Życiowych nieszczęść ciąg dalszy.. Wczoraj miałam trudny dzień w pracy, jedna wilka wojna, cały dzień nie mogłam się ogarnąć, a dzisiaj rano przytarłam G. samochód o bramę.. O tą z której codziennie wyjeżdżam swoim większym autem, a jego pizdzidkiem przytarłam.. Fuck!!
A potem poczułam jakbym dostała zimnym kubłem wody.. Kolejna w ciąży, nieplanowanej, młode zapłakane dziewcze.. Ładnie się zachowałam, pogratulowałam, przekonałam ją, że to nie koniec świata, że kiedyś to będzie jej największe szczęście.. Ale natka zazdrości we mnie jest.. Ach..
A co do starań to sama nie wiem.. Zaczął mnie pobolewać prawy jajnik.. Ostatnio zawsze szalał lewy.. Jutro idę na monitoring to zobaczymy..
Byłam wczoraj na monitoringu u tego drugiego lekarza.. Bałam się bo to jakiś mądry profesor i spodziewałam się statego gburowatego dziada.. A tu przystojny facet ok 40.. Przynajmniej na tyle wygląda.. Miły, powiedział, że moje wyniki wyglądają jak 37latki, ale narazie bez paniki, badania trzeba powtórzyć, zaproponował inne dni cyklu, ale mam to jeszcze skonsultować z moim lekarzem.. Wczoraj były dwa jajeczka po 13mm, endo 4mm, trochę małe, ale mam nadzieję, że urośnie.. W ogóle wczoraj już rozpaczałam, że ten cykl znów będzie jakiś długi bo owulacji jakoś nie widać, a dzisiaj rano poztywne zaskoczenie, kisiel w gaciach.. Potop śluzu, narazie wymieszany lepko-wodnisto-rozciągliwy.. Jajniki kłują cały czas.. Normalnie radocha.. Rozciągliwego śluzu już kilka miesięcy nie widziałam.. Mam nadzieję, że jeszcze test owulacyjny dziś lub jutro wyjdzie pozytywny i że tym razem mój cykl wróci do normy..
Jedziemy do teściów, musimy im trochę nakłamać, że musimy wracać wcześniej bo coś tam coś tam, bo jutro mam przyjsć na monitoring.. A oni nic nie wiedzą.. Znając teściową gdyby wiedzieli dzwoniłaby do mnie co 2dni i zatruła życie dobrymi radami.. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz:)
A z tematów innych.. Wykrakałam, że ludzie nie mądrzeją.. Ta znajoma, która jest w ciąży z wymarzoną córeczką, żeby mieć parkę, znów ma zagrożoną i lada chwila może urodzić.. Głodziła się w ciąży, żeby figura została.. I teraz się śmieje, że potwórka z rozrwyki.. Idiotka..
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2015, 09:28
Próbuję zrobić ten wpis od wczoraj, ale gdy tylko zacznę o tym myśleć już płaczę, zanim jeszcze otworzę komputer, teraz też..
Byłam wczoraj na monitoringu, tym razem u mojego lekarza i dałam mu badania do interpretacji.. Nie był tak pozytywnie nastawiony jak ten który go zastępował.. Moje AMH wskazuje na menopauzę i nie wiadomo kiedy przestanę miesiączkować, może to być trzy miesiące a może być trzy lata, jego zdaniem badanie AMH w dzisiejszych czasach jest tak wrażliwe, że myli się tylko o 10% zatem nawet gdyby wynik był lepszy, nic w diagnozie nie zmienia.. Powiedział, że chciałby obserwować maksymalnie dwa cykle i jak najszybciej skierować mnie na rządowe in vitro.. I postarać się o przyspieszoną procedurę.. Powiedział również, że niektórzy lekarze przeprowadzający procedurę nie chcą wykonywać in vitro jeżeli AMH jest poniżej 0,8, a ja mam przecież 0,3!!! Jeżeli się nie zdecyduje to on nie wie czy jest sens obserwować moje cykle, bo moje jajeczka jak dotąd nie pękały.. Pocieszeniem moich wyników jest to, że jajeczka zawsze są i mam ładne endometrium.. Ja sama pocieszam się, że nie mam żadnych objawów menopauzy, żadnych uderzeń gorąca, żadnych humorów, wahań wagi, nic.. Może zatem mam trochę więcej czasu niż kilka miesięcy.. Wróciłam do domu, sprawdzam warunki rządowego in vitro i załamałam się zupełnie jestem w kryterium wykluczenia.. Mam FSH powyżej 15 i AMH poniżej 0,5.. Przepłakałam cały wieczór.. Potem musiałam się ogarnąć bo byliśmy umówieni ze znajomymi na grilla.. Siedziałam i nie wiem co się działo wokół mnie.. Tuliłam tylko ich córeczkę i zastanawiałam się co dalej..
Dzisiaj też płaczę.. Nie potrafię przestać mimo, że bardzo się staram.. Nie mogę zrozumieć dlaczego życie takie jest.. I za co mnie to spotyka.. Dlaczego żaden lekarz nic na ten temat nie wspominał.. Chodziłam do lekarza systematycznie raz w roku, czasem nawet częściej jeżeli mnie coś niepokoiło.. Zawsze wszystko było dobrze.. Zawsze.. A teraz tu takie coś.. kolejne pytanie które chodzi mi po głowie to pytanie czy jeżeli moja macica wiekiem jestem jest po 40 tzn że jestem w takiej samej grupie ryzyka?? Tzn że mogę urodzić chore dziecko? I dlaczego takie szmaty jak ta znajoma, która się głodzi w ciąży zachodzą bez problemu.. Puszczała się na prawo i lewo i wpadła z jednym z najlepszych facetów jakich znam.. Nie ma sprawiedliwości.. Na domiar złego zaraz po wizycie u lekarza ją widziałam.. Na szczęście oni nas nie bo jeszcze musiałabym ze względu na G. udawać miłą, sympatyczną koleżankę..
Zadzwoniłam do rodziców.. Mama płakała razem ze mną.. Ale jestem dzięki niej spokojniejsza.. Zawsze będą ze mną.. Plan jest taki.. Idę na monitoring w środę, potwierdzić czy jajeczko pękło, znów będzie zastępstwo, zatem pewnie lekarz nic mi nie powie.. Jeżeli pękło modlę się o nasz cud.. Ponadto idę do mojego lekarza w piątek, żeby mi powiedział czy na pewno nie możemy się dostać na program rządowy, bo pomimo, że mam takie złe wyniki te jajeczka i mnie jednak są!! czy jestem w grupie ryzyka na chore dziecko i albo zaczynamy działać w kierunku in vitro albo sama nie wiem co.. Zapytam tez czy nie ma nic na pękanie tych jajeczek.. Moja kuzynka miała taki problem i dostawała jakieś zastrzyki, które wywoływały pękanie.. Bardzo bolesne, ale ma teraz dwójkę cudownych dzieci.. Jeżeli rozłoży ręce mam dwa namiary do lekarzy, jeden ginekolog-endokrynolog, który pomógł zajść w ciążę mojej koleżance, ponoć świetny, ale drogi, i drugi klinika leczenia niepłodności.. Chce mieć diagnozę z kilku niezależnych źródeł.. będę walczyć..
Ulżyło mi.. Chwilowo nie płaczę
Muszę jeszcze tylko wymyślić skąd wezmę pieniądze na to wszystko..
Zacznijmy od niedzieli.. Humor nadal zły, chociaż już nie płakałam.. Burza i inne zjawiska pogodowe.. G. ze względu na deszcz odwołali imprezę, wrócił wcześniej do domu, patrzy na mnie i mówi, co jedziemy do rodziców na kawę? Trochę się bałam.. Wiedziałam, że mamę boli to co usłyszałam od lekarza, nikt się nie spodziewał, że coś takiego może dotknąć i Nas.. Niedawno rozmawialiśmy o in vitro, ale bardziej o religii, polityce, taka tam rozmowa przed wyborami, nikt się wtedy nie spodziewał, że za chwilę również my będziemy myśleć o programie rządowym.. Dom zawsze poprawia mi humor, niewiele rozmawialiśmy na ten temat, myślę, że dlatego, że jest to dla każdej ze stron trochę za trudne, usłyszałam tylko, że bez względu na naszą decyzję oni zawsze są ze mną, zawsze będą pomagać na miarę ich możliwości.. Zapytałam tylko tatę czy pokocha adoptowane dziecko, zawsze mówił, że krew z krwi i takie tam, a on na to, że pokocha każde moje dziecko, przecież to też wnuk:) kochany.. Wróciliśmy do domu i było zgodnie z zaleceniami pana doktora.. Chociaż sama nie wiem czy trafione, bo śluz był piękny i rozciągliwy przez ostatnie dwa dni, a tu taki też niby płodny, ale gorszy..
Poniedziałek, mega zalatany, ale nie dałam rady i poszłam do lekarza, myślę trudno, najwyżej mnie opieprzy, że miałam przyjść w środę albo powie, ze mam przyjść jeszcze raz i skasuje dwa razy, ale przynajmniej czegoś się dowiem.. Mówię mu, że przyszłam wcześniej, bo przez weekend urodziło się w mojej głowie milion pytań.. A on na to milion?? Hm, to chyba muszę następne pacjentki odwołać bo chwilę nam te milion pytań zajmie:)Kocham go, tak platonicznie.. Powiedział, że zobaczymy następny cykl, powtórzymy badania i jeżeli nie będzie się nic poprawiało (ale w poprawę AMH on nie wierzy) skieruje mnie na program rządowy z przyspieszona procedurą, bo co do czasu to nikt nie określi ile te moje jajniki mają jeszcze jajeczek.. pewne jest to, że się kończą.. Co do zespołu nie pękających jajeczek to jest osiem odmian i ja mam tą wredną, gdzie nie można nic podać na pękanie.. Ale, ale wygląda na to, że w tym cyklu pękł.. No to modlimy się o nasz cud:) Co do chorób związanych z wiekiem matki to nie jest w stanie mi nic powiedzieć, choroby to taka trochę tajemnica natury, młode kobiety rodzą chore dzieci i odwrotnie starsze rodzą zdrowe.. I co do tajemnic natury to mam się do końca nie poddawać.. Miał jedną pacjentkę z gorszymi wynikami, nie dostała się na program rządowy, a potem po dwóch miesiącach wróciła do niego w ciąży.. Już miałam ochotę mu powiedzieć, żeby ze mną zamieszkał, potrzebuje go w domu, żeby na bieżąco mnie uspokajał, ale się powstrzymałam.. Pewnie uznałby mnie za wariatkę.. Kocham tego lekarza.. U niego jestem spokojna, pozytywnie nastawiona i wiem, że będzie dobrze.. Szkoda, że trzyma mnie średnio przez godzinę.. Zaczął się lepko-kremowy śluz zatem owulacja już była, co zresztą potwierdza usg, chciałabym wiedzieć czy owulka była w sobotę czy w ndz.. Bo tempka wariuje i jak dla mnie to nic z tego..
Dzisiaj mega zalatany dzień.. Praca, miliony urzędów i spraw do załatwienia, korki, brak miejsc parkingowych, masakra, potem szybkie zakupy.. Rodzice G. postanowili nas wspomóc i dali kasę na lodówkę i pół zmywarki.. Wzięliśmy na raty, będą nam dokładać.. Trochę mi się ten pomysł nie podoba, bo już mamy dwie raty i nie chciałabym się zapętlić w tym wszystkim.. Ale rodzice G. są tacy, że mogliby się obrazić, że oni proponują i dają ile mają, a my się obrażamy i nie bierzemy wcale bo musimy kilkaset złotych dołożyć.. Cieszę się, ale się po prostu boję i tyle!!!
A sprawy staraniowe.. Czekam.. Czekam.. Chciałabym już wiedzieć.. Przede mną 10 słodkich dni pt a może:)
Mam ostatnio miliony mieszanych myśli.. Z jednej strony chciałabym wygadać się znajomym/przyjaciółkom, ale z drugiej po pierwsze nie chce panikować, bo przecież za chwilę powtarzam badania, po drugie sama nie wiem jak to się skończy, cały czas liczę na naturalny cud, a po trzecie nigdy ze znajomymi nie rozmawiałam na temat przekonań.. Wszyscy (prawie) są bardzo religijni i trochę boję się reakcji, jeżeli wspomnę, że jeżeli będzie taka potrzeba to zdecydujemy się na in vitro.. Do myśli może tym razem się udało doszło kilka tysięcy myśli, co jak nie, co będzie dalej, co jeszcze przed Nami.. Z jednej strony, chciałabym mieć wszystko w dupie, nasza decyzja, nasze życie, ale z drugiej wiem, że jeżeli oni akceptują taka procedurę, dadzą mi dużo wsparcia.. Nie chcę męczyć swoimi uczuciami ani G. ani rodziców.. Oni to też przeżywają.. Nie wiem czy mają siły na pocieszanie mnie..
Objawów na razie żadnych.. Wczoraj G. zapytał jakie mam przeczucia na ten cykl.. Niestety mam złe..
Ta nasza znajoma, która jest w ciąży i się głodzi, żeby figura została, trafiła do szpitala na podtrzymanie.. Druga ciąża, drugi raz głodówka, czuję, że będzie drugi raz wcześniak.. Mam tylko nadzieję, że głupia mamusia ma po raz kolejny tyle szczęścia, że dziecko będzie zdrowe.. Nienawidzę takich kobiet!
A do tego czuję się chora, od trzech dni boli mnie głowa i gardło, wieczorami męczy suchy kaszel i to ciągłe uczucie zmęczenia, nasila się, bo ta chroniczna anemia powoduje, że często czuję się zmęczona, ale od kilku dni jest gorzej
Idę się położyć, a potem może ogród poogarniam:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2015, 15:51
Mam nadzieję, że te wszystkie nieszczęścia się od nas w końcu odwróciły, wszystko w domu się już popsuło i mam nadzieję, że już koniec psujących się rzeczy itp.. Wczoraj G. dostał fajną premię, postanowiliśmy odłożyć wszystko na wentylację, fajnie jest już 2/3, zawsze łatwiej..
Modlę się codziennie za nasz cud.. I za wszystkie inne cudy na OF.. Dzisiaj się cieszę, że udało się sosence I tak patrzę na tę moją temperaturę, na razie się trzyma, twardo w przedziale 36,75 - 36,78, ale trochę podejrzewam, że mogę mieć lekko podniesiona temperaturę przez przeziębienie, głowa boli, kaszel mega, gardło zdarte.. Z drugiej strony marzę sobie, że a nuż, jeżeli nie spadnie do 9dpo to wiem, że będę szaleć.. Robić testy itp.. I tak jestem z siebie dumna, już dzisiaj chciałam test zrobić, ale udało mi się powstrzymać.. Wiem, że to głupie, ale chciałabym wiedzieć czy się udało już teraz, natychmiast, ta nadzieja i oczekiwanie jest najgorsza, bo potem mocno spadasz na łeb.. Ja co miesiąc płaczę w łazience jak zobaczę @ i po prostu inaczej nie umiem.. Zawsze się nakręcam, raz mniej raz bardziej, ale zawsze wierzę, że mogło się udać.. Chwilowo plan jest zająć się czymś.. Mam fajny przepis na wołowinę, zrobię obiad.. Mam miliony zadań na ogrodzie, skończyć malowanie, powyrywać chwasty, posadzić jakieś tam kwiaty itp.. Muszę pomyć okna, ale to jest plan ostatni, bo myć ich nienawidzę..
Chciałabym też zadzwonić do tej mojej ciężarnej przyjaciółki, chodzi mi po głowie cały czas, zwłaszcza, że termin ma na 10.07, ale lekarz powiedział, że wygląda na to, że zacznie się wcześniej, bo mała jest bardzo duża, ale boję się, że zapyta jak tam te moje wyniki, z jednej strony chciałabym jej wszystko powiedzieć, ale z drugiej cały czas liczę, że jak je powtórzę okażą się pomyłką, fałszywym alarmem, że aż niepotrzebnie gadać.. Do tego wiem, że ona się o mnie bardzo martwi, ja nie potrafię o tym wszystkim rozmawiać bez łez, a nie chciałabym jej denerwować.. A kolejna sprawa to chciałabym się odezwać bo ostatnio zawsze ona dzwoni i nie chciałabym, żeby to odebrała jako znak, że mam ją gdzieś ach...
Moje spostrzeżenie: nigdy w drugiej fazie cyklu temperatura nie trzymała się tak równo, na tak wysokim poziomie (ok 37,75), mam nadzieję, że kaszel nie ma na to wpływu..
Druga faza cyklu zawsze mnie stresuje.. Idę na trening i na jogę i cały czas myślę czy nie zrobię sobie krzywdy.. Tradycyjnie w dzień treningu zrobiłam test.. Wiem, wiem za wcześnie, ale zawsze czuję się spokojniejsza kiedy zobaczę uderzającą w oczy biel, zupełny brak drugiej kreski.. I chyba z ty wrażeń, że ostatnio kilka osób, których historie czytam, są w ciąży.. Chyba z tych wrażeń wydawało mi się, że widzę cień cienia, pokazałam G. i sprowadził mnie na ziemię, że nic nie ma..
No to idę na trening:(
Straszne jest to jak bardzo bym chciała ta druga kreskę zobaczyć.. Nie potrafię się ogarnąć i nie nakręcać, GŁUPIA!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2015, 15:28
Temperatura nadal się trzyma, zatem postanowiłam, że powtórzę test, może ten cień cienia z wczoraj jednak istnieje.. No i nie istnieje.. Biel, okropna, uderzająca w oczy biel..
W pracy jakaś masakra, nie będę opisywać, ale stwierdzam jedno, ludzie wypaleni zawodowo nie powinni pracować, dobijają tylko takich którym się jeszcze chce, blokują i w ogóle sprawiają, że nam też się nie chce.. mam tylko nadzieję, że za czyjeś błędy i brak chęci mi się nie oberwie:(
Moja ciężarna W. była dzisiaj u mnie, w sumie to spotkałyśmy się na kawce w kawiarni.. Poopowiadałyśmy o pierdołach i w końcu padło pytanie co u mnie, jak sprawy, co mówi lekarz bo ona widzi, że jestem od jakiegoś czasu przybita, ale zawsze jakieś osoby postronne w okolicy, że nawet okazji pogadać nie było.. No i powiedziałam, i chyba po raz milionowy w ostatnim miesiącu się poryczałam.. Nie powiedziała mi nic czego nie wiem, żeby walczyć póki mamy siły, żeby nie odpuszczać i żeby próbować wszystkiego.. Będę, będę.. Chciałabym tylko żeby ktoś mi obiecał, że jeżeli będę walczyć to w końcu się uda.. Po cichu tez liczę, że może pomylili moje wyniki i jak powtórzę, ostatni miesiąc okaże się tylko złym snem..
Takiego pięknego wykresu jeszcze nigdy nie widziałam, mój wykres jest wręcz idealny, dzisiaj temperatura jeszcze podskoczyła.. Oczywiście nie wytrzymałam i zrobiłam test.. Gdyby nie to, ze owulacja się przesunęła, właśnie dzisiaj przyszłaby @.. Ale nic.. Biało.. Jeszcze nigdy tak nie wariowałam, ale ten wykres mnie wykończy.. jest taki piękny:)
Dzisiaj tak stwierdziłam, że ten czas to płynie tak jakoś dziwnie, w pracy zapieprza tak, że z niczym nie mogę się wyrobić, teraz też robię sobie przerwę od papierów.. A jak patrze w wykres jakbym mogła coś z niego wyczarować, to czas jakby stanął w miejscu..
Byłam dzisiaj na ściance wspinaczkowej i na jodze, cały czas myślałam, żeby robić wszystko ostrożnie.. Ale staram się nie zmieniać życia na siłę.. Robię wszystko tak jak dotąd.. Kofeinka mi kiedyś poradziła, że jeżeli jestem aktywna to sobie nie zaszkodzę i tego się staram trzymać.. Jutro trening:)
Temperatura rośnie, zajebiście rośnie.. Nie dałam rady, pojechałam na krew.. Pierwszy raz w życiu pojechałam na krew, bo też pierwszy raz mam temperaturę, która mogłaby na coś wskazywać.. Beznadzieja wynik bety 0,1.. Zatem jeżeli dobrze rozumiem szans juz żadnych... Mam czekać na @..
pracy tyle, że chyba dzisiaj usnę z papierami..
A na dodatek chyba 8 ciężarnych dzisiaj widziałam..
Samopoczucie sama nie wiem jakie.. Kłuje mnie lewy jajnik bardzo, prawy czasem trochę, innych objawów brak.. Kaszel i zgaga, ale zawdzięczam ją samej sobie, pół dnia nic nie jadłam, a potem zżarłam taka porcję, że gdybym była żołądkiem też bym się zbuntowała.. Temperatura nadal się trzyma.. Nic nie rozumiem.. Postanowiłam, że będę się modlić o nasz cud..
Miałam dziwny sen, byłam nauczycielem i jednocześnie uczniem, siedziałam w ławce z uczennicą, dziewczyną, która na prawdę jest uczennicą.. Sen był dziwny, bo raz nauczałam, a raz byłam z nią w ławce i narzekałam, ze nauczyciel nudzi, bawiłyśmy się jakimiś tabletami czy telefonami, siedziałyśmy w internecie, ona na jakiś głupich, młodzieżowych stronach, ja na ovu, tak, żeby nie widziała.. Jednak jakoś zobaczyła, weszła na ta stronę i nie wiadomo dlaczego od razu była zalogowana na moim loginie i widziała mój wykres.. Nagle znów byłam nauczycielem, szłyśmy gdzieś boiskiem szkolnym, położyła mi rękę na ramieniu i powiedziała, że wykres wygląda obiecująco..
I co najtrudniejsze w takich dniach - czekam.. Modlę się i czekam..
Kolejna czytywana i obserwowana przeze mnie osoba zaznaczyła pozytywny test ciążowy.. I mam okropnie mieszane uczucia, cieszę się, w końcu po kolei wszystkie przenoszą się na fioletowa stronę, doczekały się swojego szczęścia, trzymam za nie kciuki ze wszystkich sił i jednocześnie zazdroszczę.. Zwłaszcza po ostatnich dniach.. Idealny wykres, jeszcze nigdy nie był taki ładny.. I okropna @ i tak przylazła.. Jest tak intensywna, że nie ogarniam, dobrze, że dzisiaj niedziela, bo w pracy bym zdechła.. Martwi mnie tylko bo jeszcze nigdy nie miałam takich wielkich, dziwnych skrzepów w @.. Ale zapytam w następny poniedziałek bo będę na monitoringu i pokazać kolejne badania.. Dzisiaj nawet przeszło mi przez myśl, że może to poronienie, ale zaraz ogarnęłam swój głupi łeb, że przecież zrobiłam bete i nic nie wykazała.. Czasem ten mój zryty łeb mnie przerasta.. Za dużo myślę.. Perfekcyjna chciałaby mieć wszystko zaplanowane i ogarnięte.. A tu niestety wszystko zmierza w innych kierunkach niż bym sobie życzyła.. Dobrze, że chociaż G. mnie wspiera i stara się ten głupi łeb trochę ogarnąć
Myślę, że ten cykl będzie zmarnowany, wyjeżdżam kilka dni przed owulacją i wracam na @, nawet pewnie temperatury za bardzo nie ogarnę mierzyć.. zastanawiałam się nawet czy warto iść na monitoring, ale na jeden pójdę i zapytam czy mam szukać lekarza, który mnie tam przyjmie czy nie warto bo i tak starań żadnych nie będzie..
Dzisiaj zaskoczyła mnie mama, wyjechała mi ze ślubem, że powinniśmy i takie tam.. Nigdy nie planowałam i nie zamierzałam brać ślubu, a ta mi tu wyjeżdża, że to łatwiej pewnie i o rządowe in vitro i w razie W o adopcję i w ogóle.. Przecież ja o tym wszystkim myślę, ale wierzę, że się jeszcze uda naturalnie, a jak nie to in vitro mogą mieć pary, nie trzeba być małżeństwem.. Adopcja jest dla mnie jeszcze daleko.. na samym końcu naszej drogi i wierze, że uda się wcześniej, nasze maleństwo, że urodzę, poczuję ruchy, przeżyję ten cudowny stan.. Zresztą nie wyobrażam sobie tej całej szopki.. Tym bardziej na siłę bo musimy.. G. prze szczęśliwy bo od jakiegoś czasu też truje dupę.. Sam wiedział co brał i, że nie chce a teraz nagle wyjeżdża, że super.. Mam swoje powody, bardzo długa historia, moja sprawa i wszyscy powinni to uszanować, MOJE życie!
Wczoraj rano poleciałam na badania.. Tragedia, załamałam się jeszcze bardziej..
LH 9,06
FSH 23,57 (i tym razem nie było po ćwiczeniach)
estradiol 39,24
AMH 0,139
Postanowiłam nie dołować się i poleciałam do lekarza, zwłaszcza, że mam ofertę pracy wyjazdowej od 1.07 i chciałam wiedzieć jaki on ma na mnie plan.. Ten mój lekarz jest boski, przestałam płakać i może nie jestem spokojna, ale na pewno spokojniejsza.. Powiedział, że on sam nie wie dlaczego te moje jajniki tak szaleją i dlaczego to AMH jest takie niskie, zwłaszcza, że patrząc na usg widać zawsze pęcherzyki i w ogóle obraz z usg jest niespójny z wynikami.. Postanowił dać mi hormonalna terapię zastępczą na trzy miesiące i zobaczymy czy te moje jajniki się uspokoją, mówił, że bywa, że po takiej terapii AMH wzrasta i jajniki normalnie pracują, czego on oczywiście nie obiecuje, ale jest to możliwe.. Powiedział też, że mam odpuścić sobie wykresy, mierzenie temperatury, testy owulacyjne itd bo te tabletki wszystko zaburzą.. Powiedział, że widać, że jestem tym wszystkim zmęczona.. jestem jestem.. Żal mi tylko trochę ovu.. Chyba odpuszczę sobie temperaturę, ale zostawię pamiętnik..
Ponadto powiedział, że chciałby jednak zrobić mi laparoskopię, pomysł umarł na chwilę, teraz znów wraca, dał mi numer żebym się umówiła, ale nie ma już terminów w tym roku.. Pani pielęgniarka podrzuciła mi pomysł, żebym dzwoniła co środę na oddział, wtedy są przyjęcia planowe i jeżeli ktoś się nie stawi, pakuje się i następnego dnia jestem w szpitalu..
Poza tym dał mi namiar do jakiegoś profesora, który zajmuje się in vitro, już się umówiłam na wtorek, zobaczymy co on powie na te wyniki i na ten pomysł z laparoskopią..
A tak poza tym to moje życie w tym tygodniu będzie opierać się na próbie wyjścia z papierów..
I przed chwila zostałam ciocią
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 czerwca 2015, 21:04
Mam to cały czas z tyłu głowy dlatego postanowiłam to napisać.. Bo mi głupio.. Jak byłam na badaniach, widziałam w kolejce koleżankę, kiedyś bardzo dobrą, kontakt urwał się w liceum, ale dobrą i normalnie pewnie podeszłabym pogadać.. Ale była w ciąży, kolejnej, czekała w kolejce na oddział.. i mnie zamurowało, odwróciłam się, że niby nie widzę i szybko poszłam na badania.. Po prostu nie umiałabym z Nią porozmawiać.. I każda ciężarna w autobusie mi o tym przypomina..
Brak mierzenia temperatury i tylko sporadyczne obserwacje dobrze na mnie wpływają.. Jestem spokojna, uśmiechnięta, od dawna nie smiałam się szczerze.. Zawsze z tyłu głowy siedział mi dzień cyklu i plany na najbliższe dni lub wieczór.. Wczoraj pozwolilam sobie nawet na dwa piwka.. Fakt, że dzisiaj cierpię bo mnie glowa boli, ale cóż już tak mam:) Z jednej strony jestem spokojna i wyluzowana ale z drugiej cały czas myślę o wtorkowej wizycie u profesora.. Boję się że mnie zestresuje a zaraz po wizycie idę do pracy i nie chciałabym wpaść tam zaryczana.. Jak zalogowałam się pierwszy raz na ovu nie mogłam zrozumieć kobiet które piszą że muszą zrobić przerwę i że obserwacje je flustruja, teraz i na mnie przyszedł taki moment.. Trochę z przymusu, bo lekarz mi powiedział, że przy tych tabletkach nie warto nic obserwować bo raczej mądrego wykresu to z tego nie będzie... Mierze temperaturę co jakiś czas ale tylko po to żeby ovu wyznaczył owulacje i dodał pkt na abonament.. He he.. A wiem, że obserwacja jest zaklamana i odpoczywam psychicznie:)
Jadę zobaczyć maleństwo i ukochać zmęczona porodem mamę.. Mam nadzieje że się nie rozrycze..
I takie moje spostrzeżenie.. Kobiety są raczej wobec siebie zawistne, zazdrosne i generalnie wredne.. I ten nasz portal jest mega zaprzeczeniem tego.. Zdarzyło Wam się płakać nad wynikami albo pamiętnikach jakiejś ovufriendowniczki.. Bo mi nie raz.. Cieszę się każdym pozytywnym testem.. Nie znam Was a tak bardzo wsperam, rozumiem i trzymam kciuki..
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 czerwca 2015, 21:46
Sama nie wiem od czego zacząć.. Może od wizyty u profesora 30.06.. Bardzo sympatyczny facet.. mniej tłumaczy niż mój lekarz, a pomysłów milion na minutę zatem go trochę nie ogarniam.. Działaliśmy na wariackich papierach.. Wyjeżdżałam 1.07 na delegację z pracy, a profesor chciał zrobić badanie jak reagują plemniki, czy są ruchliwe.. Bo byłam w odpowiednim dniu cyklu, żeby może cos z tego wyszło.. Przyszłam zaraz przed wyjazdem.. A potem musiałam wrócić na badanie z delegacji.. Musieliśmy poserduchować z G. o 3 w nocy, żeby czas przed badaniem był odpowiedni.. Masakra obudzić tego mojego lenia;p Lekarz pokazał mi na monitorku plemniczki, poruszały się, ale powiedział, że badanie nie jest jednoznaczne i, że trzeba powtórzyć Podał mi też ovitrelle, za którym zjechałam chyba z 50km, bo w żadnej aptece nie było.. Ja jeździłam, a G. dzwonił po aptekach czy gdzieś mają.. Masakra, ale się udało.. Wydaje mi się jednak, że nic z tego temperatura nie rośnie, pewnie ta cyclo progynowa rozwaliła mi cykl.. Moim zdaniem powinnam dostać dupka.. Ale nie chce być mądrzejsza niż profesor.. Wczoraj wracałam, profesor kazał mi zrobić progesteron na potwierdzenie czy jajo pękło.. Jest 2, 14 (norma 1,7-27) Moim zdaniem bieda i nic z tego nie będzie, ale profesor jest zadowolony.. Kazał dzwonić w środę na laparoskopię i przyjść przed 9 dniem następnego cyklu..
A teraz idę pobyć kilka chwil z G.. Bo się stęskniłam..
Zaczęłam plamić.. Wiedziałam, że tak będzie.. Zaczynają pojawiać się myśli, że nigdy się nie uda.. Przecież czas goni, a tu wszystko jakby stało w miejscu:(