tc: 16+4 wg OM, 17+0 wg apki, 17+5 wg usg, Mały Człowiek ma 13,6 cm od głowy do stópek i waży 201 gramów!!!
Byłam dziś na wizycie u nowej Pani Doktor. Mężuś nadal nie mógł wejść, dlatego (za radą kilku dobrych dusz) nagrywałam usg będzie miał co oglądać. I dostałam chyba z 10, może 12 zdjęć - to po tym, jak marudziłam, że w innych miastach mężowie mogą wchodzić na wizyty, a w ogóle to ja potrzebuję jakiegoś ładnego zdjęcia, bo mój Małżonek po każdej wizycie wybiera sobie najładniejsze, wycina z całego wydruku i wkłada do legitymacji służbowej (tak dokładnie robi). Lekarz na to: "Naprawdę? Niesłychane!". Akurat ja myślałam, że "słychane" i większość Tatusiów tak robi.
Weszłam ze swoją teczką - teczka znacznie odchudzona, przecież nie będę ze sobą nosić całego ivf i wcześniejszych starań.
"Oj oj, już się boję teczki".
Wypytała się mnie o leki, które biorę. Dyktuję więc: "Formetic 500 mg" - "Oj nie lubię metforminy w ciąży" - "To z powodu mutacji w genie PAI, prof. Jerzak wytłumaczyła to w ten sposób, że mutacja ta powoduje wzrost przeciwciał PAI i jedynym lekiem skutecznie je obniżającym jest metformina" - "Co jeszcze?" - "Clexane 0,4, acard 75 mg, kwas foliowy 5 mg" - "A to są jakieś mutacje?" - "Tak, proszę tu mam wyniki, pozostałe mutacje wyszły w porządku" - "A to klinika sobie życzyła?" - "Nie, myśmy sobie życzyli" - "Aha, aha, a co Pani robi zawodowo?" - "Orzekam." - "Ah, bo myślałam, że jest Pani medykiem (raczej z ironią, tak to odczytałam) - "Siostra urodziła się z wadą serca - przełożeniem pni tętniczych, miała wylew w wieku jednego roku, w międzyczasie mama miała udar, stwierdziliśmy, że może być coś na rzeczy" - "Aha" i nastąpiło zluzowanie rajtuzów, chyba stwierdziła, że faktycznie miałam pewne podstawy do szukania przyczyn niepowodzenia, a wiedza, którą posiadam nie wynika z chęci jej posiadania i "bycia górą nad lekarzem", a z doświadczenia (którego wolałabym uniknąć). Podczas badania szyjki i usg, trochę się nagadała na temat metforminy, że owszem ona u mnie wynika z czego innego, ale gdyby wynikała z z cukrów, to przerzuca się pacjentki na insulinę, i ona wolałaby, żebym skończyła brać metforminę w 20 tc (nie ma takiej opcji, a po konsultacji z Mężusiem - "Nie ma bata!!!") oraz potem o kwasie foliowym 5 mg. Że no owszem przez 1 trymestr to ok, ale najnowsze badania pokazują, że potem może powodować u dzieci problemy z krwinkami. I ona by zrezygnowała z tego. Tu akurat z Mężusiem stwierdziliśmy, że pomyślimy, tym bardziej, że natknęliśmy się na artykuł:
https://www.drbenlynch.com/folic-acid-homocysteine/
Nadmiar powoduje wzrost homocysteiny. Zbadam sobie przy najbliższej okazji poziom homocysteiny i kwasu foliowego i będziemy decydować.
Dzieciaczek na usg drzemał, serduszko ok, najpierw zasłaniało się nóżkami, po opukaniu brzucha z łaską przekręciło się na drugi bok, wyprostowało nogi i zaczęło się zasłaniać rączkami. Wstydzioch. Zrobiła mi więc badanie przezpochwowe, i też się zasłaniało, więc jedyne stwierdzenie, którym musimy się teraz zadowolić to "Prawdopodobnie dziewczynka".
Pani Doktor znalazła torbielkę podpajęczynówkową, powiedziała, że na tym etapie nie mamy się, o co martwić, że będziemy sprawdzać na połówkowym, ale generalnie nie ma się, czym przejmować, bo one się wchłaniają.
Powiedziała, żeby zadzwonić do kliniki na Agatową w Warszawie i dowiedzieć się, jakich dokumentów potrzebuję, by wykonać echo serca. Konieczność wykonania echa serca u Tygryska wynika tylko z historii rodzinnej, a nie z budowy serca Tygryska. Jej zdaniem miałabym to wykonać na NFZ. Podpowiedziała też, że jeśli mam dodatkowe ubezpieczenie w pracy, to wtedy podpytać kadry - ona może wystawić fakturę i mam częściowy zwrot za wizyty - no fajnie, fajnie, jutro będę dryndać do moich kadr (ledwo skończyłam z tematem sprostowanego zwolnienia, a zacznę z nowym, fajnie ze mną mają, cały czas o nich pamiętam!!!).
Podpytałam też o bolący prawy guz kulszowy - cholernik boli jak tylko się położę na plecach - nie za wcześnie? "Nie. Po prostu ma Pani skłonności do rwy kulszowej, na późniejszych etapach ciąży może skutkować nawet bólem w prawej nodze" - "Co z tym robić?" - "Ćwiczyć i nie leżeć na plecach" - "A w związku z ćwiczyć: rusza joga na trawie itd., mogę zacząć chodzić raz w tygodniu?" - "Tak, może Pani zacząć wychodzić, joga dla ciężarnych świetna sprawa, oczywiście niech Pani zachowuje reżim sanitarny, w naszym regionie sytuacja wydaje się opanowana, więc sugeruję również spacery co jakiś czas." także ten, w piąteczek pierwsza joga nie przed kompem
Kolejna wizyta 23 czerwca. Zapowiedziałam jej, że na następnej widzimy się w czwórkę, tj. ja, Tygrys, Mężuś i ona.
A tu ślemy całuski do Wszystkich Cioć Internetowych:
https://zapodaj.net/6c86195ae3bdc.jpg.html
Dzień Matki.
W ubiegłym roku, przed popełnieniem samobójstwa, a przynajmniej przed zaryczeniem się na śmierć, uratował mnie ten artykuł:
https://www.chcemybycrodzicami.pl/dzien-matki-a-kobieca-nieplodnosc-kogo-boli-swieto/
Od tamtej pory wiem, że ja Matką byłam już wcześniej. W momencie kompletnego uświadomienia sobie, że tego właśnie pragnę, że tego z Mężusiem pragniemy. I już w ubiegłym roku to było moje święto. Znalazłam dziś takiego mema, że Matka nosi dziecko w łonie 9 miesięcy, na rękach 2 lata, a w sercu do końca życia. Nie zgadzam się. Tam trzeba dodać jeszcze - wiele miesięcy, a czasem i lat nosi dziecko w myślach, sercu, duszy i każdej komórce swojego ciała, zanim ono fizycznie pojawi się na świecie. Wiem, że Matką nie zostanę w chwili porodu, Matką nie zostałam w chwili poczęcia Małego Człowieka. Matką zostałam dobrych kilka lat temu, gdy dopiero zaczęliśmy podporządkowywać nasze życie temu celowi. Teraz cel się urzeczywistnił. W tym przekonaniu utwierdza mnie również podejście Mężusia. Choć to nie jego Święto, choć nie znalazłam podobnego artykułu o Dniu Ojca, to kurde tak bardzo widać było już wcześniej, że On ma już w sobie pierwiastek ojca, choć na pierwszy rzut oka - nie miał dziecka. Ale dla wszystkich spotkanych dzieci - On był tym ojcem, od zabaw, nauki, przytulasów. A jak oglądaliśmy coś o dzieciach na Netflixie, to padło tam hasło - po urodzeniu się dziecka, w mózgu rodziców uruchamia się mały obszar odpowiedzialny za strach i troskę o dziecko - bez względu na tyle, ile dziecko ma lat - ten ośrodek działa cały czas. Komentarz Mężusia - "Mój mózg nie raczył czekać do porodu, jest aktywny od dawna.". Brak potomka wpędzał mnie w poczucie winy, że nie jestem pełnowartościową osobą, jednostką przydatną społeczeństwu (szczególnie teraźniejszemu obrazowi społeczeństwa). Bez względu na wszystko, po coś się pojawiłam na świecie i jestem wartościową osobą. Jasne, beze mnie świat się nie skończy, ale skończyłby się kawałeczek świata mojego Mężusia. Rodzicielstwo jest równie ocenne, co brak potomka. Trzeba się na to przygotować już teraz. Każdy jest ekspertem od rodzicielstwa i musimy już teraz nauczyć się z tym żyć, przygotowujemy się psychicznie na "dobre rady" od ledwo poznanych ludzi i na krzywe spojrzenia, bo np. nie karmimy piersią tak długo, jak jest to przyjęte/bo karmimy piersią za długo; bo używamy pieluch wielorazowych/jednorazowych, bo nie wprowadzamy produktów stałych metodą BLW czy jakąś tam inną popularną tylko tradycyjną, bo nie poślemy dziecka do żłobka i przedszkola montesorri/bo poślemy do żołbka i przedszkola montesorri (przykłady można dobierać dowolnie i mnożyć w nieskończoność). Także teraz szykujemy się na to, że pojawienie się potomka wystawi nas na inny rodzaj ocen. I dochodzi do mnie, że żeby żyć w tym kraju to trzeba mieć twardą dupę i być na tyle tolerancyjnym, żeby tolerować ludzi, którzy nie mają szacunku do inności, do innych pomysłów na wychowywanie i dbanie.
Z bardziej przyjemnych rzeczy: byłam na jodze. Na trawie. W piąteczek. Piękna, słoneczna pogoda, ciepło, z delikatnym wiatrem. 90 minut ruchu. Oczywiście sekwencja dopasowana do stanu zaawansowania ciąży i robiona przy drzewie, żeby mieć podporę. Super się czułam, skupienie się na oddychaniu, na tym, żeby oddechem dotknąć poszczególnych części ciała - miodek. W tym tygodniu zajęć nie ma (widział ktoś gdzieś słońce? u mnie zapomina wstawać) - kiepska pogoda. Zaskakujące jest to, że te 90 minut nie było bardzo intensywnym wysiłkiem. W domu jak ćwiczę 30-35 minut jest to odczuwalne i mi się nie chce więcej, a tu dałam radę i się nie zdyszałam a w sobotę Mężuś zrobił mi niespodziankę i zrobiliśmy sobie 4 km na rowerach w ustronnym miejscu po ubitej drodze. Przypomniało mi się, że mam łydki 💪 tempo ślimacze, ale za to - jak można się skupić na otaczającej zieleni aaaa, pierwszy raz od kupna założyłam kask rowerowy, bezpieczeństwo (psychiczne głównie Mężusia) najważniejsze!
Dziś idę na refleksologię, bo zawsze mnie odprężała i dobrze działała na bóle głowy, a jutro na masaż i ćwiczenia (nie dam się tak łatwo rwie kulszowej!!!).
U nas spokojnie. Zrobiłam w ubiegłym tygodniu badania kontrolne, morfologia spadła - mam zapisane dodatkowe żelazo. Kwas foliowy 5 dni po skończeniu 5 mg wynosił 13 jednostek. Norma w moim lab między 5 a 20. Nie jest źle. Witamina B12 tylko 372 jednostki, przy normie 180 - 960. W styczniu przy suplementacji i stabilnej diecie było coś około 870 jednostek. A tu przestałam ją suplementować, mam sporo momentów braku apetytu na mięso i spada. Badania pokazujące pracę wątroby wyszły bardzo dobrze (a metformina ją zaburza, dlatego chciałam skontrolować). Byłam też u mojego ginekologa z dawnych lat (era przed leczeniem niepłodności), stwierdziłam, że zobaczę, czy będzie krzywo patrzył na zalecenia. "Nie, ja się na tym nie znam, jeśli ma Pani zapisaną metforminę z uwagi na mutację PAI i ma Pani ją kontynuować do końca ciąży - tak będzie". Spoko. Mężuś dalej nie mógł wejść na wizytę. A ja z tej radości o mecie, zapomniałam zapytać o długość i wagę Dziecka. Sierota, po prostu sierota ze mnie. Pan doktor mówi "Piękny kręgosłup, śliczny dzieciaczek, troszkę starszy niż wynika z om, ale w granicach normy". Schodzę z fotela i zadaję pytania, najpierw od siebie, potem od Mężusia. To od Mężusia rozwala lekarza na łopatki, przyłbica mu się trzęsie ze śmiechu "Czy Mąż jest istotnie przydatny podczas porodu?" - mój Mężuś ma pobieraną krew na leżąco, bo jest z tych delikatnych i na razie myśli czy będzie podczas porodu czy nie (staram się namówić, bo wolałabym, żeby moja Siła była wtedy przy mnie!) - "Oh, Pani Krąsi, to jest tak indywidualna sprawa każdej pary i ile par, tyle argumentów, to Państwo muszą podjąć tą decyzję". Wychodząc z gabinetu jeszcze pytam "Aaaaaa!!! Panie Doktorze, a jaka płeć Dzieciaczka?" - "Oj, wie Pani, za płcią się nie rozglądałem, główka w porządku, kręgosłup śliczny, ale niech się Pani nie martwi, zaraz będzie mieć Pani usg połówkowe, tam wszystko będzie widać" 😁 no generalnie były inne, ważniejsze kwestie do omówienia 😜
Byliśmy też na pierwszych zajęciach w szkole rodzenia. I zaczęłam się bać. Nie czytałam nic o porodzie, nie znałam jego faz, stwierdziłam, że no raczej dam radę, gdyby kobiety się poddawały, to wyginęlibyśmy dawno temu. A teraz już wiem, czego się bać, to i się boję. Trwały 3 godziny, z uwagi na koronkę, byliśmy sami (i tak się cieszę, że otworzyli, bo już się bałam, że skończymy z internetową szkołą rodzenia). Dowiedziałam się, że w zasadzie znieczulenie zewnątrzoponowe (czyli takie od pasa w dół, widzisz i słyszysz wszystko) raczej nie jest dla mnie, bo w przypadku problemów z krzepliwością krwi, nie podaje się go. Głupi Jaś również raczej nie jest dla mnie, bo mam problemy z oczami i uszami, a w takich przypadkach nie jest rekomendowany. Z farmakologicznych pozostają nam opioidy oraz znieczulenie ogólne. Po tych zajęciach wyszłam i się popłakałam. Nie chcę rodzić. Mam jeszcze kilka miesięcy, zamierzam intensywnie pracować nad nowatorską metodą przyjścia na świat. Jak ją opracuję, dam znać. W chwili obecnej, bardzo chcę poznać Małego Człowieka, ale strach przed porodem zalewa mój umysł. Od tamtych zajęć, Mężuś stwierdził, że on będzie przy porodzie, będzie mnie pilnował, będzie pilnował personelu, będzie siebie pilnował, żeby nie zemdleć, będzie wszystkiego pilnował, a my się będziemy "po prostu" rodzić. Pochlipuję to tu, to tam, jak sobie przypomnę.
Zaczęliśmy szukać wózka. Na razie przegląd w sklepach stacjonarnych, jak coś nam się upatrzy, może się uda znaleźć na olx.
Pierwszy sklep: wózki i nosidła, rozglądamy się, podchodzi Pan z obsługi i rzuca nam "Proszę postawić na klasykę" - pokazuje wózek retro, z wielkimi kołami, wielkim metalowym koszem, w sumie dość podobny do wózka, w którym się woziłam ja i moje rodzeństwo. Mówię więc, że moja klasyka być dostosowana do mnie i Mężusia, a raczej do naszego wzrostu, czyli mieć wysoko osadzoną gondolę, długą rączkę, najlepiej regulowaną teleskopowo i nie mieć tylnej belki. Mieliśmy kilka typów z for internetowych, niestety większość okazała się nietrafiona (rączka do 105 cm, a gondola zawieszona standardowo). My szukamy rączki na wysokości minimum 110 cm (najlepiej 115 cm, która po złamaniu nie będzie nad gondolą, a jednak zostawi odległość między wózkiem a ciałem). Pan nam pokazał dwa Adamexy (Vicco i Encore). Minusy tych wózków - rączka łamana, czyli ustawiam ją na najwyższą wysokość ("łamię" w górę) i wtedy momentalnie jestem ciałem przy wózku, czyli możliwość zrobienia normalnego kroku jest żadna. Ale Pan się postarał przynajmniej i odpowiadał cierpliwie na nasze pytania, dał nawet miarkę do mierzenia poszczególnych elementów wózków
Drugi sklep: wózki, nosidła, zabawki, wszystko dla dzieci (2 kondygnacje). Szukamy takiego i takiego wózka, wie Pan "dla wysokich ludzi". "Proszę Pani /pan knypek - nie ujmując nikomu - pan mierzył 160 cm wzrostu, no przy moich 177 cm różnica spora/ - nie ma wózków dla wysokich osób, każdy wózek można dostosować do każdej osoby, o jak złamiemy rączkę, to proszę Pani to też pasuje" - "Eeee, nie bardzo, bo jak zrobię krok, to moja noga ląduje w koszyku". Ostatecznie przejęła nas Pani. "Emmaljunga, emmaljunga, proszę Państwa, moje dziecko od 7:00 do 19:00 spało tylko w wózku emmaljunga, w łóżeczku nie chciało, nigdzie indziej nie chciało, a spało w takim wózku". Wózek starego typu, po złożeniu nie zmienił znacząco gabarytów, nie zmieści się do naszego - było nie było sporego kombi - brak regulacji wysokości pasów w spacerówce (trudno oczekiwać, że nasze dziecko będzie mikrego wzrostu), nie odpinany pałąk w spacerówce. No i jak ja tą kolumbrynę wniosę na trzecie piętro? Potem się okazało, że te Emmaljunga to ostatnie modele, bo sklep kończy z nimi współpracę, więc chcą się ich pozbyć. I później padło "O, a może taki wózeczek - ma świetny design, najmodniejsze kolory". Patrzę na Mężusia, on patrzy na mnie "A rączkę teleskopową ma? A na jakiej wysokości zawieszona gondola?" - mina zrzedła i Pani przeszła nam pokazać Roan Bass Soft. Też troszkę wyższy niż standard, ale rączka łamana. Dodatkowym utrudnieniem przy tej piep.zonej łamanej rączce jest to, że torba, która na niej wisi w pozycji neutralnej, po jej złamaniu kładzie się na bok, uderzamy więc naszym ciałem w torbę, która jest przekrzywiona. Tak, tak, wózek ma być dla dziecka, nie dla rodzica, ale rodzic potrzebuje zdrowego kręgosłupa i zdrowych nadgarstków, warto o to zadbać już teraz.
Trzeci sklep: podobnie jak drugi - dwie kondygnacje ze wszystkim. "Proszę Pani szukamy wózków dziecięcych dla wysokich rodziców, czyli rączka wysuwana teleskopowo, wysoko zawieszona gondola i brak belki tylnej" - "Nie ma takich wózków, z czegoś trzeba będzie zrezygnować, w tym sklepie nie ma ani jednego wózka, który nie miałby belki tylnej" - "Eeee, ale właśnie obok takiego stoję". Mam kalafiora w mózgu, ale są granice tego kalafiora. "A tak, to jedyny egzemplarz" - "Może ma Pani jakieś inne, które ominęliśmy?" - "Nie. Mogę pokazać takie." Pokazała Baby Jogger City Premier, Tutis Viva, Camarello Sevilla.
Wykończeni, zaczęliśmy przeczesywać internet. Łącznie z markami premium. Byliśmy pewni, że marki premium robią wózki dla ludzi wysokich. Bzdura. Robią wózki droższe, z prawdopodobnie lepszymi podzespołami do składania, lepszymi amortyzatorami, czy "ładniejszym" kolorkiem, nawet myśleliśmy, że może lżejsze, ale tu też byliśmy z błędzie. Internet mi nie pokazał wózka zgodnego z moimi oczekiwaniami. Mam więc pomysł na biznes - stworzyć wyszukiwarkę idealnego wózka. Znaleźliśmy nawet taką stronę, ale działa koszmarnie, bo nie można wybrać ważnych dla nas parametrów. Kalafioro-mózg pracował na pełnych obrotach i znalazł kilka rozwiązań (jak się okazało, po wpisaniu ich w google wyskoczyły, tylko jakim cudem Państwo sprzedający wózki, nie byli w stanie mi powiedzieć o nich?). Rozwiązania oba wzięły się od chęci przerobienia rączki składanej w rączkę składano - teleskopową i przedłużenia jej tym samym. Jest coś takiego jak przedłużka do rączki wózka. Można zamontować i dać swobodnie krok czad! Płacisz mniej więcej 2000 zł za wózek i musisz dokupić przedłużkę za 150 zł, bo nie ma produktu spełniającego Twoje oczekiwania. Wszyscy muszą być równi (jak ze spodniami ciążowymi, kobiety różnią się jedynie rozmiarem w biodrach, a nogawki wszystkie są równiuteńkie, nieważne, czy S czy XXL, nogawkę masz 75 cm!!!). Poza przedłużką znaleźliśmy też wózek z rączką składano-teleskopową - Mutsy Icon. Nie widzieliśmy go na żywo, nie wiemy, jaka jest odległość dna gondoli od podłogi i jaka jest maksymalna wysokość rączki. W internetach znaleźliśmy też super wysoko osadzoną gondolę w wózku Bexa Line 2.0. Jako jedyny producent na stronie podaje ten parametr. Gondola osadzona na wysokości 66 cm od podłogi - dobre 10 cm od średniej!!! Polskie wózki, a w żadnym sklepie nam go nie pokazano.
Mężuś podsumował, że jesteśmy niewdzięcznymi klientami. Bo wiemy, czego chcemy. A powinniśmy nie wiedzieć, przyjść, powiedzieć, że szukamy wózka, usłyszeć w odpowiedzi "Oooo, mamy taki świetny, włoski/francuski/nowoczesny design, kubełkowa spacerówka, super schodzą teraz, w zasadzie to ostatnie egzemplarze" i zakupić tenże zaprezentowany wózek. A nie, że my wchodzimy "kolor nieistotny, pokaż nam wysoko osadzone gondole". No i spacerówki kubełkowej nie chcemy. Rozmawialiśmy z kilkoma fizjoterapeutami (pewnie, ilu fizjo, tyle opinii) i każdy z nich powiedział, że nie udowodniono negatywnych skutków, natomiast oni swoje dzieci wozili/wożą/zamierzają wozić w spacerówkach tradycyjnych. Trzymamy się ich zdania i spacerówka tradycyjna.
W środę połówkowe i echo serca płodu.
Badania nie doszły do skutku. Dzieciaczek nie chciał współpracować. Ułożył się tyłem do aparatu usg i przygiął główkę do mostka. Lekarz powiedział, że mam zadanie - pospacerować szybkim tempem i zjeść coś słodkiego. Następnie wejść do gabinetu po około 30 minutach. Pochłonęłam gigantyczną rurkę z kremem i cukrem pudrem, batonika musli. Aż do tzw. porzygu. Glukoza ze 200, jak nic. Powiedziałam sobie, że słodkiego nie tknę do końca roku (następnego dnia wciągnęłam sobie babeczkę z rabarbarem, wypiekom Bratowej trudno się oprzeć). Wchodzę. Aha. Tygrysa nic nie ruszyło. Jak leżał, tak leży. Przecież nie będzie się przejmował nagłym skokiem cukru czy jakimś tam byle jakim spacerkiem. W końcu to Tygrys. Lekarz ocenił, że wstępnie jest ok (czyli ma głowę, ręce i nogi), "ale ja nie jestem od tego, żeby mówić, że wstępnie jest ok, zobaczymy się za 2 tygodnie, dziecko powinno urosnąć o około 150 gram, już będzie się inaczej układało w macicy i zrobimy badanie, jak powinno być zrobione, proszę się zapisać na 8:00, albo nie, ja w rejestracji powiem, jaka jest sytuacja, wejdzie Pani o 8.00". Z pewnością rośnie Mały Człowiek, który bardzo chroni swoją prywatność. A za 2 tygodnie może coś się zmieni w koronaprzepisach i Mężuś będzie mógł wejść na wizytę? Hm.
Wczoraj poczułam pierwsze ruchy. Do tej pory było bąbelkowanie i bulbanie. Raz większe, raz mniejsze. Częściej mniejsze. A wczoraj, no to też nie było tak, że zobaczyłam rękę czy nogę na swoim brzuchu, ale to już nie było bulbanie. O nie. Normalne wiercenie się i szukanie dogodnej pozycji.
Pierwszy raz od koronki spotkaliśmy się całą rodziną na urodzinach Bratanka. Bratanek oczywiście kradnie serca wszystkim, ale dziwnie było słyszeć kierowane w moją stronę (noooo, jak o tym myślę w stronę Tygryska raczej!) - "A miękko Ci?", "A może wolisz usiąść na tym krześle, a nie na tamtym?", "A nie razi Cię słońce?", "Daj, naleję Ci kompotu, nie dźwigaj tego dzbanka /dzbanek 1 litr/", "Nie powinnaś pompować balonów!!!" (napompowałam całą jedną sztukę). Fascynujące jest to, jak z osoby traktowanej, hm, z założeniem szerokiej samodzielności i niezależności, "Bo ona zawsze sobie poradzi", nagle jestem tak otoczona troską i opieką. Nadal jest to dziwne. I urocze jednocześnie. Teraz już odbieram to bez wyrzutów sumienia, jako przejaw ich miłości, nie dyskutuję, że mogę napompować więcej balonów i że dzbanek waży tyle, co nic i sobie naleję.
Małe spostrzeżenie odnośnie Bratanka. Ile do szczęścia potrzebuje Mały Człowiek? 1 balon. Nienapompowany. I publiczność (tej, im więcej, tym lepiej!!!). Zauważył, że pompujemy balony. Daj po swojemu wyraz tego, że należy mu oddać taki - ale uwaga niezawiązany!!! Otwór skierowany w stronę jego twarzy. Naciska go z całych sił (przecież tak trzeba) - i robi sobie klimatyzację na zawołanie. Na zawołanie tak częste, że "pompowacze" balonów musieli się zmieniać! Zanim się mu go da, już szykuje sobie twarz do tego. Marszczy czoło, oczka przymruża, uśmiech jest i lecimy z koksem 😍 Grzywka z całych 5 włosków szaleje i ma się ten wiatr we włosach 😜 Potem sam ustawiał kolejkę pompowaczy, a potem sam próbował napompować balona. Nie bardzo mu szło. Choć wydymał policzki. Dalej nie szło, zaczął żuć końcówkę balona. Ale nadal nie szło. Wrócił więc do poprzedniej zabawy, że ma wujków i ciocie od dmuchania balonów. Oczywiste jest chyba to, że należało użyć właśnie tego, wyżutego i obślinionego balona?!
Niżej aktualizacja brzuszka.
https://naforum.zapodaj.net/6001e978295c.jpg.html
Aktualizacji tyłka czy ramion nie wrzucę, tyłek od siedzenia i znacznie mniejszej ilości ruchu sflaczał, a na ramiona powróciły firaneczki (tak dzielnie wywalczyłam ich brak!!!). Tak, tak, czego się nie robi i szukam dziury w całym. Niekoniecznie. Po prostu opisuję swoje spostrzeżenia.
Dotarło do mnie, że zaczęłam kilka dni temu 6. m-c ciąży. Jak to zleciało!!! Kiedy, gdzie, na czym?!?!?!
Mężuś wczoraj pierwszy raz poczuł ruchy Malinki. Odkąd ja zdecydowanie je poczułam, polowałam na taki moment, żeby i On mógł je poczuć. Ale jakoś zawsze jak przykładał rękę była cisza. Wczoraj wieczorem intensywne tańce, hulańce się w brzuchu odbywały. "Chodź szybko!!!" - "A możesz tak nie ruszać jelitami? Jak mam Malinkę poczuć, jak Ty tak trawisz?" - "To nie jelita, to Malina" - "Naprawdę?". Banan na mordkę, iskierki w oczach, szał radości z ręką na brzuchu. "To chyba była nóżka. Tak, zdecydowanie nóżka". - "Mężuś, a skąd ta pewność?" - "Bo to było takie silne >>pstryk<<, dupką ciężko coś takiego zrobić, rączki też są raczej słabsze od nóżek, no a główka służy do myślenia a nie rozbijania się o swoje własne cztery ściany". Aha. Także, choć ja tej pewności nie mam, która część ciała to była, to wiem, że Mały Człowiek tam sobie rośnie i daje o sobie znać. 😍
Tak bardzo przyzwyczaił się do nazywana Bobasa Maliną, że chciałby w przypadku Dziewczynki dać tak na drugie imię.
"Malina chodź do Taty!", "Malinko uśmiechnij się do zdjęcia", "Kompot/dżem przestań mnie denerwować". Całe mężowskie poczucie humoru.
Jestem po usg połówkowym oraz echu serca płodu (Siostra ma wadę wrodzoną serca).
Mamy 465 gram Małej Dziewczynki Chłopca też kochałabym, jak swojego, więc generalnie i tak i tak jesteśmy szczęśliwi. Mężuś przepadł (nie po raz pierwszy!). Ogląda na youtube filmiki z plecenia warkoczyków. "Eeee, a wiesz, że włoski do warkoczyków urosną troszkę później?" - "Może Tobie warkocze przychodzą naturalnie, bo masz lata praktyki, ja te lata muszę nadrobić, poza tym, wiesz, urodziłaś się z czupryną, w 1. trymestrze miałaś zgagę, a w książce napisali - jak ciężarna ma zgagę istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko będzie mieć bujną czuprynę". Jeśli odziedziczy włosy po nim, to szykuje się Roszponka. Blondyneczka (taka w biel wpadająca, nie w żółty) z kręconymi włosami.
Na usg połówkowym zniknęły krwiaczki podpajęczynówkowe, żołądek, nerki, mózg w porządku. Dzieciaczek ma długie nogi i to lekarz stwierdził mocno się rzuca w oczy (również ma po kim). Obwód główki 19,73 cm, długość kości udowej 3,91 cm, obwód brzuszka 16,34 cm. Ilość wód płodowych w porządku. Szyjka zamknięta 3,57 cm. Łożysko na tylnej ścianie. Bardzo tajemniczy Człowiek, bo zasłaniała się rączką. I nawet gdy na moment przestała, lekarz najeżdżał sondą na buźkę - ręka była szybsza. Ma refleks. I jak jej sonda nie pasowała to przycelowała prosto w nią. Te kopniaki na razie nie bolą. Są bardzo przyjemne. I widoczne już z zewnątrz - trochę jak falowanie brzucha.
Echo serca również wyszło prawidłowo. Ta kartka z opisem echa serca jest jak pisana szyfrem. Naprawdę nic z tego nie rozumiem, lekarz na koniec rzucił hasło "Jest git, z układu krążenia uzyskujemy 10 punktów na 10 możliwych". Sprawdził wszystkie przepływy, w tym też przepływy maciczne - wszystko prawidłowo. Na lekarza do echa czekałam 70 minut. Byłam zapisana na 8:00, lekarz zjawił się o 9:10. Zamiast "Przepraszam" usłyszałam, że ten lekarz zawsze się spóźnia do pracy. Po kija więc zapisywać pacjentki na 8:00, 8:10 itd., jak szanowny pan doktor zjawia się w pracy o 9:00? I to nie jest sytuacja jednorazowa, a standard?! Pani z 8:30 zrobiła aferkę i zrezygnowała z badania. Powiedziałam, że jest to sytuacja żenująca (musiałam wstać 2,5 godziny wcześniej niż zwykle), żeby jeszcze teraz w dobie koronaszaleństwa siedzieć w tej poczekalni w maseczkach jednorazowych, które wytrzymują 30 minut, zamiast we własnym mieszkaniu. "Przecież mogła to Pani powiedzieć lekarzowi?" - "Oczekuję, że Pani przekaże moja skargę szefostwu". Nie sądzę, by w Wawie miało coś takiego miejsce. Raczej bym usłyszała "Przepraszam", wszystkie tam usłyszałybyśmy "Przepraszam". Niewiarygodne to jest. Przecież mój czas jest dla mnie tak samo cenny jak jego czas dla niego? Żenada roku, absolutna żenada roku.
Brzuszek się ostatnio spinał. Lekarz podczas usg połówkowego powiedział, że może się spinać od nadmiernego dotykania. Zalecił 3x1 magnez i w razie konieczności nospę zwykłą. Gdy nie przejdzie dostanę luteinę dopochwową. Z uwagi na podwyższone ryzyko stanu przedrzucawkowego mam zwiększony acard do dawki 150 mg dziennie.
Czytając fora wpędziłam się w wyrzuty sumienia. Nie mamy łóżeczka, wózka, przewijaka, tysiąca innych rzeczy, o których jeszcze nie wiem, że muszę mieć. Mamy kilka ubranek. Większość październikowych rodziców to ma naprawdę porobione spore zakupy. Mężuś potem powiedział, że być może nie potrzebują tak dogłębnej analizy rynku wózków i wystarczy, ze przeczytają opinie "Dobry wózek" i biorą. A my szukamy. I mamy remont na głowie (jeśli remont Cię nie wykończy, jeśli remont nie wykończy Twojego związku - tylko się cieszyć!!!).
Poszalałam w ciucholandzie z odzieżą niemowlęcą. Naprawdę. Wrzuciłam do koszyka wszystko, co mi się podobało. A potem stanęłam przed kasą i mówiłam sobie "Włącz myślenie, włącz rozsądek, poodkładaj niepotrzebne rzeczy". Odłożyłam zatem sporo rzeczy letnich dla takich kruszynek, bo przecież w pierwsze lato, nasza Malina będzie już ponad półrocznym dzieckiem. I tak sporo tych ciuszków wyszło 😍 a dwa poszalałam w sklepie producenta odzieży niemowlęcej. Wyszukałam sobie w google kilku miejscowych i jednego odwiedziłam. Byłam jedną jedyną klientką. Wejście przez szwalnie. Okazało się, że akurat ta firma produkuje bodziaki do Zakopca z napisem w stylu "Jestem mały góraliczek" oraz mikro spódniczki "folkowe". Jakość zarąbista, pani mi jeszcze pomogła wybrać, co będzie potrzebne przy takim Dzieciaczku. Dołożyła w gratisie czapeczkę, obniżyła cenę i zaprosiła na kolejne zakupy. To miejsce wyglądało jak taka wielka sala z wykrojami, częściami strojów, a hen daleko rozwieszone ciuszki detaliczne w ilościach hurtowych. Magia, można było stać, wybierać, nikt nikogo nie popędzał, pani odpowiedziała na każde pytanie (np. dlaczego powinnam kupić body kopertowe - bo pępek musi się zagoić i takie body są lepsze na ten moment życia dziecka). Wrócę tam z pewnością.
Czy ktoś chętny na zamianę pogody? U mnie były może 3 gorące dni. A tak leje bez przerwy (ze zmienną intensywnością, ale stale). Halo, Słońce, proszę Cię, odwiedź i mnie!!!
Czekamynadzidzie - masz rację. Poczarowałam i piękne słońce jest
"Znajdź sobie położną na czas ciąży" - mówili. "Znajdź sobie położną" - nalegali. "Nie zapisuj się do szkoły rodzenia, to strata kasy" - mówili.
Dobra. Dziś byłam już na etapie szanownemu Bratu oddać słuchawkę, żeby mnie umówił z jakąś położną.
Oczywiście, że nie wiedziałam o tym, że w trakcie ciąży od około 21-22 tc, przysługuje mi na NFZ 1 tygodniowo spotkanie z położną, mające na celu przygotowanie do porodu. Dowiedziałam się przypadkiem. 2,5 tygodnia wisiałam na słuchawce telefonicznej. Nie odbierali. Albo jak odebrali - "A Pani jest naszą pacjentką? Bo to tylko dla naszych pacjentów jest" - "Nieprawda, lekarza mogę mieć gdzie indziej, położną gdzie indziej" - "Myli się Pani, przepis jasno mówi, że..." - "A proszę mi podać ten przepis, to go sobie przeczytam" - "Do widzenia" i rzucenie słuchawką. Albo odbierali "Nie, ja to nie mam podpisanej umowy z NFZ na takie coś" - "Ale pracuje Pani w przychodni, która jest przychodnią na NFZ" - "Ale ja powinnam mieć odrębną umowę z NFZ na to". Albo "Nie, w trakcie koronawirusa to nie prowadzę takich zajęć". Albo "Jest koronawirus, te spotkania odbywają się w formie teleporady" - "Jak zamierza mnie Pani przygotować do porodu telefonicznie? Jak zamierza mnie Pani przygotować do opieki nad noworodkiem telefonicznie?".
Dziś się udało. Ufff. Ponad 200 - tysięczne miasto. Dziś rano dałam sobie i położnym ostatnią szansę. Ostatnią. Mam remont na głowie, wymianę auta (grat się rozleciał, najpóźniej we wrześniu chcemy coś kupić), wyprawkę dla Maliny (mamy kilka ciuszków - Wilga przybij piątkę!), listę wyprawkową dla Maliny, imię dla Maliny (na to na szczęście nie musimy czekać na dostawę kilka tygodni, albo być uzależnieni od terminów fachowców) i nie miałam ochoty tracić czasu na wiszenie na słuchawce. Pani powiedziała, że będzie się kontaktować w dniu jutrzejszym, że jeśli się nie obawiam korony, to mogę do niej przychodzić do przychodni, albo ona do mnie do mieszkania. Tak się cieszę!!! Oczywiście, szkoła rodzenia nie była głupim pomysłem. Ale z powodu korony w moim mieście działa jedna szkoła. I prowadzi jedynie zajęcia indywidualne. Nie możemy więc poznać zapatrywania innych rodziców na jakieś kwestie. Nie możemy też poznać zdania innych położnych na konkretne tematy.
Podliczyłam też całkowity koszt naszego leczenia niepłodności. Czyli do momentu transferu. Od tamtej pory mamy ciążę - jej nie będę (na razie, a może już nigdy) podliczać. Wyszło 73.453,18 zł. Samochód prosto z salonu, albo remont w opcji na full wypas (dla nas oczywiście, bo wiadomo, że w mieszkanie czy dom, to można wpakować każde pieniądze). To razem z refleksologią, akupunkturą, tonami supli, leków, lekami do stymulacji, wizytami u różnych ginów, urologów, depozytami nasienia, zabiegami, książkami, dietami oraz dwoma procedurami in vitro. Nie wchodzi w to koszt paliwa, ani utraconego zarobku (z powodu L4 czy braku wykonywania działalności u Mężusia). To w ramach zaspokojenia ciekawości - gdyby ktoś poszukiwał informacji.
Dla odmiany kilka kwestii fajnych:
Od 1 lipca 2020 roku wchodzi program "Ciąża+". Nawet mój lekarz nie wie, o co chodzi. Jeszcze nie przeczytałam dokładnie, ale część leków ma być darmowa, a część w jeszcze większej refundacji. Znając nasze szczęście - z pewnością będzie jakiś wyjąteczek magiczny, że Krąsi, Mężuś i Malina się na to nie łapią.
Hafija.pl - merytoryczny portal o karmieniu piersią. W każdym artykule wiele odnośników do materiałów źródłowych. Może się przydać Rodzicom.
Yoami.pl - szkoła rodzenia na youtube. Dla mnie laska prowadzi to naprawdę sensownie. Może ma przydługie wstępy, ale warto sobie przynajmniej przeklikać.
Nie mam cukrzycy ciążowej 😁
W piątek byłam na daniu i wyszło 77 - 107 - 101. Wyniki marzenie. Najgorsza w tym badaniu - dla mnie - jest konieczność siedzenia i tracenia czasu. 2 godziny z życia. Ale za to, jak zobaczyłam wyniki - zrobiły mi weekend Oczywiście przed ich zrobieniem odstawiłam metforminę.
Weekend wreszcie słoneczny i piękny i tak bardzo potrzebowałam ciepła!!! Bez deszczu 🙃 Jeszcze wskoczyłam na rower. Brzuch nie przeszkadzał. Zrobiliśmy jakieś 5 km - co dla mnie jest miło odczuwalne, jednocześnie bez zadyszki.
Na tapecie mamy remont. Remont po polsku oczywiście. Jak się okazuje Panowie w ogóle nie mają poczucia czasu. Remont miał trwać 3 tygodnie. Trwa już 6 pełnych tygodni. Końca nie widać. Chcieliśmy się wprowadzić z końcem lipca, żeby już nie płacić za najem. Czarno to widzę. Nie zaglądam do mieszkania, żeby się nie denerwować. Tłumaczenia Panów są z tzw. dupy - złapałem jelitówkę - 2 tygodnie nieobecny; płytki się fatalnie kładą (zwykłe płytki, bez faktury, żłobień, układane na tzw. cegiełkę, żaden fantazyjny wzór, zwykła prosta ściana), pracownik B ma rwę kulszową (i nie ma żadnych innych na zastępstwo). Mieli zatem nadrabiać w sobotę. W sobotę pojawili się o 9:00 rano - Mężuś był tam pierwszy. A o 15:30 już ich nie było. Takie tam nadrabianie.
Pan cykliniarz miał wchodzić dziś. Najwcześniej wejdzie w piątek. Bo mu się coś przesunęło.
Meble do kuchni zamówione. Mają być montowane 23 lipca. Od 10 czerwca czekam na próbki kolorów. Dół kuchni będzie w ciepłym granatowym, blat drewniany, góra biała. Ten granat chciałabym wybrać. Od 10 czerwca się na próbki kolorów nie mogę doczekać. Miałam mieć w piątek - pan zapomniał. Czekam dziś. Ciekawa jestem czy się doczekam.
Mi hormony na łeb rzucają. Każda taka sytuacja powoduje chęć notorycznego płaczu. Albo sztywnienie szyi. Albo Mężuś zadzwoni, że się spóźni 15 minut. Płacz.
Malina reaguje bardzo mocno na Tatę. Jak tylko usłyszy go - puk, puk, puk - też tu jestem, proszę nie pomijać mnie w rozmowie. Gadał do brzucha wcześniej, ale ostatnio to są regularne pogawędki. Np. "A powiedz, kto jest najlepszym Tatą na świecie? 14 szybkich puknięć oznacza kogokolwiek innego. Jakikolwiek inny znak oznacza mnie". Są jakieś odzewy, tańce, wiercenie. "Ha, wiedziałem! Jestem najlepszym Tatą na świecie".
Udało nam się zrobić listę wyprawkową Bardzo mnie to cieszy!!! Jesteśmy w tym zakresie do przodu Kilka rzeczy z list internetowych wyrzuciliśmy, przy kilku postawiliśmy znaki zapytania.
Jedną stronkę polecę - ile ubranek dla dziecka urodzonego w jakiej wadze i o jakiej porze roku - no świetna strona. Of cors, że trzeba brać pod uwagę własne preferencje i fizjologię dziecka - myślę, że jest fajnym punktem wyjścia.
https://olibambi.pl/ile-ubranek-kupic-dla-noworodka-poradnik
Wasze wpisy o remontach podniosły mnie na duchu! Dziękuję serdecznie 🎈
Na wczorajsze popołudnie i wieczór wprowadziłam zakaz rozmawiania o remoncie. Miałam wyrzuty sumienia, że nic nie czytamy o kwestiach istotnych dla Malineczki Calineczki. Mężuś za to mi mówi tak: "Mam wyrzuty sumienia" - "Z jakiego powodu" - "Bo nie wydajemy na nią kasy" - "W sensie, że nie kupiłeś SOBIE kocyka za 150 zł, którym ona się nie przykryje, bo np. Twoja skóra polubi dotyk tego kocyka, a jej skóra nie?" - "Tak, w takim sensie" - "To może jak skończymy remont, odpoczniemy sobie troszkę, to wtedy będziemy mieć idealny czas na zakupowe szaleństwo i jak chcesz, to będziesz mógł jej kupić kilka kocyków?" - "No ok i nie będziesz gderać Grażynko, że wydaję za dużo pieniędzy" - "Nie będę Januszku" 😂😂😂
Poczytałam o przewijakach (czy na łóżeczko czy na komodę), a Mężuś o mleku modyfikowanym (w razie W, bo plan jest taki, że się karmimy piersią - jak się da, jak się nie da, żadne z nas nie rzuci się pod pociąg z tego powodu). Mężuś wybrał mleko, stwierdził, że i tak kupimy tylko jedną malutką paczkę. Natomiast ja podjęłam decyzję, że u nas lepiej sprawdzi się przewijak na komodę. Malina będzie spać z nami w jednym pokoju. Planujemy, że w swoim łóżeczku, a jak wyjdzie? Zobaczymy. Nie chcę łóżeczka obwieszać tymi pojemnikami na różne "przydasie", wolę po prostu rzucić przewijak na komodę, w której zmieszczę te rzeczy. Tym bardziej, że ciuszki dla niej, pieluchy i środki kosmetyczne na czas przewijania nie będą stały obok łóżeczka. Mężuś od psychologa (dawno temu) przyniósł taką informację, że najlepiej jest, by łóżeczko dziecięce stało na środku pokoju. Wtedy do dziecka docierają bodźce z każdej strony. Na środku pokoju nie będzie stało, ale też i przy żadnej ścianie nie postawimy. Szukając komód na olx trafiłam przez przypadek na super łóżeczko
Mała wstawka lokalnego patriotyzmu: jak szukacie mebli, ciuszków, w zasadzie czegokolwiek też dla siebie - warto wpisać w przeglądarkę to czego szukamy i nazwę swojej miejscowości. My w ten sposób poznaliśmy kilku producentów odzieży niemowlęcej, a wczoraj producenta mebli dziecięcych wzory niekoniecznie z takich popularnych na allegro, tylko jednak troszkę inne.
W ramach akcji dbania o Malinkę, wczoraj poczytałam i pooglądałam filmy o połogu. Czas zadbać o siebie i o przebieg połogu. Może być różnie, wszystkiego nie przewidzę, ale mogę zadbać o zapełnienie zamrażarki. Pomysł jest taki, żeby narobić pierogów z różnymi farszami, a we wrześniu sosy pomidorowo-paprykowe i je zawekować. Innych dań na razie nie mam w głowie.
Pierwszy etap spokoju nadszedł. Bo miałam czas dla Malinki.
Dziś miałam pierwszą wizytę położnej. Tej znalezionej przez przypadek. Gaduła. Ale świetna kobitka. 2 godziny u mnie siedziała. Zapoznała się z kartą ciąży, wszystkimi badaniami, nie zanegowała acardu ani heparyny, nawet mówiła, że jak była ostatnio na konferencji to właśnie uczyli ich o tym. Musiałam jej tylko wytłumaczyć rolę metforminy u mnie. Powiedziała, że na wykładach z immunologii prowadzonych przez dr Barbarę Bałan o tym nie było, ale ona chętnie doczyta i dowie się więcej od prof. Jerzak ona sobie notowała i ja też. Obejrzała moje piersi, węzły chłonne, stwierdziła, że ze strony budowy piersi nie widzi przeszkód w karmieniu piersią. Obejrzała nogi czy nie puchną, obejrzała jednego pajączka w dołku podkolanowym i wpisała "do obserwacji". Obejrzała i zbadała brzuch. Malina przed nią uciekała. Normalnie jak Mężuś przyłoży rękę to Malinka zaraz gdzieś tam w okolicach się znajdzie (chyba że śpi na maksa). A tu - położna rękę do brzucha, a Malina z drugiej strony, położna rękę na drugą stronę - a Maliny już tam nie ma 😜 Jest zadowolona z ilości ruchu, ah, przy okazji stwierdziła, że po brzuchu nie widać, że to już tak zaawansowany etap ciąży. Powiedziała mi, że w 28 tc czeka mnie fizjologiczny spadek erytrocytów, bo Aniołeczek (tak cały czas mówiła) zacznie wtedy mocno rosnąć. Można temu przeciwdziałać odpowiednią dietą. Zachęciła mnie do wypróbowania zakwasu z buraków (podyktowała przepis), że to zupełnie inny burak niż ten pieczony, w zupie, czy jako buraczki do ziemniaków. Do tego koperek i szczypiorek zastąpić natką pietruszki. Natkę najlepiej zblendować, dodać do niej odrobinę oleju lnianego i tym polewać wszystko (zupy, warzywa, sery), ciecierzyca (nawet dokładne przepisy na pasty dostałam!). Zaleciła wizytę u dentysty, powiedziała też o tym, żeby adnotację dentysty wpisać w książeczkę ciąży (nie zauważyłam do tej pory tego miejsca 🤦♀️). W 30 tc mam iść do internisty, który też się wpisuje w książeczkę i weryfikuje wydolność oddechową. Powiedziała, żeby w chwili obecnej zadbać o "gimnastykę oddechową" (wyjazd do lasu i ćwiczenie głębokiego oddychania, np. 5 głębokich oddechów, spacerujemy dalej, po chwili kolejne 5 głębokich oddechów itd.) oraz wizualizować poród i skurcze. Skurcz ma być wchodzeniem na wierzchołek góry. A ja w trakcie tego wchodzenia mam się skupić na oddychaniu, tym głębokim właśnie, nie zaciskać się z bólu, tylko oddychać. Że ważne jest pozytywne nastawienie oraz otaczanie się pozytywnymi osobami. Bardzo polecam, ja po jej wizycie (niemal 2 godziny u mnie spędziła, tuż przed wejściem założyła fartuch jednorazowy, rękawiczki i maseczkę!) osiągnęłam drugi etap spokoju - bo mam kogoś, kto mnie poprowadzi i odpowie na moje pytania.
Drugą część dnia spędziłam na darmowych warsztatach online "Bezpieczny Maluch".
https://www.bezpiecznymaluch.pl/warsztaty/zapisz/sie
Miały trwać 3 godziny, trwały ponad 4. Jestem mega szczęśliwa, że nic nie kupiliśmy, bo dzięki tym warsztatom zyskaliśmy masę nowej wiedzy w zakresie sprzętu okołonoworodkowego (np. o fotelikach, śpiworkach/otulaczach, nianiach elektronicznych), ale też i sytuacjach niebezpiecznych dla dzieci. Oczywiście było kilka reklam - ale warsztaty darmowe. Myślę, że dla takich świeżaków jak my, pomocne i przydatne. Prowadzone przez ratowników medycznych, którzy posiłkowali się kilkoma specjalistami, ale też i podawali merytoryczne strony internetowe.
W piątek wizyta, zobaczymy, co nowego słychać.
W piątek byliśmy na wizycie. Całą Rodziną Zadzwoniłam rano, posmęciłam, że Mężuś nie widział od dawna, że nie wiadomo, czy będzie przy porodzie, że będzie miał swoją maskę, przyłbicę, wszystko, co trzeba byle tylko zobaczyć Malinkę. "Dobrze, niech wejdzie". Z tych emocji, że on jest z nami, że może ją obserwować na usg, zapomniałam zapytać, ile dziecko mierzy i waży 😂 zdrowa jest. Z obwodu główki wychodzi w terminie, natomiast z długości nóżek przyspiesza Nasza Długonoga Malineczka. Szyjka zamknięta i długa.
W międzyczasie zrobiłam szczegółowe badanie prawdopodobieństwa stanu przedrzucawkowego (dziękuję Hope89!). Badanie indeksu sFlt-PlGF. Robiłam je w 23+3. Wyniki i normy na ten tydzień ciąży wyglądają tak:
PlGF: 357,4 (130,0 - 1108,0)
sFlt-1: 1128,0 (630 - 3890)
indeks: 3,16 (0,00 - 85,00).
Jestem w super normach, w dolnych ich granicach
O reklamach:
Jesteśmy u moich rodziców. Leżing podeserowy przed telewizorem. Lecą reklamy na stacji poświęconej remontom 😁
"Puszka dla Maluszka, kup 2 opakowania naszych produktów i zaprojektuj oryginalną puszkę na mleko ze zdjęciem swojego dziecka". Patrzę na Mężusia, on na mnie i rzuca "Krąs, ja chyba nie kocham Maliny wystarczająco. Nie kocham jej po prostu. Nie zrobiłbym czegoś takiego. Nie, po prostu nie. Wychodzi, że jej nie kocham. A przecież kocham. Starałem się tak długo, robię remont, żebyśmy mieli swój kąt, rozmawiam z nią, byłem na warsztatach o bezpieczeństwie maluchów. A ta reklama ma taki wydźwięk, że serce mi się rozłupało na dwoje, bo wychodzi na to, że jej nie kocham.". Taaaaa. 33-letni zawodowo spełniający się Mężczyzna. Całkiem rozsądny, a jak durna reklama na niego wpłynęła (on tak całkiem serio gadał). Cieszę się, że u nas nie ma telewizji
Aktualizacja brzuszkowa:
https://naforum.zapodaj.net/30e9837dbcb6.jpg.html
Wybraliśmy się na weekend do znajomych, do innej części Polski. 3 godzinna podróż zajęła nam 4 godziny. Częstsze i dłuższe przerwy. Kręgosłup jednak w jednej pozycji nie daje rady. W trasie złapała nas mocna ulewa, bębniło o szyby auta bardzo głośno. Malina w moment się spięła i zaczęła mnie okładać boleśnie od środka. Deszcz zmalał, brzuch się uspokoił. Uczymy się jej cały czas - a to przecież początki!
Tego mi było trzeba - weekendu bez remontu, ze zwykłymi towarzyskimi sprawami bez przerzucania internetu w poszukiwaniu jakiś jeszcze drobnostek remontowo-wykończeniowych. Usłyszeliśmy, że mam mały brzuch jak na ten etap ciąży (genetyka, a z Maliną i tak jest ok). No i dostaliśmy 2 reklamówki ubranek po dziewczynkach 😊 takie nawet do wieku 2 lata 😂 Zobaczyliśmy też jak różne mogą być dzieci tych samych rodziców. 8 lat - spokojne, dystyngowane wręcz, porozmawia o wszystkim, zaopiekuje się o młodszą siostrę i o wszystkie zwierzęta w domu (pies, kot, rybki). 4 - lata - "rozdarta morda", aktorka, "Ej ciocia, to moje miejsce jest, więc się przesuń". Wypadł jej telefon z ręki, rzuca tekstem do matki swej "Mogłaś trzymać ten telefon lepiej". Jak się poświęca chwilę czasu tej starszej dziewczynce, która mówi bardzo spokojnie, to zaraz wpada zazdrośnik i mówi swym donośnym głosem przekrzykując starszą siostrę. Ciekawe doświadczenie, naprawdę ciekawe doświadczenie. Ah, no i Mężuś był zauroczony ich domem (Tata, Mama i dwie córki) - tamtejszy tata zainstalował dla siebie w toalecie pisuar. Miał miejsce, owszem. Chyba tak dla podkreślenia, że w tym domu też jest facet. Myślę, że gdybyśmy byli na początku naszego remontu okazałoby się, że pisuar w naszej łazience jest niezbędny! 😂 A w chwili obecnej w łazience zostało pouzupełnianie silikonów, montaż jednej szafki, wieszaków na ręczniki, montaż kranu przy umywalce, naklejenie folii matujących na okno, przyklejenie moskitiery na okno i jedno malowanie. Ceramika jest już pomontowana, no i raczej nie zrobi kolejnego przyłączenia pod pisuar.
Korzystając z tego, że byliśmy w większym mieście uderzyliśmy do dwóch sklepów z wózkami, poszukać marek, których u nas nie ma. Trzy z nich zobaczyliśmy na żywo, czwartej się nie udało. I tak jesteśmy zadowoleni, bo to były wózki polecane dla wysokich. Dwa z oglądanych nam nie podpasowały. Trzeci był ok dla mnie, Mężuś narzekał. Ale też przy okazji spotkaliśmy fajną obsługę i Mężuś znalazł inny fotelik samochodowy niż ten, na który był zdecydowany.
Z innych kwestii byłam u dentysty okazało się, że nie mam żadnych ubytków! Bardzo się tego bałam, bo nocne podjadanie w pierwszym trymestrze nie zawsze kończyło się nocnym myciem zębów (często tylko płukaniem jamy ustnej - wstyd, wiem). Zrobił mi skalling, więc ząbki wyglądają jak nowe. Spotkałam się z różnymi opiniami na temat skallingu w ciąży - zarówno mój ginekolog, jak i stomatolog stoją na stanowisku, że jest dozwolony i nie szkodzi dziecku. Stomatolog zaproponował mi też jakiś zabieg na moje odsłonięte szyjki zębowe w górnych "czwórkach", jesteśmy więc umówieni na początek sierpnia. Malina była delikatnie pobudzona w trakcie skallingu, brzuch nie twardniał, nie spinał się, ale dawała wyraz swemu niezadowoleniu. Gdyby ktoś się obawiał wizyty u dentysty w ciąży - można. Stomatolog powiedział też, że gdyby był jakiś ubytek, to można go zrobić z znieczuleniu, więc nie ma problemu. Podpisał się w karcie ciąży.
Wczoraj byłam na wizycie. Wszystko jest ok. Główka i brzuszek bardzo ok, nogi wyprzedzają resztę o tydzień 💪 moja krew 😁 Lekarz mi jej nie zważył, bo usg miało awarię jakiegoś systemu, podglądać dziecię można było, ale bez takich szaleństw jak szacowanie wagi. W poniedziałek złapał mnie ból w lewej talii (dalej ją mam!) i musiałam poleżeć kilka godzin. Lekarz powiedział, że to prawdopodobnie była kolka nerkowa. Następnym razem - rozchodzić, rozgrzać, pić więcej wody, a jak to nie pomoże, to przepisze bezpieczne leki rozkurczowe.
Malineczka Calineczka ułożona już główkowo. Lekarz powiedział, że jeszcze ma czas i miejsce. A najlepsze jest to, że ostatnio brzuch mi tak falował na linii pępka i Mężuś tam właśnie upatrywał głowy Malineczki. I tak sobie z nią rozmawiał. Aha, no to wczoraj się okazało, że w swojej pupie ma tatulka i cały świat. Mamę też ma w pupie, bo twarz skierowana w stronę kręgosłupa.
Mężuś: "Nie mogę się doczekać, aż ją poznam, wiesz tak >>fejs tu fejs<<, ale tak naprawdę, naprawdę nie mogę się doczekać" 😊
Przeprowadziliśmy się. Co prawda żyłam w przekonaniu, że 31 lipca to ja będę rozpakowana z kartonów, po kartonach nie będzie śladu, wszystko będzie wysprzątane na błysk, a ja będę mogła chodzić do sąsiadów z ciastem i się przedstawiać. Nie stało się tak. Z uwagi na totalne opóźnienie głównego majstra, meble kuchenne były skręcane w brudzie, ekipa sprzątająca posprzątała z grubsza, a Mężuś jeszcze w tym pyle skręcał szafki na przedpokój. Weekend zamiast na zielonej trawce spędziliśmy właśnie na czyszczeniu, a Mężuś na poprawkach. Jeszcze tych poprawek zostało sporo. Sprzątania też zostało sporo. Czekamy na nasze łóżko, krzesła (na razie pożyczyłam jedno od rodziców, żeby mieć choć jak buty założyć), moskitiery, garnki (bo te studenckie jednak troszkę po tych latach zaczęły przeciekać).
Dziś wśród tych kartonów, zamierzam zrobić sobie wieczór spa (maska na włosy, maska na twarz). Najważniejsze to mieć odpowiednio ułożone priorytety. Przecież kosmetyki już mam rozpakowane, prawda?
Wysyłam też wirusy ciążowe, już w formie fal, mam nadzieję, że podziałają i przyciągnę na zaciążoną stronę kilka osóbek.
Nie wiem, kiedy to zleciało! Dopiero zaczyna do mnie docierać, że jestem w ciąży, a tu już straszą pakowaniem torby, wyprawką, wcześniejszym porodem itd. A my mamy umowę z Malineczką - rośnie sobie spokojnie do 3,5 kg (nie więcej) i czeka grzecznie do października.
Rozpakowaliśmy graty, zostało jeszcze solidne sprzątanie. Robię właśnie listę, co trzeba solidnie posprzątać i co to znaczy, żeby Mężuś mógł podziałać. Z uwagi na to, że jesteśmy rozpakowani, w lekko ponad tydzień zawitało do mnie bardzo dużo rzeczy związanych z wyprawką. Każdego dnia wieczorem siadałam lub siadaliśmy i coś tam zamawialiśmy. Kasę wcześniej na subkonto odkładaliśmy (przeprowadzka uniemożliwiła działanie na raty, ale już pomógł w odkładaniu kasy to na łóżeczko, to na wózek itd.). Kurierzy albo przyjeżdżają, albo obieram paczki z paczkomatów, albo z pobliskiej żabki, czasem coś listonosz przyniesie. Kartony po przeprowadzce, które w ubiegłym tygodniu wyniósł Mężuś, zastąpiły kartony wyprawkowe (czuję bliską więź z Hanką Mostowiak 🤦♀️).
I tak mamy już:
- łóżeczko (u nas pinio basic 140x70 cm, Mężuś sobie wyobraża, że będzie tam Malineczka spała do 3 roku życia, no ciekawa jestem, kilka szczebelków w łóżeczku, a może wszystkie zamierzam przemalować, bo niestety jak ktoś chciałby coś innego, niż jedyny, słuszny, skandynawski styl, to jest nierealne do kupienia);
- fotelik z bazą (stanęło na cybex cloud i-size z, dlatego, że fotelik z tej serii dla starszaka jest obrotowy, sama byłam za avionaut pixel, który jest najlżejszym fotelikiem na rynku i ma zupełnie inaczej wyprofilowane wkładki i jest to bardzo pomocne dla dziecka w znoszeniu trudów podróży, ale jak Mężuś zobaczył w sklepie obrotowe coś, to nie ustąpił, powiedziałam mu, że to prawie 1,5 kg różnicy na samym nosidle, to wybrał jedyny argument, który mógł mnie przekonać - cybex dostał lepszą ocenę od ADACa niż avionaut w zakresie bezpieczeństwa) i jeszcze trafiliśmy na promocję, dzięki której zaoszczędziliśmy 300 zł!!!;
- mata ochronna pod bazę;
- płyn do prania rzeczy niemowlęcych (Dzidziuś, planuję zakup Jelp 0+ również);
- aspirator elektryczny Hexa (te ręczne jakoś do mnie nie przemawiają, te podpinane do odkurzacza nie przemawiają do żadnego z nas);
- maść na sutki (lanolina z lansinoh)
- maść na odparzenia (linomag zielony, srokao poleca);
- krem na zimę (lossi rumianem i lawenda, srokao poleca);
- tantum rosa (nie do irygacji, a do przemywania się po prostu);
- termofor z pestek wiśni (najnowszy hit w rodzicielstwie - tak mi się wydaje);
- czyścik do dziąseł (rossmann), niby położna mówiła, że nie trzeba, niby czytam hafiję, że nie trzeba, no ale jakoś tak - nie potrafię się przekonać do odpuszczenia totalnego higieny jamy ustnej;
- 3 paczki pieluch (1 x pampers pure care oraz 2 x bambiboo - bambusowe - wszystkie z promki w rossmannie);
- 2 paczki chusteczek nawilżanych (waterwipes);
- kosz Mojżesza - nie planowaliśmy, trafił do nas przez przypadek i za darmo
- małe ręczniczki z Ikea (zastosowanie jako myjki wielorazowe);
- organizery do komody i apteczki Malinki;
- ochraniacz na materac nasz, na czas połogu;
- sól fizjologiczna;
- gaziki jałowe duże;
- segregator pediatryczny (mamaginekolog.pl, może i nie jest niezbędny, ale jednak porządkuje dokumenty medyczne dziecka, Mężuś był na nie, tym razem postawiłam na swoim).
Poza tym czekam na:
- butelkę canpol habermana (fajny system antykolkowy), zamierzam karmić piersią, ale nigdy nic nie wiadomo;
- termosik na butelkę;
- woreczki do przechowywania pokarmu;
- suplement na laktację (femaltiker);
- maść przeciwko odparzeniom (nie to samo, co maść na odparzenia - zanim się nie wgłębiłam, nie wiedziałam);
- podkłady higieniczne na łóżko (seni soft);
- majtki poporodowe (wielorazowe siateczkowe Canpol);
- podkłady poporodowe (Canpol, 2 paczki);
- wit. D3 w kroplach;
- woda morska;
- pedicetamol (lek przeciwgorączkowy w kroplach);
- czopki (paracetamol);
- dermatol (proszek, produkt leczniczy na odparzenia, gdy maści i wietrzenie pupencji nie pomaga).
Dużo rzeczy jest jeszcze do kupienia, ale udało się w lekko ponad tydzień naprawdę masę spraw pozałatwiać. Dziś mam dzień laktatora. Siedzę i czytam. Dzięki dobrym duszom mogę polecić stronę wrozkacycuszka.pl Laski opracowały ebook jak wybrać laktator i ten ebook naprawdę porządkuje posiadaną wiedzę (i dokłada nowej wiedzy). Na razie laktatora nie wybrałam, liczę, że może mi pomogą.
W piątek przyjeżdża do mnie siostra i pomoże w segregowaniu rozmiarami ciuszków dla Malinki, które dostaliśmy. Chciałabym wiedzieć, ile czego mamy i czy jest coś, co musimy dokupić (obstawiam, że siostra zdążyła już kupić kilka sztuk ubranek i też nas zaopatrzy).
W przyszłym tygodniu usg III trymestru (i ja się pytam - kiedy to zleciało!!!).
Pojawił się problem z zadbaniem o fryzurę intymną. Niemożliwe jest zobaczenie się, z lusterkiem zarąbiście trudne (paruje, muszę założyć okulary, które również parują), prawdopodobnie nie będę miała wyjścia i poproszę o pomoc Mężusia. Oby tylko takie problemy mieć.
Jestem po usg III trymestru (jeszcze raz, do znudzenia - kiedy to zleciało???). 1485 gram Małego Człowieka ułożona główkowo, raczej już pozycji nie zmieni. Termin z kalkulatora ivf 27 października, z pomiarów na usg 17 października, mieści się w normach, ilość wód płodowych w normie, przepływy w tętnicach mózgowych w normie, przepływy w pępowinie w normie
Lekarz zaproponował podanie immunoglobuliny. Mam A Rh-, Mężuś też ma A Rh-. Nawet w takim przypadku zalecenie jest, by podać immunoglobulinę. Należy mi się to na NFZ. Tylko przychodnie nie działają i nie ma, kto mi tego podać na NFZ. Miałabym więc wysmarować kolejne 400 zł. Powiedziałam lekarzowi, że jestem pewna, że Ojciec Dziecka ma grupę krwi A Rh- i nie wybulę kolejnych 400 zł, na coś, co w mojej ocenie jest zbędne.
Trochę swoich żali wyleję (można pominąć):
Wkurza mnie korona. Frustruje mnie i smuci jednocześnie. Zajebiście się cieszę, że jestem w ciąży, że mamy tak zaawansowany etap i w ogóle, że Malineczka nas zaszczyciła swoją obecnością. Ta ciąża, z moich marzeń i snów, miała wyglądać inaczej. Miałam sobie śmigać po sklepach, szukać ubranek, dotykać ich i macać - mam zakaz od lekarza, bo korona, nie wiadomo, kto dotykał. Miałam sobie podróżować do ciepłych krajów samolotem, bo wreszcie mam czas na znalezienie fajnych ofert - mam zakaz od lekarza, bo korona i jeszcze gdzieś bym utknęła. Miałam sobie chodzić na basen - a tu mam zakaz od lekarza, bo korona, nie wiadomo jak z dezynfekcją. Miałam sobie wyjechać w Tatry i pochodzić dolinkami - mam zakaz, bo są tam dzikie tłumy, a wcześniej były zamknięte, nawet dłużej niż rząd nakazał. Wku.wia mnie to wszystko. No wku.wia. Wiem, taki problem, to nie problem. Wiem, że inni walczą o swoje szczęście (cały czas czekam i wysyłam fale i wspominam w swoich modlitwach) i nie powinnam narzekać. Czuję jednak, że jak tego z siebie nie wyleję, to świrka dostanę (ja albo Mężuś). Program "ciąża +", który miał obowiązywać od 1 lipca 2020 roku, będzie obowiązywał od 1 września 2020 roku. Bo ważniejsze są podwyżki dla siebie samych, niż sprawy zwykłych obywateli. Zdecydowana większość położonych odmawia wizyt domowych (noż kurka, ja mam się dwa dni po porodzie pakować do niej i jechać na kontrolę?!?!?!?!). Mężuś nie może wejść na wizyty, nawet w masce, przyłbicy i wszystkim. Bo tak. A ja pierdolca dostaję jak słyszę od braciszka "Nooo, a co to za problem, położną sobie załatwić?", "Ale Ty jesteś nieporadna, że Ojciec Dziecka nie może z Tobą wejść na wizytę, takie rzeczy trzeba umieć załatwiać", "A słuchaj, On będzie z Tobą przy porodzie?" - "Nie wiem" - "Ale jak możesz tego nie wiedzieć" - "Koronawirus" - "Nie ściemniaj, pewnie nie chce być przy porodzie". W takich sytuacjach jestem wielkim zwolennikiem dostępu do broni palnej. Przestrzelić kolanko, stopę, czy coś takiego - niech się zajmie sobą i zabierze ze sobą te "dobre rady". Czasem są takie dni, że ciężko mi jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać. Ale za to bratowa całkiem fajna i dzieli się (jak zapytam) radami dotyczącymi rodzicielstwa. Dziś zaproponowała, że pożyczy mi laktator, żebym mogła sprawdzić, czy w ogóle mi się przyda czy nie i dopiero kupować, albo jak ten podpasuje, to kupić tylko zestaw osobisty i działać.
Z dobrych kwestii:
Mężuś zdecydował się powiedzieć swoim rodzicom o naszym malinowym szczęściu. Tak, nastąpił ten dzień, nawet sobie fotkę strzeliliśmy z tej okazji. Nie ma z nimi super relacji, oni żyją od lat na emigracji i kontaktują się telefonicznie. Powiedział im, że dziecko, że Krąsela w ciąży, że na jesieni termin. Cieszyli się bardzo. Mi teściowa powiedziała, że cieszą się jakby milion dolarów wygrali. Pierwszy wnuk w ich rodzinie. Powiedziała, że oni za wszystko zapłacą, że oni wzorków nie będą wybierać, ale za wszystko zapłacą, za łóżeczko, komodę, wózek, bo taka jest tradycja. Hm. Nie znam. Zaczynam lubić W części rozmowy ze mną mówię im "To proszę dziś iść na spacer i cieszyć się z Wnuczki" - "O dziewczynka. To nic, to naprawdę nic nie szkodzi. I tak za wszystko zapłacimy". 🤦♀️ Moi teściowie, to ludzie z, hm, innych ułożeń geograficzno-historycznych. Syn ma być, bo musi przekazać nazwisko, odziedziczyć gospodarkę (oni nie gospodarzą), a córka, to tylko wydatki, bo wiano i w ogóle. Tym "nic nie szkodzi" rozwalili mnie. Ah, no i teściowa zdążyła już wybrać imię dla Malinki. Wanda. W ciągu 30 minut rozmowy. Biorąc pod uwagę, jak ważna jest dla nich kasa i praca, to wiem, że ponosząc te wydatki, chcą okazać swoją radość.
Posegregowałyśmy z siostrą Malinowe ubranka. Zarówno Mama jak i siostra troszkę poszalały. Po dołączeniu ciuszków od nich, do tych kilku reklamówek, które dostaliśmy, okazało się, że ubranka mojego dziecka zajmują dwa wielkie, pościelowe organizery i tym samym całe wnętrze kanapy. Siostra rezolutnie stwierdziła, że dziewczynki nie muszą nosić różu, więc ona kupowała ubranka żółte, miętowe, różnokolorowe. Podstawową garderobę mamy do 4-5 m/ca życia Berbeciątka. Rzeczy, które powinniśmy dokupić można policzyć na palcach jednej ręki.
Poza koroną, jest sielanka. Życzę takiej sielanki Wszystkim.
Czy ta ciąża nie może trwać trochę dłużej? Jak pomyślę, że to już, zaraz i w ogóle, to robi mi się słabo, bo mam wrażenie, że wcale nie jestem przygotowana do bycia rodzicem. Tyle o to walczyłam. A teraz się zastanawiam, jak to będzie i czy dam radę.
Byłam dziś na wizycie - z Berbeciem wszystko ok, ilość wód płodowych w normie, szyjka długa i zamknięta. Morfologia zeszła na psy i muszę zacząć przyjmować żelazo. Lekarz przyczepił się do upławów i zalecił mi co drugi dzień gynoflor. Nic mnie nie swędzi, nie piecze, nic a nic, mimo wszystko - środek potrzebuje wyrównania ph.
W zeszłym tygodniu zaczęły mnie budzić nocne skurcze łydek. Zalecił na to 3x2 magnez. Koleżanka podpowiedziała długie spacery (robię już), picie muszynianki (też piję) i rozciąganie nóg (zaniedbałam). Dlatego chciałabym wrócić do rozciągania.
Nową dolegliwością są bolące żebra. Takie uczucie, jakby się chodziło w za małym staniku.
Wiercipięta się wierci. To już nie są kopniaki, tylko bardziej obracanie się, przekręcania, szukanie dogodniejszej pozycji. Czy wspomniałam o jej popisówkach przed Tatusiem? Jeśli nie, to najbardziej się cieszy, daje o sobie znać, jak Tatuś jest obok i z nią rozmawia. Wtedy się pręży, wypycha, uderza i przysuwa w jego stronę. Jak ja do niej coś mówię, to zareaguje, ale nie tak żywiołowo, nie tak łapczywie i chłonnie jak na niego. Nie, nie włącza mi się zazdrość. Może jednak trochę tak?
Mieliśmy 6-dniowy urlop. Ja od remontu i spraw malinowych, natomiast Mężuś od pracy. Byliśmy w Suwałkach. Piękne miasteczko, pogoda dopisała, szwendaliśmy się to tu, to tam, bez spiny, z mnóstwem przystanków na ławkach, w skwerach. Pojedliśmy, pospaliśmy, nie poruszaliśmy tematu remontu ani sprzątania po remoncie ani poprawek po remoncie. Tematy malinowe tylko czasem. Udało mi się przeczytać książkę, dla relaksu, od deski do deski. Połapałam trochę słońca. Nic nie musieliśmy. Nawet brzuch przestał się spinać 😍
Po powrocie przeczytałam książkę "Pestki" Anny Ciarkowskiej. Polecono mi ją, jako nieoczywistą pozycję o rodzicielstwie. Faktycznie, czyta się ją szybko z uwagi na kompozycję. Wartościowa. Uzmysławia, jak wiele krzywdy, wyrządzają słowa tak bardzo obecne w naszej czasoprzestrzeni.
Przygotowania połogowe trwają: zrobiłam dwie porcje pierogów z jagodami, trzy porcje pierogów ze szpinakiem, brokułem i fetą. Trzy słoiki lecza i 3 małe słoiczki sosu paprykowego (na zimno i na ciepło). Do tego mam poprzerabiane po kilka słoików dżemów (z ksylitolem i pektyną💪) oraz puszkę domowej granoli. Mężuś na pewno coś upichci i zrobi mi kanapki. Tylko on jest typowym mięsożercą i może jeść kanapki z wędliną 7 dni w tygodniu, 3 razy dziennie. Nawet nie posiłkując się przy tym pomidorkiem, ogórkiem czy papryką. Uczę go robić mojej owsianki, w razie gdybym nie chciała jeść wędliny, żeby był w stanie ją przygotować. Ostatnio narzeka, że musi kupić większą lodówkę, bo w tej nawet miejsca nie ma na mięso, same owoce i warzywa 😁 a w większej lodówce, cóż tu dużo gadać - zmieściłoby się jeszcze więcej owoców i warzyw
Popracowałam nad psychiką. I już wiem, że dam radę z porodem.
Z fajnych rzeczy - po drodze do gina udało mi się kupić, w małym sklepiku z tkaninami, pół metra przeuroczej flaneli za 12,95 zł (160 cm szerokości) poprzecinam, poobszywam (ekhm, poproszę Tatę o obszycie) i będę mieć myjki wielorazowe dla Malinki. Znalazłam też pieluchy Kit&Kin - jednorazówki biodegradowalne. Poczytałam już sporo o wielorazówkach, mam wybrane firmy, zacznę przeczesywać olx.
O wiciu gniazda w dobie internetu:
Zaczęłam porządki. Ale nie te w mieszkaniu (tych mam po remoncie dość!!!). Te w moich skrzynkach pocztowych, na kompie i telefonie. Nawet kupiłam nowe etui na telefon 😊 Wywaliłam nieużywane aplikacje. Wywaliłam zbędne zdjęcia. A na pocztach wypisuję się z newsletterów. Nawet nie pamiętałam, że się zapisywałam, od dawna już tego nie robię. Mimo wszystko - przychodzi tyle spamu 🤦♀️ z każdym dniem coraz mniej, bo jednak sukcesywne wypisywanie się działa, ale nadal przychodzi ten szajs.
Mam baby bluesa. Jeszcze nie urodziłam. A już mam baby bluesa. Oczywiście, jako zapalona forumowiczka, sama go sobie zdiagnozowałam. We wtorek, 8 września, ciotka zadzwoniła, że urodziła kuzynka, która miała termin na koniec września. Motorek w dupie mi się włączył, zamówiłam wózek, materacyk, monitor oddechu, poszukałam kocyków na zimę. Zapowiedziałam Mężusiowi, że mnie żadne uszczelki, nowe dzwonki nie interesują, że w najbliższy weekend doczyszcza ostatecznie mieszkanie po remoncie. Bo już mam dość dorabiania codziennie czegoś po 15 minut. Wczoraj wieczorem okazało się, że ciotce się popierdzieliło (lat prawie 80) i kuzynka urodziła 2 dni po terminie. Co moje nerwy, to moje. Sprzątanie i tak zostaje, będę spokojna, że mam posprzątane, jak chcę.
Kumpelstwo wspinaczkowe organizuje wyjazdy w skały (na prawie tydzień) lub w Tatry się powspinać (na weekend). Zazdrość mi się włączyła. Że oni jadą, a ja nie, że oni robią formę, a ja nie, że oni mają progres, a ja regres. Zaczęłam myśleć (przekleństwo!). Że no, kurczę, czy ja wiem, na co się pisałam, na co tyle lat starań, bo przecież ja nic nie wiem o pielęgnacji noworodka, o wychowywaniu dzieci i że przecież ja to dziecko mogę skrzywdzić i że chyba nie jestem gotowa. (33 lata w październiku strzelą, 46 dni do terminu porodu, troszkę za późno na wątpliwości). Że kiedy ja wrócę na treningi, czy w ogóle wrócę, że tyyyyle mnie omijaaaaaaaa. No i w ryk.
Do tego doszedł dzisiejszy sen. Otóż, ktoś na forum powiedział, że urodziło mu się dziecko i że je skrzywdzili w trakcie standardowej procedury wykonywanej za granicą. Otóż, ta standardowa procedura to oskrzydlanie. Bo przychodzimy na świat z zaczątkami skrzydeł i żebyśmy nie mogli latać, za granicą są obcinane noworodkom zaraz po urodzeniu. 😞
Malineczko, kocham Cię nad życie, więc nie słuchaj myśli Matki.
Byłyśmy na wizycie. Malina ma 2509 gram!!! Błąd szacunkowy to 366 g (tak mam w opisie usg) Kategoria duże dziecko 😱 Jak tak dalej pójdzie i dotrzemy do terminu porodu, to może przebić 4 kg w dniu porodu!!! Boję się bardzo!!! 😵 Długością może nadrabiać, trudno, żeby była niska, ale waga?!?!?!?! Lekarz powiedział, że wskazaniem do cc jest szacowana waga urodzeniowa powyżej 4,5 kg. Ale to zależy od budowy mamy, bo dla niektórych mam urodzenie dziecka 3900 g będzie niezłym wyczynem, a dla innych 4300 g nie będzie problematyczne. Pierwsza rzecz po wejściu na porodówkę - mają mi zmierzyć miednicę cyrklem położniczym, czy jest szansa, że Malina przejdzie. Póki co, dalej obstawiam sn. Owszem trochę więcej muszę popracować nad głową, ale jedna z książek podesłanych przez Niki, mówi tak, że natura nie obdarza nas dziećmi, których nie jesteśmy w stanie wydać na świat. I to hasło mi przyświeca. Poza tym liczę na to, że błąd pomiaru będzie w stronę niższej wagi urodzeniowej niż wyższej 😉
Słowa Dumnego Ojca Maliny na temat wagi: "Jestem taki dumny z Córy!" - "A jakieś słowa dla Rodzącej?" - "Dasz sobie radę". Aha.
Odstawiam słodycze. Ostatnio codziennie były lody albo domowe ciasto albo jagodzianka (kto w sezonie nie je jagodzianek?!). Koniec z tym tematem. Szpinak, buraki, brokuły i groszek. Na cukrach prostych najszybciej berbecie rosną, to teraz koniec z tym wszystkim, bo się skończy na 4,5 kg. Wszystko idzie w nią, bo ja mam na plusie 9,5 kg, a jeśli liczyć z początkowym spadkiem wagi to 11,3 kg. Sama nie wiem, gdzie ona się mieści. Tzn. wiem doskonale, bo jak mnie zasmyra pod górnymi żebrami przy piersiach, to się zastanawiam czy do Ojca się wrodziła, że tak łaskotać innych lubi czy o co chodzi. Ale jak tak spojrzeć na brzuch - niewiele osób jest w stanie uwierzyć w wiek ciąży.
Żelazo mam bardzo niskie, lekarka postraszyła mnie, że musimy utrzymać ten poziom, nie mniejszy, bo inaczej skieruje mnie do szpitala. Łożysko typu I, czyli nic nie wskazuje na to, żeby chciała wyjść wcześniej. Typ III pojawia się na kilka dni przed porodem (w fizjologicznych ciążach). News od pani doktor: ona nie będzie mi robiła KTG, gdyż KTG na czas epidemii zostało wstrzymane, a można je przeprowadzać jedynie w przypadkach ciąż po terminie. Hm. Lekarz. Lekarz prywatnie nie zrobi mi KTG. 🤦♀️ Cieszę się, że prowadzę u dwóch lekarzy ciążę, inaczej bym zwariowała. Pierwszy nie pyta o nic, przepisuje wszystkie leki, jak Warszawa zaleciła. Ale usg słabe, nic nie widać, wagi nie szacuje, idę do niego na pierwsze KTG w przyszłym tygodniu. Druga - ona nie będzie mnie leczyć jak Warszawa by sobie życzyła, bo ona ma inne zdanie na ten temat, a przecież ja medycyny nie kończyłam, za to usg bardzo szczegółowe, zawsze sprawdza mi przepływy wszystkie, no i nie zrobi KTG.
W piątek odbieramy wózek, skusiliśmy się też na sesję brzuszkową na początku ciąży myślałam, że to super zbędny wydatek i nie chcę tego robić, ale... Mamy bardzo mało zdjęć we troje, może się okazać, że to moja pierwsza i ostatnia ciąża i stwierdziłam, że dam się ponieść
Dostaliśmy tyle ubranek dla Małej, że... chyba łatwiej będzie po zabrudzeniu wyrzucać do kosza niż prać 😜 powiedziałam Mężusiowi, że musimy czym prędzej wykupić sąsiadów z zza ściany (kawalerka) i tam zorganizować garderobę dla Córki.
Dalej chodzę na jogę. Instruktor powiedziała ostatnio, że w sumie powinnam już leżeć tylko, ale z uwagi na moją dobrą praktykę, możemy coś tam jeszcze porobić (np. przy ścianie, przy drabinkach). Mam nadzieję, że będę mogła chodzić do końca, bo dużo mi to daje. Oddychanie, uspokojenie się, ale też spacer na zajęcia i z zajęć.
Byłam na wizycie. Pierwsze KTG. Serce jej tak szybko biło, że zastanawiałam się, czy nie za szybko, tylko takich "buch, buch, buch". Jakieś tam mikro skurcze się zapisały, dziecinie lenistwo się włączyło i się nie chciała za bardzo ruszać. Szyjka zamknięta, 3 cm. Wymaz w kierunku GBS pobrany, wyniki w poniedziałek. Z usg wychodzi, że Malinka osiągnęła wiek 36+0. Wizja cc bez możliwości kangurowania Malinki przez Mężusia mnie przeraża. Niestety nie znalazłam szpitala, w którym możliwe byłoby kangurowanie po cc przez ojca dziecka - przynajmniej w naszym województwie. Niby taki problem, to nie problem, wiem. Dlatego codziennie sobie rozmawiamy, że we trójkę uzgodniliśmy sn, i że Tatuś chce zobaczyć Malinkę, w związku z tym poród sn jest tym wskazanym, żeby ładnie sobie siedziała do terminu i jednocześnie nie rosła zbyt dużo. Oczywiście jest też opcja szpitala prywatnego, w którym ojciec dziecka może nawet nocować, ale chyba to za duży koszt. Rozważaliśmy opcję szpitala prywatnego przez chwilę i jednak wolimy tą kasę przeznaczyć na jakieś inne cele.
Zaczęłam pakować torbę - na razie rzeczy potrzebne wywalam na stół i potem będę układać w torbie. Natomiast Mężuś z uwagi na to, że nikt nie wie, jak to będzie podczas porodu (koronawirus), to po prysznicu, zamiast koszulki zakłada na tors pieluszkę tetrową. W zasadzie różne pieluszki tetrowe, żeby złapały jego zapach i jego bakterie. Może to głupie, ale tak pomyśleliśmy, że warto, żeby od początku miała prowizoryczny kontakt z ojcem.
Kolejne potrawy na połóg przygotowane, czyli 3 słoiki zupy tajskiej zapasteryzowane i pojemnik hummusu. Jeszcze mi został smalec wegański do zrobienia z przygotowań kulinarnych.
Aktualizacja brzuszkowa:
https://naforum.zapodaj.net/f6ab16b9db8c.jpg.html
27 dni do przewidywanego terminu porodu 😱😵
Ciąża donoszona. Od dziś lub jutra wjeżdża do menu herbatka z liści malin, podobno przygotowuje szyjkę macicy do porodu, rozluźnia ją w jakiś sposób. Daktyle i olej z wiesiołka - to może za jakieś 2 tygodnie. Na razie mamy za dużo jeszcze do zrobienia. Żadnej książki dotyczącej pielęgnacji noworodka nie przeczytaliśmy, żadnej!!! Mężuś mnie objechał ostatnio i powiedział "Może zapytaj swoich rodziców, ile książek oni przeczytali przed Twoimi narodzinami? Wierzę, że całe mnóstwo". Także trochę zluzowałam (t-r-o-c-h-ę). Hormony na łeb mi padają. Ostatnio cierpię na bezsenność. Wstaję sobie w nocy do toaletki, wracam do łóżka i 2-3 godzinki nie śpię. Stres mną zawładnął. Relaksuję się, modlę, medytuję, ćwiczę język, wącham ulubione zapachy, skupiam się na dobrych myślach, wietrzę pokój. I nic. Nie śpię. Nie to, że mnie coś boli - nie. Po prostu cierpię nie niezidentyfikowany ból głowy, istnienia, duszy - stres. Jak to będzie, co to będzie, czy dam radę, czy o wszystkim pomyślałam, a o czym nie pomyślałam... Heh.
Torbę spakowałam, ale dalej na stole lądują rzeczy do dopakowania. Spakowałam też torbę zapasową - w razie gdyby się okazało, że musimy zostać dłużej, to żebym nie musiała tłumaczyć Mężusiowi, co ma spakować. Ostatnio, poza bezsennością, cierpię również na brak cierpliwości do tłumaczenia. Dziwię się, że wokół jeszcze ze mną wytrzymują. Dość dużą część mojej torby (tej zapasowej też) zajmuje jedzenie. Leżąc na reumatologii 2 lata temu zjadałam jedzonko szpitalne, miałam swoją owsiankę na śniadanie, a siostra dowoziła dodatkowe obiady. Byłam w stanie to zjeść i jeszcze schudłam wtedy!!! Dlatego teraz - gdy Mężuś nie będzie mógł donieść mi ciepłego obiadku - spakowałam sobie jedzenie śniadaniowo-kolacyjne.
Maluję szczebelki łóżeczka. Wybrałam kolor ciepło-zielony, miętowy i przybrudzony róż. Niektóre szczebelki są pokryte już dwoma warstwami farby. Świetnie wyszło!!! Do tego ułożyłam już naklejki, tak jakbym chciała, żeby były przyklejone na ścianie. No i udało mi się zamówić lampkę w kształcie Malinki Jak przyjdzie nie omieszkam się pochwalić dziewczyny na forum polecały stronę "Mumu for kids" z lampkami. Liski, jelonki, chmurki, gwiazdki. Śliczne, śliczne, ale to nie jest lampka mojej Córki. Dlatego napisałam do nich, że historia jest taka, że do córki mówimy "Malinka" i czy byliby w stanie zrobić lampkę w kształcie Malinki? - Jasne, wieczorem prześlemy projekt. Projekt zaakceptowany, cena bez zmian wobec standardowych lampeczek. Lampka w drodze Chyba z zakupów nic nie sprawiło mi aż takiej radości, jak właśnie ta lampeczka
GBS wyszedł negatywny. Dziś byłam na spotkaniu z położną. Powiedziała mi rzecz ważną, pewnie dla wielu oczywistą, a o której ja nie miałam pojęcia - po porodzie, jak będziemy mieć PESEL Maliny to trzeba ją ubezpieczyć, przy którymś z nas w pracy. Posłuchałyśmy serduszka, ładnie biło (140 na minutę). Wiercipięta się wierci, więc nie mam powodów do zmartwień. Czasem ukłują mnie pachwiny, czasem krocze - ale to naprawdę nic. Aaaa, mam problemy z równowagą. Na prostej drodze potrafię się zakręcić jak bączek. Wywaliło mi też pępek. I niestety progesteron sieje spustoszenie. Gazowe spustoszenie. Często nie czuję, że coś nadchodzi, muszę naprawdę się pilnować wśród ludzi, bo to straszny wstyd.
Kupiliśmy zamiennik karuzel, czyli mobil - karuzela napędzana ruchem ręki lub podmuchem powietrza, która daje wrażenia wzrokowe, bez dźwięków, bez światełek. Na samym początku wybraliśmy obrazki kontrastowe, zobaczymy, jak się będzie sprawdzać.
A dla przygotowujących się do porodu polecam kanał Brigdet Teyler na yt. Fajnie gada na większość tematów, można sobie obejrzeć i poćwiczyć razem z nią. Do tego babeczka od refleksologii pokazała mi punkty na stopach, które należy uciskać w trakcie porodu, żeby zapewnić prawidłowy postęp porodu. Są to boki pięt (wewnętrzny i zewnętrzny) - odpowiedzialne za macicę i jajniki oraz zagłębienie pod kostką po jej wewnętrznej stronie - odpowiedzialny za jajowody. Rzuciła jedynie "Żadne >>kiziu-miziu<<, tylko solidny ucisk".
Miałam też miłą niespodziankę. Napisał do mnie lekarz z kliniki, który prowadził ciążę w pierwszym trymestrze. Sam z siebie. Zapytał, co tam słychać, czy wszystko jest ok. Banan na twarzy sam się pojawił
Malinko - siedź tam grzecznie, muszę jeszcze kilka szczebelków domalować!!!
20 dni do przewidywanego terminu porodu.
Byłyśmy na wizycie. Na KTG brak czynności skurczowej, a Malinka tym razem tańcowała ostatnio położna powiedziała, że te kilka ruchów to mało miarodajne badanie. Dziś puściłam jej muzykę. Oczywiście afera od położnych, że telefon przy aparacie do ktg, że przecież mogłam zjeść. Tłumaczę więc spokojnie, że jedzenie na moje dziecko nie działa pobudzająco, a usypiająco. Dobra drzemka po jedzeniu jest wskazana u wszystkich. I dlatego przyniosłam muzykę. Robiłyśmy sobie KTG przy piosenkach "Kwiat Jabłoni" 😜 od razu zaczęła się wiercić 😊 zrobiłam eksperyment i na chwilę wyłączyłam muzykę - cisza, absolutny zastój ruchowy.
Szyjka się skróciła do 2,27 cm i nadal jest zamknięta. Wyrosła mi gulka pod pachą. W ubiegłym tygodniu położna powiedziała, żeby odstawić na kilka dni antyperspirant i zobaczyć, czy się zmniejsza. Nie zmniejszyła się. Dziś lekarz stwierdził, że to powiększony węzeł chłonny, na pewno nic hormonalnego. Za to od dwóch dni swędział mnie brzuch. Gdy to powiedziałam, od razu wypisał mi badania, które mam zrobić w kierunku ewentualnej cholestazy Teraz mam przychodzić raz w tygodniu tylko na KTG i tylko w przypadku, gdy będą się pisały skurcze, lekarz będzie mnie badał. Kalafior mózgowy chyba zwiększa swój zakres, bo zapomniałam zapłacić za wizytę, lekarz się przypomniał, jak byłam przy drzwiach 🤦♀️
Inne przypadki kalafiora:
- Mężuś kicha. "Smacznego!" - "Tak, to jest to, czego oczekuje się od glutów! Żeby były smaczne!" 🤣
- Zrobiłam tartę na obiad. Mniam, mniam. Zostało kilka kawałków, zostały w piekarniku, na następny dzień. Yhy. Na następny tydzień. Bo o nich zapomniałam, Mężuś wyjechał do pracy i nie zapytał się "A co z tartą?", był przekonany, że zjadłam. Piekarnik miałam do szorowania. Bleeee.
Przeszłam się też do kosmetyczki, na manicure. Ostatni raz na manicure byłam 2,5 roku temu! Stwierdziłam, że jednak to może być jedna z niewielu szans na posiadanie ładnie zrobionych skórek i opiłowanych paznokci bez malowania, a jedynie wypolerowane. Ślicznotki! Takie gładkie Nie to, żeby na porodówkę mnie mieli nie przyjąć, ale zawsze to wpływa pozytywnie na samopoczucie.
A niżej foteczki brzuszka z 37+1 oraz łóżeczka z pomalowanymi szczebelkami
https://naforum.zapodaj.net/4a4c4d03b455.jpg.html
https://naforum.zapodaj.net/7cd6d0991c29.jpg.html
https://naforum.zapodaj.net/88626497b70f.jpg.html
https://naforum.zapodaj.net/df497aae531a.jpg.html
Łóżeczko bez materaca i bez mobilka nad nim, bo nie będą się teraz kurzyć, Mężuś to wszystko zrobi, jak będziemy w szpitalu.
Śliczne zdj 🤗
Też uwielbiam Franki & Grace 🙂 super czytać, że u Was wszystko ok 😊
A to ciekawe z tą metforminą. Jerzak kazała brać do końca ciąży? Mnie endokrynolog mówił, że jak się uda zajść w ciążę to natychmiast mam odstawić.
Fajnie, że lekarka się zainteresowala historią rodzinną, przezorny zawsze ubezpieczony. Ciocie też przesylaja całuski*!😚😚
Super Krąsi, że wszystko jest w porządku! Oby tak dalej :)
Super Krąsi, że wszystko jest w porządku! Oby tak dalej :)
Krąsi, my od ponad tygodnia leżymy z Florką na patologii ciąży 🥺 zajrzyj proszę do naszego pamiętnika na Belly 🥺
Krąsi, my od ponad tygodnia leżymy z Florką na patologii ciąży 🥺 zajrzyj proszę do naszego pamiętnika na Belly 🥺