Starania po poronieniu 2022/2023
-
WIADOMOŚĆ
-
Hej, to i ja dołączę mimo że starań na razie nie podejmujemy... Nie jestem psychicznie gotowa. Poroniłam 10 lipca, w 11 tygodniu ciąży. Chociaż ja nie używam stwierdzenia "poroniłam" a jedynie "umarł mój synek". Bardzo ciężko to przechodzę, są dni kiedy jest dobrze a potem dopada mnie czarna rozpacz, ból, żal i milion innych emocji, kiedy jedyne czego chcę to płakać nad grobem dziecka... I tak żyję na tej emocjonalnej sinusoidzie już dwa miesiące, niezrozumiana nawet przez męża 😟 Bardzo boli to niezrozumienie, ten brak rozmowy o dziecku, że on był, istniał, że go bardzo kocham i tęsknię...
Oczywiście chcemy się starać o kolejne dziecko, lekarz ostatnio stwierdził że PESEL nas goni i trzeba się mną zająć... Mamy zrobić badanie nasienia a jak wyjdą ok to drożność jajowodów i histereskopia. Na razie bierzemy suplementy i staram się poukładać w głowie...Betti37 lubi tę wiadomość
niemi -
Niemi przytulam mocno 💚 To takie przykre że tyle z nas musi przechodzić przez to niewyobrażalnie trudne doswiadczenie. Ja tez straciłam synka, który ma imię, nazwisko, akt urodzenia i miejsce w moim sercu na zawsze. Najpierw dużo płakałam, chciałam o nim rozmawiać ze wszystkimi bliskimi - o tym co mnie spotkało, żeby podkreślić wartość jego życia, nie dać temu tak po prostu zniknąć. Mój mąż przechodzil to zupełnie inaczej - raczej się wycofywał, nie mówił o tym co czuje, chciał mnie ochronić przed tym wszystkim po swojemu, a ja byłam zrozpaczona bo czułam się w tych emocjach taka osamotniona. Ja dość szybko wpadłam w tryb działania - plan suplementacyjny, dieta, badania, psychoterapia. Chciałam się możliwie jak najszybciej "doprowadzić do porządku", ruszyć do przodu. Dalej mam różne dni, te naprawdę szczęśliwe i te pełne rozpamiętywania i smutku. Jesteśmy w procesie żałoby, wszystkie te emocje które do nas przypływają skądś pochodzą a my jesteśmy prawdziwymi silaczkami, że żyjemy dalej i próbujemy to wszystko jakoś poukładać. Trzymam kciuki za rekonwalescencje 🤞♥️
Betti37, niemi lubią tę wiadomość
-
niemi wrote:Hej, to i ja dołączę mimo że starań na razie nie podejmujemy... Nie jestem psychicznie gotowa. Poroniłam 10 lipca, w 11 tygodniu ciąży. Chociaż ja nie używam stwierdzenia "poroniłam" a jedynie "umarł mój synek". Bardzo ciężko to przechodzę, są dni kiedy jest dobrze a potem dopada mnie czarna rozpacz, ból, żal i milion innych emocji, kiedy jedyne czego chcę to płakać nad grobem dziecka... I tak żyję na tej emocjonalnej sinusoidzie już dwa miesiące, niezrozumiana nawet przez męża 😟 Bardzo boli to niezrozumienie, ten brak rozmowy o dziecku, że on był, istniał, że go bardzo kocham i tęsknię...
Oczywiście chcemy się starać o kolejne dziecko, lekarz ostatnio stwierdził że PESEL nas goni i trzeba się mną zająć... Mamy zrobić badanie nasienia a jak wyjdą ok to drożność jajowodów i histereskopia. Na razie bierzemy suplementy i staram się poukładać w głowie...
Potem znowu mam lepsze dni i odkładam tego psychologa... i chyba to tak w kółko będzie.
Słyszę od znajomych (tych, którzy wiedzą) że widać że sobie z tym radzę, ale jak jest naprawdę to wiem tylko ja.
Mąż też nie przeżywa tego na tym etapie co ja (od początku wszedł w rolę tego, co to musi mnie wspierać i trzymać w ryzach) i na co dzień staram się to rozumieć i nie robić mu wyrzutów. Chociaż bywa, że coś mi się przypomni i poleci mi łezka, a on piętro niżej, nieświadomy, podśpiewuje wesoło czy coś w tym rodzaju... tłumaczę to sobie, że przecież nie siedzi w mojej głowie.🙍♀️ 28 👦 35
Czerwiec 2022 - ⏸ ❤
Lipiec 2022 - poronienie zatrzymane 6/9 tc 💔
Grudzień 2022 - ⏸
31.12 - beta HCG - 100 ❤
02.01 - beta HCG - 233 🍀
07.01 - beta HCG - 2398 🥳
12.01 wizyta - pęcherzyk ciążowy🤞
31.01 wizyta - 1.78 cm dzidziula 🥰
21.02 wizyta - prawie 4,5 cm mojego cudu ❤
06.03 - ryzyka trisomii niskie, ryzyko preeklampsji i hipotrofii podwyższone 😒 --> Acard 150 mg
25.07 - 2049 g Emilki 🥰
-
bzksz wrote:Szukałaś pomocy u psychologa? Ja rozważałam to już kilka razy, ostatnio znowu bo po ślubie i wakacjach jakoś nagle opadły emocje i sama nie wiem... może dopiero teraz dociera do mnie co się stało?
Potem znowu mam lepsze dni i odkładam tego psychologa... i chyba to tak w kółko będzie.
Słyszę od znajomych (tych, którzy wiedzą) że widać że sobie z tym radzę, ale jak jest naprawdę to wiem tylko ja.
Mąż też nie przeżywa tego na tym etapie co ja (od początku wszedł w rolę tego, co to musi mnie wspierać i trzymać w ryzach) i na co dzień staram się to rozumieć i nie robić mu wyrzutów. Chociaż bywa, że coś mi się przypomni i poleci mi łezka, a on piętro niżej, nieświadomy, podśpiewuje wesoło czy coś w tym rodzaju... tłumaczę to sobie, że przecież nie siedzi w mojej głowie.
Ja poszłam od razu po wyjściu ze szpitala i nie żałuje. Psychoterapia nie rozwiąże magicznie problemów, nie sprawi że cierpienie zniknie, że gorsze dni przestaną się pojawiać - to na pewno. Ale da przestrzeń na wygadanie się, wyrzucenie z siebie emocji, a potem uporządkowanie własnych myśli i przede wszystkim znalezienie rozwiązań, narzędzi do radzenia sobie z takimi gorszymi dniami i przypływami emocji. Nawet jesli dość dobrze radzisz sobie sama - nie musisz być w tym całkiem sama. Dobry terapeuta naprawdę może pomóc, więc jeśli tylko się wahasz to ze swojej strony mogę poradzić żeby jednak się zdecydować. Trzeba zainwestować w to trochę kasy (i praca własnej, bo to samo nie przychodzi) ale efekty naprawdę czuć, jestem tego żywym przykładem 💚 -
niemi wrote:Hej, to i ja dołączę mimo że starań na razie nie podejmujemy... Nie jestem psychicznie gotowa. Poroniłam 10 lipca, w 11 tygodniu ciąży. Chociaż ja nie używam stwierdzenia "poroniłam" a jedynie "umarł mój synek". Bardzo ciężko to przechodzę, są dni kiedy jest dobrze a potem dopada mnie czarna rozpacz, ból, żal i milion innych emocji, kiedy jedyne czego chcę to płakać nad grobem dziecka... I tak żyję na tej emocjonalnej sinusoidzie już dwa miesiące, niezrozumiana nawet przez męża 😟 Bardzo boli to niezrozumienie, ten brak rozmowy o dziecku, że on był, istniał, że go bardzo kocham i tęsknię...
Oczywiście chcemy się starać o kolejne dziecko, lekarz ostatnio stwierdził że PESEL nas goni i trzeba się mną zająć... Mamy zrobić badanie nasienia a jak wyjdą ok to drożność jajowodów i histereskopia. Na razie bierzemy suplementy i staram się poukładać w głowie...
To pierwsza strata?
Badaliście dziecko genetycznie? -
Namisa wrote:Niemi przytulam mocno 💚 To takie przykre że tyle z nas musi przechodzić przez to niewyobrażalnie trudne doswiadczenie. Ja tez straciłam synka, który ma imię, nazwisko, akt urodzenia i miejsce w moim sercu na zawsze. Najpierw dużo płakałam, chciałam o nim rozmawiać ze wszystkimi bliskimi - o tym co mnie spotkało, żeby podkreślić wartość jego życia, nie dać temu tak po prostu zniknąć. Mój mąż przechodzil to zupełnie inaczej - raczej się wycofywał, nie mówił o tym co czuje, chciał mnie ochronić przed tym wszystkim po swojemu, a ja byłam zrozpaczona bo czułam się w tych emocjach taka osamotniona. Ja dość szybko wpadłam w tryb działania - plan suplementacyjny, dieta, badania, psychoterapia. Chciałam się możliwie jak najszybciej "doprowadzić do porządku", ruszyć do przodu. Dalej mam różne dni, te naprawdę szczęśliwe i te pełne rozpamiętywania i smutku. Jesteśmy w procesie żałoby, wszystkie te emocje które do nas przypływają skądś pochodzą a my jesteśmy prawdziwymi silaczkami, że żyjemy dalej i próbujemy to wszystko jakoś poukładać. Trzymam kciuki za rekonwalescencje 🤞♥️
Ja akurat mówię że to były zarodki.
Inaczej bym wylądowała w psychiatryku chodząc na grób 3 dzieci.
No i trzymają mnie te dzieci urodzone.
Dla mnie najgorsze było czekanie na poronienie. Dlatego trochę żałuję że nie wybrałam zabiegu jak za pierwszym razem- na drugi dzień po stwierdzeniu obumarcia było już po wszystkim.
Psychicznie u mnie nie jest źle. Gorzej fizycznie po tym krwotoku jestem mega osłabiona.
Muszę uzupełnić żelazo.
Najgorzej że jeszcze plamienie jest
już wydaje się że ok, a na drugi dzień znów
Wydaje mi się że owulacja będzie niedługo bo już czuję pracę jajników
Zawsze była po poronieniu maks 3/5 dni później niż zazwyczaj i o tyle dłuższy cykl.
Zobaczymy teraz.
po miesiączce mam jeszcze raz się zgłosić chociaż widać było że wszystko się oczyściło.
-
Nie myślę o psychologu, na szczęście mam kogoś w pracy komu mogę się wygadać, wypłakać jeśli trzeba. To mi bardzo pomogło na samym początku i potem bezpośrednio po pogrzebie. Teraz już próbuje poukładać myśli sama bo wiem że nikt za nas tego nie zrobi. Bywają dni kiedy skupiam się na stronie medycznej, czytam o suplementacji a są takie kiedy po prostu czuję ból i muszę go z siebie wyrzucić. To była moja druga strata, lekarz wspomniał o drożności bo staramy się ponad 5 lat o w tym czasie tylko dwa razy była ciąża ☹️ Synuś miał triploidie więc loteria... W pierwszej ciąży było puste jajo, dochodziłam do siebie pół roku, w ciążę zaszłam jak przestałam rozpamiętywać. Wiele jednak zależy od mojej głowy. O męża się martwię bo też to przeżył ale zamknął to w sobie i mur beton. Twierdzi że chce iść do przodu, każdy z nas przeżywa inaczej. Boję się żeby nie miał też jakiejś blokady po tej stracie, uważam że ten ból należy wypłakać. Ale jak to facet, nie chce mnie "dobijać" i woli nic nie mówić... Tłumacze jak osiołkowi że ja właśnie CHCĘ, POTRZEBUJĘ rozmawiać, płakać, że żałoba, że to normalne... Nie dociera. Co z tymi chłopami?niemi
-
Betti37 wrote:Ja akurat mówię że to były zarodki.
Inaczej bym wylądowała w psychiatryku chodząc na grób 3 dzieci.
No i trzymają mnie te dzieci urodzone.
Dla mnie najgorsze było czekanie na poronienie. Dlatego trochę żałuję że nie wybrałam zabiegu jak za pierwszym razem- na drugi dzień po stwierdzeniu obumarcia było już po wszystkim.
Psychicznie u mnie nie jest źle. Gorzej fizycznie po tym krwotoku jestem mega osłabiona.
Muszę uzupełnić żelazo.
Najgorzej że jeszcze plamienie jest
już wydaje się że ok, a na drugi dzień znów
Wydaje mi się że owulacja będzie niedługo bo już czuję pracę jajników
Zawsze była po poronieniu maks 3/5 dni później niż zazwyczaj i o tyle dłuższy cykl.
Zobaczymy teraz.
po miesiączce mam jeszcze raz się zgłosić chociaż widać było że wszystko się oczyściło.
Każdy ma swoje podejście i każde jest dobre. Ja zdecydowałam się na poznanie płci żeby mieć prawo do urlopu macierzyńskiego. Ten czas jest dla mnie kluczowy, bo czułam bardzo dużą potrzebę oddechu, pobycia sama ze sobą, zwykłego zadbania o siebie. Akurat na indywidualny pochówek się nie zdecydowałam, nie czułam że to jest coś dla mnie - będę chodzić na zbiorowy gdy poczuje taka potrzebę. Może fakt że masz zdrowe dzieci w domu zmienia te perspektywę - dla mnie to była pierwsza ciąża, wiązała się z ogromnymi nadziejami i bardzo dużym wybieganiem w przyszłość. Gdy byłam w szpitalu ronily ze mną dwie inne kobiety, obydwie miały zdrowe dzieci w domu i mówiły że to ich bardzo "trzyma przy życiu". -
Namisa wrote:Każdy ma swoje podejście i każde jest dobre. Ja zdecydowałam się na poznanie płci żeby mieć prawo do urlopu macierzyńskiego. Ten czas jest dla mnie kluczowy, bo czułam bardzo dużą potrzebę oddechu, pobycia sama ze sobą, zwykłego zadbania o siebie. Akurat na indywidualny pochówek się nie zdecydowałam, nie czułam że to jest coś dla mnie - będę chodzić na zbiorowy gdy poczuje taka potrzebę. Może fakt że masz zdrowe dzieci w domu zmienia te perspektywę - dla mnie to była pierwsza ciąża, wiązała się z ogromnymi nadziejami i bardzo dużym wybieganiem w przyszłość. Gdy byłam w szpitalu ronily ze mną dwie inne kobiety, obydwie miały zdrowe dzieci w domu i mówiły że to ich bardzo "trzyma przy życiu".
Nie wiem, czy kobiety które mają już dzieci przeżywają stratę inaczej, nie sądzę. To zawsze jest dziecko, każde kochane i upragnione. Może na zewnątrz tak to wygląda ale w środku każda z nas będzie pokiereszowana na zawsze. A może się mylę. Nie oceniam już nikogo, po tym doświadczeniu nabrałam dużo pokory dla ludzi i świata w ogóle.niemi -
niemi wrote:Ja nie chciałam znać płci ale mężowi zależało. Z perspektywy czasu cieszę się że wiem, że mogę myśleć "mój synek", mogę z nim rozmawiać w myślach zwracając się po imieniu.. Pochowaliśmy go w grobie zbiorowym, ale bywamy tam raz w tygodniu, również dla innych dzieciaczków bo widać było że nikt ich nie odwiedza, leżały tam jakieś obleśne stare kwiatki pokryte pajęczyną. Wyrzuciłam, kupiłam nowe, niech mają Aniołki ładnie. Nasz Synek i jego anielscy przyjaciele 🙂 Pewnie z czasem będziemy tam rzadziej zaglądać ale na razie tego potrzebuję, choć po pogrzebie nie byliśmy przez 3 tygodnie, miałam taką traumę. Teraz jest trochę lepiej, wszystko się zmienia. Mam nadzieję że nasz Aniołek będzie nas wspierał bo chce mieć rodzeństwo na ziemi.
Nie wiem, czy kobiety które mają już dzieci przeżywają stratę inaczej, nie sądzę. To zawsze jest dziecko, każde kochane i upragnione. Może na zewnątrz tak to wygląda ale w środku każda z nas będzie pokiereszowana na zawsze. A może się mylę. Nie oceniam już nikogo, po tym doświadczeniu nabrałam dużo pokory dla ludzi i świata w ogóle.
Ja totalnie nie wartościuje tego doświadczenia - dla każdej kobiety jest to ogromnie trudne przeżycie. Ale po rozmowie na żywo z kobietami które straciły ciąże, a miały juz zdrowe dzieci zauważyłam, że podkreślały jak bardzo w przeżyciu tego wszystkiego pomaga im fakt że za chwilę wrócą do domu i przytulą swoje dzieci. Chyba w takiej sytuacji nie ma wyjścia - trzeba iść do przodu, szybko wrócić do siebie - dla tego dziecka które zostało w domu, które np. trzeba nakarmić piersią i którym należy się zaopiekować. Kiedy wraca się do pustego domu perspektywa jest jednak nieco inna - wcale nie łatwiejsza, ale inna. -
Ja nie mam dzieci i wlaśnie poza bólem związanym ze stratą dochodzi też czasami strach, że może nigdy nie będę ich mieć? Zwłaszcza na początku, teraz jest trochę lepiej.
Zawsze wiedziałam, że nie no, kiedyś to na pewno będę mieć dzieci. Ale dopóki nie wejdziesz w temat, to nie masz pojęcia, że to jednak nie jest takie proste.
Dlatego wydaje mi się, że kiedy ma się już dzieci to może być prościej, ale oczywiście mogę się mylić.niemi lubi tę wiadomość
🙍♀️ 28 👦 35
Czerwiec 2022 - ⏸ ❤
Lipiec 2022 - poronienie zatrzymane 6/9 tc 💔
Grudzień 2022 - ⏸
31.12 - beta HCG - 100 ❤
02.01 - beta HCG - 233 🍀
07.01 - beta HCG - 2398 🥳
12.01 wizyta - pęcherzyk ciążowy🤞
31.01 wizyta - 1.78 cm dzidziula 🥰
21.02 wizyta - prawie 4,5 cm mojego cudu ❤
06.03 - ryzyka trisomii niskie, ryzyko preeklampsji i hipotrofii podwyższone 😒 --> Acard 150 mg
25.07 - 2049 g Emilki 🥰
-
Wydaje mi się, że z jednej strony łatwiej to przejść gdy ma się dziecko w domu, coś na zasadzie, że dla niego trzeba się trzymać w ryzach. Mój 3latek wiedział o pierwszej ciąży, jakoś mu musieliśmy wytłumaczyć, że nie wolno np skakać mamie po brzuchu. Kiedy wróciłam ze szpitala i mały się przytulił i najpierw dał mi buziaka a później w brzuch dzidzi rozpadlam się na sto kawałków.
Osobiście polecam psychologa, też mi się wydaję, że te wszystkie emocje trzeba przepracować. Po pierwszym poronieniu wydawało mi się, że sobie poradzę, kto jak nie ja. Nie poradziłam sobie. Po drugim chociaż wydaje mi się, że funkcjonowałam lepiej przy ludziach niż po pierwszym to wszystko w sobie dusiłam i kiedy zostawałam sama, tzn nie miałam syna, którym musiałam się zająć ani żądnych" zadań " do wykonania potrafiłam siedzieć parę godzin i gapić się w wyłączony telewizor. Teraz funkcjonuje dużo lepiej. Nie mam już takich zawiech i rozpamietywania. Mój mąż znów ma inne podejście, zdążyło się, trzeba żyć dalej, chociaż niedawno mi też powiedział, że on też to przeżył ale on nie mógł się przeżywać tego tak jak ja bo przecież mamy młodego a ja chwilami byłam nie do życia. -
bzksz wrote:Ja nie mam dzieci i wlaśnie poza bólem związanym ze stratą dochodzi też czasami strach, że może nigdy nie będę ich mieć? Zwłaszcza na początku, teraz jest trochę lepiej.
Zawsze wiedziałam, że nie no, kiedyś to na pewno będę mieć dzieci. Ale dopóki nie wejdziesz w temat, to nie masz pojęcia, że to jednak nie jest takie proste.
Dlatego wydaje mi się, że kiedy ma się już dzieci to może być prościej, ale oczywiście mogę się mylić.niemi -
nick nieaktualnyHej.
To i ja dołączę
Ja 34 lata , mąż 37
04.2015 córka , naturalnie, bez problemów
07.2020 u mnie niedoczynnosc tarczycy i dolna granica rezerwy jajnikowej jak na wiek,
08.2020 u męża badanie nasienia - 23% defragmencja , ruchliwość słaba ale dużo "zawodników "
Poczatek 2021 badanie drożności Jajowodow - oba drożne bdb.
01.2020-03.2022 starania naturalne , bez Sukcesow
04.2022 inseminacja nieudana
05.2022 inseminacja nieudana
07.2022 ivf
09.2022 9tc podczas wizyty kontrolnej wyszło że serduszko nie bije , badanie genetyczne płodu wykazało trisomie chromosomu 15
Kiedy wkoło inny zachodzą bez problemów , a ty walczysz tyle czasu ciężko jest się podnieść . Jestem silna osoba na ogół , ale ostatnio sił brak . Na ten moment nie wiem co dalej , mąż nie chce rozmawiać na ten moment . Muszę dać mu czas .
Trzymam za wszystkie Was kciuki !!!Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 września 2022, 21:51
-
SummerNights widzę, że jesteś bardzo "świeżo" po stracie, to normalne że nie wiesz co dalej... Daj czas mężowi ale też (a może przede wszystkim) sobie. U mnie minęły dwa miesiące a mój burdel w głowie niepoukładany, nie staram się niczego przyspieszać. Czytam mnóstwo artykułów na ten temat, wypowiedzi psychologów i wiem, że bycie silną polega na pokazywaniu słabości. To jest nasza siła, że się nie wstydzimy swoich uczuć, emocji, nie udajemy że jest super. Walczymy, upadamy, podnosimy się by za chwilę znowu upaść. Idziemy krok do przodu i dwa wstecz ale ważne że się poruszamy. Ja żyję w zgodzie z sobą, dużo płaczę, dużo czytam ale też śmieje się i żartuje kiedy mam lepszy dzień. Martwię się o przyszłość, myślę o przeszłości, żyję w teraźniejszości.... Ciężko nie zwariować a mężczyznom trudno to zrozumieć, dlatego nie chcą rozmawiać. Obawiają się naszych łez, nie lubią kiedy jesteśmy smutne, dlatego wolą nie poruszać tematu. Sami cierpią w milczeniu.
Walczmy! O siebie, o naszych mężów, o rodzeństwo dla naszych dzieci, w moim przypadku dla synka w niebie, w Twoim również dla córeczki na ziemi 😘
bzksz lubi tę wiadomość
niemi -
nick nieaktualnyniemi wrote:SummerNights widzę, że jesteś bardzo "świeżo" po stracie, to normalne że nie wiesz co dalej... Daj czas mężowi ale też (a może przede wszystkim) sobie. U mnie minęły dwa miesiące a mój burdel w głowie niepoukładany, nie staram się niczego przyspieszać. Czytam mnóstwo artykułów na ten temat, wypowiedzi psychologów i wiem, że bycie silną polega na pokazywaniu słabości. To jest nasza siła, że się nie wstydzimy swoich uczuć, emocji, nie udajemy że jest super. Walczymy, upadamy, podnosimy się by za chwilę znowu upaść. Idziemy krok do przodu i dwa wstecz ale ważne że się poruszamy. Ja żyję w zgodzie z sobą, dużo płaczę, dużo czytam ale też śmieje się i żartuje kiedy mam lepszy dzień. Martwię się o przyszłość, myślę o przeszłości, żyję w teraźniejszości.... Ciężko nie zwariować a mężczyznom trudno to zrozumieć, dlatego nie chcą rozmawiać. Obawiają się naszych łez, nie lubią kiedy jesteśmy smutne, dlatego wolą nie poruszać tematu. Sami cierpią w milczeniu.
Walczmy! O siebie, o naszych mężów, o rodzeństwo dla naszych dzieci, w moim przypadku dla synka w niebie, w Twoim również dla córeczki na ziemi 😘
Dzieki!
Tak u mnie świeża sprawa . I ciężko bo 2,5 roku za nim się udało ...
Ratuje mnie to, że mogę wygadać się przyjaciółce i koleżance z pracy .
Z moim mężem jest tak, że on bardziej to przeżywa niż ja. Kiedy dowiedziałam się na wizycie że seduskzko nie bije , po wyjsciu z gabinetu morze łez , ale powiedziałam mężowi że jeszcze spróbujemy, na co on zalany łzami : mało było Ci brania leków ? Tego wszystkiego co przeszlas przez ostatnie kilka mc ..." On się bardziej rozsypał niż ja daje mu czas , chodź dla mnie nie ma co zwlekać , tylko spróbować jesscze raz .
Też i nasza 7latka - dosłownie 3 dni wcześniej dowiedziała że będzie dzidziuś- przeżyla bardzo , skala z radości ze będzie mieć rodzeństwo a tutaj klops .... Naszczescie dla niej to była chwila smutku.
Denerwują mnie rady innych dotyczących staran o dziecko typu a trzeba wrzucić na luz , nie myśleć o tym a się uda .... Ale tak się nie da jak podchodzi się do ivf - wizyty zaplanowane pod klinikę , leki.
Takie fora ja to pokazują mi jak wiele nas jest ale dzięki temu możemy sobie dawać na wzajem siłę i wsparcie !niemi, bzksz lubią tę wiadomość
-
Hej.
Ja poroniłam dwa tygodnie temu, w 18 tyg ciąży. Pochowaliśmy naszego Igorka w zeszły wtorek. Jest ciężko, wie to każda z nas, nie ma co ukrywać. To była pierwsza, wyczekana ciąża, udało się w 12 cyklu. Mieliśmy problemy z nasieniem, więc teraz skoro musimy zacząć od nowa mąż już jest umówiony na badanie plus posiew. Zobaczymy co tam u niego, czy musi brać znowu clostilbegyt. W razie czego te co najmniej 3 miesiące przerwy już poświęcimy na ewentualne leczenie.
Ja póki co siedzę w domu, czekam na wyniki histpat i kontrolę. Do pracy nie chodzę (coś tam czasem zdalnie zrobię). Unikam ludzi. Nie potrafię się odnaleźć. Wczoraj wieczorem koleżanka z pracy dzwoniła, bo myślała że ja do niej dzwoniłam. Powiedziała mi że życzy mi słońca w życiu i dużo uśmiechu na twarzy (żadnych kondolencji czy coś). Po tej rozmowie się rozpłakałam, a nie trwała nawet minuty. Mój mąż dzielnie mnie wspiera. On sam powiedział że schował to wszystko szczelnie w szufladzie. Wiem, że tak robi żeby być silniejszym dla mnie. Sam też rzucił się w wir pracy. Wiem, że jakoś sobie w końcu ze wszystkim poradzimy. Damy radę przez to przejść razem.Betti37 lubi tę wiadomość
-
Może to dziwnie i źle zabrzmi ale czasami myślę że lepiej by było jakbym po prostu miała problemy z zajściem, jakiś konkretny problem który może powodować straty ale można próbować coś z nim robić.
A co ja mogę zrobić z wiekiem? Nic.
Teoretycznie niby można poprawić jakość komórek jajowych, praktycznie...
U mnie najprawdopodobniej owu na dniach (już po takim czasie monitoringów czy obserwacji raczej wiem +/-1 dzień kiedy)
Walczyłam i walczę ze sobą i myślą że musimy działać a musisz trochę poczekać.
Zwłaszcza że jestem osłabiona po krwotoku, w dodatku od przedwczoraj coś mnie bierze i dziś katar i chrypa.
Wczoraj były ❤ dziś na noc do pracy a w piątek...albo będzie już po owu, albo nie wyjdzie nic bo a to brak ochoty czy możliwości.
I chciałabym być jak najszybciej w ciąży bo wiek, i nie bo nie chcę znów poronić a ryzyko ogromne. -
nick nieaktualnyWiewioora wrote:Hej.
Ja poroniłam dwa tygodnie temu, w 18 tyg ciąży. Pochowaliśmy naszego Igorka w zeszły wtorek. Jest ciężko, wie to każda z nas, nie ma co ukrywać. To była pierwsza, wyczekana ciąża, udało się w 12 cyklu. Mieliśmy problemy z nasieniem, więc teraz skoro musimy zacząć od nowa mąż już jest umówiony na badanie plus posiew. Zobaczymy co tam u niego, czy musi brać znowu clostilbegyt. W razie czego te co najmniej 3 miesiące przerwy już poświęcimy na ewentualne leczenie.
Ja póki co siedzę w domu, czekam na wyniki histpat i kontrolę. Do pracy nie chodzę (coś tam czasem zdalnie zrobię). Unikam ludzi. Nie potrafię się odnaleźć. Wczoraj wieczorem koleżanka z pracy dzwoniła, bo myślała że ja do niej dzwoniłam. Powiedziała mi że życzy mi słońca w życiu i dużo uśmiechu na twarzy (żadnych kondolencji czy coś). Po tej rozmowie się rozpłakałam, a nie trwała nawet minuty. Mój mąż dzielnie mnie wspiera. On sam powiedział że schował to wszystko szczelnie w szufladzie. Wiem, że tak robi żeby być silniejszym dla mnie. Sam też rzucił się w wir pracy. Wiem, że jakoś sobie w końcu ze wszystkim poradzimy. Damy radę przez to przejść razem.
Wiewioora rozumiem Cię ! Do mnie wszysrko doszło dopiero jak wyszłam ze szpitala , czyli z 7 dni po tym jak się dowiedziałam. Tylko mi pomaga rozmowa, wyjście do ludzi , nie siedzenie w domu . Chodź pojawiają się pytania w co się stało ? Czemu byłaś n L4 - ale nikomu nie muszę się tłumaczyć . To są nasze ciche tragedie
Dla każdego to duża strata , tym bardziej jak nie przychodzi to łatwo mnie krew zalewa jak słyszę że ktoś w ciąży - wpadka , albo że udało się za pierwszym razem gdzie osoba w moim wieku ... Ale najbardziej wkurza mnie : a stwierdziłam że drugie dziecko to dobra sprawa bo przynajmniej pierwsze nie będzie samo , gdzie w związku /małżeństwie tej osoby nie dzieje się najlepiej .... A Ty człowieku starszy się , podejmujesz świadoma decyzja i kończy się jak się skonczylo....
I to nawet nie zazdrość , ale złość że tyle starań i poswiecen bez rezultatu.
Teraz potrzebny czas - chodź nie każdy go ma...
-
Miałam od dawna w głowie plan, że chce urodzić przed 30 (z tego co widzę na forum to wiele dziewczyn takie założenie miała). Zaczęliśmy się starać jak jeszcze nie miałam 28, zaraz skończę 29, a musimy wszystko zacząć od nowa... Też uważam, że to po prostu niesprawiedliwe. Mam dookoła siebie pełno przypadków ciąż z wpadek, albo nawet ciąż planowanych, tylko co z tego że potem te dzieci nie są należycie traktowane, nie ma tej wielkiej miłości. Tej miłości którą ja zdążyłam obdarować swoje maleństwo...