Wielka Akcja - Wspieramy się w niepłodności!
Dziś dodająca otuchy historia Danuty i Adama

Zainspiruj się!
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Demotywator
Dodaj do ulubionych
‹‹ 6 7 8 9 10 ››

24 marca 2016, 09:45

Wczoraj byłam w nOvum na scratchingu endometrium. Nastawiłam się na traumatyczne przeżycia, zdenerwowałam się, a tu było całkiem ok. Nie było to dla mnie w zasadzie bolesne, choć czułam pewien "dyskomfort", podobny do tego przy pobieraniu materiału do badań cytologicznych.
Ale oczywiście zaczęło się od tego, że zapomniałam, iż muszę mieć wypełniony pęcherz. Na fotelu okazało się, że pęcherz mam pusty, co mnie zupełnie nie dziwiło, ponieważ siusiałam 15 min. wcześniej. Musiała się ubrać i coś z tym zrobić. Wypiłam szybko pół litra wody, przepuściłam dwie pacjentki i powróciłam na fotel :)Pęcherz był już ok i Pani doktor przystąpiła do dzieła. 3 minuty roboty, z czego samego miziania jakieś 5 sekund.

No i teraz czekam na kriotransfer. Dowiedziałam się, że mam zamrożone te moje 4 blasty w dwóch pakietach po dwie. W każdym pakiecie jest jedna mocniejsza blasta (3aa i 3bb) z jedna słabszą 1bb.

Pogadałyśmy z lekarką o tym moim intralipidzie. Powiedziała, że nOvum nie zrobią mi tej kroplówki, jeśli nie będę miała zalecenia na piśmie od immunologa.
Gdy byłam na ostatniej wizycie u immunolożki, to zagadałam do niej w sprawie takiego skierowania. Tak czułam, że do novum będzie mi potrzebne. Powiedziałam jej wprost, że pierwszą kroplówkę zrobiłabym w Provicie, ale tą drugą w dniu krio, chciałabym zrobić w novum. Immunolożka odpowiedziała tylko, że ona woli, abym tą kroplówkę zrobiła jednak w Provicie i ucięła temat. Na moje stwierdzenie, że nie zdążę przyjąć w dniu transferu w Katowicach 4-godzinnej kroplówki, a potem dojechać do Warszawy na transfer odpowiedziała, że mogę zrobić kroplówkę dzień wcześniej i będzie nadal skuteczna. Pozostaje mi jej zaufać, co nie zmienia faktu, że wolałabym tą kroplówkę w dniu transferu. Może jednak uda się to zgrać czasowo w jednym dniu, ale transfer musiałby być najwcześniej o 16.00. Chyba w novum tak późno nie robią.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2016, 09:47

29 marca 2016, 14:55

Pierwszy intralipid za mną :) Tragedii nie ma, choć 4.5 godziny leżenia pod czterema butelkami kroplówki nie jest bardzo rozwijające. Dużo zależy od towarzystwa, a ja miałam bardzo przyjemne.
Następna tura dzień przed transferem.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 marca 2016, 14:53

1 kwietnia 2016, 09:26

Małpa przyszła dziś, oczywiście jak w zegarku, spodziewałam się jej. Zaczynam zatem cykl z krio. Z lekarką z novum jestem umówiona na pierwszy telefon już po owulacji, aby umawiać się na transfer. W poprzednim cyklu z krio prosiła mnie, aby dzwonić zaraz po małpie, w 12 dc i potem po każdym monitoringu, który robiłam u siebie. Na wizycie ze scratchingiem powiedziałam Pani dr, że tym razem zadzwonię po owulacji dopiero, czyli dałam jej do zrozumienia, że nie potrzebuję żadnych porad w trakcie monitoringu. Może było to trochę mało kulturalne z mojej strony, ale ja tych telefonów na prawdę nie potrzebuję. Lekarka powiedział, że ok, tylko żebym nie zapomniała o luteinie po stwierdzonej owulacji.

5 kwietnia 2016, 10:33

Ponieważ mamy cykl z krio, między mną i Mężem zaczyna się "psuć". Nie wiem, jak to psucie opisać. Nie kłócimy się, niby dogadujemy się, ale wyczuwalna jest atmosfera... wyczekiwania. Mąż popada w zadumy, przemyślenia, często zadaje mi pytanie "jak czujesz, czy teraz się uda?". I co ja mam na to odpowiedzieć? Co? Ja już nic nie czuję w tym temacie. Robię co mogę, żeby się udało. Leki, scratching, kroplówki z intralipidu, L4. Już nic więcej zrobić nie mogę.
A propos L4, tym razem wezmę bardzo krótko i tylko dlatego, że transfery mam wyjazdowe i nie powinnam wracać do domu w dniu transferu, tylko zostać w Wawie na noc. Zastanawiam się, czy po prostu nie wziąć urlopu. Jeszcze to przemyślę, zobaczę w który dzień tyg. wypadnie mi ten transfer.
Znów zaczynam "odkładać życie na później". Wakacje nie planuję, bo nie wiadomo, czy dam radę jechać/lecieć. Widziałam ostatnio fajne spodnie i nie kupiłam, bo po co, bo może zaraz nie będę się w nie mieścić z brzuchem. Nie żałuję jakoś specjalnie, ponieważ wakacje można zawsze zaplanować, spodnie fajne zawsze się znajdą, chodzi o to, że zaczynam już głupio myśleć.

12 kwietnia 2016, 12:52

Niby nic, a czas leci... Jeszcze tylko tydzień do kriotransferu. Jest jeszcze oczywiście kwestia mojej szacownej, naturalnej owulacji, ale o nią tak bardzo się nie martwię. Zawsze była, więc nie przyjmuję do świadomości, że miałoby jej nie być tym razem. A nawet gdyby nie było jej, to cóż, poczekam jeszcze miesiąc. Z pewnych względów byłoby to mi nawet na rękę. Z drugiej strony, jak tak się poważniej zastanowię, to jednak z innych względów zależy mi na krio teraz :)
Po pierwsze mam jeszcze ważne badania wirusologiczne. Za miesiąc się przeterminują i będę 500 zł w plecy. Dodatkowo wymazy, to jeszcze około 60 zł. Po drugie, mam teraz taką dziwną sytuację w pracy, że zwolniła się jedna osoba i dyrektor pcha na mnie jej zadania. Pewne rzeczy dało się przewidzieć i choć nie należy to do moich obowiązków, zrobiłam jakieś 70% pracy tej osoby. Pozostały jeszcze do załatwienia pewne kwestie, które są zawalone w księgowości i wiem, że wyjdą na powierzchnię, gdy będę na krótkim L4 po transferze. Nie widzę powodów, dla których to ja mam się użerać z tym tematem. Jest to kwestia dla kogoś, kto się na księgowości zna. Ja księgową nie jestem i nie będę tego rozgryzać.
Po trzecie nie ma. Powinno być, wiem doskonale, że już nie mogę się wprost doczekać... Ale czy tak jest? Są mrożaki, więc żyję sobie spokojnie w świadomości, że jest szansa na dziecko. Drogą do tego jest transfer, a mi transfery kojarzą się z tym, że po 9 dniach przeżywam boleśnie kolejne niepowodzenie. Transfery są dla mnie najgorsze. Nie fizycznie, a psychicznie. Nic tak mnie nie przeraża w procedurze ivf, jak transfer. To ostatni moment, który w jakimś stopniu nie zależy tylko ode mnie. Tak sobie myślę, to jest jeszcze taki element procedury, gdzie dużo zależy od lekarza, embriologów i ogólnie kliniki. A jak już mam dzidziola u siebie, to już wszystko zależy tylko ode mnie. I mojej macicy, która poprzednie zarodki skutecznie odrzuciła. A było ich pięć. Wiem, nie jestem żadną rekordzistką, ale ta świadomość nic nie pomaga. Dla mnie to nie były tylko embriony.

14 kwietnia 2016, 12:34

Dziś idę na pierwsze podglądanie, a to już 14 dc. Trochę późno to ustawiłam, bo równie dobrze może być już po owulacji, choć moje objawy wskazują, że jeszcze po owulacji nie jest. Mogłam pójść na pierwsze podglądanie 2 dni temu, ale najnormalniej w świecie nie chciało mi się. Tak sobie wymyśliłam, że pójdę dziś (bo będzie zaraz przed owulacją) i jutro, aby tą owulację potwierdzić. Nie wiem, skąd taka we mnie pewność działania mojego organizmu :)
Idę dziś do fajnej lekarki. A jutro, jeśli będzie trzeba, do lekarza którego nie znam. Pracuje on w takiej fajnej klinice ginekologicznej niedaleko miejsca, w którym mieszkam. Jak się zafasolkuję, to może będę tam chodzić z brzuchem.

16 kwietnia 2016, 18:39

No to tak. Dziś w końcu miałam owulację. 16 dc to trochę późno jak dla mnie, ale najważniejsze, że była. Wczoraj pęcherzyk dominujący miał 23mm, a dziś już go nie ma. Jakieś 3 godz. przed dzisiejszym usg czułam wyraźny ból owulacyjny.
Kriotransfer w czwartek. Biorę dwie blastki.

18 kwietnia 2016, 15:06

Kriotransfer umówiony - czwartek godz. 9.30.
Jutro jeszcze intralipid. Biorę jednak L4, ale tylko na tydzień, a nie dwa, jak było zawsze. Tak sobie postanowiłam. Z Mężem może spędzę trochę czasu. Choć On teraz taki zabiegany.
Miałam bardzo przyjemny weekend restauracyjno - rowerowy :)

21 kwietnia 2016, 11:00

Już po transferze. W końcu wizyta bez większych komplikacji. Choć był mały zonk.
Przyjechaliśmy na transfer 2 zarodków- 3AA i 1BB. Po rozmrożeniu nasza 3AA stała się 4AA :) Milsza niespodzianka nie mogła mnie dziś spotkać. Z racji tego lekarka wykonująca transfer poprosiła, aby zastanowić się czy na pewno transferować dwa, bo tego słabszego można znów zamrozić. Ja sama nie wiedziałam, Mąż chciał jeden. Zupełna niepewność z mojej strony co zrobić. W końcu lekarka poszła porozmawiać z embriolog. Czekaliśmy i czekaliśmy. Wróciła i w pięknych sformułowaniach dała nam do zrozumienia, żeby jednak brać tego drugiego, bo raczej nie dotrwa do ponownego mnożenia. Tak że, mam w brzuchu dwa.

23 kwietnia 2016, 16:06

Mówi się, tu w tym pamiętniku również były takie komentarze, że objawy ciąży czasami nie są odczuwalne. Zgodzę się i wierzę w to. Na prawdę wierzę dziewczynom, które mówią, że tak mają. Ja nigdy w ciąży nie byłam, ale mam wrażenie, że gdybym już była, to to poczuję. Będzie mnie bolał brzuch, cyce itp. itd. Na razie nie czuję nic. Jak zawsze nic. Jeszcze niby jest czas.

28 kwietnia 2016, 15:19

Nie wiem co robić. Pasuje mi zrobić betę w sobotę 30-go. Nie chcę jej wtedy robić. Moja Mama obchodzi w ten dzień huczne, okrągłe urodziny, będzie z 30 osób, nie chcę wtedy płakać. Znam się i wiem, że będę płakać, jeśli beta będzie negatywna. Nie powstrzymam tego. Z drugiej strony, jeśli nie zrobię bety 30-go kwietnia, to następną okazję będę miała dopiero 4 maja. Nie, nie mogę robić bety 30 kwietnia, to jest pewne. Jak już oddam krew, to nie powstrzymam się i zaglądnę po wynik.
Opcje są dwie:
1) Iść na betę dopiero 4 maja - to będzie już 13 dni po transferze blasty. Zapewne, jeśli nie ma ciąży, to pomimo brania progesteronu nawiedzi mnie wcześniej małpiszcze i nie dotrwam do tej bety.
2) Zrobić sikańca 1 maja - 10 dpt blasty. Tylko czy będę umiała na podstawie sikańca zdecydować się na ewentualne odstawienie progesteronu? To tylko sikaniec.

Jest jeszcze jedna opcja, najgorsza ze wszystkich. Jestem na cyklu naturalnym i termin okresu w tym cyklu dla mnie to właśnie 30 kwietnia. Najgorzej będzie, gdy mimo brania progesteronu małpiszcze przyjdzie i to w dniu urodzin Mamy :(

30 kwietnia 2016, 10:21

Nie wytrzymałam. Zrobiłam betę. Wynik 9dpt blasty 4aa wynosi > 0,1 czyli tak na prawdę 0.

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję Dziewczyny za doping. Jesteście najlepsze na świecie.

Teraz daję sobie 2-3 tyg przerwy. W połowie maja skontaktuję się z tymi moimi wszystkimi lekarzami. Pogadamy sobie. Niczego się po tych rozmowach nie spodziewam.
Kolejne krio po wakacjach.

Troszkę będę tu teraz mniej pisać, a już na pewno mało merytorycznie, bo też i nic specjalnego nie będzie się u mnie dziać w temacie starań.

Bardzo mi smutno. Czuję się niepewnie. Mam możliwości i siłę, aby walczyć dalej, robić nawet kolejne in vitro, tylko jakoś nie widzę w tym wszystkim sensu. Bo ileż można w siebie wtłoczyć leków, przejść zabiegów, badań? Lekarze mi odpowiedzą?

6 maja 2016, 12:30

Staram się nie zamykać na życie. Wypłakałam się jak najszybciej się dało. Chciałam to z siebie zrzucić jak najszybciej. Muszę teraz trzymać fason, zrobić to dla Męża. On potrzebuje teraz miesiąc, dwa spokoju. Muszę Mu dać się skupić na zawodowych sprawach.

Pracuję, planuję wyjazd wakacyjny... z Teściową ;) Jest spoko kobietą, ale na wakacje jeszcze z Nią nie jechałam. Zobaczymy, jak to będzie. Na pewno trzeba będzie spędzić czas bardziej stacjonarnie i tu już widzę problem. Ja tak nie lubię siedzieć w miejscu. Codziennie ta sama plaża, ludzie, widok, kawa... Może nie ma co narzekać na zapas.

12 maja 2016, 18:26

Dziś mam gorszy dzień. Lepiej tego poniżej nie czytać.

Śniło mi się niedawno, że jedna z moich dwóch zamrożonch blastek, ta dużo ładniejsza, nie rozmroziła się dobrze i było "pozamiatane".
Już tak niewiele dziewczyny nie jest w ciąży wśród tych, z którymi startowałam na tym forum. Znaczna część już ma swoje dzieciaczki na ręku. W sumie powinno mi to dawać nadzieję, tylko tak jakoś nie daje. Czuję się jakaś taka ułomna, z niezidentyfikowanym do końca defektem, który nie pozwala zagnieździć się żadnemu dzieciaczkowi.
Czasami mam wrażenie, że moja sytuacja jest beznadziejna. Są dziewczyny, które źle się stymulują, mają mało zarodków lub wcale, walczą o każdy dodatkowy pęcherzyk podczas stymulacji, czy o choć jednego plemnika w nasieniu. U nas niby zarodki są, ale co z tego.
Tracę wiarę coraz bardziej, ale też nie umiem sobie powiedzieć dość, kończymy, nigdy się nie uda. Moja psychika na to nie pozwala. Dopóki walczymy, dopóki coś się dzieje, dopóty jakoś się trzymam. Nie wyobrażam sobie jak to będzie, gdy jednak kiedyś przyjdzie ten najgorszy dzień w moim życiu. Ten, w którym lekarze powiedzą, żeby dać sobie już spokój. Bo ja sama tego nigdy nie będę potrafiła sobie powiedzieć. Nie potrafię zrobić sobie takiej krzywdy. Ktoś inny będzie musiał to za mnie zrobić. I moje życie zmieni się w tym momencie nieodwracalne.

23 maja 2016, 13:32

Jeszcze nie rozmawiałam z lekarzami po ostatnim, nieudanym transferze. Wizytę u immunolożki mam za tydzień. Po tej wizycie zadzwonię do novum.
Z immunolożką będę chciała pogadać, czy może coś jeszcze zmienić z intralipidem, czy może dodać steryd, co brać w trakcie wakacji itp. itd. Do novum w sumie nie wiem, po co chcę dzwonić. Pewnie tak bardziej informacyjnie. Powiem lekarce prowadzącej "nie udało się, wiem to od 6 tygodni, tak jakoś postanowiłam dziś zadzwonić, co Pani na to wszystko?" Bez sensu. I jeszcze, jej powiem, że widzimy się w październiku na ostatnim transferze, bo wcześniej nie mam ochoty. Cóż ona może mi doradzić? Zarodki ładne, scratching był, intralipid był, histeroskopia pół roku temu była i nic złego nie wykazała, ciąży brak.

Postanowiliśmy z Mężem, że podejdziemy do jeszcze jednego in vitro. Za rok. Niekoniecznie w novum, choć nie wykluczam.

31 maja 2016, 22:18

Jestem po konsultacji u dr immunolog. Z uwagi na to, że najbliższe krio dopiero w październiku, mam do końca sierpnia zredukować leki. Zapiszę tu sobie wszystko, żeby nie uciekło.
Do końca sierpnia mam brać:
1x inofem
1x omega3
1x colostrum
1x kw. foliowy 5mg
1x femibion
1x D3 1000j

Od września, czyli cykl przed cyklem z krio:
2x inofem
3x omega3
2x colostrum
1x kw. foliowy 5mg
1x femibion
1x D3 1000j
1x kroplówka z intralipidu 7 dni po owulacji.

W cyklu z krio mam brać to, co we wrześniu oraz dodatkowo od początku cyklu również encorton 15mg (10 - 5 - 0). Acard 75 od dnia transferu. Kroplówka z intralipidu ma być dzień przed transferem.
Z uwagi na encorton rezygnuję że scratchingu w tym podejściu.

1 czerwca 2016, 19:15

Rozmawiałam dziś z lekarką w novum. Po raz setny zapytała mnie, czy miałam histeroskopię. Przecież robiłam u nich w klinice, wszystko jest w papierach, które ma zawsze przed sobą, gdy ze mną rozmawia. Ja wiem, że pacjentek jest dużo, ale zaczyna mnie to wkurzać.
Generalnie konkluzja rozmowy była taka, że zarodki są i ładne, że histeroskopia ok (no była przegroda, ale już wszystko naprawione), endometrium ładne, scratching był, więc ona nie wie, co doradzić. No nie ma pomysłu :/
Jeszcze mi namieszała w głowie. Powiedziałam, że immunolog zaleciła teraz 15 mg encortonu, czyli dwa razy więcej niż w novum, a ona na to, że się jeszcze z tak dużą dawką nie spotkała. Góra 10 mg i tak przepisuje również Malinowski i Dubrawski. I teraz mam wątpliwości :(

2 czerwca 2016, 14:03

O dziś zaczynam niemyślenie o in vitro. Słabo to pewnie wyjdzie, ale będę się starać. Słabo też będą wyglądać moje wpisy tu. Generalnie założenie jest takie, że mam się zamiar dobrze bawić od dziś do połowy września.

Zaliczyłam w ostatni weekend spontaniczny wyjazd nad zalew. Znajomi mają tam domek, więc baza zapewniona. Było już pierwsze kąpanie w jeziorku, a jakże. Woda nawet ciepła, ale tylko wieczorem, po całym dniu ze słońcem. Było super, jezioro, grill, sporo alkoholu (to akurat nie do końca mój klimat, ale dla towarzystwa...), ale po powrocie spotkała mnie niemiła niespodzianka. Mój kochany mąż całą drogę powrotną gadał o kleszczach i co, miałam jednego na plecach. Mąż po raz pierwszy w życiu widział kleszcza. Tak się przestraszył, że szok. Powiedział, że on myślał, że kleszcze wczepiają się nogami w skórę... Ręce mi opadły. Ponieważ ja sama nie dałabym rady kleszczyka dosięgnąć, a na męża nie mogłam liczyć, zaliczyłam nocną/świąteczną pomoc medyczną o godz. 23.30 w niedzielę. Kleszcza nie było po 2 minutach od wejścia do przychodni. Teraz muszę jakieś leki brać ziołowe i obserwować się, czy przypadkiem zwierz mi czegoś nie sprzedał. Szanse na to na szczęście są małe, ponieważ kleszczyk był słabo wczepiony. Sprawy nie bagatelizuję, ponieważ moja Mama niestety ma boleriozę.
Mąż po wszystkim powiedział, że "już nigdy w życiu, przenigdy tam nie pojedzie, nie ma szans". Mój słodki hipochondryk.

21 czerwca 2016, 14:01

Wakacje tuż, tuż. Plus z wakacji będę miała taki, że nie będzie korków na mieście. To w zasadzie tyle. Urlop wakacyjny mam zaplanowany po wakacjach, ten wyjazd z teściową, ponieważ ruszamy pod sam koniec sierpnia, a większość urlopu będzie we wrześniu. W sumie będzie trochę mniej ludzi, bez ogromnych tłumów i jeszcze ogromniejszych korków na autostradach. Teściowa boi się latać, więc spędzimy dwa dni w samochodzie :/

Z ciekawych rzeczy, mam za sobą bardzo fajny weekend we Wrocławiu i jeszcze fajniejszy weekend na festiwalu muzycznym. Najbliższy weekend spędzę raczej w Kraku, ponieważ ciekawe rzeczy będą się tu działy, ale to jeszcze nie jest przesądzone :) Jeśli będzie 30st, to raczej ruszymy nad wodę.
A w lipcu jeszcze ciekawiej. W pierwszy weekend kurs fotograficzny i odwiedzą nas znajomi z Warszawy, a w kolejny weekend wyjazd do Poznania. Jedziemy na koncert i spotkamy naszych baaardzo przez nas lubianych znajomych ze Szczecina. Już nie mogę się doczekać :)

28 czerwca 2016, 10:28

Wróciłam na siłownię. I to tak na poważnie :) Pierwszy trening zrobiłam sama, tydzień temu. Potem miałam taaaakie zakwasy przez pięć dni, pomimo dobrej rozgrzewki i rozciągania. Ale konkluzja tej wizyty na siłowni była taka, że zgubiłam gdzieś nie tylko kondycję, ale również technikę. Zapisałam się zatem na wczoraj na trening z trenerem. Przez godzinkę zdążyliśmy przećwiczyć nogi, pupę i plecy. Na czwartek zostawiliśmy tzw. górę, czyli cycki, barki, biceps/triceps. Tym razem zakwasy też będą ;)
Tak się cieszę. Uwielbiam siłownię. Do wyjazdu wakacyjnego tylko dwa miesiące, ale zawsze troszkę się ujędrnię i może mała rzeźbę złapię. Odchudzać na szczęście się nie muszę.
‹‹ 6 7 8 9 10 ››