Zaczynamy znowu starania
-
WIADOMOŚĆ
-
Mnie jeszcze dodatkowo przeraża myśl, że będę musiała zażywać steryd. Boję się. Po wcześniejszych wynikach ginekolog to wykluczył, teraz jak się dowie ciekawie jak na to spojrzy. Jestem straszną panikarą, jeszcze żadnej ciąży nie miałam prowadzonej na lekach, a już zakładam najgorsze. Wariatka ze mnie.
Od jutra wracam po urlopie do pracy. Dobrze. Umysł będę miała zajęty pracą.
Wspieram Was, na pewno z dzidziami w brzuszku jest wszystko dobrze.Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 listopada 2016, 12:18
-
Koteczka82 wrote:Genshirin to dokładnie tak jak my mąż wrócił nad ranem i były przytulanki
trzymam kciuki żeby testy były pozytywne!!!!! &&&&&
Jak ja bym chciała zobaczyć dwie krechy na teście przed świętami.....
Tobie, Kammie, Mamieokruszka i sobie tego samego życzęMamaokruszka lubi tę wiadomość
-
Pysia87 wrote:Poza tym głowa do góry wszystkie starające, nie można się martwić na zapas, musicie mieć otwarty umysł na ciążę i być gotowe, żeby nie blokować się psychicznie.
Podejrzewam, że tak jak i ja reszta starających się dziewczyn na razie w głowie ma tylko zajście w ciążę, żeby tylko się udało. Pewnie dziwne pomysły i większy strach przyjdzie później jak się uda(Chociaż oby nie)
-
Mamaokruszka wrote:Witajcie dziewczyny. Dziś mam potwornego doła. Dowiedziałam się, że bardzo bliska memu sercu osoba straciła dziecko. I tak mi strasznie żal, że kolejna dobra dziewczyna musi przechodzić przez ten dramat. I że dla kolejnej dziewczyny następna ciąża nie będzie tylko i wyłącznie radosnym okresem oczekiwania na pojawienie się zdrowego tłuściutkiego bobaska. Dalej płakać mi się chce chociaż już i tak wyglądam jak panda bo wczorajszy cały wieczór przepłakałam. Nie ma takiej ilości łez, która by mogła wyleczyć ten ból.
Każda z nas która wie co znaczy taka strata, nie życzy jej nikomu, nawet wrogowi.
Mocno wspieram i przytulam
Mamaokruszka lubi tę wiadomość
-
Jagusia z tego ca ja pamiętam ze swojej 1 ciąży to nic nie czułam.
Niebieskaa i Jagusia ja was bardzo dobrze rozumiem. Teraz jak zajdę w ciążę to na pewno do 3 m-ca oprócz męża i was to nikt nie będzie wiedział. Dopiero jak minie ten 14tc to w tedy może w pełni zacznę się cieszyć i powiem innym. -
KammaMarra wrote:Wiem staram sie. Nigdy nikomu zle nie zycze.a pro po testu nawet nie wiem kiedy go robic.. W czwartek mam gina ma zobaczyc czy byla owu...
Po ilu dniach po wychodza testy?
Tu znalazłam, że test ciążowy powinno się zrobić po około 14 dniach
https://ovufriend.pl/baza-wiedzy/pytania-i-odpowiedzi/w-oczekiwaniu-na-testowanie,13.html#90 -
Jaguś ja w pierwszej ciąży do 5 miesiąca to nie wierzyłam że w niej jestem, nic mnie nie bolało może trochę czułam piersi i zrobiły się większe. Dlatego od początku miałam przeczucie że z tą coś jest nie tak bo właśnie brzuch mnie bolał i ciągnął.
Trzymam kciuki żeby wszystko było ok. Właśnie może powinnaś wcześniej skontaktować się z lekarzem zamiast się denerwować?
Wszystkim starajacym życzę dwóch grubych kresek!!!!!!Genshirin lubi tę wiadomość
Michałek 04.04.2009 - Nasz skarb.
Aniołek 08.11.2016//Aniołek 08.02.2017 //2.05.2020 Aniołek
ONA: 39 lat
Hiperprolaktynemia - Bromergon
IO - Siofor 500mg
ANA 3+ - Encorton 10mg
3 cykle z Clo ❌
Zioła ojca Sroki ❌
Wiesiołek
1 cykl Aromek 1x1 ❌
2 cykl Aromek 2x1 ❓
ON: 38 lat
Okaz zdrowia
Nasienie - Normozoospermia✅
Suple: magnez z B6, kwas foliowy, vit D3 i E, astaksantyna, cynk.
Droga do sukcesu jest zawsze w budowie... -
KammaMarra wrote:Jagus a czy nie mozesz isc wczesnoej np jutro? Nie bedziedz sie stresowac ?
Poprostu zero pomocyWiadomość wyedytowana przez autora: 27 listopada 2016, 15:14
Antoś IVF,Julisia natural
-
promyczek 39 wrote:Jagna,rozumiem Twoj strach,niestety.Badz dzielna ,wszystko bedzie dobrze :*
Pysia otwieram swój umysł
Moja owulka potwierdzona :!!trzymam kciuki
promyczek 39 lubi tę wiadomość
Antoś IVF,Julisia natural
-
Pysia87 wrote:Jagna, powiem Ci tyle, że i mnie brzuch raczej nie boli ani nie ciągnie. Poza mniej więcej 4-5 tygodniem, wtedy coś lekko kłuło, np. przy kichnięciu, a teraz praktycznie zero, czasami coś tam mi się wydaje, ale nawet nie jestem pewna czy tylko nie wydaje. Macica jest na tyle mała jeszcze chyba, że nie daje jakichś większych oznak chyba. Taką mam nadzieję
Piersi też nie czuję, może w nocy jak macam to coś delikatnie jak ścisnę
moze czasem tak musi byc,moze mala DJ siedzi cicho i rosnie a mamuśka szaleje
Duzo wiary i sily by nie zwariowac daje mi mysl o Annak,Elarii i M@lince
Elaria, Pysia87 lubią tę wiadomość
Antoś IVF,Julisia natural
-
Niebieskaa wrote:Jagusiu, mocno mocno Cie sciskam i pozdrawiam, to co opisujesz jest mi tak bliskie... ja bardzo odwlekalam powiadomienie pracy, przyjaciol, dalszej rodziny o ciazy, bo paralizowala mnie swiadomosc, ze dla nich jest to oczywiste, ze za kilka miesiecy przywitaja nowego obywatela, tymczasem ja drze, czy dzieciatko zyje i ma sie dobrze. Czuje mojego urwisa kazdego dnia i kazdy ruch w brzuchu mnie cieszy... ale jak sie wkradnie jakas paranoja do mojej glowy to...dobrze, ze Wy jestescie i tu mozna marudzic sto razy o tym samym.
Co ja bym bez was zrobila
Antoś IVF,Julisia natural
-
Hej Dziewczyny,
W pierwszej kolejności - informacja, że jestem. Nic złego się nie stało i nie dzieje.
Ale z całego serca dziękuję Wam za troskę, bo widziałam, że pytałyście o mnie.
Cdn. za jakąś chwilkę.Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 listopada 2016, 16:42
Genshirin, Elaria, promyczek 39 lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Ikarzyca wrote:Jagienko biorę na siebie wszystkie Twoje zmory - żeby zostało Ci tylko cieszenie się Twoim małym DJ
Zwątpienie i obawy AKYSZ od Jagny!
Antoś IVF,Julisia natural
-
Kochane,
Dużo tematów się tu przewinęło przez ostatnie dni, więc sporo będę miała do nadrobienia. Ale najpierw chciałam odnieść się do tematu, który pojawił się dzisiaj rano, czyli zamartwiania.
Zagadnienie tak bardzo mi bliskie, że mogłabym okrzyknąć się samozwańczym mistrzem świata w zamartwianiu.
Jak wiecie, bo pisałam już nieraz, mam za sobą psychoterapię. Kiedy ją zaczynałam, musiałam określić sobie cele, które chcę osiągnąć, albo - innymi słowy - powody, dla których poddałam się tej terapii. Jednym z powodów (głównym) była depresja, z którą borykałam się wcześniej przez kilka lat.
W toku pracy nad sobą doszłam do wielu ciekawych wniosków, dokopałam się do mnóstwa ważnych spostrzeżeń o samej sobie. Zorientowałam się również, że moje życie opiera się na jednym wielkim zamartwianiu. O wszystko. Na zaś, na zapas, bez względu na to, czy są ku temu przyczyny, czy ich nie ma. Praca nad tym zamartwianiem stała się jednym z głównych i najważniejszych punktów mojej terapii.
Po wielu tygodniach doszłyśmy z moją terapeutką do momentu, w którym zadała mi pytanie: po co się zamartwiam? Do czego jest mi to potrzebne? Bo ludzki umysł działa tak, że jeśli pojawiają się złe lub nieprzyjemne emocje, to dzieje się to po coś. One nie przychodzą ot tak. Jest to jakiś mechanizm obronny, jakaś metoda i narzędzie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Umiałam z marszu podać jej kilka przyczyn, dla których zamartwiam się wszystkim.
Ta główna i najbardziej oczywista pewnie Was nie zaskoczy: martwienie się pomaga mi przygotować się na najgorsze. Wyobrażam to sobie. Wizualizuję. Oszukuję się, że w ten sposób amortyzuję ten upadek, który ma nastąpić, kiedy faktycznie czarny scenariusz się sprawdzi.
Ale czy faktycznie jestem w stanie cokolwiek zamortyzować? Czy to, że 1000 razy wyobrażę sobie tragiczne wydarzenie, sprawi, że ono zaboli mnie mniej? Nie. Takie przygotowanie jest na nic. Nie działa. Pomęczy mnie i pogorszy nastrój. Bo, jak przyjdzie co do czego, to i tak spadnę z samej góry i się potłukę. Ewentualnie powstrzyma mnie przed czymś.
Ale nie o tym chciałam pisać.
Jednym z ćwiczeń w ramach tej terapii była próba pobycia w złych emocjach.
Tak. Tkwienia w nich.
Bo co jest naszym naturalnym mechanizmem? Pojawiają się złe emocje i próbujemy od nich uciec. Zakończyć je. Zmuszamy się do uśmiechu, do poprawy nastroju. A czasem może trzeba właśnie pozwolić sobie na cierpienie (jakkolwiek strasznie to brzmi). Może organizm też tego potrzebuje. Zwolnienia samego z siebie z walki o to, żeby być dzielnym.
Taki wniosek z przemyśleń o zamartwianiu. Wniosek numer 1.
A teraz wniosek numer 2.
Co ma w sobie złego zamartwianie?
Pierwsza rzecz to fakt, że czujemy się gorzej psychicznie. Ale w sumie wiele stanów prowadzi nas do gorszego samopoczucia. Czyli żadna tu monopolistyczna zasługa zamartwiania.
A druga rzecz - że przez zamartwianie możemy coś stracić, to znaczy z czegoś zrezygnować.
Przykład fikcyjny: mąż proponuje mi podróż dookoła świata, ale ja się martwię tym, że muszę latać samolotem i pływać statkiem. Więc rezygnuję z wyjazdu. Bo się martwię i boję. Na zapas.
Przykład fikcyjny nr 2: w pracy proponują mi awans. Ale ja się martwię, że nie podołam. Zamartwiam się, że nie dam sobie rady. Więc nie biorę tego awansu. Poddaję się. Znów coś tracę.
A teraz przykład z życia wzięty: ciąża. Martwię się. Zamartwiam non-stop. Że coś będzie źle, że się nie uda, że się skończy.
Czy to sprawi, że się poddam? Nie.
Czy z czegoś zrezygnuję? Nie.
Czy to mnie zatrzyma w tej drodze z dzieckiem w brzuchu? Nie.
Czy to spowoduje, że moje dziecko nie przyjdzie na świat? Nie.
A więc to jest zamartwianie niegroźne. Nieistotne. Nie-niebezpieczne.
Oczywiście, ono psuje mi humor. Mogłabym tryskać energią i mieć już pełną wyprawkę. A nie mam, bo się boję i zamartwiam. Mimo wszystko jednak, to zamartwianie niczemu nie zagraża. Ono jest, będzie, minie albo nie, zmniejszy się, zwiększy albo pozostanie bez zmian, ale NIC nie zdziała. Może być jedynie stanem emocji. Bez wpływu na cokolwiek.
Zdaję sobie sprawę, że pozwoliłam tu sobie na bardzo abstrakcyjny wywód, ale mam nadzieję, że uda Wam się odkryć w nim ten sens, który ja odkryłam.
Taki sposób myślenia o zamartwianiu pomaga mi w tej chwili radzić sobie z tym uczuciem. Powoduje, że ja to zamartwianie u siebie akceptuję. Jak sąsiada, który czasem stuka w ścianę, ale w sumie nie robi nic złego poza tym. Trzeba go tolerować. Trzeba żyć z nim. Obok.
Biorę to zamartwianie takie jakim jest, bo wiem, że mnie nie opuści. Ale jednocześnie wiem, że nie namiesza, nie popsuje. Odbierze mi dobry humor, ale niczemu nie zagraża. Ava ma totalnie wywalone na to zamartwianie. Pewnie nawet jeszcze tego nie odczuwa za bardzo (zacznie w wieku nastu lat, jak będzie mieć nadopiekuńczą matkę).
Dzisiaj wiem po prostu, że będę się zamartwiać. Bo tak mam. Bo tak ustawił mnie los.
Nie próbuję z tym na siłę walczyć, bo wiem, że ta walka zabiera mi jeszcze więcej energii. A ja tej energii potrzebuję. Żeby donosić ciążę. Żeby urodzić. Żeby wstawać potem po 8 razy w nocy do mojej córki.
Drogie Zamartwianie,
Akceptuję Cię. Nie przepadam za Tobą. Ale wiem, że ze mną będziesz.
Do ostatniego dnia ciąży. I potem też. Bo tak już mam w głowie.
Siedź sobie tam, skoro musisz. Powkurzasz mnie i tyle. Szkody nie wyrządzisz. Bo i tak nic mi nie możesz zrobić!
Pozdrawiam,
annakWiadomość wyedytowana przez autora: 27 listopada 2016, 18:59
KammaMarra, AsiaPoli, Evita lubią tę wiadomość