Beta 0.
Myślę że to była biochemiczna. 7dpt mogło być ok 5. A potem spadło.
Nie wiem co teraz tak naprawdę. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Nie mamy zarodków... Dlaczego? Co z tym zrobić? Nie sądziłam że ta procedura się szybciej skończy niż się zaczęła 😥
Co dalej?
Dziś wizyta w klinice. Dostałam raport z pierwszej procedury in vitro... i co tam mamy. Wszystkie zarodki były klasy B w trzeciej dobie... Natomiast żaden zarodek po 3ciej dobie nie przekształcił się w morulę. 5tego dnia dalej były na poziomie stadium 3ciej doby doktor mówi, że najprawdopodobniej wina plemników. Trzeba zrobić kariotypy, mąż odesłany do androloga (chociaż wszystkie badania z nasienia mamy dobre ). Czuję, że jesteśmy tymi szczęściarzami i któreś z nas jest nosicielem jakichś wad następna procedura na ultradługim protokole (3 miesiące zastrzyków wyciszających i dopiero potem stymulacja). Doktor nie kazała zajmować się immunologią na razie. Uważa, że za wcześnie. Ale ja i tak zrobię. A przynajmniej skonsultuję wyniki. Może coś tam też jest nie halo
Zmieniamy trochę styl życia. Tona supli dla męża. Pół tony dla mnie. Zapisałam się do dietetyka. Potrzebujemy jakiejś takiej zdrowej, zbilansowanej diety. Zeby nie brakowało witamin i minerałów. A suple żeby były tylko jako dodatek. Żadnych słodyczy. Mąż ma zrezygnować z energetyków które pije na wiadra (ma zamienić na kawę). Ja wracam na siłownię - bardzo dobrze się po niej czułam i psychicznie i fizycznie - pomogła mi przetrwać ten trudny okres przygotowawczy do in vitro... Intensywnie myślę nad redukcją godzin pracy. Nie da się tyle pracować co ja do tej pory... Bardzo się męczę psychicznie tam. Myślę znaleźć sobie też jakieś zajęcie zupełnie inne niż praca. Jakieś hobby, albo może wolontariat... Jeszcze sama nie wiem ale coś co by mnie odciągnęło od tych starań...
Jakby tego było mało... mąż zaczyna mieć problemy z potencją... no tego nam jeszcze brakowało. I teraz nie wiadomo czego to wina. Leków na nadciśnienie które bierze? coś z prostatą nie halo? Za dużo pracy i obowiązków? prawdopodobnie nasz mechaniczny seks na siłę również nie sprzyja sytuacji mąż mówi, że trzeba coś zmienić. Ale ja nie wiem co. Mamy takie fajne gry erotyczne, to on nie chce. Ja już nie mam sexy-ciuszków w które bym się miała ubierać, żeby było lepiej. Ku*wa. Jeszcze co 2 dni... Mnie też się rzygać chce jak musze to robić nie sądziłam, że seks może tak obrzydnąć płakać mi się chce do czego te starania nas doprowadziły
Psychicznie jest fatalnie. Chyba ta cała sytuacja się teraz na mnie dopiero odbija mam takie stany depresyjne, jestem płaczliwa, rozdrażniona, mam jakieś takie myśli, że może to znak, że nie pasujemy do siebie i dla tego nie możemy mieć dzieci, że może nie powinniśmy być razem i takie tam...
rozważam jakąś terapię... teraz już chyba poważnie. Nie potrafię sobie poradzić z tą całą sytuacją nawet mąż zasugerował, że powinnam się nad tym zastanowić, bo on nie może patrzeć jak się męczę nie wiem ile jeszcze dam radę tak to wszystko ciągnąć... może nie każdemu jest dane wejść na szczyt
Ku pamięci.
DEKALOG LECZĄCYCH NIEPŁODNOŚĆ
-> Mówcie otwarcie o tym, że chorujecie na niepłodność
-> Uprzedzajcie pytania rodziny i znajomych
-> Proście znajomych, aby nie zadawali zbędnych pytań bo to dla was trudne
-> Powiedzcie przyjaciołom, żeby trzymali kciuki i nie udzielali mądrych rad, bo sami wiecie gdzie i jak się leczyć
-> Nie zamykajcie się w 4 ścianach
-> Nie wstydźcie się mówić innym, że cierpicie z tego powodu, że nie macie dzieci
-> Nie oskarżajcie się wzajemnie, niepłodność to choroba
-> Powiedzcie partnerowi czego od niego oczekujecie w tym trudnym czasie - sam może się nie domyślić
-> Dbajcie o seks, żeby nie został całkowicie podporządkowany zajściu w ciążę
-> Nie ustawiajcie całego życia pod potrzeby leczenia - niech będzie ono jedynie częścią, a nie treścią waszego życia
Zrobiłam badania różne przeróżniaste i teraz czekam pokornie na wyniki. Niektóre już przyszły i co mi wyszło? Oczywiście rozjechana immunologia. No przecież! jak mogło wyjść inaczej
ana dodatnie, nk za wysokie. Oh yeah... więc z utęsknieniem czekam na resztę niespodzianek. Mam nadzieję, że nie dobiją mnie kolejne wyniki jeszcze bardziej
Psychicznie jest mi nieco lepiej. Odbijam się od dna. Staram się nie przesiadywać tyle na forum. Czytam książki, idę na siłownię (hahah nie wiem już które z kolei podejście, ostatnio dałam radę 2miesiące regularnie chodzic, a potem było in vitro wiec siłą rzeczy musiałam przerwać tuż przed transferem i tak do tej pory sie nie zebrałam jeszcze by wrócić, ale wiem, że już czas ). Staram się nie myśleć o tym wszystkim tyle, bo pewnych spraw i tak nie przyspieszę. Takie w kółko myślenie mnie dołuje i zabiera chęc do życia. Muszę cierpliwie czekać na wyniki i potem sie zastanawiać. Na badaniach już byłam. Wizyty do specjalistów mam umówione. Nie pozostaje mi nic więcej jak tylko zająć się po prostu czyms innym. I cierpliwie czekać. Ulubiona słowa staraczki na dziś? "cierpliwie czekaj" taaaaaaaaaa...
Najgorsze jest chyba jeszcze to, że mój mąż być może będzie musiał wziąć antybiotyki przez miesiąc na żołądek jeśli wyjdzie mu bakteria. Więc z automatu nam się wszystko przeciągnie o 4 miesiące. No i potem co najmniej 3 miesiące suplementacji, żeby poprawić te plemniki... Oj coś czuję, że w jak dobrze pójdzie to kolejna procedura najwcześniej w okolicach wakacyjnych, albo dopiero we wrześniu.
Także tak... cierpliwie czekaj
Okazało się, że mąż ma bakterię w żołądku trzeba przeleczyć antybiotykami, które się bierze prawie miesiąc. Pod warunkiem, że dobrze pójdzie i kuracji nie bedzie trzeba powtarzać, albo zmieniać antybiotyki ja pierdziele... tak tego nam było potrzeba. Tak więc druga procedura opóźni się o 7 miesięcy jestem przeszczęśliwa
We wtorek idziemy do doktora, którego mąż określa mianem "szamana". Żeby przebadał gruntownie męża. Ja też sie zapisałam, a co. Ponoć jest super naprotechnologiem i jest bardzo wnikliwy. Może czegoś nie zbadaliśmy itp. Wizyta kobieca trwa 1,5h mąż sie zaczął zastanawiać co on robi przez te 1,5h z tymi kobietami, że one nagle w ciąże po tych wizytach zachodzą trochę mnie martwi to, że gość jest ogromnym przeciwnikiem in vitro i uważa, że in vitro to zabijanie dzieci i takie tam. Więc troche sie boje jak zareaguje na to, że jesteśmy po tej procedurze. Zobaczymy
My już po wizycie. Konkluzja: dalej nie mamy punktu zaczepienia. Ani ze strony męża, ani z mojej strony. Wszystko idealnie. Wizyta była bardzo dokładna, trwała 3h (bez kitu!). Nie znaleźliśmy nic czego by się można było uczepić... Na koniec jak doktor zaczął mówić o tym moim in vitro i o tym, że muszę dać sobie czas na żałobę to się popłakałam z tej bezsilności i znów mam spadek formy... na szczęście za tydzień kilka dni urlopu
Czas na... urlop
wróciłam z urlopu chora, musiałam gdzieś zmarznac i proszę jest! Akurat jak szaleje koronawirus i przeniósł się do Europy! Dobry moment wybrałam na chorowanie, oh yeah 😎 no nic, poleżę w łóżku przez weekend może trochę wrócą mi siły witalne...
Musze opowiedzieć historie mojego męża z diagnostyką. Otóż mój mąż poszedł do diagnostyki oddać krew na bakterie w żołądku. Za 2 dni panie dzwonią że krew skrzepła i proszą go żeby przyjechał jeszcze raz. To pojechał do innego punktu diagnostyki żeby pobrali jeszcze raz i żeby zrobić kariotyp przy okazji. Oddał krew znowu, ledwie wrócił do domu dzwoni diagnostyka, że probowka im pękła żeby przyjechał jeszcze raz 😂😂😂 mąż już wkurzony jedzie kolejny raz, oddał krew ponownie. I nie uwierzycie... Dzwoni babka że ta krew znowu im skrzepła! Mąż się tak wkurzył, zabrał pieniądze, zrobił ta bakterie gdzie indziej (tam dziwnym trafem wszystko było ok, wynik był już wieczorem) . Ale z kariotypem niby wszystko ok. I teraz najlepsza część... Po ponad miesiącu czekania na wynik kariotyp dzwonią że coś z próbka krwi nie tak bo nie wyszło! 😅 Trzeba było widzieć minę mojego męża 🤣🤣🤣 awantura i rozmowa z kierowniczka niewiele dała, nawet przepraszam nie usłyszał. Postawa żenująca.
W sumie to nawet nie miałam siły się złościć. Beznadziejne laboratorium 😑 i teraz trzeba ten kariotyp zrobić gdzieś indziej i znowu 1,5 miesiąca czekania 😑 love it...
Dziewczyny przegapiłam termin składania wniosków na dofinansowanie in vitro . Okazało się, że na złej stronie szukałam, a konkretnie w złym dziale w tym roku w innym miejscu było ogłoszenie. Ja pierd*lę nie ma już miejsc, było 36, jest 40 chętnych. Ryczeć mi się chce
Heyo trochę mnie tu nie było. Ale nie miałam o czym za bardzo pisać. Pochłonęła mnie trochę historia z koronawirusem... i na chwilę zapomniałam o staraniach, utrapieniach itp chyba potrzebowałam trochę takiego resetu głowy
Za to z jakimi wieściami tutaj wracam ale o tym zaraz.
W miedzyczasie zrobiłam kariotyp i badania immunologiczne. Wiem, że trochę może wyszłam przed szereg (cóż ja tak mam). Ale chyba znalazłam przyczynę naszych porażek. 2 lata mi to zajęło.
Allo mlr za niskie (13%, powinno być minimum 40%) - nie mam ochrony zarodka przed moim własnym układem odpornościowym, nk (20%, powinno być max 10%) - killerów za dużo, one ten zarodek likwidują jak się tylko pojawi.
Allo mlr wskazuje, że w grudnia była ciąża biochemiczna, inaczej wynik byłby zero.
Tak więc wydaje mi się, że z rozpoznania "niepłodność idiopatyczna", można zmienić na "niepłodność immunologiczna". Z jednej strony wiem, że leczenie nie jest łatwe i byc może nie gwarantuje sukcesu (ale co go gwarantuje?), z drugiej strony cieszę się, że wreszcie coś odkryłam mam nadzieje, że jestem juz coraz blizej rozwiązania mojego problemu To jedna sprawa.
Druga sprawa, podjęliśmy decyzję o zmianie kliniki. Chcemy wykluczyć przyczynę błędów w laboratorium. Byliśmy wczoraj na pierwszej wizycie. Właściwie to tylko skonsultować się, co o tym myśli nowy lekarz. Co by zmienił w stymulacji. Doktor niezbyt rozmowny, mam mieszane uczucia po tej wizycie, ale mam nadzieję, że tak jak dziewczyny pisały "wie co robi". Niewiele powiedział. W sumie spodziewałam się, że stymulacja zależy od mojej reakcji na jajniki, czego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Ponoć często zmiana wywołana ciut większymi dawkami leków daje już zupełnie inne rezultaty.
No i... nie ma na co czekać zaczynamy stymulację!!! Już od razu!!! Byłam w takim ciężkim szoku, że jak to, że od razu, że koronawirus, że teraz to strach w tej sytuacji...
Ale z drugiej strony wiem, że nie ma na co czekać. Bo im dłużej czekam tym endometrioza ma większe szanse na remisję... a koronawirus... doktor powiedział że być może będzie z nami jeszcze nawet i rok albo i dwa i czy chcę tyle czekać?...
Doktor uważa, że teraz jest najlepszy moment, bo latem wirusów jest zawsze mniej, ludzie mają lepszą odporność, produkty są bogatsze w witaminy (warzywa i owoce) i jeśli zachodzić w ciążę to właśnie teraz na wakacje. Jak zaczniemy od razu to transfer będzie czerwiec/lipiec. I to najlepszy możliwy moment w tej sytuacji... Więc... skoro i tak nam przepadło dofinansowanie to nie ma chyba na co czekać...
Planowałam drugie podejście dopiero na jesień. W sumie przyzwyczaiłam się już do tego czekania, chyba dlatego jestem w takim ciężkim szoku heheh
No i zaczęło się. Drugą procedurę czas zacząć
Tym razem to będzie ICSI, gonapeptyl nieco dłużej. Doktor chyba zrobi nieco inną stymulację. Zobaczymy. Jest małomówny, nie przypadł mi do gustu. Nie polubiliśmy się zbytnio.... do tego stopnia, że po drugiej wizycie byłam tak zniesmaczona, że chciałam rezygnować no ale nic. Zacisnę zęby. Może z czasem będzie trochę lepiej. Może to tylko złe początki. Tak przynajmniej dziewczyny które się u niego leczą przekonują żeby dać mu szansę, że zyskuje z czasem. Szkoda, że lekarza trzeba do siebie przekonywać, za taką kasę powinno być na odwrót... no ale coż.... życie. Jeśli skończy się dobrze to wszystko mu wybaczę
Od jutra gonapeptyl. Nie wiem kiedy to zleciało
Zaczyna się... Zaczyna się stres i zjazdy nastroju... Wczoraj wieczór przepłakany, dzisiaj pół ranka... Powinno być lepiej, przecież przygotowuję się do drugiego podejścia, zmieniliśmy klinikę, bierzemy suplementy na poprawę jakości jajeczek, plemników i wszystkiego co tylko mozna by było sobie wymyślec... Robimy wszystko co w naszej mocy, by tym razem było lepiej... A jednak czuję niepokój... Tak silny, że aż nie do opisania... Czym ja się tak martwię? Tym, że znowu się nie uda... że lekarz ma byle jakie podejscie do tej naszej stymulacji, jak gdybyśmy byli tylko kolejnym klientem który zostawi kasę, więc co za różnica jaki będzie efekt... że wydamy kupę kasy, a i tak nic z tego nie wyniknie i nie będę zadowolona, wrecz bede załować, że kiedykolwiek pomyślałam o tej klinice... bardzo mi brakuje też takiego wsparcia... wszystkie moje przyjaciółki są w ciąży albo już mają dzieci... a te co mają dzieci to radzą "wyluzować" (!?!?!?!), nikt nie rozumie mojego problemu i mojego bólu... siostra zakochała się, więc żyje w jakimś innym świecie (ciężko ją za to winić, ach te początki ), powiedziałabym matce co jest na rzeczy... ale wiem, że żadnego wsparcia nie uzyskam... już raz próbowałam, nie widzę, żeby coś w tej kwestii się mogło zmienić, tym bardziej, że robiłam jeszcze potem takie małe podejścia i próbowałam badać teren... ale widzę, że jest ciężki opór tak więc... czuję, że zostałam na polu walki chwilowo sama, bo każdy z najbliższych po prostu jest zbyt zajęty swoim życiem, żeby go obarczać jeszcze moimi problemami... i nawet nie ma z kim o tym pogadać w realnym życiu
Nie pomaga na pewno fakt, że zaczynam zdawać sobie sprawę, że powoli wyczerpują nam się możliwości diagnostyczne brakuje mi planu B, który do tej pory zawsze podtrzymywał mnie na duchu... Jakaś taka bezradność się wkradła w to wszystko...
Od jutra gonal... 😬 😵 Co to bedzie, co to bedzie 😜
Włączamy już menopur od jutra. Na razie na samym gonalu dosyć słabiutko, pecherzyki maja ok 8mm, ale tam troche ich jest (ostatnio niby tez było, a potem 2/3 odpadło w przedzawodach). Na razie się nie ekscytuję, nie załamuję. Staram się trzymać w ryzach, aczkolwiek różnie mi to wychodzi. Wiadomo doktor powiedział, ze na tym etapie to ciężko jeszcze cokolwiek powiedzieć jak to się rozwinie.
Estradiol dosyć duży bo już jest 750, progesteron 0,8 (ostatnio tyle prog miałam tuż przed punkcją), więc chyba idziemy w hiperkę. Mam nadzieje, że to pójdzie razem z jakością komórek/zarodków. Oby oby oby. No i szykuję się mentalnie na transfer odroczony jednak... Punkcja gdzieś w przyszłym tygodniu raczej. Zobaczymy jeszcze jaki będzie wzrost po menopurze. Mam na pewno większe dawki leków i w ogóle stymulacja jest inaczej prowadzona, z czego bardzo się cieszę. No bo coś tam pozmienialiśmy jest nadzieja na lepszy wynik następna wizyta w sobotę
PS. Właśnie mnie dziewczyny uświadomiły, że ta klinika ma inne jednostki hormonów. Więc po przeliczeniu Estradiol coś kolo 200 , a prog 0,25. Kamień z serca ale się oszukałam
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2020, 20:27
Jajca na razie rosną oby tak dalej
Chyba ta stymulacja jest faktycznie mocniejsza, bo już dzisiaj dosyć mocno czuję podbrzusze (wtedy nie czułam nic). Tak się zastanawiałam co to jelita czy co. Ale to po prostu od jajników, takie tępe ukłucia najgorzej przy schylaniu się albo siedzeniu odzywają się mam nadzieje, że to dobre znaki, bo nie jestem przygotowana na kolejną porażkę...
Mąż już pytał kiedy powiemy moim rodzicom o ciąży... patrzcie jaki hop do przodu! no kto by pomyślał
Punkcja planowana na piątek/sobotę teraz w środę na ostatniej wizycie będzie decyzja...
Doktor od kilku wizyt jest coraz milszy i coraz więcej do mnie gada, szok! Jak tak dalej pójdzie to chyba go nawet polubię!
Zaczynam się stresować bo za parę dni zaczną się rozgrywać losy mojego życia po raz drugi... Totalnie nie jestem gotowa na porażkę, więc kurcze niech się tym razem zechce udać...!
Dzień jak co dzień... tak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka...
Nieeee... to by było zbyt piękne.
Wczoraj się zorientowałam, że nie starczy mi menopuru na dzisiejszą dawkę. Jak to możliwe jak wszystko było wyliczone co do joty? nawet sama liczylam i się zgadzało z moimi wyliczeniami. Więc jak to możliwe? Opcji jest kilka. Albo jakoś źle odmierzałam dawkę (bardzo mało prawdopodobne, bo na to mega zwracałam uwagę), albo po prostu w fiolce było za mało rozpuszczalnika (i raczej ku tej wersji bym sie skłaniała). No ale nei ma tego złego, znalazłam menopur z poprzedniej stymulacji, patrze data ważnosci jeszcze daleka, bedzie git. Gdzie tam bede dzwonic do kliniki... No wiec dziś rano wzielam zastrzyki. I tak sobie myślę... a mam kumpla ktory jest kierownikiem apteki, zapytam sie go o ten lek. Bo tak mi sie coś zaczelo kojarzyc, ze po otwarciu to moze ma krótszą datę ważności... Kumpel sprawdzil w swoich ksiązeczkach i mi pisze, ze 28 dni po otwarciu trzeba go zuzyć... a u mnie pół roku już mineło. To kumpel na to, że po takim czasie to tam już nie bedzie substancji czynnej, tak jakbym sobei wodę wstrzykneła... No i panika....! Telefon do kliniki, godzine nie moglam sie dodzwonic bo to z samego rana. W akcie desperacji zadzwonilam pod numer alarmowy na ktory (wiem!) nie powinnam dzwonić... Ale chociaż ktoś odebrał, zjebkę dostałam, prawie się popłakałam. Pani się chyba głupio zrobiło bo na koniec powiedziała, zebym się nei stresowała ze wszystko bedzie dobrze i żę dostrzykniemy brakującą dawkę, żebym ostrożnie jechała bo z daleka jestem... Oczywiśćei przez to wyjechałam spóźniona, na drodze jak nigdy jakiś korek, wypadek czy cholera wie co. Już mi się opóźnienie zrobiło. Nie dość, że za późńo wyjechałam to jeszcze obsuwa w trasie.. dojechalam pół godziny po czasie, wbiegam zziajana... a tam kolejka jak cholera do zabiegowego! Nigdy nie było żadnych kolejek to dzisiaj musiała być i to aż taka. No nic trudno, czekam. Panie w zabiegowym co tak późno, nie wiadomo czy zdązą być wyniki itp masakra. Poszłam na obiad do knajpki do której codziennie chodzę, bo jest obok novum... i co tam tym razem? Jak nigdy nie czekam, tak dzis czekałam na obiad i nie zdazyłam go zjesć, bo już musiała leciec na wizytę. No jak pod górkę to pod górkę, nawet zjeść nie dadzą No ale dobra. Poleciałam do przychodni. Przed wizytą to aż drżałam ze stresu. Weszłam do jaskini lwa
Na szczęście wizyta mega miła, doktor nei robił problemów z wypisaniem dawki kolejnej tego menopuru. Stwierdził, że przedłuzamy stymulację bo lewy jajnik jest w tyle. Będzie więcej komórek dzięki temu, inaczej moze być tak, że wynik będzie taki sam jak ostatnio. Kosztem tego, że nie bedzei świeżego transferu. Endometrium troche za grube i niestety nieprawidłowe. Więc i na tym poziomie też lipa. Hormony juz dzisiaj na granicy, jutro na pewno jeszcze skoczą. Ryzyko hiperki. Punkcja w sobotę. Dziewczyny ogromnie Was proszę o kciuki od soboty przez 6 dni, żeby coś dotrwało do blastki...! Na razie wstępny plan taki, że mrozimy 3 kom, reszte hodujemy do blastki, ale to jeszcze zobaczymy ile będzie komórek dojrzałych i czy faktycznie będzie z czego wybierać. Doktor liczy na 10 kom do zapłodnienia. Ambitnie
No to stres opadł, wszystko spoko. Miło, przyjemnie. Moge poczekać miesiac czy dwa na transfer, jeśli dzięki temu bedzie na co czekać no to wracam sobie już spokojnie do domu. Patrzę google maps pokazuje 3 trasy. Na kazdej jakiś korek. Wybrałam jedną. Nie wiem czy słusznie. Tam jakiś wypadek. Przez pół godziny stałam i nic nie ruszało do przodu. Można było sobie książkę poczytać potem coś ruszyło. Jadę jadę, jakąś wsią. A tam taka sytuacja nagle. Jadę ja, z naprzeciwka TIR i z podporządkowanej drogi od strony TIRa wyjeżdza na rowerze dziadek tuż przed TIRem i skręca w lewo tuż przede mnie, ja się już zblizam do TIRa i dziadka i dziadek nagle FIK pod koła tego TIRa!!! Ja patrze przerażona, po hamulcach i tylko widzę jak to ogromne koło od TIRa rozjedzie za chwile dziadkowi głowę!!!! ALe TIRem jechal jakis mega ogarniety gosc i zauwazyl co sie dzieje i zjechal na bok do rowu i tym samym ocalil dziadkowi życie!!!!! Ja w szoku, gosc z TIRa w szoku, zablokowalismy trasę, wyskoczylismy w jednym momencie z aut i lecimy do dziadka. Ja sie pytam czy nic mu nie jest, czy dobrze sie czuje. Taki starszy dziadek, mowi ze mu sie w głowie zakręciło i upadł. NA szczęscie głową nie uderzył o drogę bo by trzeba bylo wtedy na pewno karetkę wzywać. no ale schylam się nad dziadkiem i czuję, od niego alkohol, taki przetrawiony dziadek się zarzeka, ze nie... nic nie pił itp. Gadał normalnie, nei wygladal na pijanego, ale chyba do końća trzezwy nie był, a ja na alkohol jestem wyczulona. Próbowałam dziadka podniesc, ale nei mialam tyle sily, podnieslimy go razem z gościem z tira, na bok odstawilismy i zabronilismy mu jechac na rowerze, ma prowadzić rower obok siebie. Gość z TIRa wystrachany na maksa, pyta czy widzialam ze on go nie potracil, ze sam sie wywalil. Tak widzialam całą sytuację doskonale. Wziął ode mnie numer tel na wszelki wypadek gdyby był jakis przypał. Dałam numer. Masakra. Ale ja się też zestresowałam. Teraz mysle, że mam nadzieje ze gość nie mial jakeigos koronawirusa bo ja mam punkcje za 3 dni! Boshe co za dzień... dobrze, że szczęśliwie dojechalam do domu bez żadnego szwanku bo dzisiaj to jeden z tych dni co lepiej nigdzie nie wychodzić... Eh przygody... Jestem już wypruta z wszelkiej energii...
Jutro mąż mi obiecał wypad na jakiś zamek i pochodzenie po skałkach i lody w ramach nagrody, że przetrwałam dzisiejsze przygody teraz tak sobiemyślę, że dobrze, że mi koło nie odpadło po drodze, bo jeszcze tego by mi brakowało
Wiem że trzymalam w niepewności, ale dopiero dziś dane mi było się coś więcej dowiedzieć 😊
Więc tak. Czuję się bardzo dobrze, nawet nic przeciwbólowego nie potrzebowałam. Punkcja sprawnie poszła, po godzinie juz wychodziłam z sali 😊
Mamy 12 komórek, z czego 11 dojrzałych 💗, zaplodnilo się 8 💗💗💗 teraz niech dzielnie walczą! W czwartek będzie 5 doba i chyba wtedy będę znowu dzwonić i pytać jak tam 😁 kciuki teraz mega potrzebne ✊✊✊
Nie wiem co się dzieje ze mną od czasu punkcji... Ale spie po 12h plus po południu drzemka min kolejna godzinę! W czasie dnia chodzę jak zombie, jakbym była codziennie po jakiejś suto zakrapianej imprezie i spala max 2h. Od przedwczoraj trochę przechodzi mi ta senność nadmierna, ale z kolei łapie mnie gastrofaza! Wczoraj zjadłam obiad, po półtorej godziny byłam już tak głodna że zamówiłam pizze i cała 34cm wszamilam na raz, zjadłam jeszcze do tego zupę i zagryzlam bananem! 😂😂😂 Dzisiaj zjadłam dwa obiady pt zupa+drugie danie (mąż się najadl jednym!). Po powrocie z pracy na kolacje mcdonald, dwie porcje zupy i... nie ukrywam już teraz czuje się lekko niedojedzona 😂😂😂 mąż przyszedł i się pyta gdzie mi się to wszystko mieści 😂😂😂 w sobotę idziemy na wesele. Braknie jedzenia przy naszym stoliku jak tak dalej pójdzie 😅
Nie wiem czy to skutek takiej ilosci hormonów w organizmie i sam organizm jest w szoku i się tak dziwnie zachowuje? 🤔 Ja się wykończę 🤦🏻♀️
Dzwoniłam dzisiaj do labo. Dostałam OPR że dzwonie za wcześnie, bo żeby się dowiedzieć o 5dniowe zarodki to... Nie dzwoni się 5tego dnia (czyli dziś) tylko po (!) 7mej dobie!!! Wiedzialyscie? 🤷♂️🤦🏻♀️ Jak to mawia moja mama w takich bezsensownych sytuacjach: "a pies im mordę lizał"! O!
Może jak będę miała jutro czas w pracy to zrobię drugie podejście a jak nie dam rady to zadzwonię w pon. Akurat do południa mam wolne, więc spokojnie będzie można czekać na telefon zwrotny 😋 pytanie czy wytrzymam cały weekend w niewiedzy...? ❓❔❓❔❓❔❓❔❓❔❓❔❓❔❓❔❓❔❓
I bańka mydlana właśnie prysła. Nie mamy żadnej blastki... mamy 3 zarodki zamrożone w 3ciej dobie. 7b, 7c, 6c. Embriolog mowil, że te 7c i 6c bardzo słabiutkie, a ten 7b ma sporą fragmentację, więc też taki sobie. To chyba koniec naszej przygody z in vitro. Nie mam już siły na nic... Nie piszcie proszę, że są jeszcze szanse, bo mi to nie pomoże. Wystarczy spojrzeć w poprzednią procedurę, gdzie zarodki były o niebo lepsze i mamy już tę wiedzę jak się historia skończyła i jak się zakończy i tutaj...
Aha w tym labie co robiłam betę i wyszła 1 to wg ich norm ciąża jest od 3.
Przykro mi... 😔 Oby w nowym roku były dobre wiadomości. A zarodki jakiej klasy były? Może coś lekarz podpowie...
Czekamynadzidzie bardzo Ci współczuję i przytulam, śledzę Twój pamiętnik od dawna i wiem ile emocjonalnie Cię to wszystko kosztuje, chciałabym móc Cię jakiś pocieszyć, ale chyba nie ma odpowiednich słów w takiej sytuacji, albo po prostu ich nie znam. Tak bardzo chciałam aby Wam się udało, nie mogę się z tym pogodzić. Kurczę. Mieliście 5 zarodków w 3 dobie z 6 komórek, to ładny wynik, ponoć po 3 dobie istotny jest czynnik męski. Zapytaj może lekarza, co o tym myśli, co jego zdaniem było przyczyną, że zarodki nie przetrwały do 5 doby. Może to będzie jakaś wskazówka co dalej.
Bardzo mi przykro kochana. Tak bardzo liczyłam że co się uda. A badaliscie u męża dna lub hba bo tu też szopki potrafią wyjść i trzeba innej metody użyć. Mi też lekarz tego nie zlecał a sama sobie zleciłam i wyszło ....
Współczuję bardzo... To wszystko jest takie niesprawiedliwe 😔
Współczuję bardzo... To wszystko jest takie niesprawiedliwe 😔
Współczuję kochana przechodziłam przez to dwa razy i za każdym razem nie miałyśmy zarodków w 5 dobie a te które były podane to z 3 doby i nie wyszło🙁trzymaj sie
Nie mam słów jakie to smutne i niesprawiedliwe... oby ten okropny rok się dla Was już skończył i wraz z nim wszystkie niepowodzenia. Musicie się wspierać, miłość jest w stanie pokonać wszystko. Trzymaj się 💚
Bardzo mi przykro, ale jest światełko w tunelu. Była ciaza biochemiczna. Nie wiem czy pamietasz ale korespondowalysmy na priv jakiś czas temu, radzilam Ci żebyście zrobili HBA. To wazne badanie i jeśli nie mieliscie okazji zrobić to warto, bo skoro moze być czynnik meski, jak dziewczyny piszą, to HBA i chromatyna muszą być zbadane. Sam seminogram niewiele powie w tym momencie.
hej,jesli badania cyto wyjda dobrze to pewnie luty / marzec, bo lekarz będzie na pewno dodatkowe badania chcial zrobić...
Czekamy, mocno przytulam. To takie niesprawiedliwe 😔 Mam nadzieję, że Wasz lekarz doradzi Wam w jakim kierunku iść, byście za rok o tej porze cieszyli się swoim cudem, a przynajmniej zdrową ciąża. Na prawdę mocno wierzę, że to bolesne, ale tylko potknięcie w Waszej drodze po dziecko. Jesteś silna babeczka i wiem, że się nie poddasz 😚
Co dalej, chyba badania i kolejne in vitro
Szkoda naprawdę że chociaż jeden nie pozostał :( myślę że dalej o ile macie możliwości finansowe walczyłabym z pomocą drugiej procedury. Tak jak piszą dziewczyny zbadałabym męża. Może trzeba będzie skorzystać z picsi a nie isci. Ta procedura przyniosła Wam pewną wiedzę dlaczego nie udawało się. Chociaż to dobre. Przytulam mocno :*
Dalej ? Ułożysz nowy plan i przejdziesz dalej. Poradzisz sobie. Bardzo mi przykro że nie wyszło . O ile masz siłę i wolę walki próbuj dalej , aż powiesz stop. Powodzenia i dużo siły w nowym roku . Niech najgorsze przeminie i zaświeci Tobie słońce .
Przykro mi bardzo kochana....tak ja dziewczyny powiedzialy moze warto spotkac sie z lekarzem i przeanalizowac....oczywiscie jak juz bedziesz w stanie ugryzc ten temat. Mialam naprawde nadzieje, ze sie uda. Nie poddawaj sie jeszcze, masz tylko 30 lat...wiele moze sie jeszcze wydarzyc. Buziaki
Czekamy bardzo mi przykro. Kibicowałam i kibicuję dalej. Myślę że masz w sobie dużo siły i to nie koniec. Co dalej- na pewno badania, nie wiem co bo się nie znam, może tak jak dziewczyny piszą. I próbować znowu, masz dopiero 30 lat więc na pewno się w końcu uda. :) Życzę Ci dużo siły i wiary w tym nowym roku. I spokoju w sercu mimo przeciwności.
Czekamy bardzo mi przykro. Kibicowałam i kibicuję dalej. Myślę że masz w sobie dużo siły i to nie koniec. Co dalej- na pewno badania, nie wiem co bo się nie znam, może tak jak dziewczyny piszą. I próbować znowu, masz dopiero 30 lat więc na pewno się w końcu uda. :) Życzę Ci dużo siły i wiary w tym nowym roku. I spokoju w sercu mimo przeciwności.
Czekamy bardzo mi przykro. Kibicowałam i kibicuję dalej. Myślę że masz w sobie dużo siły i to nie koniec. Co dalej- na pewno badania, nie wiem co bo się nie znam, może tak jak dziewczyny piszą. I próbować znowu, masz dopiero 30 lat więc na pewno się w końcu uda. :) Życzę Ci dużo siły i wiary w tym nowym roku. I spokoju w sercu mimo przeciwności.
Och kochana... Bardzo, bardzo mi przykro. Ciężko znaleźć słowa... Co dalej...? Myślę że musicie jeszcze spróbować, jeszcze zawalczyć. Spotkać się z lekarzem, zapytać co poszło nie tak, jak można temu zaradzić, opracować nowy plan. Mocno wspieram. Proszę nie poddawajcie się.
Och kochana... Bardzo, bardzo mi przykro. Ciężko znaleźć słowa... Co dalej...? Myślę że musicie jeszcze spróbować, jeszcze zawalczyć. Spotkać się z lekarzem, zapytać co poszło nie tak, jak można temu zaradzić, opracować nowy plan. Mocno wspieram. Proszę nie poddawajcie się.
Bardzo mi przykro że się nie udało. Myślę że jesteście pod dobra opieka doświadczonych lekarzy którzy nie jeden przypadek już widzieli i na pewno wam pomogą! Nie poddawajcie się! Wszystkiego dobrego!
Czekamy kochana- wiem, że przeżywasz teraz bardzo ciężkie chwile. Odpocznij - nie daj się zwariować. A później walcz. Ta sytuacja mimo, że bardzo trudna- daje nowy ogląd, trzeba znaleźć przyczynę i wyeliminować dziadostwo. Nie przestaje się za Ciebie modlić. Bądź dzielna, nabierz sił i do boju!
Czekamy bardzo za Ciebie trzymałam kciuki i dalej trzymam. Niestety życie czasami bywa akrutne A co dalej? Znajdziesz swoją drogę, jesteś silna, masz kochającego męża. Nie każde małżeństwo może przetrwać takie coś a wy trwacie dalej. Z dobrym lekarzem wszystko się uda. Trzeba poszerzyć diagnostykę i spróbować ponownie wtedy kiedy będziesz na to gotowa. Myślę o tobie i kiedyś będzie dobrzd na pewno :*
Czekamy bardzo za Ciebie trzymałam kciuki i dalej trzymam. Niestety życie czasami bywa akrutne A co dalej? Znajdziesz swoją drogę, jesteś silna, masz kochającego męża. Nie każde małżeństwo może przetrwać takie coś a wy trwacie dalej. Z dobrym lekarzem wszystko się uda. Trzeba poszerzyć diagnostykę i spróbować ponownie wtedy kiedy będziesz na to gotowa. Myślę o tobie i kiedyś będzie dobrzd na pewno :*
bardzo mi przykro 😥 pytałaś u mnie o immunologa- upatrzyłam prof. Wyzgał a. nie wiem czy jest specem od niepłodności, ale jutro będę tam dzwonić. trzymaj się Kochana ❤