Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 października 2015, 08:29
Szczęście Pierwsze (11w2d) - 02.06.14
Szczęście Niepojęte (37w4d) - 9/9 Apg - 3330g 25.03.-06.04.15 Byłeś serca biciem
Szczęście Największe (40w1d) - 8/9 Apg - 01.07.16 - 4000g Każdego dnia dziękuję Bogu za to że Cię mam
Szczęście Wymodlone (30w2d) - 3/4/6/6 Apg - 1150g -
24.03.18 - Mały Wielki Cud -
enines wrote:Nawet nie wiem jak zacząć... że chcę do Was dołączyć? Nie, nie chcę. Że muszę? Też nie, bo nikt mnie nie zmusza... mimo, że straciłam swoje dziecko...
Ale czuję wewnętrzną potrzebę zmian. Robienia wszystkiego na przekór, odwrotnie niż do tej pory.
Nigdy za specjalnie nie udzielałam się na forach. Czytać owszem czytałam na bieżąco dużo wątków, wiele pamiętników miałam i mam nadal w ulubionych. Mimo codziennego czytania żadnego nigdy nie skomentowałam.
Mniej więcej teraz miałam pisać w wątku "Spełnione Aniołkowe mamy" albo jakoś tak - już nawet nie pamiętam... Chciałam dodać otuchy innym dziewczynom, chciałam napisać, że po poronieniu można zajść w ciążę, bez większych problemów ją donosić, urodzić... Chciałam, ale jak widzicie trafiłam tutaj…
Moja historia?
15.03.2014 – OM, dopiero w 39dc robię test bo zawsze mam długie cykle i w tym akurat ciąży się nie spodziewałam… moje samopoczucie super. Pamiętam jedną myśl "jeśli ciąża ma tak wyglądać to może szybko pomyślimy o drugim? "
29.05. – 3cia wizyta u gin, kończąca się słowami "nie widzę tętna"
02.06. – zabieg wyłyżeczkowania jamy macicy
05.07.2014 - ponownie OM.
Bez większych problemów docieramy do 24.03.2015 – 14sta wizyta u gin. Za duże ciśnienie (160/90) i za mało wód. Skierowanie do szpitala – mam się zgłosić jutro.
25.03. godz. 20:23 w wyniku cc urodziłam syna, dostał 9pkt - ze względu na kolor skóry.
26.03. wystąpiły problemy z oddychaniem, maluch dostał antybiotyki. Lekarze nazwali to wrodzonym zapaleniem płuc.
28.03. lekarz pediatra zdecydował o przewiezieniu malucha do kliniki w Katowicach "żeby nie było za późno".
31.03. – dopiero dziś mamy możliwość porozmawiania z lekarzem prowadzącym leczenie naszego dziecka… "stan państwa dziecka jest bardzo poważny, ciężki"… poza zapaleniem płuc w organizmie malucha toczy się jakaś infekcja. Nie wiedzą jeszcze gdzie i jaka…
01.04. – lekarze już wiedzą co mu jest – sepsa
Później z dnia na dzień z maluchem jest coraz gorzej. Pojawiły się różne efekty uboczne zastosowanych antybiotyków. Codziennie rozmawiamy z innym lekarzem, każdy przekazuje informacje w inny sposób. Już sami nie wiemy czy jest lepiej czy gorzej czy bez zmian…
05.04. godzina 11:59, właśnie wychodziliśmy z domu, zbieraliśmy się do Katowic - dzwoni mój telefon – numer stacjonarny, kierunkowy 32 – wiedziałam, że to ze szpitala. "Stan państwa dziecka bardzo się pogorszył w nocy". Byliśmy tam do bardzo późnego wieczoru.
06.04 godzina 2:35 dzwoni mój telefon „Państwa dziecko zmarło kilka minut temu, proszę się jutro zgłosić po kartę zgonu i rzeczy dziecka”.
I to w zasadzie tyle. Nie wiem kto, gdzie i kiedy zawinił. Im więcej nad tym myślę tym więcej nasuwa się pytań, na które odpowiedź zawsze brzmi tak samo: "nie wiem".
łacze się z toba w bólu....
bardzo wspóczuje!
wyobrażam sobie co czujesz
nie mogę ci ściemniać....
ale z czasem będzie lepiej....
jednak nie zapomnisz...
żadna z nas nie zapomni....
pomimo to walcz o dzieciątko!
nie poddawaj się!
jesteśmy tu aby ci pomóc!
to nasza grupa wsparcia!
ona naprawde pomaga!
-
enines wrote:Wiem, że moja historia jest inna od Waszych i dlatego właśnie dość długo zastanawiałam się czy w ogóle tu pisać. Sporo czasu spędziłam na przeszukiwaniu internetu żeby znaleźć choć po części podobną historię, ale jak na razie nie natrafiłam na taką.
Tak jeszcze chciałam nawiązać do Waszych wcześniejszych wypowiedzi, sprzed kilku stron - chodzi mi teraz o straty w późniejszych tygodniach ciąży- większość z Was nie miała możliwości zobaczenia i/lub przytulenia, czy wzięcia na ręce swojego dziecka. Ja, mimo, że mój syn żył prawie 2 tygodnie, nigdy nie miałam go na rękach, nigdy go nie przytuliłam. Tylko zaraz po porodzie pielęgniarka mi go przyłożyła to twarzy - wtedy przytuliłam swój policzek do jego główki i później go pocałowałam. W szpitalu w którym się urodził był cały czas w zamkniętym inkubatorze, więc tylko kilka razy mogłam go pogłaskać, a później w klinice w Katowicach w prawdzie nie był w inkubatorze, ale z dnia na dzień przybywało mu różnych wkłuć i podłączeń, kroplówek, antybiotyków i innych leków jakie mu podawali, że za bardzo nie było jak go dotknąć. Był cały pokłuty, posiniaczony.
Mam tylko kilka jego zdjęć. Wywołałam tylko te, na których nie ma podłączonej tej całej aparatury. I codziennie patrzę na te zdjęcia i próbuję sobie przypomnieć czy on na prawdę tak wyglądał? Ja go już praktycznie nie pamiętam... To wszystko stało się tak szybko, to było tak wiele emocji i to takich na jakie nie byliśmy przygotowani, że mam wrażenia jakby od jego narodzin i śmierci minęło nie kilka tygodni, a co najmniej kilkanaście...
bardzo mi przykro...
nie wiem co wiecej powiedzieć... -
Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 października 2015, 08:29
Szczęście Pierwsze (11w2d) - 02.06.14
Szczęście Niepojęte (37w4d) - 9/9 Apg - 3330g 25.03.-06.04.15 Byłeś serca biciem
Szczęście Największe (40w1d) - 8/9 Apg - 01.07.16 - 4000g Każdego dnia dziękuję Bogu za to że Cię mam
Szczęście Wymodlone (30w2d) - 3/4/6/6 Apg - 1150g -
24.03.18 - Mały Wielki Cud -
Kazda z naszych histori jest inna. Laczy nas jedno - smierc dziecka. Twoja historia jest jeszcze bardzo swieza. Mozliwe ze jeszcze nie dotarlo do ciebie co tak naprawde sie stalo. Ja tez przechodzilam etap gdzie funkcjonowalam jak na autopilocie - cialem zylam w spoleczenstwie, w rodzinie a duchem bylam zupelnie gdzie indziej. Nasze zycie juz nigdy nie bedzie takie samo.
Pewnie juz sie cieszylas bo maluszek sie urodzil, zyl a tu nagle oddalal sie od ciebie. Napewno do samego konca bylas przekonana ze wyjdzie z tego. Duzo z nas o smierci swoich dzieci dowiedziala sie nagle. " nie ma tetna" - te slowa lekarzy beda nas przesladowac do konca zycia. Nie oceniam ktore z nas maja lepiej czy gorzej bo wszystkie pochowalysmy najblizsze nas osoby, ale tak jak pisala mama mai - widzialas swojego maluszka. Ja mojego dziecka nie widzialam, nie pozegnalam, nie bylam na pogrzebie.
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
Mamo Mikołajka ja naprawdę nie mogę uwierzyć że dwie praktycznie nieznające się osoby , Które połączyła śmierć dziecka ( czyt. ja i Ty) mogą czuć to samo. Też zawsze odliczałam do piątku , jak poszłam na L4 w ciąży to byłam taka szczęśliwa ( poki było jeszcze dobrze). A teraz? Drżałam przed weekendem bo co ja będę robić tyle czasu w domu. Nie wyobrażam sobie żeby wziąć 1 dzień urlopu.
Poranki istny koszmar.
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Enines jakie to zycie jest okrutne to sie w glowie nie miesci. Niby tak medycyna rozwinieta a nadal dzieci umieraja. Ze tez sie nic nie dalo zrobic
u mnie maly nie zyl juz dobe - prawdopodobnie, co bylo przyczyna to tylko gdybanie bo 100% pewnosci nie mam wiec jechalam do szpitala juz z nastawieniem ze nic sie zrobc nie da. U ciebie nadzieja byla do konca... naprawde mocno przytulam :*
Jak sie czujesz? Radzisz sobie jakos?
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
Enines mocno Cię przytulam i ściskam, łączę się z Tobą w bólu.
Wiem co to znaczy drżeć o życie dziecka, przeszłam przez to w mojej ciąży od 15 tyg. To niesamowita trauma odciska się niestety piętnem na psychice.
Masz koło siebie bliskie osoby ktore są w stanie być z Tobą i Cię wspomagać?
Ja miałam na szczęście jeszcze oprócz męża, mamę która była ze mną gdy on był w pracy.
Jak się czujesz po cc? Jak w ogóle funkcjonujesz?
Piszesz, że malutki był w klinice w Katowicach, jesteś ze Śląska? Gdzie w szpitalu rodziłaś?
Ja jestem ze Śląska
Pozdrawiam i całuję...kkisia lubi tę wiadomość
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Mamo Mikołajka
Nie wiem czy tak jest, że to dziecko które się straci kocha się najbardziej, ale na pewno jest to miłość niespełniona, taka która nie ma ujścia i sprawia ból...
Jako,że mam już dwójkę dzieci muszę Wam powiedzieć, że w tej chwili (pomimo że córki kocham nad życie i nie wiem co by było ze mną gdyby nie one) myślę najwięcej o Franku. Ta rodzina wydaje mi się w tej chwili taka niepełna, czuję ciągle że kogoś brakuje.
To trochę tak jak starsza córka wyjeżdża na kolonie, pierwsze dni zawsze mi ciężko bez niej potem się przyzwyczajam ale wiem, że wróci, a Franek..... już nie wróci...
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Marzusaix cieszy mnie to, że już za niedługo Twoje staranka się zaczynają. Będziemy Ci kibicować.
Dziewczyny, życzę Wam z całego serca żebyście urodziły zdrowe dzieciaczki i mogły się cieszyć trzymając je w ramionach.
Ja miałam okazję tego doświadczyć dwa razy i powiem Wam że to szczęście nie do opisania. Dlatego tak bardzo pragnęłam przeżyć to jeszcze raz....
Może powiecie że za dużo chciałam, że Wy straciłyście pierwsze dzieciątka a ja już mam dwójkę... Ale co w tym złego że chce się jeszcze komuś dać życie i obdarzyć go miłością skoro ma się takie możliwości ( a przynajmniej myślałam że mam)...
Może kiedyś jak Bóg da......
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Przychodzę do pracy, odpalam forum i widzę nowy nick - Enines....
i już mam ciarki na rękach.... aż boje się przeczytać post...
Ale czytam i łzy lecą mi jak grochy....
Enines nie wiem co powiedzieć... tak bardzo mi przykro...Chciałabym żebyś nie musiała do nas dołączyć... żeby nas też tu nie było...
Bardzo mocno Cię przytulam...
Mikołajek, Krzyś, Maja, Franuś, Wikusia - zaopiekują się Twoim Synkiem...
Wiecie rano rozmawiałam z koleżanką, też Aniołkową Mamą i mówiłam jej, że chyba powoli zaczynam wybaczać Bogu...
A teraz czytam historię Enines i znów myślę - gdzie był Bóg? Dlaczego zabrał jej drugie dzieciątko?! Raz już cierpiała tak bardzo... Po co Mu aż tyle Aniołków... Ja się z tym nigdy nie pogodzę....
Enines Twój Synek żył tak długo... (*) (*) (*)
Pisz do nas zawsze kiedy będziesz miała potrzebę...
Ja też dołączyłam tu niedawno, a teraz nie wyobrażam sobie dnia bez "moich" dziewczyn. Jak mam gorsze dni to mnie stawiają na nogi, albo chociaż wysłuchają...
Razem jakoś łatwiej...
Mocno Cię przytulam -
Monilia jesteś bardzo dzielna, że wróciłaś do pracy :*
u mnie już mija drugi tydzień w pracy...
sama już nie wiem czy zrobiłałm dobrze, czy źle...
Plusem jest to, że bardzo szybko leci czas, oraz to że trzeba rano się ogarnąć i wyjść do ludzi...
Ale nie wiem jak Angelina (która też wróciła do pracy) ale ja w pracy się nie mogę skupić. Ciągle jestem myślami z Mikołajkiem.
Ale chyba to lepsze niż siedzenie w domu i płakanie...
monilia84 lubi tę wiadomość
-
Tak też mi ciężko wziąć się za coś, ale się zmuszam. Instynktownie zaglądam co chwila na forum. Myślę o Franku i płaczę w kibelku.
Ale z drugiej strony nie chciałabym być sama w domu, było mi jeszcze gorzej.
Teraz po 4 tygodniach jest już trochę łatwiej ...
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Angelina dziękuje za miłe słowa :*
Ja też codziennie kilka razy dziennie zerkam na forum. Czytam różne tematy na różnych tagach. Dochodzę do wniosku że naprawdę bardzo dużo jest tu silnych kobiet. Są też takie które strasznie się z różnych powodów nakręcają i niestety dotyka je rozczarowanie. Jak czytam te historie to próbuje z nich wynieść coś dla siebie. Życie uczy nas pokory.
Ale wiecie co jest super - nikt tu nikogo nie osądza. Jak któraś ma gorszy dzień to się pocieszamy na wzajem i trzymamy kciuki. Pisze to już chyba setny raz - jak by nie to forum i te wspaniałe silne kobiety to nie "doszłabym do siebie". To jest takie trochę samolubne co napisze ale - pomaga myśl że nie jest się samym, jedynym w takiej sytuacji. Dlatego rozumiem enines że szukałaś osób podobnych do siebie. Jeżeli zechcesz to my również jak tylko potrafimy próbujemy pocieszyć. NIE JESTEŚ SAMA!!!
MamoMikołajka - ja uważam że praca pomaga. Ja mam pracę "domową" ale odkąd zaczęłam to miesiąc mi stosunkowo szybko przeleciał. Mam nadzieje że tak będzie nadal.
Ja również trzymam za Was wszystkie kciuki :* Zdrowiejcie na ciele i duszy :*Paulette lubi tę wiadomość
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
nick nieaktualnyCzłowiek już taki jest.. Ja mam podobnie, nie cieszę się z cudzego nieszczęścia i bym wolała, żeby nie było tych Aniołków... Ale żyje się łatwiej jak można się komuś wygadać kto ma podobnie jak ja.. Chociaż ja swojego bólu nie porównuję do Waszego, bo mimo, że mój jest bardzo silny to jednak mam łatwiej dojść do siebie... Na początku byłam zła czytając, że miałyście choć na chwilę swoje dziecko, że czułyście ruchy, słyszałyście bicie serduszka. Teraz dziękuje Bogu, że nie było mi to dane, bo nie wiem jak bym się pozbierała. Nie powiem jest trudno, ale jakoś się żyje.... Powiem Wam, (wiem, że to się powtórzy temat) ale rano tak mnie mój brat wyprowadził z równowagi, ze nie potrafię sobie tego w głowie poukładać.. W tym samym czasie co ja poroniłam poroniła też mojego brata dziewczyny siostra. Podobny wiek, ten sam czas, prawie taki sam termin miałyśmy. Dziewczyna bardzo ciężko przez to przeszła, z tego co opowiadał mój brat i w ogóle. Do pracy nie wraca, chce kolejne dziecko. Powiedziała, że jej psychika siada itd. Nie dziwie się jej.. Ale czym wkurzył mnie mój brat? Dziś rano się coś o niej zgadało a on z tekstem, że ona sobie wymyśliła tą całą depresję, bo jej się do pracy nie chce wracać itd... No normalnie tak się wkurzyłam i powiedziałam mu, że jak przez coś nie przeszedł to żeby się nie odzywał bo tak na prawdę on nie wie co ona czuje
Nie znam jej dobrze, ale wiem, że bardzo chciała dziecka więc ja wierzę w jej depresję.. Ale ludzie a tym bardziej faceci wcale nie zdają sobie sprawy z wielu rzeczy i jak nas to boli...
-
nick nieaktualny
-
Witajcie Dziewczyny, od dłuższego czasu przeglądam forum, czytam Wasze wpisy i moje serce ściska tak ogromny żal... Czasem nie mogę uwierzyć jak wielu los zesłał takie cierpienie... Tak strasznie mi przykro...
Mój Aniołeczek odszedł bardzo szybko, nawet nie zdążyło do mnie dotrzeć, że jestem w ciąży. Przede wszystkim było to niespodziewane, w momencie kiedy chwilowo zaprzestaliśmy starań. Test zrobiłam od tak, a tu dwie kreseczki. Niestety jeszcze tego samego dnia zaczęło się krwawienie, więc szybko lekarz, później szpital, później zabieg... Szczęście było i bardzo szybko zamieniło się w smutek. Dzięki wsparciu rodziny udało mi się w miarę dobrze to wszystko przejść.
Mijają prawie dwa tygodnie od zabiegu i dziś miałam piękny sen - opiekowałam się chłopczykiem, możne 8-miesięcznym, bawiliśmy się, uśmiechaliśmy do siebie, w pewnym momencie zapytał mnie: "Mogę przyjść i się przytulić?", "Oczywiście, zawsze możesz do mnie przyjść i się tulić ile tylko chcesz" odpowiedziałam, po czym chwyciłam go w ramiona, tuląc i zalewając się łzami... Coś mi jeszcze opowiadał, ale tego już nie pamiętam.
Bardzo chciałabym, żeby to była prawda, a nie sen. Po starcie nachodzą ciągle mnie myśli, że maleństwo urodziłoby się w grudniu, jak jego tatuś, że może robiłam coś nie tak, gdybym za dużo nie ćwiczyła, gdybym nie wypiła szklanki piwa to wszystko byłoby w porządku. Staram się dbać teraz o siebie, staram się myśleć pozytywnie i mieć nadzieję, że następnym razem będzie wszystko w porządku.
Aniołek [*] - 23.04.2015 -
Ja sie pytalam gin kiedy moge 'uprawiac areobik' to powiedziala zebym przez 3 miesiace dala sobie spokuj. Jej chyba chodzilo zebym nie robila cwiczen na brzuch, a mnie chodzilo raczej o nogi. Mowila zebym spacerowala i ze basen tez mozna. O rower sie nie pytalam. Jezeli to bedzie spokojna jazda po prostej drodze nie jakies szosowanie po lesie to chyba mozna. Ja dlugo ,czulam dziury w drodze' jadac samochodem. Sama zobaczysz czy nie czujesz bolu albo dyskomfortu.
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele...