Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Mi lekarze powiedzieli, że to były sekundy, że stracił przytomność i zasnął na zawsze. Tego będę się trzymała czy dlatego, że to łatwiejsze czy dlatego że tak głeboko w to wierze ciężko mi ocenić.
Ewa wiesz, że teraz Twoj synek i wszystkie nasze dzieciaczki nie pamiętają już niczego złego, nie cierpią. Są szcześliwe, otoczone miłością i nic im nie brakuje. Teraz trzeba pocieszać się tą myślą.
Dla naszych kochanych szkrabów w Niebie [*]antoninina, lena89 lubią tę wiadomość
moje serduszko kochane, mój syneczek [*] 7 maja 2015 r. (30 tc) -
Mi też w szpitalu mówili, że mała nie cierpiała, że po prostu zasnęła. U mnie co prawda to nie było łożysko tylko pępowina i nie bardzo chciałam im wierzyć. Pytałam o to chyba każdego lekarza i położną i wszyscy mówili to samo - nie cierpiała. Powiem więcej, położna z którą rodziłam powiedziała coś co mi bardzo pomogło, że gdyby na tym etapie ciąży jakimś cudem wydostała się z mojego brzucha jeszcze żyjąc to że wtedy na pewno by cierpiała walcząc o życie i nawet gdyby tę walkę wygrała to z dużym prawdopodobieństwem jakość tego życia byłaby obarczona bólem i cierpieniem już na zawsze. Pomyślałam wtedy, że skoro nie było jej dane mieszkać w moim brzuchu całe 40 tyodni, to może lepiej, że odeszła w ten sposób. Brzmi to okrutnie, ale ta myśl mi pomaga.
-
Dziewczyny czytam Was i łzy stają w oczach...Przecież to takie niesprawiedliwe...Przecież to nie rodzice powinni przeżywac żałobę po stracie dziecka, to dzieci powinny zegnac rodziców-kiedy ci juz dożyją starości. Nasze dzieci powinny żyć, powinny biegać, śmiać się, powinny byc z nami...to takie niesprawiedliwe, takie straszne...
Greetta lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Czytam Was od rana i nie mogę się zebrać, by cokolwiek napisać. Byłam w nieco innej sytuacji, bo od początku wiedziałam, że moja córeczka ma szanse na przeżycie bliskie zeru, żyłam i kochałam ją ze świadomością, że w niedługim czasie będę musiała ją pożegnać. Jednak, gdy w 31tc zapadła decyzja o cc miałam straszny dylemat. Wiedziałam, że nawet jeśli przeżyje poród, to nikt jej nie będzie na siłę ratował, przedłużał jej życia kosztem jej cierpienia. Z jednej strony to było dobre, bo lekarze byli nastawieni na minimalizację jej bólu. Ale wiedziałam, że ona tylko w moim brzuchu jest bezpieczna i tylko tam ma szansę jeszcze żyć, ale wiedziałam też, że każdy następny dzień ciąży zagraża mojemu życiu... To chyba było jeszcze gorsze, niż ta okrutna diagnoza na początku ciąży. Świadomość, że nie mogę dłużej chronić mojej córeczki, że zrezygnowałam z terminacji, dałam jej szansę żyć, a teraz ją odbieram, ratując własny tyłek... Jedynym powodem, dla którego podpisałam zgodę na operację, była moja starsza córka i świadomość, że oprócz siostry mogłaby stracić też mamę, gdyby nie ona, chyba ryzykowałabym życiem do końca...
Poniekąd wiem, co czujecie... Wiem, że jako matka zawiodłam wszystkie swoje dzieci. Starsza też przestała być bezpieczna w moim brzuchu i musieli ją wyciągać w 33tc. Czasem, myśląc o kolejnym dziecku, zastanawiam się, czy mam w ogóle prawo je mieć. Że szczytem egoizmu jest fundowanie kolejnemu człowiekowi takiego startu życia: inkubatora, kabelków, igieł, zimnego szpitala zamiast ciepłych ramion... Nie mam żadnej pewności, że kolejną ciążę uda mi się donosić .
I dupa... Zaczynałam pisać tego posta, chcąc Was jakoś pocieszyć i nic mi z tego nie wyszło . Przepraszam Was bardzo, sama teraz siedzę i ryczę ;(Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 czerwca 2021, 13:41
Małgosia 24tc +15.08.2015💔
09.2016 - 1 ICSI PGD: 22 oocyty->18 zarodków->0 po PGD
02.2017 - 2 ICSI PGD: 20 oocytów->14 zarodków->1 po PGD-> cb 😔
10.2017 - 3 ICSI PGD: 19 oocytów->12 zarodków->2 po PGD
02.2018 - crio 1 blastki 😔
06.2018 - crio 1 blastki 😔
05.2019 - 4 ICSI PGD: 20 oocytów->16 zarodków->2 po PGD
12.2019 - cb😔
09.2020 - "niespodzianka!"
Jasiek 15tc +23.11.2020💔
03.2021 - crio 1 blastki 😔
06.2021 - crio 1 blastki 😔
02.2022 - 5 ICSI PGD: 14 oocytów->2 blastki->1❄po PGD
09/2022 - crio blastki, 5dpt - 16, 7dpt - 40, 9dpt - 113, 11dpt - 382, 19dpt - 6563,
4/10 - usg, crl 9,1mm, ❤ 135/min
Alicja ❤️ 26/05/23, 3600g, 50cm -
agniegnieszka- ja np myslę czesto ze zawiodłam mojego Aniołka jako matka, bo choc robilam co moglam zeby bylo dobrze (2 tygodnie miedzy wyjsciem ze szpitala po krwawieniu a pobytem w szpitalu po tym jak okazalo się ze serduszko juz nie bije- lezałam plackiem) to moj Aniolek ma miejsce w moim sercu i w Niebie- nie ma grobu. Wyrzucam sobie ze go zawiodlam, że nie wiem jakiej bylo plci, ze nie nadalam mu imienia...
kotowa- ja zaraz po wyjsciu ze szpitala po poronieniu musialam wrocic do mieszkania ( mieszkamy tymczasowo z moją siostrą) w ktorym jest 8-miesieczny maluch... Serce mi rozrywalo za kazdym razem jak patrzylam na slodkiego brzdaca i myslalam ze moje wlasnie odeszlo...."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Kotowa wrote:antoninina to bardzo miłe, że o mnie pamiętasz :* Jak widzisz podczytuję Was na bieżąco.
My utknęliśmy ze staraniami, z życiem... Nie wiem czy już o tym pisałam, ale badania genetyczne wykazały taką samą mutację u męża, tyle że zrównoważoną. Szansa na zdrowe dziecko to pół na pół. Mamy wskazanie na in vitro z preselekcją zarodków, ale jakoś nie potrafimy się zebrać żeby chociaż umówić się na wizytę i dowiedzieć co i jak.
Wróciliśmy teraz ze świąt, pierwszy raz po odejściu Małgosi musiałam się skonfrontować z niespełna półroczną córeczką mojej siostry. To straszne przytulać czyjeś dziecko ze świadomością, że to miały być pierwsze święta własnego. Moje dziecko zamiast prezentu pod choinką dostało stroik i choineczkę na grób.
Za każdym razem gdy widzę tu nowe twarze, w jakimś sensie przeżywam swoją tragedię na nowo. Trzymajcie się dziewczyny, jest cholernie ciężko, ale da się to przeżyć, nie ma wyjścia, mamy dla kogo żyć.
Antoninina, jak Ty się czujesz?
Kotowa, tak czułam, że tu jesteś
Pisałaś już właśnie kiedyś o tej wykrytej mutacji i preselekcji zarodków. Dlatego zapytałam o Ciebie, bo zastanawiałam się czy po wizycie w Polsce na coś się zdecydowaliście...
Wyobrażam sobie jak ciężko było Ci przytulać siostrzenicę ale wiedz, że jesteś baaardzo dzielna. Ja miałam kontakt z 2latką - była to najmłodsza dziewczynka z jaką się spotkałam po śmierci i Zosi i ciężko to przeżyłam, nie mówiąc już wcale o niemowlakach...
Pytasz co u mnie... Czytasz ten wątek to pewnie zauważyłaś - chwilę dobrze, a potem dwie chwile źle i odwrotnie. Biorę leki i wiem, że dzięki temu jako tako się trzymam. Zastanawiam się co będzie później
Pisz do nas! :*Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 czerwca 2021, 13:41
Małgosia 24tc +15.08.2015💔
09.2016 - 1 ICSI PGD: 22 oocyty->18 zarodków->0 po PGD
02.2017 - 2 ICSI PGD: 20 oocytów->14 zarodków->1 po PGD-> cb 😔
10.2017 - 3 ICSI PGD: 19 oocytów->12 zarodków->2 po PGD
02.2018 - crio 1 blastki 😔
06.2018 - crio 1 blastki 😔
05.2019 - 4 ICSI PGD: 20 oocytów->16 zarodków->2 po PGD
12.2019 - cb😔
09.2020 - "niespodzianka!"
Jasiek 15tc +23.11.2020💔
03.2021 - crio 1 blastki 😔
06.2021 - crio 1 blastki 😔
02.2022 - 5 ICSI PGD: 14 oocytów->2 blastki->1❄po PGD
09/2022 - crio blastki, 5dpt - 16, 7dpt - 40, 9dpt - 113, 11dpt - 382, 19dpt - 6563,
4/10 - usg, crl 9,1mm, ❤ 135/min
Alicja ❤️ 26/05/23, 3600g, 50cm -
Kotowa wrote:Pewnie zdecydujemy coś po wizycie w klinice, póki co nie możemy się zebrać, żeby do nich zadzwonić...
Leków nie biorę i coraz częściej zastanawiam się czy nie byłby to dobry pomysł. Może dodałoby mi to trochę energii. Z drugiej strony skoro tyle czasu dałam radę bez, to może nie ma sensu zaczynać.
Myślę, że będzie Ci "łatwiej", jeśli sprecyzujesz sobie jakiś cel. U mnie działa metoda małych kroczków. Zajście w ciąże jest dla mnie póki co abstrakcją, ale myślę że w końcu uda mi się umówić do kliniki. To będzie już całkiem spory kroczek Też żyję z dnia na dzień. Wstaję rano, biegnę do pracy. Później w domu obiad, jakieś pranie, itp. i jakoś się kręci. Trochę pociechy daje mi kociszcze, które zawsze wita mnie w drzwiach i wyrabia durnoty.
Ostatnio zauważyłam dyskusję o tatuażach. Ja też mam taki upamiętniający małą. To tylko tatuaż, ale czuję jakby dzięki temu była bliżej
Masz rację. Metoda małych kroczków jest najlepsza i daje dość szybko efekty. Oby do przodu
Pomysł z tatuażem jest świetny! Cieszę się, że go masz - coś co sprawia, że jest Ci choć troszkę lepiej. Ja też jestem zdecydowana na tatuaż, myślę nad wzorem i wyborem tatuażysty.
A na koniec trochę śmiesznie! - wiesz, też mam kotkę od 03.12 i właśnie okazuję się, że jest kotem szok! urosło jej coś czego wcześniej nie było bardzo pocieszne zwierzętaCoconue lubi tę wiadomość
Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
Dziewczyny, które straciłyście swoje dzieci nagle, przez dysfunkcję łożyska - Boże, jakie to niesprawiedliwe! Wszystko super, wszystko dobrze i nagle taka wiadomość... Jak ja Wam współczuję! O ile można tak powiedzieć, ja mogłam przygotować się na to, że Krzysiu odejdzie. Trzymałam go w ramionach, kiedy odchodził, byłam świadkiem jego ostatniego oddechu. To okrutne. To nigdy nie powinno się zdarzyć. Ale ja wiedziałam, że jest źle. Wy niczego nie podejrzewałyście... Jak mi za Was przykro! Przytulam Was mocno.
A propos tatuaży - ja od razu zaplanowałam, że zrobię sobie na lewym nadgarstku fragment zapisu elektrokardiograficznego mojego Krzysia - miał wadę serca, więc jego zapis jest jedyny w swoim rodzaju. Mój mąż chce mieć taki sam tatuaż blisko serca - pod lewą piersią. Już nie mogę się doczekać, kiedy będziemy te nasze tatuaże nosić. Mam wrażenie, że wtedy zamknę kolejny etap. Na razie mam bransoletkę z charmsami, dostałam ją od męża rok temu na Święta, kiedy byłam w ciąży... Teraz dokupiłam sobie nowego charmsa - aniołka. Dla innych to nic takiego, kolejna błyskotka. A ja mam poczucie, że w ten sposób Krzysiu jest zawsze ze mną.
Pozdrawiam Was serdecznie z Jańskich Łaźni, wyjechaliśmy z mężem na narty, to chyba był dobry pomysł - skupiam się na czymś nowym, coś w końcu zajmuje moją uwagę na dłużej niż 5 minut...agniegnieszka, kasiulkaa, mikka, antoninina lubią tę wiadomość
-
230515, napisałaś dokładnie to, co próbowałam napisać po południu, ale myśli poszybowały w zupełnie inną stronę i spod ręki wyszedł wpis pełen żalu i rozgoryczenia .
Sama dziękuję dziś Bogu, że w tej całej tragedii pozbawił mnie elementu zaskoczenia. Co prawda nie pożegnałam swojej córeczki tak pięknie, jak Ty Krzysia i wciąż wyrzucam sobie, że byłam taka naiwna, że czekałam na więcej, że czekałam na cud, że nie wykorzystałam każdej sekundy z 32 godzin jej życia, ale cieszę się, że choć w minimalnym stopniu mogłam się przygotować na po to nieudane pożegnanie...
Jednak podziwiam te z Was, którym dzieci zostały wyrwane spod piersi nagle i bez ostrzeżenia. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak to boli i ile trzeba mieć siły, by się po tym podnieść. Tulę Was z całego serca i ogromnie współczuję...230515, kasiulkaa, mikka, antoninina lubią tę wiadomość
Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
Moje dziecko Bóg zawołał do siebie nagle, wtedy kiedy zdążyłam je pokochać, przyzwyczaić się do mysli ze bedziemy we 4, kiedy w myslach mialam marzenia, plany, jak to będzie kiedy ono się juz urodzi.Widziałam moje dziecko takie małe, machające rączkami a 2 tyg później wszystko posypało się jak domek z kart....
Jechałam na usg z przeswiadczeniem ze jesli lekarz powie ze dzidzius jest chory- to trudno, w koncu to nasze dziecko- jakos sobie poradzimy, ale slowa: "Przykro mi, nie mam dla państwa dobrej wiadomości, czynność serca ustała okolo 2 dni temu"- będę pamietać już zawsze, tkwią w mojej głowie. Nie bardzo pamietam co bylo dalej bo nagle mój świat stanął w miejscu, nagle w szystko runęło, nawet nie słuchałąm juz co mówił lekarz, mąż słuchał- ja nie byłam w stanie, pamietam mój płacz i ludzi patzrących na nas kiedy szłam ledwo przebierając nogami i powtarzałam w kołko "dlaczego???". Potem szpital... A teraz pozostaje życ z tym bólem, musze nauczyć sobie z nim radzic..."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Agniegnieszka ja miałam to szczęście, że mojego Jasia udało się zreanimować i mogłam z nim spędzić kilka dni. To był dla mnie czas cierpienia ale też ogromnej miłości. Kiedy dostałam Jasia na ręce, on otworzył swoje oczka i spojrzał na mnie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że się ze mną żegna. Na kolejny dzień Jasinek odszedł przytulony do mnie. Zawsze będę powtarzać, że mam bardzo dzielnego Synka. Lekarze byli w szoku, że Jaś tak długo żył
Dziewczyny nie wiem czy też tak macie ale ja czasami pytam mojego męża czy ja byłam kiedyś w ciąży. To co się wydarzyło jest dla mnie tak ogromną tragedią, że nie mogę tego objąć rozumem. Albo czasami jak jestemy u Jasia i stoimy nad jego grobem to się zastanawiam czy to prawda, że moje dziecko tam jest, czy to po prostu jakiś koszmar i za chwilę się obudzę.
Pozdrawiam Was serdecznie i przytulam do mojego zranionego serca.Jasinek 38tc, *24.11.2014 +28.11.2014
Malutka Kropeczka c.p. 21.09.2015 (*)
Tęczowa Oleńka ❤️ 30.10.2016
-
Ewus ja mam identycznie, czasem jak stoję nad tym malym grobkiem to pytam męża czy to nasz grobek. Nazwisko się zgadza ale przecież to niemożliwe że wszystko to działo się naprawdę. Życie płynie dalej,wszystko wygląd jak przed ciąża. Do dziś mam momenty że dotykam brzucha i sprawdzam czy jest tam blizna po cc. I podobnie jak Wy to uczucie że moje ciało zawiodło. To przez mój pęknięty pęcherz płodowy Franiowi nie rozwinęły się płuca. Czy cierpiał? Chcę myśleć że nie.Kocham Go nad życie a nie mogłam nic zrobić. Tego też nie ogarniam, że właśnie jako matka nie mogłam nic zrobić.
Agniegnieszka moja sytuacja bardzo podobna do Twojej też nie zgodziłam się na terminacje ale zgodę na cc musiałam podpisać. Wiele razy zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. U mnie było jednak tak ze lekarka powiedziała mi że jeśli mamy dać dziecku jakiekolwiek szanse to trzeba Go wyciągać a nie ryzykować infekcją wewnatrzmaciczną. Czekał cały Oiom noworodkowy w pełnej obsadzie żeby go ratować,a i tak nic to nie dało.
Dziewczyny jutro minie 11 mcy a nie ma dnia żebym od nowa wszystkiego nie przeżywała,codziennie od nowa jestem w gabinetach lekarzy, w szpitalu. Analizuje, kombinuje, myślę i ponad wszystko KOCHAM ta niespełnioną miłością która każda z Was doskonale zna.Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 stycznia 2016, 09:59
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
mikka wrote:Moje dziecko Bóg zawołał do siebie nagle, wtedy kiedy zdążyłam je pokochać, przyzwyczaić się do mysli ze bedziemy we 4, kiedy w myslach mialam marzenia, plany, jak to będzie kiedy ono się juz urodzi.Widziałam moje dziecko takie małe, machające rączkami a 2 tyg później wszystko posypało się jak domek z kart....
Jechałam na usg z przeswiadczeniem ze jesli lekarz powie ze dzidzius jest chory- to trudno, w koncu to nasze dziecko- jakos sobie poradzimy, ale slowa: "Przykro mi, nie mam dla państwa dobrej wiadomości, czynność serca ustała okolo 2 dni temu"- będę pamietać już zawsze, tkwią w mojej głowie. Nie bardzo pamietam co bylo dalej bo nagle mój świat stanął w miejscu, nagle w szystko runęło, nawet nie słuchałąm juz co mówił lekarz, mąż słuchał- ja nie byłam w stanie, pamietam mój płacz i ludzi patzrących na nas kiedy szłam ledwo przebierając nogami i powtarzałam w kołko "dlaczego???". Potem szpital... A teraz pozostaje życ z tym bólem, musze nauczyć sobie z nim radzic...
Bardzo Ci współczuję. Jednocześnie przypominam sobie słowa, które na zawsze zmieniły moje życie: 'to serduszko musi zobaczyć kardiolog... Są ośrodki w Polsce, które zajmują się takimi wadami...' To było jak obuchem w łeb. Jaka wada serca? Jakie ośrodki? Jaka choroba? Przecież wszystko miało być dobrze! Przecież staraliśmy się o dziecko, przecież bardzo kochaliśmy Krzysia od tych dwóch kresek. Nie wierzyłam. Myślałam, że przecież nie musi być tak źle. Kiedy w Łodzi usłyszałam, że możemy terminować ciążę, bo Krzysiu nie ma zbyt wielkich szans, mój świat runął. Wszystko do tej pory mi się udawało - studia, piękne wesele, kochający mąż, kredyt na mieszkanie, wymarzona praca... I nagle to wszystko przestaje mieć znaczenie. Pogrążyłam się w głębokim smutku, najczarniejszym z możliwych.
A teraz cóż, uczę się w tej ciemności żyć. -
Witajcie Kochane!
Czytam Wasze posty i mam wrażenie, że siedzicie w mojej głowie. Zawsze jak chcę coś napisać to przewijając dalej okazuje się, że już któraś z Was napisała dokładnie to co mi siedzi w głowie.
Ja głęboko wierzę, że nasze Dzieci nie cierpiały, że odeszły spokojnie i bez bólu. Po prostu nie jestem w stanie myśleć inaczej. Wierzę również, że są w najlepszym z możliwych miejsc, gdzie są bezpieczne, szczęśliwe, zdrowe i czekają spokojnie na nasze spotkanie. Oczywiście jak każda z Was wolałabym żeby mój Synek był ze mną tu na ziemi. I ciągle uczę się żyć ze świadomością, że nic nie mogę zrobić tylko czekać...
Uważam, że wszystkie jesteśmy bardzo dzielne zarówno te, którym dzieci zostały odebrane bez ostrzeżenia, jak i te z Nas, które wiedziały, że ich Skarby chorują.... Bo nie wierzę, że matka jest w stanie przygotować się na śmierć własnego dziecka. Myślę, że każda z Was i tak po ciuchu, w głębi serca liczyła na to, że stanie się cud...
Ja liczyłam na niego nawet jak po porodzie nie usłyszałam płaczu Mikołajka, czekałam na cud jak widziałam łzy w oczach pielęgniarki która całą operację trzymała mnie za rękę, wierzyłam że mój Synek żyje nawet jak słyszałam płacz mojej mamy na korytarzu...
Przytulam Was bardzo mocno! I życzę dużo siły na każdy kolejny dzień...
Dla naszych najwspanialszych Dzieciaczków kolorowe światełka i ciepłe myśli kieruję prosto do Nieba (*)(*)(*)(*)(*)Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 stycznia 2016, 11:33
antoninina, Greetta lubią tę wiadomość
-
A żeby wnieść troszkę słoneczka na nasze forum chciałam Wam powiedzieć, że mój Okruszek ma się dobrze. Ma 6 cm i jest bardzo wstydliwy. Badanie trwało grubo ponad godzinę bo ciągle zasłaniał sobie rączkami miejsca, które lekarz chciał zmierzyć. Wg USG jest 4 dni starszy niż wynika to z mojego suwaczka.
Wiecie jak zobaczyłam wczoraj to Maleństwo machające rączkami i nóżkami to sobie pomyślałam, że ten cały strach, te wszystkie nerwy, które mi towarzyszą każdego dnia, w każdej minucie - to wszystko jest nic. Bo zniosę wszystko i wszystko wytrzymam byle tylko moje Maleństwo było zdrowe i bezpieczne. Wierzę, że ma najlepszego opiekuna jakiego można sobie wymarzyć - starszego brata Mikołajka. Głęboko wierzę, że nie stanie Mu się krzywda.
Życzę Wam Kochane żeby czas szybko zleciał, żebyście dostały zielone światło od lekarza i żeby pod waszymi serduszkami znów zagościła maleńka istotka.
Ona nam nigdy nie zastąpi utraconego dziecka, ale nadaje sens życiu i wydobywa ogromne pokłady miłości z zakamarków naszych zranionych serc.
A o moim ukochanym Synku nie zapominam nawet na minutę. Zawsze będzie miał główne miejsce w moim sercu.
mikka, Nanatasza, Lies, kkkaaarrr, antoninina, kehlana_miyu, Mama_Mai, kasiulkaa, lena89, Margo84 lubią tę wiadomość
-
MamoMikołaja, zgodzę się, że pewnie każda czekała na cud. Jak się dowiedziałam, że dzieciom nie biją serduszka i szłam 2 dni później na usg liczyłam na cud, że jednak zabiły, że ożyły i jest wszystko dobrze. Cudu nie było.. ale staram się wierzyć, że gdzieś ten cud na nas czekastarania od 2007
mama bliźniaków [*] [*] grudzień 2015 10tc
"..nie mieliśmy szansy na dotyk.."
ivf czerwiec 2016 [*] [*] -
Ja mialam tak samo- czekałam na cud! We wtorek mialam usg na ktorym lekarz powiedzial ze serduszko przestalo bic, w srode zglosilam się do szpitala tak jak gin kazala i mialam znow usg zanim podali mi tabletki i.. Boże jak ja bardzo chciałam zeby zdarzyl sie cud, zeby lekarz się pomylil, zeby serduszko nadal bilo...ale cud sie nie zdarzyl...niestety...
Nanatasz- wierzę jednak tak jak ty że ten cud na nas czeka, że nasze dzieci odlozyly po prostu termin spotkania z nami! Będę czekać!"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II