Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Dziewczyny dziekuje...
marzusiax - odebralam zaproszenie
Jesli chodzi o wygadanie sie...
Udzielam sie na innym znanym portalu + na forum stowarzyszenia rodzicow po poronieniu i tez mam moja terapeutke i meza i rodzine i to wszystko ciagle malo...
Zapadam sie...
Ciagle mi malo... Ciagle chce o tym mowic - calemu swiatu. Tak bardzo boli mnie to, ze ta ciaza jest tak nierzeczywista dla swiata - nie bylo brzuszka (tzn byl - malutka gorka, ale widzalam go tylko ja i maz), nie bylo zdjec z usg (choc i te mam, ale juz martwego Michasia, obrzenietego.... z ta przeziernoscia ponad norme).
Wczoraj znalazlam taka wypowiedz jednej z aniolkowych mam: "Te dokumenty to namacalny dowód na to, że moje dziecko było. I że ja jestem jego mamą. Nie kobietą, której coś się nie udało, tylko mamą, której dziecko odeszło." To odnosnie rejestracji w USC.
Ja nie mam szans, na rejestracje mojego Malutkiego... i czuje sie wlasnie jak ta kobieta, ktorej sie nie udalo...
Pamietam nawet, jak na pierwszej wizycie w 6. tygodniu, gdzie wszystko bylo jeszcze ok i serduszko bilo lekarz ginekolog pogratulowal mojemu mezowi, a "pani pogratuluje za 9 miesiecy jak pani urodzi"...
Na mojej szyi na lancuszku wisi zawieszka - mala litrka M, a na odwrocie data - 3.07.2015 - tego dnia zostalam mama. Tak namacalnie. Ale znowu - tylko dla mnie i co najwyzej kilku poloznych w szpitalu... Nikt poza nami nie widzial mojego dziecka...
Wszyscy milcza o jego istnieniu. -
Tak czytalam ostatnie Wasze posty odnosnie mezczyzn. Moj to jakby poszedl dalej... o kilka krokow przede mna, a ja zostalam sama z tylu.
Jak zaczynam mowic, ze czytalam, ze jakas kobieta pisala to czy tamto, to on albo to ingoruje albo zmienia temat albo wzdycha - widze jego mine, ze jest niezadowolony...
Wygadal sie ze swoimi kolegami itd i jemu to chyba przynioslo ulge... Ja ulgi nie czuje.
Nasz Michas jeszcze jest nie pochowany - szpital organizuje pochowek taki masowy i odbedzie sie on w pierwszym tygodniu wrzesnia. Czekam zatem na telefon co gdzie i kiedy...
Moze to tez mnie trzyma?
Zaczynam myslec o planowaniu nastepnej ciazy, ale bardziej w kwestiach fizycznych, bo wrocilam na silownie, leki, badania itd. ale nie wyobrazam sobie poki co bycia w kolejnej ciazy...
Jeszcze nie... -
Dziewczyny i stało się - moja "przyjaciolka" Sylwia urodziła... urodziła wczoraj w nocy. Moj maz wiedzial prawie natychmiast, mi powiedzial dopiero dzis...
Sama nie wiem co czuje, balam sie tego dnia bardzo... pewnie wiecie co czuję, nie będę sie nad tym rozpisywac. Ale Angelina uswiadomila mi jedno - mam juz chociaz za soba ten dzien. To byla najblizsza mi osoba, z ktora bylysmy razem w ciazy. Zycie zweryfikowalo nasze wiezi niestety... Mikolaj powinien miec juz teraz pol roczku i witac na swiecie swojego kolegę...
Ale Mikołaja nie ma i juz nigdy nie wroci..
Wiecie jezdzilam dzis na rowerze z mama. Wstapilysmy dojej kolezanki z pracy. Smiejemy sie ze to powinna byc bardziej moja kolezanka bo rozni nas 10 lat, a miedzy nia a moja mama roznica jest 12 lat. W kazdym razie Aga jest jedna z nielicznych osob spoza rodziny, ktore odwiedzaja Mikiego. I robi to raz w tygodniu. I wiem, ze ostatnia rzecza, ktorej by chciala to powiedziec cos co sprawilo mi przykrosc... a jednak ludzie w "innym swiecie" nie zdaja sobie sprawy jak moga ranic zwykle, pospolite slowa. Chciala nam zrobic herbaty ale my mowimy, ze dziekujemy, ze my tylko na chwilke a Aga na to - dzieci wam przeciez w domu nie placza.... sila sie powstezymalam zeby nie powiedziec ze oddalabym zycie, zeby mi dziecko plakalo w domu...
I jeszcze jedno przemyslenie odnosnie "My vs reszta swiata". Dowiedzialam sie o tym, ze Sylwia urodzila. Pierwsze co napisalam do Aniolkowych Mam - Ewy i Agi. I one z prwdkoscia blyskawicy zaczely mi wspolczuc, pocieszac, byly ze mna w tej chwili. Mniej wiecej w tym samym czasie napisala mi moja nliska przyjaciolka co slychac (mama 11 mcznej coreczki), odpisalam jej jednym zdaniem - Sylwia urodzila... bylam pewna ze to wystarczy, zeby zrozumiala co czuje, a ona- o super, dzis, cesarka czy sn, ile wazy dzieciaczek, widzialas juz, ladny?
Taka wlasnie jest roznica miedzy Aniolkowymi Mamami a tymi ktore maja dzieci przy sobie. NIGDY nas nie zrozumieją...
Przepraszam, za taki dlugi wpis,musialam sie wygadac.
P.S.Mamo Mai - sciskam Cie i Wojtusia :* I oczywiscie nie zapominam o Mai (*)
-
nick nieaktualnyMamo Mikolajka nie przepraszaj bo nie masz za co!!! Twoj maz bardzo sie o ciebie martwi, skoro zwlekal z nowinami o porodzie kolezanki... wspolczuje ci ze twoja najblizsza kolezanka okazala sie kims innym niz ci sie wydawalo.
Ja nie mam przyjaciolek. Kolezanki owszem ale nie mam kogos, komu moglabym powiedziec wszystko. Mi jest z tym dobrze i wiem, ze sie nie rozczaruje tak ja ty. Na szczescie mam Was :* tu moge powiedziec o wszystkim co mnie boli, o tym jak bardzo tesknie za moja coreczka, jak bardzo chcialabym zeby teraz lezala w swoim lozeczkudzieki Bogu mam Wojtusia w brzuchu bo chyba bym oszalala...
Wojtus dziekuje za przytulaskiMajusia tez
i ja tez
Zycze kazdej z Was, zebyscie mogly przezyc jeszcze raz ciaze tylko z innym zakonczeniem. Jest ona stresujaca, ale mimo wszystko daje tyyyyyle radosci i nadziei :*:*:*
Ja panikuje, jak Wojtek mniej sie rusza, poza tym nie ma jeszcze stalej pory na pobudke i kopniaki i to tez mnie czasem martwi.... ale w gorszych chwilach uzywam detektora, jak slysze serducho to sie uspokajam -
Ja sobie czasem wyobrażam jak by to było być teraz w ciąży...
Rok temu już byłam, więc teraz coraz częściej wracam do tych chwil ... Rok temu było jeszcze wspaniale przez pierwsze 2 m-ce a potem....
Wiem, że na pewno będę walczyć o kolejne dzieciątko .. ale jak to będzie .. czy dam radę....czy strach mnie nie pokona..
Mi jak już wiecie w ciąży odpływały wody z powodu pękniętego pęcherza plodowego. Wyglądało to mniej więcej tak, że w późniejszym etapie ciązy wody produkowaly się i odpływaly tzn. lało się momentami jak z wiadra...
Obojętnie czy stałam, leżałam, czy siedziałam...Take chluśnięcia i potem znów pare godzin sucho..na koniec już z krwią leciało a potem jakby sama krew...
I teraz tak myślę o kolejnej ciąży , cały czas będę w napięciu czy aby zaraz nie chluśnie..... Ciekawe czy mam tyle siły w sobie? Ciekawe ile człowiek jest w stanie znieść? Jedno wiem nie mogę się poddać
POZDRAWIAM WAS KOCHANE ...
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Mamo Mai jestem pewna, ze za kilka miesiecy przytulisz zdrowiutkiego, placzacego Wojtusia!
Czyli wychodzi na to, ze ten detektor to dobra sprawa, tylko trzeba z niego rozsadnie korzystac, zeby nie zwariowac...
A to co napisalas o przyjaciolkach, to masz racje chyba. Ja sie zawiodlam tak bardzo, ze szkoda slow. I to tylko dowod na to, ze nigdy to nie byla prawdziwa przykaciolka.
Mam jeszcze Gosie, ona ze mna byla caly czas. Ale to tez nie to samo co Wy. Ona nigdy mnie nie zrozumie... -
MamaMikołajka - bardzo Ci wspolczuje i wiem, co czujesz... wkolo mnie tez urodzilo sie w ciagu ostatnich kilku dni pare nowych dzieci. U kuzyna i kuzynki... Ciesze sie ich szczesciem, ale jednoczesnie serce mi krwawi, bo ja nigdy mojego Michasia nie przytule, tak jak oni tula teraz swoje dzieci.
Wciaz boje sie stycznia, kiedy nadejdzie moj termin porodu i urodzi kolezanka, ktora jest w 'rowiesniczej' ciazy teraz... Ostatnio ise chwalila, ze jest w 16 tygodniu, ja powinnam byc w 17. juz. Wszystko jest nie tak, jak powinno...
Angelina ja uwazam, ze ta nasza milosc do naszych Aniolkow i milosc do naszych przyszlych - zdrowych i zywych (tak, zywych...w zyciu nie pomyslalabym, ze kiedys bede pragnela zywego dziecka - przeciez to takie oczywiste? a jednak chyba nie.. cud narodzin rzeczywiscie dla mnie bedzie cudem) pokona ten strach...
Doczekamy sie tego szczescia i bedziemy je tulic w ramionach.
-
Witam wszystkie Aniołkowe mamy. Kiedyś udzielałam się tu częściej z innego konta, ale jakoś zostawiłam wszystko.
Mój Aniołek urodziłby się w listopadzie, w urodziny męża. Rok temu nawet smialiśmy się że fajnie byłoby nastepne urodziny spędzić we trójkę.
Teraz znowu się staramy, przed nami 5 miesiąc starań od poronienia. Ciągle nie wychodzi.Mam już doła. Jak widze inne osoby które ot tak zachodzą w ciąże to płakać mi się chce. Mija kolejny miesiąc, znów mam nadzieję i znów nic...
_____________________________________
starania od 10.2014
[*] 9tc. 04.2015
-
Emigrantko tak popieprzone jest wlasnie to zycie. Jak bylysmy w ciazy to zastanawialysmy sie czy dziecko bedzie ladne, madre, czy bedzie grzeczne, zdrowe, czy bedzie sie dobrze uczylo w szkole. A teraz modlimy sie o cos tak oczywistego dla innych a dla nas poki co nie do osiagniecia - o to zeby bylo zywe. Tylo tyle chcemy. A okazuje sie ze to AZ TYLE.
"Terminy porodu" sa ciezkie ale dasz rade. Do tego czasu juz bedziesz silniejsza. Domyslam sie jak bedzie Cie bolalo patrzenie na rosnacy brzuszek kolezanki, jak bedzie opowiadala o pierwszych kopnieciach itd. Moze dla dobra siebie samej ogranicz z nia teoche kontakty? Tyle juz przeszlas, tyle sie nacierpialas, nie katuj sie dodatkowo...
Emmac cierpliwosci, nie poddawaj sie. Moze organizm daje Ci czas na pelna regeneracje fizyczna i psychiczna. Wszystko bedzie dobrze, niedlugo zobaczysz dwie kreski na tescie, tylko sie nie poddawaj.
Sciskam wszystkie Mamusie :* -
MamaMikołajka - ograniczylam te kontakty do minimum. Wciaz i tak to boli, nawet sama swiadomosc, ale ograniczylam, co moglam.
Tak sobie mysle, ze jesli lekarz da zielone swiatlo, to moze w terminie porodu bede znowu w ciazy... moze to pomoze... o ile bede... teraz wsyzstko takie niepewne...
-
emigrantka90 wrote:
Angelina ja uwazam, ze ta nasza milosc do naszych Aniolkow i milosc do naszych przyszlych - zdrowych i zywych (tak, zywych...w zyciu nie pomyslalabym, ze kiedys bede pragnela zywego dziecka - przeciez to takie oczywiste? a jednak chyba nie.. cud narodzin rzeczywiscie dla mnie bedzie cudem) pokona ten strach...
Doczekamy sie tego szczescia i bedziemy je tulic w ramionach.
Też chcę w to wierzyć!!! Tylko dlaczego taka cholernie długa droga do tego... Jak pomyślę, że mogłam już mieć dziecko w ramionach cieszyć się jego życiem , patrzeć jak rośnie... A tu przede mną jeszcze tyle... nie wiem czy uda mi się przekonać męża, potem nie wiem czy uda mi się zajść w ciążę, potem nie wiem czy uda mi się donosić a potem....
Och tyle niewiadomych...
Dziewczyny przepraszam , ja tylko tu dołuję wszystkich... dlatego staram się juz tak często nie rozpisywać, ale czytam codziennie.
Wczoraj wstąpiłam na zakupy do Lidla i w tym Lidlu spotkałam trzy znajome z wózkami i z maluszkami w wieku mniej więcej Frania, jak wybierały ciuszki dla dzieci...
Taka mega kumulacja przy jednym stoisku... Nie dałam rady , wyszłam i nic nie kupiłam
Ach dziś kolejny dzień z dołem...
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Emigrantko my Cie chetnie wysluchamy - zawsze!
Angelinko - jak masz dola, to pisz, dzwon, niezaleznie od pory dnia i nocy - przeciez wiesz, ze jestem z Toba...
Oczywiscie jak masz lepsze dni to takze zapraszam
Sciskam Cie mocno! -
Witam,nie wiem czy są tutaj jeszcze Aniołkowe mamusie z mojego czasu,witam oczywiście nowe i ściskam mocno,mocno-wiem jak Wam ciężko niestety
Wreszcie i dla mnie mój Aniołek zesłał prezent
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/ea518e6ab8b0.jpg
A Wy,kochane bądźcie silne! Trzymam za Was wszystkie kciuki i zapalam światełko dla wszystkich Aniołków (*)Mama_Mai, enines, kehlana_miyu, inessa, Rudzik39, tomania2806, Rotenkopf, maja2024 lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Ewcia gratuluje i trzymam kciuki, zebys za kilka miesiecy sciskala dzieciatko w ramionach. A Madzia na pewno sie o Was zatroszczy.
Światełko dla Niej (*)
Mamo Mai a Ty pisz od razu jak tam Wojtuś się miewa?ewcia21k lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Mamo Mikołajka myśle ze toja koleżanka czy znajoma nie chciała źle mówiąc słowa "przecież dzieci Ci w domu nie płaczą" to takie zwykłe powiedzenie a ludzie niestety czasami najpierw cos powiedza a potem załują.
Tak jak narodziny maluszka Twojej przyjaciółki to normalne że matka się cieszy ze swojego dziecka i chce sie nim pochwalić. Ja byłam w ciąży jednocześnie z dwiema moimi kolezankami ja niestety poroniłam w 12 tygodniu a one donosiły ciąże i tez pierwsze co napisaly mi smska ze zdjeciem ale cieszyłam sie razem z nimi mimo iz bolalo strasznie że one maja ze im się udało a ja no coż jestem ta wybrakowana. Niestety takie mysli mialam. No ale przeciez nie zabija swoich dzieci zebym ja sie czula lepiej.
Nie pisze tego zeby Cię zranić tylko żeby uświadomić że to są normalne reakcje ludzkie sama przez nie przechodziłam i tez dopiero po czasie zrozumialam ze nikt nei chcial tym dla mnie zle i ze to jest poprostu normalne.
Kozrystałam z pomocy psychologa bo sobei nei radziłam ze strata i to własnie on mi duzo uświadomił.