Pomoc w interpretacji wykresu...
-
WIADOMOŚĆ
-
Kotek90 wrote:Wierzę Ci i nie oceniam, bo sama jak się dowiedziałam o cytomegalii i od kogo mogłam się zarazić nie mogłam na to dziecko nawet patrzeć, zresztą do dziś mam jakiś awers do niego, pomimo że nie mam pewności czy to faktycznie przez to, ale jak sobie pomyślę, że gdybym nie poroniła i moje dziecko byłoby przez to chore i cierpiało, to mnie krew zalewa. Ja o poronieniu też się nauczyłam mówić i nawet tego za bardzo nie ukrywam, bo uważam, że przez to, że same kobiety zrobiły z tego takie wielkie tabu, to społeczeństwo nas tak traktuje. Kiedy umiem o tym mówić, to niestety nikt mnie nie chce słuchać i uważają, że przesadzam, w ogóle większość twierdzi, że w 8 tygodniu to nie dziecko, tylko jakiś zlepek komórek, więc „mam nie dramatyzować, bo to nie było dziecko”, albo „nie ty pierwsza, nie ostatnia”. To ostatnie to nagminnie min powtarza teściowa, która pewnie modliła się żebym poroniła, bo mnie nienawidzi jak psa. Więcej wsparcia jest u koleżanek, no i plus jedyny z tego, że nikt nie wypytuje głupio kiedy dziecko.
Ja również nie dostałam właściwie tyle wsparcia ile myślałam, że dostanę... Chociaż najbardziej zabolał mnie nietakt mojej bardzo dobrej kumpeli, która gadała o ciąży (w którą zaszła powiedzmy w tym cyklu w którym ja poroniłam) widziąc, jak bardzo jestem załamana. Wiem, ze się długo starała. Życzę jej samych cudowności. Tylko uważam, że mogła to zostawić komuś innemu. Mnie tego nie opowiadać po prostu. No i zabolał mnie fakt, że moje poronienie porównała do tego, że o ciąże starała się 1,5 roku - dla niej to była taka sama tragedia... Nie umiała naet docenić tego, że ma już jedno dziecko, cudnego synka. A starała się wcale nie tak dokładnie. Eh.
Dla mnie 8 tydz. to dziecko, bo bije już serce.
Ja uważam, ze moja ciąża biochemiczna to nie dziecko. I tyle. Koniec kropka. Także tragedia jest tragedią, także Twoja.Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 czerwca 2019, 10:13
-
LaBellePerle wrote:Ja również nie dostałam właściwie tyle wsparcia ile myślałam, że dostanę... Chociaż najbardziej zabolał mnie nietakt mojej bardzo dobrej kumpeli, która gadała o ciąży (w którą zaszła powiedzmy w tym cyklu w którym ja poroniłam) widziąc, jak bardzo jestem załamana. Wiem, ze się długo starała. Życzę jej samych cudowności. Tylko uważam, że mogła to zostawić komuś innemu. Mnie tego nie opowiadać po prostu. No i zabolał mnie fakt, że moje poronienie porównała do tego, że o ciąże starała się 1,5 roku - dla niej to była taka sama tragedia... Nie umiała naet docenić tego, że ma już jedno dziecko, cudnego synka. A starała się wcale nie tak dokładnie. Eh.
Dla mnie 8 tydz. to dziecko, bo bije już serce.
Ja uważam, ze moja ciąża biochemiczna to nie dziecko. I tyle. Koniec kropka. Także tragedia jest tragedią, także Twoja.
Mi mój stary gin powiedział, że o biochemie mam zapomnieć, prawie każda kobieta chociaż raz to miała. I, że jakbyśmy my kobiety, co chwila testów nie robiły, to byśmy sobie głowy biochemami nie zwracały....LaBellePerle lubi tę wiadomość
33👧 37🧑 🐈🐈⬛🐈
💕2014👰♂️🤵2018
👨👩👧 02.2020 nasza mała Zuzia (12cs)
9 cs!🤞⏳️do kwietnia
💊 naturell: folian, B12, omega-3, koenzym Q10; d3 i k2, selen, chrom complex, mleczko pszczele
🔬08.2024 - morfo, mocz, transaminaza, ferrytyna(55,94), glukoza, cholesterol hdl, ldl ✅️kwas foliowy(15,96), b12(393) ☑️ cholesterol całkowity❌️
🔬11.2024 TSH 2,09❌️ T4 1,06✅️anty TPO, anty TG ✅️ badania 2-5dc ✅️
Badanie nasienia✅️
🗓 08.24 usg piersi✅️cytologia płynna✅️
Nadwaga - dieta i ćwiczenia (do tej pory -6 kg)
🔜26.11 Wit D3
🔜28.11 endo konsultacja
🔜04 12 wizyta u gina -
Darrika wrote:Mi mój stary gin powiedział, że o biochemie mam zapomnieć, prawie każda kobieta chociaż raz to miała. I, że jakbyśmy my kobiety, co chwila testów nie robiły, to byśmy sobie głowy biochemami nie zwracały....
no ja do biochemów mam takie samo podejście -
LaBellePerle wrote:no ja do biochemów mam takie samo podejście
Ja i tak i nie Tzn. Ja się cieszę, że o nim wiem. Bo to znak, że jest owulacja, że dochodzi do zapłodnienia ale najwyraźniej przy zagnieżdżaniu zarodka jest jakiś zonk. Bo tak jak bym nie wiedział o nim, to by się szukali przyczyn wszędzie- była owulacja? Może była, ale jajrczko lipa, nie ma zapłodnienia, a może jajeczko git ale plemniki słabe itd. A tak to skreślam 2 pierwsze fazy i mogę skupić się na naprawie ostatniej czyli zagnieżdżaniu. Może źle myślę, ale kto to tam wie33👧 37🧑 🐈🐈⬛🐈
💕2014👰♂️🤵2018
👨👩👧 02.2020 nasza mała Zuzia (12cs)
9 cs!🤞⏳️do kwietnia
💊 naturell: folian, B12, omega-3, koenzym Q10; d3 i k2, selen, chrom complex, mleczko pszczele
🔬08.2024 - morfo, mocz, transaminaza, ferrytyna(55,94), glukoza, cholesterol hdl, ldl ✅️kwas foliowy(15,96), b12(393) ☑️ cholesterol całkowity❌️
🔬11.2024 TSH 2,09❌️ T4 1,06✅️anty TPO, anty TG ✅️ badania 2-5dc ✅️
Badanie nasienia✅️
🗓 08.24 usg piersi✅️cytologia płynna✅️
Nadwaga - dieta i ćwiczenia (do tej pory -6 kg)
🔜26.11 Wit D3
🔜28.11 endo konsultacja
🔜04 12 wizyta u gina -
Kotek90 wrote:Girl, chciałam Cię zapytać czy Ty po duphastonie też masz takie potworne bóle jajników? Pół nocy nie przespałam, bo tak mnie bolał lewy jajnik, aż mi promieniowało do kręgosłupa i kości ogonowej. Dzień wcześniej też bolał, ale nie aż tak.[link=https://www.suwaczki.com/][/link]
-
Girl25 wrote:Tak też czułam w tym cyklu bardzo wyraźnie jajniki a ten jeden prawy to aż za bardzo. Może to faktycznie przez to chociaż ostatnio tak nie miałam przed ciąża. Ja na razie czekam na @ ale ani widu ani slychu poza tym że teraz mam takie dziwne uczucie pelnosci piersi. Nie bolą tylko takie dziwne uczucie i jajniki dalej czuje ale tak delikatnie nie tak jak przy braniu duphastonu
-
LaBellePerle wrote:Ja również nie dostałam właściwie tyle wsparcia ile myślałam, że dostanę... Chociaż najbardziej zabolał mnie nietakt mojej bardzo dobrej kumpeli, która gadała o ciąży (w którą zaszła powiedzmy w tym cyklu w którym ja poroniłam) widziąc, jak bardzo jestem załamana. Wiem, ze się długo starała. Życzę jej samych cudowności. Tylko uważam, że mogła to zostawić komuś innemu. Mnie tego nie opowiadać po prostu. No i zabolał mnie fakt, że moje poronienie porównała do tego, że o ciąże starała się 1,5 roku - dla niej to była taka sama tragedia... Nie umiała naet docenić tego, że ma już jedno dziecko, cudnego synka. A starała się wcale nie tak dokładnie. Eh.
Dla mnie 8 tydz. to dziecko, bo bije już serce.
Ja uważam, ze moja ciąża biochemiczna to nie dziecko. I tyle. Koniec kropka. Także tragedia jest tragedią, także Twoja.
Obecnie uczę się i nawet już zauważyłam, że się powoli tego wyzbywam, a mianowicie myślenia „byłoby”, „moje dziecko miałoby teraz 3 miesiące”, „dziś urodziłabym swoje dziecko”, itd. Bardzo mocno u mnie to było zakorzenione i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Pamietam w święta jak spotkaliśmy się z kuzynką mojego i patrzę, a ta w ciąży u zaraz w głowie: „byłabym teraz w tum samym tygodniu”, jak urodziła, to „ja urodziłabym tydzień wcześniej”, myślałam że wtedy oszaleję. Dopiero natrafiłam na bardzo fajny blog, gdzie pewna kobieta po promieniu też to opisywała i ostrzegła, że trzeba się tego jak najszybciej wyzbyć, bo to prosta droga do depresji, więc pozbierałam się w sobie i teraz coraz mniej mam takich myśli.
Ale się rozpisałam, sorry za te moje wypociny, ale człowiek nie ma się do kogo już wygadać, bo wszyscy mnie mają za debila.Darrika, LaBellePerle lubią tę wiadomość
-
A twoja rodzina? Cały czas piszesz o teściowej bratowce a gdzie twoi? No niestety ludzie czasami nie myślą . Moja koleżanka tez była w ciąży wtedy co ja i też się cieszyła bo mój synek miał mieć fajnego kolegę z tego samego wieku i nawet miesiąca tylko tamten miał być dwa tygodnie później albo tydzień, jakoś tak. Niestety koło 20 tyg dostała krwawienia wody jej odeszły, była w prokocimiu ale nie wiem dokładnie przez co, mają już jednego synka.[link=https://www.suwaczki.com/][/link]
-
Kotek90 wrote:Mnie moja bardzo dobra koleżanka też z jednej strony niby wspierała, ale z drugiej jak ja robiłam, ona rodziła. Ok bardzo się z tego cieszyłam, choć przez łzy , ale później przysyłanie mi zdjęć jej dziecka bardzo mnie bolało, chociaż malutka jest cudowna. Koleżanka mnie wspierała, bo sama wiedziała przez co przechodzę, ponieważ sama 2 razy poroniła. Inna koleżanka wiedziała o moim poronieniu i też cyklicznie co chwila przysyła mi zdjęcia swojego dziecka, ale ta zaszła za drugim razem i nie rozumie przez co przechodzę. To jest tak, że ja nie oczekuję współczucia i użalania się, tylko zrozumienia. Moja teściowa nie rozumie, że dla mnie widok jej wnuka jest wręcz torturą, bo moje dziecko nie żyje, a na dodatek może się zdążyć tak, że nigdy nie będę miała więcej dzieci, to jeszcze nas wręcz zmusza, że mamy chodzić do brata narzeczonego. Niestety, ale mogę śmiało stwierdzić, że jestem z problemem sama i sama sobie muszę z tym radzić, a otoczenie mi w tym nie pomaga. Z każdej strony tylko słyszę, że tylko matka jest prawdziwą kobietą, nie masz dzieci jesteś niespełniona, co ty wiesz o życiu, nie masz dzieci, jesteś egoistką i karierowiczką, bo praca ważniejsza, pewnie dlatego nie masz dzieci. Fakt, może g...o wiem o życiu, bo mam dopiero 29 lat, ale słysząc to z ust 24 - latki, która nic nie robi, a ogranicza się jedynie do chowania swojego dziecka, to szlag mnie jasny trafia. Wyszczekałam jej żeby się czasem nie dowiedziała o życiu tyle co ja, bo strata dziecka to największa tragedia. Moja wina, że późno spotkałam faceta, z którym chcę założyć rodzinę? Moja wina, że mnie w dzieciństwie lekarz załatwił antybiotykami i jestem chora? Ludzie są okrutni, no ale karma wraca. A przekonałam się, że niektórzy bardzo szybko zapominają jak to było kiedy oni mieli problem. Co do Twojej koleżanki, to 1,5 roku to nic w porównaniu z innymi dziewczynami na tym forum, które nawet po 7,8 lat się starają. Poza tym trzeba być bezczelnym, żeby porównać starania, nawet bezowocne, do śmierci dziecka. Tym bardziej, że Twoja ciąża była wysoka. Fakt, po biochemicznej bym się tak nie przejmowała, tzn. przejmowała, ale nie byłaby to dla mnie tak wielka tragedia. Dobrze, że przynajmniej Wy dziewczyny jesteście, bo człowiek by zwariował.
Obecnie uczę się i nawet już zauważyłam, że się powoli tego wyzbywam, a mianowicie myślenia „byłoby”, „moje dziecko miałoby teraz 3 miesiące”, „dziś urodziłabym swoje dziecko”, itd. Bardzo mocno u mnie to było zakorzenione i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Pamietam w święta jak spotkaliśmy się z kuzynką mojego i patrzę, a ta w ciąży u zaraz w głowie: „byłabym teraz w tum samym tygodniu”, jak urodziła, to „ja urodziłabym tydzień wcześniej”, myślałam że wtedy oszaleję. Dopiero natrafiłam na bardzo fajny blog, gdzie pewna kobieta po promieniu też to opisywała i ostrzegła, że trzeba się tego jak najszybciej wyzbyć, bo to prosta droga do depresji, więc pozbierałam się w sobie i teraz coraz mniej mam takich myśli.
Ale się rozpisałam, sorry za te moje wypociny, ale człowiek nie ma się do kogo już wygadać, bo wszyscy mnie mają za debila.
Ja mam właśnie 24 lata No, ale wiem o jakim typie kobiet mówisz, wręcz doskonale.
Ja po prostu wcześnie spotkałam jego jedynego, ot co 29 lat to jeszcze młoda babeczka z Ciebie
Ja nie miałam czegoś takiego, tego myślenia akurat. I dzięki Bogu.
Mam do siebie jedynie żal o to, że z góry założyłam, że skoro dwa razy zaszłam w pierwszym miesiącu to teraz też będzie to rach ciach. A jak widać wcale nie jest. Dopiero teraz, od tego cyklu, zczyna docierać do mnie, że to wcale nie jest takie hop siup. A jednocześnie mnie to przeraża -
Kotek90 wrote:Mnie moja bardzo dobra koleżanka też z jednej strony niby wspierała, ale z drugiej jak ja robiłam, ona rodziła. Ok bardzo się z tego cieszyłam, choć przez łzy , ale później przysyłanie mi zdjęć jej dziecka bardzo mnie bolało, chociaż malutka jest cudowna. Koleżanka mnie wspierała, bo sama wiedziała przez co przechodzę, ponieważ sama 2 razy poroniła. Inna koleżanka wiedziała o moim poronieniu i też cyklicznie co chwila przysyła mi zdjęcia swojego dziecka, ale ta zaszła za drugim razem i nie rozumie przez co przechodzę. To jest tak, że ja nie oczekuję współczucia i użalania się, tylko zrozumienia. Moja teściowa nie rozumie, że dla mnie widok jej wnuka jest wręcz torturą, bo moje dziecko nie żyje, a na dodatek może się zdążyć tak, że nigdy nie będę miała więcej dzieci, to jeszcze nas wręcz zmusza, że mamy chodzić do brata narzeczonego. Niestety, ale mogę śmiało stwierdzić, że jestem z problemem sama i sama sobie muszę z tym radzić, a otoczenie mi w tym nie pomaga. Z każdej strony tylko słyszę, że tylko matka jest prawdziwą kobietą, nie masz dzieci jesteś niespełniona, co ty wiesz o życiu, nie masz dzieci, jesteś egoistką i karierowiczką, bo praca ważniejsza, pewnie dlatego nie masz dzieci. Fakt, może g...o wiem o życiu, bo mam dopiero 29 lat, ale słysząc to z ust 24 - latki, która nic nie robi, a ogranicza się jedynie do chowania swojego dziecka, to szlag mnie jasny trafia. Wyszczekałam jej żeby się czasem nie dowiedziała o życiu tyle co ja, bo strata dziecka to największa tragedia. Moja wina, że późno spotkałam faceta, z którym chcę założyć rodzinę? Moja wina, że mnie w dzieciństwie lekarz załatwił antybiotykami i jestem chora? Ludzie są okrutni, no ale karma wraca. A przekonałam się, że niektórzy bardzo szybko zapominają jak to było kiedy oni mieli problem. Co do Twojej koleżanki, to 1,5 roku to nic w porównaniu z innymi dziewczynami na tym forum, które nawet po 7,8 lat się starają. Poza tym trzeba być bezczelnym, żeby porównać starania, nawet bezowocne, do śmierci dziecka. Tym bardziej, że Twoja ciąża była wysoka. Fakt, po biochemicznej bym się tak nie przejmowała, tzn. przejmowała, ale nie byłaby to dla mnie tak wielka tragedia. Dobrze, że przynajmniej Wy dziewczyny jesteście, bo człowiek by zwariował.
Obecnie uczę się i nawet już zauważyłam, że się powoli tego wyzbywam, a mianowicie myślenia „byłoby”, „moje dziecko miałoby teraz 3 miesiące”, „dziś urodziłabym swoje dziecko”, itd. Bardzo mocno u mnie to było zakorzenione i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Pamietam w święta jak spotkaliśmy się z kuzynką mojego i patrzę, a ta w ciąży u zaraz w głowie: „byłabym teraz w tum samym tygodniu”, jak urodziła, to „ja urodziłabym tydzień wcześniej”, myślałam że wtedy oszaleję. Dopiero natrafiłam na bardzo fajny blog, gdzie pewna kobieta po promieniu też to opisywała i ostrzegła, że trzeba się tego jak najszybciej wyzbyć, bo to prosta droga do depresji, więc pozbierałam się w sobie i teraz coraz mniej mam takich myśli.
Ale się rozpisałam, sorry za te moje wypociny, ale człowiek nie ma się do kogo już wygadać, bo wszyscy mnie mają za debila.
Wiesz, moim zdaniem to jest najgorszy chyba konflikt, te koleżanki, zdjęcia... Bo wiesz, że ta druga osoba ma prawo do szczęścia i nie powinna się tego prawa wyzbywać ze względu na Ciebie a z drugiej strony to jej szczęście jest budowane na Twoim ogromnym nieszczęściu. -
LaBellePerle wrote:Wiesz, moim zdaniem to jest najgorszy chyba konflikt, te koleżanki, zdjęcia... Bo wiesz, że ta druga osoba ma prawo do szczęścia i nie powinna się tego prawa wyzbywać ze względu na Ciebie a z drugiej strony to jej szczęście jest budowane na Twoim ogromnym nieszczęściu.
Girl jeśli chodzi o moją rodzinę, to w sumie też nie mam wielkiego wsparcia, podbudowywania, pozytywnego motywowania. Odnoszę wrażenie, że moją mamę ta cała sytuacja już męczy, bo moje życie na tą chwilę kręci się wokół starań. Wszystkie plany mamy zawieszone, bo nie wiemy czy mamy inwestować pieniądze w kupno domu czy nowego auta, czy nie trzeba będzie potężnej kwoty wydać na in vitro. Ona traktuje to w taki sposób, że stało się i tyle. Tato wiadomo, mężczyzna, w ogóle się na ten temat nie odzywa, ale ja nie oczekuję wsparcia od mamy czy taty czy tym bardziej teściowej, od tej ostatniej oczekuję żeby się nie wtrącała i nie oczekiwała cudów, że będę się z jej wnukiem spotykać co tydzień. Mama też niech trzyma dystans do całej sytuacji i się nie wtrąca. Odnoszę wrażenie, że moja mama uważa, że in vitro to zbyt duży koszt żeby sobie dziecko fundować, tak jakby dla niej to była fanaberia. Ja mam gdzieś domy, samochody czy wycieczki do SPA albo za granicę, wolę wywalić 80 tys. na in vitro, bo to będzie rzutować na całym moim życiu, a domu to się mogę jeszcze w życiu dorobić. Mama wolałaby chyba żebyśmy adoptowali niż robili drogie zabiegi, ale ja na tą chwilę nie chcę nawet o tym słyszeć, bo chcę mieć swoje dziecko. Także mama niby mnie wspiera, bo się też mi dowiaduje różnych rzeczy, itd. ale z drugiej odnoszę wrażenie, że traktuje te moje starania jak jakieś fanaberie, tak jakby jej było bez różnicy czy ja będę miała dziecko czy nie. Ale nie powiem większe wsparcie mam od mojej mamy, niż mamy narzeczonego, bobra potrafi wystrzelić z takim tekstem czasem, że ręce opadają. -
Ja to nie wiem co jest grane... Zawsze przed terminem @ mam dużo śluzu albo przynajmniej jest trochę i jest kremowy a dziś w dniu terminu jakby susza.... Dziwne to tym bardziej że brałam duphaston po owulacji i ostatnio dostałam właśnie dwa dni po odstawieniu a teraz też tak powinno być...[link=https://www.suwaczki.com/][/link]
-
Girl25 wrote:Ja to nie wiem co jest grane... Zawsze przed terminem @ mam dużo śluzu albo przynajmniej jest trochę i jest kremowy a dziś w dniu terminu jakby susza.... Dziwne to tym bardziej że brałam duphaston po owulacji i ostatnio dostałam właśnie dwa dni po odstawieniu a teraz też tak powinno być...
LaBellePerle lubi tę wiadomość
-
Ja sobie zaczęłam wmawiać, że mnie cycki bolą, choć obiecałam sobie, że w tym cyklu podejdę na luzie czasem mam ochotę samą sobą potrząsnąć
-
Girl25 wrote:Zastanawiam się czy zrobić jutro rano czy poczekać do 18 dpo czyli do wtorku.
a tam czekać, testuj! kibicujęKotek90 lubi tę wiadomość