Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Są tacy ludzie pośród nas,
co pomagają dotknąć gwiazd
i tęczę tkają pośród zim,
a świat jest lepszy dzięki nim.
Są tacy ludzie ,jeszcze są!
Co pomagają wznieść nasz dom
i przetrwać samotności dni,
co ocierają nasze łzy.
Są tacy ludzie obok nas,
co zawsze mają dla nas czas
i nie żałują ciepłych słów
i nie zadają pytań stu...
Są tacy ludzie, uwierz mi,
co pomagają spełniać sny,
i gdy po nocy przyjdzie dzień -
jawą się staje dobry sen.
Są tacy ludzie, ja ich znam!
I wciąż poznaję tu i tam...
To dobrzy ludzie ....
Wierzcie mi
A wśród nich jesteście Wy.
Kochane niech te słowa znów mają odbicie na tym forum. Zostawmy ten dzisiejszy trudny dzień. Ogarniam sercem wszystkie bez wyjątku Aniolkowe Mamusie. Niech znów będzie tak jak wcześniej i niech nikt się z nami nie żegna. Dla wszystkich NASZYCH Aniołków posyłam najjasniejsze światełka a dla tych najmniejszych które nie mają swojego grobku podwójne. Nie analizujmy już dlaczego tak się stało....widocznie tak miało być. Tyle jest sytuacji na które nie mamy wpływu...Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 stycznia 2016, 22:29
BlueBerry23062015, Greetta, kehlana_miyu, reni86, Monikkk, 230515, mikka, antoninina lubią tę wiadomość
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
Dziewczyny jest mi bardzo przykro za Wasze zachowanie. Bez wyjątków.
Antonina miała gorszy dzień, wyraziła swoją opinie a wy poszczułyście ją psami. Jestem tu rok. Były tu poruszane naprawde bardzo trudne tematy. Sama kiedyś w złości pisałam tu wstrętne rzeczy, godne potępienia, a zostałam zrozumiana, i odnalazłam pocieszenie, o które wprost nie miałam siły poprosić.
Aniołkowa mama to aniołkowa mama koniec i kropka. Nie ma wyjątków. Jest dziecko które umarło to jest i aniołkowa mama. A to jak każda z nas przeżywa swoją stratę, to już nasza decyzja.
Ja też byłam w ciężkim szoku, praktycznie wrzeszczałam, żeby zabrano odemnie ''tego intruza'', ale miałam świadomość, że to dziecko chce pochować. Jak by było gdybym poroniła wcześniej? Nie mam pojęcia. To, że większość z nas Was nie została poimformowana, jakie macie prawa to masakra jakaś strasznie zbywająco podchodzi się do poronień, i to niestety widać nawet jak się stoi tylko z boku.
Jestem za aby każda z nas wyrażała swoje opinie, ale prosze nie wieszajmy na sobie wzajemnie psów. Jak coś nam nie pasi - poprostu nie komentujmy. A pomyślałyście może, że właśnie dziś mogła wejść tutaj jakaś aniołkowa mamusia, szukała pocieszenia a tu taka jazda? Chciałybyście tak? Mamy się tu kurde wspierać!!!! Każdą z nas boli! Bez wyjątku! Ja żyje tylko dzięki dziewczynom z tego forum.Jak bym tutaj weszła zaraz po porodzie i zobaczyła taką jazdę to nie byłabym w tym miejscu które jestem. Mam nadzieje że nikogo nie uraziłam, ale tu takie superowe kobiety siedzą, a tak nie potrafią się dogadać to przykreGreetta, 230515, antoninina, margaw lubią tę wiadomość
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
nick nieaktualnypucek wrote:Marzusia a pomyslalas ze weszla tu kobieta ktora czeka na zabieg albo ledwo co poronila i czyta post Antoniny?
Ja też się żegnam z tym tematem... sporo się tutaj na początku dowiedziałam i mogłam wyżalić po stracie. Teraz nie widzę tu dla siebie miejsca
Powodzenia i dużo zdrowia! -
o kurczę..nie było mnie tu jeden dzien i...Przeczytałam wszystkie posty i powiem Wam cos...szkoda życia na kłótnie...
Ja przeczytałam post Antoniniy i troche mi się zrobilo przykro owszem, ale ja tam sie nie obrazam, kazdy ma prawo powiedziec to co mysli, ja nie mam jej tegoza zle...
Sama jestem w tej grupie ktora stracila swoje dziecko na poczatku drogi bo to byl 13 tydz i jestem w tej grupie ktora nie pochowała swojego dziecka, tak i mówię to oficjalnie i wcale nie bede tego ukrywac.
I po pierwsze: strata mojego dziecka bardzo mnie boli, nie umiem sobie z tym poradzic, ale moze rzeczywiscie jest ona troche inna niz tych mam ktore stracily swoje dziecko w koncówce ciąży lub zaraz po porodzie, może one jeszcze ciężej to przechodza, nie wiem i nigdy nie chce sie przekonac.
Co do pochówku, to tak jak pisalam wczesniej, na poczatku twierdzilam ze nie dam rady psychicznie zobaczyć tej małej trumienki...ale po kilku godzinach skurczy po tabletkach, po przeplakaniu miliona łez, powiedziałam sobie, że to jest MOJE dziecko, ze tak nie mozna, ze muszę znaleźć w sobie jakies magiczne sily i ze musze dac rade je pochowac i kiedy podjełam decyzje poszlam do toalety bo musiałam zrobic siku, wlaciwie doczlapalam się, otumaniona lekami, poczułam tylko jak osuwam się na ziemie i zemdlalam...wstyd mi ale to pielegniarki poprawialy mi ubranie w wc i zabraly od razu na tomograf glowy bo rozwalilam ją sobie i krew mi pakowala z czola..i naet nie zdarzylam powiedziec zxeby sprawdzily toalete czy na pewno nic nie ma, po poczulam przed zemdleniem takie kilkakrotnme parcie...zabrali mnie stamtąd czym predzej, taką półprzytoomna na wózku...
Ja nikogo nie oceniam, ale czasem trzeba wczuc sie w czyjąś sytuacje, czasem nie wszystko wyglada tak jak sie wydaje...
Jakby co ja sie NIE obrażam, sznauję zdanie każdego, troche mi sie tylko przykro zrobilo, ale...kurde dziewczyny...nie obarazajmy się na siebie...tyle na zlego spotkalo, ze szkoda czasu na jakies obrazanie się... ps.co do seksu, my pierwszy raz spróboalwalismy jakies 3,5 tyg po poronieniu...nie dlatego ze ja odzyskałam jakies magiczną chęc pożadania, nie dlatego ze jestem jakąs wyzwoloną dziką babą, ale dlatego...ze chciałam znów zacząć normalnie funkcjonowąc...myslalam ze jak zaczniemy się kochac to taka NORMALNOŚĆ powróci...ale mylilam się, PO przeplakalam pół nocy, wyrzucałam sobie że jestem glupia, ze stracilam swoje dziecko a tutaj takie rzeczy...Bylo mi naprawde ciezko i dla mnie ten seks juz nie byl taki sam...
Wczoraj rozplakalam sie przy konfesjonale podczas spowiedzi, bo popprosilam księdza o odpowiedz czy mimo tego ze mam ogromny zal do Boga, ze obwiniam GOo moja stratę to czy popelniam tym jakis grzech-trafilam na bardzo mądrego ksiedza ktory zacząl ze mną normalnie rozmawiac, to byla zupelnie inna spowiedz i rozwylam się-on mówił tak pieknie i tak mądzre a ja poczulam ze tak bardzo mi brakuje tego mojęgo maluszka...ludzie za mna tylko przygladali się jak odchodzilam od konfesjonału i pewnie pomysleli ze "jaka Grzesznica ąz placze"- a tak to jest ze nie nalezy oceniac innych nie wiedząc dokladnie co sie stalo, bo czasem z boku wyglada sytuacja inaczej niz naprawdę.
Jutro ide do psychologa, ide pomóc sobie, bo pomimo ze to byl poczatek ciązy to jednak ja to bardzo przezywam, nie potrafie otrząsnąć się po tsracie i nie potrafie pozbyc sie poczucia winy, ze zawiodlam wszystkich wokól siebie a najbardziej to moje maleństwo w brzuchu, chcoc z drugiej strony robilam co moglam zeby bylo dobrze, ale nieetety nie udalo się...
Prosze nie kłócmy się bo nie warto...tak szybko mija życie...szkoda czasu na jakies pretensje...Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 stycznia 2016, 09:56
MamaMikołajka, antoninina, margaw, Żuczek, kasiulkaa lubią tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
"Czym rozniły się Wasze dzieci od naszych...?" - to słowa z postu Antoniny. Nie rozumiem dlaczego wieszacie psy na dziewczynie, za to że uważa swoją strate za cos wiekszego niz Wasza, skoro Ona wlasnie napisala ten post w obronie Waszych Dzieci? Pisala o tym, ze KAŻDEMU Dziecku nalezy się szacunek. Nie znalazlam tam nic o tym, że dzieci utracone wcześniej są mniej ważne, a 90% komentarzy jest właśnie o tym.
Nie pisała też, że Wasza strata jest mniej ważna i mniej bolesna, napisała tylko, że widzi przepaść w przeżywanu żałoby. Nie napisała, że Wasze przezywanie jest gorsze, ze jestescie wyrodnymi Mamami bo uprawiacie sex podczas, gdy my jestesmy prawdziwymi Mamami bo nie myslalysmy o tym przez kilka tygodni/miesiecy tylko wylysmy z rozpaczy. Pisala o INNYM przezywaniu straty, a nie o gorszym czy lepszym
Nie chciałam odnosić się do tej dyskusji, ale w tej całej akcji "powiesmy psy na Antoninie" prawie nikt nie zauwazyl, ze napisala ten post BRONIAC NAJMNIEJSZE SKARBY. To, ze szpitale nie informuja, jakie mama po stracie dziecka ma prawa to wielki dramat ale i inna sprawa. Mi tez nie pozwolili zobaczyc Synka i do konca zycia bede miala zal do siebie, ze o to nie walczylam, bo nie wiedzialam ze mam prawo sie z Nim pożegnać. Dziewczyny czasu nie cofniemy, wiekszosc z Nas pewnie czegos zaluje, wiekszosc z nas teraz pewnie postapilaby inaczej, my z Angelina tez przyznalysmy czego sobie nigdy nie wybaczymy. Ale co to zmieni? Nic. Nie cofniemy czasu. I mam nadzieje, ze ŻADNEJ z Nas nie przydarzy sie taka historia drugi raz i nie dostaniemy szansy zachowac sie inaczej. Jesli ktoras czuje w glebi serca jak ja, ze popelnila wielki blad to mam nadzieje, ze to bedzie taki blad, ktorego NIE dostaniemy szansy poprawic.
Marzusia ma racje, przez rok na tym forum naprawde były poruszane takie tematy i pisane takie posty w emocjach i pod wplywem peknietego serca, ze pewnie teraz bysmy sie ich wstydzily, ale nigdy nie bylo takiej jazdy jak teraz. Zawsze sie szanowalysmy i bylysmy dla siebie wsparciem bo WSZYSTKIE przezylysmy tragedie najgorsza z mozliwych.
Angelina napisala nam tu taki piekny wiersz, zebysmy docenily siebie nawzajem. Chciala w ten sposob przypomniec nam po co tu jestesmy i jakim ogromnym wsparciem jest jedna dla drugiej. W taki piekny sposob chciala zakonczyc ta zupelnie niepotrzebna klotnie, a tu dalej pod jej postam jazda.
Zakonczmy prosze ten trudny temat. Ktoras z Was napisala wczoraj, ze to forum nigdy juz nie bedzie takie jak bylo. A przeciez to zalezy tylko od nas. Jak bedziemy w co drugim poscie wieszac psy na Antoninie to faktycznie nie bedzie. Ale jestesmy madrymi kobietami i chyba potrafimy sie uszanowac i znow skupic sie na temacie nr 1 na tym watku czyli na Naszych ukochanych Dzieciach i na tym jak dalej zyc i walczyc o swoje szczescie? Jezeli ktoras nie jest w stanie tego zrobic to niech zatrzyma opinie dla siebie i nie rozgrzebuje juz tego tematu na watku bo to nikomu dobrze nie zrobi.
Przeczytajmy raz jeszcze piekny wiersz od Angeliny na początku strony i stańmy się znów dziewczynami z tego wiersza. Bo przeciez takie własnie jestesmy.
Ściskam wszystkie Aniolkowe Mamusie.
Dla Naszych Kochanych Dzieciaczkow wiele kolorowych światełek do Nieba i całą tonę ciepłych myśli. Jesteście dla Nas WSZYSTKIM! <3<3Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 stycznia 2016, 10:00
230515, Kotowa, lena89, antoninina, margaw, kasiulkaa lubią tę wiadomość
-
Mikka jesteś wspaniała <3<3
A to, ze kobieta, ktora przyszla do szpitala żeby urodzic swoje niezyjace dzieciatko i nie zostala otoczona prawidlowa opieka wola o pomste do nieba! Przeciez powinnas byc pod opieka 24 h/dobę. A zwlaszcza nie powinnas sama isc do toalety w takiej sytuacji. Niewiele brakowalo, a drugie nieszczescie by sie stalo. Skoczylo sie tylo rana na glowie, a moglo sie skonczyc o wiele gorzej.
Nie wiem czy pamietacie ale byla taka historia na poczatku roku, ze kobieta rodzila w zaawansowanej ciazy dzieciatko, ktore zmarlo w jej brzuchu i wlasnie chyba pod prysznicem zemdlala, uderzyla sie o cos glowa i sama zmarla? Jak moga szpitale z tak strasznego wypadku nie wyciagnac zadnych wnioskow dla siebie???
Swoja droga ja pamietam ten przypadek doskonale bo trafilam z Mikim do szpitala kiedy o tym trąbili w tv. Powiedzialam poloznej ze nie czuje ruchow a ona mi powiedziala "daj mi spokoj kobieto, ja dopiero zaczelam dyzur, a tu mi sie zaraz ustawi kolejka takich jak ty walnietych matek, ktore naoogladaly sie tv i teraz panikuja, a ja nawet nie bede mialy kiedy kawy wypic". Po 15 min klotni i interwencji lekarza z łaska zrobila mi ktg i jej mina kiedy nie znalazla tetna Mikolajka.... -
Po moim omdleniu i całej szopce z tomografem itd, nie pozwiolili mi juz wstać z łózka tylko przynosili basen i...mimo wszystko bylam szczęsliwa, bo pomyslaam sobie ze jakby co to będę mogla moje dzieciatko pochowac tak jak zadecydowalam...ale..to chyba jednak bylo wtedy co zemdlałam w wc...doatalam takich strasznych drgawek, zrobilo mi się slabo..i potem pamietam dopiero jak one mnie podnosily... Potem juz tym dziewczynom, ktore mialy tez zalozone tabletki nie pozwolili chodzic do wc samemu, wiem bo mam kontakt z dziewczyną, ktora byla w tym samym czasie tylo na innej sali..
Tak bardzo mi przykro, że tak wszystko się u mnie skonczylo, ale co ja mam teraz zrobic, nie cofnę czasu, chciałam żeby bylo inaczej, ale nic z tym nie mogę zrobic...
Nie obrazajmy się, kazdy ma prawo powiedziec to co mysli, nawet jak innym sie to nie podoba... Miz robilo sie przykro, nawet mała łza się zakręciła w oku, bo i tak mam poczucie winy, a potem poczułam się jeszcze gorzej...ale potem przyszla refleksja, że to nie bylo intencją Antoniny, nie krzyczmy na nią, bo ona tylko opisała swoje odczucia, kazdy ma do tego prawo.
Ustalmy jedno: wszystkie stracilysmy swoje dzieci i juz nigdy, przenigdy żadna z nas nie będzie taka jak dawniej, nie ważne jak i kiedy stracilysmy swoje maluchy.
Antonina- a ja cie pozdrawiam i nie martw sie ja sie nie obrazilamWiadomość wyedytowana przez autora: 24 stycznia 2016, 10:18
antoninina lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Dziś Jaś, bardzo dzielny mały chłopczyk, ukochany Synek naszej EwyMM kończyłby 14 miesięcy. Na pewno już potrafi chodzić, zresztą pewnie nie chodzi tylko biega jak szalony, a jak się uśmiecha to widać piękne, małe ząbki.
Jasieńku weź Mikołajka i naucz go biegać tak pięknie jak Ty to robisz, bo mój Synek pewnie potrzebuje teraz pomocy, bo pewnie ciagle się przewraca. Dobrze, że upada na miękkie chmurki.
Jasieńku nie martw się o Mame, ja tu o Nią dbam, staram się tak samo dobrze to robić jak ona dba o mnie. Pamiętaj, że ciocia Cię kocha i tez za Toba teskni. I nie ma dnia, żebym o Tobie nie myślała...
"Dzieciątka po obłokach stąpające
Dzieciątka o skrzydłach roztańczonych
czy wiecie ile w nas tęsknoty,
w nas, matkach opuszczonych...
Kto Was w tą podróż zabrał,
powrotną niszcząc drogę,
kto śmiał odległość taką postawić za przeszkodę?
Wy tam - my tu wciąż tkwimy,
czekając na spotkanie,
wracajcie z tej podróży, niech ona snem się stanie!
(...)"
mikka, 230515, lena89, antoninina, margaw, kasiulkaa lubią tę wiadomość
-
Dziewczyny,
wczoraj naskrobałam długiego posta, ale niestety wyskoczył mi jakiś błąd i niestety wszystko mi zniknęło...
Czułam, że też muszę zabrać głos w poruszanej kwestii. To forum dało mi w końcu poczucie, że nie jestem sama, jak palec, że ktoś jeszcze niestety przeżywa to, co ja (swoją drogą, jaki to paradoks! Przecież nie życzę takiej tragedii nikomu, wolałabym być jedyną osobą na świecie, która to przeżyła, a jednak jest mi łatwiej, kiedy wiem, że ktoś, gdzieś, kiedyś przeżył to samo).
Każdy ma prawo do wyrażenia swoich myśli, zwłaszcza na takim forum - takie jest moje zdanie. Jest mnóstwo różnic między nami. Nie tylko między Mamami, które straciły swoje dzieci na wczesnym etapie ciąży, a tymi, które ta tragedia dotknęła później, ale także jednostkowo, między nami są i zawsze będą różnice w przeżywaniu sytuacji kryzysowych. I myślę, że po prostu nie pozostaje nam nic innego, jak to zaakceptować.
Rozumiem antonininę i wiem, że nie chciała nikogo urazić, dokładać bólu. Na pewno nie taka była jej intencja. Rozumiem też dziewczyny, które poczuły się jej wypowiedzią dotknięte. DO czego zmierzam - bądźmy dla siebie nawzajem wyrozumiałe. Po prostu wyrozumiałe.
Prawda jest taka, że ja nie wiem, co przeżywały Mamy, które poroniły w pierwszym trymestrze. Nie wiem, jak czuły się Mamy, które straciły swoje dzieciątko nagle, bez zapowiedzi. Nie wiem, jak to jest ronić w toalecie w pracy, nie poznać swojego dziecka, nie mieć pojęcia o tym, że mogę je pochować. I dobrze. Nie chcę się tego nigdy dowiedzieć. Tak samo, jak żadna z Was nie chciałaby się dowiedzieć, jak to jest decydować, czy terminować ciążę, czy nie; co czułam przez 17 długich tygodni ciąży, która z największego szczęścia stała się największą moją tragedią; co czułam podczas miliona przeprowadzanych badań, które nie wnosiły nic poza kolejnymi znakami zapytania; i wreszcie, co czułam, kiedy mój ukochany Synek, Krzysiu, umierał w moich ramionach. Kochane, RÓŻNIMY się. I nikt, ani nic tego nie zmieni.
Uważam jednak, że nie przeszkadza to nam wspierać się w tym najtrudniejszych dla nas chwilach, wystarczy troszkę wzajemnej wyrozumiałości.
Pamiętajcie, nasze dzieciątka patrzą na nas z góry i smucą się na pewno, kiedy widzą, że się tu spieramy.
Ze swojej strony przyznam, że miałam pewną sytuację, która dała mi do myślenia. Koleżanka niestety doświadczyła ciąży biochemicznej Napisałam do niej wspierającego smsa. Odpisała, że 'wczoraj było tragicznie, myślałam, że świat mi się zawalił. Dzisiaj już jest lepiej, przecież takie rzeczy się dzieją. Teraz już wiem, co czujesz'. Otóż NIE, nie wiesz, co czuję. Ja z dnia na dzień, przez 17 tygodni ciąży zastanawiałam się, czy mój Synek przeżyje w ogóle poród. Przeszłam przez całą, trudną ciążę, miałam cięcie cesarskie, 5 dni spędziłam na intensywnej terapii przy inkubatorze mojego synka (przypomnę, że sama pracuję na IOMie...), a później musiałam wybrać dla niego ciuszki do trumienki, pójść na jego pogrzeb dzień po Dniu Dziecka, w 4 rocznicę mojego ślubu zamawiałam dla Krzysia nagrobek. Jak możesz zatem mówić, że wiesz, co czuję?
I nie chcę, żeby którakolwiek z Was zrozumiała mnie źle, nie uważam, że moja tragedia jest lepsza, ważniejsza (sic!) od tragedii Mam, które straciły dziecko w inny sposób. Jest po protu INNA.
Życzę Wam, Dziewczęta, spokoju, zgody i dużo wzajemnej wyrozumiałości.
Wspierajmy się nadal, tak jak potrafiłyśmy do tej pory.
Pozdrawiam Was wszystkie i przytulam do serca, każdą bez wyjątku;
A dla naszych ukochanych Malutkich Istotek wysyłam światełka do Nieba.MamaMikołajka, antoninina, mikka, margaw, kasiulkaa, agniegnieszka lubią tę wiadomość
-
Jaka cisza....
Dziewczyny...nie matwcie się, dalej mozemy pisac o tym co czujemy, nie obrażajmy się...było minęło..Chciałabym żeby dalej było tak jak wczesniej, ja tu mimo wszystko znalazlam ogrom pocieszenia, jest mi lżej oswajać swój ból..
Może poczułyście się dotknięte słowami, mi troche też się przykro zrobilo, no bo w koncu jestem wsrod tych mam ktore nie pochowaly swojego dziecka-choc chcialy...ale się nie obrazam, kazdy ma prawo do wypowiedzi.
Ksiądz mi wczoraj powiedział, że on ze śmiercia styka się na codzień, pracuje w hospicjum i patrzy jak czesto dzieci odchodza a ich rodzice muszą radzić sobie z ciepieniem i pustką i że msierc to nie koniec to początek czegoś innego, pięknego, my-tu na ziemi nie jestesmy w stanie tego ogarnąc, ale naszym dzieciom tam w Niebie jest dobrze, nie musimy sie o nich martwic czy są samotne-bo nie są, są pod dobrą opieką. Powiem wam, ze nie zmniejsza to tego że nadal jest mi ciężko, ale może trochę lżej, ze ono nie jest tam samo, że ktos na pewno się tam nim opiekuje..
To fragment z mojego wpisu do pamietnika:
"Strata dziecka lub jego choroba, to najgorsze co może spotkac matkę... Nie ważne jak się traci dziecko, nieważne w którym tyg ciąży, czy nie ważne ile ono ma wtedy lat... Traci się część swojego życia, część siebie, część swojej miłości i nigdy nie pozostaje sie już takim samym jak kiedyś...". Jestem pewna, że mimo wszystko kazda z nas cierpi i każda z nas mysli ze o wiele bardzij niż ta inna aniołkowa mama, bo cierpienia nie da się zmierzyć, nie da się porównać bólu, każda z nas wiązała z tym dzieckiem pewne plany, pokochała je i nagłe odejście tego maleńkiego człowieka to ogromna wyrwa w sercu! Kurde, dziewczyny przeszlysmy tak wiele i te mamy ktore stracily dzieciatko na poczatku i te ktore stracily w zaawansowanej ciązy lub po porodzie i taka jedna sprawa, jedno słowo może sprawic, że nagle oddalamy się od siebie nawzajem?! Nie dajmy się zwariować! Miłęj niedzieli
Hope- masz 100% racji, ja widzialam swoje dziecko, ale na monitorze usg, pokochalam je, ale nigdy nie przytulilam i nie musialam zmierzyc się z widokiem malenkiej trumienki (chociąz podjęłam taką decyzje-ale zycie zweryfikowało moje plany) i przeswiadczenia ze w srodku zamknieta jest najwieksza milosc mojego życia... Macie rację, że ja nie wiem co czułyscie i tak naprawdę nigdy nie chce się dowiedziec..TAK SAMO WY NIE WIECIE jak to jest jechac ronić swoje dziecko, patrzec na wydostające się zwas strzepki tkanek WASZEGO dziecka...swiadomość tego jest okropna, rozrywająca serce na kawałki- naprawde uwierzcie... Kazda z nas marzyła o zdrowej, dobrej ciąży, o urodzeniu ślicznego dzidziusia i o cieszeniu się nim i patrzeniu jak rosnie na naszych oczach...a życie jest zyciem i mialo gdzies nasze plany...pogodzenie sie ztym to bardzo ażna i trudna rzecz i myslę, że tutaj górę biorą też nasze trudne i póki co ciężkie uczucia, narazie to wszystko jest za świeże żeby chyba tak do konca racjonalnie na to patzrec, nie wiem moze sie myle ja jutro idę porozmawiać o tym wszystkim ze specjalistą, może on pomoże mi zrozumieć moje uczucia, może pomoze zrozumieć i pokazac co moge zrobic zeby przestac się ciagle obwiniac..Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 stycznia 2016, 12:44
230515 lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
A propos wiedzy, co robić po poronieniu i jakie prawa w tej sytuacji przysługują. Staramy się od sierpnia z mężem o ciążę, niestety na razie bez rezultatu. Z jednej strony tak bardzo nie mogę się doczekać, a z drugiej tak bardzo się boję, że sytuacja się powtórzy, że nie wiem, czy będę się w stanie w ogóle cieszyć tą ciążą, jeżeli w ogóle uda mi się zajść. I pojawiają mi się wtedy takie myśli, że przynajmniej gdyby to znów mnie spotkało, to tym razem wiedziałabym jak się zachować, co zrobić, nie popełniłabym tych błędów, które popełniłam z ignorancji rok temu. I jak tylko to pomyślę, to chce mi się krzyczeć, bo ostatnie co chcę w życiu przeżyć to mieć jeszcze kiedykolwiek okazję do wykorzystania tej wiedzy.
5tc [*] 04.2015
10tc [*] 01.2015 -
Kehlana trzymam za Was kciuki z całej siły. Wierzę, że się uda i że tym razem wszystko skończy sie dobrze, że zostaniesz ziemską Mama. Ja w to wierze z calego serca, Ty tez uwierz.
Ściskammikka lubi tę wiadomość
-
Cześć dziewczyny,
Od dwóch dni czuję się, jak ludzka wersja żuka, który przewrócił się na pancerzyk i choć macha nóżkami, to za nic nie może się przekręcić. Nic nie robię. Nic. Poza leżeniem w łóżku i przeglądaniem internetu, choć bardziej to wygląda tak, że patrzę, a nic do mnie z treści nie dociera (poza tym forum). Od dwóch dni nie płaczę. Mam wrażenie, że wszystkie emocje gdzieś głęboko schowałam. Choć zdarzają się wciągu dnia takie momenty, że oczy się szklą. I jestem przy tym "nicnierobieniu" piekielnie zmęczona. Bolą mnie mięśnie, głowa, całe ciało. To dopiero 2 tygodnie... Z jednej strony chciałabym się rzucić w wir jakiejkolwiek pracy (tak jak mój narzeczony), a z drugiej totalnie nie umiem wykonać żadnej aktywności.
W dodatku zaczęły mnie dopadać myśli typu "przecież ja nie mam już chyba zbyt wielu szans na dziecko". Teraz nie jestem gotowa i nie wiem, kiedy będę. A jak będę to czy nie będzie za późno... Przecież w grudniu kończę 37 lat.
Wciąż czuję się jak we śnie.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
margaw wrote:Cześć dziewczyny,
Od dwóch dni czuję się, jak ludzka wersja żuka, który przewrócił się na pancerzyk i choć macha nóżkami, to za nic nie może się przekręcić. Nic nie robię. Nic. Poza leżeniem w łóżku i przeglądaniem internetu, choć bardziej to wygląda tak, że patrzę, a nic do mnie z treści nie dociera (poza tym forum). Od dwóch dni nie płaczę. Mam wrażenie, że wszystkie emocje gdzieś głęboko schowałam. Choć zdarzają się wciągu dnia takie momenty, że oczy się szklą. I jestem przy tym "nicnierobieniu" piekielnie zmęczona. Bolą mnie mięśnie, głowa, całe ciało. To dopiero 2 tygodnie... Z jednej strony chciałabym się rzucić w wir jakiejkolwiek pracy (tak jak mój narzeczony), a z drugiej totalnie nie umiem wykonać żadnej aktywności.
W dodatku zaczęły mnie dopadać myśli typu "przecież ja nie mam już chyba zbyt wielu szans na dziecko". Teraz nie jestem gotowa i nie wiem, kiedy będę. A jak będę to czy nie będzie za późno... Przecież w grudniu kończę 37 lat.
Wciąż czuję się jak we śnie.
Powiem Ci, ze ja mimo ze straciłam dziecko w 13 tyg a nie w 37 przechodzilam ten etap: leżałam w łóżku, nic nie robilam a bylam zmęczona bardziej niz bym pracowała na budowie...bolał mnie kazdy mięsień, nogi miałam jak z waty, bylo mi nieustannie zimno, czulam takie przeszywające zimno, nawet zrobilam badania i poszlam do lekarza zeby mi cos zaradzil...Teraz 5,5 tygodnia pózniej...jest inaczej-nie jest cudownie, nie mija ból, ale ubieram się codziennie, załatwiam rózne sprawy, wrzuciłam siebie w wir załatwiania roznych spraw, ciagle gdzies jezdze cos zaltawim, a to badania, a to wypelnianie papierkow na solary, nawet jak nic nie mam do zalatwienia to i tak wynajduję obie zajęcie-byleby nie zostac sam na sam ze swoimi myslami, ale przychodzą chwile zwątpienia, płaczu, pytań co dalej, jestem co prawda 8 lat młodsza od Ciebie i moze sie wydawac ze moja sytuacja jest prostsza, ale ja póki co nie wiem na czym stoję, nie wiem dlaczego mojemu dziecku przestalo bic serduszko, nie wiem czy kolejna ciąza moze byc juz obarczona jakimis problemami czy wrecz przeciwnie to byl tylko przypadek a nstępnym razem wszystko będzie juz dobrze...Nic nie wiem.,..czuję ze póki co utknęłam w jakims martwym punkcie...Starac się narazie nie mozemy zreszta ja psychicznie nie osiagnęłam jeszcze stanu równowagi...
Nie wiem co Ci powiedziec, może tylko to że ten okropny czas takiego odretwienia minie tylko musisz dac sobie czas...Nie będe Cię przekonywac ze będzie dobrze-bo pewnie nie będzie, juz zawsze będzie ten żal i tęksnota, ale może ujrzysz w koncu pewne światełko w tunelu... ja niebędę sie tu wymądrzać, bo sama póki co sobie nie radzę z moją sytuacją, ale idę po pomoc do kogos kto moze mi cos doradzi, jakos wyjasni...pomoze zrozumiec...margaw, Żuczek lubią tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mikka, ja wiem... czas jest jedynym lekiem. Ale on tak wolno teraz płynie.
Z medycznego punktu widzenia zachodząc w ciąże byłam dość "zaawansowana" wiekowo, ale przeszłam ją dużo łatwiej niż moja młodsza o 15 lat siostra. Nie miałam żadnych dolegliwości (oprócz znośnych mdłości na początku), bardzo dobre wyniki, nic mnie nie bolało, nie strzykało, nie puchło, żadnej zgagi. Nie miałam nawet ani jednego rozstępu, a teraz, dwa tygodnie po porodzie, wyglądam szczuplej niż przed ciążą (ale wiem, że to wina stresu i tego, jak mocno wszystko przeżyłam). Macica, mimo trudnej operacji na mięśniakach, była jak z żelaza, Dzidziuś rozwijał się zdrowo, nie było ani chwili strachu. I nagle trach! Teoretycznie wiem, że mój organizm jest mocniejszy niż mi się wydaje i że mogę faktycznie być, jak często nazywali mnie lekarze, "ewenementem medycznym", ale coś się jednak stało. Czekam na wyniki sekcji i chcę się dowiedzieć dlaczego. Ale wiem, że wiele jest dziewczyn, które nigdy się tego nie dowiedziały. Paraliżuje mnie strach przed kolejną ciążą... Chociaż kto wie... może, kiedyś znów się uda.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Margaw pewnie to żadne pocieszenie ale odnośnie wieku - bratowa mojego męża skończy za chwilę 40 lat i właśnie jest w pierwszej ciąży.
Wiesz, ja po stracie Mikiego byłam u endokrynologa, byłam u niego pierwszy raz, więc cały wywiad ze mną przeprowadzał, standardowe pytanie - czy jest pani w ciąży albo planuje ją w najbliższym czasie? Musiałam mu opowiedzieć historię oczywiście zryczałam się przy tym jak nie wiem. I odpowiadając na pytanie czy planuję ciąże powiedziałam mu, że chciałabym jak dostane zielone światło po cc bo już mnie lata gonią. A on odwrócił moją kartę żeby zobaczyć pesel i spojrzał na mnie i zapytał w żartach - z jak głębokiej jest pani wsi?
Potem mi wytłumaczył, że jak on w Warszawie przyjmuje pacjentki to tam normą jest, jak te grubo po 30tce mówią, że planują dzieci ale jeszcze nie teraz. Mówi, że bardziej go szokuje 25 latka, która przychodzi do niego i mówi, ze się stara o dziecko, niż 40 latka, która przychodzi w tym samym celu. Że świat się zmienił, a wraz z nim medycyna. Kiedyś 30latka z automatu leżała na patologii ciąży ze względu na wiek i uważano, że 35 latka to od razu ma ciąże o podwyższonym ryzyku. Mówi, że Polska jeszcze jest trochę w tyle, ale na zachodzie prowadzone były badania, że właśnie 35 lat to najlepszy czas na dzieci, że kobieta pod względem fizycznym i psychicznym jest na nie najbardziej gotowa. Pokazywał mi jakieś artykuły w medycznych czasopismach, które właśnie o tym pisały. Dlatego myślę, że w tej całej tragedii, która Cię spotkała zadręczanie się wiekiem, nic nie da - to nie jest problem Kochana. Zwłaszcza dla takiej twardej babki jak Ty, która jest "ewenementem medycznym"
To że teraz paraliżuję Cię strach przed kolejną ciążą to uwierz mi jest normalne. Mnie też paraliżował. Powiem więcej mnie paraliżował nawet 7 miesięcy po urodzeniu Mikusia. I często miałam takie myśli, że jak nie mogę mieć Jego to nie chcę nikogo innego. Aż w końcu minęło 8 miesięcy (to był czas jaki lekarz zalecił nam poczekać ze staraniami) i jak za dotknięciem magicznej różdżki nagle pragnienie posiadania dziecka stało się silniejsze niż ten strach. Inna sprawa, że jak zobaczyłam dwie kreski na teście to ryczałam z przerażenia - ale od takich kryzysowych sytuacji ma się taką Angelinę, która dzwoni i ustawia do pionu
Ściskam Cię mocno. Podziwiam Cię, bo w moim odczuciu jesteś bardzo dzielną kobietą.
Dla Kubusia (*)(*)(*)
margaw lubi tę wiadomość
-
a mi smutno...bo jakoś chyba dziewczyny się wycofały z forum...
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II