Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyMamo Mikusia u nas wszystko w porzadku. Wojtus ma malutki katarek, ktorego nie mozemy sie pozbyc od dobrych 2 tygodni jutro jedziemy na szczepienie i mam nadzieje, ze dobrze je zniesie.
Poza tym rosnie jak na drozdzach wazy juz 5200!!! Robi sie dlugasny, przynajmniej ja mam takie wrazenie
Pieknie sie juz do wszystkich usmiecha, guga jak najety i uwielbia noszenie na rekach
Skonczyl juz 2 miesiace, a ja nie wiem nawet, kiedy ten czas minal...mikka, Monikkk, agniegnieszka, antoninina, MamaMikołajka, kasiulkaa lubią tę wiadomość
-
margaw- u mnie też od kilku lat moje wytrzymalosc nerwowa jest nieustannie wystawiana na próbę. 5 lat temu urodzilam córkę,jeszcze w szpitalu pani dr zwraca uwage na szmery w serduszku, szukanie kardiologa dzieciecego bo wizyta miala byc jak najszybciej, oczywiscie na NFZ nie ma co liczyc więć 150zł i wiyta w luxmedzie, pani dr robi usg, małe szmerki, trzeba tylko obserwowac i robic echo serca raz w roku.ODETCHNĘŁAM. Miesiąc po narodzianch pełna euforii zrobilam rutynowe badanie usg piersi-diagnoza guz, płacz nerwy co dalej, przecież mam maleńkie dziecko, wizyta u onkologa, biopsja, dni pełne nerwów i płaczu, wyniki odierałam z drżacym sercem i myslalam ze zwymiotuję ze strachu- okazlo się ze jest zmiana niezłosliwa, grczolakowłókniak, pani dr nie kazal jej wycinac, brak spokoju, bo moze pani dr sie myli, szukanie dobrego onkologa, znów wizyta, pan dr jednak potwierdza słowa poprzedniczki, teraz pozostaje regularne usg i sprawdzanie znerwami czy nic sie nie powiększa. ODETCHNĘŁAM. mniej więcej 10 ms pózniej mamy dość naduzywania alkoholu przez mojego ojca, ciągłych awantur (mieszkalismy z moimi rodzicami) i wyprowadzamy się do rodziców męża. ODETCHNĘŁAM. Miesiąc względnego spokoju dostaje pozew z sądu bo moi rodzice zadłużyli mieszkanie, a ze wzgledu ze bylam tam nadal zameldowana, to mam spłacac razem z nimi... jedna wypłata, małe dziecko, a ja mam splacac czyjes długi... Na szczęście sprawa rozwiązana polubowanie z Administracją- tylko moi rodzice mają splacac, ale gdyby nie pomoc mojego wujka i cioci, nie wiem jakby sie to skonczylo...ODETCHNĘŁAM. Trochę spokoju nagły ból w boku. Ide do lekarza po skierowanie na usg i az sie boje co to moze byc. Czekanie na usg. Kamień w moczowodzie. Jak nie urok to sraczka. Konieczna wizyta u urologa jak najszybciej. Na NFZ do konca roku nie ma miejsc, ja z bólem a tu koniec lipca dopiero. 150 zl wizyta w top medicalu. Skierowanie do szpitala, na drugi dzien zglaszam sie. Mam miec rozcinany moczowód i wyciagny kamien bo jest zbyt nisko na rozbijanie. Placz, bo male dziecko a ja w szpitalu zostaje. Urografia. Kamien schodzi jeszcze nizej. Faszerujamnie lekami-mam jednak "urodzic" sama kamyk. wypis do domu. Szczesliwa. Kamięn po 2 dniach wylazł. ODETCHNĘŁAM. KIlka miesiecy względnego spokoju, siostra męże zaczyna mącić w rodzinie, dokucza nam, oczernia przed innymi bylebysmy tylko mieli dosc i sie wyprowadzili, mimo ze wiedziala ze i tak sie budujemy więc niedlugo sie wyprowadzimy. Przeciąga na swoją stronę matkę męża płacząc jej ciagle że nie moze miec drugiego dziecka bo my mieszkamy-tak jakbym byla jakas tabletka antykoncepcyją ale to szczegół. Pretekst zawsze się znajdzie byleby tylko całą góre domu zagarnąc dla siebie. Matka z siostrą męża dokuczają nam coraz bardziej, już nawet nie chce mi se opisywac do czego się posuwają bo to na odreny wątek...Mamy dość z mężem, mąż nie chce sie do nich odzywac po tym co nam zrobili...ODETCHNĘŁAM. Zaczynamy nowy etap. Budujemy dom. wszystko idzie po naszej mysli, az boje se uwierzyc w nasze szczęście. Zaczynamy starac sie o drugie dziecko. Udaje się, ale ciąża biochemiczna. Łzy. Staramy się....2 miesiące później udaje się. Ciąża się utrzymuje. Szczęście. ODETCHNĘŁAM. 10 tydzien ciąży. Od rana źle sie czuję, zaczynam krwawic. Placz. Jedziemy na IP. Niepewnośc. Serduszko bije. Wszystko ok. Mały krwiaczek. 4 dni pobytu w szpiatlu. Wychodzę, Jest dobrze. ODETCHNĘŁAM. Leże, czytam i wstaję tylko do toalety-takie zalecenia. 13 tydz ciąży- jedziemy na usg. Serduszko nie bije...Resztę już znacie... Nie porównuję swojej sytuacji do twojej, chciałam tylko powiedziec ci, że nie jestes w tym sama, ja tak mam ciagle, aż boje sie myslec o szczęściu bo boje sie ze zaraz będzie smutek, a tak bardzo chce być po prostu...szczęsliwa...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 stycznia 2016, 22:58
MamaMikołajka lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Witajcie
Przeczytałam pare stron i postanowilam że może przyda się tu jakiś pozytywny akcent. Też jestem mamą dwóch aniołków 12tc i 9tc, myslalam że się już nie pozbieram- nie miałam siły żyć. To były dla mnie najtrudniejsze chwile w życiu...
Straciłam wielu przyjaciół bo zamknęłam się w sobie i nie chciałam dać sobie pomoc.
Ale ostatecznie nie poddalam się i po trudnej, zagrozonej, lezacej ciazy jestem mamą ukochanego urwiska który właśnie skończył roczek i jest dla mnie sensem mojego zycia!!!
Trzymam kciuki za wszystkie aniołkowe mamy i dużo siły zycze - nie poddawajcie sie
Ps. Weszłam tutaj bo swego czasu dużo czytałam ten wątek i wmtamtych chwilach wiele mi to pomogło a teraz pojawia się w głowie myśl o rodzenstwie ale strach już będzie zawsze.Greetta, kasiulkaa, antoninina, MamaMikołajka, 230515, Nanatasza, margaw lubią tę wiadomość
7 Aniołkow[*], synek❤
Mutacja vleiden, Hashimoto, insulinoopornosc, wycięty jajowod- 2x cp
06.2018 I ICSI 6 ❄
23.10.18 transfer blastki, cb
03.19 transfer❄❄ 3dniowych kropkow, cudzie trwaj❤ -
motylek- ja też sie nie poddam, jeszcze nie wiem jak to zrobię, jak pokonam strach, ale bardzo pragnę miec jeszcze jedno dziecko-tu na ziemi, więc zawalcze o swoje szczęscie. Boję sie na samą myśl, ale ten kto nie zawalczy o swoje marzenia, ten ich nie spełni, ja zawalaczę bo na twoim przykładzie widać ze warto!
motylek@, antoninina lubią tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
nick nieaktualnyWiecie co, tak czytam te wszystkie posty z ostatnich dni i przypominam sobie, jak ja bylam na podobnych etapach co Wy.
Nie ma lepszego lekarstwa na strate, niz CZAS!!! Na poczatku mija strasznie wolno, ale w pewnym momencie zlapiecie sie na mysli, ze to JUZ tyle tygodni, miesiecy czy lat minelo.
Jeszcze odnoszac sie do tego co napisala Antonina o seksie... po poronieniu moja jedyna mysla trzymajaca mnie w pionie byly starania. To byl typowy seks w celu zaplodnienia i nie wstydze sie tego. Dzieki temu mam maja kochana corunie :*:*:* po smierci Majki juz inaczej czukam bliskosc miedzy mna a moim mezem. Bylismy wtedy dla siebie tak ogromnym wsparciem, ta bliskosc była taka naturalna... dzieki temu tule teraz w ramionach mojego synka nie mowie, ze rzucilismy sie na siebie od razu po porodzie, ale nie rozumiem dlaczego to, ze ludzie sie kochaja i sa ze soba blisko mimo tak ogromej tragedii jest wg ciebie czyms zlym czy dziwnym.mikka, Greetta, 230515, kehlana_miyu, margaw, gama lubią tę wiadomość
-
hej dziewczyny z rana
Wlasnie szykuje się na wizyte do psychologa...Ma mi pomoc a boje sie jak cholera...Nie wiem mam wrazenie, że powoli jakos zaczynam sobie radzic, a boje sie rozgrzebywania tego co sie dzieje ze mną w srodku. Choc mój mąż mówi, że mi się tylko wydaje ze sobie radze, że on na mnie patrzy i wie, ze tak naprawde w głębi serca nadal jestem na poczatku drogi i że wybucham jak petarda z nienacka płaczem albo gniewem, brak mi cierpliwosci i ze potrzeba mi z kims fachowym pogadac..
Normlanie trzęsę sie jak galareta..poprosilam zeby mąż pojechal ze mną bo nie jestem w stanie prowadzic auta..
Zobaczymy jak będzie...Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 stycznia 2016, 08:26
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mama_Mai wrote:Wiecie co, tak czytam te wszystkie posty z ostatnich dni i przypominam sobie, jak ja bylam na podobnych etapach co Wy.
Nie ma lepszego lekarstwa na strate, niz CZAS!!! Na poczatku mija strasznie wolno, ale w pewnym momencie zlapiecie sie na mysli, ze to JUZ tyle tygodni, miesiecy czy lat minelo.
Mamo Mai i Wojtusia, dosłownie niemal identyczne słowa układałam sobie w głowie czytając ostatnie posty, więc rękami i nogami podpisuję się pod Twoim postem:)
Marzusia,doczytałam że miałaś bardzo dobre warunki w szpitalu, ja chyba nigdy nie zapomne jak po cc leżałam na sali poporodowej z innymi dziewczynami. Są to sale 4 osobowe, generalnie żadna sie nie widzi bo się nie wiele ruszamy, ale ja ze względu na bardzo zły stan zdrowia i zagrozenie życia podczas porodu leżałam tam znaczenie dłużej niz powinnam, wiec zamiast 3 dziewczyn, "przerobiłam" 9. Wszystkie dzwoniły do bliskich i opowiadały z euforią w głosie jakie to śliczne, duże dzieciątko urodziły, poźniej dostawały dzieci na pierwszy kontakt po cieciu, położna pomagała przystawiać do piersi, robiły sobie zdjęcia itd, a ja leżała i ryczałam, dosławnie ciągle ryczałam. Co przychodziła nowa pielęgniarka z dzieckiem do którejś to pytała co się dzieje, ja nie byłam w stanie słowa wykrztusić, więc Pani która się nami opiekowała (dyżurowała), opowiadała o moim przypadku. Niby nie głośno ale jednak jak się usłyszy 630 gram miedzy słowami to się robi lekka konsternacja na sali. Wiec zapadała na dłuższą chwilę cisza i tylko moje łkanie było słychać. To samo jak ktoś do mnie dzwonił, to cisza jak makiem zasiała bo każda chciała usłyszeć o moim przypadku. To były jedne z gorszych godzin które przeżyłam. I ta cholerna zazdrość i okropna złość, że kobiety obok mnie są takie szczęsliwe, a ja nie wiem czy moje dziecko właśnie nie zmarło. Dobrze że dostawałam na bieżąco informacje od męża co się dzieje, no i prosiłam w nocy lekarzy żeby mi dawali znać.
Później leżałam z dziewczynami na patologii i teraz wiem że to był dobry pomysł. Na początku byłam zła, dlaczego mam leżeć z dziewczynami które czekają na poród, jak moje dziecko walczy w inkubatorze, ale teraz sobie nie wyobrażam co by się ze mną działo, jakbym leżała na tych salach po porodowych z matkami z dziećmi. No i te dziewczyny z patologii bardzo mnie wspierały, a przynajmniej próbowały, więc to już nie było takie złe jak pierwsze dwie doby.
Co do strachu, przy kolejnej ciąży, on jest kurde niemożliwy do wyeliminowania. Był, jest i pewnie będzie. Każdego dnia boję się, że coś może się wydarzyć, tak samo boje się że kilka dni przed porodem moje dziecko może się udusić, zainfekować czymś itp. Każdego dnia modlę się by moje Aniołki czuwały nad Marcelinką i pozwoliły rodzicom cieszyć się nią tu na ziemi.Nasze słoneczko Marcelinka 6.05.2016
~~~~~~
Lenka(25tc) ur. 31.05.2014, zm. 5.06.2014
Czuję, że synuś-Miłoszek(10tc), 4.10.2013r.
Aniołki nasze, dziękujemy, że mogliśmy się Wami cieszyć choć przez chwilę...Kochamy Was
-
Wiele z Was pyta, gdzie jest Bóg, gdy spotykają nas te wszystkie trudne rzeczy. W związku z tym przyszła mi na myśl pewna anegdota, którą usłyszałam kiedyś w formie dowcipu:
W pewnej wsi była powódź, woda nie ominęła kościoła i plebanii. Proboszcz ratował się ucieczką na wyższe piętro, podpłynął po niego sąsiad: "księże proboszczu, niech ksiądz ucieka z nami, możemy się uratować", a ksiądz na to: "ja ufam Panu, Bóg mnie uratuje i nie da zginąć". Woda wciąż się podnosiła. Po jakimś czasie do pobożnego proboszcza przypłynęła amfibia, strażacy, proszą go, by do nich wsiadł, że go uratują, a on wciąż to samo:"ja ufam Panu, Bóg mnie uratuje i nie da zginąć". Gdy woda sięgnęła piętra, a ksiądz siedział już na dachu, przyleciał po niego wojskowy helikopter, a on wciąż odmawiał, powtarzając: "ja ufam Panu, Bóg mnie uratuje i nie da zginąć". Ostatecznie proboszcz utonął, stanął prze Bogiem i Go pyta: "Panie Boże, ja Ci tak ufałem, a Ty mnie zostawiłeś, gdzieś był, gdy przyszła powódź?" A Stwórca na to: "byłem w łodzi sąsiada, amfibii strażaków i w helikopterze. A ty to wszystko odrzuciłeś".
I tak, jak Was czytam, to sobie myślę, że Pan Bóg na pewno był w tych kilku cm koła, które uratowało życie w wypadku, że był we wszystkich diagnozach, które stwierdzały zmiany niezłośliwe (też taką miałam), że był w tych wszystkich drobnych elementach, które pomogły nam pokonać wszelkie kryzysy i trudne chwile, że był w tych ludziach, którzy mnie wspierali w ciąży i po śmierci Neli. Wiem, że to trudne i niezrozumiałe (też tego nie ogarniam), ale wiem, że On nikogo nie zostawi i nawet, gdy wątpimy, to jest przy nas, zwłaszcza w tych trudnych momentach.
daktylek, Angelina, antoninina, Monikkk, Greetta, margaw, mikka, gama, 230515, Margo84 lubią tę wiadomość
Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
Agniegnieszko, bardzo ładnie to napisałaś :*
Dziewczyny - Waszymi przeżyciami naprawdę można by obdzielić kilka osób! Jesteście bardzo silne i bardzo dzielne, że mimo tych wszystkich złych doświadczeń nie załamałyście się i dalej dążycie do swojego szczęścia
Ja w trudnych momentach przypominam sobie taką opowiastkę, na którą natrafiłam kiedyś w internecie. Oto ona:
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady: mój i Pana. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I rzekłem: “Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?” Odrzekł Pan: “Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad ja niosłem Ciebie na moich ramionach"Monikkk, agniegnieszka, margaw, mikka lubią tę wiadomość
Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
mikka wrote:hej dziewczyny z rana
Wlasnie szykuje się na wizyte do psychologa...Ma mi pomoc a boje sie jak cholera...Nie wiem mam wrazenie, że powoli jakos zaczynam sobie radzic, a boje sie rozgrzebywania tego co sie dzieje ze mną w srodku. Choc mój mąż mówi, że mi się tylko wydaje ze sobie radze, że on na mnie patrzy i wie, ze tak naprawde w głębi serca nadal jestem na poczatku drogi i że wybucham jak petarda z nienacka płaczem albo gniewem, brak mi cierpliwosci i ze potrzeba mi z kims fachowym pogadac..
Normlanie trzęsę sie jak galareta..poprosilam zeby mąż pojechal ze mną bo nie jestem w stanie prowadzic auta..
Zobaczymy jak będzie...
Mikka trzymam kciuki żebyś trafiła na odpowiednią osobę, która będzie w stanie Ci pomóc. Daj znać jak było.
Ja też właśnie się zbieram na spotkanie z psychologiem. Chodzę już do niej dobre 3 miesiące, więc te wizyty są dla mnie spokojniejsze niż te na początku ale i tak zdarza się, że przepłaczę całe spotkanie i wracam do domu zaryczana i cała czerwona Powodzenia :*Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
MamaMikołajka, dziękuję. Twoje słowa są jak maleńkie plasterki, które otulają moje roztrzaskane serce. Niewiele mogę jeszcze ogarnąć i zrozumieć i naprawdę czuję się jak idealny materiał do zamkniętego zakładu psychiatrycznego, ale dzięki Tobie i innym dziewczynom zaczyna do mnie docierać, że nie jestem sama.
mama4aniołków, dziękuję. Ciebie los też nie oszczędził.
Mama_Mai, dziękuję. Jeszcze 3 tygodnie temu nie wiedziałam o istnieniu tego forum i nigdy nie chciałabym tu trafić. Ale teraz, w tym całym nieszczęściu, szczęściem było, że jednak tu trafiłam. Bez Was pogrążałabym się w myślach, że jestem z tą całą swoją strategią zupełnie sama na świecie.
mikka, czytałam i płakałam. Wiem, jak to jest stracić dziecko pod koniec ciąży. Wiem, jak jest przez cały okres ciąży słyszeć, że "Mały jest zdrowy, duży, silny". Ale nie wiem i nigdy nie chciałabym się przekonać, jak to jest usłyszeć, że dziecku coś może dolegać. I nigdy nie chciałabym przeżyć poronienia, bo do mnie dopiero teraz, tu, dotarło, jak wielka jest to tragedia. Tak, byłam kiedyś jedną z tych, które na wieść, że ktoś poronił dziecko na wczesnym etapie ciąży, reagowała współczuciem, ale wydawało mi się, że to taki "mniejszy" ból. No bo przecież poronienia się zdarzają... Jest mi teraz tak strasznie wstyd za tamte myśli i za swoją totalną głupotę. Bo dopiero teraz rozumiem, że dla każdej matki liczba tygodni określających ciążę może nie mieć znaczenia. I że strata dziecka może być tak samo straszna dla każdej z nas, bez względu na tygodnie. Życzę dużo spokoju i zdrowia. Znam ten paraliżujący strach, gdy się słyszy "to może być nowotwór".
motylek@, będę wracać do Twoich słów. Jesteś Nadzieją.
agniegnieszka, dziękuję. Chwilowo mam trudne relacje z Bogiem, ale jeśli on naprawdę istnieje, to może faktycznie, kilkanaście dni temu sprawił, że wśród miliona stron internetowych trafiłam akurat tu.
antoninina, czekałam aż tu wrócisz.
Dziewczyny, dziękuję z całego serca, że wszystkie tu jesteście. Na chwilę obecną jesteście jedynymi osobami na świecie, które znają moje myśli i przed którymi się otwieram. Mój ból nie mija, nie maleje i wciąż czuję, że los potwornie mnie skrzywdził, ale już wiem, że nie jestem z tym wszystkim sama. A to tak wiele.Greetta, Coconue, antoninina lubią tę wiadomość
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Drogie Dziewczyny... Tak mi dzisiaj źle, tak mi smutno, tak mi szaro....
Na etapie starań o ciążę widziałam sens i cel życia mimo, że myślałam, że staram się długo i czasami brakowało mi cierpliwości - jednak umiałam myśleć pozytywnie. Teraz czuję się jak puste pudło bez uczuć, marzeń i bez celu na przyszłośc... tak bardzo chciałabym, żeby to się zmieniło. ja wiem, że żal po stracie pozostanie na zawsze i nie chcę o tym zapominać, ale chciałabym przyznajmniej żeby wróciła mi chęć życia... wiem, że czas leczy rany, ale jak tu już było pisane - on teraz tak wolno się przesuwa....
Mama Aniołka [*] 15.12.2015r.
-
margaw, bardzo dużo w życiu wycierpiałaś ;( Samo to, że chcesz się podnieść, że szukałaś nas w internecie daje już nadzieję na lepsze jutro. Mimo tego, że teraz pewnie strasz się przeżyć kolejną godzinę i odliczanie czasu w dniach to jeszcze dla Ciebie za dużo (tak było u mnie). Teraz nie masz na nic siły, chęci i jest to w 100% zrozumiałe. Każda z nas przechodziła momenty, że zastanawiała się czy naprawdę była w ciąży, czy naprawdę jej dziecko umarło, przechodzisz od pustki w głowie do gonitwy myśli. Jednak przyjdzie dzień kiedy zaskoczy Cię, że to JUŻ miesiąc, dwa...pół roku i zobaczysz już jak daleko zaszłaś, jakie etapy już są za Tobą.
Może będziesz chciała wpisać swoje dziecko do Księgi Dzieci Utraconych? http://www.milosierdzie.pl/index.php/pl/swiatowe-centrum/dzieci-utracone/ksiega-dzieci-utr.html
W drugi piątek lutego Kubuś i Wasze imiona będę wyczytane podczas Mszy Sw i cały Kościół będzie się modlił o siłę dla Was. Jeśli nie masz możliwości uczestniczyć we Mszy, można ją oglądać online na stronie. Kazania są piękne. Zawsze dla NAS- osieroconych rodziców. (Na stronie jest też piękna modlitwa za nasze dzieci.)
Ściskam Cie mocno! dla Kubunia [*]Greetta, gama lubią tę wiadomość
moje serduszko kochane, mój syneczek [*] 7 maja 2015 r. (30 tc) -
Dziewczyny a ja z zupełnie innym pytaniem do Was, może mi coś doradzicie. Jestem w takim stowarzyszeniu (pomoc żywnościowa, zajęcia dodatkowe dla dzieci ogólnie ma na celu rozwój naszej gminy), którego spotkanie integracyjne jest w piatek. Będzie katering i pewnie muzyka. Ja kategorycznie odmowilam, ale siostra mnie namawia i mąż też chcę iść(mówi że posiedzimy z godzinę porozmawiamy i wrócimy do domu). Maz mówi że to przecież nic złego, że nie będziemy tańczyć, się bawić po prostu pisiedzimy że znajomymi i porozmawiamy, a ja się boję ze to sprzeczne ze mną chociaż chciałabym wyjść z domu "do ludzi". Co o tym myślicie?
Margaw tak życie mnie nie oszczędza... Ale nie będę zasmucac wszystkim .Nikt nigdy mnie nie zrozumie... -
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 czerwca 2021, 13:42
Małgosia 24tc +15.08.2015💔
09.2016 - 1 ICSI PGD: 22 oocyty->18 zarodków->0 po PGD
02.2017 - 2 ICSI PGD: 20 oocytów->14 zarodków->1 po PGD-> cb 😔
10.2017 - 3 ICSI PGD: 19 oocytów->12 zarodków->2 po PGD
02.2018 - crio 1 blastki 😔
06.2018 - crio 1 blastki 😔
05.2019 - 4 ICSI PGD: 20 oocytów->16 zarodków->2 po PGD
12.2019 - cb😔
09.2020 - "niespodzianka!"
Jasiek 15tc +23.11.2020💔
03.2021 - crio 1 blastki 😔
06.2021 - crio 1 blastki 😔
02.2022 - 5 ICSI PGD: 14 oocytów->2 blastki->1❄po PGD
09/2022 - crio blastki, 5dpt - 16, 7dpt - 40, 9dpt - 113, 11dpt - 382, 19dpt - 6563,
4/10 - usg, crl 9,1mm, ❤ 135/min
Alicja ❤️ 26/05/23, 3600g, 50cm -
Kotowa jak się cieszę ze się odezwalas. Jak się czujesz?
My do sierpnia mamy 5 wesel i dla nas to oczywiste ze nie pójdziemy bo to kuzyni i znajomi a rodzina do nas dalej żeby szykować kreacje na wesele na co mąż mówi że my się nie wybieramy bo mamy żałobę na co wujek mówi "żałobę? A po kim???" na to mąż ze po naszych dzieciaczkach. A w oczach rodziny zdziwienie.
Czy Wy wychodziliscie do roku gdzieś? Bo reakcja naszego otoczenia jest dla nas szokująca.Nikt nigdy mnie nie zrozumie... -
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 czerwca 2021, 13:42
Małgosia 24tc +15.08.2015💔
09.2016 - 1 ICSI PGD: 22 oocyty->18 zarodków->0 po PGD
02.2017 - 2 ICSI PGD: 20 oocytów->14 zarodków->1 po PGD-> cb 😔
10.2017 - 3 ICSI PGD: 19 oocytów->12 zarodków->2 po PGD
02.2018 - crio 1 blastki 😔
06.2018 - crio 1 blastki 😔
05.2019 - 4 ICSI PGD: 20 oocytów->16 zarodków->2 po PGD
12.2019 - cb😔
09.2020 - "niespodzianka!"
Jasiek 15tc +23.11.2020💔
03.2021 - crio 1 blastki 😔
06.2021 - crio 1 blastki 😔
02.2022 - 5 ICSI PGD: 14 oocytów->2 blastki->1❄po PGD
09/2022 - crio blastki, 5dpt - 16, 7dpt - 40, 9dpt - 113, 11dpt - 382, 19dpt - 6563,
4/10 - usg, crl 9,1mm, ❤ 135/min
Alicja ❤️ 26/05/23, 3600g, 50cm -
Kotowa, faktycznie dla większości straciłyśmy ciążę, a nie dzieci...
Mamo4aniołków róbcie tak jak Wam podpowiada serce...otoczenie niech mysli co chce. To Wasze życie i musicie się czuć dobrze z tym co robicie.Greetta lubi tę wiadomość
moje serduszko kochane, mój syneczek [*] 7 maja 2015 r. (30 tc) -
moje Drogie..
moze wprowadze troche nadzieji choc sama nie potwierdzalam tego u lekarza..robilam dzis test bo @ spozniala sie juz 1,5 tygodnia..wyszly 2 kreseczki..jedna blada ale widoczna..teraz tylko lekarz musi potwierdzic i bede mogla zaczac sie stresowacmikka, kasiulkaa, Kotowa, Nanatasza, 230515, antoninina, Żuczek, Greetta, kehlana_miyu, agniegnieszka, Angelina, Coconue, Selena lubią tę wiadomość
"Ważne, że jesteś..nie ważne gdzie!
I to się liczy, a reszta nie!
Szymon ur. 23.06.2015 / 23:57
zm. 25.06.2015 / 00:32
-
blueBerry wow! tak jak podejrzewałam ))) super trzymam kciuki zeby sie potwierdzilo!Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 stycznia 2016, 17:37
BlueBerry23062015 lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II