Puste jajo płodowe - wątek dla "oszukanych"
-
WIADOMOŚĆ
-
madzi2506 wrote:Niestety na cud nie liczę ze bardzo. Podczas badania lekarz stwierdził również miękką szyjke i już lekko otwartą. Także chyba pozostaje mi czekać. Bardzo chciałabym mieć to już za sobą.
Ja dostałam 2 tabletki po 3 godzinach w wielkich bólach poroniłam...zagieg nie był konieczny...starać mozemy sie odrazu...
Popytaj lekarza czy faktycznie musisz tak dlugo czekać czy moze jakos przyspieszyc.... -
Ja czekalam ponad miesiac, poronienie bylo w trakcie... az dostalam mega krwotok i i tak nie obylo sie bez zabiegu. Jeszcze nie wiem kiedy bede mogla zaczac starania i jaakie beda ich efekty... zadna decyzja z perspektywy czasu nie wydaje sie dobra bo w takich sytuacjach dobrych decyzji po prostu nie ma.
MaBi nie obwiniaj sie ze to przez podjetea przez Ciebie decyzje o zabiegu, co ma byc to bedzie. Najgorsze jak za bardzo chcemy.marzec 2018 - puste jajo
-
Dziekuje za wasparcie!
Zaczyna mnie boleć brzuch, ale tak jakoś dziwnie. Nie są to skurcze, bardziej przypomina mi to ból jajników przy owulacji. Odczuwam także kłucie w szyjce. Bardzo chciałabym uniknąć zabiegu. Miałam łyżeczkowanie przy pierwszej stracie. Wtedy niestety podawanie przed dwa dni sporych dawek tabletek poronnych nie pomogło. Boję się że tym razem będzie podobnie. Chociaż wtedy ciąża była bardziej zaawansowana więc może przez to nie chciało ruszyć.
Wtedy odczekałam 3 cykle i udało się zajść od razu. Teraz nie wiem czy wrócę do starań. Wiem że niektórzy więcej przeszli, ale chyba nie dam rady przechodzić przez to kolejny raz. -
Chaga u mnie główną przyczyną podjęcia decyzji o zabiegu był fakt, że mój ginekolog za dwa dni leciał za granicę na urlop. Bardzo chciałam, żeby był wtedy ze mną bo miałam i nadal mam do niego bardzo duże zaufanie. Wolałam żeby to on robił mi zabieg, bo nie znałam pozostałych lekarzy ze szpitala.
Z biegiem czasu mam wątpliwości czy dobrze zrobiłam... Niby wszystko pięknie się pogoiło, dwa tygodnie po zabiegu miałam już owulację. Ale nie będę już gdybać.
madzi2506 tulę Cię mocno :* , mam nadzieję, że zabieg nie będzie konieczny :*
Wiadomość wyedytowana przez autora: 17 maja 2018, 20:51
-
Co u Was dziewczyny słychać? Jak się trzymacie?
Ja wizytę przełożyłam na 29,bo szacuje ,że będę po pierwszym okresie. Niestety cokolwiek powie lekarz to i tak muszę odłożyć starania na co najmniej jeszcze 2 Msc, bo neurolog przepisal mi kolejne tabletki, które mam wypróbować.
Powiem Wam, że tak trochę niedowierzam, że mogę być kiedyś znowu w ciąży, wydaje się to takie dalekie od rzeczywistości, podobnie jak zabieg, który przeszłam. Może mi mózg sobie wypiera, bo tak wygodniej -
Hej Dziewczyny,
madzi2506 strasznie mi przykro ;* Oby udało Ci się samej poronić. Być może to pobolewanie zwiastuje samoistne oczyszczenie.
MaBi, inseminację liczy się już jak moment owulacji? Kiedy będziesz mogła testować?
Arashe, ja tak samo nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie w ciąży. Wydaje mi się to takie nierealne... Pewnie mamy już skrzywienie po poronieniach + ogromne pokłady strachu przed kolejną porażką i stąd pojawia się "reakcja obronna" mózgu.
Staram się jakoś z tym walczyć i podobnie jak Chaga - wróciłam do pracy, żyję normalnie jakby to był tylko zły sen. Pewnie strach powróci, jak tylko uda nam się zajść w kolejną ciążę i będzie się trzeba wybrać na badania. Choć wczoraj miałam troszkę słabszy dzień ze względu na otrzymaną przesyłkę. Grubo ponad miesiąc temu (jak jeszcze byłam w ciąży) zamówiłam dla nowonarodzonej córeczki mojej koleżanki, śliczną sukieneczkę z napisem "Mała Księżniczka". Jako, że sukienka była szyta ręcznie, okres oczekiwania wynosił ok 30 dni roboczych. W sumie już zapomniałam o tym zamówieniu, a tu wczoraj przychodzi paczka. Oczywiscie się poryczałam, bo jak ją zamawiałam, to żartowaliśmy z moim M, że może ją zostawimy dla siebie, gdyby okazało się, że będziemy mieli dziewczynkę. No i M namawia, żeby powiesić sukienkę w szafie jako talizman, bo zamówiłam najmniejszy rozmiar i dla córki koleżanki się już raczej nie nada. Ale znając życie, gdyby nawet nam się udało, to przekorny los pewnie ześle nam chłopaka oby tylko się udało...
Arashe, a tabletki od neurologa bierzesz na jaką przypałość?
I ciąża - puste jajo płodowe - 6t2d (22.04.2018)
II ciąża - biochemiczna - 4t5d (12.08.2018) -
Kat_ inseminację miałam przy niepękniętym pęcherzyku, w momencie zabiegu miał 18,5mm. Dzień wcześniej dostałam Ovitrelle na pęknięcie i doktor mówił że powinien pęknąć max w niedzielę rano. Ale ja mam wrażenie, że pękł niedługo po powrocie z kliniki, ok. 16:00.
Testować mogę się od 27.05, ale poczekam, bo według cyklu @ powinnam dostać 30.05. Jak wtedy nie dostanę to lecę po testy i na betę -
Kat współczuję z tą sukienka, ja ostatnio robiłam porządek w koszyku w łazience i znalazłam test pozytywny i też mi się smutno zrobiło, że to już przeszłość.
A neurolog na wieczne migreny, ale od 12 lat nic nie poradzili -
Hej dziewczyny,
Moja historia wyglądała następująco:
Udało nam się zająć w ciążę za pierwszą próbą w pierwszym cyklu, który zaplanowaliśmy! SUKCES!
To była moja druga ciąża, z pierwszej mamy wspaniałego 2,5 latka. Druga przestała się rozwijać w 6 tyhodniu, dowiedzieliśmy się o tym w 7w6d... W piątek.
Spadło to na nas jak grom... Cały weekend byliśmy załamani, umarła w nas nadzieja na posiadanie dziecka i radość. Tak właśnie to tłumaczę dzisiaj, dla wielu będzie to niezrozumiałe, ale to co umarło to nadzieja, bo puste jajko było pęcherzykiem, więc nie nazwaliśmy go dzieckiem. To podejście pozwoliło nam chyba łatwiej oswoić się z myślą o stracie.
Postanowiłam, że od czekam do końca następnego tygodnia, jeżeli nie poronię w domu pojadę do lekarza po skierowanie na łyżeczkowanie, którego nawet nie dopuszczałam do myśli podczas pierwszej wizyty. I tak w następny czwartek lekarz wypisał skierowanie i w sobotę rano mój przyszły mąż równo 2 tygodnie przed naszym ślubem przywiózł mnie na oddział...
W sobotę zrobiono badania wstępne i oznaczono grupę krwi, ponieważ telefonicznie nikt mnie nie uprzedził, że będzie potrzebna.
Później stary ślepy i głuchy doktor zrobił USG i założył mi 2 (wsadził je palcami) tabletki o 9:00. Kazał leżeć 2h. Bez jedzenia, picia tylko troszeczkę w razie gdyby była konieczna narkoza. Krwawienie. Minimalne! Ustało...
O 19:30 przyszedł inny doktor, który poinformował, że oni nic nie wiedzą, na własną odpowiedzialność mogę zjeść i jeżeli się zacznie zabieg bedzie po 6h od ostatniego posiłku. Rzuciłam się na jedzenie, 24h bez czegokolwiek w ustach...
Na drugi dzień w czasie porannego obchodzu przyszedł doktor, z którym mozna było nawiązać normalny kontakt (był żywy, słyszący, widzący i pełen wiedzy, którą się dzielił).
Po obchodzie o 9 założył mi kolejne 2 tabletki tym razem przy użyciu narzędzi medycznych w tym długiej pęsety. Znowu 2h leżeć i się nie ruszać. Tym razem nic, 0 krwawienia i bólu. O 11:00 po badaniu, na którym stwierdził, że szyjka się rozwiera zalożył kolejne 2 tabletki. Kolejne 2h leżeć. Po około 3h wystąpiło krwawienie, a raczej skrzepy leciały ze mnie jakbym robiła siu-siu. Badanie i decyzja, że jak za 2h sama nie poronie całkowicie dzwonią i rezerwują salę.
Bez bólu i skurczy. Akurat poród też nie był dla mnie bolesny, więc i tutaj nad tym panowałam. Siedziałam na fotelu (czytając gazetę i próbując zająć myśli wokół innych tematów), który normalnie służy mamą do karmienia, aby nie wstawać z pozycji leżącej i biegać do toalety z zwrotami głowy, no i wierzę w tym przypadku, że grawitacja też może swoje podziałać.
Gdy mnie zmęczyło bieganie położyłam się do łóżka i zwyczajnie zasnęłam.
Obudziła mnie położna i doktor.
Operacja. Pytania jak się czuję, położna w śmiechu odpowiedziała, że mnie budziła.
Znieczulenie ogólne. Odlot. Budzę się już na łóżku do transportu, patrzę na zegarek - po 30 min. Jestem spowrotem.
Kazali się położyć na bok, nie wstawać, nie pić, nie jeść.
Po chwili mogłam się napić, jeżeli nie było wymiotów więcej, a po chwili powoli do toalety, najpierw usiąść, odzyskac równowagę i do toalety. W toalecie było ok, nie bolało.
Wybłagałam możliwość zjedzenia posiłku o 22 i bez wstawiania z łóżka i mycia zębów zasnęłam.
Rano budzi mnie położna, tętno 40... Czuję, że ledwo żyję, nie miałam siły nawet mówić, więc poszłam dalej spać. Po 8 wpadł doktor ze swą świtą i powiedział,że mogę iść do domu.
Rano miałam chwilowe skurcze. Mocniejsze niż przed promieniem, ale do zniesienia. Jest 12:00 jestem w domu, szczęśliwa, że mam to za sobą, pełna nadzieji, że następnym razem bedzie lepiej. Spadł mi kamień z serca i ciężar z głowy, wczoraj pierwszy raz od ponad tygodnia się uśmiechnęłam tak szczerze... Nie mogę doczekać się ślubu i kolejnych starań
Nie chcę robić badań dodatkowych, nie chcę nadawać imion, myśleć co by było gdyby, czy to był by kolejny mały bandito czy mała księżniczka. Chcę się cieszyć życiem. Byłam przerażona i załamana. Po zabiegu odetchnęłam z ulgą.
Ps. Moje szanse na zajście w jakąkolwiek ciążę były znikome. Około 18 urodzin pękły mi jajniki, ja jednym mam straszne zrosty i jest niewydolny. Podejrzewano u mnie raka. W dzieciństwie miałam przykre doświadczenia.
Dziewczyny bądźcie silne! W głowie budujecie siłę! Życzę wam dużo szczęścia i zdrowiaMercedes -
Mercedes witaj, kazda z nas która znalazła sie na tym wątku doskonale wie co przeżywasz, bo przeżyła to samo, ja np az 4 razy....żadne słowa pocieszenia nie pomoga trzeba to poprostu przeboleć
Po przeczytaniu Twojej historii zadziwia mnie tylko jedno...jak lekarze moga sie tak pastwić na kobietami...nie rozumie tego jak mozna tyle razy podawac leki czekac podawac itd.....to co opisujesz to istny horror...wspołczuje Ci....
Ja przyszłam do szpitala dali mi 2 tabletki pod język i po 4 godzinach poszłam do domu...za 2 tygodnie przyszłam na kontrole.....w poprzednich przypadkach rano przyszłam zrobili zabieg łyżeczkowania i popołudniu do domu....gdzie tu 3 dni w szpitalu jeszcze o głodzie człowieka trzymaja....dramat -
Mercedes to aż niewiarygodne co przeszłaś . Ja dostałam tylko jedną tabletkę i miałam "spore" skurcze, lekarz mówił że zaczęłam się otwierać stąd ten ból, ale nie krwawiłam więc w miarę szybko zrobili mi zabieg. W sumie to do szpitala pojechałam o 08:00 a po 14:00 tego samego dnia wyszłam. Mogłabym szybciej, ale niestety zawsze po narkozie bardzo wymiotuję i musieli chwilę mnie zostawić.
3maj się Kochana :* , zobaczysz jeszcze będzie dobrze :* -
Mercedes jak czytam twoją historię to przypomina mi się moje pierwsze poronienie. Wyglądało podobnie. Na mnie te tabletki jakoś nie działały. Pojawiały się tylko lekkie krwawienia. W piątek z rana byłam w szpitalu a dopiero w nocy z soboty na niedzielę pojawiło się krwawienie takie mocniejsze i to już po dużej dawce tych leków. Z tego co widać każdy szpital inaczej postępuje w takich przypadkach. U mnie tyle to trwało bo szyjka cały czas mocno trzymała. Lekarz nie chciał robić zabiegu bo mówił że gdy szyjka jest twarda często dochodzi do jej uszkodzenia. Dlatego tyle musiałam czekać.
U mnie póki co cisza. Brzuch tylko lekko ćmi głównie tylko pod wieczór. Chyba jednak nie zacznie się samo i czeka mnie powtórka... -
Witaj Mercedes,
Bardzo Ci wspóczuję... i podziwiam, że jesteś w stanie pocieszać inne kobiety, mając za sobą takie przeżycia. Ten kto powiedział, że kobiety to "słaba płeć" powinien od nas dostać po głowie Zaden facet nie byłby w stanie sprostać temu, z czym my się zmagamy. Swoją drogą, świetnie, że przed Tobą ślub. Masz czym zająć myśli, a dzięki temu czas szybciej minie i pozwoli się skupić na czymś innym Ani się obejrzysz, a nadejdzie czas koejnych starań.
madzi2506, a ile czasu już minęło od badania, na którym lekarz stwierdził PJP?
I ciąża - puste jajo płodowe - 6t2d (22.04.2018)
II ciąża - biochemiczna - 4t5d (12.08.2018) -
Dziękuję. W czwartek mam wizytę więc pewnie w piątek będę już w szpitalu. Na początek na pewno dostanę te tabletki. Mam nadzieję że tym razem uda mi się uniknąć zabiegu.
Myślałam że skoro moją szyjka już jest dość miekka i lekko otwarta to samo ruszy. A tu tylko w środę i czwartek ciut mocniejsze bóle brzucha i od tego czasu cisza. -
Dziewczyny ja juz 2 tygodnie po poronieniu, dzis pierwsza wyzyta kontrolna i czekanie na @. Z dnia na dzien jest coraz lepiej i mam wrazenie jakby to wszystko dzialo sie gdzies obok mnie.
Madzi2506 u mnie czekanie na poronienie trwalo miesiac a i tak nie obylo sie bez zabiegu, co prawda byl on zdecydowanie mniej inwazyjny niz jesli byl by wykonywany na poczatku, ale jednak. Wiec trzeba miec naprawde zaufanego lekarza ktory powie co bedzie lepsze.
marzec 2018 - puste jajo
-
Chaga, daj znać po wizycie!
Ja dziś, po 31 dniach od poronienia dostałam w końcu pierwszą @. Tak się cieszę w końcu jakaś pozytywna rzecz. Boli jak cholera, ale to nic. Niech się organizm oczyszcza.
I ciąża - puste jajo płodowe - 6t2d (22.04.2018)
II ciąża - biochemiczna - 4t5d (12.08.2018)