Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
Gdybym tak mogla cofnac czas...........
Czesc dziewczyny, trafilam tutaj bo tak jak wy stracilam dziecko. Moj synus urodzil sie martwy w 30 tygodniu ciazy. Dokladnie miesiac temu.Pierwszy miesiac bez niego, a gdzie reszta zycia? Gdzie reszta moich dni w nieustajacej tesknocie i zalu? Zreszta jakie to zycie gdy czesc mnie umarla wraz z nim!
Nigdy nie myslalam ze spotka mnie cos co za jednym razem pozwoli mi wzleciec az do nieba po to tylko zeby za chwile spasc z wielkim hukiem na ziemie i rozbic sie na drobne kawalki.O dziecko staralismy sie ponad 10 lat, lekarze, szpitale, leki, badania, dwa nieudane invitro i rezygnacja. Odpuscilam, nie mialam juz sily marzyc. I nagle cud, jestem w ciazy! Naturalnie i niespodziewanie zaszlam w ciaze. Odkrylam to gdy bylam w 8 tygodniu no bo przeciez dla mnie spozniajacy sie okres czy nabrzmiale piersi nie byly niczym nowym. Nie moglo do mnie dotrzec ze wkoncu, ze mam, ze moje, ze szczescie. Czulam ze moge latac, tak wysoko ze prawie Boga za nogi zlapac. Coz to byly za excytacje wybierajac aranzacje pokoiku, jaki wozek, ubranka, zabawki. Plan przyszlosci az po studia. I polowkowe usg z diagnoza wady wrodzonej. Ale ja sie nie poddalam, skoro on wybral mnie to ja bede walczyc. I tak przez kolejnych 10 tygodni szpitale, lekarze, badania. Dbalam o niego jeszcze bardziej, jeszcze bardziej docenialam ze jest, jeszcze bardziej celebrowalam swoja ciaze bo przeciez wiedzialam jaki bedzie final. Odszedl gdy spalam, krotka drzemka wczasie ktorej moj syn zdecydowal ze to juz czas. Akcja porodowa zaczela sie w domu, ambulans, szpital, usg na ktorym juz nie widac bylo bicia serca, szybki porod i dramat. Dramat ktory bedzie trwal do konca mojego zycia.
Gdy go zobaczylam to serce peklo na milion kawalkow. Taki piekny, najpiekniejsze dziecko na swiecie......bo moje.
Maz caly czas z nami byl, w prywatnym pokoju spedzilismy z synem 20 godzin.
miesiac temu o tej porze tulilam swojego syna. -
igle ok już rozumiem, w takim razie 3maj się jego, a czas do wizyty szybko zleci już zaraz sierpień - życzę Ci bardzo żebyś nie musiała nawet podchodzić do procedury!!!
Oko lwa współczuję Ci bardzo, te pierwsze tygodnie życia po stracie to istny koszmar...kiedy mnie to spotkało, myślałam ze jestem jedyna, ze nikogo tak ciężko los nie doświadczył, że 21 wieku takie rzeczy się nie zdarzają! Właśnie to forum pokazuje coś innego niestety... jestem tu w zasadzie od początku 2017 r. i dołączyło tu tyle mam po mnie już, ze ciężko zliczyć.. to forum pomaga... mnie pomogło... mam nadzieję że Tobie z czasem też pomoże i pomoże przetrwać ten najtrudniejszy czas... przytulam!!!02.01.2019 r. Maria , Szymon [*] 39 tc , Aniołek [*] 8 tc, Aniołek [*] 5 tc, Aniolek [*] 7tc
-
Oko lwa, witaj i przyjmij moje wyrazy współczucia. Ogromnie mi przykro. Ja też od początku liczyłam dni, tygodnie, miesiące. Minął rok A ja nadal przeżywam środę- kiedy urodzili się moi chłopcy, czwartek kiedy umarł pierwszy, w piątek drugi, w soboty były pogrzeby. Ból wcale się nie zmniejsza, doszła wielka tęsknotą za dziećmi. Ale pojawia się też tęsknota za macierzyństwem- takim "prawdziwym" , z dzieckiem tu, na ziemi, chociaż podobnie jak w twoim przypadku mam świadomość że mogę nie poznać tego uczucia.
I po raz kolejny powtarzam że nie ma sprawiedliwości.. ściskam Was mocno. -
Oko Iwa. To co Ciebie i Nas tu wszystkie spotkało to cholerna niesprawiedliwość. Trzymaj się mocno. Przed Tobą trudny czas. Z perspektywy roku powiem, że jest inaczej, nie wiem czy lżej, bo ta tęsknota jest nadal. Ale po prostu nauczyłam się z tym żyć.
Buziak dla Ciebie i światełko dla Twojego Aniołka [*]07.05.2014 Kacper
10.11.2015 Kaja
(*+) 19.07.2017 Olaf 39+2 -
Oko lwa, współczuję Ci ogromnie, bardzo mi przykro.
Pomimo, że przeżyłam to samo, to naprawdę ciężko znaleźć słowa, bo śmierć dziecka jest po prostu czymś najstraszniejszym, najbardziej niesprawiedliwym, niewyobrażalnym.
U mnie minęło 4,5 miesiąca odkąd uśmiechnięta ze skurczami i rozwarciem wchodziłam do szpitala. Najpierw odliczałam tygodnie, dni do porodu, teraz odliczam dni, tygodnie od śmierci mojej córeczki.
Jest bardzo ciężko, jestem nieszczęśliwa, ale jakoś żyję...
Nie ma się co oszukiwać, nasze życie zmieniło się już na zawsze, już zawsze nasze rodziny będą niekompletne.
To forum naprawdę pomaga. Zostań z nami i pisz jeśli poczujesz potrzebę.
Przytulam Cię z całego serca.
03.2018 r. córeczka Malwinka (*) 40 tc
06.2019 r. tęczowa córeczka Jagoda -
hey
Oko lwa ściskam cie mocno
początki są cięzkie jak w matriksie potem zaczynasz przyzwyczajac sie do tego bólu
u nas w sierpniu minie rok dokładnie 17 czekam na ta date z wielkim strachem przypomina mi sie pogrzeb biała trumienka ... cięzko było duzo łez rozpaczy ...
teraz zaczynam walkę o kolejne szczeście i wieże ze sie uda
Ingle ja teztez ma 100 km i tez droga w remonie hmmm moze my z jednej okolicy ??? ja mam wizyte 1 moj wrócił z urlopu ciekawe co zdecyduje ehhh juz nie moge sie doczekac -
igle, gratuluję pierwszego kroku.
Teraz już chyba łapię wszelkie zawiłości dotyczące tego, który lekarz gdzie pracuje. A jutro pójdziesz do szpitala, w którym rodziłaś?
Ja jestem już po drugiej wizycie u mojego nowego ginekologa. Każda wizyta kosztuje mnie kupę nerwów i stresu.
Jestem mega spięta ok. tygodnia przed wizytą i potem ładnych parę dni dochodzę do siebie. Tak naprawdę, to spięta i zestresowana jestem cały czas, a w okolicach wizyty napięcie sięga zenitu.
dydone, a Ty jak się czujesz? Detektor już w akcji?03.2018 r. córeczka Malwinka (*) 40 tc
06.2019 r. tęczowa córeczka Jagoda -
Tak, to szpital w którym urodziłam...być może "złapie " doktorka od razu, w najgorszym przypadku będę musiała czekać jeżeli akurat będzie miał jakiś zabieg i tego się strasznie boję... to najlepszy szpital w okolicy, jeżeli chodzi o noworodka to ma 3 stopień referen.ale pomimo tego nie uratowali moich dzieci... Do szpitali na podobnym poziomie mam w każdą stronę po ok 100 km więc czuje się na niego skazana. Nienawidzę tego miejsca bo gdybym tam nie trafiła to nie zlapalabym tego świństwa i być może moje dzieci byłyby że mną. Z drugiej strony jednak mam sentyment bo tam spędziłam ostatnie tygodnie z moimi synkami w brzuchu i tam ich widziałam pierwszy i ostatni raz. Lekarzy tam pracujących uważam za świetnych specjalistów, na opiekę nie mogę narzekać. Tłumaczę sobie że po prostu miałam pecha...przed ciąża miałam tam operacje, potem drożność jajowodow, usuwana ciążę pozamaciczna...
-
ja jak trafiłam ostatnio do szpitala ok 2 tyg tez na oddział gdzie spędziłam 3 miesiace wspomnienia wróciły było ciezko dobrze ze tylko 1 dzien tam byłam
ja nie mam u siebie dobrych specjalistów ale jak sie cos dzieje to trzeba jechac bo do szczec 100 w jedna strone -
Mikuśka, nieciekawie. A co jak miejsc nie będzie? Jak w ciąży pojechałam to od razu chcieli mnie odesłać z kwitkiem bo nie było wolnych miejsc. Ale jak dałam skierowanie i zobaczyli że to od ich lekarza to od razu inna gadka.
-
smieje sie ze przez ten pobyt 3 miesieczny na oddziale to juz mnie tak znaja (cały personel ) ze mam wtyki ze zawsze mnie przyjmą nawet na korytarzu pozwola rodzic jakby co hhe
a tak powaznie to jak uda mi sie zajsc w ciaze to chce aby prowadził mnie taki lekarz ze szczec od zadań specjalnych no i oczywiscie musze miec tu jakiegos aby w razie "W" był pod reka ale ciezko mi sie zdecydowac bo do żadnego nie mam zaufania
jest jedna taka babeczka co prowadziła mi 1 ciaze ale pod koniec jak juz lezałam do porodu to udawała ze mnie nie zna na oddziale wnerwiła mnie tym strasznie
ale nie wiem czy jest dobra bo moja pierwsza ciaza była ze tak powiem idealna bez komplikacji
no zobaczymy bede sie martwic jak sie uda
-
Nie ukrywam ze wlasnie po pomoc przyszlam tutaj, bo kto inny potrafi zrozumiec jesli nie osoba ktora przezyla to samo.
Dziekuje za slowa otuchy!
Jelis ktoras z was mialaby ochote podzielic sie ze mna radami jak przetrwac teraz, gdy wkoncu dociera co sie stalo.
Jedna z was juz ze mna rozmawiala i musze przyznac ze troche pomoglo.Ze zrosumialam ze nie jestem sama, ze nie tylko nas to spotkalo.
Czuje ogromny zal ze tyle matek cierpi, ze kazda historia tutaj przepelniona jest cierpieniem.
A slowo sprawiedliwosc juz dla mnie nie istnieje!
-
Oko lwa, chciałabym Cię pocieszyć, dać wskazówki jak dalej żyć, ale pomimo tego że przeżyłam to samo, nie potrafię ci nic mądrego powiedzieć. Sama od ponad roku próbuję jakoś to wszystko sobie ułożyć ale mi nie wychodzi. Kiedyś byłam duszą towarzystwa, wiele rzeczy robiłam spontanicznie, nie planowałam. Do czasu ciąży- wtedy zaczęłam. Od wystroju pokoju, zakupu ubranek, wyboru wózka...wszystko prysło w jednej chwili. Teraz unikam ludzi, którzy z cierpliwością do mnie przychodzą, wyciągają mnie z domu. Jestem zła na siebie o tej plany które snułam, ale znowu to robię m.in. marudząc wam o tych lekarzach.
Straciłam sens życia, nic mnie nie cieszy. Ale żyję, wiem że paru osobom na mnie zależy, i choć nie wspominaja moich dzieci to o nich mysla. I sa przy mnie, aż czasem jestem zła bo nie mam chwili w samotności żeby pomyśleć.
U Ciebie minął miesiąc, płacz, krzycz, wyloguj się w łóżku. Mnie po miesiącu mąż z przyjaciółmi wyciągnęli na wczasy, z perspektywy czasu uważam że to był dobry pomysł chociaż nie raz wybuchalam płaczem i zawieszalam się. Na weekend wyjeżdżam z koleżankami, nie chce mi się ale obiecałem im. I spróbuje się chociaż na chwilę wyluzować...
I jeszcze jedno - pisz tutaj wszystko co ci na sercu leży, jesteśmy z Tobą. -
Mamo Malwinki dziękuję że pytasz czuję sie na razie ok, w czw wizyta, a puki co oczywiście codziennie detektor super jest to urządzenie jak sobie posłucham bicia serca mojego dziecka to na 1 dzień sie uspokajam ale jak po południu tylko wracam z pracy to chcę jak najszybciej sprawdzić czy serce bije.
Podziwiam Was dziewczyny, że macie takie zaufanie do swoich lekarzy, ja pomimo że swojego uważam za dobrego lek. to gdzieś na końcu głowy mam że czegoś może nie dostrzegł, lub zdecydował się wcześniej rozwiązać ciąże (miałam mieć CC - nie wiem milion myśli). Obecnie jestem pod opieką innych, mam ten komfort że mieszkam w dużym mieście i jest kilka szpitali położniczych z 3 stopniem referencyjności, obecnie chodzę do lekarzy którzy w takich pracują (każdy w innym) współczuję Wam dziewczyny, że musicie tyle dojeżdżać do klinik i to kombinowanie z wolnym w pracy, gdzie za bardzo nie można powiedzieć gdzie i jakim celu....
oko lwa nie wiem czy są jakieś dobre rady, myślę że każdy przechodzi inaczej, ja nie chciałam nikogo widzieć, z domu wychodziłam tylko na cmentarz i byłam tam codziennie, nie chciałam z nikim rozmawiać, choć z czasem się to zmieniło. Co mogę Ci powiedzieć to nie zamykaj się na męża/partnera bo to Wasza wspólna tragedia - nas to wzmocniło, choć oboje bardzo się zmieniliśmy to kochamy się mocniej i oboje przeszliśmy przez to piekło- razem! W powrocie do "normalnego życia" pomógł mi również powrót do pracy, wróciłam po 3 mies. po porodzie, choć bardzo się tego bałam i ludzie trochę mnie unikali, trochę nie wiedzieli jak się zachować, a czasami pojawiały się pytania jak się czuje moje dziecko, kiedy urodziłam itp. czasem pomimo wspomagania się tabsami nie mogłam opanować łez... Pomimo to uważam że bez tego na długo pozostałabym w tej depresji, a tak musiałam się wziąć w garść i choć trochę to zajęło to obecnie jestem w stanie jakoś funkcjonować między ludźmi.02.01.2019 r. Maria , Szymon [*] 39 tc , Aniołek [*] 8 tc, Aniołek [*] 5 tc, Aniolek [*] 7tc
-
Oko lwa, ciężko o sensowne rady. Moim zdaniem potrzeba czasu. Mnie po 4,5 miesiąca nie boli mniej, ale z pewnością lepiej funkcjonuję, powoli odnajduję się w prozie życia, bo przez pierwszych kilka tygodni praktycznie nie funkcjonowałam, nie pamiętam tego czasu, poza wyjściami na cmentarz nie wychodziłam z domu.
Po pierwszym szoku człowiek sobie uświadamia, że to co się stało jest już na zawsze, jest nieodwracalne. Ciężko poukładać to sobie w głowie.
Na pewno bądź dla siebie wyrozumiała. Jeśli masz wokół siebie mądrych i życzliwych ludzi, to pozwól im sobie pomóc, o ile masz na to chęć i siłę. Ja chciałam być tylko ze swoim partnerem, bo to nasze dziecko, nasza tragedia.
Wzajemne wspieranie się jest bardzo ważne, bardzo mi pomogło. Mój partner w pewnym momencie powiedział, że wie, że już zawsze będziemy razem, bo przecież mamy dziecko.
Po kilku tygodniach zaczęłam czytać ten wątek i zobaczyłam, że dziewczyny, które przeżyły to samo np. rok, dwa lata temu, jakoś żyją, dają radę. Niektóre podnoszą się na tyle, że walczą o swoje macierzyństwo. Stwierdziłam, że skoro one mogą, to ja też spróbuję jakoś żyć, bo początkowo żałowałam, że nie umarłam podczas porodu.
Oczywiście możesz też spróbować profesjonalnej pomocy.
Jeśli szukałabyś psychologa, to lepiej takiego specjalizującego się w pracy z osobami po stracie. W wielu miastach istnieje możliwość uzyskania nieodpłatnej pomocy psychologicznej, np. przy fundacjach, hospicjach dla dzieci. Pomoc indywidualna lub takie grupy wsparcia dla rodziców po stracie. Część rodziców po stracie wymaga wsparcia farmakologicznego, wtedy potrzebna jest konsultacja psychiatryczna.
W trudnych momentach, (których nie brakuje, np. dzisiaj znowu powyciągałam ubranka niemowlęce...) myślę o ludziach, którzy przeżyli wojnę, obóz koncentracyjny, często śmierć całej rodziny. Zmieniło ich to na zawsze, ale potrafili żyć dalej.
Pewnym pocieszeniem była dla mnie świadomość, że moje dziecko umarło kochane, zaopiekowane, w miejscu, gdzie czuło się bezpieczne, które było jego domem. Bo zadawałam sobie pytanie, czy człowieka może spotkać coś gorszego niż śmierć dziecka. U mnie odpowiedź brzmiała "tak, śmierć dziecka zamordowanego/torturowanego/gwałconego przed śmiercią ". Wiem, to straszne rzeczy o czym piszę. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co czują rodzice takich dzieci, niewyobrażalny rozmiar bólu, wizualizowanie sobie ostatnich chwil dziecka, jego strachu, emocji.
Więc czuję pewien spokój, że moje dziecko odeszło spokojnie, bardzo kochane przez swoich rodziców. Strasznie to pogmatwane.
Trzymaj się, kochana!
dydone, ja czytałam cały wątek i pamiętam Twoją historię
Kibicuję Tobie i Twojemu maluchowi z całego serca! Czekam na dalsze, pokrzepiające informacje. Szybko miną nadchodzące miesiące i będziemy czytać kolejną relację z porodu i szczęśliwego finału
igle, będę jutro myślami z Tobą. Oby poszło sprawnie, po Twojej myśli i z jak najmniejszym stresem.
dydone lubi tę wiadomość
03.2018 r. córeczka Malwinka (*) 40 tc
06.2019 r. tęczowa córeczka Jagoda -
Mamo Maliwinki pięknie napisane az łezka mi popłyneł
Ja znowu jestem taka ze musze duzo mowić opowidałam to co przezyłam bliskim mi osobą i to przynosiło mi ukojenie mialam wrecz pretensje jak niektórzy bali sie mnie zapytac jak sie czuje dlaczego tak wyszło
kazda z nas jest inna kazda inaczej przechodzi żałobę
denerwuje mnie ze w rodzinie nasza strata jest tematem tabu udają wszyscy jakby nic takiego nie miało miejsca a ja tego nie chce moj synek zawsze bedzie częscią naszego zycia
jak jedziemy na cmentarz mówimy do córki zawsze ze ubieraj sie jedziemy do młodego i ona już jak z kimś rozmawia tez tak mówi ze jedzie z rodzicami do młodego