Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
Lorinka rozumiem co czujesz.. mojego męża brata żona czyli szwagierka urodziła miesiąc po mnie. I przeżyłam to okropnie... Z czasem jakoś się przyzwyczaiłam ale nie widziałam jeszcze tej małej mimo że ma ona już pół roku, nie jestem chyba jeszcze gotowa a teraz tym bardziej nie chce dokładać sb stresu. Wystarczy że drże jak mnie tylko coś zakuje zaboli.. dziś np idę do lekarza bo od dwóch dni męczy mnie kręgosłup i się boję i idę na kontrolę, dobrze że mnie wcisnęli w kolejkę. Zdałam sobie sprawę że ta ciąża bedzie obarczona stresem, staram się myśleć mega pozytywnie ale ten strach jest gdzieś z tyłu głowy. Ale rozmawiałam z mamą po stracie i miała to samo więc chyba to normalne.
Lorinka co do kardiologa i szukania u siebie czegoś na siłę to też jestem zdania żeby odpuścić i zostawić to swojemu biegowi i postarać się i dziecko jeżeli tylko ginekolog pozwoli.
Ja trzymam kciuki za każdą tutaj dziewczynę ☺️Wiadomość wyedytowana przez autora: 26 lipca 2019, 12:06
Jaś Antoni [*] 30tc 12.2018
Tęczowy Ksawery 02.2020 -
K.k92 mam to samo jak Ty,tylko ja juz myślę o najgorszym...
Dziś odebrałam wyniki badań i okazuje się że mam dużo bakterii w pochwie, w dodatku okazalo się że nie dawno miałam różyczke o ktorej nic nie wiem. Mam nadzieję,że nie wpłynie to na maleństwo. Tyle dobrze,że byłam szczepiona zabo mlodziaka bo wtedy to już bylo by źleAniołek Filipek 31.05.2018 -09.06.2018 [*] -
Basineczko mam nadzieję, że te wszystkie bakterie miną i będziesz mogła odetchnąć z ulgą. Moja koleżanka chodziła z toksoplamozą jak była w ciąży. Też była w szoku bo nawet nie wiedziała skąd ją złapała ale nie wpłynęło to na dziecko. Wszystko dobrze się skończyło. Wierzę, że u Ciebie też wszystko skończy się dobrze.
Muszę Wam trochę ponarzekać. Dwa dni miałam wyjęte z życia przez ból zęba. Nigdy nie bolał mnie ząb. Aż nagle mnie tak dopadło, że byłam non stop na ketonalu i spałam. Wczoraj poszłam do dentysty i czeka mnie leczenie kanałowe . Na domiar tego wszystkiego wyszły mi białe plamy na buzi i mam podejrzenie bielactwa. Także lorinko mnie też pech dopadł. Ręce mi opadają. Jak już jest dobrze to nagle coś wyjdzie. I zamiast brnąć do przodu z przygotowaniami do ciąży to czuje, że się cofam i zastanawiam się czy w ogóle ruszę z tego miejsca. Och ponarzekałam Wam trochę ,bo boję sie tego bielactwa. Moja mama ma łuszczycę i martwię się że mogłam coś po niej odziedziczyć. Idę za niedługo do dermatologa i zobaczymy co mi powie . A do tego dobiło mnie zdjęcie koleżanki, która niedawno urodziła i pochwaliła sie swoim synkiem na facebooku. Czasami się zastanawiam czy ja tez kiedyś posmakuje tego szczęscia bycia jeszce raz mamą. Jestem potem zła sama na siebie, że się tak katuje oglądając takie zdjęcia i szczęście innych.
Co porabiacie dziewczyny w tak piękną niedzielę?Wiadomość wyedytowana przez autora: 28 lipca 2019, 13:51
Mama Aniołka Szymonka 33tc ur. 9.08.2018 zm.12.08.2018(*) i ziemskiej Juleczki ur.25.06.2015 -
K.k.92, Basieneczka13, doskonale rozumiem Wasze obawy Dziewczyny, jestem przekonana, że też będę z wszystkim tak panikować, jeśli będę jeszcze w ciąży.
Ania33, współczuję tego bólu, bo ja tyle przeszłam z zębami po porodzie, że masakra. Mam nadzieję kochana, że jednak to nie będzie bielactwo... Przykro mi, że u Ciebie również pojawiają się takie "sytuacje", które tylko wydłużają ten czas do starania się o dziecko... Mi już brakuje słów na to wszystko. Czekam z niecierpliwością na tą wtorkową wizytę u kardiologa, chociaż ostatnio tak o tym myślałam i chyba nie zdecyduję się i tak na jakiekolwiek zabiegi, czy operację w sercu. Też mam takie wrażenie Aniu, że ciągle albo stoję w miejscu albo wręcz się cofam w temacie starań i ciąży. Ja drżę na sam dźwięk telefonu męża, bo wiem, że za chwilę ta "bratowa" urodzi...
Dzisiaj taka piękna pogoda, ale jakoś humor mi nie dopisuje, ciągle mam z tyłu głowy to, że jeszcze tyle przede mną zanim znowu rozpoczniemy starania.
Miśka, Trine, dajcie znać co tam u Was słychać?:*Wiadomość wyedytowana przez autora: 28 lipca 2019, 20:41
Synek 31tc [*] - Urodzony Dla Nieba -
Czesc dziewczyny, dlugo mnie tu nie bylo ale jestem myslami z Wami.
Lorinka9191, Ania33, tak bardzo mi przykro, ze ciagle cos staje Wam na przeszkodzie. Nie ma sprawiedliwosci, nie bylo i nie bedzie i wiem jak Wam jest ciezko ale nie poddawajcie sie dziewczyny.
K.k.92, basieneczka13, bardzo sie ciesze, ze znowu jestescie przy nadziei. Zycze z calego serca wszystkiego dobrego i rozumiem Wasze obawy, strach, panike.
U mnie 29 tc. dobiega konca. Za dwa miesiace rozwiazanie. Psychicznie jest bardzo roznie, sa bardzo dobre dni, okresy, pelne optymizmu, radosci, pod warunkiem, ze nic nie boli i corcia rusza sie sie w takim samym rytmie. Wahania od tych norm przywoluja czarne mysli, strach, nieprzespane noce i dodatkowe wizyty u lekarza prowadzacego albo na izbie przyjec. Ale lepiej sprawdzic raz za duzo niz raz za malo.
Ja tez nie pracuje juz od poczatku ciazy, w zyciu nie dalabym rady. Moja cala uwaga skupia sie na tej malej istotce w brzuchu, ktora juz kocham ponad zycie. Nawet moj mozg juz jest podzielony na dwie czesci. Jedna polowa spi i sni a druga nasluchuje ruchow dziecka. Czemu my mamy tak ciezko a innym przychodzi wszystko z latwoscia.? Ostatnio jedna kobieta, ktora nie znajac mojej tragedii, chcac mnie pocieszyc, powiedziala, ze ona urodzila 5 dzieci i w kazdej ciazy palila a wszystkie dzieci zdrowe. Myslalam, ze mnie szlak trafi, ale coz, przeciez wiemy, ze nie ma sprawiedliwosci. My musimy o wszystko walczyc, taki juz nas los ale damy rade..
Ale namarudzilam tutaj. Trzymajcie sie dziewczyny. Wszystkim pozostalym mamom rowniez od serca wszystkiego Naj! Buziaki
(*) 07.2018 córeczka aniołek, 41 tc. -
PM cieszę się że u Was wszystko dobrze. Jeszcze troszkę i przytulisz swojego skarba.
Nasze ciąże-kobiet po stracie- już zawsze będą inne. Pełne strachu i obaw. I póki nie dostanie się tego małego człowieka na ręcę to zawsze będziemy drżeć w ciąży o wszystko. Ale jesteś już na finiszu . Dużo siły i spokoju na tej końcówce. I oczywiście pochwalisz się nam jak już będzie po wszystkim ?
Ja byłam wczoraj u dermatologa i najprawdopodobniej mam bielactwo . Muszę zrobić parę badań, by to potwierdzić. Nie wiem już co mam robić i myśleć. Wszystko idzie nie tak. Czasami mam takie myśli, by odpuścić. Poddać się. A do tego nadchodzi "roczek" Szymusia. I czuje się nijak. Jest mi tak jakoś źle.Płaczę często jak nikogo nie ma. Brak mi sił, bo jak jest już dobrze to nagle "coś ".Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 lipca 2019, 20:39
Mama Aniołka Szymonka 33tc ur. 9.08.2018 zm.12.08.2018(*) i ziemskiej Juleczki ur.25.06.2015 -
Cześć dziewczyny :*
Trochę mnie nie było, bo dużo się działo w moim życiu więc musiałam zrobić sobie wakacje od wszystkiego. Niestety nie udało się wyjechać za granicę, bo po profilaktycznym usunięciu zęba mądrości dostałam takiego stanu zapalnego, że miałam 2 tygodnie wyjęte z życia więc wybraliśmy się nad Polskie morze, ale już udało się to ogarnąć. Poza tym mój tata nadal jest w szpitalu i czeka na miejsce w klinice a my czekamy na ostateczną diagnozę, ale co ma być to będzie. Czas spędzony z mężem z daleka od domu pomógł mi poukładać myśli i nabrać sił. Nie wiem co będzie, ale tak napatrzyłam się na dzieci na plaży, że obiecaliśmy sobie ostatniego dnia, że wrócimy tam we troje i tak będzie. Dużo ostatnio przeżyłam i nie chcę więcej marnować zdrowia i życia, bo jest takie kruche. Jakoś pierwszy raz widok dzieci cieszył moje oczy i serce. Czułam tęsknotę i widziałam siebie w różnych sytuacjach, ale tyle we mnie teraz spokoju. W końcu wszystko się ułoży, nie warto myśleć o czymś na co nie mamy wpływu, trzeba walczyć o swoje marzenia.
Basienieczko, k.k.92, cotton i PM mocno trzymam kciuki za Was:* mam nadzieję, że niedługo do Was dołączymy.11.2018 - poród przedwczesny 25 tc - ❤️Marcelinka [*] ❤️- niewydolność szyjki macicy
05.2020 - badania immunologiczne: KIR AA, HLA-C C2C2 -> IVF + Accofil, encorton, heparyna, acard
09.2020 - start IVF Invicta - krótki protokół - >1 BL->ET 4.1.1😢
02.2020 - 2IVF - krótki protokół -> 1BL-> ET BL 3.2.2😥
07.2021-3IVF Novum-> ET + ❄️❄️❄️❄️, 10dpt -0,15 mlU/ml😔
01.09.2021-scratching endometrium
06.10.2021 - crio blastki 5.1.2 - 8 dpt beta 171,3 mlU/l, 12 dpt - 1343,00 mlU/l, 20 dpt - 25352,00 mlU/l, 27dpt - ❤️
16tc - 160 g szczęścia
19 tc - 340g naszego Kubusia 🥰
24 tc - 780g szczęścia
29 tc - 1330g szczęścia
32tc - 1780g ❤️❤️❤️
36tc - 2800g naszego syneczka
38 tc - Kubuś jest z nami ❤️ 3500g, 54 cm -
PM, bardzo się cieszę, że u was wszystko dobrze!:*
Ania33, przykro mi kochana, że ciągle "coś" staje Ci na drodze do szczęścia... Nie mam nawet słów pocieszenia, bo sama borykam się z przeciwnościami losu, już nie mam sił po prostu. Byłam dzisiaj u tego kardiologa i po badaniu okazało się, że według tej pani dr mam wiotką przegrodę, a nie żadne ASD, jak podejrzewał tamten lekarz, także ja już naprawdę nie wiem co mam myśleć i robić. Powiedziała, że jeśli chce się upewnić to mam zrobić to echo przezprzełykowe, ale ona nie widzi żadnego "przecieku". Poza tym powiedziała też, że ASD nie mogło przyczynić się do odklejenia łożyska. Musiało by się na to złożyć wiele jeszcze innych czynników, co jej zdaniem jest bardzo ekstremalnym przypadkiem i chyba nawet się z takim jeszcze nie spotkała. Także naprawdę nie wiem już co mam dalej robić?! Mam taki mętlik w głowie... Do tego dzisiaj zadz teściu z cudowną nowiną, że wnuczka się urodziła... Załamałam się, płakałam cały wieczór. Tak mi jest ciężko! Powoli już nie daje rady z tym wszystkim. Tak cholernie brakuje mi mojego syna. Za chwilę minie rok, jestem ciekawa, czy teście chociaż wtedy odwiedzą swojego wnuka na cmentarzu i przyjadą na mszę, którą zamówiliśmy. Ale, jak znam życie to oczywiście się nie pojawią...
Od kilku dni odmawiam nowennę pompejańską, muszę Wam powiedzieć, że daje mi ona jakaś taka wewnętrzna ulgę, spokój, nie wiem jak to nazwać?! Może to wyda Wam się głupie, ale jak usłyszałam dzisiaj słowa tej lekarki, że ona nie widzi tej wady serca, to pomyślałam od razu o tej nowennie, że to chyba właśnie jej to zawdzięczam...
Dzisiaj z mężem siedzieliśmy cały wieczór i rozmawialiśmy o tym co mamy teraz zrobić i wierzcie mi Dziewczyny, że jest nam tak ciężko podjąć jakąkolwiek decyzję. Mam wrażenie, że co nie zrobię to i tak będzie źle. A potem przychodzą myśli, że przecież i tak będzie co ma być. Wszystko w rękach Boga i może trzeba w końcu jemu zawierzyć to wszystko?! Może trzeba w końcu przestać szukać nie wiadomo czego tylko wziąć i stanąć na nowo do walki o rodzicielstwo, którego tak bardzo pragniemy?! Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane...
Miśka, miło że się odezwałaś;* Cieszę się, że to zapalenie w końcu minęło. Trzymam kciuki za Twojego tatę. Mam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży, a ty niebawem będziesz mogła cieszyć się upragnioną ciążą:*Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 lipca 2019, 23:55
Synek 31tc [*] - Urodzony Dla Nieba -
Dzieki dziewczyny za mile slowa:-) Oczywiscie, ze dam znac, jak bedzie po wszystkim ale jeszcze tak daleko nie wybiegam w przyszlosc.
Lorinka9191, ja na Twoim miejscu zrobilabym jeszcze to badanie, zeby sie upewnic, czy to nie jest ta choroba i jak wyjdzie, ze nie, to zaczelabym sie starac. Nastepna ciaze powinnas moim zdaniem miec prowadzona na acardzie i/lub heparynie + duphaston/luteina na poczatku i ev. moze leki na nadcisnienie i tarczyce, jakby cos bylo nie tak. Ja na biezaco robie sobie na wlasna reke wyniki z krwi i okazalo sie, ze w ciazy uaktywnila mi sie tarczyca a nigdy nie mialam przedtem z nia zadnych problemow i tez biore leki.
No i oczywiscie nie obejdzie sie bez czestych wizyt u lekarza z badaniem lozyska i przeplywow. Wazne jest, zeby lekarz mial dobry sprzet.
Ja bym zaryzykowala bo tak naprawde tylko teczowe dziecko przywroci radosc zycia.
(*) 07.2018 córeczka aniołek, 41 tc. -
PM, mój ginekolog mówił mi, że następna ciąża będzie na pewno prowadzona na acardzie. Co do ciśnienia to będę je bardzo kontrolować i gdyby coś to od razu zacznę brać leki. Przepływy też będziemy sprawdzać często. A co do tego badania, to mam takie mieszane uczucia... Bo co mi dadzą te badania, przecież jasno mi powiedzieli, że nawet jeśli taka wada jest, to nie mogła się przyczynić do odklejenia łożyska... Dlatego nie wiem, czy jest w ogóle sens ciągnąć ten temat. Naprawdę człowiek już kompletnie nie wie co ma robić.
PM, ale z tą tarczycą to mnie zaskoczyłaś, nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby w ciąży jeszcze powtarzać badania. Ale teraz, jak już wiem, to na pewno też to będę sprawdzać.
Ja nie mogę się od wczoraj pozbierać, co chwilę pojawiają się łzy... Cały czas powtarzam sobie, że muszę się wziąć w garść i nie myśleć, ale to jest mega trudne.Synek 31tc [*] - Urodzony Dla Nieba -
Pm super że u Was w porządku i wierzę że będzie szczęśliwe rozwiązanie.
Miśka dobrze że wybraliście się na wakacje, uważam że wyjazd nawet na parę dni gdzieś w Polsce w naszym przypadku jest wskazany bo głowa odpoczywa. Będę trzymała mocno kciuki z Cb i resztę dziewczyn.
Lorinka, nie myśl teraz o tej małej wgl... Nie zmuszaj się do odwiedzin i daj sobie/Wam czas. Co do badania to hmm może warto zrobić go i później jak będzie dobrze to wznowić starania jeżeli oczywiście jesteście gotowi. Co do tarczycy to mi też teraz w drugiej ciąży wyszła. Jeszcze w lutym miałam badania i była poniżej dwóch a teraz mam ponad 3.60 i też biorę tabletki. Badania tarczycy w ciąży są zalecane przynajmniej ja miałam robione jak i w 1 tak i teraz. I chyba to często jest tak że w ciąży wychodzi bo u mnie parę kuzynek i koleżanek miało.
Ania33 przykre to że tyle problemów spada na Cb ale bielactwo chyba nie jest przeszkodą do zajścia w ciążę prawda ?. Bo znam dwie dziewczyny z bielactwem i maja dzieci. Ale ja się nigdy w sumie ich nie pytałam bo nie lubię tak wypytywać się o cudze choroby. Wiecie jedni są tacy co walą pytają prosto z mostu a ja wiem że czasem ludzie się wstydzą, krępują itp.Jaś Antoni [*] 30tc 12.2018
Tęczowy Ksawery 02.2020 -
Witajcie dziewczyny,
Wracam z fioletu, mam nadzieję, że tu mogę napisać, jeśli Moja Córeczka była z nami 16 dni.Samanta72 lubi tę wiadomość
👸: 1,70cm ->4.86cm ->6.05cm ->129g ->174g♀️ ->395g ->522g ->683g ->998g ->1449g ->1881g ->2193g ->2518g-> 2720g
Diana: 23.02.2021
Weronika(ur. 25tc): 08-24.06.2019(*)
Okolice Warszawy -
nick nieaktualny
-
Dziękuję. Zostanę, bo zdecydowanie sobie z tym nie radzę i chętnie porozmawiam z osobami, które wiedzą co się czuje w takiej sytuacji.
Pozwólcie, że przedstawię sytuację.
O naszą Kruszynkę staraliśmy się 8 miesięcy. Przy II oczywiście radość, szybka wizyta bo stresowałam się okrutnie czy to nie ciąża pozamaciczna (nasłuchałam się od koleżanek). Ale wszystko było dobrze, na wizytach nic niepokojącego. Pierwsze tygodnie nienajlepsze pod względem samopoczucia, ale później było lepiej. Historia zaczęła się gdzieś koło 18 tygodnia, gdy zgłosiłam lekarzowi, że mam twardnienia brzucha. Stwierdził, że tak może być i mam się nie przejmować. No dobrze. Na połówkowych w 20 tygodniu- szyjka 0,8cm i wpuklający się pęcherz płodowy, więc natychmiast karetką do szpitala.
W szpitalu procedura standardowa, czyli posiew i leżymy, wstajemy tylko do łazienki. W posiewie wyszedł dodatki GBS, więc dostałam antybiotyki i po kilku dniach założyli mi szew. Sytuacja chwilowo się unormowała, szyjka 1,4cm więc nadal żałośnie mała, ale zabezpieczona. Nospa, magnez, luteina i duuuużo leżenia.
Na pierwszej wizycie (prywatnie) wszystko ok. Na kolejnej po jakiś 10 dniach - dramat. Szew wisi na końcu szyjki i 3 cm rozwarcia. Znów karetka, znów szpital - zagrożenie porodem przedwczesnym. Położyli mnie na sali porodowej, podpięli ktg na 5 godzin non stop! Skurcze leciutkie ale się pisały. Dla mnie to było odczuwalne identycznie jak to co w domu. Podali leki na wyciszenie skurczów i owszem w ciągu doby osiągnęli swój cel. Nic mnie nie bolało, nic nie czułam, jedyne co to mnie kręgosłup okrutnie bolał od tego leżenia, ale ja mam dyskopatię, więc zwaliłam na to. Niestety szyjka 6 cm rozwarcia. Dziecko ułożone pośladkowo ze stopą w szyjce. Powiedzieli, że mogę próbować naturalnie, ale mała może się zaklinować i rekomendują CC jako bezpieczniejsze dla dziecka.
Pamiętam, że tak płakałam, że nie mogli się ze mną dogadać. Oczywiście zgodziłam się na CC, skoro to miało być lepsze. Po godzinie Weronika była już na świecie, usłyszałam tylko taki skrzek, nie widziałam jej i nawet o nic nie pytałam, bo chciałam, żeby się nią zajęli jak najlepiej. Urodziła się równo w 25+0 z wagą 680g i 34cm.
W pierwszym dniu była tylko na wspomaganiu oddechu, ale na drugi dzień już ją zaintubowali. Niestety ja dostałam kosmicznej temperatury - 40 stopni - i nie byłam w stanie w pierwszy dzień zjechać do niej na dół. Nie byłam nawet w stanie usiąść na łóżku. Okazało się, że mam infekcję i to 2 bakterie: klebsiella pneumoniae i enterococcus fecalis. CRP doszło prawie do 300...
Pojechałam na dół na drugi dzień (temp jakieś 39,2 i tak straszny ból brzucha, że siadanie na łóżku zajęło mi półtorej godziny). Oczywiście lekarze od początku mówili, że może być różnie, ale my bardzo mocno wierzyliśmy, że będzie dobrze, bo tak sobie ładnie radziła na początku. Niestety po kilku dniach było coraz gorzej. Okazało się, że ma jedną z tych bakterii, którą znaleźli u mnie: klebsiellę. Z dnia na dzień coraz gorzej, wymagała coraz więcej tlenu, walczyła z wylewami do mózgu, móżdżku, całej głowy. Przestali podawać jej mleko, chociaż doszła do 7ml na posiłek. Przestaliśmy robić zdjęcia, żeby móc zapamiętać ją taką jaka była, a nie napuchniętą od płynów i przetoczeń krwi, która ciągle gdzieś uciekała. Nadszedł w końcu dzień, w którym powiedzieli, że nie są w stanie nic więcej zrobić, że już nie mają co jej podać, bo organizm nie reaguje na żadne leczenie.
Odkąd wyszłam ze szpitala jeździliśmy do niej codziennie po 2 razy. Między tym wszystkim było moje odciąganie pokarmu co 3 godziny i wizyty na IP, bo rozeszła mi się blizna na dł 3cm i sączyła taka surowicza wydzielina z krwią (w posiewie z tego płynu był ten fecalis, więc dostałam kolejny antybiotyk, ranan goiła się w sumie z 5 tygodni). Weronika nie chciała się poddać, serduszko uparcie biło jeszcze 5 dni, codziennie coraz słabiej, a ja się tylko bałam, że zaraz do nas zadzwonią ze szpitala. W końcu powiedzieli nam, że to kwestia godzin. Byliśmy przy niej oboje, gdy odeszła i chyba nigdy nie zapomnę, jak lekarz wyszedł do nas i powiedział "Proszę Państwa, długo szukałem, ale nie znalazłem żadnych przepływów" . Nie musiał mówić, ja widziałam na usg.
Zawinęli ja w białą pieluszkę i powyciągali te wszystkie rurki. W końcu mogłam ją wziąć na ręce... Pożegnaliśmy się z nią, podziękowaliśmy, że była z nami.
Jutro minie miesiąc od pochówku.
👸: 1,70cm ->4.86cm ->6.05cm ->129g ->174g♀️ ->395g ->522g ->683g ->998g ->1449g ->1881g ->2193g ->2518g-> 2720g
Diana: 23.02.2021
Weronika(ur. 25tc): 08-24.06.2019(*)
Okolice Warszawy -
nick nieaktualnyVianEthel2 wrote:Dziękuję. Zostanę, bo zdecydowanie sobie z tym nie radzę i chętnie porozmawiam z osobami, które wiedzą co się czuje w takiej sytuacji.
Pozwólcie, że przedstawię sytuację.
O naszą Kruszynkę staraliśmy się 8 miesięcy. Przy II oczywiście radość, szybka wizyta bo stresowałam się okrutnie czy to nie ciąża pozamaciczna (nasłuchałam się od koleżanek). Ale wszystko było dobrze, na wizytach nic niepokojącego. Pierwsze tygodnie nienajlepsze pod względem samopoczucia, ale później było lepiej. Historia zaczęła się gdzieś koło 18 tygodnia, gdy zgłosiłam lekarzowi, że mam twardnienia brzucha. Stwierdził, że tak może być i mam się nie przejmować. No dobrze. Na połówkowych w 20 tygodniu- szyjka 0,8cm i wpuklający się pęcherz płodowy, więc natychmiast karetką do szpitala.
W szpitalu procedura standardowa, czyli posiew i leżymy, wstajemy tylko do łazienki. W posiewie wyszedł dodatki GBS, więc dostałam antybiotyki i po kilku dniach założyli mi szew. Sytuacja chwilowo się unormowała, szyjka 1,4cm więc nadal żałośnie mała, ale zabezpieczona. Nospa, magnez, luteina i duuuużo leżenia.
Na pierwszej wizycie (prywatnie) wszystko ok. Na kolejnej po jakiś 10 dniach - dramat. Szew wisi na końcu szyjki i 3 cm rozwarcia. Znów karetka, znów szpital - zagrożenie porodem przedwczesnym. Położyli mnie na sali porodowej, podpięli ktg na 5 godzin non stop! Skurcze leciutkie ale się pisały. Dla mnie to było odczuwalne identycznie jak to co w domu. Podali leki na wyciszenie skurczów i owszem w ciągu doby osiągnęli swój cel. Nic mnie nie bolało, nic nie czułam, jedyne co to mnie kręgosłup okrutnie bolał od tego leżenia, ale ja mam dyskopatię, więc zwaliłam na to. Niestety szyjka 6 cm rozwarcia. Dziecko ułożone pośladkowo ze stopą w szyjce. Powiedzieli, że mogę próbować naturalnie, ale mała może się zaklinować i rekomendują CC jako bezpieczniejsze dla dziecka.
Pamiętam, że tak płakałam, że nie mogli się ze mną dogadać. Oczywiście zgodziłam się na CC, skoro to miało być lepsze. Po godzinie Weronika była już na świecie, usłyszałam tylko taki skrzek, nie widziałam jej i nawet o nic nie pytałam, bo chciałam, żeby się nią zajęli jak najlepiej. Urodziła się równo w 25+0 z wagą 680g i 34cm.
W pierwszym dniu była tylko na wspomaganiu oddechu, ale na drugi dzień już ją zaintubowali. Niestety ja dostałam kosmicznej temperatury - 40 stopni - i nie byłam w stanie w pierwszy dzień zjechać do niej na dół. Nie byłam nawet w stanie usiąść na łóżku. Okazało się, że mam infekcję i to 2 bakterie: klebsiella pneumoniae i enterococcus fecalis. CRP doszło prawie do 300...
Pojechałam na dół na drugi dzień (temp jakieś 39,2 i tak straszny ból brzucha, że siadanie na łóżku zajęło mi półtorej godziny). Oczywiście lekarze od początku mówili, że może być różnie, ale my bardzo mocno wierzyliśmy, że będzie dobrze, bo tak sobie ładnie radziła na początku. Niestety po kilku dniach było coraz gorzej. Okazało się, że ma jedną z tych bakterii, którą znaleźli u mnie: klebsiellę. Z dnia na dzień coraz gorzej, wymagała coraz więcej tlenu, walczyła z wylewami do mózgu, móżdżku, całej głowy. Przestali podawać jej mleko, chociaż doszła do 7ml na posiłek. Przestaliśmy robić zdjęcia, żeby móc zapamiętać ją taką jaka była, a nie napuchniętą od płynów i przetoczeń krwi, która ciągle gdzieś uciekała. Nadszedł w końcu dzień, w którym powiedzieli, że nie są w stanie nic więcej zrobić, że już nie mają co jej podać, bo organizm nie reaguje na żadne leczenie.
Odkąd wyszłam ze szpitala jeździliśmy do niej codziennie po 2 razy. Między tym wszystkim było moje odciąganie pokarmu co 3 godziny i wizyty na IP, bo rozeszła mi się blizna na dł 3cm i sączyła taka surowicza wydzielina z krwią (w posiewie z tego płynu był ten fecalis, więc dostałam kolejny antybiotyk, ranan goiła się w sumie z 5 tygodni). Weronika nie chciała się poddać, serduszko uparcie biło jeszcze 5 dni, codziennie coraz słabiej, a ja się tylko bałam, że zaraz do nas zadzwonią ze szpitala. W końcu powiedzieli nam, że to kwestia godzin. Byliśmy przy niej oboje, gdy odeszła i chyba nigdy nie zapomnę, jak lekarz wyszedł do nas i powiedział "Proszę Państwa, długo szukałem, ale nie znalazłem żadnych przepływów" . Nie musiał mówić, ja widziałam na usg.
Zawinęli ja w białą pieluszkę i powyciągali te wszystkie rurki. W końcu mogłam ją wziąć na ręce... Pożegnaliśmy się z nią, podziękowaliśmy, że była z nami.
Jutro minie miesiąc od pochówku.
Kochana, wiem że nic co napisze, nie pomoże. Ale jesteś mega dzielna Kobieta, wspaniałą Matką. I Weroniczka miała to szczęście, że miała kochających Rodziców i teraz gdzieś na pewno na Was czeka.
Serce się rozrywa, że ktokolwiek musi takie dramaty przeżywać.
Pisz do nas, ile potrzebujesz, wiem, że czasem łatwiej się wygadac na forum niż komuś blisko Ciebie
Jesteś Dzielna, Twój Mąż też. Powtarzaj to sobie.VianEthel2 lubi tę wiadomość
-
VianEthel2, naprawdę ogromnie mi przykro, że spotkała Cię taka tragedia. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... Pozwól sobie na przeżycie żałoby, krzycz, płacz - jeśli tego potrzebujesz, bo to pomaga choć na chwilę. Te pierwsze miesiące po stracie są bardzo trudne, ale uwierz mi kochana, że z czasem będzie trochę lepiej. Pisz do nas, jeśli masz ochotę, bo to forum bardzo pomaga w tym trudnym czasie. A, fizycznie, jak się czujesz? Z blizna już wszystko dobrze?
Ania33, co tam u Ciebie? Jak ząb?:*Synek 31tc [*] - Urodzony Dla Nieba -
Hej dziewczyny. Ząb zrobiony. Troche boli po tej kanałówce ale to już zdecydowanie mniejszy ból . A jak u Ciebie Lorinko? Jak Ty się czujesz?
VianEthel2 łezka zakręciła mi się w oku czytająć Waszą historię. Życie jest tak cholernie niesprawiedliwe. Jesteś wspaniałą mamą i silną kobietą. Tak jak Lorinka pisze pozwól sobie na wszystkie emocje. Jeżeli będziesz potrzebowała się wyżalić, pogadać to pamiętaj, że jesteśmy. Znajdziesz tu na pewno wsparcie ,bo każda z nas przeszła lub przechodzi przez tą tragedię jaką jest strata dziecka. Przytulam Cię mocno do serca :*.Mama Aniołka Szymonka 33tc ur. 9.08.2018 zm.12.08.2018(*) i ziemskiej Juleczki ur.25.06.2015 -
U mnie jakoś leci, ale nie ma dnia, żebym nie płakała. Jestem bezradna wobec tego wszystkiego co się stało i dzieje w moim życiu. Okres się zbliża więc te emocje jeszcze bardziej dają mi się we znaki. Jeszcze do tego wszystkiego, teście mają jakieś "ale", bo według nich już dzisiaj powinniśmy przyjechać i radować się z narodzić ich wnuczki. Mąż już jest u kresu wytrzymałości i coś czuję, że będzie ostra kłótnia... Chcieliśmy tego uniknąć, ale jak widać się nie da. Dla nich nic się nie stało, a ja wyolbrzymiam i przesadzam, także nawet nie mam sił, żeby to komentować. Wiecie, jak to boli, jak dzwonią i gadają, "no mała waży tyle i tyle, a mierzy tyle, a podobna, a to, a tamto..." Mąż się wczoraj mega wkurzył i zakończył rozmowę, ale potem jeszcze wieczorem wydzwaniali i dzisiaj już też próbują - ale nie odbiera. Kurde jeszcze z wielkim oburzeniem teść wczoraj wyjechał z tekstem, że jutro, czyli dzisiaj się widzimy i koniec kropka. Brak mi słów. Także prędzej, czy później dojdzie do spięcia. Serio dziwię się, że nie potrafią nas zrozumieć. Ale takie jest życie niestety. Ja na pewno nie zamierzam się im podporządkowywać...
Ania33, no to dobrze, że masz już dentystę za sobą a, jak z tym bielactwem, robiłaś już jakieś badania? Ja w przyszłym tyg zamierzam się wybrać do gin w końcu podjąć ostateczne decyzje w kwestii starań, bo to stanie w miejscu już mnie doprowadza do szaleństwa...Synek 31tc [*] - Urodzony Dla Nieba