Zabiegana, zapracowana, zmęczona i przeziębiona.. Czekam na weekend, w końcu się wyśpię.. Albo pojadę do rodziców bo G. wyjeżdża na delegację..
Z rzeczy dobrych chyba ogarnęliśmy finanse.. mamy na kolejną próbę ivf.. Musi tylko być teraz wszystko zgodnie z planem.. Bo na komplikacje już nie mamy..
G. ma ostatnio kiepskie dni.. Wczoraj nawet zaproponowałam mu wizytę u psychologa.. Odmówił, że niby on ma problem sam ze sobą, a nie z naszą płodnością.. Martwię się o Niego.. Najgorsze jest to, że nie wiem jak pomóc:(
Wstaje rano i wielkie plamienie.. Nie wiem czy mój organizm robi psikusa i to znów plamienie czy @ się rozkręca.. Jeżeli tak to wredna krowa nie mogła poczekać do jutra.. Jutro mam wizytę i mieliśmy omawiać plan na następny cykl tzn inną stymulację do ivf.. Mam nadzieję, że jeżeli znów pójdę jako zakrwawiona panna nic nie zmieni i będziemy mogli zaczynać.. I znów stres.. Boję się.. Wiem, że muszę zostawić za sobą to co było, ale ostatnio stymulacja za wielką cenę była do dupy.. Boje się, że tym razem będzie tak samo.. Staram się myśleć pozytywnie, staram się nie stresować przyjmując to co jest, ale jest to bardzo trudne.. Modlę się, trzymam kciuki, chodzę na jogę.. Chyba nic więcej zrobić nie mogę..
Wymyśliłam też, że jak tylko profesor podejmie decyzję, że stymulujemy, odstawiam niepokalanka, fakt profesor powiedział, że zioła i suplementy mogę brać dalej, jeżeli w nie wierzę, ale jednak odstawię, niepokalanek ma regulować cykle, może dlatego ostatnio było tak mało pęcherzyków? Że leki się wykluczały, elonva stymulowała a niepokalanek hamował?
Rozchorowałam się, wczoraj mnie dopadło, pojechałam do proesora w mega słabej formie, powiedział, że muszę wyzdrowieć do środy, inaczej zmarnujemy kolejną stymulację.. Rzadko choruję, zatem postanowiłam, że dam radę.. Wczoraj wjechały gripeksy (bo maja paracetamol, a ibuprofem nie wskazany), scorbolamid i miód.. Dzisiaj dodaje jeszcze czosnek..
Wizyta: Profesor mówi, że krwawienie to nie problem i że zrobi badanie i że przydaloby sie zrobić progesteron.. Ha ha byłam taka sprytna i zrobiłam rano.. Proszę oto wynik, 1, 23 to dobrze.. Badanie: nie ma zadnych pęcherzyków, to dobrze, jajnik drobniutki, to zle mniej miejsca na nowe pęcherzyki, zmiana w cieśni bez zmian.. Zatem działamy: dostałam
clostibegyt 3x1 tableteka 2-5dc
gonal 3-
i wizyta 7dc
Pojechałam do apteki, profesor mówił, że mam się nie przejmować bo teraz będzie tanio.. Fajne tanio, ponad 900zł.. Wracam do domu czytam ulotkę gonalu i patrzę, że profesor nie podał mi dawki.. dzwonię, przeraziłam się, że już wyłączył telefon na weekend a ja jutro muszę zrobić sobie zastrzyk.. Na szczęście po kilku próbach telefon zaczął być osiągalny, profesor odebrał i podał mi dawkę.. 250.. I tak patrzę, jak ja mam to brać, jak zapisał mi 900 czyli 3x250 i 150 czy jak mam to wziąć!!!??? Pojadę dziś do apteki, żeby sprawdziła receptę, profesor tak gryzmoli, że już kilka razy spotkałam się, że w aptece nie mogli odczytać.. Może Pani w aptece się pomyliła.. Jak nie to nie wiem co zrobię.. Napiszę smsa do profesora? On jest taki trochę humorzasty i boję się żeby się na mnie nie wkurzył
G.. Pogadaliśmy, przeprosiłam go, widzę przecież, że ostatnio wiele rzeczy go przerasta.. Najbardziej kasa.. Wbił sobie w główkę, że TO ON powinien zarabiać na rodzinę, że powinno nam bez problemu wystarczać na leki i ivf, a my jesteśmy zapożyczeni.. Tak bardzo bym chciała, żeby stymulacja się powiodła.. Byłoby łatwiej.. Bez kosztów stymulacji, które nie działają, a my czujemy, że to pieniądze wyrzucane w błoto.. Zresztą jak tym razem się nie uda to już koniec naszej drogi w staraniach.. Profesor powiedział, że to ostatnia próba.. I mam wrażenie, że to też dobija G... Fakt on mówi, że tylko o mnie się boi, że to ja się załamię.. Ale mam wrażenie, że ostatnio to on wszystko gorzej znosi.. Pocieszamy się wzajemnie.. Ale do mnie czasem dociera, że gdyby nie ja G. miałby dziecko bez problemu, ma świetne wyniki.. Wiem, że niepłodność to problem pary, ale czasem mam chwilę, że nie umiem sobie tego wytłumaczyć.. Błagam, żeby teraz się udało.. Już nienawidzę swojego organizmu za jego złośliwość i nieprzewidywalność.. Nie wiem co będę czuła do siebie jeżeli się nie uda.. Odpycham złe myśli, modlitwa i nadzieja..
W nocy zaatakowały mnie wymioty i biegunka.. Nie wiem co się dzieje, ale mam 3 podejrzenia:
1. reakcja na stymulację - oby nie, czekam co będzie się dziś działo
2. nie dość, że jestem przeziębiona złapała mnie jelitówka
3. przesadziłam wczoraj z lekami: te na stymulacje, te na przeziębienie i suplementy
Nie wiem co jest ale postanowiłam, że jutro idę do lekarza, nie mogę się rozłożyć
Napisałam do profesora, bo pani w aptece sprawdziła receptę i wszystko wydała mi ok, nie było wątpliwości co jest na niej napisane.. Oddzwonił po chwili, przeprosił, że wahał się co do dawki, przez to ostatnie niepowodzenie, wypisał receptę, a potem zwiększył dawkę, nie nanosząc zmian na receptę.. podał mi jeszcze raz co i jak.. Pani w aptece była tak miła, że wydała mi lek bez recepty, dostarczę ja jutro po wizycie i tym sposobem nie musiałam wracać do profesora, jeden kurs mniej:)
Do lekarza pierwszego kontaktu jednak nie poszłam bo wczoraj było oki, no może poza katarem, który niestety się mnie trzyma.. Dzisiaj rano dobrze, a około południa miałam taki zjazd w pracy, że myślałam, że padnę, było mi zimno, słabo, kręciło mi się w głowie strasznie, mdliło mnie.. I tak jakieś 2 godziny i przeszło, tak nagle jak przyszło..
Z frontu staraniowego, to nic nie czuję, dzisiaj na moment ukuł mnie jajnik, ale nie wiem czy to dowód, że coś się tam dzieje.. Nie wiem jak nazwać mój stan.. Jestem obojętna?? może dlatego, że boję się, że tym razem może być tak jak ostatnio.. Czekam na jutrzejszą wizytę, ale jak na razie się nie denerwuję.. Owszem modlę się, dzisiaj nawet postanowiłam iść na msze świętą.. Bardzo bym chciała, żeby się udało, ale boję się nastawiać.. Ostatnio byłam pozytywna i nic z tego nie było:(
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2016, 18:18
Wizyta: profesor mówi, że tylko kilka małych pęcherzyków, że kontrola za dwa dni w szpitalu, zapisał gonal na jutro i chyba ze trzy razy powtarzał, że to ostatnia próba.. Nie wiem czy to znaczy, że z tych maleństw, które mam nic nie będzie, że się nie udało przejść nawet stymulacji? Modlę się o Nasz cud i płaczę, cały czas płaczę, nawet w pracy trudno było mi to ukryć.. Nie wyobrażam sobie życia bez dziecka, takie życie nie ma dla mnie sensu, a niesprawiedliwości świata nigdy nie pojmę, dlaczego patologia ma po 10 o które nie dba, a ja nie zrobiłam nic złego i nawet tej cholernej stymulacji nie mogę przejść.. Pojawiły się też myśli, że G. kiedyś mi to wykrzyczy.. Nigdy nic złego nie powiedział, ale boję się, że gorycz kiedyś się przeleje i że może za 10, może za 20 lat, ale mi to wypomni, że przeze mnie nie może być ojcem.. Nie ma słów, które mnie uspokoją czy pocieszą.. Jestem kobietą, zawsze marzyłam o rodzinie i czuje się pusta.. Najchętniej rzuciłabym wszystko i zniknęła..
Kontrola w szpitalu.. Tym razem było dużo mniej pacjentek.. Tak jakoś przytulniej.. G. poszedł ze mną.. Pielęgniarki, które są na oddziale są przecudowne.. Zaczęła jedna ze mną rozmowę czy jest powód dla którego mam takie kiepskie AMH.. Zażartowałam, że to przez Czarnobyl.. Przemiła kobieta, wspierająca.. Badanie: profesor mówi, że etradiol kiepski ok 6.. Patrzy na usg: nic nie ma.. Że jego zdaniem kolejna stymulacja również się nie powiedzie.. Umówił wizytę, mamy do tego czasu zastanowić się nad dawstwem komórek albo zarodków.. Wyszłam oszołomiona, rozryczałam się.. G. przytulał, pocieszał.. Wróciłam jeszcze po zwolnienie lekarskie do pokoju pielęgniarek, ta miła była przy moim badaniu i wszystko słyszała.. Tylko na mnie spojrzała i się rozbeczałam.. Pocieszyła, powiedziała, że musimy wymyślić swój plan B.. Że to nie koniec, że mamy inne opcje, komórki, zarodki, adopcja.. Nie mogę płakać i się poddawać.. Mam znaleźć swój sposób.. Jak trochę się ogarnęłam zapytałam jak dobierane są komórki w przypadku dawstwa, powiedziała, że przede wszystkim grupa krwi, a resztę kryteriów szczegółowo omówi ze mną lekarz na wizycie.. Powiedziała, że mam się nie bać tej formy, jeżeli tylko podejmiemy taka decyzję, że mają kilkoro dzieci z takich "trójkątów" i są to szczęśliwe rodziny.. Bardzo jestem wdzięczna tej pielęgniarce, uspokoiła mnie, chyba gdyby nie ona, ryczałabym dzisiaj, jak dwa dni temu, cały dzień
Na oddziale była też Pani, która porównywała oddział do Białegostoku.. Mimo, że normalnie z nikim nie rozmawiam, nie wytrzymałam i zapytałam czy była tam i miała ivf komercyjne czy rządowe.. Oczywiście najbardziej interesowała mnie cena.. Powiedziała, że nie ona, ale dwie bliskie przyjaciółki i, że im się udało, że opieka super i w ogóle, że lepiej niż u Nas.. Cenowo to samo..
Rozmawiałam z G. powiedział, że dla Niego każde rozwiązanie jest dobre.. Nie boi się adopcji, nie boi się dawstwa.. Ja się boję.. Boję się, że dziecko będzie bardzo podobne do kogoś innego, że to będą mocne i wyraźne cechy, że za każdym razem jak spojrzę na nie będzie mi przypominało o naszej różnej genetyce.. Jeżeli pojawią się jakieś choroby genetyczne czy dam sobie z tym radę, czy nie będę się obwiniać, że to przez moja fanaberię, że musiałam za wszelką cenę.. Jak zapytałam czy chcemy próbować w Białymstoku powiedział, że wolałby zostać tutaj, że woli dawstwo niż kolejne nadzieje kilkaset kilometrów od domu.. Że jeżeli mogę to przemyśleć to byłby wdzięczny.. Nie chciałabym go męczyć, targać na siłę jak wiemy, że moje AMH wszędzie będzie niskie..
Na wizytę 21.03 mam listę pytań:
1. Czytam pamiętniki i widziałam, że kilka razy dziewczyny brały antykoncepcyjne, żeby jajniki odpoczęły.. Chciałabym jakoś zasugerować profesorowi takie rozwiązanie i zapytać czy może po nich reakcja na stymulacje byłaby lepsza, taka trzecia ostatnia szansa..
2. Jeżeli decydujemy się na dawstwo to czy fakt, że mam takie wyniki jak 50letnia kobieta ma wpływ na komplikacje i choroby dziecka, jakieś trisomie downy itd
3. Dawstwo: cena i czy jest szansa szukania komórek od dawczyni, która będzie podobna do mnie?
4. Czas: nasz budżet jest nadszarpnięty.. Czy w przypadku dawstwa również musimy się spieszyć.. jeżeli nie to chciałabym poczekać do czerwca/lipca
5. zostało mi 300 jednostek gonalu.. Chciałbym to sprzedać
Wszystko wskazuje na to, że będę tym 1% populacji kobiet, które nigdy nie doczekają się potomstwa:(
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2016, 18:39
Waham się nad dawcą, czy to jest dla mnie do zniesienia, czy moja psychika to zniesie, cy to jest etyczne? Pójdę we wtorek na oddział, zapytam o ten gonal i o psychologa, wiem, że można u nich skorzystać z takich porad, nie wiem tylko czy za darmo i czy się czeka..
Mam prośbę napiszcie co myślicie na ten temat i jakie komentarze na takie rozwiązanie usłyszałyście od innych ludzi.. Musze się nastawić na to co mnie czeka..
Po pierwsze dziękuję dziewczyny, że jesteście.. Przez ostatnie kilka tygodni wasze słowa były dla mnie dużym wsparciem.. Bardzo się cieszę, że znalazłam ovu, gdyby nie ta strona mam wrażenie, że dawno bym zwariowała.. Jeszcze raz dziękuję
Kolejne pytanie do proesora:
6. od laparoskopii mam dziwne cykle, krótsze, a przecież już poprzednie były krótkie, faza lutealna zupełnie rozwalona i najważniejsze, zupełny brak śluzu płodnego
Jak moja psychika to do końca nie wiem, raz jest dobrze, za chwilę się zawieszę i myślami odpływam Bóg wie gdzie.. Generalnie jestem smutna i to widać, apatyczna, w pracy zgoniłam na pogodę, że mam już dość tego szaro burego świata.. I po części tak jest, tęsknię za słońcem, wiosną, chciałabym dbać o ogród i moje ukochane kwiatki.. W niedzielę już myślałam, że pomysł z psychologiem uciekł w niepamięć, wypłakałam się mamie, rozważałam z Nią za i przeciw w każdym możliwym rozwiązaniu.. Postanowiłam, że będę myśleć o dawcy jak o innej formie adopcji, adoptujemy czyjąś komórkę, ale to ja dam życie maleństwu.. Ale dzisiaj miałam taka huśtawkę nastroju, że nawet G. zdenerwowałam, a wiem, że ostatnio stara się być tolerancyjny, i na pewno wytrzymał kilka minut dłużej.. I tak myślę, czy iść do tego psychologa czy nie.. Nigdy nie byłam w takim miejscu, nie wiem jak to wygląda, nie wiem co miałabym mu powiedzieć.. Bo wydaje mi się, że rzecz z która sobie nie radze to niesprawiedliwość świata.. Mam w sobie mnóstwo jadu w stosunku do patologii, niechcianych lub niezadbanych ciąż.. W ogóle jak po złości kiedy ja mam takie rozterki, przychodzi do mnie koleżanka i opowiada sytuację z jej sąsiadami, że nie wie co robić, bo urodziło się u nich dziecko, a u nich w chacie mega bałagan, dziecko aż śmierdzi.. Rozumiecie Maleństwo, w które zazwyczaj wtulasz się czując jego przemiły zapach, śmierdzi i czy ona ma powiadomić opiekę społeczna i co ja bym zrobiła.. A w mojej głowie, że porwałabym, do nas, do domu w którym czekamy na takie Maleństwo.. I chyba z tym sobie nie radze najbardziej.. Z niesprawiedliwością świata..
Nie lubię też wścibskich ludzi, obcych, którzy zadają pytanie przy każdym złym samopoczuciu A może w ciąży jesteś? Bo rodzinę to rozumiem, że pyta, widzą, że uwielbiam dzieci i pytają z troskliwości.. Ale co to obchodzi znajome twarze z mojej pracy..
Nie radze sobie z sytuacja finansową.. Dołuje mnie, że to wszystko tyle kosztuje.. Nie panikuje i czekam co powie profesor w poniedziałek.. Ale wkurza mnie to, ze cały czas coś, jak nie na lekarza to znów dzisiaj się coś rozpieprzyło, aż mi się pisać o tym nie chce, ale jeszcze z jednego remontu nie wyszliśmy, a kolejny się szykuje? I to trzeba zrobić przed następną zimą! Kasa, kasa, kasa, mam wrażenie, że gdyby była mielibyśmy o połowę spokojniejsze głowy, a tak to cały czas się martwimy.. Ostatnio pomyślałam, że podsumuje ten rok naszych starań z pomocą medyczną, pewnie leków i wizyt nie zliczę wszystkich, ale dla samej siebie chciałabym wiedzieć o jakich mniej więcej kwotach mówimy..
Ale czy na to pomoże mi psycholog.. Zobaczę jak jutrzejszy dzień.. Może się przejdę po pracy na oddział, może nie..
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2016, 21:28
Nie poszłam na oddział.. Humor dzisiaj całkiem dobrze.. Ekipa, która u Nas remontuje, zaproponowała w bardzo korzystnej cenie naprawę tego co się teraz rozwaliło.. Postanowiliśmy robić to od razu i tym oto sposobem, remont jednak się nie zakończył.. Lecę na zakupy..
Zastanawiałam się zawsze ile tak naprawdę wydajemy na lekarzy itd.. Zrobiłam dzisiaj podsumowanie od 17 kwietnia 2015 roku, czyli niecały rok
na lekarza 2400 (myślę, że więcej ale nie mam zapisanych wszystkich wizyt)
na leki 5500 (4300zł na stymulację ivf, tu też myślę, że więcej ale nie mam paragonów)
na badania 1869,80
razem: 9769,80 złotych
Pomyślałam, że wrzucę tę informację, może komuś się przyda:)
Pogoda ładna to i humor od razu lepiej.. Odwracam myśli w stronę ogrodu i kończenia remontu.. Dzisiaj wpadłam na pomysł jak skończyć, żeby było oki.. W wielkim tygodniu będę ogarniać, kończyć i może w końcu zapanuje tu porządek:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 marca 2016, 17:23
Ręce zajęłam pracą, dom odwrócony do góry nogami, niestety głowa cały czas na poniedziałkowej wizycie.. G. chyba pójdzie ze mną, załatwiał zastępstwo albo wolne.. Nawet w śnie jestem na wizycie, mówię zawsze coś do lekarza, on tylko zerka na mnie znad komputera i nic nie mówi.. Na szczęście poniedziałek za dwa dni, a tymczasem impreza się szykuje.. Mam wszystko w dupie i mam zamiar obalić wino:)
Weekend udany, popiłam winka, pospałam i posprzątałam troszkę, a to mnie chyba relaksuje najbardziej, świr:) Mam nadzieję, że do czwartku skończą remont, to już w ogóle poszaleje na miotle;p
G. załatwił zastępstwo i poszedł ze mną na wizytę.. Profesor przyznał, że moje jajniki mogą być zmęczone i cykle rozregulowane.. Żeby było dziwniej mój wykres wygląda jak ekg, od dwóch dni mam bóle miesiączkowe i pojawiło się dzisiaj trochę rozciągliwego śluzu, którego nie widziałam od grudnia, a profesor widział tylko kilka malutkich pęcherzyków, endometrium urosło do 6mm.. Czyli nic spójnego.. Powiedział, że uważa, że maks trzy cykle powinny być naturalne, bez żadnej terapii zastępczej, chyba, że @ nie dostanę, to wtedy tak.. I to będzie odpoczynek dla jajników.. Mamy zastanowić się nad dawcą komórek.. Koszt takiego in vitro to około 8000zł.. Problem jest tylko taki, że takich komórek jest bardzo mało, raz są, za chwilę ich brakuje.. Moje obawy to też nasz rząd, że za chwilę zabronią takich rozwiązań albo w ogóle in vitro..
Nie dopytałam tylko czy taki koszt to jednorazowo.. Wiadomo, że powinniśmy mieć na kilka prób.. Zapytam G. jak to zrozumiał albo jutro zadzwonię i dopytam profesora..
Postanowiliśmy z G., że damy sobie kilka dni na przemyślenia i potem pogadamy, ustalimy jaką decyzje podejmujemy.. Boże dziękuję, że mam takiego faceta, kocha wspiera, rozumie:)
Myślałam o wizycie.. I profesor powiedział jeszcze coś czego w pierszym momencie nie załapałam.. Powiedział, że czasem jest tak, że to stres blokuje reakcję na stymulację, że on wie, że jest to dla Nas ogromne obciążenie.. I dzisiaj tak pomyslałam, że wydaje mi się, że wszystko sobie poukładałam, ale mimo tego pójdę do psychologa.. Nawet pojechałam po pracy, niestety życiowe zakrety rzuciły mnie tak, że tam nie dotarłam.. Nie wiem czy jutro będzie mi się chciało pojechać, bo mam dzień wolny i pewnie nosa nie wynużę z domu.. Chociaż był ambitny plan jechać na 6.00 rano na jogę i tym sposobem dzień sobie wydłużyć.. Jeżeli pojade na jogę, pojadę na oddział.. Jak nie jutro, to dopiero po świętach, bo w piatek chcielismy już jechać do rodziców.. Psycholog nie zaszkodzi, mam poukładane już swoje myśli, obgadam tylko z G., ale może nauczy mnie zaakceptować ten niesprawiedliwy świat, radzić sobie ze stresem.. A jak mi się nie spodoba to po pierwszej wizycie mogę się tam już nie pokazywać..
Dzisiaj tez pomyslałam, że psycholog byłby mi potrzebny, żebym mogła w pełni powrócić do Boga.. W Naszym kościele były rekolekcje i zauważyłam, że nie potrafię skupić się na tym co się dzieje, nie słucham, kiedyś bardzo przeżywałam rekolekcje, a te minęły a ja taka sama jak byłam przed.. Modlę się, chodzę do Kościoła i czuję się trochę jak dewota, która robi to z przyzwyczajenia.. W duszy jakaś pustka..
Spokojnych Świąt dziewczyny!!!
https://www.youtube.com/watch?v=wzt3v0fkgmw
http://www.tekstowo.pl/piosenka,alan_walker,faded.html
Długi cykl, nie zapowiada się, żeby chciał się skończyć, ale to mnie akurat cieszy.. Chciałabym, żeby moje jajniki odpoczęły, a lekarz powiedział, że zapisze tabletki dopiero przy cyklu tasiemcu, no to się o taki modle.. I wierze, ze jak jajniki odpoczną to uda się trzecia próba stymulacji..
Jestem pozytywnie nastawiona do życia.. Chodzę na jogę, planuję ogród, kończę remont i sprzątam dom, żeby wyglądało jak u ludzi.. Usłyszałam ostatnio, żeby cieszyć się każdą sekundą życia, każdym powiewem wiatru, ptakiem, który śpiewa, a my go nie słyszymy biegnąc gdzieś.. Każdym kolorem, człowiekiem napotkanym na naszej drodze.. Taki stan jak po LSD, rozkoszowanie się każdą chwilą, która trwa i trwa..
Długi cykl, nie zapowiada się, żeby chciał się skończyć, ale to mnie akurat cieszy.. Chciałabym, żeby moje jajniki odpoczęły, a lekarz powiedział, że zapisze tabletki dopiero przy cyklu tasiemcu, no to się o taki modle.. I wierze, ze jak jajniki odpoczną to uda się trzecia próba stymulacji..
Jestem pozytywnie nastawiona do życia.. Chodzę na jogę, planuję ogród, kończę remont i sprzątam dom, żeby wyglądało jak u ludzi.. Usłyszałam ostatnio, żeby cieszyć się każdą sekundą życia, każdym powiewem wiatru, ptakiem, który śpiewa, a my go nie słyszymy biegnąc gdzieś.. Każdym kolorem, człowiekiem napotkanym na naszej drodze.. Taki stan jak po LSD, rozkoszowanie się każdą chwilą, która trwa i trwa..