Dziś rozpoczęłam Nowennę Pompejańską. Wierzę, że dotrwam do końca za pierwszym podejściem

Mam nadzieję, że dane mi będzie pójść na tą laparoskopię w maju. Przywiozłam z wakacji pamiątkę w postaci zapalenia pęcherza (oh, yeah!) i... albo się wyleczę teraz i będę mieć nadzieję, że nie złapałam żadnego dodatkowego świństwa po drodze albo wyjdzie syf i bedzie trzeba sie leczyć ponownie i wtedy laparoskopia się przesunie o dwa miesiące



Wiadomość wyedytowana przez autora 25 marca 2019, 21:51
Muszę Wam powiedzieć moje Drogie, że jest mi dużo lżej na duszy. Ta przerwa w staraniach to był bardzo dobry pomysł. I było mi to bardzo potrzebne jak się okazuje. Nie wiem który to dzień cyklu, nie wiem kiedy owulacja była (czy w ogóle była). Jedyne co to wiem, ze już po dniach płodnych (śluz się już skończył). Nie mam pojęcia ile zostało do okresu. Nie ma tego chorego czekania i odliczania do planowanej miesiączki... Czuję się zdecydowanie lepiej i jakoś łatwiej mi


Urlop pozwolił mi odciągnąć myśli od rzeczywistości i na razie chcę wykorzystać te kilka miesięcy na regenerację psychiczną i nie chcę chwilowo wracać do tego co było jeszcze niedawno. Za mną 21 nieudanych cykli. To sporo. Dla mnie o te 20 cykli za dużo

Że co......? Niemożliwe.....!!! Przecież to dopiero 19 dc?! Plamienia?! Skąd one się pojawiły tak wcześnie?! Rano dziś myślałam, że mi sie przywidziało, ale teraz już jestem pewna, że zwidów wcale nie miałam







1dc!





Korci mnie od wczoraj, żeby coś tu skrobnąć. A niech tak będzie. Skrobnę co nieco

Dziś połowa cyklu (mniej więcej, bo juz nawet tego nie sprawdzam). Jest duuuużo śluzu, robię też testy owulacyjne. Testy wskazują, że owulacji jeszcze nie było (cudnie!). Tak więc podejrzewam, że jutro/pojutrze wystąpi. Dobrze się składa bo się wyrówna przesunięcie z poprzedniego cyklu i terminowo zmieszczę się do tej laparoskopii


Zaczynam z powrotem wierzyć, że jest szansa na szczęśliwe zakończenie. Zaczynam znowu brać kwas foliowy i zaczynam zbierać siłę i wolę walki na kolejne starania. Mam ogromną nadzieję, że to już niedługo. Ponoć "wiara czyni cuda - trzeba wierzyć, że się uda". Z drugiej zaś strony zaczynam się też stresować samym zabiegiem, czy wszystko będzie ok, czy nie będzie powikłań, czy nie wyjdą bakterie i nie będzie przesunięć z tego powodu, czy nie będzie potem złych wieści, że jajowody niedrożne, albo jeszcze coś innego... I czy faktycznie po tej laparoskopii coś zaskoczy...? I co jeśli nie... nie wiem jak przeżyję opcję B... Eh... takie kobiece rozkminy

Wczoraj koleżanka przyszła z 3letnim dzieckiem do pracy... No i wiadomo co się stało... zakochałam się



Przyjechała moja przyjaciółka z czasów studiów... z dzieckiem i mężem. Rzadko się bardzo widujemy, bo oni mieszkają daleko, w zupełnie innej części Polski. Pobyli 1,5h i pojechali... tyle ich widziałam. Nawet za bardzo nie zdążyliśmy porozmawiać. Mąż tłumaczy ich, że przeciez z dzieckiem byli. Ale dziecko było grzeczne, nie płakało, cieszyło się w nowym miejscu, doprawdy nie wiem czemu wpadli dosłownie na chwilę



Wiecie najgorsza jest właśnie taka świadomość, że jak zostanę bez dziecka to... właśnie tak bedzie wyglądało moje życie. Każdy wpadnie tylko na chwilę, przelotem, zamieni dwa słowa i będzie uciekał do swojej rodziny, dzieci... a ja nie będę wiedziała co ze sobą zrobić bo... moja rodzina jest niepełna


źle mi dzisiaj


Wygrzebałam badania sprzed pół roku i koleżanka dietetyk poradziła, żeby mojej krzywej cukrowej jednak się ktoś przyjrzał. Na czczo 83, po 1h - 98, po 2h - 106. Nie powinno rosnąć



Taki depresyjny nastrój dzisiaj mam, a okres przecież dopiero za tydzień. ech...
Coś dla duszy i ciała - zafundowałam moim biednym paznokciom manicure japoński, może odżyją


Jutro wyniki wymazu bakteriologicznego. Ważą się losy najbliższej laparoskopii. No i zobaczymy co ciekawego tym razem przyniesie życie...
Dziewczyny nowa fryzurka już była


Są wyniki wymazów



Mam postanowienie - ograniczam słodycze. Nie wiem czy uda mi się całkiem je wyeliminować z diety... ale spróbujemy małymi kroczkami. Dziś byłam w sklepie - i nie kupiłam NIC słodkiego a mnie kusiło nieziemsko. Zamiast tego wzięłam sok marchwiowy świeżo wyciskany



Ale ogólnie bardzo się cieszę, że ruszy wreszcie coś do przodu. Nie wiem jak bym była w stanie przeżyć jeszcze kolejne miesiące zwłoki... chociaż nie wiadomo co mnie czeka po tej laparo tak naprawdę. Oby było dobrze.
Wczoraj wieczorem mąż mi powiedział, że bardzo by chciał już mieć małego szkraba... i stwierdził, że jesteśmy tak fajnym małżeństwem, że szkoda by było gdybyśmy nie mogli mieć dziecka... Łzy same poleciały po policzkach... nawet już nie próbowałam powstrzymywać. Czy dane nam będzie kiedykolwiek spełnić nasze marzenie? Będziemy mieli kiedyś dzidziusia? Będzie miał kto płakać, wymuszać to co chce i froterować podłogi świeżo co kupionymi białymi spodenkami? Będę miała dla kogo poświęcić nieprzespane noce i zawalone dni w pracy? Będę kiedyś mogła usłyszeć "niepodobne do ciebie, wykapany tatuś"? (...)
Nie wyobrażam sobie takiego życia jak teraz


Czas bardzo powoli leci... Dni się dłużą jak nigdy... Właściwie to zdałam sobie sprawę, że po laparoskopii nie będzie wcale lepiej... kolejny miesiąc czekania i emocje pewnie sięgną zenitu... nawet nie chcę myśleć co będzie później i jak przeżyję porażkę... już boję się na samą myśl...
Dziś 1dc. Na szczęście bo już się zaczynałam denerwować, że okres się spóźnia i nie wyrobię się na laparoskopię! ach... i jak tu się nie stresować w takich warunkach?


Zostało mi jeszcze 6 dni do skończenia Nowenny Pompejańskiej! Nie mogę w to uwierzyć, że dałam radę tyle czasu! Momentami było ciężko! Wierzę, że się uda skończyć!

Koleżanka mi tłumaczyła jakie to starania o dziecko są cudowne, że to były jej najlepsze miesiące życia... 5 miesięcy... także tego... To było niby po to, żebym zmieniła nastawienie



Dziś śniło mi się, że byłam w szpitalu, po zabiegu, nic mnie nie bolało, nawet nie zauważyłam, że już po. Nikt ze mną nie porozmawiał. Nie wiedziałam co mi jest. Ale wydawało mi się że jest wszystko super, no bo przecież tak to ktoś by na pewno przyszedł i mi powiedział. Wyszłam ze szpitala i byłam w szoku, że nic mnie nie boli, nic nie ciągnie, że gdyby nie to, że jak podniosę bluzkę to sa szwy, to bym nie pomyślała, że jestem już po laparoskopii. Cóż... u mnie sny się sprawdzają na opak


Dziewczyny ale jazda... Mąż ma prawdopodobnie jelitówkę!!! Wczoraj rzyganko, biegunka na zmianę, dreszcie i gorączka! Nagle go tak złapało. Czy to możliwe, zeby to było zatrucie pokarmowe??? Po czym? Po serze żółtym zjedzonym na kolację?




To juz jutro..... Aaaaaaa....!



jestem juz po.
Czuje sie fatalnie psychicznie i fizycznie.
Bardzo mnie boli rana, nie jestem w stanie pojsc do lazienki o wlasnych silach, najchętniej bym tylko lezala i nie ruszala sie wtedy nic nie boli. Rana mi podkrwawia jeszcze, moze od przeciwbolowych. Co chwile dostaje w żyłę bo jest ciezko. Kazdy ruch sprawia mi ogromny ból. Ponoć cięzko bylo opanować krwawienie wiec moze dlatego mnie tak boli cholernie


Co wyszlo? Endometrioza 2stopnia głęboko naciekajaca, jest guzek endometrialny przy odbytnicy - w przyszlosci bedzie mnie czekala operacja prawdopodobnie rekonstrukcji jelita grubego. Mowila ze najlepiej u dr Olka albo u dr Songina.... pobrano tez wycinek do histopatologii, wynik za miesiac...
Te powierzchowne guzki zostaly skoagulowane, przez pol roku od teraz mamy najwieksze szanse na zajscie, 3 miesiace naturalnie sie staramy, jak nic to in vitro. Trzeba sie zmiescic w pół roku z in vitrem bo potem endometrioza sie bedzie odnawiać i nasze szanse spadaja... jajowody drozne. Tak to wszystko jest ok. takaa sytuacja


Szanse sa, ale... dosyc niskie


Jestem w rozsypce co tu duzo mowic...

Dochodzę do siebie powoli. I psychicznie i fizycznie jest już dużo lepiej. Już mogę chodzić, jeszcze ciągnie mnie tam w brzuchu przy jakichś pozycjach, no ale już niedługo trzeba wracać do pracy... L4 już się kończy... Ja nie wiem jak niektórzy są w stanie 2 dni po zabiegu uprawiać radosny seks z mężem i wznawiać starania

Także co... plan jest taki, że w poniedziałek idę do gina załatwić skierowanie na rezonans i potem umawiam się na termin. We wtorek jadę na zdjęcie szwów i kontroli rany i się wszystkiego dowiemy ze szczegółami (bardziej temat tego guzka). Plan starań mamy: 3 miesiące naturalnie i in vitro. Zapytam jeszcze może by zrobić inseminację na normalnym cyklu (2 starania+inseminacja), ale nie wiem czy to ma ręce i nogi. Także póki co czekam na okres i lecimy na dwa fronty. Starania z jednej strony. Sprawa guzka z drugiej mańki.
Obecnie przeszłam na restrykcyjną dietę przeciwzapalną. Koniec czerwonego mięsa, którego jadłam na wiadra, koniec z czarną herbatą którą również piłam na wiadra. No i same naturalne rzeczy, robione tylko przeze mnie... dużo pracy mnie z tym czeka, ale... damy radę. W sumie na razie do końca jeszcze nie wiem co mogę jeść, ale odnajdziemy się w temacie


Doszliśmy z mężem do wniosku, że sprawa za daleko zaszła i nie damy rady dalej brnąć w te kłamstwa i trzeba powiedzieć o wszystkim moim rodzicom (teściowie wiedzą). To się wszystko wyda... a lepiej, żeby teraz mieli czas na przemyślenia niż jak zadzwonię w nocy o północy, że trzeba mnie o 5tej rano gdzieś zawieźć

Tak więc wzięłam męża - moją ostoję. I mąż wszystko spokojnie, bez emocji przekazał mojej mamuśce (akurat taty nie było






Dziewczyny, ale jestem wzburzona... sam na sam z mamą pierwszy raz po ostatniej rozmowie. I co? Zawiodłam się na całego. Po raz 101. Zresztą czego się można było spodziewać? Wiedziałam, że tak zareaguje, wiedziałam, że będzie miała takie poglądy i podejście. Już żałuję, że jej powiedziałam

Przyjechałam do rodzicow i od wejścia zaczęła się awantura (wyjątkowo łagodna w sumie, bo ja jakoś też bardzo pozytywnie byłam dzisiaj nastrojona, nieskora zupełnie do kłótni). Że my się staramy krótko (ona naprawdę sobie ubzdurała, że 2 miesiące i się dziwimy, ze się nie udaje - argument? jeszcze w styczniu mówiłam, że nie chce mieć dzieci i takie tam, ja pierdzielę), ona nie łapie, że 2 lata to nie jest to samo co dwa miesiące. Że zamiast uprawiać seks z mężem to ja latam na zabiegi (kto po dwóch miesiącach starań by mnie wziął na laparoskopię?). Że nie był potrzebny ten zabieg (no ale przecież wiemy ze mam endomendę dzięki temu!). Że ta endometrioza to wymyślona (ekhm???), że to wcale nie przeszkadza w zajściu w ciążę, że ja jestem zdrowa i wszystko tkwi w mojej głowie! Że pochodzę z taaaakiej płodnej rodziny, że skoro moja ciotka zaszła w wieku 40 lat w pierwszą ciążę (w 1cyklu starań-szczęściara) to ja tym bardziej zajdę (co ma piernik do wiatraka?). Że mam wreszcie wyluzować. I ona wyluzowała i ma dzieci! A tak to miała problemy z poronieniami. I to dzięki temu, że WYLUZOWAŁA i dopóki ja nie wyluzuję to nie uda nam się (2 ciąże poroniła i 3cia to ja). I że powinnam się nie stresować. I że ona mnie DOSKONALE rozumie, bo przechodziła to samo kiedyś. I że to nie wystarczy raz czy dwa się pokochać, że to trzeba się wstrzelić w odpowiednim momencie (ja pierdziele, serio? Amerykę odkryła). No i mam iść do kościoła się pomodlić (tak, czekałam na ten argument, nie ukrywam, brakło mi go ostatnio). A i wysyła mnie na badania do mojej ciotki lekarki, że mam porobić wszystko. Na argument, że już robiłam - odp: straciły ważność




Szwy ściągnięte. Pani doktor powiedziała, żeby na razie nie robić rezonansu tylko skupić sie na staraniach. Że ciąża usypia endometriozę. Oho jeszcze żeby sie chciała przytrafić.
Jestem na diecie przeciwzapalnej. Bardzo się jej trzymam na razie (2 tyg). Widzę już pierwsze efekty: nie mam ani pół pryszcza na twarzy! Szok! Dieta dała mi coś, czego żaden dermatolog przez 15 lat nie potrafił! Mam wreszcie gładką i piękną buzię! SZOK! No i czekam na @, żeby móc zacząć już nowy cykl. Cykl pełen nadziei. Oj upadek z takiej wysokości będzie bolesny, jeśli się nie uda

Dziś 2dc. Miesiączka bolesna i obfita jak zawsze... Jedyne co to nie mialam skrzepów dzisiaj. No chyba, że jutro się pojawią... Zobaczymy... Rozpoczynamy cykl pełen nadziei.... już się go boję, już się boję wracać do starań i do tego emocjonalnego kołowrotka... wcale mi tego nie brakowało... Byli u nas znajomi... przynieśli ciasto... auć skusiłam się na jeden kawałek



Mam takie poczucie beznadziei od kilku dni







Z drugiej strony zastanawiam się czy to dobra decyzja pozostawić tego guzka na jelicie samego sobie bez kontroli. A jak pęknie? Jak coś się z nim stanie? A jak bede w ciaży i wtedy zacznie dawać objawy? I co wtedy? przecież w ciąży jakiekolwiek operacje to jest dopiero hardcor! nie wiem co robić, z kim to skonsultować. Czy w ogóle to konsultować z kimkolwiek. Czy dać sobie spokój. Nie wiem czy ufać tej mojej lekarce... wiem, że jest mądra, ale czy zna się na endometriozie?
Nie wiem co się ze mną dzieje od kilku dni. Dawno takiej deprechy nie miałam. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, gdyby nie to, że do pracy trzeba zapierdzielać. A może to jest właśnie początek lepszych zmian?
16dc, 22 cykl starań, pierwszy po przerwie i pierwszy po laparoskopii. Już po owulce - cykl maksymalnie wykorzystany

Wczoraj przeleciał mi przed samochodem bocian




Czytam właśnie książkę Rozenkowej o in vitro. Bardzo ciekawy fragment przykuł moją uwagę. Pozwolę sobie zacytować.
"(...) kobiety są dla siebie bezlitosne. Żaden facet kumplowi, który właśnie wyszedł z kliniki po nieudanej próbie in vitro, nie wysłałby zdjęcia z córeczką w różowym serduszku z dopiskiem: <Bycie matką to wielki dar. Modlimy się za was> (...)"
Taaak. Dla mnie to jest też niepojęte. Nawet kobiety które starały się latami - jak się uda to zapominają w mgnieniu oka jakie to było bolesne oglądać takie zdjęcia i słyszeć takie głupie hasła. I szybko zapomniały, że to tylko rozwala psychikę drugiej osoby, ta ich potrzeba pochwalenia się swoim szczęściem. I tym sposobem mam 3 osoby w moim najbliższym otoczeniu, które przy pierwszej próbie kontaktu albo opowiadają non stop o swoim dziecku/dzieciach albo wysyłają zdjęcia. Efekt? Codziennie jestem bombardowana zdjęciami małych dzieci, w każdej możliwej pozycji (warto dodać, że to nie jest jedno czy dwa zdjęcia, tylko tak minimum 5). Aż mi się nie chce zerkać na telefon, bo po co sobie psuć humor z rana. Jedna z tych osób sama się starała 1,5 roku. Jak jeszcze jestem w stanie zrozumieć tamte dwie pozostałe osoby (nie mialy nigdy do czynienia z niepłodnością, nie były w takiej sytuacji, nie rozumieją tego). Tak tej trzeciej to za cholerę nie potrafię wytłumaczyć... Skąd u ludzi taki totalny brak empatii? Dla mnie niepojęte.
Wchodzę teraz w moją ulubioną fazę cyklu - tzw. wieczne czekanie i doszukiwanie się objawów ciąży


Wytrwałości w Nowennie!
Ja kiedyś uważałam, że Nowenna jest dla mnie za ciężka, ale odmówiłam całą. I Ty dasz radę! Ja jestem już w połowie drugiej. Niesamowite ile daje siły. Wierzę, że laparoskopia uda się w wyznaczonym terminie. Wracaj do zdrowia! :)
Ooo, a ja jestem na 5 dniu :) dotrwamy :)
wytrwałości i wiary :)