Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania W pogoni za szczęściem... Gonimy po raz drugi 💪🙏
Dodaj do ulubionych
‹‹ 5 6 7 8 9 ››

2 października 2019, 22:05

ŚRODA
Drugi zastrzyk poszedł trochę gorzej :P wybrałam inne miejsce na brzuchu, płyn nie chciał wejść, tłok w strzykawce nie chciał ruszyć w pewnym momencie, zaczęłam mocniej naciskać, poczułam ból... i nagle słabo mi się robi, ja z igłą w brzuchu, męża w domu nie ma, ja zaraz kipnę, nawet nikt mnie nie uratuje. Dobrze, że siedzę, to tylko poczułam jak odpływam. Resztkami sił poruszałam igłą w brzuchu (zajebiste uczucie, nie ma co), coś się rozluźniło, poszedł płyn do końca! Ledwie wyjęłam igłę i musiałam się położyć. Taaaaaki bohater ze mnie nie ma co :D

6 października 2019, 21:14

NIEDZIELA
Po zastrzykach czułam się kiepsko. Po kilku godz od podania (2-3) zaczynała mnie boleć głowa, nie chciałam brac nic przeciwbólowego (bo w sumie nie wiedziałam czy można), szłam spac licząc, że przejdzie - nie przechodziło, rano budziłam się z tym samym bólem głowy. Trudno wzięłam ibum - dopiero wtedy przeszło. Dodatkowo jeszcze biegunka z rana, zaraz nastepnego dnia po zastrzyku (brałam co 2gi dzień). No i mega totalne rozdrażnienie i wkurw. Wszystko mnie irytowało/irytuje. Mam ochotę ludzi pozabijać, a na klinikę prawie sie tak obraziłam (na kobity w rejestracji), że o mały włos zrezygnowałabym z wizyty :P plus jeszcze momentami bierze mnie na płacz, mam takie fale gorąca albo zimna :D jest jazda, a to tylko delikatna stymulacja, boję się co bedzie przed ivf, czy moje małżeństwo to przetrwa :D ale doktor teraz mi zmieniła zastrzyki na Puregon codziennie i po pierwszym zastrzyku (odpukać) czuję się zdecydowanie lepiej. Głowa nie boli i rano nie było biegunki :D no i jednak nie mogę brać nic przeciwbólowego :D

Po wczorajszej wizycie usg: na razie mamy dwa pęcherzyki po 11 mm, które być może szykują się do wzrostu (nie wiadomo), jeden z lewego jajnika, drugi z prawego, śluzówka dopiero 7mm. Inseminacja gdzieś pod koniec tygodnia prawdopodobnie.

Mam takie przeczucie, że się uda. Oby mnie nie zawiodło :)

11 października 2019, 22:07

PIĄTEK
Dziś było USG i mamy tak: dwa pęcherzyki, jeden na lewym jajniku 21mm, drugi na prawym jajniku 16mm. Doktor trochę zdziwiona, że po takiej dawce tak słabo rosną... ale na szczęście są :) tak więc dostałam Pregnyl i... jutro IUI <3 <3 <3 proszę trzymajcie kciuki, tak bardzo bym chciała, żeby to było rozwiązanie naszego problemu! prawie 2,5 roku starań!

12 października 2019, 17:20

SOBOTA
My już po :) ale jajca, znalazł się jeszcze trzeci pęcherzyk, ma 15mm :D

Generalnie dzisiaj oczywiście z przygodami od rana. Bo jakże mogło być inaczej.
Umówiliśmy się z mężem na 7:45, że on wyjdzie wcześniej z pracy, miał nockę. Załatwił sobie zmianę wcześniej (tzn. kumpla poprosił żeby ten przyszedł godzinę pietnaście wcześniej do pracy). Ja miałam czekać na męża pod jego pracą. Oczywiście się spóźniłam, bo jeszcze kanapki, jeszcze to, jeszcze tamto. Więc byłam pod robotą 7:55. No ale myślę, że zanim on zmiane przekaże to i tak mu zejdzie. I o 8, max 8:10 wyjedziemy. Warto dodać, że do kliniki mamy ok 100km i to się trochę jedzie. A wizyta na 9:40, google maps pokazuje czas przejazdu 1h 20. Więc czekam. 8:00 męża nie ma, 8:05, 8:10, 8:15 zaczynam się denerwować, dzwonie - już wychodzi, już wychodzi, 8:20 dalej stoje na tym parkingu i nic, 8:25 dzwonie znowu już wkurwiona, no on już idzie przeciez. 8:30 zaczełam ryczeć. Dzwonie kolejny raz i tym razem już dre się ze daje mu 2 minuty i jak nie przyjdzie to wracam do domu i chuj z tym wszystkim i wystawie mu walizki za drzwi, ale w tym momencie widze ze idzie! WRESZCIE!!!! Myślałam, że go zabije. Jedyne 45minut po czasie. W TAKIM DNIU I W TAKIM MOMENCIE. Kolega nie spóźnił się ani minuty, przyszedł punktualnie wcześniej tak jak się umawiali. NIe wiem co go zatrzymało, ale kurwa nic pilnego! Jechalam potem 160km/h, zeby zdazyć. Zdążyliśmy NA STYK i do tylko dlatego, ze taka prędkość. Kurwa, a jakby były jakieś światła, korek, wypadek, roboty drogowe, objazd no cokolwiek to cale dwa tygodnie moich zastrzyków, stymulacji, jezdzenia w te i z powrotem, mojego zwalniania się z pracy, złego samopoczucia psu w dupę!!!! (bo okazuje sie ze trzeba przyjechac 2h wcześniej przed wizytą, zeby przygotować nasienie, a umówiona na inseminacje bylam jako ostatnia, jeszcze doktor sie spieszyło dzisiaj, no wszystko jak na złość). Całą drogę sie nie odzywałam, potem wyrzuciłam mu jakim jest nieodpowiedzialnym dupkiem i że ma w dupie rodzine i że robota dla niego najważniejsze, i ze jeszcze raz tak zrobi w takim momencie to składam papiery rozwodowe a walizki wyrzuce mu na korytarz. Jeszcze teraz mam wnerw jak o tym pomyślę.

Potem się jakoś pogodziliśmy. Załagodził sprawę, nie chciał, żebym się denerwowała, bo owulacja, hormony, wszystko sie przesunie przez ten stres i bedzie lipa z tego zabiegu.

Sam zabieg, niezbyt przyjemny, troche bolało, ale do przeżycia, był problem ze znalezieniem ujścia szyjki (łudzę się, że może plemniki też miały problem jak sie staraliśmy całkiem naturalnie?). Ponoć gdyby nie było problemu z szyjką to nic bym nie czuła, zdarza się ;) Ale za to plemniki ładne, dużo ich, ruchliwe - przynajmniej na tym polu sukces :)
od poniedziałku mam włączyć progesteron, 28.10 mam zrobić betę. I jeśli się nie uda to Pani Doktor by się skłaniała raczej ku in vitro, ale to sami się musimy zastanowić. Na tę chwilę chyba nie widzę większego sensu robienia drugiego IUI, więc w razie czego od listopada zaczynam długi protokół. Oby nie trzeba było.

Póki co muszę sobie znaleźć jakieś konkretne zajęcie, żeby odciągnąć myśli od tego wszystkiego! :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 października 2019, 20:13

16 października 2019, 20:30

ŚRODA
Dziewczyny wariuję :P nie mogę się doczekać wyniku, to czekanie mnie wykończa, nie mogę sobie miejsca znaleźć, ciągle tylko myślę o jednym... naprawdę idzie zeschizować, a to dopiero 4 dni minęły!!!! Nawet po laparo nie byłam tak nakręcona jak teraz... i nie potrafię sobie z tym poradzić, to jest silniejsze ode mnie :/
Cycki już bolą od wczoraj, dosyć mocno, podbrzusze też coś tam się dzieje, czasem jajniki zakłują... tylko, że u mnie tak co miesiąc więc to nic nowego... nic dającego nadzieję... osiwieję do końca przyszłego tygodnia :D już nawet liczyłam, że skoro pregnyl brałam w piątek to nie muszę czekać aż do poniedziałku 28mego, można już w piątek 25tego robić sikacza :D oj tak... cierpliwość to zdecydowanie nie jest moja mocna strona... :D a te 2 tygodnie czekania to dla mnie wieczność... :)

20 października 2019, 15:00

NIEDZIELA
Schizu ciąg dalszy :D
zrobiłam test, żeby sprawdzić czy Pregnyl jeszcze utrzymuje się... Nic nie wyszło (no może jakiś delikatny zarys cienia pod światło, a może mi się wydaje), ale nie robiłam z porannego moczu :/ na wszelki wypadek powtórzę jutro z rana i będę pewna. Generalnie jestem 9 dni po podaniu Pregnylu, a on się niby utrzymuje do 10. Więc myślę, że jutro też wyjdzie czysto ;) po owulacji jestem dni 7 albo 8 (ciężko powiedzieć, bo kłuł mnie lewy jajnik w sobotę wieczorem bardzo mocno i w niedzielę też), więc na taki docelowy test jeszcze za wcześnie. Generalnie już mam plan, że w środę idę na betę :P nie wytrzymam tyle czasu do piątku, a do przyszłego poniedziałku to już tym bardziej :D no nie ma opcji :D nie ma jakichś pigułek na cierpliwość? :D :D :D

22 października 2019, 10:57

WTOREK
Obudziłam sie dzisiaj z przeczuciem, że znowu nic z tego. Piersi przestają boleć... Jutro pójdę na krew, żeby mieć 100%pewności co do odstawienia Duphastonu... ale obawiam sie, że doskonale wiem jaki wynik zobaczę...

23 października 2019, 22:13

IUI nieudane zalamka.gif

26 października 2019, 13:04

SOBOTA
Uwielbiam soboty bo bez wyrzutów sumienia mogę sobie zrobić "dzień lenia" :D cały dzień w piżamie i nic nie robienie. Nawet jak mam dzisiaj dużo planów to jakoś nie chce mi się ruszyć z domu żeby je zrealizować :) emocjonujący tydzień, nie miałam kiedy odpocząć. Już się pozbierałam psychicznie po tym IUI. Nie było nawet tak tragicznie. Może dlatego, że podświadomie czułam, że może się nie udać. A może dlatego, że w zanadrzu jest plan B. Moja pani doktor mówiła, że to IUI ma małe szanse na powodzenie. Ale może tego potrzebowałam. Tego czasu na oswojenie się z myślą że trzeba podejść in vitro. Że nie dane nam jest mieć dzieci naturalnie (czego nie rozumieją moi rodzice). Dotychczasowe próby zawiodły. Dalej nie mogę uwierzyć, że tu jestem. Że dotarłam do tego momentu. Prawie 2,5 roku starań. Kiedy to minęło? Jak ja tyle czasu dałam radę wytrwać? Sama nie wiem. Ale było bardzo ciężko. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będę mogła powiedzieć "warto było".

Dziś 1dc. @ zawitała. Muszę pojechać do apteki po leki które zamawiałam, na dzisiaj miały być... i zaczynamy długi protokół. 3 tygodnie antykoncepcji. Trzy długie listopadowe tygodnie. Ale dam radę. Chcę wierzyć, że jestem już bliżej niż dalej.
Edit: jednak chyba nie 1dc, na razie samo plamienie, za to brzuch potwornie boli... Więc antykoncepcja od jutra dopiero ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 października 2019, 18:35

30 października 2019, 11:20

ŚRODA
Dostałam od mamy książkę. Książkę, którą ona sama najpierw przeczytała. Wręczyła mi ją mówiąc, że to o mnie i koniecznie mam przeczytać. No to wzięłam się za czytanie. I co tam jest? Książka jest o dziewczynie, która jest w małżeństwie i 10 lat starają się bezskutecznie o dziecko. I akcja zaczyna się w momencie kiedy ona odchodzi od męża, bo nie może znieść jego oskarżeń, że przez nią nie mogą mieć dzieci (warto nadmienić, że sam się nie zbadał, bo uważa, że nie potrzebuje się spuszczać do kubeczka, bo na pewno jest zdrowy). Główna bohaterka mieszka z teściami, którzy non stop narzekają, ze ich syneczek mógłby miec inną żonę i by mu dała dziecko i takie tam, że autorka się nie stara o to dziecko, że jej nie zależy, że co to za żona która nie umie dać im wnucząt itp. A bidna dziewczyna lata od lekarza do lekarza, bierze setki tysiace lekow i nic, co miesiąc przychodzi @. Nie ma żadnych efektów. A mąż zapatrzony tylko w pracę i ma gdzieś żonę, sam też przytyki jej robi w tym kierunku.

Poczułam się trochę jak uderzona w twarz. Bo wiecie... moja mama myśli, że u nas tak jest. Że ja latam po lekarzach, rozkładam nogi gdzie sie da, biorę tonę leków (i do tego momentu jest w tym dużo prawdy, no nie da się ukryć), ale... uważa również, że niepotrzebnie bo jestem zdrowa (niby tak, w końcu niepłodność idiopatyczna) i... to jest wina męża plemników, bo nie chce się przebadać (nie wiem skąd jej się to uroiło, mąż się badał jakieś 7 razy, ale ona dalej uważa, że plemniki mojego męża są na pewno liche, ekhm...) -dokładnie tak jak w tej książce- że mąż zajęty pracą, ma mnie w doopie, nie wspiera, tylko na pewno cały czas naciska i wywiera presję, bo chciałby mieć dziecko. A ja robie te wszystkie badania itp bo mąż mnie zmusza do tego. I że jeszcze presja otoczenia i ja jestem taka biedna i zagubiona a to wszystko wina męża :D (tak w skrócie).

Mąż jak to usłyszał to stwierdził, żebym w odwecie kupiła jej książkę Rozenkowej o in vitro, niech sobie poczyta i się trochę może dokształci :D nie wiem czy to dobry pomysł, czy to nie wywoła burzy. Ale mąż mówi, że nawet jesli ona nie przeczyta to że może ojciec mój przeczyta i zmieni trochę pogląd na to wszystko. I nie wiem czy to ma jakikolwiek sens, żeby walczyć z wiatrakami. O in vitro oczywiście nic nie mówimy. Z drugiej strony nie wiadomo czy nie mówimy na razie, czy nigdy nie powiemy. To już chyba czas pokaże.

3 listopada 2019, 17:22

NIEDZIELA
Podjęłam decyzję, że znikam z OF na jakiś czas. Z forum i z pamiętników. Ostatnio niczym innym nie żyję tylko tym co się tutaj dzieje. Tak jakbym nie miała już realnego życia, tylko to wirtualne. Relacje z mężem coraz gorsze, nie rozmawiamy ze sobą tylko sobie docinamy i się ciągle kłócimy, o znajomych już totalnie zapomniałam, a i nawet nie chce mi się zadbać o siebie... Siedzę tylko całymi dniami i gapię się w ten monitor i... w żaden sposób mi to nie pomaga. Czuję, że zatraciłam się całkiem w tych staraniach i w tym forum... a to do niczego dobrego nie prowadzi. Czas przystopować i zacząć żyć i zająć się sobą. Mam plan. Trzeba go zacząć realizować. Mam nadzieję, że wrócę z pozytywnymi wiadomościami :) Bardzo mocno trzymam kciuki za Wasze starania! Powodzenia dziewczyny :*

6 grudnia 2019, 08:03

PIĄTEK
Brakuje mi pamiętnika, w tych ciężkich chwilach. Jednak tu wracam wcześniej niż sądziłam :)
Tak więc co u mnie? Na stymulacji jestem już 10ty dzień. Wtorek: estradiol 230, dwa dni póżniej 500, następna wizyta jutro. Chyba troche mało tego estradiolu no nie wiem sama :(
Na prawym jajniku mamy 9 pęcherzyków, na lewym 7. Prawy jajnik ładnie reaguje na leki, pęcherzyki są wielkości 16-19mm, lewy jajnik nie ruszył :( :( :( pęcherzyki są takiej samej wielkości jakiej były we wtorek :( k*&^a mać! jestem załamana :( wszystko pod górkę :( jeszcze jak czekałam na wizytę to przyszła para z maleńkim dzieckiem i kwiatami do doktor żeby podziękować. Jak usłyszałam te zachwyty to ledwie zdążyłam powtrzymać łzy i wyjść z kliniki. Całą drogę do domu przeryczałam, cały wieczór również :( czemu to wszystko tak musi wyglądać :( mam nadzieję, że ten cholerny jajnik weźmie się w garść i nadgoni no :/

7 grudnia 2019, 22:09

SOBOTA
Punkcja wyznaczona na środę.
Wyników hormonów nie mam, będą dopiero w poniedziałek.
Lewy jajnik trochę ruszył, do środy powinien być taki jak należy. Prawy za to szaleje :D trochę polepszył mi się humor dzisiaj. Mam nadzieję, że się nie spierniczy w poniedziałek po ostatniej wizycie :P
Z dodatkowych opcji bierzemy jony Ca i atosiban. Nie pytałam o plan B tym razem i nie zapytam. Musi się udać plan A. Bo ja nie wiem jak przeżyję porażkę taaaakiej skali... może nie być co zbierać.
Transfer 16tego w poniedziałek (jak będzie wszystko ok), testowanie... już liczyłam, że dzień przed Wigilią bedzie 7dpt, a w Wigilię 8dpt, pytanie czy chcę sobie zniszczyć Wigilię. I czy nie lepiej albo ten dzień wcześniej, albo może po świętach... Sama nie wiem czy wytrzymam tyle czekania :P zobaczymy. Zaczyna się nerwówka. Kciuki potrzebne od zaraz! :)

10 grudnia 2019, 17:02

WTOREK
Estradiol z soboty 1600, z poniedziałku 2900 (ale wystrzeliły w kosmos, w czwartek było tylko 500). Prog na poziomie 0,8. WIęc jest szansa na transfer chyba, że coś by się skiepściło, ale oby nie. Mam plan pójść do kościoła się pomodlić jeszcze dzisiaj. Jutro punkcja. Dziś rano czułam się ok. Teraz już się stresuję. Mąż się tez stresuje jak to będzie i w ogóle. Takie mysli mi się tłoczą w głowie: żeby było co zapładniać... i żeby jakieś zarodki przetrwały do 5tej doby... Ale to są emocje. Poziom max :D
Zimno mi strasznie, ale to nie nowość. To chyba ten stresor :D czuje się jak przed laparo, tylko po laparo był spokój, a tutaj po punkcji tak naprawdę dopiero się zacznie...

11 grudnia 2019, 18:58

ŚRODA
Ja już po punkcji :) jest OK. Czuję sie całkiem dobrze, troche brzuch boli, ale mniej niż na miesiączkę. Jestem strasznie zmęczona, pomimo tego, że spałam w szpitalu, spałam potem w domu to dalej mi się chce spaaaaaaać :D jutro nie ma zmiłuj idę do pracy, więc mogłabym trochę szybciej dochodzić do siebie, no ale damy jakoś radę.
Pani doktor mówiła, że chciałam uciec z fotela podczas zabiegu i musieli mi podwójną dawkę leków zaaplikować, żeby mnie lepiej uśpić hahaha.gif mam nadzieję, że nie gadałam jakichś głupot :D nic a nic nie pamiętam :D
Mamy 9 komórek <3 <3 <3 jutro mam dzwonić i pytać ile się zapłodniło. Trzymacie kciuki? :)

12 grudnia 2019, 21:51

CZWARTEK
więc tak.
Komórek dojrzałych było w sumie 6.
Z tego 3 się zapłodniły (mamy 3 zarodki), 2 są niepewne jeszcze walczą, 1 padła na dzień dobry.
Transfer przesunięty na sobotę w 3ciej dobie (miał być w poniedziałek). Chyba embriolodzy się boją, że nic nie dotrwa z tych trzech do 5tej doby :( nie wiem czy to dobre wieści czy nie... Mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony mało, z drugiej coś się jednak zapłodniło...
Oby te 3 zarodki wytrwały, chcę wierzyć, że są tak silne jak mamusia, która o nie walczy. Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą <3

13 grudnia 2019, 22:12

PIĄTEK
To już jutro... już jutro... jutro...
Mam jeszcze wlew z atosibanu dostać przed transferem. Mam nadzieję, że dotrwa coś do tej 3ciej doby i będzie co transferować, obym jutro wróciła w dwupaku! <3 Walczcie moje dzieciaczki, mamusia już was kocha nad życie! <3

14 grudnia 2019, 22:06

SOBOTA
Dziewczyny, dziękuję za modlitwę! Ona działa cuda! 2 niepewne zarodki ruszyły i na stan dzisiejszy mamy 5 zarodków! Myślałam, że spadnę z krzesła jak się dowiedziałam! :)
Tak więc jestem w dwupaku, przygarnęłam kropeczka. Wierzę, że ze mną zostanie na te 9 miesięcy i bedziemy się tulić w ramionach :) chyba 8b (ale byłam tak przejęta, że mogłam coś pomieszać).
Moja przyjaciółka dziś się dowiedziała, że też jej się udało w 4cs i mówi, że przecież my zawsze wszystko robiłyśmy razem i że za chwilę ja zobaczę te 2 wymarzone kreseczki na teście! Testować niby mogę już w sobotę, ale nie wiem czy 7dpt trzydniowego zarodka będzie miarodajny. Zobaczymy czy dam radę doczekać do poniedziałku :)
Resztę zarodków trzymamy do 6tej doby i jeśli dotrwają (wierzę w nie!) to pójdą na zimowisko. Kciuki dalej potrzebne! <3

17 grudnia 2019, 14:09

WTOREK
Nie mamy żadnych zarodków.... przestały się rozwijać po 3ciej dobie... Już wiem jaka beta wyjdzie w sobotę. Żyć mi sie odechciewa... ile jeszcze kobieta jest w stanie znieść?

24 grudnia 2019, 08:08

WTOREK
beta z wczoraj 9dpt wynosi... 1.
Nie zero jak zawsze tylko 1... Coś drgnelo. I co teraz? Wiem że nic nie wiem...
Jutro zrobię powtórkę i się wyjaśni czy to biochemiczna czy baaaardzo pozna implantacja... Żałuję że nie poszłam 7dpt miałabym więcej informacji ale stchorzylam...

Dziewczyny życzę Wam Spokojnych Świat. Żebyśmy przetrwały ten trudny dla nas czas... 😘
‹‹ 5 6 7 8 9 ››