Mąż jest na spacerze z Marysią i dzwoni do mnie...
M: wiesz, jedziemy sobie i nawet nie wiem kiedy mi Marysia niespodziewanie zasnęła (to nie jest jej pora drzemki) i to na siedząco.
Ja: a oddycha?
M: nie wiem 🤭😲 zaraz sprawdzę i oddzwonienie.
No to moje serce staje i czeka na telefon😱😱😱
....
M: no wiesz, nie wiem czy oddycha bo nie mam okularów i nie mogę wyczuć oddechu🧐
Kurtyna
Ze trzy razy sprawdzał, nim się upewnij że mu dziecko w wózku oddycha. Ech ta rodzicielska fobia o dziecko. Chyba już z nami zostanie na zawsze 🤷♀️
Mieliśmy bilet, Marysi klub zamknęli, więc odpadła wymówka, że ma się adaptować, ale i tak ostatecznie zostaliśmy w domu. I jest nam dobrze. Bez presji że Marysia nie chodzi, nie mówi, nie rysuje już rodziny i nie liczy. Bez komentarzy że pozwalamy sobie wejść na głowę. Leniwe.
Podjęłam 4 próby upieczenia czegoś bez cukru dla Marii. Remis🤭😐 Dwa niewypały - zakalec i suchy, ale dwa całkiem niezłe, więc nie jest źle 😊
Czuję się przytłoczona tym że nie wiem czy w
wracam do pracy w pon. Trochę chcę, trochę nie chcę, no dobra - raczej nie chce mi się. Zależy czy żłobki i przedszkola otworzą 🤷♀️
Dziś też był wielki dzień, bo Marysia zrobiła swoje dwa pierwsze kroki. Nieporadnie, ale jednak 🤗
Cieszy mnie to, bo jakoś w tej materii ciągle stoi w miejscu. Jakkolwiek to stwierdzenie jest tu dość niefortunne, bo w zasadzie dopiero uczy się stać samodzielnie🙈 Wszystkie dzieci w klubie chyba już chodzą, więc mam nadzieję że i ona wkrótce dołączy.
Readaptacja w klubiku po lockdownie super. Znacznie lepiej niż się spodziewaliśmy. Widać że ciocie znają się na robocie i chociaż w poniedziałek był wielki wrzask wszystkich maluchów w jednych chórze, to jednak już we wtorek było normalnie. Na razie (odpukać) Marysia nie płacze rano jak się zbieramy do klubu jak było na początku. Je bardzo ładnie i sama zasypia (czekam na ten cud w domu, ale tak serio to już tęsknię jak pomyślę że kiedyś zaśnie sama, beze mnie 😳)
Wzięłam jeszcze tydzień wolnego (już normalnie urlop wypoczynkowy z tego roku) bo się baliśmy tej readaptacji (chyba niepotrzebnie), ale też dlatego że Covid plus lockdown zniweczyły moje plany na miesiąc wyciszenia przed pracą. Marysia miała być w klubie, a ja miałam trochę po sprzątać, trochę odpocząć, nabrać sił do pracy i przygotować się merytorycznie, bo się sporo zmieniło przez ostatnie półtora roku. A tu kicha - ostatecznie z tego półtora miesiąca został mi tydzień który spędzam na gruntowych porządkach mieszkania, bo Bóg jeden wie kiedy później znajdę na to czas 🙈
Marysia - zapalenie górnych dróg oddechowych (dzięki Bogu płuca czyste)
Mama - po 1 dawce Pfisera zdycha....i za godzinę ma test na Covid (bo ostry kaszel, brak węchu i smaku nie są na pewno NOPem)
Tata - stara się przetrwać trudny czas.
😶😶😶
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2021, 13:31
#Buty to złooo🤪
#chorujemy sobie w tandemie....jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga to powiedz mu o swoich planach np. że chcesz odpocząć...
#chyba mam depresję ale to takie niewygodne dla mnie i świata😳
Innymi słowy. Nie mam Covida - test negatywny, ale skończyło się na antybiotyku i L4. No nie ma jak skończyć wychowawczy i zamiast wrócić do pracy - iść na zasiłek opiekuńczy, wziąć tydzień urlopu wypoczynkowego i skończyć na 2tyg. L4.
To byłoby nie takie źle bo to trzecia (!niewykorzystana!) okazja bym sobie trochę posiedziała sama w domu ze swoimi myślami, ale nieeee. Marysia razem ze mną chorowała. Pierwszy katar - masakra plus kaszel aż do wymiotów. Krople nie, syrop nie, inhalacja nie, psikanie do gardła i nosa nie. Jesteśmy wykończeni. Dwie wizyty u lekarza. Niby płuca czyste ale jeszcze w piątek mamy iść na osłuchanie. Katarek już prawie przeszedł i jeśli nie będzie w nocy ataku kaszlu to jutro ryzyk fizyk i mała idzie do klubiku bo ja ledwie żyję, a od poniedziałku muszę już do pracy. Stop. Nie tyle muszę, co chcę bo czuję że inaczej zwariuję.
Pracę mam w znacznej części zdalną i już po tygodniu pracy wiem że praca w domu to nie dla mnie. Ale nawet jak siedziałam wieczorami nad aktami to czułam się jakoś spełniona i na swoim miejscu.
Ogólnie nie mam na nic siły. Nie chce mi się nawet Marysi gotować. Najchętniej bym leżała i nic nie robiła. Jeść mi się nie chce, myć mi się nie chce (robię to oczywiście z przyzwoitości, ale no nie chce mi sie). Wstać czasami do Marysi mi się nie chce i w nocy budzę męża nawet. Mam wrażenie że mnie nie ma. Marysia, gotowanie (które średnio mi idzie), pranie (które się nie chce doprać)...nieee mnie i męża razem to już dawno nie ma, nie pamiętam kiedy było ostatni raz. Tu też porażka na całej linii.
Nasze Słoneczko uwielbia muzyke i taniec - na rękach u rodziców 🙈 Więc albo jedno z nas pląsa z dziecięciem na rękach po salonie i korytarzu albo we trochę robimy sobie disco party☺️ To najlepsze chwile ostatnich dni. Oczywiście muza wysublimowana🤭😁😛Olimpiada w Jarzynoowie to top jeden. Do tego Kaczuszki, Jadą misi i nieśmiertelna Kurka mała 🙈 Uwielbiam jak Marysia porusza rytmicznie ramionami albo rączka macha w rytm.
Robi pierwsze kroki i postanowiliśmy kupić jej takie buciki żeby miała tylko na spacery do wózka i plac zabaw w klubiku (wszystkie inne dzieci mają buty i chodzą więc niech ma i ona).
Pani doradziła nam śliczne różowe 🙈 sandałki Befado. Marzą mi się emelki, no ale na nie jeszcze za mało chodzi i wg pani że sklepu to szkoda kasy. I słusznie bo...Marysia bucików nie chce, płacze na ich widok i za żadne skarby nie chce w nich nawet stanąć 🙈🤷♀️
Idę jeść bo mąż mi zrobił. Kolację. Dobrz że on ogarnia sprzątanie i nasze jedzenie❤️💙
Wróciłam do pracy na tydzień i dupa. Właśnie wysłałam do przychodni córki maila by mi wystawiono zwolnienie lekarskie na opiekę. Nie wzięłam wczoraj jak byłam z nią u pediatry bo po pierwsze nie sądziłam że będzie konieczne, nie chciałam też no bo dopiero co wróciłam do pracy, a po drugie, najważniejsze, nie wiedziałam że to się bierze zwolnienie od lekarza dziecka🤦 Człowiek się ciągle uczy.
A tu okazało się że jeden rodzic do podania antybiotyku to za mało, bo Mała pluje na lewo i prawo. Odmawia jedzenia prawie wszystkiego. Zje dwie trzy łyżeczki i koniec. Więc tylko cyc i na szczęście woda czasami. Marudna i z rąk mi nie schodzi. W weekend miała gorączkę i była lepsza do ogarnięcia, więc myśleliśmy że jak dostanie leki to pójdzie z górki i będę mogła trochę pracować w domu, a jutro jechać do pracy, bo tata sobie sam poradzi. A tu raczej zaczęło się pod górkę. Temperatura ustąpiła, ale zaczęła się jazda bez trzymanki - chore dziecko = marudne dziecko, cycowe dziecko, mamine dziecko, niejedzace dziecko itd. itp.😳
Boję się że mi zaraz będą problemy w robocie robić. Do tego akurat pracuje bezpośrednio z szefem😕 No ale nie da się pracować w domu z takim maluchem. Po całym dniu staram się siąść do papierów wieczorem, ale ledwie żyje bo noce nieprzespane, zaraz trzeba budzić na antybiotyk i chociaż obiad zjeść na kolację. Jak żyć 🙈
Fajnie jest mieć dziecko. Ale nie fajnie jak choruje, niefajnie jak nie ma nikogo do pomocy i wsparcia. Dajemy radę, bo musimy, ale na dłuższą metę to wykańcza. Najbardziej mi żal Córeczki bo się biedna męczy z katarem i kaszlem i tymi bleeee lekami. Mam nadzieję że jej szybko przejdzie.
Aha i pisze to podczas jej drzemki. Spała jakieś pół godzinki w swoim łóżeczku, a później pobudka z płaczem i wylądowała na moich rękach, ze mną w moim łóżku i z cycem w buzi. Trochę niewygodnie jak dziecko jednego cyca trzyma w buzi, a drugiego miętosi w swojej rączce. Ale dzięki temu kontynuuje drzemkę. A ja jestem uziemiona więc piszę sobie tutaj ☺️
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2021, 13:45
Zwykły dzień, ale uśmiech mojej Calineczki❤️sprawia, że mam dzień
matki każdego dnia.
Zrobiło mi się przykro, bo z fb. dowiedziałam się że dzieci w Klubiku robiły laurki i upominki dla mamy, a moje Córeczka zamknięta w domu chora i nie będę miała pamiątki 😔
Później przyszło otrzeźwienie, że jestem egoistką, bo jest tyle kobiet, które nie są mamami. Wiele lat, długo za długo, do nich należałam i powinnam pamiętać jak to jest...
Małej trochę lepiej, chociaż katar i kaszel nadal. Za to my zdychamy oboje. Mąż ratuje się objawowo Teraflu a ja ledwie ciągnę. Właśnie się obudziłam na łóżku z Malutką przyssaną do cyca i nawet nie wiem kiedy zasnęłyśmy. A miałam pracować podczas jej drzemki...chyba sobie strzelę w łeb, albo mnie wywalą z roboty 😞🙈
Biedactwo ledwie zbijamy gorączkę i rośnie. Jutro robimy morfologię i drugie podejście do pobrania moczu. Mam nadzieję, że to nie jakiś zum.
W międzyczasie praca...padam na twarz. Pracuję do późnych nocy, by ogarnąć. Nie ogarniam. Śpię po parę godzin z przerwami. Oczy mi wysiadają ledwie widzę.
Mówili, że dzieci w żłobku chorują. Nie myślałam że to aż tak.
Jesteśmy z tym zupełnie sami. Nie ma nikogo kto by nad odciążył chociaż na pół godzinki. Radzimy sobie, nawet nieźle. Ale jesteśmy zmęczeni. Bardzo.
Ja mam za sobą 3 test na Covid. Ujemny, ale nadal kaszlę i słabo się czuję. Jestem też po 2 dawce Pfisera. Zniosłam to masakrycznie. Wszystko na raz się dzieje.
Jakaś diaboliczna karuzela.
Calineczka nadal mocno kaszle i katar aż za brodę czasami. Tak mi jej szkoda, ale przynajmniej gorączki nie ma i apetyt powoli wraca.
W końcu zaczęła chodzić 🤗 Jest moc i tak fajnie patrzeć jak idzie taka kaczuszka po korytarzu.
Noooo.... dziś poczuła się chyba pewniej i poleciała do przodu jak długa. Niby mąż szedł za nią, ale nie było szansy by złapać. Zaryła buźką w płytki 😰 Płacz i warga całą spuchnięta, trochę przekrwiona. Zęby całe na szczęście i od godziny wisi na cycku i śpi. Odłożyć się nie da. Znowu będę pracować do 1 w nocy no w dzień bez szans 😱
Mam nadzieję że opuchlizna z wargi Małej szybko zejdzie i że nie będzie jej boleć.
Musimy robić dużo inhalacji i w końcu się złamaliśmy z mężem - działa tylko tv.😔 inaczej odpycha i ucieka 🙈 Czyje trochę porażkę z tym tv, bo do tej pory nigdy nic na żadnym ekranie nie oglądała, a i sam tv jej nie interesował, bo sprawdzaliśmy przy masowaniu wędzidełka. Wtedy nie skutkował. Teraz Marynia macha rączką do ekranu,🤭 porażka rodzicielska pierwsza🤷♀️🙈
Po upływie 2 lat i 4 mc. wrócił mi okres
Hmmm...
a) myślałam, że nigdy już to nie nastąpi, że się coś w środku zepsuło
b) przecież nadal jestem kp, więc mogło to potrwać jeszcze dłużej
c) w sumie szkoda, bo znowu mi się cera zrypała
d) jakoś mi smutno, bo czuję, że tym akcentem ostatecznie zerwałam z okolicznościami okołoporodowymi Marysi
e) ale fajnie, bo można zacząć nowe rozdanie - znowu obliczać dni płodne, starać się od nowa i walczyć
f) kurcze, chyba faktycznie mi hormony zabuzowały bo mam takie ambiwalentne uczucia w związku z tą dzisiejszą czerwienią
g) rany, okres bez tabletem przeciwbólowych to nowa jakość - oby tak zostało!
Trochę mnie tu ostatnio nie było. Nawet zaniedbałam czytanie pamiętników...może po prostu musiałam odpocząć (w końcu!) od Ovu. Wczoraj pierwszy raz po długiej przerwie zaczęłam nadrabiać literaturę pamiętnikową powoli, a dziś nagle @ Może to jakiś znak. Czas wracać
Musiałam to odnotować, a na razie wracam do pracy. Ostatnio noce zarywam zarówno dzieckiem jak i pracą. Więc marzę o spokojnym L4 ciążowym. Może tym razem szybciej niż za 6 lat...
Marysia:. o ku..czaki o ku..czaki...
upsss i tym akcentem nałożyłam cenzurę słowną na siebie🤣
Ja: chodź Marysiu mama ubierze cię w sukienkę, o na lewo, mama gapa, chodź poprawimy
Marysia: mama gapa, mama gapa, mama gapa...
🙈🙈🙈🙈🙈
A z prozy życia...
Marysia 2 tydzień gorączkuje mi no antybiotyku. Ostatnia diagnoza - zapalenie oskrzeli. Nie je prawie nic, tyle co cyc wodę i suchy chleb. Martwimy się 😔
Ja właśnie wracam z Centrum Onkologii. Wyniki nie są dobre i prawdopodobnie mój chłoniak zaczął żyć własnym życiem. Jestem załamana.
Piszę tu cokolwiek byle o tym nie myśleć 😔
Nie boję się tak chemii, bo może przynajmniej pozbyłabym się tego syfu z organizmu, ale panicznie boję się gwałtownego odstawienia Marysi 😱😱😱🙄☹️
Doskonale zdaję sobie sprawę, ze kp 2 lata to świetny wynik, że startując z zerowych niemal szans na kp dokonałam, a raczej dokonałyśmy niemożliwego 💪 że Marysia sobie świetnie poradzi bez mleka mamy, ale...
Teraz przebudziła się w połowie drzemki z płaczem (coś jej się chyba przyśniło) i jak ją wzięłam na ręce to od razu poszukała cyca i nadal śpi wtulona we mnie z jednym cycem w buzi, a drugim w ręce 🙈
Może no jest to dla mnie najwygodniejsza pozycja do leżenia i mogłabym w tym czasie w końcu wyprać firanki na święta, ale tych wspólnych chwil nie zamieniłabym na nic na świecie.
Serce mi pęka jak pomyślę że może się to skończyć z dnia na dzień.
Podświadomie zdaje sobie sprawę że już powinnam zacząć jej odmawiać (i robię to nawet często, ale na spokojne i nie drastycznie, czasami się udaje, a czasami cyc to lek na całe zło - nieudany rysunek, zburzone klocki, odebrane niewłaściwe "zabawki", wszelkie ała, czy niesmaczne leki które trzeba zapić cycem), ale ciągle trzymam się myśli, że jeszcze nic nie jest przesądzone, że jeszcze nie wiem na czym stoję, a nuż mi się upiecze i szkoda tracić to kp jeśli nie jest to konieczne.
Sama trochę nie wiem co robić. Czekam niecierpliwie na telefon mojej lekarki z COI. Miała dzwonić w czwartek, jest poniedziałek. Miałam mieć badania, cytometrię i konsultację z jakimś profesorem 😶
Czuję się jak w zawieszeniu, a trochę jak w matriksie 😶
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2021, 13:50
Kiedyś czytałam że bluzka z golfem pomaga....no nie pomaga bo Marysia wyciąga mi bluzkę ze spodni i nurkuje głową pod bluzkę. Już kilka mam naciągniętych🙈🤣
Dziś kończę 35 lat.
Miałam mieć telefon z COI z planem leczenia. Rozmawiałam dziś z lekarką, powiedziała że ma już plan na mnie, że wszystko wie, ale zadzwoni jak skończy przyjmować pacjentów.
Czekałam na telefon prawie 2h. niemal dygocząc ze strachu, nie jadłam, nie szłam do WC bo bałam się że nie odbiorę, mąż z domu nie wychodził by być przy mnie w razie złych wieści....
Nie zadzwoniła, zapomniała?🤔🧐
Może i dobrze, nie zepsuła mi urodzin, ale cholera. Nie wiem na czym stoję, nie wiem jak planować święta, co powiedzieć w pracy, co robić z kp.
Chciałabym do urodzin Marysia tj. do 30 kp, a dalej niech się dzieje wola Nieba.....może się uda 🍀
Później modliłam się o to bym mogła doświadczyć kp - dostałam o wiele więcej niż sobie wyobrażałam.
Teraz modliłam się o to bym nie musiała tego kp kończyć drastycznie....dostałam czas, ponad miesiąc....jak tu nie wierzyć, że Matka Boża czuwa nade mną i Marysia❤️
Chłoniak jest, leczyć trzeba, ale raczej jutro nie umrę 🤭.
Mam zacząć leczeni pod koniec stycznia, więc mamy z Marysią trochę czasu. I tak mało, ale mam nadzieję, że damy radę.
Doktor powiedziała, że jeszcze 23 grudnia mam tomograf i badania krwi, ale na razie nie ma planu na chemioterapię, a jakieś inne leczeniem. Immuno... coś tam. Rozmawiałyśmy chwilę przez telefon, a tego 23.12 mam poznać szczegóły.
No i na razie mogę wrócić do pracy. To też dobrze🤭😏
Tak sobie myślę, że na prawdę Maryja nad nami czuwa. Gdyby nie to zamieszanie z chłoniakiem, to chodziłabym do pracy. Byłby to dla nas wtedy mega bardzo trudny czas mając na uwadze, że Marysia nocami nie sypia, cały grudzień chorowała. Chyba dopiero powoli wraca do siebie. Leczymy infekcje intymną która się chyba po antybiotyku przyplątała. Leczymy katar. A i leczymy przewlekle wysiękowe zapalenie ucha 🙈 Chodzimy na spacery i budujemy na nowo odporność 💪 Do świąt już jej nie puszczamy do klubiku, by nic nie złapała i miała szansę na ostatnią dawkę szczepionki (5w1 może być do końca 2. rż.). W zasadzie moje L4 spadło nam dosłownie z nieba ❤️.
Pan Bóg jest wielki❤️.
Swoją drogą przez to siedzenie w domu to nigdy nie miałam tak umęczonych cycków. Pół nocy Marysi na mnie (dosłownie) śpi, i chociaż sama mówi przez sen że chce do swojego łóżeczka, odkładam ją, ona próbuje zasnąć, ale nie może i po 15-20 minutach już stoi w łóżeczku i woła mamaaa, mamaaa cyca cyca🙈🙈🙈🙈
Ogarnia mnie czarna rozpacz o tym zakończeniu kp. Muszę to przemyśleć i opracować jakiś plan na najbliższe tygodnie 🤷🧐🙄
Ale na razie idę robić ciasto na pierniczki. Pierwsze w moim życiu 🙈🙈🙈🙈 jeśli nie wyjdą, to może się uda z Marysią pobawić chociaż foremkami 🤣
Czy może być na to lepszy dzień niż dzień przed wyjazdem na święta, dwa dni przed wigilią...???
W punkt żeby schrzanić człowiekowi samopoczucie 😖☹️
Udało się nam wbić na ostatni dzwonek na szczepienie Marysi, bo zwolnił się termin. Tyle że parę chwil po telefonie z przychodni przyszły wyniki jej posiewu i ma bakterie w moczu. Ciekawe czy lekarz ją zakwalifikuje do szczepienia.
Całą noc Marysia dziś nie spała. Jadła kanapkę z wędlina i żółtym serem popijając ją mlekiem owsianymi o 3 w nocy. Coś jej się pochrzaniły pory dnia przez te choroby.
Odkąd podejmuje delikatne próby odmowy jej piersi, to całe noce śpi z cyckiem w buzi i przez sen gada 'mama cyca'.
A teraz jeszcze ten ząb.
W głowie ciągle chłoniak.
Jestem psychicznie o fizycznie u kresu ☹️
Może to minie. Musi minąć. Chcę się cieszyć świętami jak dawniej.
Powyższe oczywiście odkłada nasze plany prokreacyjne ad acta na nie wiadomo kiedy😦😭😠😥😡😢 a tak bardzo bym chciała że nasza Calineczka miała rodzeństwo, by nie była sama na świecie 🙏, bo jednak inni członkowie naszej rodziny nie istnieją praktycznie w naszym życiu, a to życie też tak się poukładało, że i przyjaciół w pobliżu brak 😑😒
Miałam zakończyć oczywiście kp przed leczeniem, dostałam na to dwa miesiące, ale nie dało rady😑 każda próba odstawienia kończy się wrzaskiem, łzami jak grochy, znoszeniem się płaczem do utraty tchu...więc ugryźlismy temat z drugiej strony. Głęboki research w internetowych po wszelkich dostępnych badaniach naukowych, konsultacja laktofarmacutką i z dr farmacji zajmującą się kwestią wpływu leków na kp i ciążę. Zrobiliśmy co w naszej mocy i ogólnie z każdego źródła wyszło very low risk. Można karmić. Kamień a serca. Ale mimo to mamy pewne obawy bo jednak badania w tej materii, czyli o wpływie MabThery, a raczej Rytuksymabu na kp są dość skąpe.
Zatem nieustannie próbujemy zniechęcać Marysię od cyca. Cos tam do niej dociera, bo jak byłam ostatnio z nią w przychodni i jakaś pani powiedziała, że jest dużą dziewczynką, to skwapliwie potwierdziła, że 'Marysia jest duzia i nie jej cyca'😅🙈 Co nie przeszkodziło jej rzucić się na mnie w mieszkaniu, podciągnąć bluzkę i jeść cyca 🙃 Generalnie częściej osiągamy skutek odwrotny, bo to już jest istota na etapie homo sapiens i łączy fakty, a w konsekwencji odkąd poczuła zagrożenie cyca to stała się cycoholiczką level hard 🙈 Dzisiaj jak wróciłam ze szpitala to dwa razy mnie dorwała z wrzaskiem 'daj mama cyca Marysiiiii'🤭🙈 ustąpiłam bo very low risk, ale to były krótkie sesję tak tylko dla formalności bo jednak jakiś tam "risk" w głowie siedzi. Aha i posmarowałam piersi cytryną.... zaczęła chichotać i piła dalej 🙈
Ale na wieczór uśpił ją mąż....drugi raz w jej życiu. Jednak w nocy pewnie wezmę ją ja. Będziemy ograniczać w miarę możliwości.
Chyba jestem już gotowa na odstawienie. Za pierwszym razem, czyli jakieś 2-3 tyg. temu siedziałam w pokoiku Marysi i ryczałam jak mąż ją usypiał. Dzisiaj mnie to już nie ruszyło i weszłam sobie popisać na Ovu. Ale wiem że Malutka jeszcze nie jest gotowa na rozwód z cycem. Nie wiem jak to ugryźć. Będziemy próbować dalej 🧐
Kolejna dawka MabThery za miesiąc.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lutego 2022, 20:41
....mimo wszystko, mimo racjonalnego podejścia że kp dla Marysi nie jest najlepsze przy moim leczeniu, to nie jestem gotowa na to odstawienie. Zamierzam jeszcze w nocy ją karmić dziś, może parę dni. W dzień cyce chore.... mam nadzieję że ogarniemy temat dzięki temu że Marysia jest zdrowa i chodzi do klubiku. Mam tu też na uwadze swoje piersi żeby uniknąć stanu zapalnego. Zdecydowanie mam więcej pokarmu niż przez pierwszy rok karmienia. Piję szałwię, ale chyba potrzebuje trochę czasu na ograniczenie laktacji.
Nie wiem jak to będzie. Wiem że to właściwa droga, ale mam wewnętrzny żal, że to kp by trwało gdyby nie moja choroba. Wiem że Marysia sobie poradzi i zapomni. Ale mi jest co najmniej tak ciężko jak jej. Boje się.
Hehe a co to za pytanie? Czy oddycha? Oj mamuśka więcej spokoju 🤣🙈