X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Ucząc się cierpliwości i pokory.
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7 ››

3 lipca 2018, 10:42

O ja pierdacze. Zjadłam drugie śniadanie, momentalnie zrobilo mi sie słabo, niedobrze i mam lodowate dłonie i gorącą głowę. Czytam, ze to może byc hipoglikemia (czy jakos tak). No super. Zaraz usnę. Zresztą wczoraj całe popołudnie przestałam. Nie, to nie ciąża, temp dziś spadła

5 lipca 2018, 08:16

28dc, 13dpo.
Znowu -.
Znikam. Chociaż na jakiś czas.

19 lipca 2018, 09:03

15cs, 5cs po laparo.
10dc.
Wczoraj byłam na wizycie u lekarki. I co? Powiedziała mi wprost - nie ma szans. Potrzebna jest operacja. ZNOWU. Zaczęłam dopiero 5cykl po laparoskopii. I znowu mam się kroić?

Układam wszystko w głowie, ale to jest tak ciężkie. Na początku nie zgadzałam się z tym. Lekarka dała mi nr do lekarza, który ma tym razem zrobić laparo dokładnie. Dała dwa nr do jej pacjentek, które były przez niego operowane. Pokazała zdjęcia córek pacjentki, która miała tez rozległą endometriozę. Zapewniła, że wtedy ostre starania, z dużą ilością progesteronu. Że miała pacjentkę, która miała się poddać czwartej laparoskopii i się opierała, dwa lata starała i dopiero jak się zdecydowała to się udało. Czyli co, pierwsza laparo niepotrzebna? Źle zrobiona? Nie ogarniam.

Dalej znikam.

20 lipca 2018, 09:26

Nie wiem co się stało, ale osiągnęłam jakiś wewnętrzny spokój. Wczoraj byłam u kuzynki z życzeniami urodzinowymi i się okazało, że też mają duże problemy, zostawili już wartość samochodu w klinice, a jak się okazało nie mają nawet podstawowych badań (np. prolaktyny czy progesteronu - to co tam badają??). Pierwszy raz w realu mogłam z kimś pogadać o tym i czułam, że rozumie co mówię.

27 lipca 2018, 08:03

18dc.
Jak to jest?
9dc rano - monitoring, pęcherzyk 16mm.
15dc po południu - jajnik pusty, jedynie jest tzw. stygma poowulacyjna - taka gwiazdka.
Lekarz jednak twierdzi, że owulacji na pewno nie było, bo pęcherzyk byłby za mały, żeby doszło do owulacji. Twierdziłam, że się myli.
Od 15dc do dziś, czyli 4 dni codziennie mam tą samą temp - 36,61. Czy to nie dziwne? Zmienić baterie w termometrze? Skoku nie było. hmmmm, może lekarz jednak ma rację? Udostępniam swój wykres podglądowo.

31 lipca 2018, 09:47

Tak się ostatnio zabiegałam, że nie wiem jaki mam dzień cyklu, musze zaznaczyć od kiedy biorę progesteron i nie wiem :O po pustym opakowaniu ampułek na szczęście dało się policzyć. Temp. tez zapomniałam zmierzyć, z czym ja pójdę do lekarki? :P

6 sierpnia 2018, 09:08

28dc, 15dpo.
Czuję nadchodzącą @, progesteron odstawiony, temperatura spada. I nie wiem czy w sobie mam złość, żal, smutek, wściekłość. Nie wiem. Cały cykl jest dobrze, jak tylko poczuję @ jest mi tak źle, jeszcze wczoraj spotkałam znajomą, z którą bardzo krótko chodziłam do 1. klasy średniej, miała wszystko w dupie, przenosiła się z klasy do klasy, ze szkoły do szkoły. Chociaż każde z innym facetem, ale ma dwoje dzieciaczków. I nie, nie jest to sprawiedliwe, że inny potrafią dosłownie rozmnażać się jak zwierzęta, a człowiek się stara, zdrowo odżywia, bierze witaminy, multum tabletek, zastrzyków. Nie rozumiem, że w małżeństwie pełnym miłości nie ma owocu, a tam gdzie jest bzyknięcie na imprezie zachodzi się w ciąże.
Z każdym cyklem jestem już bardziej zrezygnowana. Myślę, że to kwestia kilku cykli i odpuszczę.
Najgorsze, że mam też złość do siebie, że ja komuś zazdroszczę, że nie powinnam. Wczoraj przeczytałam "przestań być dobra dla innych, bądź dobra dla siebie". I chyba tak, chyba czuję, że mam wreszcie mieć prawo być zła na tą niesprawiedliwość.

2 października 2018, 14:30

Dawno mnie tu nie było. Ale jak przeczytałam, że nawet nie mam prawa do swoich przemyśleń to mi się odechciało. Jedyne miejsce, gdzie mogłam wylać żale. Odpuściłam totalnie, nie biorę leków, nie ma monitoringów, mężowi tez kazałam przestać się faszerować. W niedzielę śniła mi się znowu pozytywna beta i o ironio obudziłam się z bólem brzucha i zbiera mi się na @. Lewa, chora strona brzucha boli aż pod żołądek. Czuję, że życie ze mnie drwi. Z nikim na temat starań nie rozmawiam. Z mężem również, stał się to temat tabu. Jest cholernie bolesny i chyba żyjemy obok tego problemu udając, że wszystko jest ok. Każdy pochłonął się swojej pracy i czas szybko leci. Zaczynają mi wracać bóle związane z endometriozą. Skoro się poddaje, nie mam sił walczyć i jeździć po lekarzach, może ja zwyczajnie nie zasługuje na dziecko? Serce mi jedynie pęka na miliony kawałków, gdy widzę cierpienia dzieci/noworodków wyrządzone przez rodziców w reportażach.

5 października 2018, 12:46

Dzięki dziewczyny za komentarze, jakby to głupio nie zabrzmiało, jest dużo lżej jak się, wie, że jest ktoś z nami w problemie. Podniosło mnie to na duchu.

Jutro mam lekarza nr 1. Tego co mnie operował. Kompletnie nie wiem co robić. Nie umówiłam się ciągle do tego, co mi poleciła lekarka wcześniej. Ciągle przed oczami mam miny lekarzy u których byłam. Ich krzywienie, wytrzeszczenie oczów, ich zakrywanie rękami twarzy. Czuję się beznadziejnym przypadkiem i boję się kolejnej konfrontacji z lekarzem.

Powinnam dziś dostać okres, jutro zapisałam się dodatkowo na usg, ciekawe czy 'wytrzymam'. Chciałabym zrobić te badanie, niestety boli mnie ostatnio również prawa strona, ogromnie się boję, ze dotychczas zdrowa strona też została zaatakowana. Poryczałam się w pracy po telefonie z przychodni. Mąż też przeżywa, on chodzi ze mną na wizyty, widzi miny tych lekarzy. Bo tu nie chodzi też o samą niepłodność, a agresywną endometriozę.

6 października 2018, 10:52

14.11 idę na kolejną laparoskopie. Czy ja dobrze robię?

10 października 2018, 07:04

No właśnie największy problem w tym, że wiem, że muszę zrobić tą laparoskopię, ale pytanie czy dobrze robię ją tam gdzie robię. Zdecydowałam się na lekarza, który mnie poprzednio operował. U tego poleconego nawet nie byłam, mam do niego 4h jazdy, więc to nie tak hop siup.
Byłam u starego w sobotę i powiedział dokładnie to samo co ta naprotechnolog, termin za miesiąc. Rozmawiałam z dziewczyną, która się leczyła u tej napro i miała u niego laparotomie. No właśnie, on bardzo często otwiera brzuch, co na dłużej wyłączyło by mnie z życia. Torbiele mają niestety to do siebie, że lubią się nawracać, mojego jajnika przed 1 laparo nie można było nawet znaleźć w gąszczu tych torbieli endometrialnych, nawet nie miałam policzone ile ich jest... Na rezonansie pisało, że "trudno wyróżnić prawidłowy miąższ" Lekarz nr 1 twierdził, że ten jajnik i jajowód należy usunąć, żeby się pozbyć na dobre endometriozy z tego jajnika. A ten lekarz ani razu nie wspomniał o usuwaniu. Wiem, że dobrze czułam się po jego laparo, miałam teraz okres bezbolesny, wiem jak to wyglądało w szpitalu... Zaufam. Ostatni raz. Mężowi po wizycie się śniło, że szliśmy z naszym małym synem na spacer. Uznałam to za dobry znak.

10 października 2018, 07:39

Wicie co? Najbardziej mnie zastanawia lekarz nr 1. - to, że jest najbardziej polecanym lekarzem w powiecie, że jest wiceordynatorem naszej porodówki, że byłam u niego prywatnie i nie zauważył mojego guza w przestrzeni pochwowo-odbytowej o śr. ok. 5cm. Lekarz następny tylko klęknął przede mną "Pani ma tam takiego wielkiego guza (pokazując palcami obwód)".
Cieszy mnie życie już bez niego. Nie mówiłam wcześniej, ale nie zdawałam sobie sprawy, że przy współżyciu bolało mnie właśnie to - uderzanie w tego guza, o którym istnieniu pojęcia nie miałam.

15 października 2018, 13:00

Rok temu wróciłam do domu po pierwszej laparoskopii. Za miesiąc druga, i tak się zastanawiam czy ta druga rzeczywiście robi na mnie takie małe wrażenie? Czy może za bardzo rzuciłam się w pracę i ta sprawa idzie jakby obok mnie. Bardzo zadaniowo podchodzę - trzeba zrobić tą laparoskopię to trzeba. Zastanawiam się ciągle czy dałoby radę wziąć tylko 2 tyg. zwolnienia, zawsze mogę dobrać więcej, a tak jak będę chciała sobie małymi krokami wracać do pracy nie będę się bać kontroli ZUSu. Mam taką pracę, że nikt za mnie tego nie zrobi, po co mam leżeć brzuchem miesiąc, a potem żyć w stresie i walczyć z każda minutą. W ogóle na L4 czułam się jakaś "przykuta" do domu mimo, że nie miałam adnotacji "chory musi leżeć", ale nawet wyjście na zakupy, wyjazd do teściów kończył się moimi bijącymi myślami "co będzie jak przyjdą" "jak się będę tłumaczyć".
Kurczę całkiem zapomniałam jak się czułam po laparo. Jak to było po dwóch tygodniach.
Z wygrzebanych notatek miałam obronę 3 tygodnie po i dałam radę wysiedzieć te pół dnia na uczelni, aczkolwiek pamiętam, że jak wracałam to na dziurach już brzuch wołał pomocy.
No kto to wie jak będzie...?

6 listopada 2018, 07:53

I zaczęliśmy 19cykl starań. Wczoraj trochę popłakałam, dosłownie trochę. Ostatnio zauważyłam, że jeśli się popłaczę to na bank jest to dzień, w którym przyjdzie @. Smutno mi się zrobiło. Smutno, bo zawsze tli się maleńka iskierka nadziei. A to była kolejna nadzieja na dziecko i nadzieja, że uniknę drugiej laparoskopii.
Zawsze jak się pochwalę to potem jest źle, ale dopiszę, żeby nie było, że tylko marudzę, miesiąc temu okres bezbolesny, ten też. Oczywiście jestem osłabiona, mam minibiegunkę i spałabym tylko, ale daje sobie ostatnio w czasie @ taki czas. Przestałam walczyć z @. Celebruje ten czas, czas dla mnie, czas na poleżenie i poobijanie się. Jestem w pracy, ale jak wracam nie przewracam do domu nie jestem już na siebie zła, że mi się nic nie chce.

Boję się i denerwuje coraz bardziej. Laparo już w przyszłym tygodniu.

6 listopada 2018, 08:27

Jak zaczęłam się starać i zobaczyłam jak wyglądają realia, od razu doszłam do wniosku, że moja nauczycielka z gimnazjum za pewne też ma problemy. Nie oszukujmy się, jeśli jakaś para jest już długo po ślubie, zwłaszcza taka fajna para i nie ma dzieci można przypuszczać, że mogą mieć problemy z zajściem. I wiem, że wszyscy się też już domyślają jak jest u nas. Ale nie ważne, miało być o niej.
I ostatnio migła mi w kościele w małym dzieckiem. W momencie pomyślałam "zaadoptowali", bo nigdy przecież brzucha nie miała. I wyobraźcie sobie, że dowiedziałam się od cioci, że około 3 lat wyszły jej starania o adopcję i zaadaptowali trójkę!! rodzeństwa. Chcieli jedno, ale zaproponowali jej tą trojkę i w końcu się zgodziła. Podziwiam! Maluchy zostały odebrane matce, została pozbawiona praw, a dziećmi się opiekowała babcia, ale w końcu i ona nie dawała rady i oddała je do domu dziecka. I jest, mają nowy dom :) Nie dziwie się, że zaproponowali im całą trójkę, kto jak kto, ale chyba nikt inny nie zrobi tego lepiej.
W piątek jak wracałam z pracy widziałam ich jak szkli na spacer. Najmniejsze środkiem w wózku, a dwójka grzecznie trzymając się rączkami za wózek po bokach. Niemożliwie się wzruszyłam.

14 listopada 2018, 11:30

Nadaje z oddziału. Trzymajcie kciuki!

15 listopada 2018, 15:25

Jutro o tej porze będzie już po wszystkim. Trochę mam pietra, zwłaszcza o jajowody, czy będą drożne.

19 listopada 2018, 08:04

Dziś wychodzę. Torbiel usunięto. Jajnik z jajowodem w zrostach do macicy i jelit. Jajowod udrozniono... ale jest "zwłókniony??" W każdym razie budzi wątpliwości. Wiele razy czytałam, że udrożniony jajowod zwiększa ryzyko ciąży pozamacicznej... ale w sumie co się martwić... nie ma w sumie póki co czym...

19 listopada 2018, 17:47

Teściowa kazała sobie dać na luz. Ehh jak łatwo się mówi. Teoretycznie mojego męża być nie powinno. 12 razy miała zabiegi przepłukiwania jajowodów i udało się - mam wspaniałego męża.
5dni temu był pecherzyk 19mm. Teoretycznie powinna byc na dniach owulacja, teoretyczne lekarka powiedziała, że jak się czuję na siłach to mogę próbować. Niby nic mnie nie boli, ale te szwy na brzuchu przerażają.

I teraz najgorsze 3miesiące. Niby tak się mówi, że wtedy są największe szanse. Obawiam sie, że wróci comiesięczny płacz, bo człowiek jakby nie patrząc robi sobie nowe nadzieje.

W szpitalu poznałam znowu kilka fajnych osób. Mam jakieś szczęście do osób otaczających mnie (puk puk). Suma sumarów mam swoje szczęście. Dobrze mi.

28 listopada 2018, 08:14

Śnił mi się dziś szpital. Moje dziecko zmarło, był potrzebny zabieg łyzeczkowania. Nie potrafię się teraz pozbierać.
‹‹ 3 4 5 6 7 ››