Czemu ja muszę być taka felerna?
Pozbierana dziś po @ i dość w dobrym humorze (wczoraj odhaczyłam z listy 9 prezentów świątecznych) wydzwoniłam dziś umówić się na monitoring. I co? Lekarz akurat w przyszłym tygodniu ma urlop. Znowuuuuu się nie zgraliśmy. I powiem Wam, że nie mam w ogóle chęci wydzwaniać do innych, obcych ginach i wpraszać się do nich na wizytę. Nie mówiąc, że myśl, że jakiemuś obcemu facetowi znowu będę tłumaczyć swój przebieg choroby. A każdy dobry gin nie ma takich szybkich terminów. I to nie, że lenistwo. Aktualnie chodzę do 4 różnych ginów, zależy od potrzeby. I znowu mam iść do kogoś innego? Czekam aż mąż wróci z pracy i przyjmie założenie, żeby w tym miesiącu odpuścić, zdać się na wykres i obserwację... Jak nie to będę wydzwaniać. Ostatnio znowu naczytałam się jak to kobiety poodpuszczały i pozachodziły. Ja się już powoli przyzwyczajam do swojego wygodnego życia, jak będziemy nasze życie podporządkowywać staraniom to zwariujemy. W poniedziałek wracam do pracy i zaczytam 10dc. Nie wiem czy ja znajdę tak szybko ginekologa, który przyjmie mnie po pracy...
Tak, wygląda wszystko na to, że robię wszystko, żeby się wymigać... Ale jakby jeden cykl spróbować, a w styczniu zrobię ten monitoring?
Profesorek kazał mi raz iść sprawdzić, czy pęcherzyk pęka, mówił, żeby nie leżeć wiecznie pod usg. W ogóle kazał się cieszyć, że z moją endometriozą mi pękają, bo lubią nie pękać.
Tak patrzę na siebie z boku i się zastanawiam czy ja nie za lekko podchodzę do tych starań? Za szybko odpuszczam? Za mało się staram?
Pytała o przebyte operacje, wiec musiałam odpowiedzieć. Stwierdziła, że endometrioza to choroba tego wieku, rośnie świadomość i liczba zachorowań się zwiększa. Trochę porozmawiałyśmy, opowiedziała mi historię swojej synowej. Co najważniejsze, natchnęła mnie jakimś pozytywnych duchem, powiedziała, że najważniejsza jest wiara. Wyszłam jakaś uskrzydlona i nastawiona optymistycznie. Przypomniało mi się, jak wierzyłam po 1. operacji w powodzenie, że rok 2018 będzie mój. Teraz nie nastawiałam się, żeby mniej bolało. Ale dlaczego? Dlaczego mam w siebie nie wierzyć, ściągać złe myśli i się zadręczać? A może akurat się uda
I wszystkim czytającym ten pamiętnik życzę tego samego. Wiary w powodzenie, siły do walki. Musi nam się kiedyś udać, nie może być inaczej!!
Wczoraj wybrałam choinkę, i sobie tak czeka biedna... bo my ubieramy dopiero w wigilię/dzień przed

W pracy zapierniczam, rzygam dziś już wyciągami, ale cóż, trzeba nadrabiać. Robię już wszystko, całkiem już zapomniałam o laparo, a jeszcze miesiąc nie minął
Przy naszej pierwszej wspólnej choince zrobiliśmy sobie zdjęcie, to był pierwszy miesiąc starań. I tak sobie wymarzyłam, że za rok będziemy w trójkę, albo chociaż będę w ciąży. Pomyślałam, że co rok sobie będziemy robić tak zdjęcie. W tamtym roku nie zrobiłam, w tym też nie. I patrzę sobie na tą choinkę i robi mi się smutno, bo zwyczajnie kogoś mi brakuje. Kogoś kogo nigdy nie było, a ja czuję tęsknotę. Czasem mi się wydaje, że powoli godzę się z losem, a czasem, że wręcz przeciwnie. Bo jak zaczynaliśmy starania miałam 23 lata, podchodziłam entuzjastycznie, nie miałam problemów, a teraz jestem już dwa lata starsza, święta to wręcz druga rocznica nieudanych starań - przez ten czas dojrzałam, dużo zrozumiałam i niestety jestem już w pełni świadoma i gotowa na dziecko, którego brak. Mam też świadomość, że z endometriozą nie mogę czekać w nieskończoność, bo ta choroba mnie zje. Czasem patrzę sobie na męża i tak mi go szkoda. Kocham Go bardzo i ciężko mi z tym, ze dokładam mu ciągle problemów.
10.01 zaczynam monitoring. Mam obawę usłyszenia po raz kolejny "znów jest torbiel na lewym jajniku" ale z drugiej, już chyba się przyzwyczaiłam. Aromek już jem, inofem pije. Zobaczymy.
Ostatnio miałam skąpy okres. Zastanawiałam się czy na pewno wszystko się dobrze oczyściło. Ten był mocniejszy. Kurczaki, ja sobie znowu narobiłam nadziei!! Znowu będzie płacz przy @.
Koleżanka ze średniej co mówiła, że będzie mieć problem mieć dzieci urodziła własnie drugie. Dowiedziałam się ostatnio o ciąży kiedyś mojej przyjaciółki. No cóż, taka kolej rzezy, wszyscy będą zakładać rodziny... Najgorzej się boję czasu, kiedy dużo młodsze rodzeństwo i kuzynostwo męża będzie zaczynać spładzać potomstwo. To pewnie będzie boleć.
Po za tym widzę, że mąż ostatnio sobie nie radzi. Jest przygaszony, nie potrafi w nocy spać, widać po nim, że się męczy. Skala problemów chyba nas powoli przerasta. W żadnym kierunki nie idzie nam ostatnio do przodu. Mąż niby na swoim, ale rypie się ostatnio mocno, a ja mu nie potrafię pomóc.
Może niedługo już będzie więcej słońca to odżyjemy.
endometrium 12mm.
na prawym jajniku dwa pęcherzyki 22mm i 20mm.
na lewym... głucho, niiic, zerooo, ale!! nie ma torbieli

w pon. 14dc idę zajrzeć jak się mają te dwa.
Ojacie. Już po owu. I to dawno, bo płyn zdążył się wchłonąć. A myślałam, że termometr mi się popsuł.
No więc byliśmy w sobotę na tej dyskotece. Wcześniej przez kilka dni miałam pobolewanie brzucha jak na @, po przetańczeniu brzuch mnie tak rozbolał, że musiałam przystopować, miejsca operowane zaczęły piec, kłuć. Jednak 2 miesiące to chyba za wcześnie... Ale później wszystko przeszło. Tak nagle. I już więcej brzuch mnie nie bolał. Znowu wiem, że się nie udało. Moja macica przemieszczona w lewą stronę chyba się nie nadaje na utrzymanie ciąży. Jeszcze raz słyszałam, że mam "żylakowate powiększone przymacicze", raz, że może to adenomioza? Jak ja mogę mieć taki śmietnik w brzuchu w takim wieku.
Ile musimy znieść jeszcze?
W czwartek 26 urodziny, pewnie @ czai się, żeby idealnie trafić
Nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny.. jesteśmy w gruncie rzeczy silniejsze dzięki tym wszystkim przeciwnościom. Przyjdzie i na nas czas
Przytulam. Ja zawsze po @ ide sie wyzyc na biezni i cwicze duzo pomaga choc troche czasem sie napije... ale to nie zmienia faktu ze zycie jest niesprawiedliwe i rzeczywiscie uczy nas pokory :(
wirus panuje, ja mialam tak 2 dni temu, buuueee...
Tylko ja tak mam już trzeci czy wczwarty @ z rzędu...