Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
W poniedziałki dopada mnie poniedziałkowy dół. Wiem, że kolejny daremny tydzień przede mną. Wegetacja w pracy, wegetacja po pracy. Chciałabym być dobrą żoną, zaszyć guzik, ugotować obiad, ale ostatnio (a może już od dawna) nie mam na to sił. Nie chce mi się nawet jeździć na wycieczki, bo mam wrażenie, że nie cieszą już jak kiedyś i chyba nigdy już nie będą. Czy można tak zupełnie odciąć się i zapomnieć o staraniach? To, że nie chodzę już do kliniki wcale nic dobrego nie przyniosło, ale gdybym chodziła pewnie byłoby jeszcze gorzej. Przesunęłam naprotechnologa na 30.11. To nasza jedyna nadzieja przed ivf. Tak, zaczynam myśleć o ivf. Na pewno nie chcemy go w przyszłym roku, ale może w 2020? Młodsza nie będę i nie można tak w nieskończoność szukać przyczyny.
ja też zauważyłam, że wraz z kolejnymi staraniami przesuwamy swoje granice - coś co kiedyś było dla nas nie do pomyślenia, teraz nagle staje się mniej obce i jednak to rozważamy. Mam podobnie, tylko akurat z adopcją.
O adopcji również myślę. Z tym że tutaj akurat starania zweryfikowały moje myślenie totalnie. Kiedyś odważnie wypowiadałam swoje zdanie: "nie rozumiem czemu ludzie latami starają się o dziecko, robią in vitro itd. Przecież można dać szczęście jakiejś niechcianej dziecinie. Ja tak na pewno zrobię jak nie będę mogła zajść w ciążę". No cóż, dziś myślę już zupełnie inaczej. Im dłużej się staram, tym bardziej mam pragnienie swojego rodzonego dziecka. Zaczynam rozumieć wszystkie obawy przed adopcją. Czasami mi się wydaje, że we dwójkę można sobie jakoś ułożyć życie, kupić dom, hodować kury, uprawiać ogródek, zwiedzać świat. A czasami myślę o adopcji usilnie i chciałabym teraz, już zacząć się o nią starać. Co chyba pokazuje jednak, że nie dorosłam do decyzji. Więc powoli dojrzewam do ivf. Może wraz ze mną dojrzeje mój mąż, bo jak na razie nie chce o tym słyszeć.
Ja myślę, że na wszystko potrzebujemy po prostu czasu. To są trudne decyzje i trzeba do nich dojrzeć, bardzo dogłębnie je przeanalizować, wszystkie za i przeciw i wtedy podjąć dojrzałą decyzję. Tego nie da się zrobić z dnia na dzień. Takim poważnym decyzjom towarzyszą różne obawy... No bo jak to w życiu bywa - poważne decyzje miewają i poważne konsekwencje, więc trzeba być na to gotowym. Ja czuję, że dojrzewam w kwestii adopcji - kiedyś było absolutnie nie, a im dłużej się staramy, tym bardziej dociera do mnie myśl, że może nic nie być i być może właśnie adopcja to jest jedyna droga...? Wiem, że już obecnie nie jestem tak totalnie anty, czasem rozważam tę opcję. Na razie jeszcze długa droga, ale kto wie czy kiedyś nie stanę przed właśnie takim wyborem - jedynym i ostatecznym.
To ja też się podzielę. Kiedyś myślałam, że faktycznie phi co za problem - są inseminacje, in vitro (wydawało mi się wręcz, że to ciąża na zamówienie!) , adopcja, hoho. Pamiętam ten moment jak trzymałam wynik naszego nasieniogramu, z którego wynikało, że żadnej ciąży nie będzie. Inseminacja od razu odpadała. Pierwsza myśl - o nie! In vitro?? Sztuczne dziecko? Adopcja - obce dziecko. Potem jednak nie było wyjścia i trzeba się było pogodzić ze wszystkim....
Kolejna sesja. Tym razem miałam o czym gadać, bo miałam jakiś smutny tydzień. Wcześniej to było tak, że był @ była tragedia, potem jakoś z tego wychodziłam i zaczynał się czas euforii, że może się uda. Czyli taka sinusoida. Teraz już nawet tego nie ma, wiecznie jestem smutna i popłakuję sobie po kątach. Psycholog zapytała mnie czy czuję teraz instynkt macierzyński czy potrzebę dziecka, bo tak trzeba. Powiedziałam, że to i to. Ale przed ślubem to był czysty plan. Hajtamy się i robimy dziecko. Nie myślałam o macierzyństwie, tylko o wykonaniu planu. Psycholog powiedziała, że ja się jeszcze nie pogodziłam z tym, że planu nie udało się osiągnąć i że nie pozwalam sobie na smutek. Bo popłaczę pół godziny, a potem tak sobie organizuję zajęcia, żeby o tym nie myśleć. Że muszę przeżyć żałobę po planie który się nie ziścił i nigdy nie ziści, bo czasu już nie cofnę. Że muszę to porównać do żałoby po kimś bliskim, choć to zupełnie inna sytuacja, ale te same mechanizmy. Ale jak ja mam pogrzebać plan? Nie pójdę na cmentarz i nie zakopie go. O to w sumie nie spytałam.
Z tematów staraniowych, chyba przełożę wizytę u immunologa, która mam zaplanowaną na koniec listopada. Nie zrobiłam badań NK i Allo Mlr, bo szkoda było kasy, a bez sensu w sumie iść na wizytę na której na pewno mi zleci te badania, a za wizytę pewnie słono zabulimy. Zresztą jak tak czytam o tej immunologii, to wszystko palcem po wodzie pisane. Moge się założyc, że gro kobiet, które urodziły dzieci też mają coś z immunologią.
Czekam zatem grzecznie na wizytę u naprotechnologa, musimy przed wizytą powtórzyć jeszcze HBA, homocysteinę, ft 3 i ft4.
Planujemy po wakacjach wyjechać za granicę na kilka lat. Może wtedy w normalnym kraju zrobimy in vitro. Jeśli nie, pewnie będziemy celować w krakowski Artvimed.
Z tematów życiowych szukania pracy cd. Nie powiem, żebym siedziała nad ofertami codziennie. Pracuję do końca grudnia i nie mam aż takiej spiny. Miesiąc, dwa moge posiedzieć w domu jak mi się niczego nie uda znaleźć. Byłam już na jednej rozmowie, ale dostałam odpowiedź odmowną. Trochę mnie to zdemotywowało, ale nie chciałam tak naprawdę tego stanowiska, czulam, że to nie dla mnie, zresztą daleko. W drugiej firmie już miałam rozmowę telefoniczną, mieli sie odezwać do końca tygodnia czy mnie zapraszają na rozmowę do biura i nie zadzwonili. Czyżby mnie nie chcą? A mnie całkiem całkiem ta rozmowa przez telefon poszła. Może żądam za duzo kasy? No sorry ludzie, mam spore doświadczenie i zbieram na in vitro, musze więcej zarabiać!
Moj znajomy opowiadał ze jak szukal pracy to musial przejsc 3 etapy rekrutacji, po czym jak juz sie dostal i go chcieli to zaproponowali mu taka śmiesznie niska cene ze on sam zrezygnowal i wkurzal sie ze musial dojsc az do 3 etapu rekrutacji zeby się dowiedziec jaka mu stawke dadza. A gdyby wiedzial od poczatku to by nie marnowal swojego czasu i energii na ta rekrutacje.
Ja też chodzę do psychologa. Odnoszę jednak wrażenie, że oni zawsze wszystko odwracają. Powiesz, że smutki próbujesz niwelować szukając sobie zajęcia to Ci powiedzą, że nie pozwalasz sobie na smutek. Powiesz, że smucisz się już tydzień to Ci powiedzą, że jesteś zafiksowana na jednym i nie potrafisz znaleźć odskoczni. Ale może na tym to polega - żeby spojrzeć na dany temat z różnych stron przy pomocy obcej, neutralnej osoby.
No i ja właśnie się zastanawiam czy ta terapia mi coś da. Bo niby nie pozwalam sobie na smutek, ale jak będę codziennie się smucić to chyba w depresję popadnę. Więc to jest taki mechanizm obronny przed depresją. Nie mam najmniejszej ochoty zamulać.
OMG też bym się wkurzyła gdybym doszła do 3 etapu, a kasa niska. Nie pytali go wcześniej o warunki finansowe?
Mnie terapia pomaga bo co przegadane to przegadane! Nie mogę o staraniach dokładnie rozmawiać z rodziną czy przyjaciółkami bo się denerwuję, że mnie nie rozumieją.
Przyszla @. Cykl 25-dniowy, poprzedni 23-dniowy. Jednak przeprosze sie z bromkiem, po nim mialam 28-dniowe cykle. Mąż dziś powtarza po roku HBA i posiew. Co z tego skoro to ja szwankuje, wiem że to chodzi o mnie. Jutro mam rozmowe o prace, nie wiem jak sie przygotuje, ryczec mi sie chce, a jeszcze w obecnej pracy cały dzien musze wysiedziec. No i bilans jest taki: bezdzietna i z wlasnej woli bezrobotna od stycznia. Super, super, niezle mi sie to życie ułożyło. Edit: HBA męża 80%. Norma! Ciesze sie bardzo ale czuję niepokój, coś mi podpowiads, że to przeze mnie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2018, 16:48
Kolejna sesja. Zawsze na początku nie wiem o czym gadać. Tym bardziej, że o dziwo miałam dobry humor. To dziwne, bo sesja była dzień po @. Może już się uodparniam? Chyba najważniejszy temat jaki na tej sesji poruszyłyśmy to moja wizja ciąży i macierzyństwa. Wyidealizowana do potęgi ętej. Jak to widzę? Zachodzę w ciążę, szalejemy ze szczęścia, mówimy rodzicom, wszyscy płaczą no i ogólna euforia. Potem sukienki ciążowe, dumne chodzenie z brzuszkiem, szkoła rodzenia. Poród mnie nie przeraża, bo z powodu naczyniaka, którego mam w pachwinie i wardze sromowej, poród naturalny nie wchodzi w grę. Przygotowujemy pokój dla dziecka. Łóżeczko jest troszkę w korytarzu. Mamy małe mieszkanie i łóżko zajmuje całą sypialnię, łóżeczko się nie zmieści, a w salonie go przecież nie postawimy. No więc stoi w przejściu między sypialnią i kuchnią. Białe, z IKEI. Na ścianie kolorowy napis WIKTOR lub MELANIA i obrazek z aniołkiem stróżem, namalowany przez moją ciocię. No i cotton ballsy. Spacery z wózkiem po parku. Jesteśmy szczęśliwi, spełnieni, mijamy ludzi, rozpiera nas duma: jesteśmy rodzicami!!! M. wychodzi do pracy, a my się bawimy, doimy cyca, dzidzia się śmieje, ja ją całuję. Jeździmy w góry, dziecko w foteliku na plecach, już nawet widzę te zdjęcia.
No i się trochę popłakałam. Teraz. W pokoju u psychologa nie płaczę. Nie opowiadam swojej wizji tak dokładnie, bo bym się rozkleiła. Pani psycholog mówi mi, że ten obraz jest wyidealizowany, zafałszowany. Ja na to, że nie mam innego. Że walające się zabawki, zarwane noce i dodatkowe kilogramy to dla mnie nic w porównaniu z tym co przechodzę. Że koleżanki z pracy, które narzekają, że spały 4 godziny mnie wkurzają. Ja czasami też tyle śpię, a nawet mniej, bo myślę o tym dlaczego spotkał nas taki los???
Ale oczywiście psycholog ma rację. I w sumie mnie trochę zszokowała ta moja wizja, że faktycznie taka idealna i że ja się nigdy nie zastanawiałam nad tym, że maluję sobie idealny obrazek.
Czy wy też tak widzicie ciążę i macierzyństwo?
A z tematów staraniowych to czekamy na wizytę u naprotechnologa 30.11. W grudniu planuję zrobić NK i KIR, bo teraz kasy już nie ma i muszę immunologa przesunąć. Jakiś instynkt mi podpowiada, że coś bęzie z tą immuno.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2018, 20:13
U mnie jest tak, ze niby zdaje sobie sprawe ze dzieci choruja,placza, brudza itd.ale przeciez nikt nie mysli w kwesti najgorszej o dzieciach. Chcemy widziec je radosne, blogo spiace, przytulajace sie..
Kur...a znalazłam kilka siwych włosów! Tak się szczyciłam przez te 31 lat, że nie mam ani jednego siwego włosa i dobre geny, a tu jak w mordę trzasło! Nie wytrzymam, jest ich kilka, widać przy jasnym świetle. To dla mnie dramat. Poczułam, że jestem stara. Stara, siwa, bezdzietna, szukająca pracy w kolejnej durnej korpo. Niech mnie ktoś dobije. Muszę zafarbować swoje naturalne włoski, a kasy nie mam, bo przecież immunolog i napro nas czekają, z 1000 będzie wydany jak w mordę strzelił. No, ale na wigilię nie pojadę do teściów z siwymi włosami. A może i powinnam, niech się wreszcie zainteresują i zapytają dlaczego osiwiałam, bo już od roku nasza niepłodność to dla nich temat tabu. Odkąd im powiedzieliśmy nie ma tematu, ani mru mru. A jak napomknę, że tyle nam pieniędzy idzie na badania, to widzę ten wzrok spanikowany: "nie, nie mówmy o tym, uciekajmy stąd". O inseminacji nie wiedzą, bo to by dopiero był szok. Przecież siostra M. zrobiła dwójkę dzieci w pierwszych cyklach, taka płodna z niej kobita, no to na pewno sobie myślą, że coś ze mną nie tak. Aaaaaa jedna wielka dupa i tyle.
Siwe wlosy da rade przefarbowac. Mozna kupic szamponetke ktora poprawia kolor wlosow ;).
Tesciowie nie wiedza z czym sie wiaze nieplodnosc i byc moze ciezko im z wami o tym rozmawiac.
Nie Wien ile lat Maja tesciowie ale nie dziw sie im. Nieplodnosc w naszym kraju to temat tabu, wstyd itd......Nasi znajomi, ludzie po 30,40 nie wiedza z czym to sie je. Teksty “wyluzuj zajdziesz” , bez dzieci można żyć -najczęściej mówią to ci którzy maja dzieci ;) bądź dla teściów wyrozumiała hihi
A szamponetka pokryje siwe?
Teściowie właśnie wiedzą, bo ciocia M. starała się 8 lat, a inna para w rodzinie aż 10. O staraniach cioci to potrafili wcześniej opowiadać, a z nami nie gadają i ja po prostu czuję się jak trędowata. Siostra M. zaproponowała, że zapłacą nam za wizytę w znanej klinice w Londynie, ale nie powiedziała tego mnie, tylko mężowi, żeby mi przekazał. A byłyśmy wtedy w tym razem u teściów w domu. Nosz kur...a ale zła jestem, serio.
Jeszcze o powyższym: moja wizja macierzyństwa tez byla wyidealizowana. Niby wiedziałam/czytałam ze moze byc trudno ale nie, ze az tak... I nie jestem w tym jedyna, na belly jest więcej dziewczyn "zawiedzionych" macierzyństwem (uzywam takiego słowa, bo inne mi nie przychodzi do glowy). Ale jasbe, ze gdyby ktoś mi to powiedzial w fazie staran, to bym go wysmiala... Ale cóż, kazdy etap zycia ma plusy dodatnie i ujemne...
Na pewno macierzyństwo ma swoje plusy i minusy i mam nadzieję, że kiedyś będę mogła to ocenić. Niestety obecnie moje życie ma same minusy. Dopóki się człowiek nie zacznie starać i orientować, że coś jest nie tak, to żyje w błogim szczęściu. A obecnie jestem po 30-tce, zegar biologiczny tyka i tylko jedną myśl mam w głowie.
Chyba jest coś nie tak z tą dzisiejszą płodnością. Ok, mam wrażenie, że wszystkie naokoło zachodzą w ciążę, ale jak się przyjrzę swojemu najbliższemu otoczeniu to już nie jest tak różowo. Moja przyjaciółka stara się troszkę dłużej niż ja, podchodzą właśnie do 2 ivf. Druga przyjaciółka jest po dwóch poronieniach. Trzecia stara się od ponad roku. Czwarta, właśnie się dowiedziałam, że poroniła. Kuzynka stara się od 7 lat, już kilka ivf za nimi. Kuzyn stara się 1,5 roku o drugie dziecko.
Co się dzieje? Czy kiedyś też tak było? Czy to chemia w jedzeniu, smog i stres? Czy niepłodność wyrasta na chorobę XXI wieku?
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 listopada 2018, 15:34
My staraczki dopatrujemy sie zawsze tych zaciazonych, bo one pala nam oczy. Natomiast jest wiele par, ktore borykaja sie z takimi samymj problemami jak my.
Kiedys nie bylo az takich problemow nieplodnosciowych. Mysle ze to wina chemii w zarciu.
Oj problemy z płodnością to coraz częściej są. Wokół mnie: jedna nie może zajść drugi raz w ciążę i to potwierdzone w badaniach, drugo po IUI, trzecia po 2 ivf bez skutku, kolejna dopiero po udrożnieniu zaszła, kolejna para problem z nasieniem. Środowisko nas zabija!
Boże, to jest straszne. Wydaje mi się, że my, które nie możemy zajść po prostu mamy słabsze organizmy i reagujemy gorzej na środowisko, niż te szczęśliwe, którym się udaje. Moja mama raz do mnie wypaliła: "no to nie podałaś się na mnie, bo ja 3 razy w ciąży byłam od razu, pyk i już". No świetnie, u mnie też wszystko hula, a jednak dupa. Łatwo tak powiedzieć jak się żyło za komuny, gdzie pracę się miało od strzała, a w pracy się obijało i imprezowało. Niby nie było produktów w sklepach, ale się jadło to co się miało, z działki, od krowy, zdrowe i nieprzetworzone.
Choroba XXI wieku, niestety jakosc jedzenia, zatrute powietrze itd nie wplywa to na nas dobrze. My walczymy z problemami z plodnoscia, male dzieci od urodzenia alergie, nietolerancje pokarmowe, nowotwory itd Moja mam tez pyk i 4 dzieci a ja :( szkoda gadac
Choroba XXI wieku, niestety jakosc jedzenia, zatrute powietrze itd nie wplywa to na nas dobrze. My walczymy z problemami z plodnoscia, male dzieci od urodzenia alergie, nietolerancje pokarmowe, nowotwory itd Moja mam tez pyk i 4 dzieci a ja :( szkoda gadac
Co ciekawe jak sie rozmawia z ludźmi to sie okazuje ze to plaga naszego pokolenia. A może to wynika tez z tego ze później sie decydujemy na dzieci? Nasze babki w wieku 18 lat zaczynały rodzic dzieci, a my najpierw chcemy sie wykształcić i decydujemy sie na macierzyństwo dopiero koło 30tki. I pewnie to tez stąd. Tak czy siak smutno :(
Mama tak walnęła? No nieźle, moi to samo! Chyba nie wierzą, że może to spotkać ich dzieci …
I całkowicie zgadzam się z Ewą! Mój problem dla przyjaciół stał się chlebem powszednim :/
Uff długo mnie nie było. Spotkało mnie nieszczeście. Które z kolei nie liczę. 26.11, wracam z pracy, przechodzę przez pasy i dup leżę na ziemi, nie mogę wstać. Prawa ręka drętwa. Auta się holowały, lina biegła przez pasy, było ciemno, lina nieoznakowana, nie widziałam jej. Ludzie mnie podnoszą, dzwonią po karetkę. Karetka nie przyjedzie, no bo przecież to tylko ręka i tylko słabo mi się robi. Mogę sama podjechać na SOR. Wsiadłam w autobus i podjechałam do domu. Łokieć jak jabłko. Mąż wraca i jedziemy na SOR. W 2 godziny przyjęcie, szybko. Diagnoza złamanie łokcia z przemieszczeniem, zostaje w szpitalu i operacja. Po trzech dniach wyszłam z ortezą i drutami w ręce. Masakra, pierwszy tydzień kryzys. 3 nieudane IUI, stłuczka i rozwalone pół auta nie z naszej winy no i na koniec ta ręka. Rok 2018 najgorszym rokiem w moim życiu.
Powoli zaczynam rehabilitację, może będę sprawna jak kiedyś, marzę o tym.
Podczas ostatniej wizyty w luxmed zrobiłam zaległe badania pakiet tarczycowy, choć starania zeszły na dalszy plan, sexu nie ma od dnia wypadku.
TSH, FT3, FT4, ANTY TPO w normie. ANTY TG 311 przy normie 115. WTF! Dziewczyny czy słyszałyście o takim czymś. Dodam, że mam zawyżoną prolaktynę i krótkie cykle. Jak cyklodynon jej nie zbije po 3 mcach to wracam do bromka, bo on działał.
Aha, homocysteina 11,60, po roku brania kwasu lewomefoliowego jeszcze wyższa niż poprzednio.
Niby lipa, ale może coś ruszy. Może to anty tg to przyczyna naszych niepowodzen, jak myslicie
Zycze zdrowia i mam nadzieje ze ten rok bedzie lepszy my ogolnie tez mamy takiego pecha tez wypadek z rowerzysta w udziale no i konsekwencje nie ciekawe
Kochana, na homocysteinę sam metylofolian nie wystarczy. Jeszcze duże dawki metylokobalaminy, metylowanej B6 oraz betaina.
Mi zbiło z 26 (!!) do obecnie 7.2.
Główka do góry! Jeszcze będzie super dobrze :*
W tej chwili biorę jedną tabletkę raz na 2-3dni bo mam ładny wynik homocysteiny i witamin. Chcę tylko utrzymać ten wynik. Do ustabilizowania wyniku musisz brać cały czas a potem modyfikujesz dawkę lub przerzucasz się na inny suplement.
Na l4 przynajmniej dużo czytam i rozmyslam. Doszlam do wniosku, że nie pójdę do żadnego "speca" od niepłodności poki nie wykonam nastepujacych badan: przeciwciala antyplemnikowe,ANA,androstedion,NK,KIR,ewentualnie test na wrogość sluzu. I wtedy dopiero immunolog. Chciałabym też w przyszłym roku zrobić histeroskopie. U chlopa w posiewie wyszla ecola, wiec jego też przeleczymy. Z psychologa rezygnuje na rzecz rehabilitacji mojej raczki kochanej,bo ona teraz najważniejsza!
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2018, 23:58
Byłam u endokrynologa. Hashimoto raczej nie mam, bo anty tpo jest w normie. Ale może być jakies inne zapalenie tarczycy i mam zrobić usg, ale w Luxmed najblizsze miesiace zajete. Przeciwcial się nie leczy i dopiero jak tsh bedzie fiksowac to można włączyć leczenie. Czyli nadal nic, nadal jestem w dupie, co ja sobie myślałam, że da mi cudowny lek na zajście w ciążę? Glupia ja.
Jestem zdania, że powód zawsze jest. Problem tylko w tym żeby lekarz chciał go szukać . U nas przez 2 lata leczenia było wszystko ok, dopiero na rozszerzonym badaniu nasienia wyszło, że fragmentacja dna plemników wynosi 42% czyli zerowy potencjał do zapłodnienia.
Tak, chromatyna. Wyniki męża bardzo sie poprawiły po suplementacji ale ciąży nadal nie ma. Po nowym roku podchodzimy do in vitro, jeśli się uda to z dofinansowaniem z miasta.
Serio? Ja bez histero nie podejdę do in vitro. Jedna dziewczyna z forum właśnie zaciazyla. W histero wyszla jej bakteria paciorkowca na endometrium,przeleczyli to i od razu ciąża. A to nie pierwsza taka historia. Moj mial paciorkowca w posiewie wiec i ja mogę mieć na endo. Lekarze nie zalecają histero bo z in vitro wieksze profity,niestety. Gdzie robisz ivf?
Wszystko zależy jaka klinika wygra przetarg. Obstawiam, że będzie to invicta. Co do histero to bardzo chętnie bym się położyła na stół, zwłaszcza, że mam masakrycznie bolesne miesiączki, ale nie chcą zlecić więc co zrobić.
Umowilam sie do immunologa na 12.02. Co za termin! Może dobrze, bo zrobie wszystkie badania. Zrezygnowalam z psychoterapii, bo wydam krocie na rehabilitację reki. 31.12 to moj ostatni dzien pracy, koniec luxmedu akurat wtedy kiedy mi potrzebny na rehabilitację, mialabym za darmo. Co za los. Ale od 18.02 zaczynam nową prace, mam nadzieje, że ręka bedzie w miare sprawna.
Nie mozesz kontynuowac luxmed? Kolezanka odchodzac z pracy otrzymala fajny pakiet przedluzajacy (chyba w medicover). Dowiedz sie bo rehabilitacja to faktycznie pozeracz kasy :(
Do kogo się zapisałaś? Do immunologa czeka się ok 2 mcy, ja tez tyle czekałam do dr Paśnika z Łodzi. Zastanów się czy nie zrobić jakiegoś podstawowego pakietu badań, bo potem kolejne tygodnie czekania na wyniki i kolejne 2 mce na konsultacje :(
Do dr Sydora, jestem z Krakowa. Tak, mam w planach w przyszlym tygodniu zrobic przeciwciala antyplemnikowe, ANA i kardiolipiny. Może jeszcze bialko c i s jeśli bedzie dostępne to badanie w diagnostyce.
Zaczęłam czytac watek immunologiczny, mam zamiar przeczytać od deski do deski. Na razie przerazila mnie jedna rzecz. Dziewczyny tak bardzo pragna dziecka, że przestaja się oglądać na swoje zdrowie. Szczepienia limfocytami partnera mogą tak namieszać, że doprowadzić do bialaczki,a mimo to wiele z nich sie na to decyduje. Nie chce oceniac, ale niestety to jest wbrew pozorom egoistyczne podejscie. Pragnę miec dziecko za wszelka cenę, ale nie liczę sie z tym co bedzie jak mnie szybko zabraknie. Dlatego życzę Wam przede wszystkim umiaru w staraniach i dużo zdrowia!
Tak samo te stymulacje do inseminacji czy in vitro tez nie są obojetne dla zdrowia. Kto wie czy od takich dawek hormonów nie dostanie sie nowotworu w przyszlosci. Coz. Każdy w zyciu wybiera to co dla niego jest najważniejsze. Sa ludzie ktorzy uprawiają sporty estremalne i ryzykuja swoje życie dla kilku chwil przyjemności. Co kto lubi.
Hmm nie wiem czy clo to aż taka ingerencja. Stymulacja może obniżyć rezerwe jajnikowa, to owszem. Z kolei in vitro mnie przeraża. Myślę, że kilka cykli na clo to o wiele mniejsza ingerencja niz szczepienia, no ale lekarzem nie jestem.Ale masz racje, co kto lubi.
Swięta, swięta i po świętach. Cale szczęście. Byliśmy u teściów, przyjechała siostra męża z dzieciakami 5-letnim i 10-miesiecznym, każde z pierwszego cyklu. Cudowne szkraby, ale czuję smutek kiedy na nie patrzę. Szliśmy ze starszym do kościoła i taka mnie duma rozpierała, że to niby nasze dziecko.
Miałam dziwną rozmowę z teściem. Jak zwykle tekst, że będziecie mieć dzieci nim się obejrzycie. Powiedziałam, że niekoniecznie. On na to, że przecież jest in vitro. No to ja na to że ni będę się pakowała w in vitro nie znając przyczyny i że on nie wie z jakimi cierpieniami to się wiąże dla kobiety. Mówi, że to nieprawda, bo sąsiadka miała. Ja na to, że prawda, tylko ona mu nie powie o takich rzeczach. No to on mówi, że przebadamy się w Londynie. Aaaa czyli wyszło, że siostra męża mu powiedziała, że zaproponowali, że zapłacą za klinikę w Londynie. Powiedziałam, że nie, że tu są tacy sami specjaliści. Teść mówi, że ciocia się starała 7 lat o dziecko, a my dopiero 2. No ok, mówię, ja się 7 lat nie zamierzam starać, prędzej adoptujemy. No to on mówi, że nie wiem na co się piszę, że to są dzieci z problemami. Ja mu na to, że w ich rodzinie też są dzieci z problemami, a wszystkie rodzone. Przyznał mi rację i powiedział że jeżeli tak się stanie, to oni to dziecko też będą lubić.
No dziękuję za łaskę, nie tego się spodziewałam! Wsparcie po byku.
I jak my mamy nie czuć się gorsi?
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 grudnia 2018, 13:31
ja myśle, że teść chciał dobrze, tylko jak to chłop troche gruboskórnie to wszystko powiedział, a Ty to na opak zinterpretowałaś. Faceci w wiekszosci w ramach pocieszenia wskazują konkretne rozwiązanie... a my kobiety oczekujemy po prostu takiego kobiecego wsparcia w trudnych chwilach... i chyba dlatego wsparcie mężczyzn po prostu nie wystarcza... Nie miej teściowi za złe na pewno chciał dobrze, tylko nieporadnie mu to wyszło ;)
Nowy rok z przytupem. Dziś @. Nie spodziewałam się niczego innego, bo seksik był tylko raz, kika dni po owu. Z niesprawną ręką nie chce mi się i się boję. Ale super, bo @ 14 dni po owu, czyli najprawdopodobniej wszystko ok z moją fazą lutealną, tylko folikularna jest krótka. Dlatego jutro lub w piątek badam lh, fsh, ana1, przeciwciala antyplemnikowe i kardiolipiny. Jutro też mają przyjść testy na nadkrzepliwość. 4 kwietnia na 15.50 jesteśmy umówieni do nowej kliniki. Plan na ten rok: 3 IUI na naturalnym cyklu. Ale to dopiero jak z reką będzie lepiej, a na razie jest gorzej niż być powinno, ale rozpisywać się nie będę. Ma być pozytywnie!
Pewnie że nie ma co planować. Życie i tak nam spłatę różne figle. Ja w tym roku rezygnuje z klinik chce naprostować hormony i żyć. Żadnych ivf IUI. Koniec z tym. Wolę kasę na co innego przeznaczyć. Oby z ręką było lepiej.
Zmartwiły mnie ostatnie badania. Intuicja mnie zawiodła, bo immunologia jest w porządku. Ana1, kardiolipiny, przeciwciała przeciwplemnikowe - wszystko ujemny. Natomiast 2dc Lh 3.55, fsh 10.33. Stosunek: 0.34.
To świadczy o wyczerpującej się rezerwie jajnikowej. Ale jak? Skoro w zeszłym roku moja rezerwa to było 2.83. Miałam 4 stymulacje, ale bez przesady.
Co się jednak okazało, amh bada się na początku cyklu, a ja nie pamiętam kiedy badałam. Zrobię to jeszcze raz. Drżę na samą myśl o wyniku.
Pocieszające jest to, że hormony badałam po południu. Kobieta zbadała je niechętnie, nalegała, żebym przyjechała rano, ale się uparłam. A zatem istnieje jakieś prawdopodobieństwo nieadekwatnego wyniku.
Plan:
- 7 dpo badam proga, androstendion i antykoagulat tocznia (jeszcze to jedno z immunologii)
- w czasie @ zbadam CA 125. Wprawdzie badałam to 2 razy i jest ok, ale jedna dziewczyna z forum twierdzi, że miarodajny wynik jest tylko w czasie @
- 3dc - lh, fsh, estradiol i AMH.
Funny fact: sikam w kolorze fluorescencyjnie żółtym. Ta się ponoć sika po wit. z grupy B. Biorę teraz metylowane: Homocystex Pus. Czuję, że homocysteina spadnie.
Pijemy też z mężem pyłek pszczeli. I czekam na zapylenie:) W tym cyklu jeszcze odpuszczamy, bo 30.01 mam rtg ręki. Ale w lutym, walentynkowym miesiącu ruszamy!
Też mam niski stosunek lh do fsh a dobre amh. Moja gin twierdzi, że ten stosunek świadczy o tym, że jajniki się słabo stymulują a nie o rezerwie jajnikowej. U mnie się zgadza bo mam późno owulacje i jeden jajnik działa tylko podczas stymulacji (i to bardzo rzadko). Naturalnie nie ma z niego owulacji.
Prolaktyne mam zawsze za wysoka. Zbija ją tylko bromergon, ale na razie 2 miesiac biore castagnusa bo ponoć też obniża. Owulacje mam naturalną, potwierdzona monitoringiem. Stymuluje sie bardzo dobrze. Zrobiłam badania bo martwią mnie moje krótkie cykle od pol roku 22-25 dni i owulacja w 10dc. Mam nadzieję, że to chwilowo i że amh będzie ok.
kochana, na ten temat też się wypowiedział, ze wydam kasę, ale nie uda się, nie ten czas i tyle. Na chwilę obecną dzieci u mnie nie widzi, moze nie z tym partnerem może innym. A może po prostu nie mogę mieć i tyle. Pytałam się ze moze za 2 czy 3 razem wyjdzie. On stwierdził że niestety nie. Nie ten czas. Więc rezygnuję, bo mu wierzę w 100%. Za dużo mi prawdy powiedział, choć mu nigdy nie wierzyłam
kochana, na ten temat też się wypowiedział, ze wydam kasę, ale nie uda się, nie ten czas i tyle. Na chwilę obecną dzieci u mnie nie widzi, moze nie z tym partnerem może innym. A może po prostu nie mogę mieć i tyle. Pytałam się ze moze za 2 czy 3 razem wyjdzie. On stwierdził że niestety nie. Nie ten czas. Więc rezygnuję, bo mu wierzę w 100%. Za dużo mi prawdy powiedział, choć mu nigdy nie wierzyłam
kochana, na ten temat też się wypowiedział, ze wydam kasę, ale nie uda się, nie ten czas i tyle. Na chwilę obecną dzieci u mnie nie widzi, moze nie z tym partnerem może innym. A może po prostu nie mogę mieć i tyle. Pytałam się ze moze za 2 czy 3 razem wyjdzie. On stwierdził że niestety nie. Nie ten czas. Więc rezygnuję, bo mu wierzę w 100%. Za dużo mi prawdy powiedział, choć mu nigdy nie wierzyłam
kochana, na ten temat też się wypowiedział, ze wydam kasę, ale nie uda się, nie ten czas i tyle. Na chwilę obecną dzieci u mnie nie widzi, moze nie z tym partnerem może innym. A może po prostu nie mogę mieć i tyle. Pytałam się ze moze za 2 czy 3 razem wyjdzie. On stwierdził że niestety nie. Nie ten czas. Więc rezygnuję, bo mu wierzę w 100%. Za dużo mi prawdy powiedział, choć mu nigdy nie wierzyłam. Ale kto wie czy czegoś tam złego nie widzi i nie chce mi prawdy powiedzieć, bym nie cierpiała. Choć powiem Ci że wolałabym każdą prawdę znać.
Moje Drogie, otrzymałam wyniki pakietu na trombofilię, przedstawiają się tak:
MTHFR* C677T
MTHFR_677C-T
Układ
heterozygotyczny - nieprawidłowy
MTHFR* A1298C
MTHFR_1298A-C
Układ
heterozygotyczny - nieprawdidłowy
PAI-1** 4G/5G
PAI-1 4G
Układ
homozygotyczny - nieprawidłowy
reszta, czyli v-leiden, czynnik v(r2),czynnik II (protrombina) w normie.
Czy któraś z was zna się na tych wynikach? Z tego co wyczytałam, będę musiała brać acard. Może to była przeszkoda w implantacji? Mamy przecież za sobą prawdopodobnie ciążę biochemiczną i dziwną reakcję tydzień po IUI - straszny skurcz macicy, myślałam że umrę.
Na MTHFR biorę już Homocystex Plus.
Zastanawiam się czy zbadać jeszcze białka c i s antykoagulant tocznia i b2-glikoproteine. Czy to może wydany pieniądz, skoro i tak będę wciągać acard?
PS. Zakupiliśmy z M. ubichinol (koenzym q10). Poprawia jakość komórek jajowych i ruchliwość plemników. Duuuzo dobrego się o nim naczytałam. Niech moc będzie z nami!
Ja nie robiłam pakietu na trombofilie, ale antykoagulat tocznia i te przeciwciała beta gli... coś tam :P i wlasnie przez to biorę też acard. Kto wie czy w ciązy nie będzie potrzebna heparyna. Smacznego, niech Wam idzie w jajeczka i plemniczki ;)
Moim zdaniem warto zrobić wymienione przez Ciebie badania. Prawdopodobnie będziesz potrzebowała heparyny albo od pozytywnego testu albo już na etapie starań.
Tylko właśnie czytałam, że PAI 1 homozygota (gorsza niż hetero) jest właśnie wskazaniem do heparyny w ciąży. Więc może sobie na razie daruję te badania a skonsultuję to z immunologiem. Choć pech chciał, że mam wizytę 12.02, a jadę do rodziców na 2 tyg. Tak się łudzę, że może zacznę brać acard i zajdę w ciążę hehe
Kochana mam podobny zestaw mutacji do Ciebie, i byłam je konsultować u genetyka i hematologa. Ale powiem Ci, że najbardziej za zadkrzepliwość odpowiadają własnie te czynnimi V-leiden... a Ty je masz w normie. MTHFR podobno w bardzo nie wielkim stopniu wpływa na nadkrzepliwość. I dobrze, że masz heterozygoty. To lepsze niż homozygoty. Heparynę pewnie w ciąży Ci dadzą. Ja obecnie biorę: acard, B6, B12 i zmetylowany kwas foliowy. Zwykły nie jest dobry dla Twojego organizmu. Przesyłam link odnośnie tych mutacji może Ci pomoże: https://nutrigenom.wordpress.com/blog/
Chcę być mamą, bardzo. Ale chcę się też spełnić zawodowo, a już za pół roku kończę podyplomówkę i chcę pracować w zawodzie. Dziś pomyślałam o tym, że dziecko pokrzyżowałoby mi plany i musiałabym gnić w korpo. Stracone życie. Może to wszystko dzieje się po coś?
Odmawiam od 2 tyg nowennę pompejańską. Nie o ciążę. O wyzdrowienie mojej ręki, bo w szpitalu już nikt nie wiedział co jest grane, dlaczego 2 miesiące po operacji ona się zgina tylko pod kątem 90 stopni. I stał się cud, ruszyła, jest dużo lepiej, jestem już w stanie pogłaskać się po głowie. Ja, niedowiarek, niepraktykująca, niedowierzająca. Boże, wybacz...
Polecam Ci książkę Sheryl Sandberg - Włącz się do gry. Pokazuje właśnie schematy myślenia kobiet: połączenie życia prywatnego i zawodowego. Kobieta, podświadomie, poznając świetnego gościa (nie mówimy tu o TAK NA CAŁE ŻYCIE jeszcze) wycofuje się z życia zawodowego, nie wykorzystuje szans, nie szuka ich, bo szykuje się do roli piastunki domowego ogniska (już na etapie, na którym ten gość myśli sobie "fajna laska, może spotkamy się drugi raz"). A Sandberg pokazuje, że jest wiele kobiet, którym ciąża umożliwiła sukces, lub których sukces przyszedł w trakcie ciąży, czy też zaawansowanego życia rodzinnego. Nie wiesz czy za miesiąc czy za rok będziesz w ciąży, a tkwić w międzyczasie dodatkowo w niefajnej sytuacji zawodowej, to podwójna deprecha. Odmawiasz Nowennę - ja wierzę w to, że zawsze przyjdzie rozwiązanie. Z Góry. Albo przez odpowiednie osoby, albo zdarzenia.
Dobry humor był to sie zmyl. Odebrałam wyniki lh, fsh i amh. Szok. W zeszłym roku amh 2.83. Po drugiej IUI zaczęłam mieć krotsze cykle 22-25 dni. Po pół roku mnie to zaniepokoilo, powtorzylam amh. I jeb! 1.49. Jak to możliwe że spadło o polowe? Co prawda miałam stymulacje na konskich dawkach za ktore obilabym tego konowala z Katowic, ale to były tylko 3 stymulacje. Potem 4 w innej klinice, na malutkiej dawce. Ale skads to amh się bierze! Do tego lh 4.12, fsh 7.03, stosunek 0.58. Marnie. Smutno mi. Zostało niewiele czasu, a ja ivf planowałam w przyszlym roku. Jeśli nie dostanę po wakacjach wymarzonej pracy to zaczynamy ivf. Na razie pije koenzym q10 i wit D zwiększam dawke do 8000 j.m. 4000 j.m to jest absolutne minimum dla staraczek, staraczki z problemami musza już więcej brać. Za 3 mce powtórzę badania. Ale może nie ma tego złego, może nie mogę zajść, bo mam po prostu komórki do dupy i trzeba im zrobić kuracje.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 stycznia 2019, 09:50
Tylko pamiętajcie, że najlepiej kupić aktywną wersję koenzymu, czyli ubiquiniol. Niech to będzie dla was przestroga, że nie ma co szarżować ze stymulacją, nie godźcie się na wysokie dawki. Ja miałam clo 3x1.
Dzięki za rady! Wypróbuję ten koenzym ;) a co do mojego planu... zobaczymy co wyjdzie na laparo. Jeśli nic to IUI. Jesli coś wyjdzie no to bedziemy myśleć. Bo może wyjść wszystko, endomenda, zrosty, niedrożne jajowody. No okaże się. NIe chcę na razie gdybać. Ale na wiele jesteśmy gotowi. Zobaczymy co pokaże los.
W kwestii wit. D, oglądałam wykład Barczentewicza, na którym mówił, że optymalny poziom wit. D3 zaczyna się od 40, ale najlepiej byłoby go utrzymywać między 50 a 70. Przy czym np. ja po pół roku ostrej suplementacji mam 46. Niby ok, ale ja wiem, ile ja tego biorę, żeby utrzymać taki poziom.
Krasi no widzisz, tak to jest, reklamuja suplementy że niby 1000 jm jak to dużo, a to nawet nie minimum. Ja miałam poziom 33 przy suplementacji 1000. Teraz biore 4000. Miałam straszne migreny i mdłości po zwiększeniu dawki do 8000. Mogly też być od kregoslupa, ale pozostane przy dawce 4000.
Myślałam, że to usilne pragnienie dziecka już za mną. Że mnie to nie rusza, bo przez ostatnie 3 miesiące bardziej martwiłam się tym czy bede w ogóle zginąć prawą rękę. I ta niepłodność zeszła na dalszy plan. Jak mi z tym dobrze było. No i sie zrypalo. Siedzę teraz u rodziców i ciocia przeslala mamie filmiki z dnia babci w przedszkolu u wnuczki (mojej chrzesnicy). Ciocia stwierdziła, że była najstarszą babcią (ma 66 lat). Moja mama na to: no ja też będę najstarszą, jeśli w ogóle doczekam. Mega mi sie przykro zrobiło, odparowalam jej, że pewnie sie nie doczeka. Ona to zrozumiala, ze jej zle życzę, a mnie chodzilo raczej o to, że u mnie sie na ciążę nie zanosi. A dzisiaj pyta mnie czy ja w ogole chodze do jakiegos ginekologa w zwiazku z tym, że nie moge zajsc. Powiedzialam jej, że u mnie wszystko gra i buczy i u M. też, że wydalam 20 tys na badania i ginekologow i pierdoli mnie to czy będę miała dziecko, czy nie, nie wydam ani centa więcej. Co oczywiście nie jest prawda bo wydaje cały czas. Może niepotrzebnie sie unioslam, a pewno niepotrzebnie, mama tyle mi pomogla jak zlamalam reke, nie wiem co bym bez niej zrobiła. Ale na miłość boska, mowilam jej jeszcze niedawno że mieliśmy taki trudny rok, że wydaliśmy tysiące, a nadal nic nie wiemy. O inseminacji też mówiłam. Więc skad w ogóle takie pytanie? No po prostu czuję sie jak nic nie warty śmieć, społecznie nie potrzebna, bo niezdolna do rozrodu. I jeszcze to amh które spadło tak drastycznie. Jestem pewna, że to przez clo i te wszystkie zastrzyki w pregnylu. Nie moge zapomnieć tego koszmaru, który przeżyliśmy w "klinice" Plastmed. Ostatnio myślę o tym często. Jak oszust może leczyć. Nie mam nawet jak skargi złożyć, bo nie mam żadnej dokumentacji od niego. Musze sie zebrać w sobie i opisać tutaj w szczegółach to co nas spotkało. Może mi ulzy.
Ja bylam tak stymulowana, że miałam po 6 jejeczek 3 miesiące z rzędu. Dramat. Do lekarza na razie żadnego nie chodzę, 4.04 jestem umówiona do Artvimedu w Krk. Zastanawiam się czy nie lepiej wcześniej histero zrobić, tylko zaczynam nowa pracę za tydzień, to sie tak łatwo na histero nie wyrwe...
Umówiłam się u bardzo polecanego lekarza, który jest specem od histeroskopii. Mam nadzieję, że niepowodzenia 3 IUI będą wystarczajacym wskazaniem do histero na NFZ. Jeśli nie, to zaczekam na wizyte w nowej klinice, choć tam na pewno będą mnie na ivf namawiać. No cóż, ostatecznie jestem w stanie 1600 zł wydać na histero prywatnie. Nie chce robić kolejnej IUI bez tego.
myślę, że histeroskopia to całkiem dobry pomysł ;) zobaczysz przynajmniej czy tam jest wsyzstko ok, czy jakichś zrostów nie ma, polipów itp. Myślę, że warto przed IVF tym bardziej, ze jednak in vitro to jest kupę kasy w porównaniu do histero, nawet jesli mialoby to pójsc prywatnie ;) ja tez będę miała histero, więc może dlatego jestem na tak :)
Histero dużo wnosi do diagnostyki, z tego co czytam to wielu dziewczynom po histero sie udało. Ja na pewno bede chciała po histero jeszcze podejść do IUI, a dopiero potem ewentualnie ivf.
Jutro wracam do pracy po 3-miesiecznym l4. W dodatku do nowej pracy. Stresuje się, mam żołądek ścisniety od rana. Siedziałam 2 tyg u rodziców i było tak błogo. Ale wsztstko ma.swój koniec nie? Otworzyłam wino i uzupelniam planer na ten miesiąc. Musi być dobrze! Wystarczająco złego mnie spotkało!
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Jakbym swoje myśli czytała....
ja też zauważyłam, że wraz z kolejnymi staraniami przesuwamy swoje granice - coś co kiedyś było dla nas nie do pomyślenia, teraz nagle staje się mniej obce i jednak to rozważamy. Mam podobnie, tylko akurat z adopcją.
O adopcji również myślę. Z tym że tutaj akurat starania zweryfikowały moje myślenie totalnie. Kiedyś odważnie wypowiadałam swoje zdanie: "nie rozumiem czemu ludzie latami starają się o dziecko, robią in vitro itd. Przecież można dać szczęście jakiejś niechcianej dziecinie. Ja tak na pewno zrobię jak nie będę mogła zajść w ciążę". No cóż, dziś myślę już zupełnie inaczej. Im dłużej się staram, tym bardziej mam pragnienie swojego rodzonego dziecka. Zaczynam rozumieć wszystkie obawy przed adopcją. Czasami mi się wydaje, że we dwójkę można sobie jakoś ułożyć życie, kupić dom, hodować kury, uprawiać ogródek, zwiedzać świat. A czasami myślę o adopcji usilnie i chciałabym teraz, już zacząć się o nią starać. Co chyba pokazuje jednak, że nie dorosłam do decyzji. Więc powoli dojrzewam do ivf. Może wraz ze mną dojrzeje mój mąż, bo jak na razie nie chce o tym słyszeć.
Ja myślę, że na wszystko potrzebujemy po prostu czasu. To są trudne decyzje i trzeba do nich dojrzeć, bardzo dogłębnie je przeanalizować, wszystkie za i przeciw i wtedy podjąć dojrzałą decyzję. Tego nie da się zrobić z dnia na dzień. Takim poważnym decyzjom towarzyszą różne obawy... No bo jak to w życiu bywa - poważne decyzje miewają i poważne konsekwencje, więc trzeba być na to gotowym. Ja czuję, że dojrzewam w kwestii adopcji - kiedyś było absolutnie nie, a im dłużej się staramy, tym bardziej dociera do mnie myśl, że może nic nie być i być może właśnie adopcja to jest jedyna droga...? Wiem, że już obecnie nie jestem tak totalnie anty, czasem rozważam tę opcję. Na razie jeszcze długa droga, ale kto wie czy kiedyś nie stanę przed właśnie takim wyborem - jedynym i ostatecznym.
Życie samo weryfikuje wszystkie nasze plany i pragnienia.
To ja też się podzielę. Kiedyś myślałam, że faktycznie phi co za problem - są inseminacje, in vitro (wydawało mi się wręcz, że to ciąża na zamówienie!) , adopcja, hoho. Pamiętam ten moment jak trzymałam wynik naszego nasieniogramu, z którego wynikało, że żadnej ciąży nie będzie. Inseminacja od razu odpadała. Pierwsza myśl - o nie! In vitro?? Sztuczne dziecko? Adopcja - obce dziecko. Potem jednak nie było wyjścia i trzeba się było pogodzić ze wszystkim....