Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
BlueBerry
jeśli dobrze pamiętam, to miałaś iść do lekarza w środę. I jak, można gratulować?? Mam nadzieję, że nie przegapiłam tej informacji...
Wrzuć trochę słonkaNasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
margaw- to taki krok milowy dla ciebie, małymi kroczkami do przodu.
Ja na początku zamknęłam się w sobie, z nikim nie chciałam rozmawiać, potem rozmawiałam o stracie naszego maleństwa tylko z mężem, potem jakims cudem, udalo mi się porozmawiać z kolezanką, choc chlipiałam jej w słuchawke to starałam się jakoś w ogóle wypowiedzieć...pisałam tez z jedną znajomą (czasem myslalam ze ma mnie juz dośc a ona cierpliwie odpisywała na kazde moje pytania, rozterki) i powiem Wam że to wszystko razem sprawialo ze choc troche wyrzucałam z siebie to co mysle, sądze , że gdyby nie ich pomoc to chyba bym zwariowała, bo tłumienie w sobie emocji nie jest dobre...margaw lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Dziękuję, Dziewczyny! Wiem, że zrobiłam dopiero maleńki kroczek do "nowej normalności" i pewnie zrobię jeszcze po drodze mnóstwo kroczków w tył, ale mówienie o tym, co się stało, sprawia, że coś z siebie wyrzucamy. I że jest tak odrobinkę lżej.
Wczoraj wieczorem spędziłam kilka dobrych godzin na amerykańskich i brytyjskich forach, czytając posty i wpisy dziewczyn takich jak my. Ileż nas jest! Wiem, że Stany to nieporównywalnie większy kraj, ale takie tragedie zdarzają się wszędzie. I wszędzie są dokładnie te same emocje, te same wystukane na klawiaturze słowa, ten sam żal, ból i rozpacz. A czemu ja o tym wspominam? Bo bardzo wzruszyło mnie określenie, jakie tamtejsze dziewczyny używają w odniesieniu do swoich aniołkowych dzieciaczków. My mówimy, że urodziłyśmy Aniołka, a one, że urodziły "sleeping baby". Nie, że umarło, nie żyje, nie ma go... Urodziło się śpiące. Bo przecież zasnęło tylko tu, na ziemi. A gdy się obudzi, my już przy nim będziemy.antoninina, kasiulkaa, mikka, Greetta, 230515, Angelina, aniulka88, Englein lubią tę wiadomość
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Bo takich tragedii, strat ciąży, jest wokół nas dużo, czasem nie wiemy, że któraś z kobiet z naszej rodziny, któraś z kolezanek, znajomych lub po prostu sąsiadek straciła swoje dziecko, bo po pierwsze mówienie o tym sprawia ból a poza tym mam wrazenie ze temat poronienia, straty dziecka, to jakis troche temat tabu, niektórzy unikają też rozmów z taką mamą, która straciła swoje dziecko tak jakby strata była conajmniej żaraźliwa...
Ja sama chyba nawet nigdy nie uzyłam słowa, ze moje dziecko "nie żyje", dla mnie to takie straszne i jakby ostateczne słowo-werdykt, ja mówię że mojemu dziecku przestało bić serduszko, albo że moje dziecko jest w Niebie, no ale ono przeciez tam nadal...żyje...
Dziś tak w żartach powiedziałam do męża, chodz zawiążę ci buty mój mały dzidziusiu (bo mąż nie moze nic sam wokól siebie zrobic bo prawą rekę ma nieaktywną póki co) i zaraz potem zrobilo mi sie przykro...bo pomyslalam sobie ze to byłby juz 5 miesiąc ze jeszcze 4, 5 miesiąca i urodziłabym naszego małego dzidziusia, który potrzebowałaby mojej opieki...ale cóż życie jest życiem i czasem nie słucha nszych pragnień i nie patrzy na nasze marzenia...
PS.przyłączam sie do pytania antonininy:BlueBerry jak wieści?Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2016, 14:14
margaw lubi tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mikka, zgadzam się. Takich dramatów jest wokół nas naprawdę dużo. Moja mama straciła ciążę po mnie. Poroniła w 11 tygodniu (ale potem doczekała się jeszcze dwóch szczęśliwie urodzonych babek). Moja była szefowa straciła dziecko w 20 tygodniu. Koleżanka mojej siostry urodziła swojego Aniołka w 40 tygodniu (6 grudnia zeszłego roku). Dyrektorka z pracy mojej mamy straciła dziecko też w 40 tygodniu i jak tylko dowiedziała się o mojej tragedii, przyjechała do mamy (która była w fatalnym stanie) i płakała razem z nią. Siostra mojego taty - utrata rocznej córeczki (wada serca) i kolejnej, która żyła kilka dni. Nawet moja listonoszka... cudna, wiecznie uśmiechnięta kobietka, a dopiero kilka dni temu moja mama (która zna ją jeszcze z czasów młodości) powiedziała mi, że "ona miała tak samo jak Ty. Jej donoszony dzidziuś umarł tuż przed porodem".
Mikka, też uważam, że u nas (w Polsce) temat poronień, utraty dziecka przed porodem lub po prostu śmierci dzieci to wielki temat tabu. Jest kilka książek, kilka stron internetowych, ale tak mało informacji. Od wczoraj pochłaniam zawartość strony internetowej angielskiej fundacji SANDS, która zajmuje się takimi historiami jak nasze. Multum informacji, książek dostępnych za darmo (napisanych cudnym językiem, w których autorzy bezpośrednio zwracają się do rodzica i niemal "trzymają za rękę" opowiadając o tym, co się stało, co się dzieje teraz i co będzie się działo w przyszłości). Mają infolinię, e-maile, fora... Nawet tworzą przepiękne, specjalne ogrody dla aniołkowych dzieci, w których każdy rodzic po stracie może zostawić pamiątkę po swoim Aniołku i odwiedzać go kiedy zechce.
A u nas? Przeraża mnie sam fakt, jak niektóre z Was były potraktowane w szpitalu. Ja miałam "szczęście". Już na IP ściągali dla mnie psychologa. Dostałam oddzielną salę. Pielęgniarki i lekarze niesamowicie taktowni, wyrozumiali i empatyczni. Fakt, że musiałam rodzić na sali, na której rodziła inna kobieta, ale tak szybko pojawiły się u mnie skurcze po podaniu leków, że nie zdołali znaleźć wolnej "jedynki". W trakcie porodu pełna opieka - poród odbierała ordynator, asystowała jej dwójka innych lekarzy, ilości położnych nawet nie pamiętam. Pamiętam za to łzy jednej z nich... Stała najdalej i płakała razem ze mną. Pamiętam też, że przyszła do mnie oddziałowa i krok po kroczku wyjaśniała, do czego mam prawo, jak i kiedy załatwić sprawy z urzędem stanu cywilnego, etc. Nie wiem, ile z Was miało takie "warunki", ale z tego, co czytam, chyba niewiele. A to powinien być standard. I mam nadzieję, że kiedyś będzie. Bo oprócz tej cudownej, jasnej strony położnictwa, jest jeszcze ta druga - smutniejsza, ciemniejsza, bardziej bolesna. I jej (a może przede wszystkim jej) należy się wielki szacunek i jeszcze bardziej otwartego serca ze strony personelu.Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2016, 14:43
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Mi pani psychiatra u której byłam powiedziała, że nawet nie zdaje sobie sprawy ile kobiet traci ciąże lub juz donoszone dzieci, ale nastepują komplikacje porodowe...Ona ma bardzo wiele pacjentek u których musi postawic diagnoze: depresja poporodowa-poronienie...Pani dr twierdziła, że nawet najbardziej twarde babki w takich sytuacjach nie potrafią sobie poradzic, to jest zbyd duzy szok dla ludzkiej psychiki i moze sie wydawac, że przecież strata dziecka na poczatku ciaży nie powinna budzic takich silnych emocji, a jednak to nieprawda- dla wielu kobiet sama diagnoza o nierozwijajacej, obarczonej chorobami lub obumarłej ciąży to już szok, a przejscia pozniejsze w szpitalu to tez może byc trauma, a juz najbardziej traumatyczne doświadczenia są tych mam ktore musiały podjąc decyzję czy utrzymują ciąże mimo ogromnego ryzyka i olbrzymich wad genetycznych dzidziusiów czy mają też ciąże zakończyć(a zazwyczaj takie są wskazania medyczne) lub które utraciły donoszone juz dzieci.
Tak się wydaje, ale strata dziecka to bardzo wielka wyrwa zarówno w sercu jak i psychice matki...230515, aniulka88 lubią tę wiadomość
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Witam Was kochane. Byłam w 5 tc, dostałam plamienia i szybko wylądowałam w szpitalu. Na USG widzieli tylko pęcherzyk ciążowy. Beta HCG rosła za słabo:/. Leżałam prawie tydzień w szpitalu na obserwacji, w międzyczasie plamienie przekształciło się w krwawienie i w nocy obudził mnie straszny ból brzucha:(. Dali mi kroplówkę, potem tabletki przeciwbólowe. Na USG ciągle było widać to samo mimo, że był już 6 tc...Wróciłam do domu. Po kilku dniach (dziś) poszłam na USG i nic już tam nie widać...Jutro idę na zabieg do szpitala od rana. Chciałabym żeby wszystko już było ok i zacząć starania na nowo. Nie mamy jeszcze dzieci:(. Tym bardziej strata strasznie boli:,(...A od maja 2015 r. staraliśmy się o maleństwo...W połowie września bym rodziła:(. Czuję, że był zarodek tylko tak mały, że nie było go widać na USG...Dwa dni temu ,,coś" ze mnie wyszło i myślę, że to był właśnie mój biedny Aniołek, bo od tego czasu czuję się lepiej fizycznie. Dlaczego to się stało:,(?
-
aniulka88, bardzo, bardzo mi przykro...
Nie umiem Ci odpowiedzieć na pytanie "dlaczego". Swojego Synka straciłam w 37 tygodniu ciąży, niecałe 3 tygodnie temu. Nie umiem znaleźć odpowiedzi na to pytanie, nie potrafię wyjaśnić i zrozumieć. Boże, ja nawet nie potrafię Ci teraz napisać niczego "mądrego", bo sama jestem pogrążona w wielkim bólu. Wiem jednak, że istnieje to forum i że są tu wspaniałe dziewczyny. Pomagają, radzą, wspierają i czytają te moje pewnie przydługie i rozpaczliwe posty. Ale są tu cały czas. Zostań z nami, bo wszystkie bardzo się potrzebujemy.
Mocno ściskam!Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
aniulka88- Dlaczego? To samo pytanie zadaję sobie od 6 tyg....i chyba nigdy nie dostanę odpowiedzi, jedyne co mogę to "pozbierac się" i życ dalej...to okrutne ale nic wiecej nie da się zrobic... Pozostaje tylko pamięć o naszych dzieciach- w naszych sercach i glowach-już na zawsze! Ja cieszyłam się moim maleństwem przez 13 tyg...pełne miłości i radości 13 tyg...i nagle wszystko runęło jak domek z kart...i cóż mozna wtedy zrobić: można siąśc i płakac-tak tez zrobilam, mozna zloscic się na Boga i miec do Niego pretensje- to tez zrobilam, a potem pozostaje Ci zyc z dnia na dzien i oswajanie bólu-bo nie ukrywajmy ta pustka będzie już w sercu na zawsze, ale trzeba sobie z tym radzic...Raz lepiej raz gorzej.. Jak chcesz to płacz, jak chcesz to krzycz, byle nie tłumic tego w sobie, bo wczesniej czy pozniej to pęknie... Jakby co, tu jest odpowiednie miejsce na "wyżalenie wszystkim smutków"
Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2016, 16:43
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
aniulka88 wrote:Witam Was kochane. Byłam w 5 tc, dostałam plamienia i szybko wylądowałam w szpitalu. Na USG widzieli tylko pęcherzyk ciążowy. Beta HCG rosła za słabo:/. Leżałam prawie tydzień w szpitalu na obserwacji, w międzyczasie plamienie przekształciło się w krwawienie i w nocy obudził mnie straszny ból brzucha:(. Dali mi kroplówkę, potem tabletki przeciwbólowe. Na USG ciągle było widać to samo mimo, że był już 6 tc...Wróciłam do domu. Po kilku dniach (dziś) poszłam na USG i nic już tam nie widać...Jutro idę na zabieg do szpitala od rana. Chciałabym żeby wszystko już było ok i zacząć starania na nowo. Nie mamy jeszcze dzieci:(. Tym bardziej strata strasznie boli:,(...A od maja 2015 r. staraliśmy się o maleństwo...W połowie września bym rodziła:(. Czuję, że był zarodek tylko tak mały, że nie było go widać na USG...Dwa dni temu ,,coś" ze mnie wyszło i myślę, że to był właśnie mój biedny Aniołek, bo od tego czasu czuję się lepiej fizycznie. Dlaczego to się stało:,(?
Ania ja wiem ze to zabrzmi strasznie w tej chwili dla Ciebie. Po co Ci zabieg. U nas w Polsce najlatwiej lekarze od razu wysylaja kobiete na zabieg. Idz do innego lekarza, skoro juz krwawilas to moze zabieg jest niepotrbeny a po zabiegu musis cekac 6 miesiecy aby sie starac.Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
zgadzam sie z coconue, ja bylam w 5/6 tc i mialam robiony, zgodzilam sie bo sie nie znalam, bylam w szoku, nie bylam przygotowana, wszystko sie dzialo szybko
wczoraj mialam wiyte kontrolna u swojego gina i wyraźnie powiedzial, ze niepotrzebnie łyżeczkowali
u mnie na szczęscie sie zregenerowalo, ale zawsze to ingerencja chirurgiczna, i antybiotyk trzeba wziać....
doktorek na nocce był ztarej daty i mi tak zalecił, dzis sie od tego odchodzi we wczesnej ciąży, bo natura w tym przypadku zazwyczaj radzi sobie sama, lub tylko podają leki na wywołanie chyba.....
cokolwiek zrobisz jesteśmy z Tobą i ściskamyWiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2016, 19:12
Coconue lubi tę wiadomość
08.01.2016 [*] 6 tc "Pan dał, Pan zabrał "(Hb)
-
Ja też poronilam sama, krwawienie było bardzo obfite a po zabiegu często pojawiaja się zrosty i potem jest problem. Dziś bylam u gina bo wznowilismy starania po 2ms przerwy i niestety zlapalam infekcje bakteryjna. Dostalam Albothyl, dla męża Macmiror i Clotrimazolum, jak mi nie przejdzie to dostanę coś silniejszego. Martwi mnie to bo odkąd się nie zabezpieczamy czyli 5ms już 2 razy po stosujku zaliczam infekcje:-/ mam nadzerke ale gin mówi że ona nie powoduje stanów zapalnych. Być może mam stan przewlekly, boję się żeby nie zrobily mi się jakieś zrosty. Moje infekcje występują ewidentnie po stosunkach, gdy mieliśmy przerwe nic mi nie było.
-
nadżerka sie robi ze stanów zapalnych, z tego co mi wiadomo
mój gin zaraz zdecydował zeby ją wymrozić, bo psuje śluz, mialam krioagulacje w czerwcu, a w grudniu zaszłam w ciąże.... niestety z widocznym skutkiem....
ale szyjke mam czystą...
proponuje pić len, i coś na polepszenie kwasowości w srodku, zeby sobie ta okolica sama radziła....kas50 lubi tę wiadomość
08.01.2016 [*] 6 tc "Pan dał, Pan zabrał "(Hb)
-
Kas50 bierz bakteroe probiotyczne doustnie w dawce 4 tabletki dziennie przez tydzien i dopochwowo tez mozesz wziasc jesli nie jestes w ciazy juz. Zreszta mozesz zapytac ginekologa. Bakterie probiotyczne potrafia zdzialac cuda. Ja od jutra zaczynam terapie probiotykami w tabletkach i w kiszonkach. A jak jestes juz w ciazy to kapusta kiszona nie kwaszna i ogorki kiszone. Oczywiscie jedzone codziennie.Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
Biorę Provag doustnie 1tabletke. Po leczeniu Albothylem gin mówił żeby brać Lactovagical dopochwowo, potem profilaktycznie 1x w tygodniu. W ciąży nie można brać probiotykow?