozaczki. Udał się dopiero ostatni, w sumie 5 od początku transfer, ale wie udał. Teraz zaczęłam 18tc, także trzeba walczyć. Mąż nie może się poddawać, bo są metody. Zawsze można zrobić biopsję jeśli tylko są jakiekolwiek plemniki. W końcu ludzkie oko przy in vitro spisuje się lepiej niż komputer. Jedyne co jeszcze, to warto zainwestować w imsi przy tak słabych plemnikach. Trzymam kciuki.
Astra, bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Takich mi trzeba. Na pewno zainwestujemy tym razem w co się da. Będzie to podejście komercyjne, więc nikt nam nie zabroni imsi czy primo vision. Choć nad tym drugim jeszcze się waham.