Ciąża po poronieniu...
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyBree wrote:jeszcze troche i bedziemy rzygac, marznac, spac calymi dniami i sikac co 5 minut, cyce beda nas bolec jak cholera...
Bedziemy szczesliwe
Unadarcy ja jestem piwozlopem jak cholera, dla mnie codziennie moglby byc oktoberfest
Monkey wino tez lubie a najbardziej do jakiejs fajnej kolacji
Z mocniejszymi rzeczami kiedys bardzo BARDZO przesadzilam i od tego czasu pije sporadycznie
Bree jesteś wymarzoną żoną każdego faceta
Bree, Aleksandra1988 lubią tę wiadomość
-
Monkey no ja mam takie przypadki w zyciu ze masakra
Na sprawie rozwodowej w sadzie ładunek wybuchowy ktos podlozyl i ewakuowali ludzi
Unadarcy no jak Tobie kominiorz ciagi sprawdzal i potrzymalas go za...guzik to musi byc gitunadarcy, Aleksandra1988, kierzynka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyBree wrote:A co do testu to u mnie bylo tak:
Zrobilam test, poczekalam chwilke, byla jedna kreska. Test wywalilam do kubla na smieci w kuchni. Kubel byl prawie pelny wiec test wyladowal na samej gorze...
Wkurzona ze jest jedna kreska poszlam obierac ziemniaki na obiad...(chociaz bylo rano). Jak obralam ziemniaki, otworzylam kosz zeby wyrzucic obierki i automatycznie zerknelam na test ktory lezal okienkiem testowym do gory...
Na tescie byly dwie kreski
Serce mi podskoczylo do gardla a oczy zaplonely
Pomyslalam ze nie powinnam sie cieszyc na ten wynik bo uplynelo ze 20 min od sikania... no i byc moze cos w koszu dotykalo testu i wywolalo druga kreske...
Nastepnego dnia zrobilam test i nie wyrzucalam go tak szybko do kosza... no i wyszlu 2 kreski
Taka sytuacjaWiadomość wyedytowana przez autora: 17 marca 2015, 16:16
unadarcy lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyBree wrote:Monkey no ja mam takie przypadki w zyciu ze masakra
Na sprawie rozwodowej w sadzie ładunek wybuchowy ktos podlozyl i ewakuowali ludzi
Unadarcy no jak Tobie kominiorz ciagi sprawdzal i potrzymalas go za...guzik to musi byc git
buehehe tak to dobry znak stwierdził że ciągnie jak cholera, tylko większego grila mam zamontować na drzwiach łazienki, bo wywiew powinien wynosić 220 cm2 a nie 160
Bree lubi tę wiadomość
-
tysiaa93 wrote:dobre wariatki z was aż się buzia śmieje jak się was czyta
Tysiu musimy sie smiac i cieszyc, to jest skuteczna bron na depresje
Nie damy sie tej francyunadarcy, tysiaa93, Aleksandra1988, kierzynka lubią tę wiadomość
-
ja sie ciesze ze to forum sie rozruszalo i teraz zapisujemy tyle stron w ciagu doby co kiedys przez caly tydzien
Aleksandra ja stoje w kolejce po wiruski to wiesz, pamietaj o mnieunadarcy, tysiaa93, Aleksandra1988, kierzynka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
unadarcy wrote:A jak coś czuję że Aleksandra1988 nie wytrzyma i zrobi test wcześniej niż w niedziele... i mówie to ja, ta co by już testowała przed ovulacją
Może tak być
Ja testować wcześniej nie będę, bo już w tamtym cyklu trzy testy zmarnowałam, szkoda kaski, już wolę sobie za to niezdrowego kebaba kupićBree, kierzynka lubią tę wiadomość
-
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 stycznia 2019, 17:36
Bree, Aleksandra1988, tysiaa93, kierzynka lubią tę wiadomość
03.2015 - 6t. 💔
12.2015 syn
Starania od 2017r
Mąż ✅
Ja :
Niepłodność idiopatyczna
Niedrożny lewy jajowód
7x IUI - nieudane
IVF :
I transfer - 09.2024 - 5t.💔
II transfer - 11.2024 - 5t. 💔
III transfer ❄️- 22.12.2024
(beta 02.01.2025r) -
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 stycznia 2019, 17:36
Bree, Aleksandra1988 lubią tę wiadomość
03.2015 - 6t. 💔
12.2015 syn
Starania od 2017r
Mąż ✅
Ja :
Niepłodność idiopatyczna
Niedrożny lewy jajowód
7x IUI - nieudane
IVF :
I transfer - 09.2024 - 5t.💔
II transfer - 11.2024 - 5t. 💔
III transfer ❄️- 22.12.2024
(beta 02.01.2025r) -
Ja mam taki dylemat bo chialabym zafasolkowac w naszym ukochanym hotelu tam gdzie ostatnio :0) Tyle ze:
a) nasz apartament czesto jest zajety przez nowozencow
b) nie wiem kiedy bede miala ovu
c) stac mnie narazie tylko na jedna noc
I jak to ze soba zgrac? przeciez wczesniej musialabym zabukowac nocleg...
...a ostatnio mi sie udalo za pierwszym razem to jak wygrac 6 w totolotka
Ola_45, Aleksandra1988, tysiaa93, Monkey, Szalona CZARNA, kierzynka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyDziewczyny, mam problem...
Potrzebuję rady. Chodzi o rodzinę mojego męża.
Nienawidzę ich i chciałabym żeby zdechli.
Spróbuję w największym skrócie opisać sytuację. Zacznę od początku. Doleję sobie tylko winka, bo na trzeźwo to się nie da...
Więc niedługo po tym jak zaczęłam spotykać się z moim mężem, on złamał palec u ręki, ale złamanie było na tyle poważne, że musiał zostać w szpitalu i miał operację. Chodziliśmy ze sobą krótko i nie znałam jego rodziców. Jak był w szpitalu siedziałam u niego codziennie od rana do wieczora i nigdy, przenigdy nikt z jego rodziny do niego nie przyjechał ani nie zadzwonił (mieszkają 70 km od miejscowości, w której mieszkamy my).
Wydało mi się to dziwne. Po krótkim czasie zamieszkaliśmy razem. On nigdy nie jeździł do swoich rodziców, oni do niego też nie. Kolejna dziwna rzecz, bo moi rodzice przyjeżdżali do mnie jak ja do nich długo nie przyjeżdżałam, a mama do dziś codziennie do mnie dzwoni i gadamy po godzinie przez telefon.
Ponieważ mieszkaliśmy razem mój mąż wziął mi na siebie telefon na abonament i wtedy się zaczęło...
Okazało się, że jego matka naciągnęła go na telefon na abonament i przekraczała abonament dwukrotnie nie opłacając go, chociaż zapewniała go że będzie opłacała swoje rachunki. Co miesiąc miałam blokowane połączenia wychodzące bo oba numery - mój i jej były wzięte na mojego wtedy chłopaka i mimo, że my opłacaliśmy w terminie swoje rachunki, ponieważ ona nie opłaciła swojego blokowali wszystkie 3 numery (mój, mojego chłopka i jego matki).
Zaręczyliśmy się po pół roku i stwierdziliśmy, że czas zbierać na wesele. Mieliśmy wspólny budżet i wtedy odkryłam, że on za każdym razem jak nam blokowali połączenia płacił matki rachunek a mi mówił, że ona go uregulowała. Nigdy mu nie oddała pieniędzy. Wtedy powiedziałam dość!
Niedługo po tym moi rodzice postanowili poznać rodziców mojego narzeczonego i omówić sprawy wesela. Moi rodzice mieszkają ponad 300 km od miejscowości w której mieszkałam z narzeczonym. Ja pojechałam pociągiem do rodziców pomóc w przygotowywaniu posiłków, a narzeczony miał w dniu owego spotkania pojechać do swoich rodziców po nich i z nimi przyjechać na spotkanie. Kupił kwiaty i wino, a jego rodzinka miała tylko wsadzić dupę w samochód i pojechać. Jak zajechał na miejsce to okazało się, że jego pojebana matka powiedziała, że ma straszną migrenę i nie jedzie a jak ją na siłę szykował to zamknęła się w łazience. Mój narzeczony zadzwonił do mojej mamy i z płaczem powiedział co się wydarzyło w jego domu i że nikt nie przyjedzie. Moi rodzice zrobili przyjęcie za chyba 500 zł, chociaż u mnie w domu nigdy się nie przelewało i większość poszło do śmieci. Nie chciałam go znać. Nienawidziłam go za to z jakiej rodziny pochodzi. Ale mama porozmawiała ze mną i powiedziała, abym dała mu szansę. Tak też się stało. Po kilku dniach wróciłam do narzeczonego. Mi pieniądze na wesele dali rodzice a jemu matka obiecała, że mu też dadzą. Nie wierzyłam w to ale postanowiłam dać im szansę mimo ich dotychczasowego zachowania. Nagle zaczęły się telefony, wydzwaniała do niego matka że sala ma być klimatyzowana, że wszyscy z rodziny mają być proszeni z dziećmi nawet rocznymi, mimo że jej tłumaczył że za dziecko zapłacimy 200 zł od krzesła bo restauracji to nie interesuje czy siedzi dziecko czy dorosły bo liczą od miejsca. Ale twierdziła że ona daje kasę to ona rządzi. I teraz najlepsze: tydzień do wesela, moi rodzice dali już wszędzie zaliczki wielkości kilku tysięcy, narzeczony dzwoni do matki a ona na to że mu nie da jednak bo nie ma. Wtedy on potajemnie za moimi plecami wziął kredyt w banku na wesele. O tym dowiedziałam się dopiero po 2 latach.
W dniu wesela: tydzień przed weselem przyjechaliśmy do moich rodziców bo w moich rodzinnych stronach było wesele. Mąż ubrany, ja ubrana i czekaliśmy na błogosławieństwo. Jego rodziców nie było więc wkurwiona zadzwoniłam do nich z pretensjami gdzie oni są a oni na to, że nie dojada na czas i spotkamy się w kościele. Nie wiedziałam co powiedzieć gościom, mamie i jemu... Chciałam odwołać ślub skończyć z tym związkiem i jego rodzinką chorą ale nim się obejrzałam stałam już przed ołtarzem. Jak się domyślacie jego rodzice spóźnili się na ślub i usiedli w ostatniej ławce razem z moimi sąsiadami.
2 lata po weselu postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt hipoteczny i kupimy mieszkanie takie na jakie nas będzie stać. I przy obliczaniu naszej zdolności kredytowej okazało się że mamy już jeden kredyt - za wesele, który wziął mój mąż. Myślałam że go zabiję w tym banku. Kredyt na 10 tysięcy. Moi rodzice dali nam wszystkie oszczędności jakie im zostały abyśmy mogli zrobić chociaż remont łazienki i kupić telewizor, pralkę, lodówkę.
Po tym wszystkim obiecałam sobie że będę myślała, że jego rodzice zdechli i nie ma jego rodziny ale zaszłam w ciążę i postanowiłam ponownie im wybaczyć. Mąż zadzwonił do nich i powiedział, że jestem w ciąży. Niby się ucieszyli...
Pewnego razu zadzwoniła siostra męża i mówi, że jej chłopak (lat 29) przyjeżdża z nią do naszej miejscowości, bo ona ma coś tu do załatwienia i że jak nie mamy nic przeciwko to on do nas przyjedzie i będzie siedział do póki ona nie załatwi wszystkiego. Następnego dnia rano miał przyjechać i siedzieć ze mną w domu. Niestety tego dnia trafiłam do szpitala i jak się okazało poroniłam. Zadzwoniłam do męża on szybko przyjechał do mnie do szpitala i był przy mnie cały czas. Chwycił tylko za telefon żeby powiadomić swoją siostrę, że poroniłam i jestem w szpitalu więc nie będzie mógł jej chłopka u nas siedzieć bo nikogo nie ma w domu, ale nie odbierała. Więc zadzwonił do swojej matki żeby jej powiedzieć, że nie ma nas w domu bo poroniłam itd. a ona na to "szkoda, to będzie musiał biedak w aucie siedzieć tyle godzin"!!!!
Wkurwiłam się na maksa jak usłyszałam, co ona mu mówi w słuchawce. A może ktoś powiedziałby że mu przykro???
Do dziś nikt do mnie nie zadzwonił z jego rodziny. Do niego zadzwoniła druga siostra tydzień po moim poronieniu z tekstem: no wybrałam Cię na chrzestnego mojej córki i szykuj kasę a i tak w ogóle to potrzebuję zaświadczenie z kościoła bo jest potrzebne do chrztu więc załatw je i mi przywieź (100 km od naszej miejscowości). Dodam, że dziecko ma rok a chrztu im się zachciało akurat jak poroniłam wziąć za organizację chrztu. Co dziennie dzwonią mu od miesiąca o to zaświadczenie, co wiąże się z wzięciem dnia wolnego w pracy przez mojego męża i pojechaniem 100 km w jedną stronę po zaświadczenie za które też trzeba zapłacić... A jak zapytał o termin chrztu to do tej pory nie jest znany. Mój mąż nakręcił się nagle, że chce być chrzestnym bo to będzie jego ukochana chrześnica i stwierdził dziś, że jutro weźmie wolne i jedzie załatwić to zaświadczenie i jej zawiezie.
Tak się wkurwiłam, że pisząc to już wypiłam 3/4 butelki wina...
Potrzebuję Waszej porady!
Po pierwsze nie chcę z nim tam jechać jutro nic łatwić a po drugie nie chcę jechać na te chrzciny, I wymyśliłam, że jutro powiem mu że mogę być już w ciąży mimo że test nie pokazuje jeszcze dwóch kresek i nie jest wskazane abym teraz jeździła aby zarodek dobrze się zagnieździł, a jak będą chrzciny to mam nadzieję, że będę już w ciąży i powiem mu że ciąża jest zagrożona i mam leżeć w łóżku. Ostatnią ciążę (tą którą poroniłam miałam zagrożoną 3 tygodnie przed poronieniem i właśnie miałam leżenie w łóżku zalecone a wstawać mogłam tyko do WC).
Co o tym myślicie?
Ale się napisałam, mam nadzieję, że chce się Wam to czytać i że coś doradzicie...