Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
Witam wszystkie Aniołkowe Mamy. Niestety 14 marca dołączyłam do waszego grona. Ciąża wzorowa, ginekolog zawsze była z niej zadowolona. 12 marca miałam wizytę wszystko było w porządku, tyle co ginekolog chciała mnie zobaczyć za tydzień, bo z ilością wód płodowych byłam na górnej granicy normy. Zostałam też pouczona jak rano liczyć ruchy maluszka, co nie do końca wzięłam do serca, bo moja wiercipięta kopała mnie co chwile. Następnego dnia od rana sprzątałam i zajmowałam się dwójka starszych dzieci i dopiero jak ułożyłam córcię do snu, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie czułam tamtego dnia synka. Zaczęłam jeść czekoladki i leżałam czekając na reakcję. Zwykle gdy tylko położyłam się na boku, który mu nie odpowiadał wiercił się niemiłosiernie, aż zmieniłam stronę. Tym razem tego nie robił. W którymś momencie nawet wyczułam jego nóżkę i zaczęłam ją trącać... Nie zabierał jej. Też nie miałam problemu żeby leżeć na plecach, gdzie normalnie czułam ucisk i gorzej było oddychać. Zaczęłam się martwic, ale nadzieja podpowiadała, że przecież dzieci po 37 tygodniu mniej się ruszaja, bo nie mają miejsca... Dzwoniąc do teściowej, czy mogę podrzucić jej dzieci, zaczął łamać mi się głos. W szpitalu papierologia, bo powiedzieli , że na IP nikt do mnie nie przyjdzie z ktg i przyjmują mnie na oddział. Uznałam że to bez sensu, bo chce się tylko uspokoić, że z małym wszystko w porządku. Na oddziale widziałam jak położne mają problem ze znalezieniem tętna. Zaczęłam coś słyszeć - no nareszcie! Chociaż brzmiało inaczej niż zwykle. Założyły mi pulsometr na palec i usłyszałam jak mówią między sobą, że to ten sam puls. Zaczęły mnie gdzieś prowadzić mi z oczu zaczęły lecieć łzy, ale wciąż nie dopuszczałam do myśli najgorszego. W gabinecie czekał lekarz. Zaczął mi robić USG... Po chwili usłyszałam, że nie ma bicia serca. Miałam wrażenie, że cały świat nagle na mnie spadł i przygniótł. Zaczęłam płakać i histeryzować chciałam tylko zwinąć się w kulkę i zniknąć, a lekarz bez emocji poprosił abym wyprostowała nogi, bo musi dokończyć badanie. Usłyszałam też że poród SN to dla mnie najlepsza opcja, a ja chciałam tylko żeby mnie uśpili i wszystko ze mnie wycięli, bo już tego nie chce! Zrozumiałam że nie mam wyjścia.
Nie zapomnę telefonu do mojego męża i jego straszny płacz, gdy już zdołałam mu powiedzieć. Nie wiem jak to zrobił, ale ledwie przebrałam się w koszule do porodu i zaczęłam iść do gabinetu, to on już przy mnie był, tak ogromnie płacząc. Dostałam cytotec i czekałam. Cały czas płakałam i nie potrafiłam dotknąć brzucha, był taki nieruchomy, pusty. Nie mogłam uwierzyc, że to się dzieje. Mój mąż musiał wracać do dzieci i tak nie wiedzieliśmy, czy przez noc coś ruszy. Cały czas płakałam mimo relanium, chyba około 22 dostałam coś na sen. Chyba o 1 obudziły mnie skurcze. Nie mogłam nikogo znaleźć i chyba dopiero po 2 udało mi się znaleźć położną. Miałam 3 cm rozwarcia. Ledwie dotarliśmy na salę porodową i wyprosiłam znieczulenie dooponowe, placzac, że dla żywego dziecka zniosłabym bóle, ale teraz nie chce, miałam już 5 cm. Zadzwoniłam po męża. Nie wiem czy minęło 30 minut już przy mnie był. Nie chciał być przy wcześniejszych porodach, teraz nie odrywając oczu, patrzył jak rodzę naszego Aniołka. Ledwie zaczęłam przeć, on już zaczął wychodzić, położne krzyczaly, żebym przestała, bo nie chciały żebym popękała. Nie wiem czy minęły 3 minuty a on już był... I ta przeszywająca cisza. Na początku, patrzyłam tylko w sufit, nieruchoma, nawet nie płakałam. Uslyszalam, że znaleźli przyczyne- pępowina była bardzo długo i zawiązał się na niej węzeł.... Wiedziałam że mąż stoi koło poloznej, nad naszym synkiem i płacze. Ta go mierzyła. 3550g i 56 cm. Śliczny donoszony noworodek. Dopiero po chwili odważyłam się popatrzeć. Znowu zalalam się łzami gdy zobaczyłam te nieruchome, bezwładne ciałko. Dostałam go ślicznie ubranego, zawiniętego w rożek, miał czapeczkę. Był piękny, wyglądał jakby spał...
W zeszły piątek byłam u psychiatry, dała mi leki na wyciszenie. W końcu śpię w nocy i co chwilę nie płacze, chociaż czuję się w ciągu dnia trochę otumaniona. Ale byłam taka zmęczona, tym nieustannym płaczem, nie byłam w stanie zajmować się dziećmi. Też nie chcę, żeby widziały mnie ciągle zapłakanej. Tylko one i mąż, który dzielił ze mną ten ból, wtedy gdy był najbardziej rozdzierający, utrzymały mnie przy życiu. Wyrzuty sumienia, że nie uchronilam naszego dziecka i że gdybym zauważyła coś wcześniej mogłabym Go uratować chyba zaczynają znikać. Wszyscy mnie zapewniają że od zaciśnięcia pępowiny miałam minuty aby dojechać do szpitala.... Wciąż nie rozumiem dlaczego. Myślałam że po 37 tygodniu jest bezpieczny, w końcu to donoszona ciąża. Życie już nigdy nie będzie takie samo, w końcu część mnie, dosłownie, umarła.
Przepraszam, że tak się rozpisalam.2018 Mikołaj 🩵
2021 Marysia🩷
03.2024 (37 tc) Mateuszek💔
08.2024 (10 tc) Gabryś 💔 -
Mamo_aniołka tak bardzo bardzo mi przykro że doświadczyłaś straty dziecka 😞 czytając to co napisałaś czułam Twój ból. Choć nazwać to bólem to chyba nadal za mało 😞 to okropne że musimy doświadczać takich rzeczy. Jaki to ma sens ? Masz rację, życie nie będzie już takie samo. Ty nie będziesz taka sama. Trudno po tak trudnym doświadczeniu pozostać takim samym. Ale może za jakiś czas, kiedy dojdziesz do siebie, będziesz silniejsza. Na razie zadbaj o siebie, pozwól sobie na emocje. One będą różne. Pozwól sobie na wszytskie. Masz do nich prawo. To co będzie się z Tobą działo w najbliższych tygodniach będzie normalne bo jesteś w procesie żałoby, a to proces i musi trwać. Wiem że chciałabyś może wziąć tabletkę i zasnąć, obudzić się jak emocje się uspokoją i będzie bolało mniej. Ale przetrwasz to. Jesteś silna ! I pamiętaj że to nie Twoja wina 💔
Znam to uczucie - jakby część Ciebie umarła 💔😞
Przytulam Cię mocno ❤️ -
Mamo_aniolka, witam Cię tutaj chociaż wiem że to gorzkie przywitanie że musiałaś tutaj do nas dołączyć
Przytulam mocno do serca tutaj na tym forum mam nadzieję znajdziesz trochę ukojenia pisz jak tylko będziesz czuła taką potrzebę
Tak mi przykro że dołączają tutaj nowe osoby
Tak jak napisała Oldme- Newme to jest proces pozwól sobie na przeżywanie wszystkich emocji ...
kiedy są w domu dzieci którymi trzeba się zająć to pewnie Twoje potrzeby schodzą na dalszy plan i że będzie Ci jeszcze ciężej przez to ale wierzę że znajdziesz taką siłę żeby to przetrwać... Daj sobie czas przede wszystkim pozwól sobie na łzy ja wylałam ich morze, jak mówiła mi psycholog wszystkie te łzy muszą być wylane co do ostatniej
Przytulam Cie mocno do serca zostań tutaj z nami -
Mamo_aniołka, gdy czytałam Twój wpis to miałam wrażenie, że czytam własną historię, która różni się od Twojej tylko kilkoma szczegółami. Tak bardzo mi przykro, że musiałaś do nas dołączyć 😔 pisz o wszystkim co Ci leży na sercu.
Kreska41 czy odzyskanie równowagi jest w ogóle możliwe? Presja otoczenia też w niczym nie pomaga. Zazdroszczę Ci, że umiałaś wyjść do ludzi i że wir pracy tak Cie porwał. Ja mam w sobie jakiś irracjonalny strach przed ludźmi, przed normalnością.Kreska41 lubi tę wiadomość
13.12.2013 synek Oliwier 😍
06.2018 poronienie w 6tc😪
08.2018 poronienie zatrzymane w 8tc 😪
01.2023 poronienie w 6tc 😪
05.2023 poronienie w 7tc 😪
31.01.2024 Aniołek Adaś z 33tc 😭👼💔
"Jeśli czasem patrzysz w niebo, to znaczy, że jeszcze w coś wierzysz..."
05.10. - II 😍
14.10. - mamy ❤️
23.11. - I prenatalne - 6,4cm maleństwa 😘 USG w porządku -
Sewi - mimo że ja straciłam dziecko wcześniej niż Wy, mam podobne odczucia - też mam w sobie strach przed normalnością, albo raczej niechęć do normalności. Wkurza mnie że życie toczy się dalej, życie innych ludzi ma sens, mają o czym rozmawiać, podczas kiedy moje życie straciło sens i stanęło w miejscu. Mój świat się zatrzymał a innych trwa nadal. Dlatego nie lubię być z innymi teraz. Na pytanie co tam słychać co mam odpowiedzieć ? - że nadal cierpię, że w moim życiu nie dzieje się teraz za wiele bo po prostu skupiam się na swoim cierpieniu ? Bo wiecznie czytam o przyczynach, badaniach, diagnostyce itp ? To jest teraz mój świat, a ludzie nie chcą o nim słyszeć bo jest za trudny. Dlatego często tu zaglądam. Tu jest zrozumienie.
sewi3 lubi tę wiadomość
-
Mama_aniołka wrote:Witam wszystkie Aniołkowe Mamy. Niestety 14 marca dołączyłam do waszego grona. (…)
Mocno Cię przytulam. Twoja historia, to też moja historia. Różni się, tak jak Sewi napisała, tylko kilkoma szczegółami. Bardzo Ci współczuję i mogę tylko napisać, że nie jesteś sama. Ból będzie stopniowo się zmniejszał. Nigdy nie zapomnisz, ale w końcu wrócisz do życia. Jesteśmy tu dla Ciebie i dla każdej z nas.40 tc 💔 -
Mama_aniołka wrote:Witam wszystkie Aniołkowe Mamy. Niestety 14 marca dołączyłam do waszego grona. Ciąża wzorowa, ginekolog zawsze była z niej zadowolona. 12 marca miałam wizytę wszystko było w porządku, tyle co ginekolog chciała mnie zobaczyć za tydzień, bo z ilością wód płodowych byłam na górnej granicy normy. Zostałam też pouczona jak rano liczyć ruchy maluszka, co nie do końca wzięłam do serca, bo moja wiercipięta kopała mnie co chwile. Następnego dnia od rana sprzątałam i zajmowałam się dwójka starszych dzieci i dopiero jak ułożyłam córcię do snu, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie czułam tamtego dnia synka. Zaczęłam jeść czekoladki i leżałam czekając na reakcję. Zwykle gdy tylko położyłam się na boku, który mu nie odpowiadał wiercił się niemiłosiernie, aż zmieniłam stronę. Tym razem tego nie robił. W którymś momencie nawet wyczułam jego nóżkę i zaczęłam ją trącać... Nie zabierał jej. Też nie miałam problemu żeby leżeć na plecach, gdzie normalnie czułam ucisk i gorzej było oddychać. Zaczęłam się martwic, ale nadzieja podpowiadała, że przecież dzieci po 37 tygodniu mniej się ruszaja, bo nie mają miejsca... Dzwoniąc do teściowej, czy mogę podrzucić jej dzieci, zaczął łamać mi się głos. W szpitalu papierologia, bo powiedzieli , że na IP nikt do mnie nie przyjdzie z ktg i przyjmują mnie na oddział. Uznałam że to bez sensu, bo chce się tylko uspokoić, że z małym wszystko w porządku. Na oddziale widziałam jak położne mają problem ze znalezieniem tętna. Zaczęłam coś słyszeć - no nareszcie! Chociaż brzmiało inaczej niż zwykle. Założyły mi pulsometr na palec i usłyszałam jak mówią między sobą, że to ten sam puls. Zaczęły mnie gdzieś prowadzić mi z oczu zaczęły lecieć łzy, ale wciąż nie dopuszczałam do myśli najgorszego. W gabinecie czekał lekarz. Zaczął mi robić USG... Po chwili usłyszałam, że nie ma bicia serca. Miałam wrażenie, że cały świat nagle na mnie spadł i przygniótł. Zaczęłam płakać i histeryzować chciałam tylko zwinąć się w kulkę i zniknąć, a lekarz bez emocji poprosił abym wyprostowała nogi, bo musi dokończyć badanie. Usłyszałam też że poród SN to dla mnie najlepsza opcja, a ja chciałam tylko żeby mnie uśpili i wszystko ze mnie wycięli, bo już tego nie chce! Zrozumiałam że nie mam wyjścia.
Nie zapomnę telefonu do mojego męża i jego straszny płacz, gdy już zdołałam mu powiedzieć. Nie wiem jak to zrobił, ale ledwie przebrałam się w koszule do porodu i zaczęłam iść do gabinetu, to on już przy mnie był, tak ogromnie płacząc. Dostałam cytotec i czekałam. Cały czas płakałam i nie potrafiłam dotknąć brzucha, był taki nieruchomy, pusty. Nie mogłam uwierzyc, że to się dzieje. Mój mąż musiał wracać do dzieci i tak nie wiedzieliśmy, czy przez noc coś ruszy. Cały czas płakałam mimo relanium, chyba około 22 dostałam coś na sen. Chyba o 1 obudziły mnie skurcze. Nie mogłam nikogo znaleźć i chyba dopiero po 2 udało mi się znaleźć położną. Miałam 3 cm rozwarcia. Ledwie dotarliśmy na salę porodową i wyprosiłam znieczulenie dooponowe, placzac, że dla żywego dziecka zniosłabym bóle, ale teraz nie chce, miałam już 5 cm. Zadzwoniłam po męża. Nie wiem czy minęło 30 minut już przy mnie był. Nie chciał być przy wcześniejszych porodach, teraz nie odrywając oczu, patrzył jak rodzę naszego Aniołka. Ledwie zaczęłam przeć, on już zaczął wychodzić, położne krzyczaly, żebym przestała, bo nie chciały żebym popękała. Nie wiem czy minęły 3 minuty a on już był... I ta przeszywająca cisza. Na początku, patrzyłam tylko w sufit, nieruchoma, nawet nie płakałam. Uslyszalam, że znaleźli przyczyne- pępowina była bardzo długo i zawiązał się na niej węzeł.... Wiedziałam że mąż stoi koło poloznej, nad naszym synkiem i płacze. Ta go mierzyła. 3550g i 56 cm. Śliczny donoszony noworodek. Dopiero po chwili odważyłam się popatrzeć. Znowu zalalam się łzami gdy zobaczyłam te nieruchome, bezwładne ciałko. Dostałam go ślicznie ubranego, zawiniętego w rożek, miał czapeczkę. Był piękny, wyglądał jakby spał...
W zeszły piątek byłam u psychiatry, dała mi leki na wyciszenie. W końcu śpię w nocy i co chwilę nie płacze, chociaż czuję się w ciągu dnia trochę otumaniona. Ale byłam taka zmęczona, tym nieustannym płaczem, nie byłam w stanie zajmować się dziećmi. Też nie chcę, żeby widziały mnie ciągle zapłakanej. Tylko one i mąż, który dzielił ze mną ten ból, wtedy gdy był najbardziej rozdzierający, utrzymały mnie przy życiu. Wyrzuty sumienia, że nie uchronilam naszego dziecka i że gdybym zauważyła coś wcześniej mogłabym Go uratować chyba zaczynają znikać. Wszyscy mnie zapewniają że od zaciśnięcia pępowiny miałam minuty aby dojechać do szpitala.... Wciąż nie rozumiem dlaczego. Myślałam że po 37 tygodniu jest bezpieczny, w końcu to donoszona ciąża. Życie już nigdy nie będzie takie samo, w końcu część mnie, dosłownie, umarła.
Przepraszam, że tak się rozpisalam.
Jest nas tak wiele...bardzo mi przykro że tu trafiłaś.
W.rym nieszczęściu jest tak wiele kobiet! To nienormalne!12.12.2019- 4kg,54cm- zdrowa Izabela!
03.10.202💔 3480g,58cm,38tc Różyczka.👼😭
Mutacje hetero pai1 i mthfr1
Świat rozsypal się jak cienkie lustro. Na miliony kawałków a ja trwam.
Boże,dlaczego wymyśliłeś los człowieka który musi iść przez życie sam? Całkiem Sam. -
Mamo_aniołka płakałam czytając to co napisałaś, straciłam synka miesiąc temu w 34 tc, też dosłownie dwa dni wcześniej było praktycznie wszystko ok, przepływy, ktg książkowe, był „ jedynie „ delikatnie mniejszy w 8 centylu, ale doktor powiedziała, że to jeszcze jest ok, trzeba monitorować, miałam mieć wizytę za tydzień… ten moment, gdy pojechałam na IP, położne nie mogły znaleźć tętna, więc zawołały lekarza ( niby coś tam było słychać dlatego się nie zmartwiłam jeszcze ) a lekarz na korytarzu krzyknął „ dopiero jedną pogoniłem, zaraz druga będę gonić „ pomyślałam kurczę trochę problem robię zaraz faktycznie się okaże, że wszystko ok…. USG i te słowa serce nie bije…. Moje wtedy też przestało bić 💔 po porodzie znalazłam to forum, siedzę tutaj codziennie tak mi pomaga, czytam posty od początku. Jak nie czytam forum to dopada mnie cały ten ból tej zwykłej codzienności bez mojego dziecka, które miałam już tulić w ramionach, bo na 25 marca miałam wyznaczoną datę indukcji. Przytulam Cię mocno, oby każdy kolejny dzień był lżejszy od poprzedniego.
Oldme- Newme ja też jestem na etapie szukania przyczyny na własną rękę, czytam, analizuje, co chwilę coś innego mi pasuje. Mój mąż już zaczyna się na mnie złościć, bo mówi że w tym się zatracam i psychicznie się tym zamęczam. Z jednej strony wiem, że ma rację, ale z drugiej nie umiem bezczynnie siedzieć. Dziś dostałam wyniki trombofilii, wyszły mi heterozygota mthfr i hetero pai1 i oczywiście moja pierwsza myśl, że gdybym miała heparynę i acard pewnie byłoby wszystko ok, a pytałam się lekarzy na początku ciąży czy mam ryzyko trombofilii lub zespołu antyfosfolipidowego jeśli choruje na maloplytkowosc to słyszałam, że nie. Hematolog też nic nie sugerowała. Czekam i tak cały czas na wyniki histopatologiczne łożyska i sekcji zwłok, ciekawa jestem czy tam będzie jakaś odpowiedź.
Przytulam wszystkie aniołkowe mamy, które zmagają się z bólem codziennie, bo mam wrażenie, że o nim już nie zapomnimy. Nauczymy się jedynie nie płakać aż tak dużo i przy ludziach…29.02.2024r. Franciszek 34 tc 👼 -
Natalio, mamo Franciszka tak bardzo mi przykro z powodu tego czego doświadczyłaś 💔
Rozumiem o czym piszesz - ja też wręcz obsesyjnie czytam o wszytskim co się nawinie. Ja czuję że wtedy mam większą kontrolę i kontroluje cokolwiek, bo przez starte dziecka czuję jakbym straciła kontrolę nad wszystkim więc tak bardzo pragnę ją odzyskać. I myślę że po to tyle czytam żeby widzieć więcej, żeby następnym razem być bardziej czujna. Też jestem po wynikach badania na trombofilie. Wyszło mi to co Tobie. Tylko ja straciłam ciążę dużo wcześniej. Nie wyobrażam sobie dziewczyny co Wy musicie czuć, jak moje poronienie jest cierpieniem trudnym do zniesienia 💔
U mnie miną niedługo 2 miesiące. Widzę że emocje są inne niż na początku, że rzadziej płaczę, ale myślę cały czas tak samo intensywnie codziennie, o dziecku, o tym co można było inaczej, o lęku przed kolejną ciążą. Chciałabym móc zobaczyć siebie np za rok, widzieć jak będę się czuła, czy to cierpienie minie, czy będę mogła być szczęśliwa. Tego się nie dowiem, muszę po prostu czekać aż ten czas minie -
Mama_aniołka wrote:Witam wszystkie Aniołkowe Mamy. Niestety 14 marca dołączyłam do waszego grona. Ciąża wzorowa, ginekolog zawsze była z niej zadowolona. 12 marca miałam wizytę wszystko było w porządku, tyle co ginekolog chciała mnie zobaczyć za tydzień, bo z ilością wód płodowych byłam na górnej granicy normy. Zostałam też pouczona jak rano liczyć ruchy maluszka, co nie do końca wzięłam do serca, bo moja wiercipięta kopała mnie co chwile. Następnego dnia od rana sprzątałam i zajmowałam się dwójka starszych dzieci i dopiero jak ułożyłam córcię do snu, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie czułam tamtego dnia synka. Zaczęłam jeść czekoladki i leżałam czekając na reakcję. Zwykle gdy tylko położyłam się na boku, który mu nie odpowiadał wiercił się niemiłosiernie, aż zmieniłam stronę. Tym razem tego nie robił. W którymś momencie nawet wyczułam jego nóżkę i zaczęłam ją trącać... Nie zabierał jej. Też nie miałam problemu żeby leżeć na plecach, gdzie normalnie czułam ucisk i gorzej było oddychać. Zaczęłam się martwic, ale nadzieja podpowiadała, że przecież dzieci po 37 tygodniu mniej się ruszaja, bo nie mają miejsca... Dzwoniąc do teściowej, czy mogę podrzucić jej dzieci, zaczął łamać mi się głos. W szpitalu papierologia, bo powiedzieli , że na IP nikt do mnie nie przyjdzie z ktg i przyjmują mnie na oddział. Uznałam że to bez sensu, bo chce się tylko uspokoić, że z małym wszystko w porządku. Na oddziale widziałam jak położne mają problem ze znalezieniem tętna. Zaczęłam coś słyszeć - no nareszcie! Chociaż brzmiało inaczej niż zwykle. Założyły mi pulsometr na palec i usłyszałam jak mówią między sobą, że to ten sam puls. Zaczęły mnie gdzieś prowadzić mi z oczu zaczęły lecieć łzy, ale wciąż nie dopuszczałam do myśli najgorszego. W gabinecie czekał lekarz. Zaczął mi robić USG... Po chwili usłyszałam, że nie ma bicia serca. Miałam wrażenie, że cały świat nagle na mnie spadł i przygniótł. Zaczęłam płakać i histeryzować chciałam tylko zwinąć się w kulkę i zniknąć, a lekarz bez emocji poprosił abym wyprostowała nogi, bo musi dokończyć badanie. Usłyszałam też że poród SN to dla mnie najlepsza opcja, a ja chciałam tylko żeby mnie uśpili i wszystko ze mnie wycięli, bo już tego nie chce! Zrozumiałam że nie mam wyjścia.
Nie zapomnę telefonu do mojego męża i jego straszny płacz, gdy już zdołałam mu powiedzieć. Nie wiem jak to zrobił, ale ledwie przebrałam się w koszule do porodu i zaczęłam iść do gabinetu, to on już przy mnie był, tak ogromnie płacząc. Dostałam cytotec i czekałam. Cały czas płakałam i nie potrafiłam dotknąć brzucha, był taki nieruchomy, pusty. Nie mogłam uwierzyc, że to się dzieje. Mój mąż musiał wracać do dzieci i tak nie wiedzieliśmy, czy przez noc coś ruszy. Cały czas płakałam mimo relanium, chyba około 22 dostałam coś na sen. Chyba o 1 obudziły mnie skurcze. Nie mogłam nikogo znaleźć i chyba dopiero po 2 udało mi się znaleźć położną. Miałam 3 cm rozwarcia. Ledwie dotarliśmy na salę porodową i wyprosiłam znieczulenie dooponowe, placzac, że dla żywego dziecka zniosłabym bóle, ale teraz nie chce, miałam już 5 cm. Zadzwoniłam po męża. Nie wiem czy minęło 30 minut już przy mnie był. Nie chciał być przy wcześniejszych porodach, teraz nie odrywając oczu, patrzył jak rodzę naszego Aniołka. Ledwie zaczęłam przeć, on już zaczął wychodzić, położne krzyczaly, żebym przestała, bo nie chciały żebym popękała. Nie wiem czy minęły 3 minuty a on już był... I ta przeszywająca cisza. Na początku, patrzyłam tylko w sufit, nieruchoma, nawet nie płakałam. Uslyszalam, że znaleźli przyczyne- pępowina była bardzo długo i zawiązał się na niej węzeł.... Wiedziałam że mąż stoi koło poloznej, nad naszym synkiem i płacze. Ta go mierzyła. 3550g i 56 cm. Śliczny donoszony noworodek. Dopiero po chwili odważyłam się popatrzeć. Znowu zalalam się łzami gdy zobaczyłam te nieruchome, bezwładne ciałko. Dostałam go ślicznie ubranego, zawiniętego w rożek, miał czapeczkę. Był piękny, wyglądał jakby spał...
W zeszły piątek byłam u psychiatry, dała mi leki na wyciszenie. W końcu śpię w nocy i co chwilę nie płacze, chociaż czuję się w ciągu dnia trochę otumaniona. Ale byłam taka zmęczona, tym nieustannym płaczem, nie byłam w stanie zajmować się dziećmi. Też nie chcę, żeby widziały mnie ciągle zapłakanej. Tylko one i mąż, który dzielił ze mną ten ból, wtedy gdy był najbardziej rozdzierający, utrzymały mnie przy życiu. Wyrzuty sumienia, że nie uchronilam naszego dziecka i że gdybym zauważyła coś wcześniej mogłabym Go uratować chyba zaczynają znikać. Wszyscy mnie zapewniają że od zaciśnięcia pępowiny miałam minuty aby dojechać do szpitala.... Wciąż nie rozumiem dlaczego. Myślałam że po 37 tygodniu jest bezpieczny, w końcu to donoszona ciąża. Życie już nigdy nie będzie takie samo, w końcu część mnie, dosłownie, umarła.
Przepraszam, że tak się rozpisalam.
Może czas zrobił swoje…. Może to ze nie była tak wysoka ciaza jak u Ciebie…. Ale już jest lepiej, są dni tragiczne ale tez bywają zwykle. Czekam na swój cud bo ten pierwszy czekałam 6 lat. Boje się ze czasu mi braknie. Musisz być silna dla tych dzieci które są koło Ciebie a to utracone maleństwo będzie w Waszych sercach zawsze.
3maj się kochana! Współczuje! Cierpię razem z Tobą!KA lubi tę wiadomość
*Starania 2017
*Punkcja 4 zarodki przebadane PGTA
*Transfery 11.22 i 12.22 nieudane
*Transfer3. Lipiec 2023❤️ Ciąża prawidłowa do 26 tyg💔😭
*06.2024 stymulacja pierwsza- 0 zarodków
*09.2024Stymulacja druga: 3 zarodki, po PGTA zero:(
*listopad24 mial być transfer:moze zarodek warunkowy? Albo 3 stymulacja -
OldMe-NewMe wrote:Sewi - mimo że ja straciłam dziecko wcześniej niż Wy, mam podobne odczucia - też mam w sobie strach przed normalnością, albo raczej niechęć do normalności. Wkurza mnie że życie toczy się dalej, życie innych ludzi ma sens, mają o czym rozmawiać, podczas kiedy moje życie straciło sens i stanęło w miejscu. Mój świat się zatrzymał a innych trwa nadal. Dlatego nie lubię być z innymi teraz. Na pytanie co tam słychać co mam odpowiedzieć ? - że nadal cierpię, że w moim życiu nie dzieje się teraz za wiele bo po prostu skupiam się na swoim cierpieniu ? Bo wiecznie czytam o przyczynach, badaniach, diagnostyce itp ? To jest teraz mój świat, a ludzie nie chcą o nim słyszeć bo jest za trudny. Dlatego często tu zaglądam. Tu jest zrozumienie.
Chyba najbardziej te głupie problemy ludzi- chciałabym takie mieć a nie swoje.
Denerwuje mnie strojenie się, jakby na złość innym mam wywalone na moje ciuchy, farbe na włosach paznokcie- jakie to ma znaczenie? Dla mnie żadne.
Na pytanie co slychac mam ochotę odpowiadać - hujowo!
Boje się ze powiem komuś cos czego nie powinnam, np w pracy.
KA lubi tę wiadomość
*Starania 2017
*Punkcja 4 zarodki przebadane PGTA
*Transfery 11.22 i 12.22 nieudane
*Transfer3. Lipiec 2023❤️ Ciąża prawidłowa do 26 tyg💔😭
*06.2024 stymulacja pierwsza- 0 zarodków
*09.2024Stymulacja druga: 3 zarodki, po PGTA zero:(
*listopad24 mial być transfer:moze zarodek warunkowy? Albo 3 stymulacja -
Filiżanka - jakbyś mówiła o mnie. Mam dokładnie tak samo. Denerwuje mnie codzienność. Denerwuje mnie jak słucham problemów ludzi i myślę sobie „serio ? To są problemy ! To są gowno problemy!” A na pytanie co u mnie mam dokładnie tak samo - chujowo
Filiżanka8 lubi tę wiadomość
-
Dziewczyny, jakbym kolejny raz czytala o swoich odczuciach... 😢
Filiżanka8 lubi tę wiadomość
27tc+3 - 😢 [*] 11.20
37tc+3 - 🌈
6tc+4 - 😭 [*] 07.24 - żegnaj okruszku...
3tc+4 💔
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
X.2021 - start IVF
23.12.21 - transfer blastki ❄️4AA
29.12 - 6dpt - beta 39.40 mlU/ml
18.01 - 26dpt - 6+1 CRL 0.55cm i bijące serduszko 😍
01.03 - 12+1 I prenatalne 7.5cm chłopca 💙
21.04 - 19+3 - II prenatalne - 330g 💙
06.07 - 30+2 - III 25.08 - 1810g 💙
25.08 - 37+3 - 3220g i 54cm cudu jest juz ze mną
...
_ _ _ _
03.24 - wracamy po rodzeństwo
04.06 FET ❄️3AA 🙏🙏
09.06 - 5dpt. - ⏸️
06.07 - 7+2 💔
_ _ _ _
04.09 prog 41.8; 2dpt 18.4
05.09 - FET ostatniej szansy ❄️4AB
4dpt - ⏸️; beta 59.8🤯; prog 28.5
11.09 - 6dpt 80.4 💔 7dpt 79.8; 9dpt 98 🤯
___________
II IVF??????? 🤯😭🤯 -
Dziękuję dziewczyny za wsparcie, bardzo mi przykro, że tu jesteśmy, ale czytam forum od jakiegoś czasu i ta świadomość, że nie jestem sama, strasznie pomagała i pomaga.
Ja mam wręcz przeciwnie. Dużo się denerwowałam w ciąży na pierdoły. Że mąż nie sprząta za sobą, że dzieci za dużo krzyczą itp. Teraz widzę, jakie to nieistotne. Męża kocham jak już zapomniałam że mogę kochać. W dzieciach dostrzegam cud, że są ze mną, którego wcześniej nie doceniałam. Ostatnio myślę, że mój Aniołek odszedł, żeby pokazać mi co w życiu jest naprawdę ważne. Tylko czemu za taką cenę?
Inna sprawa, że w domu zbudowałam swojego rodzaju fortecę. Wyniosłam wszystkie rzeczy dla Mateuszka i swoje ciążowe. I często wydaje mi sie, że to wszystko to był tylko zły sen. Wczoraj spędziłam cały dzień w domu i nie płakałam. A bardzo się tego bałam, bo jeszcze niedawno , gdy tylko zostałam sama bombardowały mnie myśli i zalewalam się łzami. Znalazłam sobie zajęcia seriale, dzieci, sprzątanie i jakoś dzień minął. Ale przed wczoraj pojechałam po większe zakupy, pierwszy raz sama. Wszystko trochę na autopilocie, ominęłam regał z rzeczami dla niemowląt, ale przy kasie samoobsługowej zapytało mnie o kartę dużej rodziny. Miałam ją wyrabiać... W aucie tak mnie wziął płacz , że ciężko było jechać, w którymś momencie wyrwało mi się z piersi "Gdzie moje dziecko?!". W domu też czekałam aż córcia w końcu zaśnie zwinelam się na podłodze w łazience i wyłam.
Wszystkie dziewczyny odradzacie leki. Przecież podobno to czas leczy rany, nie lepiej złagodzić teraz ten największy ból? Czy te wszystkie łzy, których teraz nie wyleję i tak wrócą, tylko później?2018 Mikołaj 🩵
2021 Marysia🩷
03.2024 (37 tc) Mateuszek💔
08.2024 (10 tc) Gabryś 💔 -
Mamo_aniołka, jeśli czujesz, że potrzebujesz leków to porozmawiaj z lekarzem. Ja dostałam tydzień po tym wszystkim na spanie, bo noce były dla mnie snem na jawie z mojego porodu. Nie mogłam tego znieść, a po lekach śpię. Powoli myślę o tym, żeby je odstawić i zobaczyć czy dam radę bez nich. Lekarz kazał to robić etapami. Mam też w planach kolejne starania o maleństwo i nie chcę mieć już tego w organizmie. To, co przeżywamy jest czymś tak traumatycznym, że nie każda z nas da radę bez farmakologii. Musimy teraz myśleć o sobie, pomóc swojemu ciału i duszy i dać sobie czas i przyzwolenie na wszystkie nasze emocje. A łzy i tak będą, żadne leki ich nie powstrzymają...13.12.2013 synek Oliwier 😍
06.2018 poronienie w 6tc😪
08.2018 poronienie zatrzymane w 8tc 😪
01.2023 poronienie w 6tc 😪
05.2023 poronienie w 7tc 😪
31.01.2024 Aniołek Adaś z 33tc 😭👼💔
"Jeśli czasem patrzysz w niebo, to znaczy, że jeszcze w coś wierzysz..."
05.10. - II 😍
14.10. - mamy ❤️
23.11. - I prenatalne - 6,4cm maleństwa 😘 USG w porządku -
OldMe-NewMe wrote:Natalio, mamo Franciszka tak bardzo mi przykro z powodu tego czego doświadczyłaś 💔
Rozumiem o czym piszesz - ja też wręcz obsesyjnie czytam o wszytskim co się nawinie. Ja czuję że wtedy mam większą kontrolę i kontroluje cokolwiek, bo przez starte dziecka czuję jakbym straciła kontrolę nad wszystkim więc tak bardzo pragnę ją odzyskać. I myślę że po to tyle czytam żeby widzieć więcej, żeby następnym razem być bardziej czujna. Też jestem po wynikach badania na trombofilie. Wyszło mi to co Tobie. Tylko ja straciłam ciążę dużo wcześniej. Nie wyobrażam sobie dziewczyny co Wy musicie czuć, jak moje poronienie jest cierpieniem trudnym do zniesienia 💔
U mnie miną niedługo 2 miesiące. Widzę że emocje są inne niż na początku, że rzadziej płaczę, ale myślę cały czas tak samo intensywnie codziennie, o dziecku, o tym co można było inaczej, o lęku przed kolejną ciążą. Chciałabym móc zobaczyć siebie np za rok, widzieć jak będę się czuła, czy to cierpienie minie, czy będę mogła być szczęśliwa. Tego się nie dowiem, muszę po prostu czekać aż ten czas minie
OldMe-NewMe też tak mam, czytam, szukam, czasem już sama nie wiem czego dokładnie, robię badania. Na razie wyszła mi tylko mutacja dotycząca przyswajalności kwasu foliowego, więc zmieniłam na formę zmetylowaną. No i znów anemia, ferrytyna poniżej normy, hemoglobina na granicy, więc suplementuję żelazo. Acard też już biorę. Czekam na początek kwietnia, bo już się umówiłam z moją lekarką na wszystkie wymazy. I tym żyję.
Do pracy jeszcze nie wracam. Muszę dać sobie więcej czasu, bo boję się, że ciągłe "problemy" kolegów z pracy spowodują tylko, że stanę się jeszcze bardziej nerwowa. Na razie nikt nie pyta mnie "jak tam?", chyba bym udusiła za takie pytanie. Ale wiem, że jak wyjdę do ludzi to ono się pojawi i trzeba będzie robić dobrą minę do złej gry...
13.12.2013 synek Oliwier 😍
06.2018 poronienie w 6tc😪
08.2018 poronienie zatrzymane w 8tc 😪
01.2023 poronienie w 6tc 😪
05.2023 poronienie w 7tc 😪
31.01.2024 Aniołek Adaś z 33tc 😭👼💔
"Jeśli czasem patrzysz w niebo, to znaczy, że jeszcze w coś wierzysz..."
05.10. - II 😍
14.10. - mamy ❤️
23.11. - I prenatalne - 6,4cm maleństwa 😘 USG w porządku -
Tak jak pisze Sewi - jeśli potrzebujesz leków, porozmawiaj z lekarzem, opowiesz mu co Ci towarzyszy, czego byś potrzebowała, czy bardziej wyciszenia na codzień czy bardziej coś na sen i on zdecyduje co Ci dać i na jak długo. Teraz są leki nowej generacji i są bezpieczniejsze nawet pod kątem kolejnej ciąży. Najlepiej ich nie mieć w ciąży ale zdążają się sytuacje gdzie są koniecznie to lekarz dobiera odpowiedni składnik. Czasami na starcie warto się wesprzeć. Ale to nie znaczy że nie będziesz płakać / myśleć itp. Ja na początku miałam tak jak Ty - budziłam się rano i czulam ulgę bo myślałam że to sen, dopiero po chwili dochodziło do mnie że ten koszmar to teraz moje życie a nie sen i wtedy przygniatał mnie ciężar rzeczywistości. Później miałam etap gdzie myślałam że moje dziecko gdzieś na chwilę odeszło ale jak jeszcze cierpliwie poczekam to zaraz do mnie wróci (absurdalne wiem, ale czego psychika nie wymyśli żeby nam pomóc). A jak zapisałam się na to forum to dziewczyny mi bardzo pomogły. Bardzo pomaga świadomość że nie jesteś sama 💔że niestety jest nas więcej. Co więcej - w tym samym czasie 😞💔 ja też pierwsze zakupy przepłakałam w samochodzie. Omijałam alejkę z dziecięcymi rzeczami a później wychodząc z sklepu już mi leciały łzy bo myślałam że za parę miesięcy stałabym w tej alejce kupując pieluchy 😞 ale później było lepiej. Tylko że to jest proces. Bedissz mieć lepsze dni a za chwilę przyjdą znów gorsze. Będzie kilka dni bez płaczu, a za chwilę znowu będzie histeria. Ale wszytskie emocje muszą wybrzmieć. Muszą się pojawić bo tak jest zdrowiej dla przeżycia tego. Niestety w psychice jest tak że to co nie wyrażone zostaje w nas i później może wrócić w silniejszej postaci. Więc dlatego to ważne żebyś pozwalała sobie na te emocje. Wypłacz to, wykrzycz, uderzaj w złości w poduszkę albo materac, albo pisz w dzienniku o tym co na bieżąco czujesz. Albo pisz tu. Znajdź sposób który pomaga Ci na emocje. A później przyjdzie etap nadania temu sensu. Mimo że to wszystko jest totalnie bez sensu, bo jaki niby ma sens cierpienie ? Ale jak będziesz na to gotowa sama zaczniesz szukać w tym sensu. I może być tak jak mówisz - że było to po to żebyś doceniła to co już masz, a masz wiele ❤️. To nie o to chodzi żeby usprawiedliwić tą śmierć, tylko żeby to jakoś inaczej zrozumieć. Wiem że to boli, boli okropnie ale tylko jeśli sobie pozwolisz na ten smutek i ból to wtedy on pewnego dnia się rozpłynie.
-
sewi3 wrote:OldMe-NewMe też tak mam, czytam, szukam, czasem już sama nie wiem czego dokładnie, robię badania. Na razie wyszła mi tylko mutacja dotycząca przyswajalności kwasu foliowego, więc zmieniłam na formę zmetylowaną. No i znów anemia, ferrytyna poniżej normy, hemoglobina na granicy, więc suplementuję żelazo. Acard też już biorę. Czekam na początek kwietnia, bo już się umówiłam z moją lekarką na wszystkie wymazy. I tym żyję.
Do pracy jeszcze nie wracam. Muszę dać sobie więcej czasu, bo boję się, że ciągłe "problemy" kolegów z pracy spowodują tylko, że stanę się jeszcze bardziej nerwowa. Na razie nikt nie pyta mnie "jak tam?", chyba bym udusiła za takie pytanie. Ale wiem, że jak wyjdę do ludzi to ono się pojawi i trzeba będzie robić dobrą minę do złej gry...
Sewi kochana 😞spojrzałam na Twoją stopkę i przeżywałyśmy tą tragedię praktycznie w tym samym czasie 😞ja się trochę czuję jakbym była swoim lekarzem i dietetykiem. Czytam badania / rekomendacje medyczne / czytam składy suplementów itp. Też zrobiłam badania na trombofilie, wyszło mi to co Tobie, że muszę mieć formę metylowana więc już sobie zmieniłam suplement bo nie chce robić przerwy w suplementacji. Też mam ferrytyne w niskiej granicy normy 🤦♀️więc też żelazo wjechało. Wymazy już miałam, czekam aż do mojej ginekolog spłyną moje wyniki i będę mieć kolejną wizytę i dowiem się co dalej, czy mamy zielone światło czy trzeba coś jeszcze leczyć czy sprawdzić. To jest wszystko takie stresujące 😞
-
Jakie żelazo bierzesz? Mi na ferrytyne pomagał tylko feroplex...27tc+3 - 😢 [*] 11.20
37tc+3 - 🌈
6tc+4 - 😭 [*] 07.24 - żegnaj okruszku...
3tc+4 💔
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
X.2021 - start IVF
23.12.21 - transfer blastki ❄️4AA
29.12 - 6dpt - beta 39.40 mlU/ml
18.01 - 26dpt - 6+1 CRL 0.55cm i bijące serduszko 😍
01.03 - 12+1 I prenatalne 7.5cm chłopca 💙
21.04 - 19+3 - II prenatalne - 330g 💙
06.07 - 30+2 - III 25.08 - 1810g 💙
25.08 - 37+3 - 3220g i 54cm cudu jest juz ze mną
...
_ _ _ _
03.24 - wracamy po rodzeństwo
04.06 FET ❄️3AA 🙏🙏
09.06 - 5dpt. - ⏸️
06.07 - 7+2 💔
_ _ _ _
04.09 prog 41.8; 2dpt 18.4
05.09 - FET ostatniej szansy ❄️4AB
4dpt - ⏸️; beta 59.8🤯; prog 28.5
11.09 - 6dpt 80.4 💔 7dpt 79.8; 9dpt 98 🤯
___________
II IVF??????? 🤯😭🤯 -
Krysia1411 wrote:Jakie żelazo bierzesz? Mi na ferrytyne pomagał tylko feroplex...
Ja mam doświadczenie z tardyferonem i feroplexem, ale o dziwo, w ciąży najlepiej działał na mnie floradix żelazo. Po porodzie wybrałam 40 fiolek feroplexu i niestety, coś nie zadziałało. Zmieniłam teraz na floradix i za miesiąc znów mam powtórzyć ferrytynę.
OldMe-NewMe, chciałabym, żeby w tej stopce pojawił się kiedyś taki znaczek 🌈 i nie tylko w mojej, bo każdej z nas tego życzę. Też czuję się trochę jak swój własny lekarz. Przeczytałam ostatnio dużo dobrego o inozytolu, jeśli chodzi o poprawę płodności, nawet pytałam mojej lekarki czy mogę go stosować i oczywiście, otrzymałam zgodę, ale gdybym sama nie znalazła wzmianki o nim to nie wiedziałabym, że istnieje takie coś... I tak jest prawie ze wszystkim 😔13.12.2013 synek Oliwier 😍
06.2018 poronienie w 6tc😪
08.2018 poronienie zatrzymane w 8tc 😪
01.2023 poronienie w 6tc 😪
05.2023 poronienie w 7tc 😪
31.01.2024 Aniołek Adaś z 33tc 😭👼💔
"Jeśli czasem patrzysz w niebo, to znaczy, że jeszcze w coś wierzysz..."
05.10. - II 😍
14.10. - mamy ❤️
23.11. - I prenatalne - 6,4cm maleństwa 😘 USG w porządku